sobota, 19 sierpnia 2023

Dlaczego zamierzamy porzucić Netflixa (część pierwsza, zapewne nie ostatnia)

Królowa Matka (ogląda sobie, leniwie, powtórkowo, oraz pod szydełko, "The Crown").

The Crown (bije po oczach opisem "TW: wulgarne słownictwo, nagość, seks").

Pompon Starszy (który rzuca czasem niezobowiązująco okiem w ekran w trakcie swoich prac z gliną; współczująco) - Już trzeci odcinek, a wciąż nie ma seksu. Jesteś zdruzgotana, co nie, mamo?


No, ba. Nie wiem, jak się pozbieram po prostu.

poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Ku pełnoletności, lekcja pierwsza

 Potomek Młodszy (wczoraj wieczorem) - Mamo, słuchaj, wakacje są, czy ja mogę sobie nockę zrobić? Wiesz, cała noc grania i gadania z chłopakami...

Królowa Matka (ostrzegawczo) - No możesz, ale - jakkolwiek szesnastolatków dotyczy to w odrobinę mniejszym stopniu niż reszty ludzkości - pamiętaj, że organizm ludzki je bicza, i będziesz to musiał odespać.

Potomek Młodszy (rzuca Mamuni spojrzenie pełne politowania i, objuczony chipsami oraz herbatką w ilościach hurtowych, oddala się w stronę kolegów, gier i chatów).


Nazajutrz.


Potomek Młodszy o ósmej - mocno w nastroju "gdzie ja nie byłem, czego nie robiłem, byłem na godzinnym spacerze z psem, pobiegałem, coś bym zjadł, zrobić tobie też? Wcale nie chce mi się spać, spanie jest dla cieniasów, po co ludzie w ogóle sypiają, tylko życie marnują w ten sposób, ja nie spałem i co, am de king of de łorld normalnie!

Potomek Młodszy o czternastej (tuż po tym, jak ocknął się na kanapie w salonie, nie pamiętając, jak się tam znalazł, patrząc na Królową Matkę ciut mętnym wzrokiem) - Wiesz co, mamo, następnym razem, jak będę chciał sobie totalnie skopać prawie całą dobę przypomnij mi, że jestem idiotą.


He, he, he, syneczku. He, he, he.

czwartek, 3 sierpnia 2023

"Ukryty port" Maria Oruña

Początek powieści z serii "najpierw mamy trzęsienie ziemi" - w ścianie domu, który Olivier odziedziczył po tragicznie zmarłej matce, i który planował przerobić na pensjonat, robotnicy znajdują zmumifikowane zwłoki noworodka. Ktoś owinął maleństwo w prześcieradło i zamurował je w ścianie, w ostatnią drogę ofiarowując mu rytualny amulet.

Wybrzeże Hiszpanii i pensjonat, który chciał otworzyć, miało być dla Oliviera oazą spokoju. Zmęczony życiem w Londynie, znękany po nieszczęśliwym zakończeniu wieloletniego związku, załamany śmiercią matki, postanawia wyremontować willę, porzucić mieszkanie w Londynie i zacząć wszystko na nowo. Niestety, w obliczu wstrząsającego znaleziska wszelkie jego plany muszą ulec zawieszeniu. Roboty w willi zostają wstrzymane, na terenie posiadłości zaczyna roić się od policjantów i dziennikarzy... Śledztwo w sprawie „Anioła z Villa Marina” prowadzi ambitna, niezwykle uporządkowana, a wręcz chorobliwie pedantyczna porucznik Valentina Redondo. I, oczywiście, znalezienie zwłok noworodka nie kończy złej passy Oliviera, raczej ją zaczyna. Wkrótce zostaje zamordowanych kilka kolejnych, w dodatku dość wiekowych osób, i staje się jasne, że przerażające odkrycie w Villa Marina obudziło duchy odległej przeszłości i stało się katalizatorem zachodzących lawinowo w dość spokojnej dotąd miejscowości dramatycznych wydarzeń.

I że ktoś próbuje uciszyć te duchy na zawsze.

Za każdym razem, gdy widzę na okładce zachęty w rodzaju "królowa hiszpańskiego kryminału", "w samej tylko Hiszpanii sprzedano milion egzemplarzy!" czy inne "Laureat/-ka nagrody imienia Króla Carlosa V" ciut się zjeżam wewnętrznie i robię podejrzliwa (tak, smutne doświadczenie przeze mnie mówi). Tym razem jednak nie był źle, a wręcz momentami było dobrze.

Powieść napisana została na dwóch płaszczyznach czasowych. Współczesna to ta, na której rozgrywa się skomplikowane, z biegiem dni coraz trudniejsze, śledztwo. Przeszłą, korzeniami sięgającą do czasów hiszpańskiej wojny domowej, poznajemy za sprawą tajemniczego pamiętnika? dziennika?, którego autorka snuje swą opowieść, zwracając się do nas bezpośrednio.

Przyznam, że powieść zainteresowała mnie głównie ze względu na te nawiązania do wojny domowej, i tu spotkało mnie rozczarowanie, bo wojna stanowiła zaledwie tło dla przeżyć i dramatów bohaterów, owszem, zdarzały się w jej trakcie wydarzenia, które ich ukształtowały, ale jednak sama wojna potraktowana była trochę "po łebkach". Maria Oruña skupiała się raczej na jej skutkach społecznych i na warstwie obyczajowej w większym znacznie stopniu, niż historycznej. To, że ja spodziewałam się... czegoś więcej, czegoś bardziej i ciut się rozczarowałam nie jest winą autorki.

Natomiast zakończenie było tak niewyobrażalnie, nieznośnie, tak skończenie hollywoodzko-bollywoodzko-telenowelowate (naprawdę zupełnie serio piszę - w pewnej chwili zaczęłam podświadomie oczekiwać muzyki skrzypcowej, deszczu różanych płatków, zgonu Bohaterki z łagodnym uśmiechem po przeczytaniu cudem odnalezionego listu od zmarłego pięćdziesiąt lat temu Ukochanego, po czym opisu tegoż Ukochanego oczekującego duszy Miłości Jego Życia, by pójść z nią ramię w ramię w stronę zachodzącego słońca wśród puchatych chmurek i śpiewu ptasząt, układu tanecznego z tych, co to je cała ulica wykonuje bezbłędnie, nie bacząc na stopień skomplikowania kroków, czy czegoś równie słodkiego i kompletnie niewiarygodnego), że w pewnym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać - i to już jest wina autorki.

Pomiędzy dramatycznym początkiem i przeszłością spowitą cieniem wojny domowej a odrobinę zbyt hojną szczyptą hollywoodzkości na zakończenie znajduje przyjemny w czytaniu, interesująco pomyślany kryminał, owszem, momentami zdarzają się takie trochę nazbyt szkolne zdania w stylu: "wszyscy z uwagą wysłuchali jej uwag, ponieważ szanowali jej pracę i uznawali jej kompetencje za naprawdę godne podziwu", kilka razy potknęłam się o wykład z kryminalistyki a la Wikipedia, podany w formie dialogu, ale wyraźnie widać, że autorka lubi swoich bohaterów (obstawiam, że temu zawdzięczamy wyżej wspomniane szkolne zdania, wszystkie jak jedno są wyrazami uznania dla kogoś/czegoś), intryga jest nieźle pomyślana i szyta nieco tylko grubszymi nićmi zaledwie raz czy dwa, mimo prawdziwie mrocznej tajemnicy i mnożących się dramatycznych zgonów próżno byłoby szukać w "Ukrytym porcie" skandynawskiego nurzania się w makabrze, opisy miejsc - bardzo ciekawe, spędziłam z bratem Guglem kilka miłych chwil, podziwiając przedstawione w powieści miasta, miasteczka i krajobrazy...

Jeśli komuś nie przeszkadzają już nie hollywoodzkie, ale wręcz bollywoodzkie w stylu zakończenia - polecam.