niedziela, 8 lutego 2015

Spojrzenie w otchłań

Potomek Młodszy - Mamusiu, a ile Potomek Starszy ma lat do dorosłości?
Królowa Matka (jak zwykle popadając w typową dla siebie szczegółowość) - Ale do takiej oficjalnej dorosłości? Bo kiedy tak naprawdę będzie dorosły to, prawdę powiedziawszy, bogowie jedyni wiedzą, może za dziesięć lat, a może za dwadzieścia, a są i tacy, co nigdy nie dorosną albo będą musieli stać się dorośli w dwunastej wiośnie życia... ale tak oficjalnie, z dowodem osobistym i prawami wyborczymi to będzie za osiem lat.
Potomek Młodszy (z oczami jak spodki) - Za osiem?! A ja kiedy?
Królowa Matka - No, za jedenaście...
Potomek Młodszy (zapowietrzając się) - Za jedenaście?! Ja myślałem, że mi dwadzieścia lat do dorosłości brakuje! Albo nawet dwadzieścia siedem!!! (przetrawia przez chwilę świeżo nabytą wiedzę, po czym, ze zgrozą) ...faktycznie życie jest krótsze, niż się spodziewałem!

***

W tym miejscu miał się znaleźć bannerek z unikalnym numerem Pólherbacianych w konkursie na Bloga Roku 2014, już ostatnim, a także z Bambi Eyes, też ostatnimi, i stosowną ilością próśb o głosy.

Zamiast tego Królowa Matka przekleja wpis, który poczyniła na swoim fanpejdżyku na Facebooku, na który, jak wie, wielu jej Czytelników nie zagląda.

Voila:

Fragmencik maila, który Królowa Matka otrzymała dziś rano:

"Koszt 1 smsa w pełnym pakiecie z uwagi na dużo zabawy, przekładania kart i nakład pracy to 1,50zł.
Możliwości techniczne dla pozostałych 2 dni konkursu ( niedz, pon), to wysłanie 25 smsów dziennie po 17nastej.
Oczywiście przekazuję raport po wykonaniu usługi, daty i czasu wysyłki oraz gwarantuję pełną dyskrecję Twojego udziału.".

Czyli po prostu propozycja nie do odrzucenia związana z faktem, ze w nocy Polaherbaciane wyleciały poza pierwszą dziesiątkę.

Królowa Matka chciała dziś zamieścić kolejny wpis o Potomkach okraszony ostatnią, smutną prośbą o głosy, kompletnie beznadziejną, ponieważ z obserwacji wie, że ci, co się za pierwszą dziesiątkę wysunęli już do niej nie wracają - zazwyczaj.

Ale teraz już o głosy nie poprosi.

Uczciwość nie pozwala jej narażać swoich Czytelników na koszty głosowania w konkursie, w którym uczciwie wygrać jest na pewno możliwe, ale - jak właśnie widzi - niekoniecznie, zwłaszcza, jeśli nie jest się hegemonem blogowym tylko takim średnio popularnym blogiem jak jej własny. Bo jakoś nie ma Królowa Matka złudzeń ani co do tego, że jest jedyną osobą, która podobnego maila otrzymała, ani co do tego, że nie będzie w konkursie takich, co zechcą z hojnej oferty skorzystać.

Królowa Matka bardzo Wam dziękuje za dotychczasowy udział, byliście kochani i walczyliście walecznie, i nieustannie uważa za zaszczyt posiadanie takich Czytelników.

Dziękuję.


Królowa Matka nie chciała wygrać konkursu na Bloga Roku. Poważnie, czy ktokolwiek, kto ją choć trochę zna z bloga, o realu nie wspominając, może ją sobie wyobrazić na Gali, wśród celebrytów i błysków fleszy? No helloł, mówimy o osobie, która spotkanie blogerów książkowych we wrześniu przesiedziała w kąciku, z oczkami jak spłoszony króliczek i odzywając się najmniej jak tylko można, a osób na spotkaniu było z pięćdziesiąt.

Więc wygrać - nie. Ale miała Królowa Matka nieśmiałe marzenie, bardzo nieśmiałe, by się znaleźć w pierwszej dziesiątce. Takie, rozumiecie, Kochani Czytelnicy, dziecinne marzenie, by zakończyć swój udział w konkursach na blog roku z przytupem.

Jest jej niewyobrażalnie przykro, że się nie dowie, czy to możliwe. 

I że kończy z przytupem, ale jest to przytup tego rodzaju.

Ale najbardziej, że zmarnotrawiła wysiłki i zasoby swoich Czytelników. I tego, że ich dobra energia rozbiła się o takie obrzydliwe coś.

Nie prosi o dalsze głosy, bo już nie wierzy, że to cokolwiek da.

Nieustannie dziękuje za te, które już otrzymała.



PS. Tytuł miał być zabawnym odniesieniem do dramatycznych odkryć Potomka Młodszego i został wymyślony już wczoraj. Szkoda, że pasuje i do reszty.

sobota, 7 lutego 2015

Bezgranicznie patologicznie

Leniwe popołudnie w Domu w Dziczy.

Królowa Matka stuka na klawiaturze laptopa jeden ze swoich wiekopomnych tekstów, na które czekają z utęsknieniem rzesze, nieprawdaż, jej wielbicieli, gada z kimś na Facebooku względnie udziela się na forum, a przed nią na stole leży baton "Pawełek", zakupiony dla Królowej Matki przez kochającego Pana Małżonka.

Królowa Matka wyjaśni, że baton "Pawełek" nabywany jest w Domu w Dziczy w sytuacjach, gdy Wredni Rodziciele chcą się pożywić czymś słodkim bez towarzystwa czterech szeroko rozdziawionych jam chłonąco-trawiących w najbliższej okolicy, które to jamy są spławiane za pomocą informacji, że w składzie batona znajduje sie spirytus, substancja Dzieciątkom surowo wzbroniona.

No więc Królowa Matka pisze, baton "Pawełek" leży, a przy łokciu Królowej Matki materializuje się Pompon Młodszy i zawisa wzrokiem na Potencjalnej Wyżerce.

Pompon Młodszy (podchodzi Rodzicielkę strategicznie) - Mamo, cy jak skońcys to, co robis i otworzys tego batonika to mnie pocęstujes?
Królowa Matka (udzielając tej samej odpowiedzi, co pozostałej trójce przy podobnych okazjach, frajerka) - Nie, synku, ten baton nie jest dla dzieci, bo zawiera alkohol...
Pompon Młodszy (z namysłem) - Hmmm... (po dłuższej chwili przetrawiania tej informacji, wznosząc na Królową Matkę wielkie, niewinne oczy elfa)... ale ty wies, ze ja bardzo lubię alkohol?

Eeeee...

No, właściwie tylko to przychodzi Królowej Matce do głowy ;).

czwartek, 5 lutego 2015

Wstęp do ciągu dalszego, który nastąpi

Komoda kąpielowa wyposażona w wanienkę oraz liczne półeczki i schowki.

Lub też zwykła komoda, z półeczkami i szufladkami.

Przewijak – osobny, lub występujący w wersji nakładki na łóżeczko.

Pojemnik na pieluchy, zwany elegancko i nowocześnie pieluchomatem.

Podgrzewacz na butelki, który można podłączyć do gniazdka w samochodzie.

Wiaderko kąpielowe (plus stojak), zapewniający możliwość wygodnej kąpieli dziecka przez całe sześć miesięcy.

Pompka do wysysania jadu owadów.

Dekoder płaczu identyfikujący rodzaj dźwięku i porównujący go do pięciu uniwersalnych wzorów płaczu.

Kuleczki do toalety w kształcie uśmiechniętych słoneczek, dla chłopców, służące do nauki celowania.

Woreczek na pierwszy ząbek (w zachęcającej cenie 55 złotych polskich).

Silikonowe nakładki na skarpetki, ułatwiające raczkowanie, plus ochraniacze na kolana.

Elektroniczna niania, monitor oddechu, wibrujący odbiornik zakładany na rękę, działający tak, jak elektroniczna niania, ale sygnalizujący płacz dziecka wibracjami, zestaw stałego podglądu pokoju dziecka , czyli wideomonitor, może być w wersji de luxe – połączony z czterema kamerami i noktowizorem.


Oto zaledwie częściowa i baaaardzo niekompletna lista rzeczy, bez których udało się Królowej Matce wychować, wykarmić, wielokrotnie przewinąć, postawić na nogi i (częściowo) wypuścić w świat czworo dzieci, wszystkie w jednym kawałku, wszystkie – o ile może o tym wyrokować – bez cech traumy, wszystkie nie zubożone wewnętrznie świadomością, że wyciągała ich pieluchy z worka stojącego za kanapą, a nie z pieluchomatu.

Jest to coś, co – zdaniem jakże licznych artykułów w gazetkach dla młodych mam – absolutnie nie powinno jej się udać.

Rzecz zaczyna się najczęściej tak:

Rodzi człowiek dziecko.

Zazwyczaj najpierw jedno, zazwyczaj nie ma doświadczenia, a zaufanie do babć/ cioć/ teściowej bardzo ograniczone, zazwyczaj nie wie masy rzeczy, gubi się w tych rzeczach, które wie (albo wydaje mu się, że wie) i stara się tę wiedzę uporządkować.

A zresztą, nawet z wiedzą uporządkowaną na maksa może mieć stuprocentowa pewność, że coś go zaskoczy.

I wtedy pojawiają się ONE. Gazetki dla młodych rodziców. Pełne dobrych rad, fachowych przecież, prawda? Sami specjaliści tam piszą i jak piszą, że powinno się nabyć przewijak, to się go nabywa, bo przecież dla dziecka wszystko.

Oto mamy kolejny powód, dla którego Królowa Matka nienawidzi gazetek dla kobiet w ciąży ani też gazetek dla młodych mam (bo - choć mniej zaawansowanym Czytelnikom bloga mogło to umknąć - Królowa Matka nienawidzi ich szczerze). Kolejny, po zinfantylizowanym języku stanowiącym gwałt na polszczyźnie oraz po sprowadzaniu niejednokrotnie dramatycznych problemów do kilku nic nie znaczących, okrąglutkich - i zdrobnionych - frazesów (ach, artykule o wcześniakach, zdrobniony tak twórczo, jakże ciepło cię wspomina Królowa Matka do dziś, a wszak minęło od chwili twej publikacji lat dziesięć!).

A jak już autorki artykułów zdrobnią wszystko, co da się zdrobnić (i część tego, co się nie da też) i spłaszczą, co się da spłaszczyć, zaczynają zachęcać do nabywania absolutnie niezbędnych gadżetów, które mają ułatwiać życie.


Tylko wiecie co? Nie ułatwiają. Pięknie wyglądają na zdjęciach, w stylizacjach wnętrz liczących, tak na oko, ze dwadzieścia metrów kwadratowych, w tych pokojach dziecięcych o rozmiarach dużych pokoi w bloku, w łazienkach, które nigdy nie są klitką, o nie. Mieści się tam i komoda kąpielowa z szufladkami, półeczkami i schowkami, i wiaderko ze stelażem (w którym można kąpać dziecko tylko do szóstego miesiąca życia, ale ojtam ojtam dziecku będziemy żałować? Przecież napisali, że to dla niego najlepsze!), i jeżeli kogoś stać na taką łazienkę, nie jest dla niego problemem wymiana wiaderka na komodę, a jednego modelu wózka na drugi, zaś zamontowanie elektronicznych niań po całym domu to pikuś, to super, cieszymy się wszyscy, te gazetki są dla niego.

Tyle tylko, że większości rodziców nie stać. A gazetki tworzą fałszywy obraz dziecka, które do szczęścia niezbędnie potrzebuje tego wiaderka. Potem komody kąpielowej. Potem nocnika z pozytywką, potem naklejek w sedesie. A potem zacznie chodzić i już można grać na kolejnej strunie wrażliwej rodzicielskiej duszy – Królowa Matka zadała sobie trud i policzyła, ile kosztuje najtańsza (co podkreśla) wersja zabezpieczenia domu, by uchronić dziecko przed wypadkiem. Dwa i pół tysiąca złotych kosztuje. A tylko o zabezpieczeniu mówimy. A to przecież nie wszystko, bo i meble należy wymienić, i zabawki , i maskotki z bijącym sercem na edukacyjną tablicę uczącą języków. Bez tego się nie da. Bez tego coś pójdzie nie tak.

I rodzic czyta, i kupuje, a jak nie może kupić, bo ma łazienkę w bloku i po zakupieniu komody, przewijaka, wiaderka i wanienki nie jest w stanie użytkować jej zgodnie z przeznaczeniem, bo się w niej nie mieści, to rosną w nim wyrzuty sumienia. I czarne wizje, podsycane statystykami wypadków, które przytrafiają się w domu (a on przecież nie kupił żabek do pościeli – BTW, co to są żabki do pościeli i przed czym chronią? - i teraz jego dziecku stanie się jakieś straszne coś).


Więc osobiście Królowa Matka poleca raczej fora internetowe jako to miejsce, gdzie można się dopytać, co jest potrzebne, a co jest tylko gadżetem, którego użyje się raz lub wcale. Szanse, że ktoś zdrobni wszystkie wyrazy znacznie mniejsze. 

A że ktoś trzeźwo powie „daj sobie spokój, skoro musisz to mieć, pożycz od kogoś, kto już nie potrzebuje!” - znacznie większe.

Podobnie jak na to, że nie trafi się na kogoś, kto bierze pieniądze za przekonywanie rodziców, ze potrzebują przedmiotów, których tak naprawdę nie potrzebują – ani oni, ani ich dzieci.



Co jakiś czas temu napisawszy Królowa Matka - której dzieci szczęśliwie weszły w wiek, w którym ułatwiające życie pomoce do kąpieli i przewijania staja się zbędne - uznała, że sprawa już jej nie dotyczy.

Po czym niedawno życie zweryfikowało jej pogląd i nagle okazało się, że Wszechswiat najwyraźniej dba o to, by tematu do postów nigdy Królowej Matce nie zabrakło.

O czym wkrótce :).

wtorek, 3 lutego 2015

Prośba

Pierwszy raz do konkursu na Bloga Roku Królowa Matka przystąpiła w roku 2012 i w nastroju "a co mi tam, spróbuję", o czym kto ciekaw może sobie poczytać, a kto nie ciekaw - przejść do dalszej części tekstu.

Po odpadnięciu z konkursu na miejscu 51, które uznała za zawrotny sukces swego bloga, wówczas prowadzonego od trzech miesięcy pomyślała sobie "Do trzech razy sztuka!" i rok później ponownie się zgłosiła, chociaż do nastroju "A co mi tam!" oraz do entuzjazmu było jej daleko.

Ale jak się już zgłosiła to, przyznaje, pomimo początkowego braku entuzjazmu bawiła się naprawdę nieźle. Sporządziła staranny i przemyślany pod względem marketingowym ;) wpis żebrzący, a na Facebooku plątał się zaopatrzony w stosowny tekst Banner z Oczkami tych domowników Domu w Dziczy, których urok miał szanse zmiękczyć te serca, których Królowa Matka nie dała rady zmiękczyć słowami i podobno odniósł nawet skutek, jak doniosły Królowej Matce osoby, które udało się jej rozbawić.

Mimo tak imponująco zakrojonej akcji promocyjnej blog Królowej Matki zakończył udział w konkursie na miejscu 21, choć przez jedną, powodującą zawrót głowy chwile znajdował się w pierwszej dziesiątce. Królowa Matka pośledziła konkurs do końca, pomyślała, doszła do przeróżnych wniosków, z których część opisała, a części nie, i rok później darowała sobie udział w imprezie, nie darowała sobie jednak naukowych obserwacji zjawiska.

Ich skutek był taki, że Królowa Matka doszła do kolejnych licznych, bardzo licznych wniosków, z których na czoło wybił się jeden:

formuła konkursu polegająca na zbieraniu SMSów od Czytelników jest dla bloga Królowej Matki barierą nie do przejścia.

Nawet przy na maksa rozdmuchanej akcji promocyjnej Królowa Matka jest w stanie uzbierać nie więcej niż sto parę głosów. Ostatni z finałowej dziesiątki blog w roku 2012 miał ich 354, a ten z 2013 - 664.

Mimo tej przygnębiającej świadomości Królowa Matka postanowiła zgłosić swojego bloga do konkursu na Blog Roku 2014.

Bo do trzech razy sztuka przecież.

Bo to jubileuszowy konkurs, dziesiąty, czy nie jest milej kończyć swego z nim spotkania w roku jubileuszowym, a nie byle jakim?

Bo całkiem sporo jej blog Blogowi Roku zawdzięcza, jak napływ nowych czytelników na przykład.

Bo Jurorzy przyjemni. I w dodatku umieją czytać.

No i trochę "a co mi tam".

Ale tym razem Królowa Matka nie będzie siać bannerkami na FB i przypominajkami na blogu. Nie będzie skłaniać do głosowania znajomych, nieznajomych, własnej rodziny i cudzych rodzin groźbami i szantażem emocjonalnym.

Najwyżej troszeczkę Bambi eyes może zrobić, o, prawie takie:


Ale żebrać nie będzie.


Królowa Matka poprosi.

I jeszcze powtórzy swoje własne słowa sprzed dwóch lat, które och, jak bardzo nie straciły nic a nic na aktualności:

... ale, Czytelniku, zagłosuj tylko, jeśli uważasz, że blog Królowej Matki się nadaje na dostanie się do, powiedzmy, pierwszej setki. 

Nie, jeśli czuła Twa dusza brutalnie urażona została wizją Wielodzietnej Matki, której blog odpadnie z konkursu za jedyną pociechę mając SMS od obowiązkowego Małżonka. Nie, jeśli uległeś (zdałoby się) ujmującej i pełnej dowcipu osobowości Królowej Matki. Nie, jeśli przypadkiem znajdujesz się w opisywanym powyżej stanie "a co mi tam!". Nie, jeśli założyłeś się z kumplami, że zagłosujesz na pierwszego bloga, na którego trafisz w spisie konkursowym.

Ale wtedy, gdy blog Ci się NAPRAWDĘ podoba.

Kiedy nadejdzie dzień, gdy blog Królowej Matki odpadnie ostatecznie i nieodwołalnie, i po raz ostatni z konkursu na Blog Roku chciałaby ona wiedzieć, że wszystkie głosy, jakie otrzymała, otrzymała tylko od tych osób, które jej bloga lubią. 

Bogowie, dostać sto takich głosów z pewnością nie wystarczy, aby się dostać choćby do pierwszej trzydziestki, ale jak bardzo uskrzydli! To dopiero będzie nagroda, niech się schowają wszystkie, które można wygrać w konkursie razem wzięte.

Tak więc.


Proszę.

Bardzo proszę.



 ( SMS treści C11597 na numer 7122. Proszę pamiętać aby nie wstawiać w SMS spacji, nie trzeba też nic więcej pisać. 

Dochód z SMS'ów zostanie przekazany na fundację Dzieci Niczyje. )