Mój pierwszy (i jedyny) Mróz.
Pierwszy, bo postanowiłam sprawdzić, o co tyle hałasu, a akurat "Ekspozycja" była w bibliotece (nie wykluczam więc, że źle trafiłam po prostu).
A jedyny, bo gdy doszłam do momentu, w
którym Nasz Najlepszy I Niezłomny Oraz W Ogóle Klękajcie Narody
Bohater, Forst, po bliskim kontakcie pierwszego stopnia z zakapiorami z
białoruskiego więzienia, do którego to więzienia dostał się skutkiem
nielegalnego przekroczenia granicy, nie wydostaje się z niego za sprawą
głośnej, błyskawicznie podjętej akcji dyplomatycznej, względnie po
uruchomieniu (w Polsce) przez jego spanikowanych przyjaciół wszelkich
możliwych znajomości, bardzo legalnych, legalnych i tych mniej
legalnych, tylko sobie, no cóż, w (nie tak znowu dużym) uproszczeniu po
prostu wychodzi spuszczając uprzednio wspomnianym zakapiorom niezły
łomot.... i nie wychodzi czołgając się jako strzęp człowieka z
poobijanymi wnętrznościami, połamanymi kośćmi i powybijanymi zębami,
tylko wymaszerowuje, prężąc dumnie pierś, wstrząsając grzywą blond loków
i poprawiając śnieżnobiałą koszulę na piersi (dobra, ciut koloryzuję,
ale nie mogę pozbyć się skojarzeń z filmami z lat 50-tych, w których
obity po pysku bohater nadal ma nieskazitelnie ułożoną fryzurę,
czyściutkie ubranie, a jedynym śladem po przebytej walce jest dyskretnie
namalowane rozcięcie na policzku, które magicznie znika w następnej
scenie)... otóż w tym momencie ryknęłam śmiechem (i właśnie dlatego mam
tę książkę na prywatnej liście "Mnie śmieszy"), uznałam, że nadal nie wiem, o co
tyle hałasu, i tak sobie przy braku tej wiedzy pozostanę.
Wszystko
zniosłam, wyciągi z Wikipedii w stanie czystym, kompletną durnotę
bohatera, który przez połowę książki działa najpierw, potem ewentualnie
myśli i nigdy nie dochodzi do żadnych wniosków, dziennikarkę w
charakterze biustu, żeby bohater miał się w co gapić i o czym rzucać
bonmoty, ale w tym momencie moja naginana boleśnie wyobraźnia pękła z
hukiem.
W dodatku niewybaczalne zakończenie, którym się jakoś tam
specjalnie nie przejęłam, bo nie zdołałam polubić bohaterów, no ale
jednak... w pierwszym tomie cyklu? Serio?
Na razie (gdyż nigdy nie mów nigdy) daruję sobie sprawdzanie, czy źle trafiłam, czy po prostu normalnie*.
*donoszę, że szaleńczo zachęcona recenzjami "Czarnej Madonny" wypożyczyłam dzieło i zgłębiam. Nie wykluczam więc, że sytuacja w temacie "czytamy i analizujemy Remigiusza eM" jest rozwojowa, o ile:
a) będzie mi się chciało,
b) Dzieciomtka pozwolo,
c) znajdę dość materiału do analizy/recenzji/ jak zwał, tak zwał,
d) wszystko po troszeczku