Książka, która cię rozśmiesza
- I znowu będzie Pratchett - powiedział posępnie Pan Małżonek, gdy usłyszał temat dzisiejszego wyzwania; i pomylił się dramatycznie.
Bowiem Pratchett nie pisze książek, które rozśmieszają Królową Matkę, czy też może raczej - ich rozśmieszające funkcje są traktowane przez nią jako kompletnie uboczne. Zdaniem Królowej Matki Pratchett pisuje moralitety i rozprawy filozoficzne, dla niepoznaki ubrane w błyskotliwe formy literackie, a niepodobieństwem jest wszak uznać, że człowiek czytuje ku rozśmieszeniu moralitety.
Z innymi zabawnymi książkami w życiu Królowej Matki było podobnie - nawet, jeśli śmieszyły, nie były czytane dla tej funkcji. Albo, na przykład, w ogóle nie miały być (przede wszystkim) śmieszne, po prostu autor miał wyrafinowane poczucie humoru, któremu dawał czasem upust (niektóre teksty Karola Dickensa budzą w Królowej Matce zjadliwy chichot, a naprawde trudno uznać, że pisał on zabawne książki).
Słowem zastanawiała się Królowa Matka, myślała, odrzucała, eliminowała (Bill Bryson? wczesna Joanna Chmielewska? Ben Elton?), aż wreszcie dokonała wyboru.
Panie i Panowie, Ladies and Gentelmen, Damen und Herren, książkę (a nawet książki), która rozśmiesza Królową Matke niezmiennie od lat (i po której Królowa Matka nie spodziewała się żadnego masażu przepony, ot, wypożyczyła ją z biblioteki niesiona falą zainteresowania literaturą brytyjską) napisał Gerald Durrell i jest to
"Moja rodzina i inne zwierzęta" (już sam tytuł, nieprawdaż, daje radę,
oraz ciąg dalszy, i inne książki tego autora też, ale je czytała Królowa Matka już w pełni wiedząc, na co się decyduje).
Gerald Durrell, będąc, jak to ujmuje, we wrażliwym wieku lat dziesięciu zamieszkał wraz z matką (wdową, co należy podkreślić ze szczególnym naciskiem, gdyż tego domagała się sama zainteresowana) oraz trojgiem starszego rodzeństwa na wyspie Korfu w Grecji, gdzie rodzina spędziła pięć lat.
A była to rodzina silnie niebanalna, na tyle, że zepchnęła główny temat książki, czyli zwierzęta, które stanowiły wielką miłość autora, i zainteresowanie którymi rozwijało się na Korfu bujnie niby grecka przyroda, na margines. No,w każdym razie Królowa Matka woli te części wspomnień, które dotyczą mamusi autora, najstarszego brata, Larry'ego, który właśnie zaczynał podążać wyboistą ścieżką kariery literatury (w przyszłości był wymieniany nawet jako kandydat do nagrody Nobla; niestety, lektura wspomnień jego młodszego braciszka chyba nigdy nie pozwoli Królowej Matce pochylić się nad "Kwartetem Aleksandryjskim" ze stosownym namaszczeniem i powagą), Lesliego, polującego na wszystko, co się porusza, oraz siostry Margot, zajętej głównie dbaniem o urodę, walką z trądzikiem i regularnym zakochiwaniem się nieszczęśliwie.
W porównaniu z nimi zwierzęta wypadają wręcz blado, a są to zwierzęta raczej oryginalne, takie jak na przykład samica skorpiona z malutkimi skorpioniętami, modliszka i gekon (walczące ze sobą, w sypialni autora zresztą), żaby, pająki, żółwie, którym robi się sekcję na werandzie, o tych zwykłych, nudnych, typu ptaki czy psy nie warto nawet wspominać (chociaż czy wierny czytelnik mógłby nie wspomnieć o suczce mamusi autora, niejakiej Dodo, rasy Dandy Dinmont, wyglądającej "jak kiełbasa obdarzona mglistą świadomością"?). A jeśli opis skorpiona z małymi wydaje się blady przy opisie rodziny to - cóż to musi być za rodzina!
Co nie znaczy, że opisywaniu zwierząt czegoś brakuje (opis urżniętych w trupa buteleczką obalonego - dosłownie - piwka srok - bezcenny, bardzo Królowa Matka poleca, bardzo), a w dodatku czasem pojawia się opis zwierząt i rodziny zarazem (na potrzeby tej notki Królowa Matka sobie odświeżała dzieło i właśnie się spłakała i - excusez - posmarkała ze śmiechu - jak zwykle, co należy dodać gwoli kronikarskiej ścisłości, nieprawdaż - przy opisie ratowania omdlałych z gorąca węży i skutków tego ratowania).
Tego Korfu już na pewno nie ma, dzisiejsza Grecja w niczym nie przypomina tej sprzed siedemdziesięciu już lat... ale jak dobrze że została uchwycona, jak piękny motyl w bursztynie, i opisana.
I jak dobrze, że Królowa Matka miała w swym życiu fazę intensywnego zainteresowania pisarzami brytyjskimi :).
Uwielbiam tę książkę- czytałam ją po raz pierwszy (zapewniam, że nie ostatni) w pewne potwornie upalne lato. Co prawda miejsce było znacznie mniej egzotyczne niż Korfu, za to temperatury iście piekielne. Miałam chyba coś z jedenaście lat, lekkiego fioła biologicznego i strasznie denerwowały mnie wstawki o rodzinie- ja chciałam ZWIERZĄT! Z książki przejęłam też sposób matki autora na rozmowę w nieznanym języku, sposób doskonały i skuteczny- również "rozmawiałam" po francusku, więc może dotyczy tylko tego języka.
OdpowiedzUsuńMargo jeszcze pięknie rozmawiała z cudzoziemcami :))).
UsuńJa jestem jednak wielbicielką rodziny, chociaz jak Durrella zaczęłam czytać to myślałam, ze zwierząt ;D.
Też tak miałam! to znaczy, przy pierwszej lekturze, rodzinę po prostu pomijałam (doceniłam ją później). Chciałam jeszcze przypomnieć o cioci, która jeździła po ruchomych schodach z pięcioma szczeniętami na smyczach...
UsuńBromba
Ben Elton! Ben Elton! Ben Elton! "Let Them Bind! In a Hands!" - ot taki cytat z klasyki brytyjskiej;) Wielki pisarz i wielki aktor. Ale kto poza nami go zna???
OdpowiedzUsuńMoi Czytelnicy :D. Już o nim pisałam, i nawet zdjęcie kanoniczne dałam, z Dzieła!
UsuńPS. O Dziele tez będzie w tym wyzwaniu, a jak!
A pamięta Królowa scenę z kostiumem kąpielowym Matki? Nie sposób powstrzymać łez, które zaczynają tryskać na skutek rozbawienia :)
OdpowiedzUsuńNie! Dlaczego ja tego nie pamiętam (spytała sama siebie podejrzliwie Królowa Matka i poszla sprawdzac :)).
UsuńKocham! Wszystkie, które mam, łącznie z tą, w której pisał o swojej pierwszej pracy w ogrodzie zoologicznym - "Zapiski ze zwierzyńca" chyba? Najlepsze jest to, że czytam je od ekhm, nieprzyzwoicie wielu już lat i im jestem starsza, tym fajniejsze niuanse dostrzegam, których nie wyłapywałam wcześniej. Ech, Anutku, przerażająco wiele nas łączy literacko. Może to cecha genialnych umysłów, wiesz, great minds itp...:-)
OdpowiedzUsuńMówisz (ucieszyła się pochlebiona Anutek)? :)
UsuńUwielbiam te książki, a tłumaczenie Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej oprawiło ten brylancik w platynę, że tak się szumnie wyrażę. Oryginały też są zabawne. Ja zetknęłam się po raz pierwszy z Durrelem w książce "Opowieści o zwierzętach" (ach! och! wspaniałe!) i potem już poszło. Mama Durrellowa musiała być wyjątkowego zdrowia psychicznego. Założony przez Geralda Durrella Jersey Wildlife Preservation Trust ciągle działa i opiekuje się zagrożonymi gatunkami, reintrodukując je tu i ówdzie do siedlisk naturalnych.
OdpowiedzUsuńPisz, pisz koniecznie. Czekam z mlaskaniem ;-)
Agnieszka
Ciagle mam nadzieję, ze podolam, trzymajcie kciuki :).
UsuńKocham Durrella szczerze, i właśnie próbuję sobie przypomnieć u kogo są moje egzemplarze, bo jak mi ktoś oddaje w towarzystwie, to okazuje się jest jeszcze jakaś sierota, która tych książek nie zna, więc wpycham, ona mi oddaje z wylaniem, okazuje się, że ktoś jeszcze.. itd.
OdpowiedzUsuńTak!!! Miałam tak samo!!! Aż wreszcie paru znajomym sprezentowałam, a reszcie przestałam pożyczać :).
UsuńAle to w sumie może dlatego, ze z racji wąskiego grona znajomych nie znałam już nikogo, kto by Durrella nie czytał :))).
Och,kocham Durrela ,on mi tak cudnie przeczyszcza kanaliki łzowe i masuje przeponę
OdpowiedzUsuńZaprawdę, leczniczy to autor :D!
UsuńWiele książek ubawiło mnie w życiu do łez. Pamiętam jak najpierw ja, a potem Kitek, płakaliśmy nad opisami pióra Wawrzyńca i jak posmarkałem się przy "Dożywociu" Marty Kisiel. Durrell czeka grzecznie na wakacje, a właściwie, w moim przypadku, lato :) Po Twoim wpisie może cas oczekiwania będzie krótszy :D
OdpowiedzUsuńNo to ja sobie na wakacje zaklepię Martę Kisiel i posmiejemy sie, ze tak to ujmę, na krzyż :)..
UsuńPrzede mną "Nomen omen". Chyba już się naczekał, a i fala zachwytów minęła, to na spokojnie wchłonę :)
UsuńWszystkie jego książki są zabawne, kupiłam każdą, ale oczywiście, dzięki "wpychaniu znajomym" opisanemu wyżej zostały mi tylko 3. Razem z Chmielewską, Bożkowskim, Agatą Christie stanowią podręczny zestaw antydepresyjny.
OdpowiedzUsuńA.G.