środa, 31 sierpnia 2022

"Ekspozycja" Remigiusz Mróz

 

 Mój pierwszy (i jedyny) Mróz. 

Pierwszy, bo postanowiłam sprawdzić, o co tyle hałasu, a akurat "Ekspozycja" była w bibliotece (nie wykluczam więc, że źle trafiłam po prostu).

A jedyny, bo gdy doszłam do momentu, w którym Nasz Najlepszy I Niezłomny Oraz W Ogóle Klękajcie Narody Bohater, Forst, po bliskim kontakcie pierwszego stopnia z zakapiorami z białoruskiego więzienia, do którego to więzienia dostał się skutkiem nielegalnego przekroczenia granicy, nie wydostaje się z niego za sprawą głośnej, błyskawicznie podjętej akcji dyplomatycznej, względnie po uruchomieniu (w Polsce) przez jego spanikowanych przyjaciół wszelkich możliwych znajomości, bardzo legalnych, legalnych i tych mniej legalnych, tylko sobie, no cóż, w (nie tak znowu dużym) uproszczeniu po prostu wychodzi spuszczając uprzednio wspomnianym zakapiorom niezły łomot.... i nie wychodzi czołgając się jako strzęp człowieka z poobijanymi wnętrznościami, połamanymi kośćmi i powybijanymi zębami, tylko wymaszerowuje, prężąc dumnie pierś, wstrząsając grzywą blond loków i poprawiając śnieżnobiałą koszulę na piersi (dobra, ciut koloryzuję, ale nie mogę pozbyć się skojarzeń z filmami z lat 50-tych, w których obity po pysku bohater nadal ma nieskazitelnie ułożoną fryzurę, czyściutkie ubranie, a jedynym śladem po przebytej walce jest dyskretnie namalowane rozcięcie na policzku, które magicznie znika w następnej scenie)... otóż w tym momencie ryknęłam śmiechem (i właśnie dlatego mam tę książkę na prywatnej liście "Mnie śmieszy"), uznałam, że nadal nie wiem, o co tyle hałasu, i tak sobie przy braku tej wiedzy pozostanę.

Wszystko zniosłam, wyciągi z Wikipedii w stanie czystym, kompletną durnotę bohatera, który przez połowę książki działa najpierw, potem ewentualnie myśli i nigdy nie dochodzi do żadnych wniosków, dziennikarkę w charakterze biustu, żeby bohater miał się w co gapić i o czym rzucać bonmoty, ale w tym momencie moja naginana boleśnie wyobraźnia pękła z hukiem.

W dodatku niewybaczalne zakończenie, którym się jakoś tam specjalnie nie przejęłam, bo nie zdołałam polubić bohaterów, no ale jednak... w pierwszym tomie cyklu? Serio?

Na razie (gdyż nigdy nie mów nigdy) daruję sobie sprawdzanie, czy źle trafiłam, czy po prostu normalnie*.

 

*donoszę, że szaleńczo zachęcona recenzjami "Czarnej Madonny" wypożyczyłam dzieło i zgłębiam. Nie wykluczam więc, że sytuacja w temacie "czytamy i analizujemy Remigiusza eM" jest rozwojowa, o ile:

a) będzie mi się chciało, 

b) Dzieciomtka pozwolo, 

c) znajdę dość materiału do analizy/recenzji/ jak zwał, tak zwał, 

d) wszystko po troszeczku

wtorek, 30 sierpnia 2022

"Mroczne sekrety" Marcel Moss

Wcale nie chciałam czytać Marcela Mossa. Ba! W ogóle nie wiedziałam o jego istnieniu. Po prostu wylosowałam książkę podczas zabawnej akcji bibliotecznej, w czasie której poza wybranymi przez siebie tomami każdy czytelnik mógł wylosować książkę-niespodziankę, starannie opakowaną w szary papier i obwiązaną wstążeczką z serduszka. Trafiło na Mossa, więc mus było zapoznać się, nieprawdaż.



 "Dorota od lat żyje pod jednym dachem z mężem despotą, stwarzając na zewnątrz pozory normalności - informował opis wydawcy. - Kobieta obmyśla w tajemnicy plan uwolnienia się od agresywnego partnera.

Jakub i Alicja wybierają się na zagraniczne wczasy w celu ratowania małżeństwa. Na miejscu zawierają znajomość z tajemniczą parą. Z czasem wchodzą z nimi w nietypowy układ, który wywraca ich życie do góry nogami.

Osiemnastoletnia Nadia spotyka się z biologiczną matką, która porzuciła ją tuż po porodzie. Nie wie, że dopuszczając kobietę do swojego życia, ściąga niebezpieczeństwo na swoich najbliższych. Trzy historie łączą się ze sobą w najmniej odpowiednim momencie. 
 
Teraz każdy zrobi wszystko, by jego mroczne sekrety nigdy nie wyszły na jaw...".
 
Och. 
 
Bardzo to było średnie i bardzo niekoniecznie. Mamy w sumie sześcioro bohaterów (plus paru pobocznych) - dwa małżeństwa, nastoletnią córkę jednego z bohaterów i jej matkę, która córkę tę porzuciła kilka dni po urodzeniu. Wszyscy mają sekrety, intryga goni intrygę, kłamstwo goni kłamstwo, oraz wszyscy są zdrowo popaprani, by nie rzec szurnięci w ten serialowy sposób, wiecie, tacy ludzie, których obserwujemy z ostrożnej odległości i najlepiej przez szybkę oraz z wyrazem obrzydzenia na obliczach, ale żeby dopuścić ich bliżej niż na odległość rzutu włócznią to nienienienie, dziękujemy bardzo, postoimy, może kiedy indziej.

Ponadto wszyscy mówią identycznie, zachowują się identycznie, zróżnicowanie postaci nie istnieje, nieistotne, czy patrzymy na świat oczętami osiemnastoletniego dziewczęcia, oddanej rodzinie matki, małżonka wspomnianej matki - sadysty i domowego tyrana, młodych przedstawicieli warszawskiej klasy średniej - wszyscy używają tych samych słów, w ten sam sposób opisują świat i tak samo reagują na spotykające ich, liczne katastrofy. Zupełnie jakby były jedną osobą, której autor na potrzebę chwili zmienia imię.

Btw, ilość tych katastrof, sekretów i kłamstw występuje w takim stężeniu, że czytelnik (no, dobra, po recenzjach wnioskuję, że nie każdy) w końcu całkowicie obojętnieje na kolejny atak brudnych tajemnic i raczej przewraca oczami niż gryzie palce z ciekawości, jak się to wszystko skończy.

Przez cały czas lektury miałam wrażenie, że czytam selfpuba, zwłaszcza, że poza ujednoliconym językiem wszystkich postaci (to jest w końcu kwestia gustu, mnie nie odpowiada, innym odpowiada albo wręcz nie zauważają) książka roi się od kwiatków takich jak na przykład: "_Jesteś taka piękna, gdy śpisz - powiedział łamanym angielskim, po czym użył nazwał mnie sleeping beauty". Albo: "Nadia od rana wydzwania do mnie i pisze SMS-y z prośbą o spotkanie. Nie rozumiem, dlaczego tak się na uparła". Lub też: "Nie mam ochoty wysłuchiwać jej docinek". "Idę do toalety na zapleczu. Przemywam twarz, nakładam podkładem, cień na powieki...". W przypadku selfpuba mogłabym to wyjaśnić brakiem fachowej redakcji i/lub korekty. Z tym, że to nie selfpub. Redakcja wymieniona z nazwiska, korekta obecna. Powyższy bukiecik kwiatków zatem nijak - no, może poza lekceważeniem czytelnika lub też pewnością siebie autora, który nie pozwala redakcji poprawiać w swym dziele nawet przecinka - wytłumaczyć się nie da.

Maluteńki plusik za zakończenie, które miało jakiś tam potencjał, zwłaszcza na tle słabej reszty.

Ale i tak... niekoniecznie.

czwartek, 25 sierpnia 2022

Synowskie wsparcie

Potomek Starszy, po szczególnie efektownej prezentacji Wrodzonego Temperamentu przez Pompona Starszego, do Królowej Matki tonem konfidencjonalnym - Bo, wiesz, mamo, ja rozumiem, że ty z zasady nie bijesz dzieci. Nie bijesz, nie biłaś, tylko rozmawiałaś i tłumaczyłaś, co nawet, przyznam, u nas (czyt. - Potomków Starszych, dopisek KM) podziałało, rozmawiałaś i tłumaczyłaś, i rozmawiałaś i... tak dalej, sama wiesz, tłumaczyłaś w nadziei, że to kiedyś coś da. I ja to szanuję. Niekoniecznie rozumiem, zwłaszcza w ich (czyt. - Młodszych Braciszków, dopisek KM) przypadku, ale szanuję. I przyznaję, że nie wypada ci po prostu teraz zacząć ich lać, porzucając idee i przekonania, na straży których stałaś z tak niezłomną wiernością. Ale BRACIA, mamo (pochylenie w stronę Mamusi, porozumiewawczy błysk w oku), otóż bracia się biją. Oni się, mamo, leją (z naciskiem) BEZ PRZERWY. Więc, jakby co to, rozumiesz. Wystarczy jedno słowo!

(ze wzruszeniem) Synuś mamuni, wsparcie na starość!

Doczekała sie Królowa Matka po latach Macierzyńskiego trudu.

(ociera łzę)