środa, 30 grudnia 2020

ZOZO. Podsumowanie

Wiecie, że nigdy nie lubiłam końców roków (wiecie, prawda? A jeśli nie wiedzieliście, to już wiecie). Nie lubiłam Sylwestrów, noworocznych postanowień, podsumowań i całego tego szaleństwa, które ogarnia Ludzkość na przełomie grudnia i stycznia. Nie lubiłam i nie lubię, c'mon, ja świętuję Gody, moment Przełomu zaliczyłam tydzień temu i mentalnie żyję już w roku całkiem nowym, Sylwester mi zwisa jak kilo kitu na agrafce i jest mniej więcej tak samo pociągający.

Ale... to rok 2020.

Rok ZOZO.

Rok, który - miejmy nadzieję - pozostanie na zawsze tylko jednym takim, jedynym w życiu nas wszystkich, anomalią, która nie powtórzy się już nigdy, nienormalnym zawichrowaniem, które minie. Pełnym niepewności, strachu, stresu, wrażenia chodzenia po cienkim lodzie, który może trzasnąć pod stopami w każdej chwili, a pod nim... nie wiadomo, co. Rok, o którym trudno jest pisać. I o którym trudno jest myśleć. Takim, gdy wieczorami padało się na twarz, wyczerpanym fizycznie i psychicznie (pozdrawiamy nauczanie zdalne machaniem!). I takim, w którym nawet mi, introwertyczce level milion, tak bardzo brakowało ludzi, że płakać się chciało (zupełnie dosłownie) z tęsknoty. Mija chyba pół roku, gdy widuję zasadniczo wyłącznie osoby z mojej najbliższej rodziny i nawet ja miewam tego dość. Tak bym chciała porozmawiać z kimś SPOZA. Spotkać się ze starymi przyjaciółmi. Albo w ogóle - szaleństwo! - poznać kogoś nowego, póki jeszcze nie zdziczałam totalnie, bezwzględnie i nieodwracalnie.

I przez to wszystko, co powyżej aż mi dziwnie to pisać, a wręcz czuję się nietaktownie, ale - mimo wszystko, mimo WSZYSTKO - nie był to dla mnie zły rok.

Moja rodzina miała co jeść. Mieliśmy dach nad głową. I siebie.

Ten rok to czwarty rok od chwili, gdy lekarze dali mojej mamie góra dwanaście miesięcy życia. Udało nam się przeprowadzić ją przez ten kolejny nadprogramowy czas całą i zdrową. 

Pan Małżonek dostał nową pracę.

Przeczytałam kilka świetnych książek. Zrobiłam parę rzeczy na szydełku, na drutach, uszyłam, wykleiłam. Niektóre z nich sprzedałam, niektóre rozdałam, mam nadzieję, że wszystkie przyniosły radość nowym właścicielom. Trochę napisałam - tu, na blogu, na FB i gdzie indziej. Więcej niż trochę NIE napisałam, co prawda :), ale przynajmniej mam jakieś piśmiennicze plany na przyszłość! Kogoś straciłam. Kogoś odzyskałam. Zaczęłam Nową I Ekscytującą Przygodę z czymś, Czego Nigdy Nie Robiłam i Co Być Może Nie Wyjdzie, ale nawet, jeśli nie wyjdzie, to warto było spróbować, ponieważ dzięki temu poznałam (no, teoretycznie znaliśmy się przedtem, ale w tym roku jakoś tak się to... zacieśniło, by nie rzec - rozkwitło niczym róży kwiat) Najlepszego Szefa Ever, z którym przegadałam ("przepisałam") dziesiątki godzin na tematy niekoniecznie związane z naszym Taynym Projektem. 

No i jakoś przeżyłam te miesiące zdalnej edukacji ;).

Nie jest to dużo, wiem. Skromnie to wygląda, nie nadzwyczajnie i ciut nudno. Nie mam na koncie spektakularnych (ani żadnych, co będziemy ściemniać) sukcesów, sama jestem zdziwiona, że ten post nie zamknął się w liczbie kilkuset znaków, bo nawet przy mojej skłonności do logorei nie bardzo mam o czym - takim wymiernym, porządnym, co się nadaje do wpisania do CV albo notki w Wikipedii - pisać.

Po prostu jestem

Cała.

Zdrowa.

(odpukać w niemalowane)

Nie nazbyt pogruchotana.

Zmęczona.

Wdzięczna.

Ze swoim małym domkiem, małą rodziną, małym gronem znajomych i jeszcze mniejszym przyjaciół, więdnącym blogiem, z nieistotnymi udziergami i uszytkami, i przemyśleniami, które nigdy nie przyczynią się do wymyślenia leku na raka ani rozwiązania problemu głodu na świecie.

Jestem tu.

 

 

Roku 2021.

Jestem gotowa.

(chyba).

 

Czekam.

 

 (I - co najważniejsze - ściskam Was wszystkich, którzy tu zaglądacie, ściskam bez maseczki, bez covidu, tak, jak bym ściskała w Normalnym Świecie - ściskam i życzę Normalności przez wielkie "N", Spokoju przez wielkie "S", i żebyśmy mogli się tu spotykać w nowym roku i dłużej.

Nieodmiennie, jako co roku, i co roku bardziej - dziękuję Wam za wszystko).

środa, 23 grudnia 2020

Różnice w ocenie sytuacji (chociaż nie do końca)

 Potomek Starszy (tonem zwierzenia) - Bo ja, mamo, to tak myślę, że jestem dobrym synem.

Królowa Matka (zgadzając się z przedmówcą) - Rzeczywiście.

Potomek Starszy (kontynuując wypowiedź) - ... no bo, na przykład, zawsze cię słucham.

Królowa Matka (nie bez ociupiny, ale naprawdę ociupinki ironii w głosie) - Serio?

Potomek Starszy (ugodowo) - No, dobra, zawsze cię słyszę, chociaż nie zawsze słucham.

Królowa Matka (niewykluczone, że odrobinę chłodno) - SERIO.

Potomek Starszy (ciągnie z właściwą sobie skłonnością do drobiazgowej analizy) - Serio. Przynajmniej zawsze odpowiadam "zaraz" i nie ma znaczenia, że przyjdę za godzinkę czy dwie. To jest zupełnie nieważne. Ważne, że cię usłyszałem...

Królowa Matka (głosem jak spiż) - SERIO.

Potomek Starszy (płynnie kończąc myśl) - ...chociaż nie posłuchałem.

Co to za szczęście posiadać takie dziecko, niewymowne, powiada Państwu Królowa Matka (mając świadomość, że jest to model dziecka o wiele powszechniej dostępny, niż podejrzewają na ten przykład ludzie bezdzietni).



Jakiś czas później

Pompon Młodszy (dokładnie tym samym tonem, co Potomek Starszy te śmieszne parę godzin wcześniej) - Mamo, ja to cię zawsze słucham...

Królowa Matka (milczy, bo co się będzie powtarzać, nieprawdaż).

Pompon Młodszy (doprecyzowując) - ...tylko z opóźnieniem.



No, mówiła Królowa Matka. Powszechnie dostępny w wielu rozmiarach i rocznikach model dziecka!

By nie rzec - pospolity.

piątek, 18 grudnia 2020

Pompon Młodszy ma Plan

Pompon Młodszy (pogodny jak skowroneczek, nieco rozmarzonym wzrokiem wpatrzony w Dal) - A wiesz, mamusiu, w przyszłości będę takim wielkim, wielkim panem...

Królowa Matka (milczy ostrożnie, nie do końca pewna kierunku, w którym podąża Myśl jej Najmłodszego Syna).

Pompon Młodszy (coraz bardziej rozmarzony) - ...takim, wiesz, naprawdę wielkim, napakowanym, z mięśniami wszędzie, i z tatuażami, też wszędzie...

Królowa Matka (coś by powiedziała, ale że ją wymowność odbiega coraz częściej w hożych podskokach decyduje po prostu dać się nieść Fali Wydarzeń).

Pompon Młodszy (jak wyżej) - ... i z łańcuchami złotymi na szyi, i taką wielką, wielką klatą... (rozjaśniając się w promiennym uśmiechu)... i będę miał takiego maciupeńkiego pieseczka!


Nowy Rok tuż, tuż, czas robienia postanowień noworocznych możemy w Domu w Dziczy uznać za otwarty!