Czemuż więc, mógłby sceptycznie zapytać jakiś Dociekliwy Czytelnik, recenzja "Tobie się uda" pojawia się na wspomnianym blogu dopiero teraz, gdy książkę przeczytał cały świat, połowa świata ją zrecenzowała, a druga połowa - nie, ale tylko z tego powodu, że nie dysponuje blogiem psedosiążkowym/kontem na "Lubimyczytać"/albo "Nakanapie"/ani niczym podobnym? I to pomimo faktu, że swój egzemplarz, zamówiony w przedsprzedaży, miałam w rękach już w dniu premiery?
Czytelnikowi takiemu mogłaby tylko spojrzeć odważnie w oczy i rzec nieulękle, acz z pewną dozą zawstydzenia - "Nie wiem!" (i nie zasłaniać sie jakimiś tam maturami dziecka i innymi stresującymi sytuacjami, w końcu to dziecka matura, nie moja, niech ono się boi, a jeśli chodzi o stresujące sytuacje NO TO PRZECIEŻ NIE MA JAK WÓJTOWICZ SE POCZYTAĆ PRZECIEŻ!!! Zero logiki w głowach niektórych blogerek. Zero).
W "Tobie się uda" nie skupiamy się na przygodach Celiny Nowak, jak to było w „Z tobą będzie inaczej”, co przyjęłam w pierwszej chwili z piknięciem żalu w serduszku, bo bardzo chciałam się dowiedzieć, co u Celki i jej Jana Zbendy, że o okolicznościach zbrodni-nie zbrodni nie wspomnę, i jakoś tak założyłam, że historia ich związku oraz rozwiązanie kryminalnej zagadki zostanie nam podane jak w tradycyjnych cyklach, niejako w trybie "ciąg dalszy nastąpił" ("Żalu? I to ma być ta miłość? A gdzie, ja się pytam, zaufanie do Autorki?" mógłby spytać drwiąco ten sam, co wyżej Czytelnik, a ja,cóż, mogłabym mu powiedzieć tylko: "Masz ma rację, Dociekliwy Czytelniku, a teraz już ić sobie!", po czym wrócić do recenzowania).
Tym razem na planie pierwszym mamy Iwonę Borkowską, przyjaciółkę od serca naszej Celiny. Iwona Borkowska ma prestiżową pracę, interesujące hobby i urodę klasy lux. Jest żoną idealną, gospodynią idealną oraz perfekcjonistką, która wiedzie spokojny i szczęśliwy żywot u boku kochanego, kochającego i do kompletu przystojnego małżonka w spokojnej dzielnicy Wrocławia, w domu po teściach. Dom jest może ciut specyficznie udekorowany (zdobią go wypchane zwierzęta, trofea i dowody pasji myśliwskiej jej teścia, których szklane, a jednak przejmujące spojrzenie niejednego gościa, a i panią domu również, doprowadzały do rozstroju nerwowego i/lub kłopotów gastrycznych, no ale czegóż się nie robi dla małżeńskiego szczęścia, zaciska się zęby i znosi pełen wyrzutu wzrok jelonka czy innego łosia, prześladujący człowieka nawet w toalecie).
Iwona jest kobietą luksusową, zaś jej mąż kocha czołgać się w błocie, tarzać w roślinności i spać na karimatce w leśnej głuszy, jasnym jest zatem, że - jak na kochającą sie parę przystało - urlop spędzają oddzielnie. On w leśnej głuszy, w towarzystwie podobnych mu maniaków szeroko pojętego łona natury, ona w domu, ze SPA w okolicy i z trenerem internetowym, który pomaga jej utrzymać nienaganną sylwetkę w nienagannej formie. I z jedną, niewinną słabostką w postaci wystrzałowo atrakcyjnego sąsiada, który w sąsiednim ogrodzie rzeźbi swe boskie ciało ku uciesze Iwony oraz wielu followersów, śledzących proces rzeźbienia na Instagramie.
Niestety, wizja relaksu w SPA w trakcie tego konkretnego urlopu oddala się rączym kłusem, albowiem Iwona godzi się przygarnąć pod swój dach starszą panią, ciotkę małżonka, jego jedyną krewną, która musi się gdzieś podziać na czas remontu jej własnego lokum.
Po czym sprawy zaczynają się komplikować.
Jedno nieopatrznie rzucone zdanie sprawia, że prężący muskuły w swoim ogródku na oczach Iwony (oraz followersów) Krystian zaczyna być uznawany przez sąsiadów, listonosza, kuriera dostarczającego przesyłki, ciotkę Anatolę, no, dosłownie przez wszystkich, za jej kochanka.
Gdy zaś pewnego pięknego dnia Iwona zamiast pokazu wyciskania na klatę widzi tylko spoczywające pod krzaczkiem, leżące w bezwładzie (acz pięknie wyrzeźbione) kończyny, a właściciel kończyn okazuje się tak nie do końca żywy, biedaczka staje się pierwszą podejrzaną. Bez survivalowo łowiącego ryby gołą ręką w leśnych ostępach męża, z ciotką Anatolą (i cóż z tego, że całkiem życzliwie odnosząca się i do chłonięcia uroków sąsiada przez okna, i do idei romansu) u boku, Iwona musi stawić czoła nie tylko organom policji w postaci piekielnego (naprawdę) podkomisarza Zacharczyka, ale również ewentualnemu mordercy, który przecież może czaić się w okolicy.
Na szczęście może liczyć na niezawodne wsparcie przyjaciółek: Celiny i Matyldy.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że policja szybko rozwikła zagadkę i całe to szaleństwo skończy się, zanim słuchy o romansie dotrą do męża Iwony…
No i tak.
Na samą myśl o "Tobie się uda" chce mi się śmiać. W recenzji poprzedniej części napisałam, że zawsze sceptycznie odnosiłam się do recenzji pełnych zapewnień typu: "śmiałam się do łez", więc nie będę miała pretensji, jeśli i moje zapewnienia przyjęte zostaną więcej niż sceptycznie, mimo to napiszę - śmiałam się do łez. Nie, ja się nie śmiałam. Ja wyłam, kwiczałam, piałam ze śmiechu, czasem narażając swe zdrowie i życie (północ, cichy rodzinny dom, śpiące niewinnym snem pacholęta, ja z poduszką przyciśniętą do twarzy i kołdrą okutaną wokół głowy, te rzeczy). Nie jestem pewna, czy istnieje seria (bo dwa tomy to już prawie seria, prawda? Zwłaszcza, że na pewno będzie i trzeci), przy której bardziej się śmiałam. Dziwię się, że nie mam na brzuchu sześciopaka jak Krystian po prostu. Ani że mnie nazajutrz po lekturze mięśnie nie bolały. A zważywszy, że śmiech to zdrowie oczekuję zachwyconych okrzyków mego kardiologa po ujrzeniu badań kontrolnych za miesiąc.
Ale.
Ale nie tylko się śmiałam.
I za to chyba kocham Milenę Wójtowicz jeszcze bardziej.
To jest bardzo błyskotliwa, naprawdę zabawna, inteligentna i świetnie pomyślana (za nawiązania do "Z tobą będzie inaczej" wielkie ukłony!) komedia kryminalna.
Bohaterowie od pierwszej strony są barwni, żywi, wielowymiarowi, plastyczni. Nawet tylko jacyś trzecioplanowi sąsiedzi, młodziutki policjant, przytłoczony osobowością podkomisarza Zacharczyka, ba, nawet nieboszczyk - wszyscy są jacyś, każdy inny, a wielu chciałoby się poznać osobiście (chociaż podkomisarza Zacharczyka jednak nie. Nawet pomimo jego porywającej fizyczności). Ciotka Anatola to już w ogóle łamie wszelkie schematy, zdobywa serca, i zasługuje na oddzielny hołd, jak również fanclub.
Natomiast pod koniec robi się ciut poważnie, i to jest jeszcze lepsze niż sam tylko śmiech. Owszem, książka nadal bawi, ale - bawiąc - pokazuje, jak ważne jest wsparcie przyjaciół, jak cenna jest lojalność, jak istotna jest szczera rozmowa, jak bezcenna w trudnej chwili jest przyjaźń, jak konieczna jest obecność ludzi, na których możemy się z pełnym zaufaniem oprzeć. I o tym, że pozory mylą, a stereotypy to jedna wielka bzdura. I że można poznać rewelacyjnych ludzi w każdym wieku, wystarczy tylko przestać oceniać innych według z góry powziętych uprzedzeń i utartych społecznych schematów.
Książka, przy której człowiek nie tylko się śmieje, ale i uśmiecha, jest sto razy lepsza niż taka, przy której się tylko śmieje.
A ja pod koniec "Tobie się uda" częściej się uśmiechałam, niż śmiałam.
Plus okładki! Jestem psychofanką tych okładek, po prostu je uwielbiam - są dokładnie tak barwne, niebanalne, tak kolorowe, przyciągające wzrok i tak oryginalne, jak być powinny, by pasować do barwnej i oryginalnej treści. Już tylko z ich powodu (chociaż - po krótkim namyśle - NIE TYLKO) chciałabym, by ta seria miała ze dwanaście tomów. Minimum
Już czekam na kolejny tom przygód naszych przyjaciółek, ich mężczyzn idealnych (i podkomisarza Zacharczyka, bo chyba nie da się go uniknąć ;)).
Polecam bardzo.
Kochajcie Milenę Wójtowicz! Kochajcie do... no, kochajcie :).