... w trywialnym kraju jabłek i ziemniaków ;), czyli Królowa Matka znów szaleje w kuchni, i to podstępnie, a co!
Jak może Wierni Czytelnicy pamiętają, Królowa Matka, ulegając coraz liczniejszym prośbom zrobiła przerwę w pieczeniu - a poza tym, ze uległa prośbom, to jeszcze obraziła się na Pana Małżonka, który się zaczynał coraz zuchwalej z jej obsesji cukierniczych pokpiwać (zupełnie, jakby na nich nie korzystał!!!), o czym Królowa Matka nie wspominała. Albo wspominała bardzo, bardzo oględnie. Obrażona Królowa Matka przysięgła nie zbliżać się do piekarnika, ale nie było mowy o ciastach, których się nie piecze, prawda? I dzięki temu właśnie Królowa Matka miała szanse odkryć poniższy przepis, który miałaby całkiem spore szanse przeoczyć, bo bardzo podejrzliwie traktowała "gotowane" ciasta. Dotąd. Ale już nigdy więcej!
Aby przyrządzić ciasto, wzgardliwie pomijając piekarnik, Królowa Matka utarła dwa żółtka z połową wymaganej ilości cukru (czyli z mniej więcej 2/3 szklanki) oraz cukrem waniliowym. Kulturalne ludzie ucierają mikserem, Królowa Matka ucierała ręcznie, i też się udało. Następnie dodała dwie duże łyżki mąki pszennej i dwie łyżki mąki ziemniaczanej (też niemałe) oraz pół szklanki mleka, i nadal mieszała, bardzo, bardzo starannie.
Resztę mleka (pół litra minus pół szklanki) Królowa Matka zagotowała z pozostałą 2/3 szklanki cukru, a gdy mleko zaczęło wrzeć wlała masę żółtkowo-mączno-cukrową, i gotowała aż do uzyskania konsystencji budyniu.
Następnie Królowa Matka utarła 200 g miękkiego masła, do którego stopniowo dodawała ostudzoną masę budyniową. Pod koniec dosypała 100 g wiórków kokosowych i starannie rzecz wymieszała.
Na blasze o rozmiarze 30 na 25 cm ułożyła pracowicie krakersy (tak dokładnie, to ułożyła je w prostokąt - cztery na sześć krakersów), a na nich rozsmarowała 1/3 masy kokosowej, potem znowu krakersy, i 1/3 masy, i znowu krakersy i resztę masy, którą to masę posypała wiórkami kokosowymi oraz płatkami migdałowymi (autorka przepisu posypała wiórkami, Majana - płatkami migdałowymi, w związku z tym Królowa Matka posypała obydwoma, w salomonowy ten sposób nie narażając się na wysiłek rozwiązywania dylematu).
Blachę wraziła do lodówki na minimum trzy godziny, a najlepiej na całą noc (przez ten czas bowiem krakersy zmiękną i nie będą psuły wrażenia w czasie konsumpcji, chrupiąc :)). Wyszło rewelacyjnie, zostanie chlubnie wpisane na Listę Ciast, Do Których Się Powraca, i ostatecznie przekonało Królową Matkę, że jej podejrzliwość względem ciast nie-pieczonych była bezpodstawna, to raz, a ponadto pozwoliło jej zachować honor i podstępnie (mwahahahaha!!!) nakarmić Rodzinę słodyczami, nie łamiąc przy tym obietnicy nie dotykania piekarnika nawet jednym palcem.
Optymistycznie nastrojona względem ciast z kokosem Królowa Matka skłoniła swój wzrok ku temu przepisowi, w którym i owszem, to i owo się piecze, ale po pierwsze, niewiele, a po drugie, Królowa Matka zdążyła się już "odobrazić".
W radosnym, odobrażonym nastroju przystąpiła ona do dzieła, roztapiając w tym celu w kąpieli wodnej po 40 g mlecznej i gorzkiej czekolady, po czym utarła (tak, Luby Czytelniku! znów nie mikserem!!! ale Ty nie pozwól się ograniczać niechęcią Królowej Matki do sprzętu elektrycznego!) 80 g miękkiego masła i 70 g cukru. Stopniowo, ciągle ucierając, dodała przestudzoną czekoladę i rozbełtane jajko. Gdy produkty się połączyły, dosypała przesiane 150 g mąki i dwie łyżki kakao, rozprowadziła rzecz na dnie blaszki (30/15 cm) i podpiekła w nagrzanym do 180 stopni piekarniku przez 15 minut. Spód wyszedł grubszy niż w przepisie-matce, ale Królowa Matka nie narzeka, gdyż był pyszny :).
W czasie, gdy ciasto się piekło, Królowa Matka produkowała masę kokosową. Zagotowała dwie i pół szklanki mleka z połowa szklanki cukru, do wrzącego mleka wsypała 250 (do 300, ale Królowa Matka miała tylko 250 na stanie) g wiórków kokosowych i gotowała je na małym ogniu przez 20 minut. Upieczone ciasto wyciągnęła z piekarnika i odstawiła do stygnięcia, a do masy kokosowej dodała kostkę masła. W połowie szklanki mleka rozprowadziła budyń śmietankowy i, gdy masło się rozpuściło, dodała go do masy i gotowała ją do osiągnięcia konsystencji budyniu, po czym tez odstawiła do ostygnięcia - które to stygnięcie było (obok obowiązkowego chłodzenia całości) zdecydowanie najdłuższym procesem.
Gdy wszystko wystygło, Królowa Matka rozprowadziła masę kokosową na cieście czekoladowym, a w małym garnuszku rozpuściła 70 g masła, tabliczkę czekolady gorzkiej i tabliczkę czekolady mlecznej, po czym oblała ciasto polewą czekoladową i włożyła je do lodówki (znów na minimum trzy godziny, ale było warto!).
Zyskawszy w ten sposób jakieś dwadzieścia batoników Bounty za nieporównanie mniejsze pieniądze, Królowa Matka mogla, syta i szczęśliwa, przystąpić do celebrowania Najdłuższej Majówki Nowoczesnej Europy, czego wszystkim życzy :D.
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
sobota, 28 kwietnia 2012
O kobietach i władzy nad światem :)
Potomek Młodszy (po zażyczeniu sobie dokładki, a w zasadzie dolewki, zupy) - Mamusiu, czy wiesz, czemu ja chcę dziś tyle rosołu?
Królowa Matka - ????
Potomek Młodszy (tonem wyjaśnienia) - Bo jak się je, to się rośnie, prawda? A jak się urośnie, to się rządzi. (radośnie) A ja bardzo lubię rządzić! (po chwili dojrzałego namysłu, zdecydowanie) ...ale nie będę rządził jak jakaś baba!...
Potomek Starszy (wydaje okrzyk zgrozy) - Czy ty wiesz, co ty właśnie powiedziałeś?! (nieco nadinterpretując) Powiedziałeś, że mama jest baba! I że się rządzi!!!
Potomek Młodszy (łzawo) - A wcale nie!
Potomek Starszy (kategorycznie, kierując się żelazną, choć wyłącznie własną, logiką) - Tak! Bo tylko mama jest dziewczyną w tym domu, a jak ktoś jest nieuprzejmy to mówi na dziewczyny baby! To o mamie tak powiedziałeś!!!... (po chwili bolesnego przetrawiania tej informacji przez Potomka Młodszego, żeby dobić) ...a już o babci Marysi to na pewno!
Cóż, przynajmniej sprawie przyszłej kariery Potomka Młodszego zaczyna się to i owo klarować... na szczęście znajdzie się (być może!) ktoś, kto obroni Królową Matkę, gdy jej Młodszy Syn zostanie tyranem...
Królowa Matka - ????
Potomek Młodszy (tonem wyjaśnienia) - Bo jak się je, to się rośnie, prawda? A jak się urośnie, to się rządzi. (radośnie) A ja bardzo lubię rządzić! (po chwili dojrzałego namysłu, zdecydowanie) ...ale nie będę rządził jak jakaś baba!...
Potomek Starszy (wydaje okrzyk zgrozy) - Czy ty wiesz, co ty właśnie powiedziałeś?! (nieco nadinterpretując) Powiedziałeś, że mama jest baba! I że się rządzi!!!
Potomek Młodszy (łzawo) - A wcale nie!
Potomek Starszy (kategorycznie, kierując się żelazną, choć wyłącznie własną, logiką) - Tak! Bo tylko mama jest dziewczyną w tym domu, a jak ktoś jest nieuprzejmy to mówi na dziewczyny baby! To o mamie tak powiedziałeś!!!... (po chwili bolesnego przetrawiania tej informacji przez Potomka Młodszego, żeby dobić) ...a już o babci Marysi to na pewno!
Cóż, przynajmniej sprawie przyszłej kariery Potomka Młodszego zaczyna się to i owo klarować... na szczęście znajdzie się (być może!) ktoś, kto obroni Królową Matkę, gdy jej Młodszy Syn zostanie tyranem...
czwartek, 26 kwietnia 2012
Sami tego chcieliscie, czyli Królowa Matka odpowiada, część II
Część II wynurzeń Królowej Matki otwiera pytanie Joannabloguje:
- "Podejrzewam, że Twój czas teraz jest w większej części "zajęty" przez dzieci..zastanawiałaś się kiedyś co będziesz robiła,kiedy w związku z uczęszczaniem całej Bandy do szkoły co najmniej połowa dnia będzie należała do Ciebie?".
Oto pytania Baa:
- "Najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłaś do tej pory"
To była najszczęśliwsza nieprzemyślana decyzja w jej życiu :))).
- "Najbardziej szalona rzecz, jaką masz ochotę zrobić kiedyś w życiu"
- "Jeśli myślisz o podróżach, to dokąd chciałabyś pojechać?"
Kolejna Anonimowa Czytelniczka (tym razem na pewno Czytelniczka, nie Czytelnik, jak Królowa Matka mniema :))
- "Jak Kocha się dzieci, mając ich czworo? Wiem, że na pewno równie mocno itp. Ale ja mam jedno dziecko i ciężko mi to pojąć, tak zwyczajnie :) to są przecież 4 różne osoby i, tak po ludzku, nie da się do nich żywić identycznych uczuć :) z góry dzięki za wyjaśnienia!
I, Królowa Matka wie, że nie pomaga, ale tak, dzieci kocha się identycznie, dokładnie tak samo mocno. Z lubieniem bywa inaczej, lubić można różnie, lubienie jest w ogóle zdaniem Królowej Matki trudniejsze (nie tylko własnych dzieci, ale ludzi jako takich) - na przykład Królowa Matka lubi najbardziej akurat tego Potomka, którym się właśnie zajmuje :))).
Kilka pytań Emi:
- "Czy kiedykolwiek miałaś w planach tak liczną rodzinę?"
Tak,
gdy Królowa Matka miała dwanaście lat :)). Wtedy sądziła, że wyjdzie za
mąż natychmiast po osiemnastych urodzinach i będzie miała czworo
dzieci. A może nawet pięcioro...
- "Czy planujesz w najbliższym czasie powrót do pracy i jak się z tym czujesz? (w tym pytaniu moje osobiste lęki wychodzą ;)"
Zgadnąć, że czuje się z tym fatalnie nie jest trudno. Nigdy nie sądziła, że do tego dojdzie, zawsze uważała, że tkwienie w domu z dziećmi to koniec świata, ale teraz, gdy ustawia logistycznie każdy dzień, wszystkie usypiania, pobudki, karmienia, odprowadzania do i ze szkoły, do i z przedszkola, pomoc przy lekcjach, plus czasem jakieś wizyty u lekarzy, szczepienia, dodatkowe zajęcia, wywiadówki, przedstawienia na Dzień Matki, i jeszcze, last but not least, własne leczenie, własnych lekarzy i własne badania, a potem usiłuje gdzieś tam umieścić między tym wszystkim jeszcze pracę zawodową na etacie ogarnia ja po prostu rozpacz...
- "Czy nie piszesz książki? (mam dziwne przeczucie, ze mogłaby być bestsellerem)"
A poważnie - nie, Królowa Matka nie pisze. Nie umie. Nie wie, o czym mogłaby pisać. Nie ma koncepcji ani wyobraźni. Niestety, pisarka to z niej nie będzie...
- "Kiedy znajdujesz czas na to wszystko co robisz? (ja osobiście wysiadam ostatnio...)"
Kolej na serie pytań Kfiatuszka:
- "Kim chciałaś zostać w wieku Potomka Starszego?"
- Jakie jest twoje ulubione danie?
- Jaki jest Twój ulubiony deser?
- "Jak to się stało, ze mieszkasz tam, gdzie mieszkasz?"
- "Co zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę (pomijając męża i dzieci, bo oni zostają w domu :P"
Na samiuśki koniec ponownie pytania Anonimowe:
- "Jaki jest Twój ulubiony kolor?"
- "W jakiej pozycji najchętniej zasypiasz?"
- Gdybyś mogla cofnąć się w czasie, do kiedy byś się cofnęła?
- "Jaki jest Twój ulubiony miesiąc i dlaczego akurat ten?"
- "Wolisz koty czy psy?"
PS. Teraz_asia
zrujnowała mistyczny wydźwięk posta, nadbiegając po czasie :)).
Ale za to zadała dokładnie tyle pytań, by uzbierała się pięćdziesiątka,
więc Królowa Matka jej wspaniałomyślnie wybaczy i odpowie na wszystkie:
- "Włosy - kolor i fryzura (od zawsze mnie to interesuje, nie wiem, dlaczego)"
kolor ciemniejszy o dwa tony.
- "Film, na którym płaczesz do zasmarkania"
- "Najskuteczniejsza pocieszajka na trudne chwile - koc? książka? kopanie ogródka? kisiel?"
- "Co cię najbardziej bawi w twoim mężu? (boję się spytać, co cię wkurza, ale i tak bym chciała wiedzieć)
Rodzaj poczucia humoru. Królowa Matka zdecydowanie odcina się od podejrzeń, że może wiedzieć, że w tym pytaniu chodziło o innego rodzaju odpowiedź :).
I nic, ale to zu-peł-nie nic jej w Panu Małżonku nie wkurza. No kompletnie, kompletnie nic :).
- "Gdybyś miała tam za darmo spędzić dwa miesiące, wybrałabyś Stany czy Francję?"
- "Boisz się pająków?"
PSS. Ponieważ - czego Królowa Matka w pierwszej chwili nie zauważyła - Noemi i Kobieta z Drugiej Strony Lustra spytały o to samo, znalazło się miejsce na jedno pytanie Lilijki.
- "Zaintrygowała mnie Twoja lista top fifty. Zdradzisz podium?
A teraz uffff... Królowa Matka idzie na urlop. Ma nadzieję, że zasłużony :)!
środa, 25 kwietnia 2012
Sami tego chcieliście, czyli Królowa Matka odpowiada, część I.
Czterdzieści i cztery. Tyle pytań uciułała Królowa Matka do wtorku (nie do poniedziałku) wieczorem, i na tyle zamierza odpowiedzieć, migając się mniej lub bardziej konsekwentnie ;D. A zatem - oto Pierwszy Wpis Królowej Matki Na Dziesięć Tysięcy Słów oraz Królowa Matka Poddaje Się Wiwisekcji, odpowiadając na pytania w kolejności zadawania.
Ania M. napisała: "Królowo Matko droga! Zobaczywszy u mnie w linku tytuł Twego wpisu, pomyślałam o jednym: że jesteś w ciąży.
Nie-Do-Końca-Anonimowa-Czytelniczka, czyli AATK zadała chyba jedyne pytanie, na które Królowa Matka może odpowiedzieć jednym słowem, chociaż, jak siebie zna, nie odpowie:
Królowa Matka nie wie, czemu te matki-wegetarianki, które dają dzieciom mięso przeszły na wegetarianizm. Być może z powodu korzystnego wpływu tej diety na zdrowie, albo dlatego, ze nie lubią mięsa. Królowa Matka przeszła na wegetarianizm dlatego, że nie mogła znieść myśli, że po to, aby ona mogła zjeść mięso, trzeba zabić żywa istotę. Nie wyobraża sobie, że mogłaby pozostać w zgodzie ze sobą, karmiąc dzieci mięsem, i co miałaby powiedzieć dzieciom, które karmiłaby mięsem jednocześnie sama go nie jedząc, gdyby o to spytały (a spytałyby na pewno, one dużo pytają :)). Nie umie sobie wyobrazić żadnej uczciwej odpowiedzi.
Nie umie sobie też wyobrazić, że dając dzieciom mięso do jedzenia pozostałaby uczciwa wobec siebie i swoich przekonań (a bycie uczciwym wobec siebie jest, zdaniem Królowej Matki, istotnym warunkiem wychowania dziecka) Owszem, zanim jej dzieci przyszły na świat zastanawiała się, co będzie, jeśli z jakiegoś powodu będą one musiały porzucić dietę wegetariańska - ale nie muszą. Królowa Matka mówi im też, że gdy dorosną i zechcą wybrać same, zrobią to, co uznają za dobre dla siebie. Na razie same o sobie mówią, że są roślinożerne :).
Kobieta z Drugiej Strony Lustra dosłownie zasypała Królową Matkę pytaniami :).
I Marzenie Życia - że ktoś zechce wydać "Nędzników" z jej okładkami. Nawet za darmo!!! Ale żeby!!!
...a mimo to nie spotkali się nigdy wcześniej. Nie było im pisane. Aż do Tamtej Chwili :).
Z "chwil zastygłych w bursztynie" - Królowa Matka czuje się doskonale szczęśliwa siedząc z zamkniętymi oczami na plaży i słuchając szumu fal, z odgłosami bawiących się dzieci w tle.
I tak jest z każda epoką, i każdym miejscem. Słowem, Królowa Matka najzupełniej szczerze myśli, że znajduje się w najlepszym miejscu i najlepszym czasie, w jakim można żyć :).
Co może jest zabawne, najbardziej denerwuje Królową Matkę zdanie, które słyszy średnio raz dziennie z ust wszelakich: "Tak bardzo chcieliście dziewczynkę, że spróbowaliście trzeci raz, i popatrzcie...", i nikt, naprawdę nikt nie daje wiary zapewnieniom Królowej Matki, że chciała ona mieć trzecie DZIECKO, a płeć jej była najzupełniej obojętna. Zdenerwowała się dopiero wtedy, gdy okazało się, że to dwujajowe (!) bliźnięta (!), oba płci męskiej (!!!) - no, to to już naprawdę uznała za objaw klątwy i przegięcie.
Zdenerwowana była przed porodem, co należy podkreślić, teraz myśl, że któryś z jej synów miałby być dziewczynką wydaje jej się po prostu śmieszny. Królowa Matka nigdy nie rozumiała matek (a zna takie), które pragnąc dziecka jakiejś płci nie przyjmują do wiadomości urodzenia dziecka płci przeciwnej, i ubierają je, czeszą, kupują zabawki zgodnie ze swoimi planami, nie stanem faktycznym...
A teraz, Drodzy Czytelnicy, Królowa Matka udaje się zaczerpnąć sił, nim zamęczy was słowotokiem, odpowiadając na pozostałe 25 pytań (chociaż i tak nie wierzy, że ktokolwiek przebrnąłby przez ten post, gdyby odpowiedziała hurtem na wszystkie!!!).
Ania M. napisała: "Królowo Matko droga! Zobaczywszy u mnie w linku tytuł Twego wpisu, pomyślałam o jednym: że jesteś w ciąży.
- A skoro mam zadać pytanie: ucieszyłabyś się, gdyby tak było?"
W pierwszej chwili tak. Odruchowo :)), potem Królowa Matka byłaby głównie przerażona. Pal licho posiadanie czwórki Potomków, w tym ruchliwych rocznych bliźniąt, Królowa Matka - choć stara się tym nie epatować na blogu, a w realu też pracuje jak może nad tym, by jej dzieci nie żyły w cieniu jej choroby - jest jednak osobą chorą, i to poważnie. Ciąża, nawet zakończona sukcesem, oznaczałaby w wypadku Królowej Matki czterdzieści tygodni nieustającego, silnego stresu, nawiedzania licznych szpitali, stałego nadzoru kardiologicznego i ginekologicznego (i, zważywszy, że zdaniem niektórych już na Pompony była za stara, geriatrycznego ;))... Nie, nie, byle do menopauzy!
Nie-Do-Końca-Anonimowa-Czytelniczka, czyli AATK zadała chyba jedyne pytanie, na które Królowa Matka może odpowiedzieć jednym słowem, chociaż, jak siebie zna, nie odpowie:
- "Przeczytałam komentarz do kwietniowego posta i zżerana ciekawością pytam: Jakiej to tajemniczej tematyki tak konsekwentnie unikasz na swoim blogu?"
- "Podjęłaś ryzykowną-zdaniem wielu-decyzję: żywisz dzieci po wegetariańsku.Dlaczego tak radykalnie? Znam wegetarianki, które jednak karmią dzieci mięsem. Uzasadnij swój wybór(jak na klasówce :)"
Królowa Matka nie wie, czemu te matki-wegetarianki, które dają dzieciom mięso przeszły na wegetarianizm. Być może z powodu korzystnego wpływu tej diety na zdrowie, albo dlatego, ze nie lubią mięsa. Królowa Matka przeszła na wegetarianizm dlatego, że nie mogła znieść myśli, że po to, aby ona mogła zjeść mięso, trzeba zabić żywa istotę. Nie wyobraża sobie, że mogłaby pozostać w zgodzie ze sobą, karmiąc dzieci mięsem, i co miałaby powiedzieć dzieciom, które karmiłaby mięsem jednocześnie sama go nie jedząc, gdyby o to spytały (a spytałyby na pewno, one dużo pytają :)). Nie umie sobie wyobrazić żadnej uczciwej odpowiedzi.
Nie umie sobie też wyobrazić, że dając dzieciom mięso do jedzenia pozostałaby uczciwa wobec siebie i swoich przekonań (a bycie uczciwym wobec siebie jest, zdaniem Królowej Matki, istotnym warunkiem wychowania dziecka) Owszem, zanim jej dzieci przyszły na świat zastanawiała się, co będzie, jeśli z jakiegoś powodu będą one musiały porzucić dietę wegetariańska - ale nie muszą. Królowa Matka mówi im też, że gdy dorosną i zechcą wybrać same, zrobią to, co uznają za dobre dla siebie. Na razie same o sobie mówią, że są roślinożerne :).
- "Czy karmiłaś dzieci piersią? Jesteś fanką czy tak sobie?"
- "Jako Wielodzietna Patologia na pewno spotykasz się często z żywiołowymi reakcjami na Wasz stan liczebny (np. widok takiej rodzinki wysypującej się z samochodu to zjawisko samo w sobie) Z jakimi reakcjami spotykasz się najczęściej i jaki jest Twój stosunek do tychże? SZCZERZE!"
- "Czy masz prawo jazdy?- To pytanie z pozoru banalne ma głębszy sens... nie pomiń go, choć wydaje się mało ciekawe :)"
- "No i bardzo jestem ciekawa ile kasujesz za te hafty ale na odpowiedź nie naciskam:)"
Kobieta z Drugiej Strony Lustra dosłownie zasypała Królową Matkę pytaniami :).
- Gdybyś miała taką możliwość, gdzie byś przeniosła swój domek z ogródkiem?
Bliżej miasta :)). Domek z ogródkiem Królowej Matki leży w zachwycającym miejscu pełnym drzew, widoków na rzekę, jezior, dzikiej zwierzyny podchodzącej pod płot, ale to, co wydawało się Królowej Matce zachwycające, gdy była bezdzietną narzeczoną, nie wystarcza, gdy została Wielodzietną Patologią. A każdy, kto zaliczy parę razy rozrywkę w rodzaju jazdy w śnieżycy 20 km/h do odległego o 17 km miasta z mającym 40 stopni gorączki dzieckiem zaczyna jakoś inaczej patrzeć na uroki przyrody. Ponieważ zaś Królowa Matka urodziła się w mieście, które kocha, nie chciałaby go opuszczać - mieszkanie bliżej (albo zgoła w) wystarczyłoby :))).
- Jakie marzenia masz jeszcze do spełnienia?
I Marzenie Życia - że ktoś zechce wydać "Nędzników" z jej okładkami. Nawet za darmo!!! Ale żeby!!!
- Jak poznałaś ojca swoich potomków?
...a mimo to nie spotkali się nigdy wcześniej. Nie było im pisane. Aż do Tamtej Chwili :).
- Jaka byłaś w wieku swojego najstarszego potomka?
- Kim jesteś z zawodu?
- Na co byś wydała wielką wygraną?
- Kim byłaś w poprzednim wcieleniu? :))
- Jakiej wady w facetach naprawdę nie cierpisz? :)
- Co byś wzięła ze sobą w podróż marzeń?
- Czego byś w sobie nigdy nie zmieniła?
Mama pisarka zapytuje
- "W jakich sytuacjach czujesz się najszczęśliwszą osobą na świecie?"
Z "chwil zastygłych w bursztynie" - Królowa Matka czuje się doskonale szczęśliwa siedząc z zamkniętymi oczami na plaży i słuchając szumu fal, z odgłosami bawiących się dzieci w tle.
Pytania Mamyeli, takie bardziej magiczne :)):
- "Gdyby Królowa Matka spotkała Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, to co Królowa chciałaby mu powiedzieć?"
- "I jeszcze jedno ... umówmy się, że podróże w czasie są możliwe ..., w podróż do jakich czasów i w jakie miejsce wybiera się Matka najpierw?"
I tak jest z każda epoką, i każdym miejscem. Słowem, Królowa Matka najzupełniej szczerze myśli, że znajduje się w najlepszym miejscu i najlepszym czasie, w jakim można żyć :).
Anonimowy (-a) Czytelnik (-czka) chciał(-a)by wiedzieć
- "Jak miałyby na imię Twoje córki?"
Teraz Noemi:
- "Chciałam zapytać o Twój stosunek do jednolitości płci, jaką los Cię obdarował w potomstwie. Ciekawi mnie, czy matki (ale i ojcowie) mające same córki żałują, że nie urodziły syna, no i oczywiście na odwrót - jak w Twojej sytuacji. Ale to z pewnością trudne pytanie, więc zaakceptuję miganie się :D"
Co może jest zabawne, najbardziej denerwuje Królową Matkę zdanie, które słyszy średnio raz dziennie z ust wszelakich: "Tak bardzo chcieliście dziewczynkę, że spróbowaliście trzeci raz, i popatrzcie...", i nikt, naprawdę nikt nie daje wiary zapewnieniom Królowej Matki, że chciała ona mieć trzecie DZIECKO, a płeć jej była najzupełniej obojętna. Zdenerwowała się dopiero wtedy, gdy okazało się, że to dwujajowe (!) bliźnięta (!), oba płci męskiej (!!!) - no, to to już naprawdę uznała za objaw klątwy i przegięcie.
Zdenerwowana była przed porodem, co należy podkreślić, teraz myśl, że któryś z jej synów miałby być dziewczynką wydaje jej się po prostu śmieszny. Królowa Matka nigdy nie rozumiała matek (a zna takie), które pragnąc dziecka jakiejś płci nie przyjmują do wiadomości urodzenia dziecka płci przeciwnej, i ubierają je, czeszą, kupują zabawki zgodnie ze swoimi planami, nie stanem faktycznym...
- "Jak poznaliście się z Królem-Mężem?"
- "Dlaczego wybrałaś nauczanie angielskiego (tak?) jako przedmiot studiów?"
- "Jak to jest z tymi rysunkami? malunki też powstają? co robisz z efektami swej "pracy haftowej" (oprócz tego, co już było w blogu- pamiętam! podziwiam!)?"
A teraz, Drodzy Czytelnicy, Królowa Matka udaje się zaczerpnąć sił, nim zamęczy was słowotokiem, odpowiadając na pozostałe 25 pytań (chociaż i tak nie wierzy, że ktokolwiek przebrnąłby przez ten post, gdyby odpowiedziała hurtem na wszystkie!!!).
piątek, 20 kwietnia 2012
Klęska urodzaju :)))...
... czyli Trzecia Blogowa Gra Królowej Matki.
Zabawna. I trochę nietypowa. Dlatego Królowa Matka postanowiła się jej poddać, niczym badaniu wariografem. Chociaż nie obiecuje, że odpowiedzi na zadane pytania przeszłyby test wariograficzny ;D. Tak w stu procentach.
Bowiem na razie Królowa Matka tych pytań (a co dopiero odpowiedzi!) nie zna. Jakie one będą, zależy od Was, o Czytelnicy!
Zasady tej akurat gry są następujące:
1. Wklejamy logo tagu, prossszzzz bardzo, voila!
2. Pokazujemy paluszkiem osobę, która nas otagowała - otóż uczyniła to Kobieta Z Drugiej Strony Lustra.
3. Taż Kobieta Z Drugiej Strony Lustra wyczerpała pomysłowość Królowej Matki względem realizacji punktu trzeciego, otagowując praktycznie wszystkie osoby, które wzięła na cel Królowa Matka (plus jeszcze kilka takich, których Królowa Matka nie zna :)), a to Lilijkę, Myskę, Mamaeli, Fionę... Królowa Matka tym razem zlituje się nad Teraz_asią (chyba, że Teraz_asia bardzo, ale to bardzo chce sobie pograć :)), ale otaguje za to Bellę, już ona wie, za co ją to spotyka ;)),
I nareszcie clou imprezy -
4. W komentarzu pod postem odpowiadamy na pytania, które zadają Czytelnicy. Królowa Matka, bezczelnie zrzynając z Kfiatuszka i Kobiety Z Drugiej Strony Lustra (acz podając kopyrajty, oczywiście) postanawia nie odpowiadać na pytania w komentarzach, ale sporządzić ze swoich odpowiedzi osobny post. Kiedyś tam. Za tydzień. Albo dwa. Albo pojutrze, jak do pojutrza nazbiera pytań (w co ośmiela się powątpiewać, w ogóle wątpi, że kiedykolwiek się tych pytań pięćdziesiąt uzbiera, ale raz kozie wiadomo co, zobaczy się!), zamknie Potomki w jakimś przemyślnym więźniu i będzie miała wenę twórczą :D.
Tak więc - Czytelnicy, do piór! Znaczy, do klawiatur! Zadawajcie pytania! Pytajcie o wszystko, od ulubionego koloru po... coś bardziej skomplikowanego! Królowa Matka, jak już wspomniała, wątpi szczerze, czy tych pytań mozolnie uciuła komplet, mimo to poczyni zastrzeżenie - jeśli się uzbiera pięćdziesiąt, postara się odpowiedzieć na wszystkie (mniej lub bardziej oględnie). Jeśli zaś (jakimś cudem) więcej - pozostawia sobie prawo wyboru :).
Czy termin, powiedzmy, do poniedziałku wieczór wystarczy Wam, drodzy Czytelnicy? Królowa Matka ma nadzieję, że tak - i zaczyna czekać, nie ukrywając, że jest bardzo ciekawa, co wymyślicie, i licząc na Waszą inteligencję, poczucie humoru i pomysłowość :D.
Zabawna. I trochę nietypowa. Dlatego Królowa Matka postanowiła się jej poddać, niczym badaniu wariografem. Chociaż nie obiecuje, że odpowiedzi na zadane pytania przeszłyby test wariograficzny ;D. Tak w stu procentach.
Bowiem na razie Królowa Matka tych pytań (a co dopiero odpowiedzi!) nie zna. Jakie one będą, zależy od Was, o Czytelnicy!
Zasady tej akurat gry są następujące:
1. Wklejamy logo tagu, prossszzzz bardzo, voila!
2. Pokazujemy paluszkiem osobę, która nas otagowała - otóż uczyniła to Kobieta Z Drugiej Strony Lustra.
3. Taż Kobieta Z Drugiej Strony Lustra wyczerpała pomysłowość Królowej Matki względem realizacji punktu trzeciego, otagowując praktycznie wszystkie osoby, które wzięła na cel Królowa Matka (plus jeszcze kilka takich, których Królowa Matka nie zna :)), a to Lilijkę, Myskę, Mamaeli, Fionę... Królowa Matka tym razem zlituje się nad Teraz_asią (chyba, że Teraz_asia bardzo, ale to bardzo chce sobie pograć :)), ale otaguje za to Bellę, już ona wie, za co ją to spotyka ;)),
I nareszcie clou imprezy -
4. W komentarzu pod postem odpowiadamy na pytania, które zadają Czytelnicy. Królowa Matka, bezczelnie zrzynając z Kfiatuszka i Kobiety Z Drugiej Strony Lustra (acz podając kopyrajty, oczywiście) postanawia nie odpowiadać na pytania w komentarzach, ale sporządzić ze swoich odpowiedzi osobny post. Kiedyś tam. Za tydzień. Albo dwa. Albo pojutrze, jak do pojutrza nazbiera pytań (w co ośmiela się powątpiewać, w ogóle wątpi, że kiedykolwiek się tych pytań pięćdziesiąt uzbiera, ale raz kozie wiadomo co, zobaczy się!), zamknie Potomki w jakimś przemyślnym więźniu i będzie miała wenę twórczą :D.
Tak więc - Czytelnicy, do piór! Znaczy, do klawiatur! Zadawajcie pytania! Pytajcie o wszystko, od ulubionego koloru po... coś bardziej skomplikowanego! Królowa Matka, jak już wspomniała, wątpi szczerze, czy tych pytań mozolnie uciuła komplet, mimo to poczyni zastrzeżenie - jeśli się uzbiera pięćdziesiąt, postara się odpowiedzieć na wszystkie (mniej lub bardziej oględnie). Jeśli zaś (jakimś cudem) więcej - pozostawia sobie prawo wyboru :).
Czy termin, powiedzmy, do poniedziałku wieczór wystarczy Wam, drodzy Czytelnicy? Królowa Matka ma nadzieję, że tak - i zaczyna czekać, nie ukrywając, że jest bardzo ciekawa, co wymyślicie, i licząc na Waszą inteligencję, poczucie humoru i pomysłowość :D.
Kwietniowo.
Są dwa wiersze, które każdy człowiek znający Królową Matkę osobiście ma szansę usłyszeć każdego roku, mniej więcej o tej samej porze (to znaczy, o dwóch tych samych porach :)). Pierwszy to "Jak bardzo pada śnieg" z "Kubusia Puchatka". Królowa Matka nie lubi książki, bo ją niepomiernie drażnią niemal wszyscy bohaterowie, ale gdy chadzała do liceum przyjaźniła się serdecznie z wielbicielką mieszkańców Stumilowego Lasu, a wielbicielka deklamowała ten wierszyk zawsze w chwili, gdy dostrzegła pierwszy śnieg. Dosłownie "zawsze w chwili"- nie bacząc na to, czy znajduje się na lekcji, na przerwie, podąża do szkoły, stoi w kolejce do tego, co akurat rzucili, podróżuje środkami komunikacji miejskiej - gdy ujrzała pierwsze w danym roku wirujące śnieżne płatki wierszyk cisnął jej się na usta i nijak nie dawał powstrzymać. Zaraziła tym Królową Matkę na tyle skutecznie, że robi to ona nadal, chociaż od ukończenia edukacji w szkole stopnia średniego minęło ho, ho, ho, ile lat.
Na ten zaś wiersz nadszedł czas dzisiaj, w ukochanym momencie wiosny:
BRZÓZKA KWIETNIOWA
To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.
Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.
Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć.
Julian Tuwim
Cztery takie obłoczki zatrzymały się nad ziemią w ogrodzie* Królowej Matki.
Sprawiają, że się uśmiecha za każdym razem, gdy spogląda w okno.
* "w miejscu, które kiedyś będzie ogrodem", jak Królowa Matka posępnie i beznadziejnie zauważa za każdym razem, gdy mówi "ogród", a na myśli ma ten ugór, pośród którego stoi jej domostwo.
Na ten zaś wiersz nadszedł czas dzisiaj, w ukochanym momencie wiosny:
BRZÓZKA KWIETNIOWA
To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.
Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.
Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć.
Julian Tuwim
Cztery takie obłoczki zatrzymały się nad ziemią w ogrodzie* Królowej Matki.
Sprawiają, że się uśmiecha za każdym razem, gdy spogląda w okno.
* "w miejscu, które kiedyś będzie ogrodem", jak Królowa Matka posępnie i beznadziejnie zauważa za każdym razem, gdy mówi "ogród", a na myśli ma ten ugór, pośród którego stoi jej domostwo.
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Słodko inaczej :)).
Standardowe, tradycyjne, powracające z regularnością pory deszczowej w strefie podzwrotnikowej (tylko nieco, ekhm, nieco częściej) pytanie Potomka Młodszego:
- Mamusiu, czy ja bym mógł zjeść słodką kolację? Na przykład czy ja by mogłem jajecznicę?
I teraz Wiernym Czytelnikom przyjdzie uwierzyć na słowo, że (Królowa Matka PRZYSIĘGA) nigdy w życiu nie posłodziła ona jajecznicy...
- Mamusiu, czy ja bym mógł zjeść słodką kolację? Na przykład czy ja by mogłem jajecznicę?
I teraz Wiernym Czytelnikom przyjdzie uwierzyć na słowo, że (Królowa Matka PRZYSIĘGA) nigdy w życiu nie posłodziła ona jajecznicy...
piątek, 13 kwietnia 2012
Druga blogowa gra Królowej Matki :)
Królowa Matka została ponownie otagowana do gry blogowej, uprzejmie, bo ze znakiem zapytania i bez naciskania :). Ponieważ, jak słusznie twierdzi autorka linkowanego bloga, nie każdy gry blogowe lubi. Królowa Matka (jeszcze?) je lubi, po pierwsze dlatego, że zmusza ją to do zastanawiania się nad rzeczami, nad którymi w innym wypadku może nigdy by się nie zastanowiła, po drugie dlatego, że gry blogowe sprawdzają się świetnie w chwili braku weny, zwłaszcza, gdy nie chce się mieć na blogu przestojów, a po trzecie - ponieważ stanowią odpoczynek od Potomków, których Królowa Matka kocha i w ogóle, ale których miewa czasem, jakby to ująć... nieco w nadmiarze.
Tym niemniej post na temat
w wypadku Królowej Matki będzie śmiesznie krótki... to znaczy, powinien być krótki, ale Królowa Matka jest gadułą i może popaść w dygresje tudzież słowotok.
No to wuala,
Zasady zabawy:
4. Wybierz 3 rzeczy lub sytuacje, które powodują, że Mężczyzna rozpala Twoje zmysły :).
Otóż, Luby Czytelniku, Julita otagowała Królową Matkę w sam Wielki Piątek, dając jej temat do rozmyślań bardzo niewielkopostnych, ale dogłębnych. Gdyż, nieprawdaż, Królowa Matka nie ma pojęcia, co ją kręci w mężczyznach. Nie wie. Pojęcia nie ma. Żadnej koncepcji. Nigdy nie posiadała ideału mężczyzny. Nigdy nie podobali jej się mężczyźni w jednym, określonym typie. Jakby tak miała sporządzić listę "Top Ten Najfajniejszych Facetów", to i owszem, żadne Top Ten by to nie było, tylko Top Fifty (minimum), ale łączyć wszystkich panów to tylko płeć by łączyła. Nie wiek, kolor oczu, wzrost, budowa fizyczna, fryzura względnie jej brak. Byliby w tym Top Fifty i mali, i duzi, bruneci, blondyni, rudzi, siwi jak gołąbeczki oraz łysi, w okularach i bez, z brodą, wąsami i ogoleni, szczuplutcy i pączuszki, błękitnoocy, ciemnoocy, w okularach, młodzi junacy, dojrzali mężowie oraz szacowni starcy (serio, serio, taki, który jest od Królowej Matki starszy o... chwila... o 40 lat z hakiem, i za którego by się Królowa Matka wydała bez sekundy namysłu gdyby nie tzw okoliczności zewnętrzne również się na liście znajduje), kilku gejów, a także paru nieboszczyków...
A więc teraz wystarczyło tylko siąść nad listą i dociec, co tych facetów z Top Fifty łączy. Każdy przyzna, że można nad czymś takim rozmyślać, a wręcz medytować, znacznie dłużej niż jeden głupi tydzień.
W związku z wnioskami, do których Królowa Matka doszła już teraz, na wstępie (niemalże ;)), Królowa Matka musi zrobić to:
jako, że w linku (o którym za chwilę) pokażą się (i nie migną, o nie, pokażą się w całej okazałości) męskie pośladki. Zupełnie, ale to zupełnie gołe.
Tym niemniej wniosek, że zmysły Królowej Matki rozpala widok gołych męskich pośladków byłby nadinterpretacją. Wcale jej nie rozpalają. Ukażą się w związku z czymś zupełnie innym, ale o tym, jak już wspomniano, za chwilę (czujesz, Drogi Czytelniku, to umiejętnie dawkowane napięcie? Ten suspens?).
No, tak źle, by nie mieć ZUPEŁNIE pojęcia, co Królowa Matkę pociąga w mężczyznach to nie jest, mimo suspensu :). A zatem podstawową cechą, którą mężczyzna musi posiadać, jest poczucie humoru. Specyficzne, by nie powiedzieć wyrafinowane, takie, które Królową Matkę porwie, nierozerwalnie w jej odczuciu związane z wysoką inteligencją, rozgłośny a prostacki rechot na widok ślizgającej się na skórce od banana staruszki względnie idea dowcipnej zabawy polegającej na rzucaniu tortami nie wchodzi w grę. Potomek Starszy spytał kiedyś Królową Matkę: "Mamo, a czemu ty zakochałaś się w tacie?", na co Królowa Matka bez sekundy namysłu odparła: "Bo potrafił mnie rozśmieszyć". Jest to oczywiście uproszczenie (niewielkie ;)), a Potomek Starszy tego powodu nie zrozumiał... ale Królowa Matka ma nadzieję, że kiedyś zrozumie :).
I tu dygresja (pierwsza, ale z pewnością nie ostatnia). Jakiś czas temu, przy okazji wypuszczenia na rynek jakiejś gry z Larą Croft, Królowa Matka czytała o próbach wyprodukowania analogicznej gry dla pań. Bohaterka gry dla panów, jak wiadomo, miała wybitny biust, wąską talię, dłuuugie nogi, ogromne oczy i wydatne usta, i reagowali na to pozytywnie wszyscy faceci świata, od Alaski po Władywostok (jadąc nieustannie na wschód, że Królowa Matka uściśli). Twórcy gry powzięli podejrzenie, że jest także coś, co działa na wszystkie kobiety i przystąpili do badań. Po czym je zarzucili, bo kobiety udzielały odpowiedzi w rodzaju: "Musi mieć to coś". "Zbudowany ładnie, ale nie ma tej iskry". "Niby atrakcyjny, ale ten wyraz twarzy jest... nie taki". W efekcie Mr Laren Croft nie powstał, a Królowa Matka, choć daleka jest od przypuszczeń, że wszyscy mężczyźni są łatwo przewidywalni, a wszystkie kobiety skomplikowane, że ho, ho, zaraz wykaże jasno, dlaczego badania japońskich (zdaje się) specjalistów skazane były na klęskę.
Po wymyśleniu pierwszej wymaganej rzeczy Królowa Matka popadła w namysł, z rozpaczą konstatując, że nie jest w stanie wymyślić niczego innego. Myślała kilka dni, aż wreszcie, doprowadzona do granic wytrzymałości intelektualnej, zapytała Pana Małżonka (choć zasadniczo zdaje sobie sprawę, że nie jest to ten rodzaj pytania, który powinno się stawiać Towarzyszowi Życia) : "Słuchaj, co mnie pociąga w mężczyznach?".
Z kolei popadł w zamyślenie Pan Małżonek, który co prawda odkąd (uwaga! dygresja!) Królowa Matka oznajmiła mu, że bardzo, ale to bardzo podoba jej się Vittorio Mezzogiorno uznał, że nie ma pojęcia, nie przyswaja i nie rozumie, co lubią kobiety i od tamtej chwili zawsze o każdego aktora czy inna gwiazdę pyta niepewnie "czy on jest przystojny?" (koniec dygresji), po czym udzielił inteligentnej, zaskakującej, a przecież prawdziwej odpowiedzi: "Myślę, że działają na ciebie ci faceci, którzy są jak zwierzęta, ale mają tę zwierzęcą część opakowaną w dużą inteligencję".
Bingo. To właśnie kręci Królową Matkę, zwierzęcy wdzięk opakowany w inteligencję. Przywołany wyżej Vittorio Mezzogiorno urodą nie powalał, ale, Drogie Panie! Jak on się poruszał!!! Jak dzikie zwierzę, i to nie kaczka mandarynka, o, nie!
Pan Małżonek przypomniał też Królowej Matce reklamę, którą miała ona nagraną na VHS, bo wtedy nie było Youtube, a jeśli nawet był, to Królowa Matkę klawiatura komputera wraz z samym komputerem po rękach gryzły. Ale teraz Youtube istnieje, komputer Królową Matkę zaledwie leciutko nadgryza, i może sobie ona oglądać do upojenia, a nawet się podzielić. A zatem, Lube Czytelniczki, wyrzucamy sprzed ekranów dzieci (i, a może nawet przede wszystkim, Towarzyszy Życia) i oglądamy:
http://www.youtube.com/watch?v=2_7AT1Qjj4g&feature=related
I otóż Królowa Matka nie oglądała maniacko powyższej reklamy ze względu na pośladki (w co Pan Małżonek nie chciał uwierzyć), chociaż obiektywnie i obojętnie uznaje, że są to bardzo atrakcyjne pośladki. Nie ze względu na całokształt pana, bardzo oczywiście urodziwego. Ale ze względu na ten ostatni, króciutki błysk oka, na te podniesioną brew, która sprawia, że facet, obiektywnie przystojny, ale nie dostarczający Królowej Matce żadnych szczególnych doznań objawił Wdzięk. Wdzięk, który za nic nie pozwala podejrzewać jego właściciela o koszarowe poczucie humoru i inteligencję pierwotniaka, oraz do którego bardzo, bardzo interesujący wygląd jest zaledwie mało istotnym dodatkiem (z naciskiem, zupełnie serio, na "mało istotnym").
A teraz proszę na tej podstawie sporządzić Mr Larena Crofta :). Albo chociażby zgadnąć, kto jest na liście Top Fifty ;D.
Żeby nie było tak beznadziejnie zagmatwanie, Królowa Matka doda, że bardzo lubi nietypowe połączenia kolorystyczne - bardzo ciemną skórę z szarymi oczami, jasne oczy u brunetów albo (zwłaszcza!) ciemne oczy u rudowłosych. Ale ta trzecia cecha to jest w sumie zaledwie taki szczególik, który pomaga Królowej Matce np. wybrać sportowca, któremu dopinguje albo jej faworyta na wyborach Mister World :)).
5. Możesz dodać zdjęcia i piosenkę.
Królowa Matka mniema, że wystarczy to, co już zamieściła ;D.
I została otagowana do kolejnej gry, serialowej, ale to za czas jakiś.
Tym niemniej post na temat
w wypadku Królowej Matki będzie śmiesznie krótki... to znaczy, powinien być krótki, ale Królowa Matka jest gadułą i może popaść w dygresje tudzież słowotok.
No to wuala,
Zasady zabawy:
- Wstaw logo zabawy (zrobione).
- Napisz kto Cię otagował (też zrobione).
- Wytypuj 5 innych bloggerów do zabawy.
4. Wybierz 3 rzeczy lub sytuacje, które powodują, że Mężczyzna rozpala Twoje zmysły :).
Otóż, Luby Czytelniku, Julita otagowała Królową Matkę w sam Wielki Piątek, dając jej temat do rozmyślań bardzo niewielkopostnych, ale dogłębnych. Gdyż, nieprawdaż, Królowa Matka nie ma pojęcia, co ją kręci w mężczyznach. Nie wie. Pojęcia nie ma. Żadnej koncepcji. Nigdy nie posiadała ideału mężczyzny. Nigdy nie podobali jej się mężczyźni w jednym, określonym typie. Jakby tak miała sporządzić listę "Top Ten Najfajniejszych Facetów", to i owszem, żadne Top Ten by to nie było, tylko Top Fifty (minimum), ale łączyć wszystkich panów to tylko płeć by łączyła. Nie wiek, kolor oczu, wzrost, budowa fizyczna, fryzura względnie jej brak. Byliby w tym Top Fifty i mali, i duzi, bruneci, blondyni, rudzi, siwi jak gołąbeczki oraz łysi, w okularach i bez, z brodą, wąsami i ogoleni, szczuplutcy i pączuszki, błękitnoocy, ciemnoocy, w okularach, młodzi junacy, dojrzali mężowie oraz szacowni starcy (serio, serio, taki, który jest od Królowej Matki starszy o... chwila... o 40 lat z hakiem, i za którego by się Królowa Matka wydała bez sekundy namysłu gdyby nie tzw okoliczności zewnętrzne również się na liście znajduje), kilku gejów, a także paru nieboszczyków...
A więc teraz wystarczyło tylko siąść nad listą i dociec, co tych facetów z Top Fifty łączy. Każdy przyzna, że można nad czymś takim rozmyślać, a wręcz medytować, znacznie dłużej niż jeden głupi tydzień.
W związku z wnioskami, do których Królowa Matka doszła już teraz, na wstępie (niemalże ;)), Królowa Matka musi zrobić to:
jako, że w linku (o którym za chwilę) pokażą się (i nie migną, o nie, pokażą się w całej okazałości) męskie pośladki. Zupełnie, ale to zupełnie gołe.
Tym niemniej wniosek, że zmysły Królowej Matki rozpala widok gołych męskich pośladków byłby nadinterpretacją. Wcale jej nie rozpalają. Ukażą się w związku z czymś zupełnie innym, ale o tym, jak już wspomniano, za chwilę (czujesz, Drogi Czytelniku, to umiejętnie dawkowane napięcie? Ten suspens?).
No, tak źle, by nie mieć ZUPEŁNIE pojęcia, co Królowa Matkę pociąga w mężczyznach to nie jest, mimo suspensu :). A zatem podstawową cechą, którą mężczyzna musi posiadać, jest poczucie humoru. Specyficzne, by nie powiedzieć wyrafinowane, takie, które Królową Matkę porwie, nierozerwalnie w jej odczuciu związane z wysoką inteligencją, rozgłośny a prostacki rechot na widok ślizgającej się na skórce od banana staruszki względnie idea dowcipnej zabawy polegającej na rzucaniu tortami nie wchodzi w grę. Potomek Starszy spytał kiedyś Królową Matkę: "Mamo, a czemu ty zakochałaś się w tacie?", na co Królowa Matka bez sekundy namysłu odparła: "Bo potrafił mnie rozśmieszyć". Jest to oczywiście uproszczenie (niewielkie ;)), a Potomek Starszy tego powodu nie zrozumiał... ale Królowa Matka ma nadzieję, że kiedyś zrozumie :).
I tu dygresja (pierwsza, ale z pewnością nie ostatnia). Jakiś czas temu, przy okazji wypuszczenia na rynek jakiejś gry z Larą Croft, Królowa Matka czytała o próbach wyprodukowania analogicznej gry dla pań. Bohaterka gry dla panów, jak wiadomo, miała wybitny biust, wąską talię, dłuuugie nogi, ogromne oczy i wydatne usta, i reagowali na to pozytywnie wszyscy faceci świata, od Alaski po Władywostok (jadąc nieustannie na wschód, że Królowa Matka uściśli). Twórcy gry powzięli podejrzenie, że jest także coś, co działa na wszystkie kobiety i przystąpili do badań. Po czym je zarzucili, bo kobiety udzielały odpowiedzi w rodzaju: "Musi mieć to coś". "Zbudowany ładnie, ale nie ma tej iskry". "Niby atrakcyjny, ale ten wyraz twarzy jest... nie taki". W efekcie Mr Laren Croft nie powstał, a Królowa Matka, choć daleka jest od przypuszczeń, że wszyscy mężczyźni są łatwo przewidywalni, a wszystkie kobiety skomplikowane, że ho, ho, zaraz wykaże jasno, dlaczego badania japońskich (zdaje się) specjalistów skazane były na klęskę.
Po wymyśleniu pierwszej wymaganej rzeczy Królowa Matka popadła w namysł, z rozpaczą konstatując, że nie jest w stanie wymyślić niczego innego. Myślała kilka dni, aż wreszcie, doprowadzona do granic wytrzymałości intelektualnej, zapytała Pana Małżonka (choć zasadniczo zdaje sobie sprawę, że nie jest to ten rodzaj pytania, który powinno się stawiać Towarzyszowi Życia) : "Słuchaj, co mnie pociąga w mężczyznach?".
Z kolei popadł w zamyślenie Pan Małżonek, który co prawda odkąd (uwaga! dygresja!) Królowa Matka oznajmiła mu, że bardzo, ale to bardzo podoba jej się Vittorio Mezzogiorno uznał, że nie ma pojęcia, nie przyswaja i nie rozumie, co lubią kobiety i od tamtej chwili zawsze o każdego aktora czy inna gwiazdę pyta niepewnie "czy on jest przystojny?" (koniec dygresji), po czym udzielił inteligentnej, zaskakującej, a przecież prawdziwej odpowiedzi: "Myślę, że działają na ciebie ci faceci, którzy są jak zwierzęta, ale mają tę zwierzęcą część opakowaną w dużą inteligencję".
Bingo. To właśnie kręci Królową Matkę, zwierzęcy wdzięk opakowany w inteligencję. Przywołany wyżej Vittorio Mezzogiorno urodą nie powalał, ale, Drogie Panie! Jak on się poruszał!!! Jak dzikie zwierzę, i to nie kaczka mandarynka, o, nie!
Pan Małżonek przypomniał też Królowej Matce reklamę, którą miała ona nagraną na VHS, bo wtedy nie było Youtube, a jeśli nawet był, to Królowa Matkę klawiatura komputera wraz z samym komputerem po rękach gryzły. Ale teraz Youtube istnieje, komputer Królową Matkę zaledwie leciutko nadgryza, i może sobie ona oglądać do upojenia, a nawet się podzielić. A zatem, Lube Czytelniczki, wyrzucamy sprzed ekranów dzieci (i, a może nawet przede wszystkim, Towarzyszy Życia) i oglądamy:
http://www.youtube.com/watch?v=2_7AT1Qjj4g&feature=related
I otóż Królowa Matka nie oglądała maniacko powyższej reklamy ze względu na pośladki (w co Pan Małżonek nie chciał uwierzyć), chociaż obiektywnie i obojętnie uznaje, że są to bardzo atrakcyjne pośladki. Nie ze względu na całokształt pana, bardzo oczywiście urodziwego. Ale ze względu na ten ostatni, króciutki błysk oka, na te podniesioną brew, która sprawia, że facet, obiektywnie przystojny, ale nie dostarczający Królowej Matce żadnych szczególnych doznań objawił Wdzięk. Wdzięk, który za nic nie pozwala podejrzewać jego właściciela o koszarowe poczucie humoru i inteligencję pierwotniaka, oraz do którego bardzo, bardzo interesujący wygląd jest zaledwie mało istotnym dodatkiem (z naciskiem, zupełnie serio, na "mało istotnym").
A teraz proszę na tej podstawie sporządzić Mr Larena Crofta :). Albo chociażby zgadnąć, kto jest na liście Top Fifty ;D.
Żeby nie było tak beznadziejnie zagmatwanie, Królowa Matka doda, że bardzo lubi nietypowe połączenia kolorystyczne - bardzo ciemną skórę z szarymi oczami, jasne oczy u brunetów albo (zwłaszcza!) ciemne oczy u rudowłosych. Ale ta trzecia cecha to jest w sumie zaledwie taki szczególik, który pomaga Królowej Matce np. wybrać sportowca, któremu dopinguje albo jej faworyta na wyborach Mister World :)).
5. Możesz dodać zdjęcia i piosenkę.
Królowa Matka mniema, że wystarczy to, co już zamieściła ;D.
I została otagowana do kolejnej gry, serialowej, ale to za czas jakiś.
środa, 11 kwietnia 2012
O dyskalkulii raz jeszcze.
Potomek Młodszy (dociekliwie) - Mamo, czy dziewięćset osiem razy dwadzieścia sześć plus nieskończoność to jest pięć tysięcy siedemset?
Królowa Matka (z niezachwianym przekonaniem) - Tak.
Potomek Młodszy (z szacunkiem) - Oooch!
Pytanie - czy dyskalkulia jest dziedziczna? A może (tylko?) zaraźliwa ;)?
Królowa Matka (z niezachwianym przekonaniem) - Tak.
Potomek Młodszy (z szacunkiem) - Oooch!
Pytanie - czy dyskalkulia jest dziedziczna? A może (tylko?) zaraźliwa ;)?
wtorek, 10 kwietnia 2012
Tradycyjnie, z nutą perwersji :)
Wczoraj:
Potomek Młodszy (prosząco) - Mamusiu, czy ja mogę wziąć na dwór sprzęt Mikołaja, i tam z niego sikać?
Mamunia Pacholęcia (rechocze nieprzystojnie, siąpiąc nosem nad szydełkiem).
Tatuś Pacholęcia (łagodnie i nieco smutno) - Synu, tego się nie da zrobić...
Potomek Młodszy (prosząco) - Mamusiu, czy ja mogę wziąć na dwór sprzęt Mikołaja, i tam z niego sikać?
Mamunia Pacholęcia (rechocze nieprzystojnie, siąpiąc nosem nad szydełkiem).
Tatuś Pacholęcia (łagodnie i nieco smutno) - Synu, tego się nie da zrobić...
piątek, 6 kwietnia 2012
Świątecznie
Królowa Matka znika z bloga na dni przed- oraz świąteczne, chwilowo po to, by poświęcić się pieczeniu, lukrowaniu, ozdabianiu i malowaniu pisanek z Potomkami, a potem - by zająć się świętowaniem, i w związku z tym już teraz życzy Drogim Czytelniczkom (i Czytelnikom :)), aby te Święta były dokładnie takie, jakie chcieliby, by były :).
Wesołych Świąt, Kochani!
Wesołych Świąt, Kochani!
czwartek, 5 kwietnia 2012
Malarsko.
Dwa lata temu, podczas remontu naszej Chaty w Dziczy robotnicy, w szale pracowitości, zamurowali Królowej Matce wszystkie otwory w ścianach. Niektóre bardzo słusznie. Ale co do niektórych, Królowa Matka ujrzała się nagle objuczona dziełami własnych rąk oraz doniczkami z kwieciem pnącym i zwisającym, które - o ironio! - nie miało gdzie zawisnąć, by sobie pozwisać. Pan Małżonek wywiercił przy użyciu sprzętu ciężko-ryczącego dwa otworki, w których umieścił dwa haczyki, ale na więcej nie starczyło mu energii (oraz, jak twierdził, haczyków). Ponieważ ściany domu Królowej Matki nie należą (podobno) do tych, w które można ordynarnie wbić sobie gwóźdź (bo gdyby takie były, to Królowa Matka sama by już dwa lata temu te gwoździe wbiła) przez następne dwa lata Królowa Matka musiała Panu Mężu truć. I zawsze się okazywało, że on owszem! natychmiast!, ale, niestety nie ma haczyka. Kołeczka. Czegoś tam absolutnie dla wbijania w ścianę kluczowego.
Wreszcie w ostatnią sobotę Królowa Matka, bezwzględnie wykorzystując fakt, że Pan Małżonek miał coś do załatwienia w OBI, czyli w miejscu, gdzie stosownych haczyków i kołeczków jest skolko ugodno, wymogła na nim nabycie tychże. Wczoraj zaś Pan Małżonek ujął swą męską dłonią wiertarkę (z posępnym "Nie chce mi się, ale to nie ma znaczenia, jutro też mi się nie będzie chciało" na ustach) i wykonał pracę, która zajęła mu całe półtorej minuty, ale dzięki której Królowa Matka wreszcie mogła wyciągnąć zza szafy na pietrze i powiesić na ścianie to
czyli wizerunek Shu Lao (kwiecie w górze jest elementem dekoracji wielkanocnej, nie objawem kultu :)), taoistycznego boga długowieczności, którego posążek Królowa Matka znalazła w jakiejś książce lata temu i popadła w trwały zachwyt. Pan Małżonek, wówczas młody i zakochany, oraz nie bojący się komputera, wykonał zdjęcie posążka i podzielił na setki maleńkich kwadracików, a Królowa Matka, wówczas bezdzietna, pracowicie dobrała kolory, mogła sobie bowiem pozwolić na wyrzucenie dwóch setek mulin na podłogę bez obaw, że ktoś jej w to wlezie, złapie i rzuci się do ucieczki, oplącze się, spróbuje zjeść, i tak dalej, i tym podobnie, po czym rzecz wyhaftowała. I nie po to przecież, by jej się za szafą kurzyło!
Co więcej, oko każdego gościa przekraczającego próg domu Królowej Matki padnie najpierw na to:
Jest to fragment jednego z Medalowej Trójki ukochanych obrazów Królowej Matki, a mianowicie "Wielkiej Fali".
"Wielka Fala" to obraz, patrzenie na który Królową Matkę z niewiadomych przyczyn uspokaja. Na obrazie unosi się groźna masa wody, w tle majaczy góra Fuji, rybacy na wąskich czółnach walczą o życie, a Królowa Matka znajduje w tym obrazie spokój i mogłaby na niego patrzeć i patrzeć, nieruchomo jak jogin, godzinami. Spokój i doskonałość, w każdej linii, a nieco tego spokoju spływało na nią, gdy haftowała. Dodatkowo jakże pokorną czyni ją świadomość, że Hokusai miał, tworząc dzieło, 70 lat. Pokorną, pełną podziwu... i trochę, trochę pozwalającą sobie mieć nadzieję :).
Zresztą, podobne zapatrzenie opanowuje ją w czasie kontemplowania każdego z dzieł Wielkiej Trójki. I każde zamierza sobie wyhaftować, także dlatego, że nie jest w stanie znaleźć zadawalającej ją reprodukcji, a nie stać jej na oryginały ;). Drugi jest już w fazie produkcji,
a przedstawia "Koronczarkę" Vermeera.
Dawno temu, lata świetlne przed vermeeromanią i "Dziewczyną z perłą" Królowa Matka, mając jakieś 10 lat, przeglądała stary podręcznik do historii sztuki. Wydany na fatalnym papierze, z biało-czarnymi, niewyraźnymi zdjęciami i z jedną kolorową, dwustronicową wkładką, na którą jednakże Vermeer się nie załapał. Nie, zdjęcie "Koronczarki" było biało-czarne, niewyraźne, zupełnie pozbawione subtelnych (a nawet tych mniej subtelnych) detali. Mimo to, gdy Królowa Matka do niego doszła, zamarła. Siedziała i patrzyła. Patrzyła, patrzyła, patrzyła i patrzyła. Zrobiła przerwę na złapanie oddechu, a potem znów patrzyła. Może i dobrze, że tak wyglądał pierwszy kontakt Królowej Matki z Vermeerem, bo skoro do tego stopnia ogłuszyło ją fatalne, źle wydrukowane zdjęcie, już tylko dobra reprodukcja mogłaby ją nieodwracalnie uszkodzić, a oryginał - wręcz zabić. Królowa Matka do dziś nie wie też, czy oszołomienie na tle "Koronczarki" to trwały obłęd czy prawo pierwszeństwa, w każdym razie żaden z obrazów Vermeera - mimo uwielbienia dla wielu - nigdy w jej oczach nie osiągnął tej nieskalanej niczym perfekcji, tego błysku geniuszu, tego czegoś, co wywołuje zupełnie pozbawioną zawiści świadomość, że nigdy, nigdy, za cenę życia, nigdy tak by się nie potrafiło. Nawiasem mówiąc, Królowa Matka zawsze, już jako dziecię dwunastoletnie, od pierwszego kopa odróżniała dzieła Vermeera od nędznych podróbek dokonywanych przez słynnego z podrabiania go fałszerza i pojąć nie umie, jak ktokolwiek mógł dać się nabrać,o
Wreszcie w ostatnią sobotę Królowa Matka, bezwzględnie wykorzystując fakt, że Pan Małżonek miał coś do załatwienia w OBI, czyli w miejscu, gdzie stosownych haczyków i kołeczków jest skolko ugodno, wymogła na nim nabycie tychże. Wczoraj zaś Pan Małżonek ujął swą męską dłonią wiertarkę (z posępnym "Nie chce mi się, ale to nie ma znaczenia, jutro też mi się nie będzie chciało" na ustach) i wykonał pracę, która zajęła mu całe półtorej minuty, ale dzięki której Królowa Matka wreszcie mogła wyciągnąć zza szafy na pietrze i powiesić na ścianie to
Co więcej, oko każdego gościa przekraczającego próg domu Królowej Matki padnie najpierw na to:
Jest to fragment jednego z Medalowej Trójki ukochanych obrazów Królowej Matki, a mianowicie "Wielkiej Fali".
"Wielka Fala" to obraz, patrzenie na który Królową Matkę z niewiadomych przyczyn uspokaja. Na obrazie unosi się groźna masa wody, w tle majaczy góra Fuji, rybacy na wąskich czółnach walczą o życie, a Królowa Matka znajduje w tym obrazie spokój i mogłaby na niego patrzeć i patrzeć, nieruchomo jak jogin, godzinami. Spokój i doskonałość, w każdej linii, a nieco tego spokoju spływało na nią, gdy haftowała. Dodatkowo jakże pokorną czyni ją świadomość, że Hokusai miał, tworząc dzieło, 70 lat. Pokorną, pełną podziwu... i trochę, trochę pozwalającą sobie mieć nadzieję :).
Zresztą, podobne zapatrzenie opanowuje ją w czasie kontemplowania każdego z dzieł Wielkiej Trójki. I każde zamierza sobie wyhaftować, także dlatego, że nie jest w stanie znaleźć zadawalającej ją reprodukcji, a nie stać jej na oryginały ;). Drugi jest już w fazie produkcji,
a przedstawia "Koronczarkę" Vermeera.
Dawno temu, lata świetlne przed vermeeromanią i "Dziewczyną z perłą" Królowa Matka, mając jakieś 10 lat, przeglądała stary podręcznik do historii sztuki. Wydany na fatalnym papierze, z biało-czarnymi, niewyraźnymi zdjęciami i z jedną kolorową, dwustronicową wkładką, na którą jednakże Vermeer się nie załapał. Nie, zdjęcie "Koronczarki" było biało-czarne, niewyraźne, zupełnie pozbawione subtelnych (a nawet tych mniej subtelnych) detali. Mimo to, gdy Królowa Matka do niego doszła, zamarła. Siedziała i patrzyła. Patrzyła, patrzyła, patrzyła i patrzyła. Zrobiła przerwę na złapanie oddechu, a potem znów patrzyła. Może i dobrze, że tak wyglądał pierwszy kontakt Królowej Matki z Vermeerem, bo skoro do tego stopnia ogłuszyło ją fatalne, źle wydrukowane zdjęcie, już tylko dobra reprodukcja mogłaby ją nieodwracalnie uszkodzić, a oryginał - wręcz zabić. Królowa Matka do dziś nie wie też, czy oszołomienie na tle "Koronczarki" to trwały obłęd czy prawo pierwszeństwa, w każdym razie żaden z obrazów Vermeera - mimo uwielbienia dla wielu - nigdy w jej oczach nie osiągnął tej nieskalanej niczym perfekcji, tego błysku geniuszu, tego czegoś, co wywołuje zupełnie pozbawioną zawiści świadomość, że nigdy, nigdy, za cenę życia, nigdy tak by się nie potrafiło. Nawiasem mówiąc, Królowa Matka zawsze, już jako dziecię dwunastoletnie, od pierwszego kopa odróżniała dzieła Vermeera od nędznych podróbek dokonywanych przez słynnego z podrabiania go fałszerza i pojąć nie umie, jak ktokolwiek mógł dać się nabrać,o
no litości, przecież nie tylko gołym okiem widać, które to oryginał, ale widać też, że fałszerz był zaledwie pozbawionym Daru rzemieślnikiem!
Trzecim obrazem z Wielkiej Trojki jest "Nowonarodzony" Georgesa De La Tour,
prace nad wyhaftowaniem którego są jednakże w fazie bardzo wstępnej :).
Kolejny obraz, na który Królowa Matka mogłaby patrzeć godzinami, analizując i podziwiając każdy detal, każdą linię, zupełnie bezbronna i nie potrafiąc opisać własnych uczuć wobec doskonałości. Nie wiadomo, czy ten obraz przedstawia narodziny Jezusa, Marię i świętą Annę, być może to zwykła scena rozgrywająca się w domu jakiegoś flamandzkiego kupca. Tak czy inaczej, w zalewie siedemnastowiecznych tłuściutkich, wyglądających na roczne niemowlęta Dzieciątek ten obraz, wyrastający znacznie ponad swoją epokę, ta młoda matka, jej pomocnica, ta cisza i spokój, to powitanie Nowego w środku nocy, i nade wszystko maleństwo, takie kruche, nieodmiennie Królową Matkę wzrusza. Z dziesięciorga dzieci malarza przeżyło go tylko troje - może dlatego zdawał on sobie sprawę, jak bardzo niepewne jest życie dzieci, że nie są one dawane na zawsze, i może dlatego to Nowe na jego obrazach jest tak bardzo bezbronne...
No, ale teraz, na razie, wraz z powrotem wiosny, Królowa Matka może powrócić do "Koronczarki", która haftuje wyłącznie przy naturalnym świetle. Może do niej powrócić także dlatego, że ukończyła zlecenie na haft (nie, nie tak jak "Koronczarka" okazały")... ale o zleceniu - po świętach :).
środa, 4 kwietnia 2012
Kolorowo :).
Pan Małżonek (trzymając Pompona Młodszego w objęciu i pokazując mu Bakugany - tak, do domu Królowej Matki też dotarła ta zaraza, na szczęście z racji bardzo ograniczonych dochodów w niewielkim tylko stopniu, nareszcie jakaś korzyść z bycia niezamożnym! -, którymi hojnie umaiły naszą lodówkę Potomki Starsze, głośno i wyraźnie) - Żółty, czerwony, szary, czarny, biały, zielony, granatowy, niebieski! (wskazując jednego z Bakuganów) No, powiedz, jaki to jest kolor?
Pompon Młodszy (zdecydowanie) - Dzi!
Pan Małżonek (entuzjastycznie i z zachwytem) - Zielony! Dobrze!
Obraz dumnego ojca ;D.
Pompon Młodszy (zdecydowanie) - Dzi!
Pan Małżonek (entuzjastycznie i z zachwytem) - Zielony! Dobrze!
Obraz dumnego ojca ;D.
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Z refleksem :D.
Królowa Matka, Banda Czworga i Pan Małżonek z najwyższym trudem wtłaczają się do windy, na lustrze której jakiś Domorosły Artysta (z naciskiem na "domorosły" i na "artysta", oraz Królowa Matka nie będzie rzucać bezpodstawnych oskarżeń, ale młodociany sąsiad jej Matki wygląda tak więcej obiecująco jako tenże) wykonał był rysunek. Silnie przypominający to zdjęcie
z tym, że zamysłem artysty (domorosłego) raczej nie było to, by rysunek przedstawiał okaz flory. Żeby już nie było najmniejszych wątpliwości, że nie chodziło o szyszkę, Artysta obok dzieła umieścił słowo (Królowa Matka bardzo przeprasza, uprasza pokornie o zabranie sprzed monitorów dzieci, oznakowuje notkę, o:
ale to wszystko dla dobra wpisu!) "kutas".
Potomek Starszy (natychmiast po wejściu przyuważając dzieło, z zainteresowaniem) - O, a co to jest? Kto to zrobił?
Królowa Matka - Rysunek, synu. Nie wiem, kto to zrobił, podejrzewam młodocianą patologię...
Pan Małżonek (z bezrozumną uciechą) - I podpisany nawet!
Potomek Starszy (zadzierając głowę, zaczyna odcyfrowywać) - K... u...
Pan Małżonek (wykazując się imponującym refleksem i godną najwyższego uznania chęcią, by ochronić Potomstwo przed tym brutalnym światem, który chciał je jakże podstępnie zaatakować) - "Kaktus", synu. To jest narysowany i podpisany kaktus.
Potomek Starszy (całkowicie błędnie interpretując spazmy, w których wiją się Rodziciele) - Ach, kaktus! To bardzo śmieszne, że ktoś narysował w windzie kaktusa!
W ten oto sposób niewinność Maluczkich pozostała nietknięta :D.
ale to wszystko dla dobra wpisu!) "kutas".
Potomek Starszy (natychmiast po wejściu przyuważając dzieło, z zainteresowaniem) - O, a co to jest? Kto to zrobił?
Królowa Matka - Rysunek, synu. Nie wiem, kto to zrobił, podejrzewam młodocianą patologię...
Pan Małżonek (z bezrozumną uciechą) - I podpisany nawet!
Potomek Starszy (zadzierając głowę, zaczyna odcyfrowywać) - K... u...
Pan Małżonek (wykazując się imponującym refleksem i godną najwyższego uznania chęcią, by ochronić Potomstwo przed tym brutalnym światem, który chciał je jakże podstępnie zaatakować) - "Kaktus", synu. To jest narysowany i podpisany kaktus.
Potomek Starszy (całkowicie błędnie interpretując spazmy, w których wiją się Rodziciele) - Ach, kaktus! To bardzo śmieszne, że ktoś narysował w windzie kaktusa!
W ten oto sposób niewinność Maluczkich pozostała nietknięta :D.
Subskrybuj:
Posty (Atom)