niedziela, 15 czerwca 2014

Na półmetku

Ulubiony bohater męski

Jakie to, nieprawdaż, ciekawe, że nad niektórymi pytaniami w podobnych Wyzwaniach człowiek musi się zastanawiać całymi dniami beż żadnej gwarancji, że wpadnie na jakąś zadowalającą odpowiedź, przeciwnie, z pełną świadomością, że jakby myślał nad tym nawet półtora roku to i tak niczego nie wymyśli, a by wypowiedzieć się w temacie innych potrzeba mu jakieś pół sekundy. A czasem i mniej.

Albo wcale nie potrzebuje czasu i wówczas jego wypowiedź przyjmuje formę:

Ulubionybohatermęsamvimes.

Ulubiony Bohater Męski, Żeński i Nijaki, Ukochany Bohater Wszech Czasów Królowej Matki, Miłość Od Pierwszego Tomu (a będzie się Królowa Matka upierać, że i od pierwszej strony, na której się pojawił, i co jej kto zrobi)

  
Jego Łaskawość, Jego Ekscelencja diuk Ankh, Komendant Straży Miejskiej, Sir Samuel Vimes,

zdaniem ilustratora serii Paula Kidby'ego (a więc, jak Królowa Matka podejrzewa, chociaż trochę też i samego Autora) wyglądający tak, jak powyżej, a w oczach duszy Królowej Matki od samego początku wyglądający jak Marek Kalita,

Źródło

którego kiedyś gdzieś Królowa Matka ujrzała w wymiętym prochowczyku, została uderzona wizją jak obuchem i wcale nie chce się od niej uwolnić.

O wygląd jednak mniejsza, bo nie za wygląd Królowa Matka Sama Vimesa kocha, tylko za...

I tu dochodzimy do ściany, bowiem Królowa Matka nie wie. Pojęcia nie ma. Mogłaby oczywiście napisać cały elaborat o rozwoju Sama Vimesa jako postaci, o tym, jak z tomu na tom nabierał wielowymiarowości i głębi, by wreszcie w "Straży Nocnej" osiągnąć doskonałość diamentu (Królowa Matka nie pisze tu o charakterze bohatera literackiego, ale o kreacji stworzonej przez pisarza), o tym, jak z prawie drugoplanowej postaci w jednym z pierwszych tomów stawał się stopniowo postacią najbardziej charakterystyczna i prawdziwie wielowarstwową, świadomą istniejącego w sobie zła i nie pozwalającą mu nad soba zapanować, i to wszystko oczywiście byłaby prawda, i w dodatku tak właśnie Królowa Matka naprawdę myśli...

...  tyle tylko, że byłaby to zwykła ściema, bowiem banalna prawda jest taka, że Królowa Matka zakochała się od pierwszego wejrzenia,a nikt, któ zakochał się od pierwszego wejrzenia nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czemu to zrobił.

Chociaż Pan Małżonek ma wytłumaczenie dla tej patologicznej wręcz słabości.

- Lubisz Vimesa, bo jesteś taka jak on - orzekl, gdy Królowa Matka mu się do tej słabości przyznala.
- Skąd! - zaprotestowala Królowa Matka ogniście - Nic a nic, wcale go nie przypominam, w niczym!!!
- Masz to samo podejście do naginania prawa...
- Ja nie mam podejścia do naginania prawa!!! - wrzasnęła Królowa Matka. - Ja uważam, że prawo jest po to, by go przestrzegać!!! Ja należę do osób, które w środku nocy stoją na pustym przejściu dla pieszych tylko dlatego, że jest czerwone światło! Papierka nie rzuciłam na ziemię od niepamiętnych czasów, chyba od dzieciństwa, nie chadzam na skos przez trawniki! Uważam, że zasady sa niezbędne, bez zasad wszystko by się sypnęło!
- No tak - ciągnął niewinnie Pan Małżonek - i nie umiałabyś odstąpić od tych zasad w pewnych okolicznościach? Dla dobra sprawy? Tak trochę nagiąć prawa?
- Prawo nie jest do naginania! - orzekła autorytatywnie Królowa Matka. - Pewnie, że są sytuacje, gdy umiałabym to zrobić, tylko, że ja bym je naginała tylko w słusznej sprawie i niczego bym nie nadużywała, ale nie wszyscy ludzie są tacy i gdyby im pozwolić, to puściłyby wszystkie hamulce, więc czegoś takiego jak naginanie zasad nie powinno być z definicji i dla nikogo, bo... Och. No tak.

No, dobrze, może rzeczywiście trochę Królowa Matka jest jak Sam Vimes. Minus alkoholizm ;).

Ale tylko trochę.

Troszeczkę.

Bo bardzo daleko jest jej do tego Vimesa, którego wielbi. 

Cynika o idealistycznych zasadach.

Tego, który zawsze postępuje słusznie.

Człowieka, który ma duszę tygrysa i potrafi nad nią panować.
 

17 komentarzy:

  1. Czytam i się zachwycam.
    Musisz wydać książkę. Mogę Ci ją zredagować, zrobić korektę (bo projekt okładki to Ty sama przecież...). Mogę nawet pakować ja w paczki przed rozesłaniem do sklepów i poustawiać na półkach. No i zrecenzować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! ja już dawno prosiłam o książkę! Oczymkolwiek! Byle ręką Królowej Matki! Ja nie naciskam... bo wiem... progenitura, zdrowie, Szanowny Małżonek, ale proszę Opiekunów Wszystkich Małych Stworzonek, żeby zachcieli pomóc, by Dzieło (bo to niewątpliwie będzie Dzieło!) powstało mimo wszelkich okoliczności. I też zgłaszam się do wszelkich prac pomocniczych umożliwiających powstanie i dystrybucję rzeczonego Dzieła. Z poważaniem i nadzieją Filifionka

      Usuń
    2. Bardzo kochane jesteście, naprawde, na przemian się wzruszałam i smialam czytając Wasze komentarze, i dziękuję za recenzję, Aniu, wyobrazam sobie, że będzie raczej pozytywna, czego nie da sie powiedzieć o kżdej recenzji nieistniejącej książki ;D, ale ja naprawdę nie umiem. Pisze to z żalem, bo - jak w wypadku Joanny Chmielewskiej - marzenie, by napisać książkę chyba się ze mną urodziło, ale niestety, niestety. Dobre Bogi nie daly wyobraźni, nie bardzo wiem, o czym miałabym pisać.

      Tak więc, niestety, literatki ze mnie nie będzie...

      Usuń
    3. Po pierwsze - uwielbiam recenzje nieistniejących książek, ale jeszcze bardziej - istniejących.
      Po drugie - przecież już napisałaś. I nadal ją piszesz :)

      Usuń
    4. Szanowna (i powszechnie szanowana) Królowo Matko.
      Jeszcze raz przepraszam za nachalność, ale dobro ludzkości tego wymaga (no społeczeństwo się domaga). Moim zdaniem Królowa urodziła się z piórem w ręce i z książką pod głową. Wiem, że nie powinnam o tym Królowej przypominać, ale być może pośpiech codzienności zaciemnia nieco Królowej percepcję. Wszak Królowa o tym wie, że najlepsze, najprawdziwsze, najukochańsze na świecie książki są częściowo biograficzne. Autor powinien pisać o tym co zna! I jeżeli Królowa wreszcie się zdecyduje, to następna "Jeżycjada" (w przypadku Królowej Matki może raczej "Wrzosycjada" albo "Kaczorkiada" - to już Królowa wie lepiej) spadnie do rąk uszczęśliwionych czytelników.
      Ośmielam się przypomnieć również, że twierdziła Królowa iż bloga też nie potrafi prowadzić. Taki brak wiary jest trudny do ogarnięcia. Ja na przykład wiem, że Królowa potrafi, bo jestem Filifionką a Filifionki wiedzą wszystko najlepiej i to jest oczywista oczywistość i moim zdaniem Królowa się miga, wykręca, nie chce stanąć na przeciw i takie tam. Literaci do piór!

      Usuń
    5. Podtrzymuję to, co napisalam powyżej - kochane jesteście, ale ja nie potrafię :). Wzruszacie mnie bardzo, bardzo, nie macie pojęcia, jak bardzo, ale ja tak samo bardzo nie potrafię.

      Tylko pisane przez naprawdę dobrych pisarzy książki blogowe sa dobre. Jest rzecza możliwa napisac dobrą książkę w oparciu o bloga, wiem, bo czytalam takie, ale jednak. Większośc dobrych blogów to dobre blogi, ale niezupelnie dobre książki, nie chciałabym dołączyć do ich grona :).

      Tym niemniej dziękuję za wiarę we mnie :).

      Usuń
  2. Ach, Vimes... <3 Ale ja bardziej zawsze kochałam Vetinariego, muszę przyznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto nie kocha... no, może raczej - kto nie wielbi Vetinariego :)!

      Usuń
  3. Dopóki nie przeczytałam "Sztuki Świata Dysku", w mojej wizji Vimes nosił wąsy. Potem jakoś pogodziłam się z wizją Paula Kidby'ego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż uważał, że Vimes jest otyły i musiałam go za pomoca cytatów przekonywac, ze wręcz przeciwnie :).

      Usuń
  4. Spróbowałam sprecyzować sobie (o! Aliteracja!), za co uwielbiam (no dobrze - kocham) Roke Alvę, i też zobaczyłam ścianę. Ale ja jeszcze pomyślę, choć w tym wypadku to będzie coś w stylu "nie kocha się za, a pomimo że".

    A poza tym z zawstydzeniem wyznaję, że jestem pod tym względem poligamiczna - w każdej czytanej książce muszę znaleźć jakiegoś bohatera, niekoniecznie pierwszo- ani nawet drugoplanowego, w którym mogłabym się bodaj troszeczkę podkochiwać:)

    Alva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie też :). Podkochiwałam się od zawsze w niepamiętnej ilości bohaterów (i bohaterek) literackich, czasem w paru jednoczesnie :))).

      Usuń
  5. Miałam lekkie podejrzenia, że ulubionym męskim bohaterem zostanie Sam Vimes i cieszę się, że się spełniły. :)
    Też przeżyłam uderzenie obuchem, tylko że przy oglądaniu "Bullitta" i według mnie tylko Steve McQueen w tym filmie ma odpowiednią twarz.

    Serdecznie pozdrawiam
    Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze Clint Eastwood :). Clint Eastwood ma silne grono zwolenniczek (i zwolenników pewnie też :)).

      Usuń
  6. Tak!!! Clint Eastwood!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zawsze! Mogę obejrzeć nawet western (nie cierpię!) byle z nim...Do komendanta pasuje jak rękawiczka!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, więc to nie tylko ja jestem beznadziejnie zakochana w Samuelu Vimesie!... Uff, ulżyło mi.
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to, nie popadlas w patologiczną zazdrość ;D???

      Usuń