niedziela, 21 września 2014

Wesoły nam dzień dziś nastał

Jakiż, zapytasz, o Czytelniku, jakiż to dzień?

Chociaż oczywiście nie powinieneś pytać, tylko sam wiedzieć.

Jest to bowiem dzień, w którym trzy lata temu Królowa Matka zadebiutowała jako blogerka, nieśmiało i pełna wątpliwości (zupełnie jak nie ona, nieprawdaż, tu chwila przerwy na porozumiewawczy a sarkastyczny chichocik) postem o swojej Rodzinie, udostępnionym dla całych trzydziestu znajomych osób, bo kto inny chciałby to czytać.

Słowem, jest to dzień (no, rocznica dnia, żeby być precyzyjną jak wzorzec metra w Sevres), który w historii polskiej blogosfery powinien być zapisany złotymi literami, a może nawet wyryty w marmurze, też złotymi literami, i jeszcze wysadzanymi diamencikami, a co se będziemy żałować, i ozdobiony bukietami roślinności ozdobnej, niemalże jak ten dzień, gdy w polskiej blogosferze narodził się Kominek ;P.

Dzień przed urodzinami (trzecimi! Tym samym blog Królowej Matki osiągnął wiek przedszkolny :)), niewątpliwie w charakterze prezentu Zakurzona (czyli Ela) zaprosiła Królową Matkę na spotkanie blogerów, ekhm, ekhm, książkowych i nie dała się od tego pomysłu odwieść ani protestami, że jaka tam Królowa Matka książkowa, ani ponurymi proroctwami, że całe spotkanie przesiedzi ona w kąciku, patrząc na zebrane Wyśmienite Towarzystwo wielkimi oczami wiejskiej, excusez ewrybody, kretynki i uśmiechając się mało inteligentnie, co też istotnie nastąpiło.

Królowa Matka, która, godząc się na spotkanie była w rzadko ją napadającym, a mało rozsądnym nastroju "a co mi tam", wczoraj, zjawiając się w Stolicy w charakterze niewyspanej (pobudka o piątej rano, Kochani Czytelnicy!), wymiętej i bladej zmory z worami pod oczami była już w nastroju "oranyboskie, co ja zrobiłam!!!", kwitnącym w niej bujnym kwieciem mimo niesprzyjającej pory roku, spotkanie spędziła jak przylutowana do zajętego natychmiast po wejściu do sali krzesełka i odważyła się odezwać tylko do Oisaja, Zacofanego w Lekturze i Pauliny, ale to dlatego, że ona odezwała się pierwsza :).

Nawet na zdjęciu jest tam, gdzie jej nie widać (i tylko dlatego je tu zamieszcza ;)).

z aparatu Ann RK
No ale, wiecie, Kochani Czytelnicy, jeszcze do Mariusza Szczygła się odezwała, czy też trafniej byłoby napisać - zebrała się na odwagę, by się odezwać (odpowiedniej ilości odwagi na wcześniejszym spotkaniu z Ignacym Karpowiczem zebrać jej się nie udało), i chyba nawet nie bełkotała zanadto ani pensjonarsko nie chichotała (nie jest tego pewna, a jeśli to się gdzieś nagrało pokornie uprasza Odnośne Władze o zniszczenie dowodów). W każdym razie Mariusz Szczygieł też się do niej odezwał, i nawet podpisał się na książce, o:


a na wspólne zdjęcie się Królowa Matka nie załapała, bo Polski Bus był bezwzględny i nijak nie chciał poczekać.

I, choć może nie wynika to z powyższego opisu, było baaaardzo miło, i całkiem niewykluczone, że gdyby kiedyś trafiła się jakaś powtórka, a Ela, nie nauczona smutnym doświadczeniem chciałaby na tę powtórkę Królową Matkę zaprosić, istnieje szansa, że odezwie się ona do sześciu osób.

I tak, po jakichś dziesięciu spotkaniach, porozmawia z wszystkimi :).

A teraz Królowa Matka siada wygodnie i przygotowuje się do przyjmowania Życzeń, Bukietów Kwiecia, którymi - jak się spodziewa - zostanie za chwilę obrzucona przez Kochających Admiratorów jej bloga, i Wyrazów Uwielbienia, na otrzymanie których oczywiście nie nalega i nie wywiera w tej sprawie żadnych nacisków, a także do wysłuchania zbiorowego odśpiewania "Sto Lat". Na co również nie nalega.

No skąd :).


PS.

Jest też film ze spotkania w Agorze, tak Królowa Matka informuje, może kogoś z jej Czytelników ten fakt zainteresuje:

O, proszę bardzo.

Spójrz, o Czytelniku, i doznaj wzruszenia - ręka na samym początku to ręka Królowej Matki, ta sama, a nawet - cóż za klęska urodzaju, doprawdy - całe dwie te same, którymi Królowa Matka klepie na klawiaturze wszystkie teksty, za którymi tak przepadasz :))).

czwartek, 18 września 2014

Ogłoszenie parafialne

Z wielką przykrością musi Królowa Matka zawiadomić, że zmuszona była wyłączyć na blogu opcję komentowania przez anonimowych czytelników. Pisze "z przykrością", ponieważ ma wielu Czytelników, którzy anonimowi nie są, choć się nie logują, aby komentować, zawsze się jednak podpisują, i wie, że teraz ryzykuje, że ci Czytelnicy przestaną się odzywać, ale - naprawdę, naprawdę - już powoli nie wytrzymywała. Tylko w ciągu ostatniej godziny, gdy Królowa Matka szperała sobie po zaprzyjaźnionych stronach na FB, od czasu do czasu rzucając okiem na statystyki bloga, pojawiło się około trzydziestu anonimowych komentarzy. Wszystkie w zachwyconym tonie, wszystkie łamaną angielszczyzną, wszystkie zatroskane, że blog Królowej Matki tak im się wolno ładuje albo zapytujących, czy Królowa Matka ma problem z hakerami, wszystkie wygenerowane przez automat i wszystkie zakończone propozycją nie do odrzucenia, by Królowa Matka odwiedziła ich stronę i zainteresowała się, na ten przykład, kupnem viagry w promocyjnej cenie, powiększeniem sobie tej części ciała, której dziwnym trafem Królowa Matka nie posiada, ale ojtam, ojtam, wycieczką połączoną z pielgrzymką po Indiach, albo jakąś nową, rewelacyjna dietą polegającą na jedzeniu korzonków i szarańczy w miodzie, i nawet nie miała Królowa Matka komu napisać, że nie taka ona nowa, ta dieta.

Królowa Matka może i powinna się cieszyć, bo jak była bardzo początkującą w tym biznesie to takich anonimowych entuzjastów jej bloga, zachwyconych szatą graficzną i kolorystyką, trafiało jej się dwóch-trzech tygodniowo, z czego można wywnioskować, że teraz tak bardzo początkująca już nie jest - ale jakoś się nie cieszy. Za to za każdym razem, gdy usuwa tuziny wiadomości gula jej skacze oraz serce wpada w palpitację, a także szlag trafia, a jak wszyscy wiedzą jest słabego zdrowia i podobne emocje są dla niej niewskazane.

Oczywiście urażeni Anonimowi Czytelnicy mogliby słusznie zauważyć, że czego się głupia baba czepia, niech się cieszy, że ktoś w ogóle pisze, może być łamaną angielszczyzną, a w ogóle nawet na komentarze po polsku nie odpowiada (ale odpowie! słowo harcerza! w październiku, jak znów ożyje!), więc po co się wysilać i logować, a potem wywnętrzać, pisać, liczyć na odpowiedź i zyskiwać w zamian głuchą ciszę; i mieliby rację, no ale jednak... nie.

Królowa Matka ma dość.

Pozostaje jej tylko liczyć na to, że Waku, Bromba, Uboga Staruszka, Ciociasamozło, Naomi, Edytek38, Alva oraz ci wszyscy Anonimowi Czytelnicy (i te wszystkie Czytelniczki :)), których nie wymienia tu Królowa Matka z podpisu nie przestana jej czytać, a i może skomentują kiedyś, zalogowawszy się wprzódy.

Na co Królowa Matka żywi niezłomną nadzieję.

niedziela, 14 września 2014

Potomki jakie są, i dlaczego

Spacerek po Starym Mieście, Rodzina, kłębiąc się na wąziutkim chodniczku mija sklep obuwniczy "Joanna", Potomek Starszy wznosi miłośnie oczęta na Królową Matkę. 

Potomek Starszy (czule) - Widzisz, mamusiu, jaka jesteś sławna, nawet sklep się nazywa tak, jak ty!
Królowa Matka (ponuro) - Aha. To bardzo miłe, co mówisz, synku, tylko, widzisz, ja nie mam na imię Joanna.
Potomek Starszy (niefrasobliwie) - A, fakt. Zapomniałem.


Raport z placu boju żywieniowo-wydalniczego Pompona Młodszego - otóż Pompon Młodszy zaczął jeść. Co tam jeść, Pompon Młodszy zaczął, ikskjuz mi i uczciwszy uszy, żreć. Nigdy Królowa Matka nie podejrzewała, że będzie kiedykolwiek rozważać bankructwo z powodu niemożności wykarmienia akurat tego ze swych licznych synów, a tu, wot, kakij serprajz.

W związku z powyższym Królowa Matka, patrząc z mieszaniną fascynacji i zgrozy na swoje najmłodsze dziecko, pożywiające się "bułecką psekrojoną z kiełbaską w środku, i zodkiewką, i ogórem, ale das mi jesce ogórka do ręki, taki duży kawał, mama? o, i ten kawałek kiełbaski tez możem, mama? możem?" wznosi okrzyki: "Elfy mi dziecko podmieniły, elfy! Podmieńca chowam, o, dlaboga, dlaboga!!!", skutkiem czego Pompon Młodszy popada w typową dla siebie cholerę i wrzeszczy, purpurowiejąc na twarzy i gdyby nie to, że jest chudziutki jak trzcinka groziłoby mu natychmiastowe padnięcie na apopleksję: "Nie jestem elfem!!! Nie jestem zadnym elfem!!! Elfy nie psechodzą do nasego świata, a ty, mama, po prostu GUPOTY MÓWIS!!!", a w jego komplementach pojawiła się nowa nuta:

Pompon Młodszy (z uczuciem) - Ty bardzo kochana jesteś, mama. bardzo. Jesteś kochana, i miła, i całkiem fajna. (patrząc na Królową Matkę z uwielbieniem) I wcale nie jesteś elfem.

Cholera, a taką Królowa Matka miała nadzieję chociaż na nikłe podobieństwo (minus snucie się*:)).


Po upojnej nocy pełnej "duzi deść buzia pfff!!!" (kopyrajty za tak malownicze i eleganckie określenie womitowania należą się niespełna dwuletniemu Pomponowi Młodszemu, który w ten właśnie sposób ze szczerym zachwytem opisał swój własny wyczyn, dokonany, nawiasem mówiąc, pod stołem miedzy nogami krzeseł, bo womitowanie w warunkach łatwych do sprzątnięcia nie jest dla twardzieli), przebierania, przytulania, podawania środków przeciwgorączkowych, trzymania za rączkę, "mamusiu, a zrobisz mi herbatki?", "mamusiu, ja wcale nie spałem, może z godzinkę", "mamusiu, znowu mi niedobrze!!!", "mamusiu, przepraszam, że cię znów obudziłem, posprzątasz?", oraz sprzątania, rano:

Potomek Młodszy (z zachwytem) - Mamusiu, ty naprawdę jesteś teraz naszą służącą!

Nosz fak.

Dobrze, że dopiero teraz ;D.



A ponadto Potomek Młodszy pisze przeróżne słowa ręcznie, na ten przykład: 

PYÓDEŁKO

oraz na klawiaturze:

"krululofa mama"

po którym to haśle, wklepanym na smartfonie Braciszka
z wywalonym jęzorem i zmarszczonym czołem, wszedł był na królewskomatczynego bloga.

To chyba początek końca...


oraz  wkład Potomka Młodszego w ortografię kreatywną, którego to wkładu, nieprawda, nigdy dość.


No i jeszcze.

Poranek w Domu w Dziczy. Pan Małżonek kroi chleb na kanapeczki, Królowa Matka bełta jajka na jajecznicę.

Pan Małżonek (nagle, bez związku kompletnie z niczym, za to entuzjastycznie, głosem i tonem, które w innych okolicznościach przyrody powodują natychmiastowe zmaterializowanie się w okolicy podobnie zachowujących się osobników radiowozu policyjnego oraz grzeczną prośbę stróżów prawa o podmuchanie w balonik) - Sznuuuur kormoranów w locie splata się....!

Królowa Matka (dołącza tym samym tonem i na podobnym poziomie decybeli) - ... pożegnać pragnie dzień!!!! (razem, pijackim chórkiem, a nawet, co będziemy tu ściemniać, całym chórem) OSTATNI DZIEŃ W MAZURSKICH STRONACH...!!!

Potomki (igrają na dywanie małpkami, co spadają, zamiast wpatrywać się w Rodzicieli z jakimś szczególnym osłupieniem, są bowiem do nich przyzwyczajone).

Pan Małżonek (kładąc na chleb pomidora z sałatą, radośnie) - A teraz bym się napił!

Królowa Matka (przysmażając kiełbaskę sojową, nie mniej radośnie) - Tak!!! Jakoś trzeba ten śpiew uzasadnić!!!

I jak Potomki wychowane w podobnych warunkach mają być normalne.




* Królowa Matka nie wie, czy zwróciłeś uwagę, Miły Czytelniku, ale kanoniczne elfy, te wyprodukowane przez Petera Jacksona, się snują. Przeważnie. Głównie. No, cóż, bez przerwy. W zasadzie bez przerwy. Jak się tylko pojawiają na ekranie wszystko wpada w slow motion, muzyka w tle nabiera uroczystych, nieco posępnych, rzekłaby Królowa Matka, mistycznych tonów, a na jej tle elfy się snują ze wzrokiem wbitym w odległy punkt w przestrzeni i nie zmieniając wyrazu twarzy oraz powodując wydłużenie filmu o jakieś półtorej godziny, średnio pół godziny na każdą część. Ciekawa jest Królowa Matka, kiedy produkują te wszystkie piękne rzeczy, które ich otaczają w Lorien, kiedy tkają te migoczące materiały i przekuwają miecze, bo przekuwać miecz w slow motion to można sobie krzywdę zrobić chyba.

Tak czy inaczej, Królowa Matka chciałaby być tym elfem (chociaż teraz już na sto procent wie, że nigdy nie będzie), który się NIE snuje. Takie chyba też istnieją?

sobota, 6 września 2014

Dlaczego Królowa Matka nie ma warunków do trwania w depresji

Przesyłki przyszły we wtorek.

Jednej się Królowa Matka spodziewała.

Ta, której się nie spodziewała była mniejsza, miękka, i Królowa Matka nie miała pojęcia, co mogła zawierać. Przez kilka godziny nie wiedziała też, kto jest nadawcą, bo o przybyciu przesyłki poinformowała ją telefonicznie Mama, która nie mogła doczytać się nazwiska na odwrocie koperty.

W kopercie było kwieciste, mięciutkie, ozdobione staroświecką koronką do wiązania...


wykonane własnymi, spracowanymi rękami Nadawczyni etui...


dzięki któremu bezdomne do tamtej chwili szydełka Królowej Matki, przechowywane niedbale w kubeczku na stoliku w formie bezładnego pęczka przestały być bezdomne.


Jarecko kochana,  dziękuję Ci najbardziej na świecie, wzruszyłam się dogłębnie, a przy okazji zaoszczędziłaś Królowej Matce pracy przy robieniu własnego etui, które miała w planach od hohohoho, jak dawna, z tym, że jej miało być na szydełku i miało powstać już, zaraz, jak tylko upora się z tym, co teraz robi, czyli innymi słowy szydełkom Królowej Matki groziło pozostanie bezdomnymi na wieki wieków. I przeprasza Królowa Matka, że dziękuje dopiero teraz, ale sama wiesz, jak jest, jak się jest mamunią wielodzietną i pracownicą placówki oświatowej zarazem, w dodatku we wrześniu.


W przesyłce, której się Królowa Matka spodziewała było bezcenne, zawierzone w zaufaniu, zaopatrzone w autograf Autorki oraz dedykację "Dożywocie",


które sobie Królowa Matka teraz czyta niespiesznie (mając nadzieję, że Szanowny Właściciel nie ma nic przeciw tej powolności, naprawdę trudno lecieć z lekturą w szalonym pośpiechu gdy się jest: patrz wyżej, ale jakby jednak miała się Królowa Matka spieszyć uprasza się Szan. Właściciela o popędzanie bez litości i względów dla królewskomatczynych siwych włosów i słabego zdrowia), używając bileciku od Jareckiej jako zakładki



a w dodatku pod koniec dnia takie coś jej się na blogu zrobiło:


i Królowa Matka zaczyna nieśmiało podejrzewać, że do końca roku może uda jej się osiągnąć pół miliona, a wiecie Państwo, dla prowincjonalnej Wielodzietnej Patologii z Blogiem Śmieciowym I O Dzieciątkach jest to osiągnięcie niewyobrażalne,

więc, naprawdę, wobec powyższych okoliczności nie ma głowy do tego, by popadać w depresję.

Za co serdecznie dziękuje :).


poniedziałek, 1 września 2014

Szkolnie, przedszkolnie, depresyjnie

Posiłkując się Jedynym Ukochanym Komiksem Jedynego I Ukochanego Billa Wattersona Królowa Matka dokona Wpisu Obrazkowego, bowiem nie od dziś wiadomo, że obraz starczy za tysiąc słów, a w dodatku Aż Takich Słów to Królowa Matka nie zna.

Oto stosunek Potomka Starszego do idei powrotu do szkoły:


Oto stosunek Potomka Młodszego do powrotu do szkoły:


a werbalnie wygląda to mniej więcej tak:


(plus radosne pogwizdywanie).

Oto stosunek Pompona Starszego do pójścia do przedszkola:


(co nie stoi w nijakiej sprzeczności z faktem, że to właśnie Pompona Starszego odebrała Królowa Matka i Pan Małżonek po kilku godzinach zapuchniętego od płaczu i przepełnionego niechęcią do świata).

Oto stosunek Pompona Młodszego do pójścia do przedszkola:


tylko bardziej.

A Królowa Matka w tym wszystkim, cóż, Królowa Matka wygląda i czuje się tak:




też tylko bardziej. Bardzo, bardzo, BARDZO tylko bardziej.

Królowa Matka pamięta, jak rok temu przy okazji rozpoczęcia roku szkolnego i własnego powrotu do pracy żegnała się z blogiem i Czytelnikami, i jednak się nie pożegnała. Jednak pisała, i to nawet bez szczególnych przerw, jednak przeżyła tamten rok, jednak się udało.

Ale tylko ona wie, jak bardzo wiele ją to kosztowało. Ile wysiłku musiała w to włożyć. Tylko ona, bo tak naprawdę nikomu o tym nie mówiła, chociaż Pan Małżonek, a i Czytelnicy tego bloga mogą mieć wrażenie, że było inaczej. A jednak. tak naprawdę nikt poza nią nie wie, jak wiele przez cały poprzedni rok straciła, jak bardzo nic nie zyskała, jak bardzo nie było warto i jak bardzo przeraża ją to, że nigdy nie będzie inaczej, jak wiele jest już nie do odzyskania i jak nic nie wartą rekompensatą za to obezwładniające zmęczenie, nieustający stres i utratę kontaktu z własnymi dziećmi były te dwa miesiące wakacji, które wszyscy uważają za nadprogramowy przywilej opływających w inne przywileje obiboków zwanych nauczycielami.

A ten rok będzie gorszy i trudniejszy, bo wejście Pomponów w przedszkolne życie nie odbywa się jak po maśle, a Potomek Starszy rozpoczynający klasę czwartą jest głównie przerażony, ale nic a nic bardziej poukładany, mniej beztroski i chociaż ociupinkę porządniejszy niż dwa miesiące temu, gdy żegnał swoją oswojoną szkolną codzienność i Panią, która miała do niego - z zagadkowych przyczyn - słabość i dużo wyrozumiałości dla jego ekscentrycznej duszy.

I tylko Potomek Młodszy wchodzi w ten rok ulgowo w swojej miłej klasie z miłymi Wychowawczyniami i miłą, malutką salką, i aż się Królowa Matka przestraszyła, jak to napisała, bo wiadomo, że Licho nie śpi i zaraz okaże się, że ten Potomek, o którego najmniej się martwiono będzie wymagał najwięcej uwagi, z dowolnych przyczyn.

Więc już nic więcej Królowa Matka nie napisze, tylko sobie pójdzie.

Dalej sobie nie radzić.