Książka, która cię uszczęśliwia
dawno, dawno temu, gdy Królowa Matka była młodym dziewczęciem, naiwnym i idealistycznym, i kruchym jak kwiecie na przymrozku, uszczęśliwiała ją Jeżycjada. Ale tak naprawdę, naprawdę uszczęśliwiała, Królowa Matka zamykała się z każdym nowym tomem w pokoju, odcinała się od świata, zanurzała z głową w kojącym strumieniu słów i czytała, marząc w przerwach, że jej dom będzie takusieńki samiutki, jak jeżycjadowy. Też będzie pachniał ciastem drożdżowym, będzie w nim ciepło, przytulnie i wszyscy, którzy u niej chociaż raz zagoszczą będą chcieli wrócić, przyciągani serdeczną atmosferą. I każda, każda prosta czynność będzie magiczna przez tę radość, z którą będzie wykonywana. A wszystko to widziała oczyma duszy w ciepłych kolorach, bo jakoś jej się Jeżycjada najsilniej kojarzyła nie z ciemnym, wysokim, zielonym pokojem, ale z kręgiem światła lampy, oblewającej ciepłym blaskiem zgromadzone wokół niej osoby, wszystkie jak jedna życzliwe wobec siebie i szanujące swą odrębność, które to odrębności tworzyć będą razem doskonałą całość.
Po opuszczeniu tego świata skutkiem ukończenia lektury Królowa Matka cierpiała na zespół odstawienia i zaczynała czytać całą serię od nowa, grzejąc się w jej blasku, w porównaniu z którym jej własne życie wydawało się nużące, pozbawione uroku i taaaakie boleśnie zwyczajne, a własna rodzina - jakże odległa od doskonałości. Co oczywiście tym bardziej skłaniało Królową Matkę do wewnętrznie składanych sobie przyrzeczeń, że jej przyszła rodzina, jej własny dom i jej własne życie tak dalekie od doskonałości, nużące i pozbawione uroku nie będzie.
Wiele wody upłynęło w rzekach od tamtych lat, i wiele się zmieniło, i wcale nie Królowa Matka najbardziej, w każdym razie jakoś przestała mieć ona konkretne książki, które ją uszczęśliwiają. Albo przestała się nad tym zastanawiać. Czy też, by być precyzyjnym - nawet nie zaczęła, jakoś jej nie przyszło do głowy postawić sobie takiego pytania.
Aż do dnia, gdy postanowiła ruszyć z motyką na Słońce.
Możesz w to nie wierzyć, Czytelniku, ale nad niektórymi pytaniami Królowa Matka zastanawiła się całymi dniami, w każdej wolnej chwili (i tej nie-wolnej też), i to jest właśnie jedno z nich. Przed snem i po przebudzeniu, w licznych autobusach, podczas zażywania kąpieli, zmywania naczyń, zbierania zabawek Pomponów, karmieniu kotów i dzieci (i siebie), w sklepie, w szkole, o zgrozo, podczas wykonywania obowiązków zawodowych też, ani na chwile nie opuszczało Królowej Matki pytanie: "Jaka książka mnie uszczęśliwia?" i wreszcie doszła ona do wniosku, że odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna.
Następna.
To następna książka ją uszczęśliwia. Królowa Matka potrafi przeciągać przyjemność nawet na lata, na przykład gromadząc cierpliwie, tom po tomie, całą, powiedzmy, tetralogię zanim zabierze się za czytanie, ma pięć nie przeczytanych tomów Pratchetta, Pan Małżonek nie może się nadziwić, że wytrzymuje, a ona czeka na Perfekcyjny Moment. Potrafi taką książkę gładzić, dotykać, wąchać, przerzucać kartki, przeczytać jakieś wyrwane zdanie i cieszyć się myślą o tym, co poczuje, gdy Perfekcyjny Moment wreszcie nadejdzie.
W tej chwili jest to ta książka:
(poza pięcioma tomami Pratchetta, rzecz jasna :)).
Za miesiąc będzie to zupełnie co innego (Królowa Matka obstawia Cherezińską, ale jeszcze nie jest pewna na sto procent).
Królowa Matka doskonale wie, że gdy już wreszcie otworzy taką wyczekaną książkę może się boleśnie rozczarować, i że całe jej wąchanie, głaskanie okładki i radość oczekiwania może zostać okrutnie zawiedziona, i że zmarnowała całe lata (niejednokrotnie!) wąchania. Trudno, godzi się na ryzyko.
Albowiem moment prawdziwego szczęścia w oczekiwaniu na książkę następną jest zaprawdę bezcenny.
...no nie mogę teraz skomentować. (Woły, które odciągały mnie od klawiatury padły nieżywe z wysiłku.) Ale napisz, jak przeczytasz, dobrze? Napiszesz? Napiszesz? Pliz? Bo ja nie znam - nie znałam do dziś - nikogo, kto by miał fioła na punkcie pana P-R choćby troszkę zbliżonego do mojego. Kto by TAK czekał na następną książkę. Dlategom ciekawa bardzo.
OdpowiedzUsuńSerio? Ja znam kilka wielbicielek z fiolem, właściwie (jak się zastanowię) nie znam nikogo, kto by sprobował i nie wpadł w... co najmniej uznanie :).
UsuńTak, mozliwe, że napiszę :).
I przyznaj moja droga, że żaden tak tak pięknie jak Reverte nie opisuje kobiet. Uściślając - żaden z pisarzy heteryków. Gejom się zdarza:) Ale urody zatoki neapolitańskiej nie odda już żaden opis! Uzależniona jestem od tego miejsca desperacko wręcz;) Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńWybitnie, zaiste. Może nie jest hetero ;)?
UsuńJa,ja,ja czytałam ! Nie rozczarujesz się !!!!
OdpowiedzUsuńPS.też mam tak,że czekam na TEN moment !!!!
Taką mam nadzieję jako zagorzala wielbicielka :). Chyba sie nigdy (jeszcze?) nie zawiodlam...
UsuńPodziwiam i nie rozumiem. Ja nie umiem czekać... Bromba
OdpowiedzUsuńNie jest to bowiem cecha typowa u pożeraczy książek :D!
UsuńUszczęśliwia taka książka, którą po przeczytaniu pożyczam jeszcze kilku innym osobom, a te osoby w rezultacie kupują tę książkę w prezencie jeszcze innym osobom.
OdpowiedzUsuń