piątek, 31 grudnia 2021

2021

Czego nie lubimy? CZE-GO-NIE-LU-BI-MY?!

SYL-WE-STRÓW!

Brawo! I CZE-GO JESZ-CZE?!

POD-SU-MO-WAŃ!!!

No więc nie lubimy Sylwestrów (a w zasadzie, by być precyzyjną jak cięcie skalpelem, Sylwestry zwisają nam i powiewają, oraz żywimy do nich stosunek doskonale obojętny) i podsumowań, ale jak ma się blogunia (nic to, że konającego, cała blogosfera podobno jest na wykończeniu, ale że od lat kona i jakoś ciągnie pożywimy nadzieję, że jeszcze chwilę pociągnie) to się i jakieś podsumowanko strzeli. Dla potomnych. Głównie własnych.

A więc - rok 2021.
 
Rok 2021 był zły i dobry. 
 
Dobre jest to, że przeżyliśmy go i w ten nowy wchodzimy - my i zwierzątka nasze - w komplecie. I zdrowi. Jak się ma Mamusię, której pięć lata temu lekarze dawali w maksie rok życia, to jest to największy sukces. Jak się żyje w świecie z pandemią w pakiecie, to jest najważniejsze. 
 
A Potomek Młodszy dostał się do liceum, i po pierwszym półroczu nadal twierdzi, że to najlepsze liceum, najlepsza klasa, najlepsza wychowawczyni i w ogóle wszystko, co się da najlepsze ever. 
 
Bardzo fajnie jest mieć pod ręką Potomka Młodszego z tym jego promieniowaniem entuzjazmem pomimo hormonów, nastoletnich lat, burz i naporów, tak nawiasem mówiąc.

Covid przeszliśmy w Domu w Dziczy  tak lekko, że wszystkim Państwu tego życzę - jeśli już Zaraza ma Was dotknąć, to oby raczej musnęła, jak nas. 

A jednocześnie to właśnie z covidem związana jest najbardziej gorzka pigułka z licznych gorzkich pigułek, które musiałam tego roku przełknąć, tak gorzka, że na samo wspomnienie czuję gorycz na języku i gardło mi się ściska. Dostałam lekcję, z tych, których się nie chce przechodzić i, co gorsza - z tych, które nic w twoje życie nie wnoszą, poza wspomnianą goryczą. 

Miałam ogromne problemy ze zdrowiem, z życiem, a w zasadzie z całą "moją osobą" przez prawie pół roku. Sześć miesięcy, których konsekwencje pewnie jeszcze długo się będą za mną ciągnąć, sześć miesięcy, w czasie których wydawało się, że trzyma mnie w jednym kawałku wyłącznie marna i słaba (choć, jak się ostatecznie okazało, nie taka słaba) cielesna powłoka. Jakkolwiek głupio to brzmi, miałam wrażenie, że rozsypałabym się jak pęknięty woreczek szklanych kuleczek, gdyby ktoś w tej powłoce zrobił jakiś nadmiarowy otwór. No ale wreszcie się wzięłam za łeb, zwalczyłam chęć zwinięcia się w kłębek i zahibernowania na zawsze, i wypełzłam, i bardzo się staram, żeby pozostać, taka wypełznięta, i łatać, co się da. Trzymajcie kciuki, żeby mi się udało, wszak łatanie to szycie, a ja, jak powszechnie wiadomo, nienawidzę szyć.

Trochę osiwiałam, trochę się sypię tu i tam, trochę obwisłam, trochę się zgarbiłam. Zaliczyłam epizod - mam nadzieję, że epizod - poczucia, że gdybym zniknęła, to nikt by tego nie zauważył. I że to, co robię, te marne rzeczy, które robię, są naprawdę marne i nikomu, nikomu niepotrzebne. Średnio fajne uczucie, nie polecam nikomu.

Zawodowo... okeeej, porzućmy ten temat, uznajmy, że zawodowo nie istnieję, tak będzie i prościej, i lepiej dla wszystkich.

Oczywiście pomogli mi się łatać ludzie, a znaczna ich część nie ma pojęcia, że uczestniczy w tym procesie (i wszystkich z nazwiska nie wymienię, ale kilku tak - Daimonia, Chomik, Czytelnicy, którzy piszą do mnie na priva, Już Wy Wiecie, Kto, Czytelnicy, którzy tu są, mimo uwiądu strony i figli Facebooka jak również jego radosnych działań skutkujących wywaleniem osiem lat tworzonego fanpejczyka w wirtualny niebyt, Kasia i jej Grupa z Chopinowskim Szmerglem, na pewno zapomniałam, kto jeszcze, a jest Was Wielu), dziękuję wam milion razy <3.

Plany noworoczne wystąpiły u mnie w postaci zamiaru Nie Kupowania Niczego Przez Cały Rok, jeszcze się ten nowy nie zaczął, a już jestem ciekawa, co mi z tego wyjdzie :D. To znaczy, uściślę, jedzenie sobie będę kupować :D. I buty, jeśli mi się te, co jej mam, rozpadną. Ale żadnych kosmetyków, żadnych perfum (jestę albowię perfumoholiczką z Nadmiarem Flakoników), żadnych włóczek (mam zapasy! Na lata, obawiam się), żadnych książek. Odkryłam, że biblioteka w okolicy Domu w Dziczy jest przyjemnie zaopatrzona i zamierzam te zasoby trzebić, podobnie jak sukcesywnie likwidować Stosiki Wstydu. Żadne wydawnictwo nie chce już ze mną współpracować, co mnie w najmniejszym stopniu nie dziwi, więc recek miodzio nówek nieśmiganych na bloguniu nie uświadczycie. Ale nie-nówek kto wie. Wszak zapewne pojawi się wersja WBBingo AD2022, a ja KOCHAM WBBingo, zwłaszcza okładkowe.

Mam szaleńczo ambitny plan reaktywacji Kłębowiska, bo po numerze, jaki mi wywinął Facebook z usunięciem fanpejdża Królowej Matki zrobiłam się ciut niepewna w kwestii losów tego robótkowego. Kto go wie, co mu strzeli do głowy, temu Fejsbuku, rozsądniej byłoby wyprzedzić jakoś jego nieopanowane podrygi. Tak więc, jeśli ktoś lubi moje udziergi polecam się łaskawej pamięci i kciukom.

Zaczynam naukę nowego języka, a w zasadzie dwóch, przypomniało mi się bowiem, że kiedyś to bardzo lubiłam. Sprawdzimy, do jakiego stopnia macierzyństwo zlasowało mi mózg i co mi z tego "ach, jak to lubię!" wyjdzie.

A poza tym? Będę karmić moje ptaszki za oknem (uwielbiam ptaszki za oknem, te pierzaste kuleczki energii na cieniutkich nóżkach, mogę na nie patrzeć godzinami, na te rozpsute przez mła paskudki, które dopominają się dorzutek do karmników głośnym świergotem i nie fatygują się, by odlatywać, gdy posłusznie lecę z dorzutką w garści, żeby  uzupełniać, co trza), spacerować z psem, głaskać kota, przerabiać na udziergi te kłębiące mi się w głowie pomysły, a potem składować je za szafą w wielkim pudle, czytać, dokładać starań, by nie podusić Potomków. Nie obiecuję, że się uda, zwłaszcza to ostatnie. Gdzieś wyjadę, coś zwiedzę. Spędzę letnie wieczory na werandzie, patrząc w przestrzeń. Może spotkam się z Ludźmi, Których Lubię. Chciałabym.

I jest tu może ktoś, kto ma jakiekolwiek pojęcie na temat planów artystycznych zespołu Golec uOrkiestra?

Bo osobiście nic nie mam przeciw braciom Golec, ale, wiecie.

Może już wystarczy.

Najlepszości, Kochani.

poniedziałek, 27 grudnia 2021

Poświątecznie, nastrojowo

 Pompon Młodszy (w rozmarzonym zamyśleniu podrzucając w ręku zośkę, którą dostał był na szkolnej Wigilii) - To super prezent jest. Super. I wymyśliłem nową grę, w którą można nim grać!

Królowa Matka (ostrożnie, zna bowiem swoje subtelne, kruche, i tak dalej, ściema mode on, Dziecię nie od dziś) - Doprawdy?

Pompon Młodszy - Tak. Nazywa się "Ból-zośka".

Królowa Matka (słabo) - Jak?

Pompon Młodszy (rzeczowo) - Ból-zośka.

Królowa Matka (pchana jakąś tajemniczą a irracjonalną siłą, bo przecież w głębi serca wcale nie chce znać odpowiedzi na to pytanie) - A na czym polega?

Pompon Młodszy (tonem wyjaśnienia, oraz promiennie uśmiechnięty i wznosząc na matulę przejrzyste, błękitne oczęta) - No, ja rzucam z całych sił, a Borysa boli.


A jak u Państwa z poświątecznym nastrojem oraz pokojem ludziom dobrej woli?


środa, 15 grudnia 2021

Nie tylko Potomki

 Z serii: "Nauka zdalna to tyyyle radości".

Matematyka. 

Nauczycielka przedłuża zajęcia o dwadzieścia sekund.

Jadwiga - Proszę pani, a na moim zegarku jest już 8.31, a my mamy lekcje do 8.30!

***

Polski. 

Nauczycielka przedłuża lekcję o jakąś minutę.

Jadwiga - Proszę pani, już jest po lekcji, chyba z pięć minut temu powinniśmy się rozłączyć!

***

Historia. 

Pan nie rozłącza się równo z wybiciem godziny jedenastej.

Jadwiga - Proszę pana, ja tylko chcę powiedzieć, że ta lekcja powinna się skończyć trzy minuty temu!

***

Technika. 

Pan jest w środku zdania, i to mimo faktu, że 11.45  już za nami od, odlaboga, jakichś dwóch minut.

Franciszek - Proszę pana, Jadwiga chce powiedzieć, że ta lekcja już się skończyła i jesteśmy parę minut po czasie.


I oto mamy przykład "wyrobienia sobie u kogoś opinii" w pełnej krasie, choć przyznać Królowa Matka musi, że nie to miała zazwyczaj na myśli, gdy wspominała o zjawisku :D.

wtorek, 14 grudnia 2021

Miłość w chłodnym klimacie (by Pompony et consortes)

Pompon Młodszy (składając szczegółowe sprawozdanie z dnia szkolnego, i owszem, jest to czynność całkowicie zbędna, jako, że siedzimy na zdalnych i Królowa Matka w tychże lekcjach niejako uczestniczy, ale Pompon Młodszy nigdy nie pozwala się powstrzymać nieistotnym drobiazgom) - ...i, mamusiu, dziś na godzinie wychowawczej losowaliśmy osoby, i każdy miał o wylosowanej osobie napisać trzy sympatyczne rzeczy...

Królowa Matka (nieco, przyznajmy to, nieuważnie) - Aha...

Pompon Młodszy - ... i ja wylosowałem Martynkę, i napisałem o niej, że jest przyjacielska, uczynna i zawsze ma dobry humor... (z cieniem wahania w głosie) Chciałem co prawda napisać, że jest bojowa...

Królowa Matka (z pełnym przekonaniem, zna bowiem Martynkę, i to bynajmniej nie od dziś) - Powinieneś był.

Pompon Młodszy (nie czyniąc przerw dla wysłuchania matczynej opinii w temacie) - ...ale nie byłem pewny, czy to na pewno byłoby miłe.

Królowa Matka (zgadzając się z dzieciomtkiem) - No w sumie racja.

Pompon Młodszy (pozostając w ciągu) - A Jadwiga, wiesz, mamo, ta nowa...

Królowa Matka (z mocą, Jadwigi albowiem może i nie zna tak długo, jak Martynki, ale w niektórych wypadkach te głupie dwa-trzy miesiące w pełni wystarczają) - O, tak. Wiem.

Pompon Młodszy - ... wylosowała Roberta i napisała o nim "miły, wulgarny knypek".

Królowa Matka (w osłupieniu) - Że jak.

Pompon Młodszy (niemalże sylabizując dobitnie) - Miły. Wulgarny. Knypek.

Królowa Matka (jak wyżej) - I to miały być te sympatyczne rzeczy?

Pompon Młodszy (tonem koniecznego wyjaśnienia) - No, tak, bo, wiesz. Oni się w sobie zakochali i ze sobą chodzą.


Cóż.

Stara się Królowa Matka nie nadużywać dźwięcznej tej frazy, ale czasem człowiek musi, inaczej sie udusi.

Otóż ZA MOICH CZASÓW  miłość się objawiała w jakiś inny sposób.

Chyba :D.

czwartek, 9 grudnia 2021

O korzyściach oziębłości emocjonalnej

 Z serii: "Ulubiona Mamusia Królowej Matki komentuje".

Królowa Matka wraz z Mamusią ogląda "Lato miłości". Państwo wią i rozumią, Chopin, Nohant, George Sand, Solange, muzyka, porywy serc i ciał, stada bocianów, te rzeczy.

Mamusia Królowej Matki (pogrążona w głębokiej, filozoficznej zadumie) - Co za szczęście, że my nigdy nie miałyśmy wspólnego ukochanego, którego obie namiętnie pożądałyśmy! Bo jeszcze byśmy się poróżniły...

No kamień z serca normalnie, powiada Państwu Królowa Matka!