wtorek, 31 grudnia 2013

Z Nowym Rokiem

Kochane Czytelniczki, Kochani Czytelnicy, w nadchodzącym Nowym Roku Królowa Matka wraz z Panem Małżonkiem


oraz całą Bandą Czworga


życzy Wam wszystkiego, wszystkiego, co najlepsze dla Was w tym momencie Waszego życia, w którym się teraz znajdujecie.

Spełnienia w Nowym Roku przynajmniej jednego marzenia.

Zrealizowania przynajmniej jednego planu.

Wygrania przynajmniej jednej bitwy.

I wielu, wielu małych radości, które złożą się na Cały Radosny Rok.

Poza tym życzenia wigilijne pozostają w mocy :).



Królowa Matka, będąc nieustannie wdzięczna wszystkim, którzy tu zaglądają (niektórzy codziennie, mimo, iż ostatnio Świat Królowej Matki zdaje się wymarły, opustoszały oraz nie zdobny w nowe recenzje, komentarze dotyczące reklam i innych aspektów rzeczywistości, ani też w przykłady krasomówstwa Potomków) ma zamiar dziś, o północy, przesłać Wam wdzięczną myśl i wznieść toast.

Prawdziwy, a nie jakimś tam soczkiem, bowiem jest to pierwszy od czterech lat Sylwester, gdy Królowa Matka otrzymała od Władz Lekarskich i Autorytetów Kardiologicznych zgodę na wznoszenie go trunkiem zawierającym alkohol.

I to też jest powód do świętowania :).


Do zobaczenia w Nowym Roku!

wtorek, 24 grudnia 2013

Szczęście

Jest w jednej ze starych powieści Małgorzaty Musierowicz (którą Królowa Matka czyta ostatnio coraz bardziej sceptycznie, delikatnie rzecz ujmując, ale niektórym starym historiom uroku to nie ujmuje) opowieść o ludziach, którym zapowiedziano, że w nocy przyjdzie do nich szczęście. Ucieszeni nad wyraz postanowili poczekać na nie, aby je uroczyście powitać. Zasiedli przed domem i czekali. A noc była czerwcowa, pachniał jaśmin, księżyc w pełni odbijał się w stawie. W krzewach bzu śpiewały słowiki, dziecko śmiało się przez sen, kot, mrucząc, przysiadł na ławce obok, pies zwinął się u ich stóp, pachniała herbata i ciasto na stole, wokół było cicho, ciepło i pięknie. A oni czekali całą noc, po czym nad ranem rozeszli się do swoich domów bardzo smutni, że szczęście nie przyszło.

Królowa Matka miała tę historię w tyle głowy przez kilka poprzedzających Wigilię dni. Gdy gotowała, i piekła, i smażyła, gdy myła okna (zbędna w Domu w Dziczy czynność wykazująca silne podobieństwo z pracami Syzyfa, a zatem wykonywana bez zbędnego namaszczenia), wyplatała do końca bombki na swoją choinkę, lepiła pierogi, tarła orzechy na struclę, miesiła ciasto drożdżowe, ścierała kurze, karmiła i przebierała do snu. I wtedy, gdy z jękiem kładła się wieczorem do łóżka mając wrażenie posiadania rozżarzonego pręta w miejscu kręgosłupa, a oczy ze zmęczenia same się na niej zamykały.

A przez cały ten czas wokół niej, za jej plecami, obok niej tłoczyły się i przepychały oczadziałe od oczekiwania Potomki, także klepiące pierogi, w tajemnicy tworzące tuziny laurek z historyjkami świątecznymi i ptaszków z bibułki na choinkę, lukrujące pierniczki, wyjadające czekoladki z kalendarzy adwentowych, pomagające mamusi w kuchni, odliczające dni i godziny, a wreszcie ubierające choinkę i ukrywające pod nią swoje podarunki.





I chociaż czasem Królowa Matka musiała siłą dławić w sobie pragnienie poproszenia Potomków (i koty) grzecznie, lecz stanowczo, by natychmiast przestały pomagać jej w kuchni, chociaż fakt, że oczy się na niej zamykały wieczorami ma związek z obecnością Potomków taki więcej bezpośredni, chociaż nie każdy pieróg ich produkcji przypominał pieróg, i chociaż czasem miało się ochotę huknąć na Dzieciątka z głębi serca, porostawiać je po kątach i wygłosić okropny, pseudopedagogiczny tekst o niegrzecznych dzieciach, które Gwiazdorek ominie szerokim łukiem, to i tak Królowa Matka różniła się od bohaterów cytowanej na początku historyjki.

Ponieważ w każdej sekundzie pracowitych i pełnych zamieszania ostatnich przedświątecznych dni wiedziała dokładnie, że to jest właśnie szczęście. I że nie musi go nigdzie szukać, nigdzie za nim biegać, tęsknić za nim i o nim marzyć. Było tu. W tej hałaśliwej, zabałaganionej kuchni, której podłogę musiała zamiatać co kwadrans (niejednokrotnie z wyrazami nieparlamentarnymi na ustach), w tym pokoju na piętrze, do którego musiała czasem uciekać, by posłuchać ciszy, w swojej sypialni, gdzie zapadała w kamienny sen mimo bolącego kręgosłupa. Wszędzie tam było ono nieustannie obecne.


Z okazji Świąt, Kochani Czytelnicy (że sobie Królowa Matka pozwoli zwrócić się do Was tak familiarnie) życzy Wam ona, by w nadchodzący Nowy Rok szczęście było nieustannie obecne w Waszym życiu. I byście zawsze umieli je rozpoznać.

Wesołych Świąt, Kochani!

piątek, 20 grudnia 2013

Jak poprawić mamusi nastrój (a wręcz stan zdrowia) w pięć sekund

Potomek Starszy wrócił ze szkoły, objedzony łakociami i w stanie ogólnego zadowolenia z przebiegu klasowej Wigilii oraz z plecakiem wypchanym po prostu licznymi dary.

- Cukiereczki mam dla ciebie! - powiedział czule do swej zasmarkanej i charczącej matki. - Jakie wolisz? Takie gumowe, z żelkiem w środku czy czekoladowe?

Królowa Matka wolała czekoladowe, dodatkowym bonusem których okazało się opakowanie w kształcie gwiazdy.

- Możesz ją na choince powiesić! - rzekł Potomek Starszy z dumą sugerującą, że osobiście tę gwiazdę wyklepywał w kształt aluminiowej puszeczki na zajęciach plastyczno-technicznych. - I jeszcze ci coś zrobiłem. Coś bardzo malutkiego. Chcesz?

Królowa Matka chciała.

Więc dał.

Coś malutkiego miało taki przód:


Taki tył:


Taki tytuł:


A w środku zawierało instrukcję,


która sprawiła, że Królowa Matka pomyślała, że to "coś" wcale nie jest bardzo malutkie.

A ona sama może nie jest taka zupełnie najzłejsza :).

czwartek, 19 grudnia 2013

Vanitas vanitatum, et omnia vanitas...

... a już zwłaszcza Królowa Matka, która jest chora, dodatkowo chora (co oznacza, że wyjaśni, że w pakiecie do swojego chorego serduszka ma chore płucka, zatoki, główkę i w ogóle wszystko, tak na czuja, co w uproszczeniu oznacza, że jest potwornie, ale to po-twor-nie zaziębiona) oraz zmęczona.

Bardzo zmęczona. Już nie pamięta, kiedy była tak zmęczona ostatnio. Chyba zaraz po urodzeniu Pomponów, bo to paraliżujące zmęczenie, które oficjalnie nazywa się "IV stopień niewydolności serca wg NYHA" to się, uznała, chyba nie liczy jako zmęczenie... Czy jednak się liczy? Jeśli się liczy, to ostatni raz Królowa Matka była zmęczona tak bardzo właśnie wtedy. No, powiedzmy, jak przy III stopniu niewydolności, bo przy IV napisanie tej notki możliwe by jednak nie było.

Chyba Królową Matkę dogoniło to, co, jak się obawiała wraz z powrotem do pracy, prędzej czy później ją dogoni - zmęczenie zwalające z nóg, brak sił na cokolwiek, na pisanie (łatwo to sprawdzić analizując ilość wpisow na blogu), czytanie, na machanie szydełkiem też (ostatnie rzeczy, prezenty i zamówienia, robiła w nocy padając na twarz, ale ją obowiązkowość gnała), w efekcie czego staje się złą matką, złą żoną, złą partnerką, złą panią dla kotów, które lecą do niej stęsknione po długim dniu, żeby wleźć jej na kark i na klawiaturę laptopa, na kolana, na cokolwiek, co ma przed sobą, a ona nie mizia i nie tuli, tylko bezlitośnie z tych kolan/ karku/ głowy/ klawiatury zdejmuje, złą pracownicą, a z tych wszystkich rzeczy i tak jest najlepszą pracownicą, co ją samą wkurza, bo - przyzna się, a co, i tak nikt nie wie, kim Królowa Matka jest, a ci co wiedzą nie polecą z donosem do królewskomatczynego miejsca pracy, taką przynajmniej Królowa Matka ma nadzieję - pracę swoja lubi Królowa Matka coraz mniej z minuty na minutę nieraz, a z dnia na dzień to na pewno, mdłości ma, jak przekracza jej próg, ale ta cholerna, ta okrrropna, ta dobijająca obowiązkowość sprawia, że się w pracy uśmiecha i jest miła, nie tłucze dzieciątek i nie bluzga złym słowem, tylko się stara, stara, stara, hodując sobie w związku z tym staraniem się wrzody na żołądku w pakiecie.

Zaś najzłejszą, jak mawiał kiedyś Potomek Młodszy, najzłejszą to jest matką, i to nie, jak pewnie jej tu zaraz pocieszająco napiszą Kochające Czytelniczki, "wystarczajaco dobrą", tylko po prostu złą, taką, co nie ma czasu i nie ma siły, i nie miewa cierpliwości. Nie czyta książeczek na dobranoc i nie ekscytuje się grami, i popędza przy robieniu lekcji, a ostatnio jeszcze, excusez, smarka i chrypi, i taka smarkająca i chrypiąca podąża do pracy i generuje z siebie jakieś szczątki energii, ale w domu już nie ma czego generować.

Oraz się nie chwali. Od poniedziałku się nie pochwaliła dziełem Potomka Starszego, który popełnił był pierwszy w swym życiu (i możliwe, że nie ostatni) linoryt:


Królowa Matka, która sama nieźle rysuje, a w każdym razie rysowała, bo ołówka w ręku nie miała już od ho, ho, ho, albo i dłużej (i nie ma tu na myśli Gryzmołków, które się pojawiały tu i ówdzie na blogu, tylko zupełnie inne rysunki, które nie pojawiały się nigdzie) wie doskonale, że czegoś takiego w wieku lat dziewięciu nie popełniłaby za cenę życia, bo ma - i zawsze miała - na to zbyt mało odwagi, zbyt jest ostrożna, zawsze zatrzymywała się wpół kreski, a jej linie nie miały śmiałości, puchnie z dumy...


...widząc, ile tej odwagi ma Potomek Starszy.

sobota, 7 grudnia 2013

Mądrej głowie dość dwie słowie

Pompon Młodszy (wpadając do kuchni Królowej Babci, z emocją) - Mamo! Mamo! On mi wzion kombi! Ja ciem kombi! Daj mi mum ("mój", przyp. Kr.Matki) kombi!
Królowa Matka (nie bez osłupienia) - Kombi?
Pompon Młodszy - Nie kombi, tylko (z naciskiem) kombi!!!
Królowa Matka (ostrożnie) - Ale... jakie kombi?
Pompon Młodszy - Nie kombi!!! KOMBI!!! Ciem kombi, dzie moje kombi?!
Królowa Matka (czując, że powaga zaczyna ją odbiegać) - A gdzie je miałeś zawsze, to kombi?
Pompon Młodszy (powoli, lecz nieubłaganie osuwając się w napad szału) - KOMBI!!! Tam biły kombi! (machnięcie ręką w kierunku pokoju) Ciem kombi, daj mi mum kombi!
Królowa Matka - Ale, synuś, ty nigdy nie miałeś żadnego kombi!
Pompon Młodszy (wściekle) - Nie kombi!!! KOMBI!!!
Królowa Matka (sądząc, że rozumie) - Chyba wśród waszych samochodzików jest jakies kombi, jak pojedziemy do domu, to poszukamy...
Pompon Młodszy (miotany rozpaczą wymieszaną z furią w stosunku 50:50) - Nie kombi! Kombi! Domu nie kombi, tu kombi!!!
Królowa Matka - Wiesz co, chodźmy do pokoju, pokażesz mi, gdzie ostatni raz widziałes to swoje kombi...
Pompon Młodszy (z pełnym wściekłego protestu naciskiem) - Kombi!!!
Królowa Matka (ugodowo) - Dobrze, kombi.
Pompon Młodszy - Nie KOMBI!!! Kombi!!!
Królowa Matka (kapitulując na całej linii) - Jak zwał, tak zwał, pokaż mi, gdzie to ostatnio było...

Chwilę później, w pokoju:

Królowa Matka (odkrywczo) - Ach! Kombi!

Drogi Czytelniku, Królowa Matka chciała nawet miły, przedświąteczny konkursik pt. "Co to jest kombi?" rozpisać, ale raz, że rodzice małych dzieci mieliby na wejściu większe szanse jako osłuchani z radosnym, nieopanowanym i kompletnie pozbawionym jakiegokolwiek związku przyczynowo-skutkowego z mianym na myśli wyrażeniem słowotokiem, a dwa - że nie miała pomysłu, cóż takiego mogłoby być w tym konkursiku nagrodą zdecydowała, że samodzielnie i od razu rozwieje narosłe w czasie lektury postu wątpliwości.

Oto, Drogi Czytelniku, co to jest "kombi" zdaniem większości świata (niewykluczone, że także i Twoim):

Źródło

Jak ktoś ma skronie przysypane siwizną, (jak, nie przemierzając, Królowa Matka), względnie jeśli jest znawcą i/lub wielbicielem polskiej muzyki rozrywkowej, błysnąć mu przed oczyma duszy na dźwięk słowa "Kombi" może również to:

Źródło

Oto zaś, co znaczy "kombi" w słowniku Pompona Młodszego:

Źródło

Są to, gdyby ktoś nadal nie wiedział (co nie byłoby niczym, zaprawdę, dziwnym), skarby.

Jeśli któryś z Szanownych Czytelników był choćby tylko blisko rozwiązania zagadki, Królowa Matka pozwoli sobie serdecznie mu pogratulować i złożyć na jego (lub jej) ręce wyrazy nieopanowanego, doprawdy, podziwu :).