czwartek, 27 sierpnia 2015

Dobrzy ludzie w internecie


Zdjęcie zamieścił The Independent.

Na zdjęciu łódź z uchodźcami. Na łodzi facet - na oko wielki, silny, dobrze zbudowany. Trzyma na ręku trzy-czteroletnią dziewczynkę, być może wszystko, co mu na tym świecie zostało. I płacze. Płacze z tak bezbrzeżną rozpaczą, że nie da się jej wyrazić słowami, że serce podchodzi do gardła, a ręce się trzęsą, tak bardzo nie można niczego zrobić.

Królowa Matka zobaczyła je, gdy siedziała w ogródku. Była wściekła, jej dzieci robiły akurat hałas, porównywalny z hałasem startującego Boeinga, wrzeszczały, bawiły się w jedną z tych bezsensownych z punktu widzenia dorosłych zabawę w rodzaju sypania piaskiem i dźgania kijem, bez przerwy czegoś chciały, a Królowa Matka myślała tylko o tym, żeby je podusić, albo przynajmniej zakneblować, związać i wrzucić do jakiejś przyjemnie głębokiej piwnicy.

A potem je zobaczyła. To zdjęcie. Podniosła głowę, powiodła wzrokiem po spokojnym, słonecznym, zielonym świecie i pomyślała: "Jestem szczęściarą. Boże, jakie ja mam szczęście. Czym sobie zasłużyłam? Czym zasłużyłam na to wszystko?".

A jeszcze potem poczytała to.

Mili ludzie. Sympatyczni, uśmiechnięci. Otwarcie, bez oporów, pod nazwiskami. Tulący w objęciach labradora, na tle róż, z ukochaną na kolanach. Dziewczyna, której największym problemem jest prawdopodobnie to, że mama podała na obiad pomidorową, a ona woli rosół, albo, że sałatka grecka ma za dużo kalorii, pisze: "Niech jedzą gówno". O ludziach. O LUDZIACH. Do ludzi. Pan czule tulący psa wypowiada się z uznaniem o Hitlerze i jego metodach rozwiązywania problemów z niepożądanym elementem. Sekunduje mu piękna dziewczyna, która zagazowałaby wszystkich, łącznie z bachorami. Dobrzy ludzie. Nigdy nie zrobiliby krzywdy swoim dzieciom. Ich koty mają lepiej niż ten rozpaczliwie płaczący mężczyzna na łodzi. Ich psy mają więcej niż trzymane przez niego dziecko.

Teraz Królowa Matka podzieli się swoją największą obawą.

Jej największą obawą oto jest, że kiedyś, za lat pięć, dziesięć, siedem, piętnaście, włączy komputer, odpali fejsa (czy co tam będzie zamiast fejsa na fali) i ujrzy uśmiechnięte zdjęcie swojego dziecka, a obok niego podobne opinie.

Hołota.

Ścierwa.

Zagazować ich.

Torturować.

Rzucać w nich granatami, nie paczkami.

Ludzi od małp dzieli Morze Śródziemne.

Że kiedyś wydarzy się coś, co sprawi, że jej dzieci staną się kimś takim samym jak ci mili, uśmiechnięci ludzie.

Kimś głupim.

Złym.

Bez litości.


https://www.facebook.com/permalink.php…


APDEJCIK

Te zdjęcia i te wypowiedzi nie są już dostępne. Kliknięcie w link przekierowuje do informacji, że strona nie istnieje lub link jest uszkodzony. Zniknęły zdjęcia, teksty, polubienia, komentarze. Prawdopodobnie w zderzeniu z brakiem anonimowości odwaga niektórych dumnych zwolenników ostatecznego rozwiązania problemu uchodźców gwałtownie staniała.

Ale niektórzy orędownicy gazowania tego ścierwa razem z jego bachorami, odesłania hołoty tam, skąd przypełzła, nakarmienia jej gównem i torturowania poczuli się boleśnie urażeni brutalnym łamaniem ich praw, czyli bezwzględnym i barbarzyńskim UJAWNIENIEM DANYCH OSOBOWYCH.

Natychmiast tez znalazł się adwokat, który się nad wrażliwym ego powyższych pochylił i już zapowiada procesy, ciąganie po sądach oraz oddawanie sprawy do Strasburga, gdzie będzie walczył do upadłego o przestrzeganie Niezbywalnych Praw Człowieka.

Tego właściwego rodzaju człowieka.

Oczywiście.





Jak to się mogło w ogóle zdarzyć, pytamy, patrząc na zdjęcia krematoriów, na góry wychudzonych ludzkich zwłok. Jakim cudem. Dlaczego holocaust, Wołyń, rzeź Ormian, Rwanda. Jak można było do tego dopuścić. Jak można było pozwolić. Jak to się mogło stać?

Otóż właśnie tak.

Tak to się stało.

Nie inaczej.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Mit zdekonstruowany

Pompon Młodszy (do Pana Małżonka, błagalnie) - Tatusiu, ale daj mi, prosę, deserek!!!
Pan Małżonek (zdecydowanie) - Ależ natychmiast, synu, jak tylko skończysz jeść.
Pompon Młodszy - Ja jus skońcyłem! Prawie!
Pan Małżonek - Nie, zostawiłeś, jak widzę, połowę sałatki. Skończ sałatkę, proszę.
Pompon Młodszy (protestując ogniście) - To nie jest sałatka! Zjadłem sałatkę, tylko pomidora wygzebałem, pomidor jest fuj!!!
Pan Małżonek (bezwzględnie) - Od kiedy jest fuj, od teraz? Bo rano jeszcze nie był fuj, ani wczoraj, na przykład. Proszę zjeść pomidora, bez wygrzebywania.
Pompon Młodszy (z bezbrzeżną goryczą w głosie) - A taką byliśmy kiedyś fajną rodziną...

I tak oto po raz kolejny w historii Prawda objawia się za sprawą Niewinnego Dziecięcia, Którego Usta Nie Znają Kłamstwa!

piątek, 14 sierpnia 2015

Anty-doradczo

Ostatnio napadają Królową Matkę Ludzie-Poradniki.

Ludzie-Poradniki mają jedno dziecko (ciekawe, że tacy najbardziej garną się do udzielania rad, o, jeszcze ci, co w ogóle nie mają i nie chcą mieć dzieci, ci też). I Wiedzą. Wiedzą, jak je karmić, poić oraz jak do dziecka przemawiać, by mu wykształcić stosowny charakter. Jakimi zabawkami je otaczać, jakich broń bogowie nie dawać do rąk, na jakie programy telewizyjne zezwalać, w jakich godzinach i czy w ogóle, jak karcić, czy karcić, za co karcić, oraz jakie tzw. metody wychowawcze ZAWSZE działają, gdyż u nich podziałały, więc.

Wiedzą to wszystko, a mimo to o coś pytają, chyba specjalnie po to, by - gdy już z Królowej Matki wycisną niechętną odpowiedź - wyjaśnić jej z wyższością, co zrobiła źle, a czego oni źle nie zrobili/ nie robią/ nie zrobią, a zrobiła to na pewno źle, gdyż jej dziecko powiedziało/ zrobiło/ zareagowało tak, jak ich dziecko nigdy, przenigdy, prze-prze-przeniegdy nie powie/ nie zrobi/ nie zareaguje.

Szansa, że Ludzie-Poradniki przeczytają królewskomatczyne wynurzenia jest zerowa (chociaż, kto wie? może niektórzy ją czytają, nie wiedząc, że to ona :)), ale od czego człowiek ma bloga, jeśli nie od tego, by sobie od czasu do czasu pary na nim upuścić.

Więc Królowa Matka upuszcza.

Będąc Młodą Mamusią przychodzili do Królowej Matki przeróżni ludzie i rad jej udzielali mnogo a mnogo, bo Przeróżnym Ludziom się wydaje, że Młodym Mamusiom tak można, a nawet należy, zaś same Młode Mamusie są zazwyczaj tak przejęte i tak przestraszone swoją nową rolą, że stanowią dość łatwy cel.

Na szczęście (o ironio) Pierworodne Dziecię Królowej Matki było wcześniakiem, a nawet najbardziej pewni siebie Ludzie-Poradniki jednak trochę wyhamowują w swoim zapale, gdy już-już padające  niby klejnoty u stóp Wdzięcznej A Niedoświadczonej Matki rady dotyczyć mają dziecka, które u zarania życia ważyło kilogram.

Ale jedną radę Królowa Matka, otrzymawszy ją, zapamiętała, stosowała i stosuje.

Udzieliła jej Położna na Oddziale Neonatologicznym. Gdy straszliwie przestraszone, bardzo niepewne siebie i bardzo, bardzo niedoświadczone Królowa Matka i jej Koleżanka z oddziału zwierzyły się Położnej, że nie wiedzą, jak karmić, jak poić, w ogóle co robić, na dwór wyprowadzać? zimą? werandować? piersią? butelką? nosić na żądanie? usypiać w łóżeczku? bo różne rady dostają, przeważnie sprzeczne? - Położna powiedziała: "Niech panie robią, co czują. Matka nigdy nie zrobi swojemu dziecku krzywdy. Jeżeli nie chce, oczywiście" - dodała dla uczciwości, bowiem wiadomo było, że w omawianym wypadku taka sytuacja nie zachodzi.

W związku z powyższym Królowa Matka pilnie obserwowała swoje dziecko i robiła to, co czuje, chociaż, naturalnie, słuchała czasem rad, na przykład własnej Matki, oraz zaglądała  zdarzało się, do poradników i innych przemądrych artykułów, które czasem pomagały, a czasem wręcz przeciwnie.

Już wtedy nie lubiła udzielać rad (także dlatego, że miała bardzo nietypowe pierwsze macierzyńskie doświadczenia), ale całkowicie zaprzestała procederu po urodzeniu Potomka Młodszego. Wówczas udzieliła ostatniej. Skierowała ją do koleżanki, która cierpiała właśnie na ogłuszenie skutkiem cykania zegara biologicznego, na Potomki patrzyła chciwym, łzawym i wyidealizowanym wzrokiem, a że sytuację rodzinną miała znacznie bardziej skomplikowaną, niż Królowa Matka, i nad powiciem dzieciątka powinna znacznie dłużej i poważniej myśleć, Królowa Matka rzekła była: "Zastanów się. To w rzeczywistości nie wygląda tak, jak w reklamach, pamiętaj, że reklamy potwornie kłamią". Koleżanka uznała, że Królowa Matka chce ją zniechęcać do macierzyństwa i się obraziła, a Królowa Matka jakiś czas później urodziła Pompony i wszelka ewentualna chęć doradzania sklęsła w niej ostatecznie, jak przekłuty balonik.

Oto, dlaczego.

Hodowane przy użyciu identycznych metod i według powyżej przytaczanej rady Położnej jedno z jej dzieci spało w swoim łóżeczku. Budziło się regularnie co trzy godziny, chwilę possało/popiło wody z butelki, Królowa Matka je przewijała i odkładała do łóżeczka, gdzie spało kolejne trzy godziny, i apiat' od początku, i tak przez dwa i pół roku. Jedno spędziło w swoim łóżeczku jedną noc. Ponieważ cała reszta rodziny spędziła tę noc WOKÓŁ łóżeczka, a nazajutrz chodziła jak zombie, od tej drugiej dziecko spało z rodzicami w łóżku do roku, potem przeniosło się do siebie, ale i tak o świcie wychodziło po szczebelkach i wracało do łóżka rodziców. Przy tym Dziecięciu była Królowa Matka chyba najbardziej wyspana, karmiła przez sen (swój, ale małego też :)), a gdy dziecko przychodziło do niej o świcie po prostu się przesuwała, nawet nie otwierając oczu. Jedno przesypiało całe noce od pierwszego dnia życia, nawet wtedy, gdy było karmione piersią, ale budziło się około 5.30 i zaczynało nowy dzień. Jedno od pierwszego dnia życia budziło się dwa razy na noc na karmienie, dzień zaczynało po godzinie ósmej, a łóżko rodziców zaczyna nawiedzać w weekendowe poranki teraz, natomiast we wczesnym dzieciństwie wyniośle je ignorowało.

Wszystkie dzieci były karmione piersią na żądanie, starsi odstawili się sami po około 22-24  miesiącach, młodsi zostali odstawieni po 5-u, ponieważ Królowa Matka wylądowała w szpitalu ze swoim chorym serduszkiem. Ponadto jedno nie wykazywało zainteresowania żadnym jedzeniem poza wspomnianą piersią, jedno miało cztery miesiące, gdy zaczęło sobie ściągać owoce i warzywka z talerzy współjedzących, dwoje jadało to, co im się podało i wtedy, gdy im się podało bez uwag i bez protestów.

Po wyrośnięciu z wieku niemowlęcego jedno przez wieeeeele miesięcy jadło prawie wyłącznie oliwki i keczup, za to nie tknęło (do dziś) świeżego pomidora, jedno z nabiału uważa wyłącznie jogurty, za to je wszystkie warzywa i owoce, jedno jest nabiałowe - ser, twaróg, mleko, owsianka na mleku, jogurty, jedno nie je niczego ciepłego (poza pizzą).

Jeśli chodzi o odpieluchowywanie, jedno nie mogło pojąć, o co chodzi z tym nocnikiem przez wiele tygodni (a miało ponad dwa lata), ale jak zrozumiało, że na to się siada i siusia - odpieluchowało się natychmiast i w stu procentach, bez żadnych wypadków ani w dzień, ani w nocy. Jedno odmówiło siadania na nocnik i od razu załatwiało się na sedes (ulubiona wersja Królowej Matki, BTW). Jedno odpieluchowywało się podręcznikowo. Jedno do wieku przedszkolnego (do końca trzeciego roku życia) spało w pieluszce, beztrosko lało pod siebie i wyjaśniało, że "nie chce chodzić w majteczkach, gdyż bardzo lubi mieć mokrą pieluchę". Jedno - bo przypomina Królowa Matka, że mówimy o chłopcach - siusiało na stojąco, zanim jeszcze sięgnęło do sedesu, jedno nie siusia na stojąco do dziś i - jak twierdzi - nie zamierza próbować. Żadne nie wykonało nigdy w życiu żadnego z tych, siejących grozę na forach dla mamuś i wśród osób mających znajomych z małymi dziećmi, numerów z kupką w stylu - wyjęcie jej z pieluchy i wymazanie nią najbliższej okolicy czy schowanie się i załatwienie potrzeby do szafy.

Jedno raczkowało w upojeniu do osiemnastego miesiąca życia i nie wyrażało najmniejszego zainteresowania chodzeniem, za to gdy zaczęło chodzić - natychmiast puściło się w galop, w którym trwa do dziś. Troje zaczęło chodzić, zanim skończyło rok, w tym jedno nie raczkowało wcale, za to stanęło na nogi w wieku ośmiu miesięcy, a ruszyło w świat - w wieku dziewięciu (zupełnym, ale to zupełniutkim przypadkiem było to akurat to dziecko, o którym Ludzie-Wiedzący-Lepiej mówili, że będzie chodzić bardzo późno, pani, jak skończy rok, półtora, albo i dwa, takie ciężkie dzieci, pani, to nie chodzo!), jedno raczkowało na rękach, ciągnąc za sobą nóżki jak bezwładne (i wywołując panikę w rodzinie), jedno raczkowało może z miesiąc, za to do tyłu.

Dwoje właściwie nie mówiło do piętnastego miesiąca życia, ale jak zaczęło to od razu zdaniami złożonymi, jedno nie odbiegało od szeroko pojętej normy, jedno nie mówiło, bo mu się nie chciało tak ewidentnie, że nawet lekarz rodzinny to lekceważył.

Wszystkie były noszone na rękach na życzenie, żadne nie zostawało nigdy odłożone, żeby się wypłakało. Żadne nie zostało przez noszenie na rękach "zepsute", żadne się nie przyzwyczaiło do noszenia tak, że nie chciało się odzwyczaić, żadne nie życzy sobie spać do teraz w rodzicielskim łóżku i, oczywiście, żadne nie domaga się karmienia piersią.

Żadne właściwie nie płakało, o opętańczym darciu się nie wspominając. Jedno przez pierwsze cztery miesiące życia robiło co prawda "wrzeszczącą" noc raz na miesiąc, ale mu przeszło bez śladu. Wszystkie, popłakujące, bardzo łatwo było ukoić.

Żadne nie przeszło etapu zwanego "buntem dwulatka", no, chyba, ze Królowa Matka przeoczyła, w związku z czym w bunt dwulatka Królowa Matka nie ma powodu wierzyć.

Wszystkie powyższe przykłady dotyczą rzeczy w dużej mierze fizjologicznych, związanych z jedzeniem, piciem, spaniem i wydalaniem, czyli z tym, na czym poradniki się skupiają.

Żadnej Królowa Matka nie żałuje i żadnej by nie zmieniła, bo tego właśnie jej dzieci potrzebowały i to pozwalało im rozwijać się w odpowiednim dla każdego tempie, a Królowej Matce w ich rozwoju uczestniczyć, a nie poddawać tresurze.

Już tylko to wystarczyło, by Królową Matkę nauczyć, że rady są bez sensu (wszystkie - poza ta jedną jedyną: "Rób, co czujesz. Nie zrobisz swojemu dziecku krzywdy").

I tego, że rad się nie udziela - zwłaszcza, gdy ma się jedno dziecko. Bo jeśli to jedno dziecko akurat idealnie pasuje do poradnika, śpi, kiedy poradnik każe, je wtedy i to, co poradnik każe, zaczyna mówić i chodzić, kiedy poradnik każe oraz nie sprawia żadnych, ale to żadnych problemów oznacza tylko jedno -

MIAŁAŚ PO PROSTU SZCZĘŚCIE, OSOBO-KTÓRA-UDZIELASZ-RAD-INNYM.

Królowa Matka też je miała. Żadne z jej dzieci nie było high-needs-baby. Żadne nie miało kolek (jednym z najważniejszych królewskomatczynych koszmarów podczas ciąży z Pomponami była wizja urodzenia kolkowych bliźniąt. Wszystkim matkom, które tego doświadczyły należy się, zdaniem Królowej Matki, medal i dożywotnia emerytura państwowa). Żadne nie jest alergikiem. Wszystkie były wysoce sprawnymi w swym fachu ssakami, a Królowa Matka wysoce sprawną w swym fachu mleczarnią. Jakoś sobie Królowa Matka nie wyobraża, że mając takie doświadczenia udziela rad, na przykład, matce alergika.

Albo sugeruje, że ta zrobiła coś źle, bo przecież ona (fakt autentyczny) po powrocie ze szpitala z dwukilogramowym wcześniakiem narąbała się pierogów z kapustą, bo akurat była Wigilia, a dzieciątko, opite jej mlekiem, spało jak anioł i ani kwiknęło, więc naprawdę, z tą dietą eliminacyjną to jakaś ściema.

Oraz, Osobo-Która-Udzielasz-Rad-Innym, przestaniesz je mieć. To szczęście.

Przestaniesz je mieć. Możesz być tego pewna na sto procent.

Pewnego dnia, gdy Twoje Dziecko wyrośnie z wieku Poradnikowego, w którym wszystko tak ładnie da się opisać, zważyć, zmierzyć i wcisnąć w siatki centylowe, czyli, mówiąc brutalnie i nieładnymi słowy - z wieku, gdy dziecko bardziej się hoduje, a mniej wychowuje, zostaniesz zaskoczona tym, że runie ono na środek ulicy i odmówi pójścia dalej z dzikim wrzaskiem (żadne z dzieci Królowej Matki tego nigdy nie zrobiło co prawda, więc może i Tobie się uda), albo przyczepi się z rykiem "kupmikupmikupmi!!!" do półki w sklepie (tego też nie, aha!), odezwie się słowem, którego go nie uczyłaś, odmówi zrobienia czegoś, o co je prosisz, odpowie niegrzecznie, nie zgodzi się z tobą, polubi coś, czego nie znosisz, uzna za nudne coś, co kochasz. Okaże się, że Ty co prawda wychowywałaś łagodnego pacyfistę o ujmującym obejściu, ale ono się spieni, wrzaśnie i uderzy kogoś ile sił.

To się zdarzy.

Zawsze się zdarza i wszystkim.

Królowa Matka wie to na pewno.

Ponieważ - mimo stosowania identycznych metod wychowawczych, pochylania się z troską, reagowania na potrzeby, acz również konsekwentnego wdrażania w życie społeczne - ma w domu:

- jednego malkontenta i pesymistę, którego trawa zawsze jest mniej zielona, a szklanka nie pusta, ale po prostu wyschnięta na wiór,
- jednego optymistę, którego świat bez względu na okoliczności mieni się wszystkimi barwami, jak bańka mydlana,
- jednego rzeczowego i spokojnego pedanta, który przepada, jak jest "odtąd-dotąd", kocha się pakować, układać po swojemu, porządkować świat,
- jednego bałaganiarza level expert, na którym Królowa Matka robiła z ciekawości testy w rodzaju "Jak tu położę jedną skarpetkę, to jak długo będzie leżała?" i poddawała się, gdy wyrosła na skarpetce cywilizacja właśnie zaczynała budować statek kosmiczny celem udania się na eksplorację cywilizacji ościennych (np. tych stworzonych na innych skarpetkach, licznych opakowaniach po chrupkach, rozbebeszonym piórniku z kredkami oraz zasuszonym ogryzku jabłka),
- jednego mistrza asertywności, po prostu nic więcej się nie da o nim powiedzieć,
- jednego histeryka, wpadającego w cholerę z byle przyczyny,
- jednego samotnika,
- dwie dusze towarzystwa,
- jednego samotnika, który pragnie ponad wszystko być duszą towarzystwa,
- jedno dziecko wysoce uzdolnione manualnie,
- jedno zupełnie pozbawione talentów manualnych,
- dwoje gadatliwych jak katarynki,
- dwoje niezwykle opiekuńczych wobec np. małych dzieci i lgnących do maluchów jak pszczoły do miodu.

I nadal tylko czworo dzieci :).


Ale nade wszystko ma czworo ludzi.

A ludzie, droga Osobo-Która-Udzielasz-Rad-Innym, nie są jak glina, którą lepisz według własnych upodobań oraz reguł.

Ludzie zaskakują.

Zawsze.


środa, 12 sierpnia 2015

Poranek

Świt blady, dzień pogodny wspina się na palce, próbując wyjrzeć nad zamglone góry, jak mawia Poeta, a Królowa Matka schodzi, czy też trafniej byłoby powiedzieć - zwleka się po schodach, wymięta, potargana, wyglądająca jak wiekowe zombie, tylko bardziej nieżywa, spoglądając na piękny, słoneczny świat zaspanymi szparkami oczu spod uwłosienia na kształt strzechy, przez którą przeszło tornado.


Pompon Młodszy (stanowiący stuprocentowe przeciwieństwo Królowej Matki, zarówno fizycznie, jak i pod względem morale, no, może poza fryzurą, jednakże, jakie to ciekawe, jemu to nic za nic nie szkodzi na urodę; radośnie) - O, mamusia kochana! Dzien dobly, kochana mamusiu, mogę cię powąchać? Jak ty pachnies ślicnie, jak jakiś piękny kwiatusek! Wyspałaś się? Nie? A cemu się nie wyspałaś, ptaski cię obudziły? Bo za głośno ćwiercały, tak?

Ależ oczywiście, że tak, Lube Dziecię, właśnie to zazwyczaj ściąga z łóżka twoją Odrobineczkę Niedospaną Matkę.

Zbyt głośno ćwierczące ptaszki :).

niedziela, 9 sierpnia 2015

Zamiast ochłodzenia

Wczoraj.

Pan Małżonek - A podobno jutro będzie... (urywa, żeby złapać szczątkowy ślad oddechu w otaczającym nas jak wilgotny kokon czterdziestostopniowym, stojącym powietrzu).

Królowa Matka (tępo) - Co?

Pan Małżonek (w zamyśleniu) - Zdaje się, że jutro ma być... (znów urywa i wpatruje się szklanym wzrokiem w przestrzeń).

Królowa Matka (okazując cień zainteresowania) - No, co?

Pan Małżonek (wciąż zawieszony jak komputer, co w tej temperaturze Królowej Matki nie dziwi ani w przypadku komputera, ani Pana Małżonka) - A jutro ma być... ma być... (rezygnuje z prób odwieszenia się).

Królowa Matka (z narastającą, obłąkańczą nadzieją w głosie) - Deszcz? Burza? Załamanie pogody? Nagły spadek temperatury? Gwałtowne ochłodzenie???

Pan Małżonek - ... piąta część Harry'ego Pottera w telewizji...

Źródło

No, szit, psiakrew oraz cholera jasna, rzeczywiście, było po co dawkować napięcie!!!

Królowa Matka wolałaby ochłodzenie...

środa, 5 sierpnia 2015

Klasyczna nadszczerość

Potomek Starszy (tonem luźnej konwersacji towarzyskiej) - Pamiętam, jak miałaś kiedyś maseczkę piękności na twarzy... cisnęło mi się wtedy na usta: "To nie działa".


I oto Królowa Matka dowiedziała się, jak to jest mieć w domu prawie-nastolatka.

Zabawnie.




... chwilowo ;).