sobota, 28 czerwca 2014

O literackich spiting imidżach

Najpierw usprawiedliwienie - postów nie było, ponieważ Królowej Matki też nie było, to znaczy była, ale w bezinternetowym świecie w mieszkaniu własnej Mamusi, gdzie pomieszkiwała z Pomponami na chwilę potrzebną, by Pan Małżonek odstawił na Mazury Potomki Starsze, gdzie cieszyć się blaskiem ich indywidualności będzie Babunia z Dziaduniem (którym od tego blasku zapewne przybędzie siwych włosów, no, ale sami chcieli).

A teraz, z ociąganiem (bo naprawde nie wie, co na ten temat pisać) Królowa Matka spróbuje odpowiedzieć na pytanie

Postać literacka, z którą się najbardziej identyfikujesz

Teraz powinna Królowa Matka napisać, że najbardziej identyfikuje się z lady Sybil Ramkin ze względu na uczucie, jakim darzy Sama Vimesa, i zakończyć temat, ale, niestety, wrodzona uczciwość jej nie pozwala. Bowiem - choć Sybil jest jej prawie najulubieńszą żeńską postacią Świata Dysku, to od bycia prawie najulubienicą do identyfikowania się droga daleka, kręta, a czasem w ogóle nie występuje. Zwłaszcza, że lady Sybil dysponuje cechą, którą nie dysponowała ŻADNA z postaci, ostry epizod identyfikacji z którymi zaliczyła Królowa Matka, a mianowicie - naturalną i wrodzoną pewnością siebie.

Królowa Matka zaś, cóż...

W dzieciństwie i pierwszych latach młodości  identyfikowała się z jeżycjadową Natalią Borejko vel Nutrią. 

rys. M. Musierowicz

No, dobra, zębów nie miała (aż takich), i szopy loków niestety, też nie, trochę mniej piegów, poza tym wszystko. Chude kolanka i wielkie oczy, w zasadzie nie składała sie z niczego innego, dramatyczne pragnienie, by być chłopcem, mówienie o sobie per "on", skłonność do rozrywek uchodzących za chlopięce, jak na przykład łażenie po drzewach, a w środku, a gdy trochę podrosła i porzuciła mówienie o sobie w rodzaju męskim - wycofywanie się przy najmniejszym podejrzeniu już nie atatku, ale zbytniego zainteresowania ze strony nieznajomych (i całkiem dużej części znajomych), usuwanie się z pola widzenia, ciche siedzenie w kąciku. I dlatego zaczęła się ta identyfikacja Królowej Matce rozjeżdżać z wizgiem opon w okolicach "Nutrii i Nerwusa", za sprawą całkowitego nieprawdopodobieństwa psychologicznego sytuacji, w której nerwowa, wycofana i nadwrażliwa osoba o dużej intucji zakochuje się w człowieku, który na dzień dobry skuwa ją kajdankami i obrzuca obelgami.

Ale nie szkodzi, bowiem na horyzoncie majaczyla juz kolejna bohaterka Jeżycjady, spiting imidż Królowej Matki normalnie, czyli


Beata Bitner

Spiting imidż duchowy, oczywiście, bo Królowa Matka nie jest i nigdy nie była (i już nie będzie, jaka szkoda) piękna, podczas gdy Bebe B. opisywana jest jako piękność w zasadzie od pierwszej strony. Za to wewnętrznie - w punkt. Do tego stopnia, że się Królowa Matka kuliła, czytając, jakby ktoś ją podglądał. Tak jest, taka sama, zagipsowana, idealne słowo, w skorupce, żeby broń Boże nikt się nie domyślił tej wewnętrznej, żywej tkanki, bo jak się domyśli to na pewno będzie chciał dotknąć i zada ból. Niewiarygodnie prawdziwe, dosłownie jakby Małgorzata Musierowicz wzięła sobie Królową Matkę za wzór. Niestety, zrujnowało to Królowej Matce odbiór happy endu, bo wiedziała doskonale, że miesiąc wstawiania głodnych kawałków (a Dambo wstawiał WYJĄTKOWO wręcz głodne) nie wystarczy do tego, by podobną skorupę rozbić, a nawet nadtłuc. W każdym razie, jakbyś był ciekaw wnętrza Królowej Matki (parę lat temu, że tak asekuracyjnie Królowa Matka zastrzeże) to w "Brulionie Bebe B" masz jak na tacy podaną analizę przypadku.

I wreszcie Catherine Sloper. Nieładna, niezgrabna, niezręczna, przeciętnie inteligentna, w ogóle przeciętna do bólu, chorobliwie nieśmiała i z tej nieśmiałości wyjątkowo niezdarna córka szanowanego lekarza nowojorskiego (przy okazji także uparta jak osioł, jeśli tak można powiedzieć o damie, nad wyraz wytrwała i dumna), obwiniana przez ojca o śmierć przy porodzie ukochanej żony (albo po prostu o to, ze nie jest synem tylko nijaką, mało atrakcyjną dziewczyną) bohaterka


"Domu na Placu Waszyngtona" Hanry Jamesa.

Obejrzany wkrótce potem film w reżyserii Agnieszki Holland


(i tak zupełnie na marginesie właśnie Królowa Matka stwierdza, iż jej post o ulubionych ekranizacjach powinien być znacznie dłuższy) sprawił, że niemal się rozchorowała, w każdym razem gorączki z przejęcia dostała, tak bardzo, tak bardzo, ale, naprawdę , tak BARDZO ta mała, niezgrabna, plącząca się we własnych nogach dziewczynka w niej współczuła tej małej, niezgrabnej, plączącej się we własnych nogach dziewczynce (nic nie szkodzi, że potem już dorosłej) na ekranie.

A potem już nigdy Królowa Matka nie zidentyfikowała się z nikim.

I z tymi nieśmiałymi, zamkniętymi w sobie dziewczynami też (trochę ;)) przestała.

Ale jesli znasz jakąś książkę, Miły Czytelniku, ktorej bohaterka jest wycofana, nieśmiała, prawie niewidzialna (no, chyba że się właśnie kompromituje) i pelna kompleksów, podrzuć tytuł.

Królowa Matka jest prawie pewna, że się zidentyfikuje.

28 komentarzy:

  1. To jest bardzo specyficzne wycofanie, niewidzialność też nie do końca typowa, bo zewnętrznie bohaterka taka widzialna bardzo, wewnętrznie mniej (dla większości), a także dobry psychoanalityk kompleksów by u niej wyłapał mnóstwo oraz absolutnie nie życzę takich historii, jakie ona miała, ale
    Lisbeth Salander. Millennium.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkąd przeczytałam twój komentarz zastanawialam się, dlaczego Lisbeth Salander nie pasuje mi do powyższego zestawu, i wydaje mi sie, że to dlatego, ze ona nie potrzebuje ludzi. Uczy się z nimi pracować, uczy się ich akceptować, uczy się nawet niektórych lubić na swój sposób, ale ich nie potrzebuje, a w każdym razie nie tak, jak moje bohaterki. Wystarczałoby jej w sumie to siedzenie w necie i hakowanie... i nie tylko dlatego, ze ludzie ją skrzywdzili i ich unika, ale dlatego wlasnie, ze potrafi się obyć bez nich...

      Usuń
    2. Nikt nie zaznaczał, że ma być wycofana, bo... Miała być po prostu wycofana, to i jest ;)

      Usuń
    3. Rozpatrywałam ja przez podobieństwo z bohaterkami, z którymi kiedyś się identyfikowałam - one były wycofane, ale bardzo je to uwierało. Lisbeth jest wycofana... bo jest :).

      Usuń
  2. Zła Królowa Matka, zła! Po co przypominała mi o jednej z większych traum życia- o Domu na Placu Waszyngtona? Najpierw był w moim przypadku film, który przepłakałam (a ojca udusiłabym krzesłem), potem książka, która jeszcze mój ból spotęgowała. Catherine była osobą, która budziła we mnie ogromne współczucie, której bardzo chciałabym pomóc i to ona zasłużyła na szczęśliwe zakończenie, takie z fajerwerkami, małymi dziećmi jak cherubinki i tłuściejącym pogodnym mężem, a nie ta bezbarwna mameja z Masfield Park.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A. Znaczy, nie ja jedna.

      Film odchorowalam do tego stopnia, ze nie odwazyłam się go obejrzec dwrugi raz, co jest zupełnie nietypowe jesli chodzi o filmy, ktore mi sie podobały...

      Usuń
  3. Wiele osób nie lubi Brulionu Bebe B, ze względu na jego depresyjną atmosferę i główna bohaterkę. Ja ledwo wyszłam z zaczytywania się w Szóstej Klepce (ach! ta zakompleksiona Czesia!) zaraz rzuciłam się na Brulion. Idealnie obrazuje to moje przejście od bycia zakompleksioną do bycia zagipsowaną.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu Twojego posta pobladłam ze zgrozy - cieszysz się?
    JAK to możliwe, że nigdy nie czytałam "Domu na placu Waszyngtona"???
    (już kupiłam)
    (chwała wszystkim makaronom za amazon, kindla i wydania za 89 centów)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie sposób przeczytac wszystkiego.

      Też nie rzeczytalam wszystkiego, mimo "miecia" lswego czasu Listy Snobistycznej ;).

      Usuń
  5. Ooooch! Królowo! Podziwiam odwagę... (ujawnienia się, no to co, że w internecie i pod pseudonimem)
    Bromba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko dlatego ;).

      I jeszcze dlatego, ze to juz jest nie calkiem aktualne. Postaci, z ktorą zidentyfikowałam się w ciągu ostatnich dziesięciu lat czytelniczej kariery nie umiem sobie przypomniec.

      Usuń
  6. To chyba najtrudniejsze pytanie w wyzwaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoim zdaniem? Bo dla mnie nie, jednak nie, nawet jedno, ktore mam jeszcze przed soba uważam za trudniejsze.

      Usuń
    2. Chodzi mi o to, że nie znajduję bohaterki, z która mogłabym się identyfikować. Gdybym się wzięła za podobne wyzwanie, ten punkt musiałabym chyba przemilczeć

      Usuń
  7. Siostro Bliźniaczko - że się tak wyrażę. A czy z Joanną z "Błękitnego zamku" albo z Cesią tamże nie identyfikowałaś się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Joanną może trochę, ale przed jej przemiana, a Cesią - nic a nic. Cesia była za slodka, zbyt lagodna, za niewinna i za skrzywdzona. Nigdy nie pozwolilabym sobie byc tak skrzywdzona, nigdy.

      Usuń
  8. Kwartet indyjski Paula Scotta, zaczyna się książką "Klejnot w koronie". Polecam, nie tylko ze względu na jedną z bohaterek,
    A.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daphne Manners był, wbrew wszelkim pozorom, bardzo waleczna. Tak myślę.

      Szalenie mi sie podobal kwartet indyjski, szalenie (ku mojemu zaskoczeniu, co wyznaję, nie pamietam, czemu zaczęłam czytać, ale nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego,a tu takie olśnienie).

      Usuń
    2. Bardziej myślałam o Sarze, obraz Daphne mam, niestety, zniekształcony przez film ( oglądany przed przeczytaniem książki), i w tym filmie drażniła mnie ona niebywale. Może to wynika z faktu, że oglądając kogoś nieśmiałego uświadamiam sobie, jak ja (w gruncie rzeczy nieśmiała) wyglądam w oczach innych. A przy tym czuję skrępowanie tej nieśmiałej osoby wręcz fizycznie. Aż boli niekiedy.
      A.G.
      P.S.
      O Matko! O Królowo! Przez Ciebie zaniedbałam Literaturę, i literaturę, i "literaturę" i czytam Twojego bloga od dechy do dechy. I podziwiam.
      Pozdrowionka

      Usuń
    3. Mam czytelniczki, które twierdzą, ze to też jest literatura, moze jak tak będziesz sobie powtarzać to ulżysz swemu sumieniu ;D.

      I dziękuje za przypomnienie mi o Kwartecie, zapomnialam o nim, a tak mnie kiedys zachwycił. Wakacje sa, czas na powtórkę!

      Usuń
  9. Ze scisnietym sercem czytam zawsze "Perswazje" Jane Austen: pelna identyfikacja z glowna bohaterka:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno nie czytalam, chyba musze sobie zrobić powtórkę :).

      Usuń
  10. "Rebekę" Daphne du Maurier Królowa Matka zna? Robiłam dziś powtórkę musicalu na podstawie i mię olśniło, że główna bohaterka całkiem nieźle wpasowuje się w kryteria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przebóg, w pierwszej chwili pomyślałam, ze mówisz o bohaterce tytułowej :D!

      Ale główna bohaterka (czy w ogole pada gdzieś jej imię?) - tak, rzeczywiscie :).

      Usuń
  11. I jeszcze "Powiedzcie Zsofice" Magdy Szabo - trochę klimatem przypomina "Świat się ciągle zaczyna"; bym poleciła, ale boję się, że się Królowa za bardzo przejmie...
    Bromba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Królowa Matka zna i wlasnie robi sobie n-tą powtórkę w zyciu :). Uwielbiam Magdę Szabo, własnie o niej chcialam pisać w poście o ksiązkach, ktore powinno przeczytac więcej osób (to chyba Ty o to pytalaś?). To znaczy, nie o Zsofice konkretnie, tylko o magdzie Szabo, którą uważam za pisarke niesłusznie malo znaną.

      Zsofika... tak, ale JUŻ się nie zidentyfikuję (najwyżej to i owo przypomnę), bo to jednak zbyt mloda osoba :).

      Usuń
    2. Jeszcze jest główna bohaterka/narratorka "Póki mamy twarze" C.S. Lewisa. Bromba

      Usuń