sobota, 3 października 2015

Bezpardonowy atak

Wczoraj około pierwszej po południu rozdzwoniły się w Domu w Dziczy telefony.

To znaczy, rozdzwoniłyby się, gdyby akurat w Domu w Dziczy przebywały, ale że akurat mieliśmy środek dnia jak najbardziej powszedniego, rozdzwoniły się one tam, gdzie przypadkiem przebywali ich właściciele, czyli, nieprawdaż, w przeróżnych zakładach pracy.

Dzwoniło przedszkole Pomponów, aby drżącym głosem swej przedstawicielki (zapewne pechowczyni wybranej drogą losowania, tej, która miała niefart i wyciągnęła najkrótszą zapałkę, Państwo wią i rozumią) poinformować Królową Matkę, że Pompon Młodszy uległ był wypadkowi.

Królowa Matka akurat wychodziła z pracy i udawała się w drogę do przedszkola, ale przypadkiem ubiegła ją jej własna Matka, która w tym samym mniej więcej momencie naciskała guzik domofonu przy przedszkolnych drzwiach i pogodnym głosem informowała, że przyszła po Pompony i czeka na nie na dole.

Matka Królowej Matki zazwyczaj siadywała sobie na ławeczce przy szatniach, a Pompony, których oddział od nowego roku szkolnego zyskał lokum na pierwszym piętrze, schodziły po schodach, trzymając się czule za rączki i machając Babci z entuzjazmem metodą "krok w dół, wymach, krok w dół, wymach".

Tym razem jednakowoż dyżurująca przy domofonie przedszkolanka łamiącym się głosem poprosiła Babcię o udanie się na górę, zdarzył się był bowiem wypadek.

Oczywistą jest rzeczą, że po takim wstępie Babcia, kobieta podeszła latami i w dodatku o schorowanych nogach, popędziła na górę jak rącza łania, powstrzymując się z trudem od przeskakiwania po dwa stopnie.

Na piętrze zastała wszystkie Przedszkolanki, zbite w nerwowo szepczącą grupkę, z której wyrzucona została celnym pchnięciem kolejna ochotniczka (ani chybi ta, która wyciągnęła zapałkę drugą co do długości), aby rwącym się z przejęcia głosem wyjaśnić, że nastąpiło Nieszczęśliwe Zdarzenie.

 Pani Dyrektor została powiadomiona. Pan Małżonek, Tatuś Pacholęcia, został powiadomiony (rzeczywiście został, Pan Małżonek otrzymał telefon od Opiekunki Grupy Przedszkolnej Pompona Młodszego, która opowiedziała mu o Wydarzeniu kłaniając się co chwila jak wyjątkowo dobrze wychowany Japończyk, czego co prawda Pan Małżonek zobaczyć przez telefon nie mógł, ale co, jak twierdził, dało się bardzo dokładnie wyczuć, a nie mamy podstaw, by wątpić w jego opinię w tym względzie).

Oto w Zwierzęciu, które dotąd spędzało czas leniwie i spokojnie w charakterze maskotki przedszkolnej grupy Kaczuszki obudziła się Bestia, względnie odezwał się Duch Przodków, Duch tych, nieprawdaż, Dzikich I Nieujarzmionych Zwierząt, Duch Puszcz, Lasów, Kniei I Innych Takich, i ten właśnie Duch się wziął, zbudził i ugryzł Pompona Młodszego.

Nic się nie stało poważnego, zapewniła pospiesznie Przedszkolanka łamiącym się głosem i ze łzami w oczach, nic takiego, tylko troszeczkę, zwierzę jest przebadane i zdrowe, Pompon Młodszy opatrzony i w dobrym stanie, tylko się trochę wystraszył, my bardzo państwa przepraszamy...

... i w tym momencie gromadka szepczących z przejęciem Przedszkolanek rozstąpiła się jak szpaler honorowy, bo pojawił się On, Pompon Młodszy, dzierżąc niby poszarpany i skrwawiony w bitewnym szale sztandar rękę z wystawionym do góry palcem wskazującym, zaopatrzonym w opatrunek oraz plasterek z Garfieldem.

Z TYM palcem wskazującym, tym pogryzionym przez...




(suspens)...




(suspens jeszcze bardziej)...




(SUSPENS taki, że ho, ho, ho)...






Źródło





żółwia.

Chociaż nie takiego, jak ten na zdjęciu, o, nienienienie, na pewno nie, przez zupełnie innego, Złowrogiego Żółwia, w którym obudził się niewątpliwie Duch Odwiecznej, Drapieżnej Żółwiowatości!




Przepraszana przez gnące się jak łany zboża czesane łagodnym, letnim wiatrem Grono Pedagogiczne Królowa Matka użyła swej całej, żelaznej woli, by zdławić cisnące się na jej macierzyńskie ust pąkowie pytanie, czy żółwiowi aby nie zaszkodziło to ugryzienie, po czym zabrała Pompona Młodszego do domu, gdzie wymieniła mu plasterek z Garfieldem na plasterek z piratami i czachami, oddając się przy tym melancholijnym rozmyślaniom, jak wielu nieoczekiwanych, tak, to jest dobrze słowo, kompletnie nieoczekiwanych niebezpieczeństw pełnym miejscem jest ten świat.