poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Kokosowa wyspa...

... w trywialnym kraju jabłek i ziemniaków ;), czyli Królowa Matka znów szaleje w kuchni, i to podstępnie, a co!

Jak może Wierni Czytelnicy pamiętają, Królowa Matka, ulegając coraz liczniejszym prośbom zrobiła przerwę w pieczeniu - a poza tym, ze uległa prośbom, to jeszcze obraziła się na Pana Małżonka, który się zaczynał coraz zuchwalej z jej  obsesji cukierniczych pokpiwać (zupełnie, jakby na nich nie korzystał!!!), o czym Królowa Matka nie wspominała. Albo wspominała bardzo, bardzo oględnie. Obrażona Królowa Matka przysięgła nie zbliżać się do piekarnika, ale nie było mowy o ciastach, których się nie piecze, prawda? I dzięki temu właśnie Królowa Matka miała szanse odkryć poniższy przepis, który miałaby całkiem spore szanse przeoczyć, bo bardzo podejrzliwie traktowała "gotowane" ciasta. Dotąd. Ale już nigdy więcej!

 Aby przyrządzić ciasto, wzgardliwie pomijając piekarnik, Królowa Matka utarła dwa żółtka z połową wymaganej ilości cukru (czyli z mniej więcej 2/3 szklanki) oraz cukrem waniliowym. Kulturalne ludzie ucierają mikserem, Królowa Matka ucierała ręcznie, i też się udało. Następnie dodała dwie duże łyżki mąki pszennej i dwie łyżki mąki ziemniaczanej (też niemałe) oraz pół szklanki mleka, i nadal mieszała, bardzo, bardzo starannie.

Resztę mleka (pół litra minus pół szklanki)  Królowa Matka zagotowała z pozostałą 2/3 szklanki cukru, a gdy mleko zaczęło wrzeć wlała masę żółtkowo-mączno-cukrową, i gotowała aż do uzyskania konsystencji budyniu.

Następnie Królowa Matka utarła 200 g miękkiego masła, do którego stopniowo dodawała ostudzoną masę budyniową. Pod koniec dosypała 100 g wiórków kokosowych i starannie rzecz wymieszała.

Na blasze o rozmiarze 30 na 25 cm ułożyła pracowicie krakersy (tak dokładnie, to ułożyła je w prostokąt - cztery na sześć krakersów), a na nich rozsmarowała 1/3 masy kokosowej, potem znowu krakersy, i 1/3 masy, i znowu krakersy i resztę masy, którą to masę posypała wiórkami kokosowymi oraz płatkami migdałowymi (autorka przepisu posypała wiórkami, Majana - płatkami migdałowymi, w związku z tym Królowa Matka posypała obydwoma, w salomonowy ten sposób nie narażając się na wysiłek rozwiązywania dylematu).

Blachę wraziła do lodówki na minimum trzy godziny, a najlepiej na całą noc (przez ten czas bowiem krakersy zmiękną i nie będą psuły wrażenia w czasie konsumpcji, chrupiąc :)). Wyszło rewelacyjnie, zostanie chlubnie wpisane na Listę Ciast, Do Których Się Powraca, i ostatecznie przekonało Królową Matkę, że jej podejrzliwość względem ciast nie-pieczonych była bezpodstawna, to raz, a ponadto pozwoliło jej zachować honor i podstępnie (mwahahahaha!!!) nakarmić Rodzinę słodyczami, nie łamiąc przy tym obietnicy nie dotykania piekarnika nawet jednym palcem.

Optymistycznie nastrojona względem ciast z kokosem Królowa Matka skłoniła swój wzrok ku temu przepisowi, w którym i owszem, to i owo się piecze, ale po pierwsze, niewiele, a po drugie, Królowa Matka zdążyła się już "odobrazić".

W radosnym, odobrażonym nastroju przystąpiła ona do dzieła, roztapiając w tym celu w kąpieli wodnej po 40 g mlecznej i gorzkiej czekolady, po czym utarła (tak, Luby Czytelniku! znów nie mikserem!!! ale Ty nie pozwól się ograniczać niechęcią Królowej Matki do sprzętu elektrycznego!) 80 g miękkiego masła i 70 g cukru. Stopniowo, ciągle ucierając, dodała przestudzoną czekoladę i rozbełtane jajko. Gdy produkty się połączyły, dosypała przesiane 150 g mąki i dwie łyżki kakao, rozprowadziła rzecz na dnie blaszki (30/15 cm) i podpiekła w nagrzanym do 180 stopni piekarniku przez 15 minut. Spód wyszedł grubszy niż w przepisie-matce, ale Królowa Matka nie narzeka, gdyż był pyszny :).

W czasie, gdy ciasto się piekło, Królowa Matka produkowała masę kokosową. Zagotowała dwie i pół szklanki mleka z połowa szklanki cukru, do wrzącego mleka wsypała 250 (do 300, ale Królowa Matka miała tylko 250 na stanie) g wiórków kokosowych i gotowała je na małym ogniu przez 20 minut. Upieczone ciasto wyciągnęła z piekarnika i odstawiła do stygnięcia, a do masy kokosowej dodała kostkę masła. W połowie szklanki mleka rozprowadziła budyń śmietankowy i, gdy masło się rozpuściło, dodała go do masy i gotowała ją do osiągnięcia konsystencji budyniu, po czym tez odstawiła do ostygnięcia - które to stygnięcie było (obok obowiązkowego chłodzenia całości) zdecydowanie najdłuższym procesem.

Gdy wszystko wystygło, Królowa Matka rozprowadziła masę kokosową na cieście czekoladowym, a w małym garnuszku rozpuściła 70 g masła, tabliczkę czekolady gorzkiej i tabliczkę czekolady mlecznej, po czym oblała ciasto polewą czekoladową i włożyła je do lodówki (znów na minimum trzy godziny, ale było warto!).

Zyskawszy w ten sposób jakieś dwadzieścia batoników Bounty za nieporównanie mniejsze pieniądze, Królowa Matka mogla, syta i szczęśliwa, przystąpić do celebrowania Najdłuższej Majówki Nowoczesnej Europy, czego wszystkim życzy :D.

sobota, 28 kwietnia 2012

O kobietach i władzy nad światem :)

Potomek Młodszy (po zażyczeniu sobie dokładki, a w zasadzie dolewki, zupy) - Mamusiu, czy wiesz, czemu ja chcę dziś tyle rosołu?
Królowa Matka - ????
Potomek Młodszy (tonem wyjaśnienia) - Bo jak się je, to się rośnie, prawda? A jak się urośnie, to się rządzi. (radośnie) A ja bardzo lubię rządzić! (po chwili dojrzałego namysłu, zdecydowanie) ...ale nie będę rządził jak jakaś baba!...
Potomek Starszy (wydaje okrzyk zgrozy) - Czy ty wiesz, co ty właśnie powiedziałeś?! (nieco nadinterpretując) Powiedziałeś, że mama jest baba! I że się rządzi!!!
Potomek Młodszy (łzawo) - A wcale nie!
Potomek Starszy (kategorycznie, kierując się żelazną, choć wyłącznie własną, logiką) - Tak! Bo tylko mama jest dziewczyną w tym domu, a jak ktoś jest nieuprzejmy to mówi na dziewczyny baby! To o mamie tak powiedziałeś!!!... (po chwili bolesnego przetrawiania tej informacji przez Potomka Młodszego, żeby dobić) ...a już o babci Marysi to na pewno!

Cóż, przynajmniej sprawie przyszłej  kariery Potomka Młodszego zaczyna się to i owo klarować... na szczęście znajdzie się (być może!) ktoś, kto obroni Królową Matkę, gdy jej Młodszy Syn zostanie tyranem...

czwartek, 26 kwietnia 2012

Sami tego chcieliscie, czyli Królowa Matka odpowiada, część II


Część II wynurzeń Królowej Matki otwiera pytanie Joannabloguje
  • "Podejrzewam, że Twój czas teraz jest w większej części "zajęty" przez dzieci..zastanawiałaś się kiedyś co będziesz robiła,kiedy w związku z uczęszczaniem całej Bandy do szkoły co najmniej połowa dnia będzie należała do Ciebie?".
Niestety, Królowa Matka ponuro podejrzewa, że wcale nie musi przypuszczać, co będzie robiła, gdy cała czwórka znajdzie się w przedszkolach i szkołach, bo to najnormalniej w świecie wie - otóż ona będzie wtedy w pracy. Niestety - nie waha się napisać. Królowa Matka bardzo chciałaby pracować w domu - jest do tego stopnia zorganizowana i obowiązkowa, że sprawdziłaby się w takiej pracy, już to testowała. Ale nie wie, co (poza rękodziełem, z którego się nie utrzyma, cudów nie ma) mogłaby robić, więc niestety - Królowa Matka wróci do pracy na etacie i nie będzie żadnej części dnia, która będzie należała tylko do niej :(.

Oto pytania Baa:  
  • "Najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłaś do tej pory" 
W ostatniej chwili, nie pytając rodziców o zgodę, ani nawet o zdanie (no dobra, znała ich zdanie ;)) Królowa Matka przeniosła papiery z jednej szkoły do drugiej. To było w daaaawnych czasach, gdy się zdawało egzaminy, a papiery można było składać do jednej tylko szkoły (jak jest teraz? Królowa Matka nie ma pojęcia), rodzice Królowej Matki ustalili, jakie liceum będzie dla niej najlepsze (nie, nie byli satrapami, zdanie Królowej Matki się liczyło, i nie miała ona nic przeciw wyborowi), papiery zostały złożone. Po czym Królowa Matka dowiedziała się, że jej najlepsza przyjaciółka (początkowo planująca zdawanie do tej samej szkoły i do klasy o tym samym profilu) została zmuszona przez swoja mamę do złożenia papierów zupełnie gdzie indziej. Królowa Matka ledwie wysiedziała do przerwy, dopadła bez tchu sekretariatu, pani sekretarka już spakowała dokumenty, więc je na rozpaczliwe prośby Królowej Matki rozpakowała, razem znalazły stosowny karton, w kartonie stosowne dokumenty, nowe papiery wypisywała Królowa Matka drżącą ręką na kolanie, a sekretarka odrywała zdjęcia od poprzedniego podania, by je przekleić na nowe :))). Przekleiła, przybiła pieczątkę, zapakowała do innego kartonu, Królowa Matka wyszła z sekretariatu na uginających się nogach i zostało jej tylko poinformowanie o wszystkim rodziców ;D.

To była najszczęśliwsza nieprzemyślana decyzja w jej życiu :))).
  • "Najbardziej szalona rzecz, jaką masz ochotę zrobić kiedyś w życiu"
Nie, nie, nie, Królowa Matka jest na szalone rzeczy za ostrożna. I, co będziemy ściemniać, za tchórzliwa. Szalone rzeczy robi tylko w przypływie napadu straceńczej odwagi w lekkomyślnym nastroju: "A co mi tam!", ale kiedy i z okazji jakich wydarzeń podobny nastrój ją dopadnie, nie umie sobie wyobrazić. A już z jej chęciami nie ma to nic wspólnego (no, chyba, że podświadomie ;)).
  • "Jeśli myślisz o podróżach, to dokąd chciałabyś pojechać?"
Do Szkocji. Królowa Matka chciałaby zwiedzić wszystkie tamtejsze zamki :).

Kolejna Anonimowa Czytelniczka (tym razem na pewno Czytelniczka, nie Czytelnik, jak Królowa Matka mniema :)) 
  • "Jak Kocha się dzieci, mając ich czworo? Wiem, że na pewno równie mocno itp. Ale ja mam jedno dziecko i ciężko mi to pojąć, tak zwyczajnie :) to są przecież 4 różne osoby i, tak po ludzku, nie da się do nich żywić identycznych uczuć :) z góry dzięki za wyjaśnienia!
No, ale w życiu kocha się często więcej niż cztery osoby :))). Ale Królowa Matka rozumie, sama się nad tym zastanawiała, nawet tuż przed narodzinami Pomponów (bo co będzie, jak jednego będzie lubiła bardziej??? albo będą jej się mylili i nie będzie wiedziała, którego lubi???). Ale do kochania dzieci naprawdę pasuje to wyświechtane porównanie do miłości, co jest jak morze. Czerpie się z niego, a potem pojawia się nowy człowiek do kochania, i znów się czerpie, a tej miłości do czerpania nie ubywa. Potem pojawia się kolejny, i kolejny, i ciągle można czerpać z morza, nie tylko nie wyczerpując go wcale, ale nawet nie zauważając ubytku. I pisze to osoba nieskłonna do nadmiernych emocji :). Czyli, słowem, skoro Królowa Matka może, to każdy może ;D.

I, Królowa Matka wie, że nie pomaga, ale tak, dzieci kocha się identycznie, dokładnie tak samo mocno. Z lubieniem bywa inaczej, lubić można różnie, lubienie jest w ogóle zdaniem Królowej Matki trudniejsze (nie tylko własnych dzieci, ale ludzi jako takich) - na przykład Królowa Matka lubi najbardziej akurat tego Potomka, którym się właśnie zajmuje :))).

Kilka pytań Emi
  • "Czy kiedykolwiek miałaś w planach tak liczną rodzinę?"
Tak, gdy Królowa Matka miała dwanaście lat :)). Wtedy sądziła, że wyjdzie za mąż natychmiast po osiemnastych urodzinach i będzie miała czworo dzieci. A może nawet pięcioro...
  • "Czy planujesz w najbliższym czasie powrót do pracy i jak się z tym czujesz? (w tym pytaniu moje osobiste lęki wychodzą ;)"
Jeśli czytałaś wpis od początku to już wiesz - Królowa Matka nie planuje powrotu do pracy, królowa Matka będzie zmuszona do niej wrócić. Rozpaczliwie rozważa pójście na wychowawczy, ale jakby nie liczyła, wychodzi jej, że jest to opcja, na którą jej nie stać. Nie ma też żadnego pomysłu, co mogłaby robić, by dorobić i na tym wychowawczym jakoś się utrzymać...

Zgadnąć, że czuje się z tym fatalnie nie jest trudno. Nigdy nie sądziła, że do tego dojdzie, zawsze uważała, że tkwienie w domu z dziećmi to koniec świata, ale teraz, gdy ustawia logistycznie każdy dzień, wszystkie usypiania, pobudki, karmienia, odprowadzania do i ze szkoły, do i z przedszkola, pomoc przy lekcjach, plus czasem jakieś wizyty u lekarzy, szczepienia, dodatkowe zajęcia, wywiadówki, przedstawienia na Dzień Matki, i jeszcze, last but not least, własne leczenie, własnych lekarzy i własne badania, a potem usiłuje gdzieś tam umieścić między tym wszystkim jeszcze pracę zawodową na etacie ogarnia ja po prostu rozpacz...
  • "Czy nie piszesz książki? (mam dziwne przeczucie, ze mogłaby być bestsellerem)"
Witamy w klubie, jesteś czwartą osobą, która tak twierdzi :))). Królowa Matka obawia się jednak, że nie ma wydawnictwa, które ryzykowałoby wydanie płodów jej umysłu mając w perspektywie zakupienie ich przez czterech czytelników :))).

A poważnie - nie, Królowa Matka nie pisze. Nie umie. Nie wie, o czym mogłaby pisać. Nie ma koncepcji ani wyobraźni. Niestety, pisarka to z niej nie będzie...
  • "Kiedy znajdujesz czas na to wszystko co robisz? (ja osobiście wysiadam ostatnio...)"
Królowa Matka nie znajduje. Zasypia po przeczytaniu dwóch stron, więc ostatnio właściwie nie czyta. W głowie jej się tłoczą (naprawdę tłoczą, Królowa Matka nienawidzi tego uczucia, jeśli nie idzie z nim w parze możliwość realizacji) pomysły na kolczyki, zaś zrobiła do tej pory kolczyk jeden (słownie - jeden). A cóż mówić o pomysłach na szale, swetry, czapki!!! Na torby!!! Posty zazwyczaj pisze etapami, po trzy-cztery dni. Od dawna (jak na nią) nie piecze. O wspominanej powyżej potencjalnej książce nie ma co i marzyć... Słowem, to, co pojawia się na blogu to jakaś 1/5 wymarzonej aktywności Królowej Matki, albo i mniej...

Kolej na serie pytań Kfiatuszka:
  • "Kim chciałaś zostać w wieku Potomka Starszego?"
Nurkiem głębinowym. Jest to najzupełniej prawdziwa odpowiedź, którą Królowa Matka zazwyczaj wbija w kompletne osłupienie osobę pytającą, spodziewającą się zazwyczaj jakichś aktorek, modelek albo - w najgorszym razie - nauczycielek. A Królowa Matka chciała zostać nurkiem głębinowym i biologiem, badającym życie w oceanach :).
  • Jakie jest twoje ulubione danie?
Pierogi z grzybami i kapustą (a w zasadzie - z kapustą i grzybami :)), sałatka z bobu z kaparami, sałatka tabuleh, pizza. Surówki, a jak w surówkach jest ogórek kiszony (w tych przyrządzanych przez Królową Matkę zawsze jest ;)), to już w ogóle cymes!
  • Jaki jest Twój ulubiony deser?
Lody! Najlepiej owocowe, a z owocowych - najlepiej graperfuitowe jednej z lokalnych cukierni (dla toruńczyków Królowa Matka może podać, której ;)). Z ciast - sernik i makowiec, ale makowiec kupny, też tylko z jednej cukierni, innej niż lody :D.
  • "Jak to się stało, ze mieszkasz tam, gdzie mieszkasz?"
No, głupia Królowa Matka była, co robić :)). Taki etap życia miała - byle się wynieść z bloku!!! Nigdy więcej wielkiej płyty!!! (i ten akurat etap trwa nadal, nic się nie zmieniło). Szukaliśmy z Panem Małżonkiem mieszkań w kamienicy albo domów w stanie surowym (bo na przetworzony nie byłoby nas stać), i tak jeżdżąc z jednego końca województwa na drugi trafiliśmy i tu. W cudowny, ciepły, październikowy dzień, i zobaczyliśmy - mały domek, z jednej strony las brzozowy, za plecami las sosnowy, widok z piętra na zakole Wisły, do jeziora dziesięć minut spacerem, w powietrzu babie lato, feeria kolorów dokoła... i daliśmy się uwieść...
  • "Co zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę (pomijając męża i dzieci, bo oni zostają w domu :P"
No, pewnie, z nimi wyspa przestałaby być bezludna, a zaczęła być gęsto zaludniona ;D. Odpowiadając na pytanie - Królowa Matka się domyśla, że nie chodzi o wymienianie "siekierkę do ścinania drzew, komplet noży, odzież na każdą pogodę, kompas, latarkę, zapas świec...." itd :)? No więc, oprócz kompasu i świec Królowa Matka zabrałaby książki (także tę traktującą o tym, jak zrobić tratwę, na wypadek, gdyby bezludna wyspa się znudziła :)), komplet szydełek, igieł, plecak włóczek, filcu i tkanin, oraz drugi - z mulinami, nićmi i koralikami :))). Kilka notesów i długopisów oraz ołówków. I już może sobie mieszkać sama dłuuugie tygodnie...

Na samiuśki koniec ponownie pytania Anonimowe:
  • "Jaki jest Twój ulubiony kolor?"
Kolor czerwonego wina. Czerwony w ogóle, ale kolor wina - to już zupełnie, zupełnie.
  • "W jakiej pozycji najchętniej zasypiasz?"
Zwinięta w kłębek, jak pies, i poobkładana poduszkami ze wszystkich stron (to już niekoniecznie jak pies), koniecznie ze szczelnie zasłoniętymi plecami.
  •  Gdybyś mogla cofnąć się w czasie, do kiedy byś się cofnęła?
 Do osiemnastego roku życia. To był czas, gdy Królowa Matka była obłędnie szczęśliwa. Właśnie się odkochiwała (tak, Luby Czytelniku, dobrze przeczytałeś, zakochanie i motylki tu i ówdzie nie stanowią o obłędnym szczęściu, czasem zaś są kulą u nogi iście armatnią), a w zasadzie żmudnie wygrzebywała z beznadziejnego uczucia. Jak się wygrzebała okazało się, że ma mnóstwo czasu, który do tej pory poświęcała byciu zakochaną bez pamięci, oraz, że ma przy sobie Najlepszą Klasę Na Świecie, i ochoczo rzuciła się w ich gościnne ramiona. Wskutek tego cały maturalny rok był jak wielkie, apetyczne ciastko, w które chciało się wgryzać i wgryzać, bez końca. Spotkania, długie nocne Polaków rozmowy, przyjaźń, koleżeństwo, uczenie się pewnie też, bo Królowa Matka maturę zdała, i to nawet na pierwszym razem, ale jakoś kucia nie pamięta... Każda chwila w jedynym, najlepszym, jakie sobie można wyobrazić, towarzystwie... tak, to chciałaby Królowa Matka przeżyć raz jeszcze :)))!
  • "Jaki jest Twój ulubiony miesiąc i dlaczego akurat ten?"
Październik. Ze względu na urodę i na to, że - może subiektywnym zdaniem Królowej Matki, ale może nie do końca? - najczęściej w październiku jest piękna pogoda, która te urodę podkreśla, ukazuje w pełnym przepychu i pozwala paść nią oczy na zapas, na długie, szare, późnojesienne i zimowe dni...
  • "Wolisz koty czy psy?"
To pozornie niewinne pytanie niesie ze sobą masę utajonych zagrożeń (kociarze potrafią być zaślepieni w swym uczuciu i nie akceptować innych opcji, psiarze również!), ale Królowa Matka odpowie mimo to - psy.


PS. Teraz_asia zrujnowała mistyczny wydźwięk posta, nadbiegając po czasie :)). Ale za to zadała dokładnie tyle pytań, by uzbierała się pięćdziesiątka, więc Królowa Matka jej wspaniałomyślnie wybaczy i odpowie na wszystkie:
  • "Włosy - kolor i fryzura (od zawsze mnie to interesuje, nie wiem, dlaczego)"
(Ponuro) Byle jakie. Byle jakie włosy, byle jaki kolor, niby blondynka, ale niezupełnie, latem nawet rudawa. Włosów cala masa, ale takie delikatne, że wymarzony warkocz nie przypominałby tych, które noszą bohaterki rosyjskich baśni ludowych, ale raczej te, które noszą chińscy mandaryni. W związku z tym - fryzura krótka, mniej więcej taka:


kolor ciemniejszy o dwa tony.
  • "Film, na którym płaczesz do zasmarkania"
TYLKO JEDEN?!! Królowa Matka potrafi płakać na "Wszystkich ludziach prezydenta"!!! Ale do zasmarkania, no dobra... "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" (pierwsze obejrzenie zaliczyła Królowa Matka z Siostrą, w oryginale. W pokoju siedział też Ojciec obydwu, nie znający języka i nudzący się w związku z tym. Do pewnego momentu. Pod koniec filmu już się nie nudził, tylko patrzył w osłupieniu na swe córki, nie nawykł bowiem do takich demonstracji uczuć, a one obie ryczały na głos zanosząc się, dosłownie, w sposób nieopanowany...). "Fisher King". "Awakenings" (Królowa Matka zaczyna w piętnastej minucie i nie przestaje do napisów końcowych, do dziś się cieszy, że nigdy nie obejrzała tego filmu w kinie, tylko w zaciszu domowym). 3/4 filmów o tematyce wojennej (na "Korczaku" Królowa Matka dostała spazmów). "Imperium słońca". "Kino Paradiso"!!! I jakieś trzysta innych, których tytuły chwilowo wyleciały Królowej Matce z głowy...
  • "Najskuteczniejsza pocieszajka na trudne chwile - koc? książka? kopanie ogródka? kisiel?"
Raczej budyń :))). Herbatka i książka pod ciepłym kocykiem, a potem sen, dużo, dużo snu... 
  • "Co cię najbardziej bawi w twoim mężu? (boję się spytać, co cię wkurza, ale i tak bym chciała wiedzieć)
Rodzaj poczucia humoru. Królowa Matka zdecydowanie odcina się od podejrzeń, że może wiedzieć, że w tym pytaniu chodziło o innego rodzaju odpowiedź :).

I nic, ale to zu-peł-nie nic jej w Panu Małżonku nie wkurza. No kompletnie, kompletnie nic :).
  • "Gdybyś miała tam za darmo spędzić dwa miesiące, wybrałabyś Stany czy Francję?"
Francję, zdecydowanie! Królowa Matka nie wie, czy jako anglistka powinna się do tego przyznawać, ale w Stanach nie ma niczego, co chciałaby zobaczyć...
  • "Boisz się pająków?"
Nie. Ale ich Królowa nie kocha :))).


PSS. Ponieważ - czego Królowa Matka w pierwszej chwili nie zauważyła - Noemi i Kobieta z Drugiej Strony Lustra spytały o to samo, znalazło się miejsce na jedno pytanie Lilijki.
  •   "Zaintrygowała mnie Twoja lista top fifty. Zdradzisz podium?
Nie, gdyż go nie ma. Płynne jest. Ale, dlaczego nie, paroma nazwiskami może Królowa Matka rzucić: Ray Stevenson. Vittorio Mezzogiorno (co już wiadomo).  Leszek Teleszyński (też za drgnięcie, tym razem kącika ust, w "Trędowatej" :)). Jason Scott Lee. Sean Connery (teraz! nie w młodości!). Peter O'Toole. Kevin Kline. Omar Sharif (zwłaszcza w "Lawrence z Arabii", och!). Gerard Philippe... i jeszcze ze trzy tuziny innych panów, których nazwiska, jak są potrzebne, obijają się gdzieś w głębinach mózgowia i za nic nie chcą wypłynąć :).


A teraz uffff... Królowa Matka idzie na urlop. Ma nadzieję, że zasłużony :)!

środa, 25 kwietnia 2012

Sami tego chcieliście, czyli Królowa Matka odpowiada, część I.

Czterdzieści i cztery. Tyle pytań uciułała Królowa Matka do wtorku (nie do poniedziałku) wieczorem, i na tyle zamierza odpowiedzieć, migając się mniej lub bardziej konsekwentnie ;D. A zatem - oto Pierwszy Wpis Królowej Matki Na Dziesięć Tysięcy Słów oraz Królowa Matka Poddaje Się Wiwisekcji, odpowiadając na pytania w kolejności zadawania.


Ania M. napisała: "Królowo Matko droga! Zobaczywszy u mnie w linku tytuł Twego wpisu, pomyślałam o jednym: że jesteś w ciąży.
  • A skoro mam zadać pytanie: ucieszyłabyś się, gdyby tak było?"
W pierwszej chwili tak. Odruchowo :)), potem Królowa Matka byłaby głównie przerażona. Pal licho posiadanie czwórki Potomków, w tym ruchliwych rocznych bliźniąt, Królowa Matka - choć stara się tym nie epatować na blogu, a w realu też pracuje jak może nad tym, by jej dzieci nie żyły w cieniu jej choroby - jest jednak osobą chorą, i to poważnie. Ciąża, nawet zakończona sukcesem, oznaczałaby w wypadku Królowej Matki czterdzieści tygodni nieustającego, silnego stresu, nawiedzania licznych szpitali, stałego nadzoru kardiologicznego i ginekologicznego (i, zważywszy, że zdaniem niektórych już na Pompony była za stara, geriatrycznego ;))... Nie, nie, byle do menopauzy!

Nie-Do-Końca-Anonimowa-Czytelniczka, czyli AATK zadała chyba jedyne pytanie, na które Królowa Matka może odpowiedzieć jednym słowem, chociaż, jak siebie zna, nie odpowie:
  • "Przeczytałam komentarz do kwietniowego posta i zżerana ciekawością pytam: Jakiej to tajemniczej tematyki tak konsekwentnie unikasz na swoim blogu?"
Politycznej. Jak coś Królową Matkę mocno zeźli/ zafascynuje/ rozbawi może, kiedyś, nie na pewno, pojawi się tu wpis dotyczący różności z pierwszych stron gazet czy innych iwentów, ale nigdy, nigdy nie pojawi się tu ani słowo o polityce.  
  • "Podjęłaś ryzykowną-zdaniem wielu-decyzję: żywisz dzieci po wegetariańsku.Dlaczego tak radykalnie? Znam wegetarianki, które jednak karmią dzieci mięsem. Uzasadnij swój wybór(jak na klasówce :)"
O, mamy pytanie, przy którym Królowa Matka powinna się migać! Ale się nie mignie, chociaż bardzo nie lubi mówić o swoim wegetarianizmie. Spróbuje krótko i bez wdawania się w rozważania i dygresje.

Królowa Matka nie wie, czemu te matki-wegetarianki, które dają dzieciom mięso przeszły na wegetarianizm. Być może z powodu korzystnego wpływu tej diety na zdrowie, albo dlatego, ze nie lubią mięsa. Królowa Matka przeszła na wegetarianizm dlatego, że nie mogła znieść myśli, że po to, aby ona mogła zjeść mięso, trzeba zabić żywa istotę. Nie wyobraża sobie, że mogłaby pozostać w zgodzie ze sobą, karmiąc dzieci mięsem,  i co miałaby powiedzieć dzieciom, które karmiłaby mięsem jednocześnie sama go nie jedząc, gdyby o to spytały (a spytałyby na pewno, one dużo pytają :)). Nie umie sobie wyobrazić żadnej uczciwej odpowiedzi.

Nie umie sobie też wyobrazić, że dając dzieciom mięso do jedzenia pozostałaby uczciwa wobec siebie i swoich przekonań (a bycie uczciwym wobec siebie jest, zdaniem Królowej Matki, istotnym warunkiem wychowania dziecka)  Owszem, zanim jej dzieci przyszły na świat zastanawiała się, co będzie, jeśli z jakiegoś powodu będą one musiały porzucić dietę wegetariańska - ale nie muszą. Królowa Matka mówi im też, że gdy dorosną i zechcą wybrać same, zrobią to, co uznają za dobre dla siebie. Na razie same o sobie mówią, że są roślinożerne :).
  • "Czy karmiłaś dzieci piersią? Jesteś fanką czy tak sobie?"
Starszą dwójkę bardzo długo, młodszą tylko pięć miesięcy, bo potem Królowa Matka zachorowała. Zaczęła od "tak sobie", ale została fanką (ale nie wojującą :)), bardzo jej to odpowiadało, bo było tanie, praktyczne i pozwalało się wyspać :).
  • "Jako Wielodzietna Patologia na pewno spotykasz się często z żywiołowymi reakcjami na Wasz stan liczebny (np. widok takiej rodzinki wysypującej się z samochodu to zjawisko samo w sobie) Z jakimi reakcjami spotykasz się najczęściej i jaki jest Twój stosunek do tychże? SZCZERZE!"
Właśnie nie za często, a jeśli już, to są to reakcje bardzo pozytywne i często Królowa Matkę rozśmieszają. Ostatnia dwójka to bliźnięta - jak cała gromada z Bliźniątkami w centrum sunie głównym deptakiem miasta, to  cała ulica nasza! Nie ma, dosłownie nie ma osoby, która się nie obejrzy, a najbardziej żywiołowo reagują duzi, łysi panowie z tatuażami, tacy, obok których człowiek przeszedłby wieczorem po uprzednim głębokim zastanowieniu :))). Wydają z siebie ćwierkające dźwięki i się rozczulają, i to jest prześmieszne :D. W ogóle najbardziej "zapatrują" się panowie, często w wieku okołodziadkowym, oni też zagadują, pytają o płeć dzieci, a zdaniem, które Królowa Matka słyszy najczęściej jest: "Ale jak za te parę lat z rodzinami do pani na święta przyjadą, dopiero będzie pięknie!" :DDD.
  • "Czy masz prawo jazdy?- To pytanie z pozoru banalne ma głębszy sens... nie pomiń go, choć wydaje się mało ciekawe :)"
Nie. Prowadzenie samochodu to jedna z nielicznych czynności, do opanowania których Królowa Matka odnosi się całkowicie obojętnie. No, nigdy nie czuła potrzeby, jakkolwiek to o niej świadczy. Może ulegnie namowom tych, którzy ja w tej kwestii naciskają, ale raczej wątpi...
  • "No i bardzo jestem ciekawa ile kasujesz za te hafty ale na odpowiedź nie naciskam:)"
Nic. Królowa Matka zrobiła w całym swoim długim życiu tylko trzy hafty na zamówienie (i skasowała 70-100 zł). Większość rozdała rodzinie i przyjaciołom, albo zrobiła dla siebie.


Kobieta z Drugiej Strony Lustra dosłownie zasypała Królową Matkę pytaniami :).
  • Gdybyś miała taką możliwość, gdzie byś przeniosła swój domek z ogródkiem?
Bliżej miasta :)). Domek z ogródkiem Królowej Matki leży w zachwycającym miejscu pełnym drzew, widoków na rzekę, jezior, dzikiej zwierzyny podchodzącej pod płot, ale to, co wydawało się Królowej Matce zachwycające, gdy była bezdzietną narzeczoną, nie wystarcza, gdy została Wielodzietną Patologią. A każdy, kto zaliczy parę razy rozrywkę w rodzaju jazdy w śnieżycy 20 km/h do odległego o 17 km miasta z mającym 40 stopni gorączki dzieckiem zaczyna jakoś inaczej patrzeć na uroki przyrody. Ponieważ zaś Królowa Matka urodziła się w mieście, które kocha, nie chciałaby go opuszczać - mieszkanie bliżej (albo zgoła w) wystarczyłoby :))).
  • Jakie marzenia masz jeszcze do spełnienia?
Z jednej strony, trzeba smutno przyznać, że Królowa Matka nie ma marzeń, bo jej pesymizm szepce natychmiast: "Eeee, ty, głupia, o czymś takim marzyć, i po co? żeby się rozczarować?".  Tak więc trudno mówić o "marzeniach do spełnienia", ale w mniej pesymistycznych chwilach Królowa Matka fantazjuje, że mogłaby się utrzymać z rękodzielnictwa. Albo z pisania. Że tyle by zarabiała, by nie musieć pracować na etacie. Że napisze książkę, i  ze ktoś ją wyda. A także przeczyta ;D.

I Marzenie Życia - że ktoś zechce wydać "Nędzników" z jej okładkami. Nawet za darmo!!! Ale żeby!!!
  • Jak poznałaś ojca swoich potomków?
U wspólnej przyjaciółki. Pan Małżonek przyjaciółkę znał od drugiego roku życia, Królowa Matka - od ośmiu lat, Pan Małżonek bywał u niej dwa razy w tygodniu, Królowa Matka - niemal tak często, jak u siebie w domu, ale jakoś na siebie nie trafiali. Co zabawniejsze, wszyscy mieszkali na osiedlu w blokach, które ze sobą praktycznie sąsiadowały...

 ...a mimo to nie spotkali się nigdy wcześniej. Nie było im pisane. Aż do Tamtej Chwili :).
  • Jaka byłaś w wieku swojego najstarszego potomka?
Patologicznie (ale naprawdę - patologicznie) nieśmiała, zamknięta w sobie. Siedmioletnia Królowa Matka nie miała żadnych koleżanek ani kolegów, do tego stopnia, że ich sobie wymyślała. Wymyślała też siebie - zmieniała sobie imię, rodziców, rodzeństwo... Bardzo dużo rysowała, bo jeszcze wtedy nie lubiła czytać. Z wyglądu była dokładnie jak Potomek - chudziutka jak patyczek, bledziutka i z wieeelkimi oczami. Uchodziła za tzw. grzeczną dziewczynkę, bo z powodu tej nieśmiałości nie było jej widać...
  • Kim jesteś z zawodu?
Pierwszy zawód to bibliotekarka, a drugi - nauczycielka angielskiego.
  • Na co byś wydała wielką wygraną? 
Na wygodny, duży dom (no, nie taki szalenie duży, taki, żeby każdy miał swój kąt, plus spora część wspólna), z ogrodem. Na Szkołę Kendo dla Pana Małżonka. Na fundusze powiernicze dla dzieci. To połowę wygranej. A drugą na stypendia dla dzieci uzdolnionych. Na turnusy rehabilitacyjne dla dzieci, których rodziców na to nie stać. Na schroniska dla psów. I takie tam :).
  • Kim byłaś w poprzednim wcieleniu? :))
Zapewne kimś zupełnie zwykłym. Według jednego ze snów, który kiedyś się Królowej Matce śnił, była ona córką purytańskiej wdowy w osiemnastowiecznej Ameryce, która (córka, nie wdowa. I nie Ameryka) przeżyła  zakazany, ognisty romans. Może to był "wspominkowy" sen, kto wie ;D?
  • Jakiej wady w facetach naprawdę nie cierpisz? :)
Nielojalności. U kobiet też. Najbardziej u ludzi, obu płci, Królowa Matka nienawidzi nielojalności.
  • Co byś wzięła ze sobą w podróż marzeń?
Aparat fotograficzny :). Gruby zeszyt i zestaw ołówków, oraz - na chwile przerwy w zwiedzaniu - książki. Pan Małżonek nie został wymieniony, ponieważ spytałaś "co", a nie "kogo" :).
  • Czego byś w sobie nigdy nie zmieniła?
Pan Małżonek podpowiada, że nóg, ale Królowa Matka ma wrażenie, że może chodzić o coś mniej dobitnego ;). Po namyśle Królowa Matka stwierdza, że uporu. Jest uparta jak osioł, i to czasem jest po prostu gigantyczną wadą, ale zazwyczaj na przykład pozwala skończyć to, co się zaczęło, przeć do celu, choćby wszyscy się już zmęczyli i odpadli po drodze.


Mama pisarka zapytuje 
  • "W jakich sytuacjach czujesz się najszczęśliwszą osobą na świecie?"
Kiedy Królowa Matka zajmuje się (zwłaszcza półzawodowo) tym, co jej sprawia autentyczną radość i stanowi kroczek w kierunku spełnienia marzeń. Czyli wtedy, gdy haftowała prace na zamówienie czy współpracowała przy redagowaniu słownika angielsko-polskiego... Owszem, nic z tych marzeń nie wyszło, ale dążąc do ich spełnienia Królowa Matka była szczęśliwa.

Z "chwil zastygłych w bursztynie" - Królowa Matka czuje się doskonale szczęśliwa siedząc z zamkniętymi oczami na plaży i słuchając szumu fal, z odgłosami bawiących się dzieci w tle.

Pytania Mamyeli, takie bardziej magiczne :)):
  • "Gdyby Królowa Matka spotkała Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, to co Królowa chciałaby mu powiedzieć?"
Pozwolisz, że tu Królowa Matka się mignie? Owszem, są rzeczy, które mogłaby powiedzieć Baczyńskiemu, ale wszystkie one, bez wyjątku, są zbyt gorzkie i smutne...
  • "I jeszcze jedno ... umówmy się, że podróże w czasie są możliwe ..., w podróż do jakich czasów i w jakie miejsce wybiera się Matka najpierw?"
Do żadnych. Kiedyś, gdy Królowa Matka była piękna i młoda... no dobra, tylko młoda ;D marzyła, by się przenieść w czasy romantyzmu. Bo piękne suknie, romantyczne uniesienia, mroczni bohaterowie... O, albo średniowiecze z minstrelami, rycerzami, Okrągłym Stołem i kodeksem honorowym. Ale teraz Królowa Matka po prostu chyba za dużo wie. Wie na przykład, że Romantyzm to liczne wojny i powstania, nie te prawa kobiet, do których Królowa Matka przywykła :), i nie ten stan higieny. A Średniowieczne to - obok wojen jeszcze liczniejszych, rycerzy, którzy w najmniejszym stopniu nie przypominali sir Lancelota z lirą śpiewającego pieśni, tylko raczej bandę rzezimieszków, złodziei i gwałcicieli - hulająca po Europie co i rusz zaraza, śmiertelność dzieci tak duża, że na (rzadkich!) nagrobkach pisano im "Pamięci moich czworga albo pięciorga dzieci", nie pamiętano bowiem dokładnej liczby, oraz - nade wszystko - możliwość, że się w czasie tych podróży w czasie trafi do lepianki z klepiskiem i jedną izbą, a nie do zamku.

I tak jest z każda epoką, i każdym miejscem. Słowem, Królowa Matka najzupełniej szczerze myśli, że znajduje się w najlepszym miejscu i najlepszym czasie, w jakim można żyć :).


Anonimowy (-a) Czytelnik (-czka) chciał(-a)by wiedzieć 
  • "Jak miałyby na imię Twoje córki?"
A żeby to Królowa Matka wiedziała ;D! Już zapomniała, o jakie to imiona spierała się ogniście z Panem Małżonkiem, jak jeszcze wierzyła, że jakaś mała dziewczynka czeka na nią w przyszłości... Zdaje się, że Potomek Najstarszy miał być Mają, ale możliwe, że miałby na imię Nina, Ina, Kaja, Anastazja, Marianna, Antonina, Barbara... albo jeszcze inaczej :).

Teraz Noemi
  • "Chciałam zapytać o Twój stosunek do jednolitości płci, jaką los Cię obdarował w potomstwie. Ciekawi mnie, czy matki (ale i ojcowie) mające same córki żałują, że nie urodziły syna, no i oczywiście na odwrót - jak w Twojej sytuacji. Ale to z pewnością trudne pytanie, więc zaakceptuję miganie się :D"
Paradoksalnie, najgorzej było w wypadku Potomka Starszego, gdy Królowa Matka po prostu nie przyjmowała do wiadomości faktu, że może urodzić chłopca. Posiadanie drugiego syna już miało swoje zalety - od ubranek i zestawów zabawek poczynając, na posiadaniu towarzysza zabaw kończąc.

Co może jest zabawne, najbardziej denerwuje Królową Matkę zdanie, które słyszy średnio raz dziennie z ust wszelakich: "Tak bardzo chcieliście dziewczynkę, że spróbowaliście trzeci raz, i popatrzcie...", i nikt, naprawdę nikt nie daje wiary zapewnieniom Królowej Matki, że chciała ona mieć trzecie DZIECKO, a płeć jej była najzupełniej obojętna. Zdenerwowała się dopiero wtedy, gdy okazało się, że to dwujajowe (!) bliźnięta (!), oba płci męskiej (!!!) - no, to to już naprawdę uznała za objaw klątwy i przegięcie.

Zdenerwowana była przed porodem, co należy podkreślić, teraz myśl, że któryś z jej synów miałby być dziewczynką wydaje jej się po prostu śmieszny. Królowa Matka nigdy nie rozumiała matek (a zna takie), które pragnąc dziecka jakiejś płci nie przyjmują do wiadomości urodzenia dziecka płci przeciwnej, i ubierają je, czeszą, kupują zabawki zgodnie ze swoimi planami, nie stanem faktycznym...
  • "Jak poznaliście się z Królem-Mężem?"
O to zapytała już Kobieta z Drugiej Strony Lustra, odpowiedź jest gdzieś powyżej :).
  • "Dlaczego wybrałaś nauczanie angielskiego (tak?) jako przedmiot studiów?"
Niezupełnie, angielski to był drugi wybór. Wybrany, bo Królowa Matka lubi się uczyć języków, angielskiego zaczęła uczyć się wtedy, gdy jeszcze nie był to obowiązkowy przedmiot w każdej szkole i w ten sposób został obrzydzony prawie każdemu ;), teraz byłby to pewnie jakiś inny język... chociaż niekoniecznie, bo angielski naprawdę bardzo lubi.
  • "Jak to jest z tymi rysunkami? malunki też powstają? co robisz z efektami swej "pracy haftowej" (oprócz tego, co już było w blogu- pamiętam! podziwiam!)?"
Pytania "trzy w jednym" :)). Powstają, i zawsze powstawały, tylko rysunki, Królowa Matka jest urodzoną graficzką. Z powołania :))).  Efekty działań rękodzielniczych (haft to tylko jedno z nich, obecnie oprócz haftowania Królowa Matka ma na warsztacie trzy prace szydełkowe) Królowej Matki wiszą u niej na ścianach, na ścianach w domu Matki Pana Małżonka, jej własnej Matki, jej Siostry, zdobią choinki i okrywają stoły jej znajomych i przyjaciół, są noszone przez nią samą, jej Potomki, jej znajomych...


A teraz, Drodzy Czytelnicy, Królowa Matka udaje się zaczerpnąć sił, nim zamęczy was słowotokiem, odpowiadając na pozostałe 25 pytań (chociaż i tak nie wierzy, że ktokolwiek przebrnąłby przez ten post, gdyby odpowiedziała hurtem na wszystkie!!!).


piątek, 20 kwietnia 2012

Klęska urodzaju :)))...

... czyli Trzecia Blogowa Gra Królowej Matki.

Zabawna. I trochę nietypowa. Dlatego Królowa Matka postanowiła się jej poddać, niczym badaniu wariografem. Chociaż nie obiecuje, że odpowiedzi na zadane pytania przeszłyby test wariograficzny ;D. Tak  w stu procentach.

Bowiem na razie Królowa Matka tych pytań (a co dopiero odpowiedzi!) nie zna. Jakie one będą, zależy od Was, o Czytelnicy!

Zasady tej akurat gry są następujące:

1. Wklejamy logo tagu, prossszzzz bardzo, voila!


2. Pokazujemy paluszkiem osobę, która nas otagowała - otóż uczyniła to Kobieta Z Drugiej Strony Lustra.

3. Taż Kobieta Z Drugiej Strony Lustra wyczerpała pomysłowość Królowej Matki względem realizacji punktu trzeciego, otagowując praktycznie wszystkie osoby, które wzięła na cel Królowa Matka (plus jeszcze kilka takich, których Królowa Matka nie zna :)), a to Lilijkę, Myskę, Mamaeli, Fionę... Królowa Matka tym razem zlituje się nad Teraz_asią (chyba, że Teraz_asia bardzo, ale to bardzo chce sobie pograć :)), ale otaguje za to Bellę, już ona wie, za co ją to spotyka ;)),

I nareszcie clou imprezy -

4. W komentarzu pod postem odpowiadamy na pytania, które zadają Czytelnicy. Królowa Matka, bezczelnie zrzynając z Kfiatuszka i Kobiety Z Drugiej Strony Lustra (acz podając kopyrajty, oczywiście) postanawia nie odpowiadać na pytania w komentarzach, ale sporządzić ze swoich odpowiedzi osobny post. Kiedyś tam. Za tydzień. Albo dwa. Albo pojutrze, jak do pojutrza nazbiera pytań (w co ośmiela się  powątpiewać, w ogóle wątpi, że kiedykolwiek się tych pytań pięćdziesiąt uzbiera, ale raz kozie wiadomo co, zobaczy się!), zamknie Potomki w jakimś przemyślnym więźniu i będzie miała wenę twórczą :D.

Tak więc - Czytelnicy, do piór! Znaczy, do klawiatur! Zadawajcie pytania! Pytajcie o wszystko, od ulubionego koloru po... coś bardziej skomplikowanego! Królowa Matka, jak już wspomniała,  wątpi szczerze, czy tych pytań mozolnie uciuła komplet, mimo to poczyni zastrzeżenie - jeśli się uzbiera pięćdziesiąt, postara się odpowiedzieć na wszystkie (mniej lub bardziej oględnie). Jeśli zaś (jakimś cudem) więcej - pozostawia sobie prawo wyboru :).

Czy termin, powiedzmy, do poniedziałku wieczór wystarczy Wam, drodzy Czytelnicy? Królowa Matka ma nadzieję, że tak - i zaczyna czekać, nie ukrywając, że jest bardzo ciekawa, co wymyślicie, i licząc na Waszą inteligencję, poczucie humoru i pomysłowość :D.

Kwietniowo.

Są dwa wiersze, które każdy człowiek znający Królową Matkę osobiście ma szansę usłyszeć każdego roku, mniej więcej o tej samej porze (to znaczy, o dwóch tych samych porach :)). Pierwszy to "Jak bardzo pada śnieg" z "Kubusia Puchatka". Królowa Matka nie lubi książki, bo ją niepomiernie drażnią niemal wszyscy bohaterowie, ale gdy chadzała do liceum przyjaźniła się serdecznie z wielbicielką mieszkańców Stumilowego Lasu, a wielbicielka deklamowała ten wierszyk zawsze w chwili, gdy dostrzegła pierwszy śnieg. Dosłownie "zawsze w chwili"- nie bacząc na to, czy znajduje się na lekcji, na przerwie, podąża do szkoły, stoi w kolejce do tego, co akurat rzucili, podróżuje środkami komunikacji miejskiej - gdy ujrzała pierwsze w danym roku wirujące śnieżne płatki wierszyk cisnął jej się na usta i nijak nie dawał powstrzymać. Zaraziła tym Królową Matkę na tyle skutecznie, że robi to ona nadal, chociaż od ukończenia edukacji w szkole stopnia średniego minęło ho, ho, ho, ile lat.

Na ten zaś wiersz nadszedł czas dzisiaj, w ukochanym momencie wiosny:

BRZÓZKA KWIETNIOWA
 
To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.

Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.

Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć.

                                        Julian Tuwim



Cztery takie obłoczki zatrzymały się nad ziemią w ogrodzie* Królowej Matki.

Sprawiają, że się uśmiecha za każdym razem, gdy spogląda w okno.

* "w miejscu, które kiedyś będzie ogrodem", jak Królowa Matka posępnie i beznadziejnie zauważa za każdym razem, gdy mówi "ogród", a na myśli ma ten ugór, pośród którego stoi jej domostwo.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Słodko inaczej :)).

Standardowe, tradycyjne, powracające z regularnością pory deszczowej w strefie podzwrotnikowej (tylko nieco, ekhm, nieco częściej) pytanie Potomka Młodszego:

- Mamusiu, czy ja bym mógł zjeść słodką kolację? Na przykład czy ja by mogłem jajecznicę?

I teraz Wiernym Czytelnikom przyjdzie uwierzyć na słowo, że (Królowa Matka PRZYSIĘGA) nigdy w życiu nie posłodziła ona jajecznicy...


piątek, 13 kwietnia 2012

Druga blogowa gra Królowej Matki :)

Królowa Matka została ponownie otagowana do gry blogowej, uprzejmie, bo ze znakiem zapytania i bez naciskania :). Ponieważ, jak słusznie twierdzi autorka linkowanego bloga, nie każdy gry blogowe lubi. Królowa Matka (jeszcze?) je lubi, po pierwsze dlatego, że zmusza ją to do zastanawiania się nad rzeczami, nad którymi w innym wypadku może nigdy by się nie zastanowiła, po drugie dlatego, że gry blogowe sprawdzają się świetnie w chwili braku weny, zwłaszcza, gdy nie chce się mieć na blogu przestojów, a po trzecie - ponieważ stanowią odpoczynek od Potomków, których Królowa Matka kocha i w ogóle, ale których miewa czasem, jakby to ująć... nieco w nadmiarze.

Tym niemniej post na temat


w wypadku Królowej Matki będzie śmiesznie krótki... to znaczy, powinien być krótki, ale Królowa Matka jest gadułą i może popaść w dygresje tudzież słowotok.

No to wuala,

Zasady zabawy:
  1. Wstaw logo zabawy (zrobione). 
  2. Napisz kto Cię otagował (też zrobione). 
  3. Wytypuj 5 innych bloggerów do zabawy.
I tu, Drodzy Państwo, mamy pierwszy problem z tej przyczyny, że część osób, których wynurzenia Królowa Matka poczytałaby sobie z wypiekami na twarzy, już wcześniej te wynurzenia poczynilo lub uczyni (miejmy nadzieję) niedługo, otagowane przez kogoś z szybszym niż Królowa Matka refleksem. A poza tym Królowa Matka też nie lubi nikogo zmuszać, więc z otagowywaniem ma problemy. Zatem, nie zmuszając, ale stosując subtelne psychologiczne metody nacisku bardzo uprzejmie prosi Teraz_asię (niejako, nieprawdaż, tradycyjnie już, co robić, skoro Królową Matkę jej odpowiedzi bardzo, bardzo interesują :)) oraz Lilijkę, i już, to będzie koniec, innych blogerek jakoś Królowa Matka nie ma śmiałości (za słabo się jeszcze znamy :)). 

     4. Wybierz 3 rzeczy lub sytuacje, które powodują, że Mężczyzna rozpala Twoje zmysły :).

Otóż, Luby Czytelniku, Julita otagowała Królową Matkę w sam Wielki Piątek, dając jej temat do rozmyślań bardzo niewielkopostnych, ale dogłębnych. Gdyż, nieprawdaż, Królowa Matka nie ma pojęcia, co ją kręci w mężczyznach. Nie wie. Pojęcia nie ma. Żadnej koncepcji. Nigdy nie posiadała ideału mężczyzny. Nigdy nie podobali jej się mężczyźni w jednym, określonym typie. Jakby tak miała sporządzić listę "Top Ten Najfajniejszych Facetów", to i owszem, żadne Top Ten by to nie było, tylko Top Fifty (minimum), ale łączyć wszystkich panów to tylko płeć by łączyła. Nie wiek, kolor oczu, wzrost, budowa fizyczna, fryzura względnie jej brak. Byliby w tym Top Fifty i mali, i duzi, bruneci, blondyni, rudzi, siwi jak gołąbeczki oraz łysi, w okularach i bez, z brodą, wąsami i ogoleni, szczuplutcy i pączuszki, błękitnoocy, ciemnoocy, w okularach, młodzi junacy, dojrzali mężowie oraz szacowni starcy (serio, serio, taki, który jest od Królowej Matki starszy o... chwila... o 40 lat z hakiem, i za którego by się Królowa Matka wydała bez sekundy namysłu gdyby nie tzw okoliczności zewnętrzne również się na liście znajduje), kilku gejów, a także paru nieboszczyków...

A więc teraz wystarczyło tylko siąść nad listą i dociec, co tych facetów z Top Fifty łączy. Każdy przyzna, że można nad czymś takim rozmyślać, a wręcz medytować, znacznie dłużej niż jeden głupi tydzień. 

W związku z wnioskami, do których Królowa Matka doszła już teraz, na wstępie (niemalże ;)), Królowa Matka musi zrobić to:


jako, że w linku (o którym za chwilę) pokażą się (i nie migną, o nie, pokażą się w całej okazałości) męskie pośladki. Zupełnie, ale to zupełnie gołe.

Tym niemniej wniosek, że zmysły Królowej Matki rozpala widok gołych męskich pośladków byłby nadinterpretacją. Wcale jej nie rozpalają. Ukażą się w związku z czymś zupełnie innym, ale o tym, jak już wspomniano, za chwilę (czujesz, Drogi Czytelniku, to umiejętnie dawkowane napięcie? Ten suspens?).

No, tak źle, by nie mieć ZUPEŁNIE pojęcia, co Królowa Matkę pociąga w mężczyznach to nie jest, mimo suspensu :). A zatem podstawową cechą, którą mężczyzna musi posiadać, jest poczucie humoru. Specyficzne, by nie powiedzieć wyrafinowane, takie, które Królową Matkę porwie, nierozerwalnie w jej odczuciu związane z wysoką inteligencją, rozgłośny a prostacki rechot na widok ślizgającej się na skórce od banana staruszki względnie idea dowcipnej zabawy polegającej na rzucaniu tortami nie wchodzi w grę. Potomek Starszy spytał kiedyś Królową Matkę: "Mamo, a czemu ty zakochałaś się w tacie?", na co Królowa Matka bez sekundy namysłu odparła: "Bo potrafił mnie rozśmieszyć". Jest to oczywiście uproszczenie (niewielkie ;)), a Potomek Starszy tego powodu nie zrozumiał... ale Królowa Matka ma nadzieję, że kiedyś zrozumie :).

I tu dygresja (pierwsza, ale z pewnością nie ostatnia). Jakiś czas temu, przy okazji wypuszczenia na rynek jakiejś gry z Larą Croft, Królowa Matka czytała o próbach wyprodukowania analogicznej gry dla pań. Bohaterka gry dla panów, jak wiadomo, miała wybitny biust, wąską talię, dłuuugie nogi, ogromne oczy i wydatne usta, i reagowali na to pozytywnie wszyscy faceci świata, od Alaski po Władywostok (jadąc nieustannie na wschód, że Królowa Matka uściśli). Twórcy gry powzięli podejrzenie, że jest także coś, co działa na wszystkie kobiety i przystąpili do badań. Po czym je zarzucili, bo kobiety udzielały odpowiedzi w rodzaju: "Musi mieć to coś". "Zbudowany ładnie, ale nie ma tej iskry". "Niby atrakcyjny, ale ten wyraz twarzy jest... nie taki". W efekcie Mr Laren Croft nie powstał, a Królowa Matka, choć daleka jest od przypuszczeń, że wszyscy mężczyźni są łatwo przewidywalni, a wszystkie kobiety skomplikowane, że ho, ho, zaraz wykaże jasno, dlaczego badania japońskich (zdaje się) specjalistów skazane były na klęskę.

Po wymyśleniu pierwszej wymaganej rzeczy Królowa Matka popadła w namysł, z rozpaczą konstatując, że nie jest w stanie wymyślić niczego innego. Myślała kilka dni, aż wreszcie, doprowadzona do granic wytrzymałości intelektualnej, zapytała Pana Małżonka (choć zasadniczo zdaje sobie sprawę, że nie jest to ten rodzaj pytania, który powinno się stawiać Towarzyszowi Życia) : "Słuchaj, co mnie pociąga w mężczyznach?". 

Z kolei popadł w zamyślenie Pan Małżonek, który co prawda odkąd (uwaga! dygresja!) Królowa Matka oznajmiła mu, że bardzo, ale to bardzo podoba jej się Vittorio Mezzogiorno uznał, że nie ma pojęcia, nie przyswaja i nie rozumie, co lubią kobiety i od tamtej chwili zawsze o każdego aktora czy inna gwiazdę pyta niepewnie "czy on jest przystojny?" (koniec dygresji), po czym udzielił inteligentnej, zaskakującej, a przecież prawdziwej odpowiedzi: "Myślę, że działają na ciebie ci faceci, którzy są jak zwierzęta, ale mają tę zwierzęcą część opakowaną w dużą inteligencję".

Bingo. To właśnie kręci Królową Matkę, zwierzęcy wdzięk opakowany w inteligencję. Przywołany wyżej Vittorio Mezzogiorno urodą nie powalał, ale, Drogie Panie! Jak on się poruszał!!! Jak dzikie zwierzę, i to nie kaczka mandarynka, o, nie! 

Pan Małżonek przypomniał też Królowej Matce reklamę, którą miała ona nagraną na VHS, bo wtedy nie było Youtube, a jeśli nawet był, to Królowa Matkę klawiatura komputera wraz z samym komputerem po rękach gryzły. Ale teraz Youtube istnieje, komputer Królową Matkę zaledwie leciutko nadgryza, i może sobie ona oglądać do upojenia, a nawet się podzielić. A zatem, Lube Czytelniczki, wyrzucamy sprzed ekranów dzieci (i, a może nawet przede wszystkim, Towarzyszy Życia) i oglądamy:

http://www.youtube.com/watch?v=2_7AT1Qjj4g&feature=related

I otóż Królowa Matka nie oglądała maniacko powyższej reklamy ze względu na pośladki (w co Pan Małżonek nie chciał uwierzyć), chociaż obiektywnie i obojętnie uznaje, że są to bardzo atrakcyjne pośladki. Nie ze względu na całokształt pana, bardzo oczywiście urodziwego. Ale ze względu na ten ostatni, króciutki błysk oka, na te podniesioną brew, która sprawia, że facet, obiektywnie przystojny, ale nie dostarczający Królowej Matce  żadnych szczególnych doznań objawił Wdzięk. Wdzięk, który za nic nie pozwala podejrzewać jego właściciela o koszarowe poczucie humoru i inteligencję pierwotniaka, oraz do którego bardzo, bardzo interesujący wygląd jest zaledwie mało istotnym dodatkiem (z naciskiem, zupełnie serio, na "mało istotnym").

A teraz proszę na tej podstawie sporządzić Mr Larena Crofta :). Albo chociażby zgadnąć, kto jest na liście Top Fifty ;D.

Żeby nie było tak beznadziejnie zagmatwanie, Królowa Matka doda, że bardzo lubi nietypowe połączenia kolorystyczne - bardzo ciemną skórę z szarymi oczami, jasne oczy u brunetów albo (zwłaszcza!) ciemne oczy u rudowłosych. Ale ta trzecia cecha to jest w sumie zaledwie taki szczególik, który pomaga Królowej Matce np. wybrać sportowca, któremu dopinguje albo jej faworyta na wyborach Mister World :)).

      5. Możesz dodać zdjęcia i piosenkę.

Królowa Matka mniema, że wystarczy to, co już zamieściła ;D.

I została otagowana do kolejnej gry, serialowej, ale to za czas jakiś. 

środa, 11 kwietnia 2012

O dyskalkulii raz jeszcze.

Potomek Młodszy (dociekliwie) - Mamo, czy dziewięćset osiem razy dwadzieścia sześć plus nieskończoność to jest pięć tysięcy siedemset?
Królowa Matka (z niezachwianym przekonaniem) - Tak.
Potomek Młodszy (z szacunkiem) - Oooch!

Pytanie - czy dyskalkulia jest dziedziczna? A może (tylko?) zaraźliwa ;)?

wtorek, 10 kwietnia 2012

Tradycyjnie, z nutą perwersji :)

Wczoraj:

Potomek Młodszy (prosząco) - Mamusiu, czy ja mogę wziąć na dwór sprzęt Mikołaja, i tam z niego sikać?
Mamunia Pacholęcia (rechocze nieprzystojnie, siąpiąc nosem nad szydełkiem).
Tatuś Pacholęcia (łagodnie i nieco smutno) - Synu, tego się nie da zrobić...


piątek, 6 kwietnia 2012

Świątecznie

Królowa Matka znika z bloga na dni przed- oraz świąteczne, chwilowo po to, by poświęcić się pieczeniu, lukrowaniu, ozdabianiu i malowaniu pisanek z Potomkami, a potem - by zająć się świętowaniem, i w związku z tym już teraz życzy Drogim Czytelniczkom (i Czytelnikom :)), aby te Święta były dokładnie takie, jakie chcieliby, by były :).

Wesołych Świąt, Kochani!













czwartek, 5 kwietnia 2012

Malarsko.

Dwa lata temu, podczas remontu naszej Chaty w Dziczy robotnicy, w szale pracowitości, zamurowali Królowej Matce wszystkie otwory w ścianach. Niektóre bardzo słusznie. Ale co do niektórych, Królowa Matka ujrzała się nagle objuczona dziełami własnych rąk oraz doniczkami z kwieciem pnącym i zwisającym, które - o ironio! - nie miało gdzie zawisnąć, by sobie pozwisać. Pan Małżonek wywiercił przy użyciu sprzętu ciężko-ryczącego dwa otworki, w których umieścił dwa haczyki, ale na więcej nie starczyło mu energii (oraz, jak twierdził, haczyków). Ponieważ ściany domu Królowej Matki nie należą (podobno) do tych, w które można ordynarnie wbić sobie gwóźdź (bo gdyby takie były, to Królowa Matka sama by już dwa lata temu te gwoździe wbiła) przez następne dwa lata Królowa Matka musiała Panu Mężu truć. I zawsze się okazywało, że on owszem! natychmiast!, ale, niestety nie ma haczyka. Kołeczka. Czegoś tam absolutnie dla wbijania w ścianę kluczowego.

Wreszcie w ostatnią sobotę Królowa Matka, bezwzględnie wykorzystując fakt, że Pan Małżonek miał coś do załatwienia w OBI, czyli w miejscu, gdzie stosownych haczyków i kołeczków jest skolko ugodno, wymogła na nim nabycie tychże. Wczoraj zaś Pan Małżonek ujął swą męską dłonią wiertarkę (z posępnym "Nie chce mi się, ale to nie ma znaczenia, jutro też mi się nie będzie chciało" na ustach) i wykonał pracę, która zajęła mu całe półtorej minuty, ale dzięki której Królowa Matka wreszcie mogła wyciągnąć zza szafy na pietrze i powiesić na ścianie to


czyli wizerunek Shu Lao (kwiecie w górze jest elementem dekoracji wielkanocnej, nie objawem kultu :)), taoistycznego boga długowieczności, którego posążek Królowa Matka znalazła w jakiejś książce lata temu i popadła w trwały zachwyt. Pan Małżonek, wówczas młody i zakochany, oraz nie bojący się komputera, wykonał zdjęcie posążka i podzielił na setki maleńkich kwadracików, a Królowa Matka, wówczas bezdzietna, pracowicie dobrała kolory, mogła sobie bowiem pozwolić na wyrzucenie dwóch setek mulin na podłogę bez obaw, że ktoś jej w to wlezie, złapie i rzuci się do ucieczki, oplącze się, spróbuje zjeść, i tak dalej, i tym podobnie, po czym rzecz wyhaftowała. I nie po to przecież, by jej się za szafą kurzyło!

Co więcej, oko każdego gościa przekraczającego próg domu Królowej Matki padnie najpierw na to:


Jest to fragment jednego z Medalowej Trójki ukochanych obrazów Królowej Matki, a mianowicie "Wielkiej Fali".


"Wielka Fala" to obraz, patrzenie na który Królową Matkę z niewiadomych przyczyn uspokaja. Na obrazie unosi się groźna masa wody, w tle majaczy góra Fuji, rybacy na wąskich czółnach walczą o życie, a Królowa Matka znajduje w tym obrazie spokój i mogłaby na niego patrzeć i patrzeć, nieruchomo jak jogin, godzinami. Spokój i doskonałość, w każdej linii, a nieco tego spokoju spływało na nią, gdy haftowała. Dodatkowo jakże pokorną czyni ją świadomość, że Hokusai miał, tworząc dzieło, 70 lat. Pokorną, pełną podziwu... i trochę, trochę pozwalającą sobie mieć nadzieję :).

Zresztą, podobne zapatrzenie opanowuje ją w czasie kontemplowania każdego z dzieł Wielkiej Trójki. I każde zamierza sobie wyhaftować, także dlatego, że nie jest w stanie znaleźć zadawalającej ją reprodukcji, a nie stać jej na oryginały ;). Drugi jest już w fazie produkcji,


a przedstawia "Koronczarkę" Vermeera.


Dawno temu, lata świetlne przed vermeeromanią i "Dziewczyną z perłą" Królowa Matka, mając jakieś 10 lat, przeglądała stary podręcznik do historii sztuki. Wydany na fatalnym papierze, z biało-czarnymi, niewyraźnymi zdjęciami i z jedną kolorową, dwustronicową wkładką, na którą jednakże Vermeer się nie załapał. Nie, zdjęcie "Koronczarki" było biało-czarne, niewyraźne, zupełnie pozbawione subtelnych (a nawet tych mniej subtelnych) detali. Mimo to, gdy Królowa Matka do niego doszła, zamarła. Siedziała i patrzyła. Patrzyła, patrzyła, patrzyła i patrzyła. Zrobiła przerwę na złapanie oddechu, a potem znów patrzyła. Może i dobrze, że tak wyglądał pierwszy kontakt Królowej Matki z Vermeerem,  bo skoro do tego stopnia ogłuszyło ją fatalne, źle wydrukowane zdjęcie, już tylko dobra reprodukcja mogłaby ją nieodwracalnie uszkodzić, a oryginał - wręcz zabić. Królowa Matka do dziś nie wie też, czy oszołomienie na tle "Koronczarki" to trwały obłęd czy prawo pierwszeństwa, w każdym razie żaden z obrazów Vermeera - mimo uwielbienia dla wielu - nigdy w jej oczach nie osiągnął tej nieskalanej niczym perfekcji, tego błysku geniuszu, tego czegoś, co wywołuje zupełnie pozbawioną zawiści świadomość, że nigdy, nigdy, za cenę życia, nigdy tak by się nie potrafiło. Nawiasem mówiąc, Królowa Matka zawsze, już jako dziecię dwunastoletnie, od pierwszego kopa odróżniała dzieła Vermeera od nędznych podróbek dokonywanych przez słynnego z podrabiania go fałszerza i pojąć nie umie, jak ktokolwiek mógł dać się nabrać,o


no litości, przecież nie tylko gołym okiem widać, które to oryginał, ale widać też, że fałszerz był zaledwie pozbawionym Daru rzemieślnikiem!

Trzecim obrazem z Wielkiej Trojki jest "Nowonarodzony" Georgesa De La Tour,


prace nad wyhaftowaniem którego są jednakże w fazie bardzo wstępnej :).


Kolejny obraz, na który Królowa Matka mogłaby patrzeć godzinami, analizując i podziwiając każdy detal, każdą linię, zupełnie bezbronna i nie potrafiąc opisać własnych uczuć wobec doskonałości. Nie wiadomo, czy ten obraz przedstawia narodziny Jezusa, Marię i świętą Annę, być może to zwykła scena rozgrywająca się w domu jakiegoś flamandzkiego kupca. Tak czy inaczej, w zalewie siedemnastowiecznych tłuściutkich, wyglądających na roczne niemowlęta Dzieciątek ten obraz, wyrastający znacznie ponad swoją epokę, ta młoda matka, jej pomocnica, ta cisza i spokój, to powitanie Nowego w środku nocy, i nade wszystko maleństwo, takie kruche, nieodmiennie Królową Matkę wzrusza. Z dziesięciorga dzieci malarza przeżyło go tylko troje - może dlatego zdawał on sobie sprawę, jak bardzo niepewne jest życie dzieci, że nie są one dawane na zawsze, i może dlatego to Nowe na jego obrazach jest tak bardzo bezbronne...

No, ale teraz, na razie, wraz z powrotem wiosny, Królowa Matka może powrócić do "Koronczarki", która haftuje wyłącznie przy naturalnym świetle. Może do niej powrócić także dlatego, że ukończyła zlecenie na haft (nie, nie tak jak "Koronczarka" okazały")... ale o zleceniu - po świętach :).

środa, 4 kwietnia 2012

Kolorowo :).

Pan Małżonek (trzymając Pompona Młodszego w objęciu i pokazując mu Bakugany - tak, do domu Królowej Matki też dotarła ta zaraza, na szczęście z racji bardzo ograniczonych dochodów w niewielkim tylko stopniu, nareszcie jakaś korzyść z bycia niezamożnym! -, którymi hojnie umaiły naszą lodówkę Potomki Starsze, głośno i wyraźnie) - Żółty, czerwony, szary, czarny, biały, zielony, granatowy, niebieski! (wskazując jednego z Bakuganów) No, powiedz, jaki to jest kolor?
Pompon Młodszy (zdecydowanie) - Dzi!
Pan Małżonek (entuzjastycznie i z zachwytem) - Zielony! Dobrze!



Obraz dumnego ojca ;D.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Z refleksem :D.

Królowa Matka, Banda Czworga i Pan Małżonek z najwyższym trudem wtłaczają się do windy, na lustrze której jakiś Domorosły Artysta (z naciskiem na "domorosły" i na "artysta", oraz Królowa Matka nie będzie rzucać bezpodstawnych oskarżeń, ale młodociany sąsiad jej Matki wygląda tak więcej obiecująco jako tenże) wykonał był rysunek. Silnie przypominający to zdjęcie


z tym, że zamysłem artysty (domorosłego) raczej nie było to, by rysunek przedstawiał okaz flory. Żeby już nie było najmniejszych wątpliwości, że nie chodziło o szyszkę, Artysta obok dzieła umieścił słowo (Królowa Matka bardzo przeprasza, uprasza pokornie o zabranie sprzed monitorów dzieci, oznakowuje notkę, o:


ale to wszystko dla dobra wpisu!) "kutas".

Potomek Starszy (natychmiast po wejściu przyuważając dzieło, z zainteresowaniem) - O, a co to jest? Kto to zrobił?
Królowa Matka - Rysunek, synu. Nie wiem, kto to zrobił, podejrzewam młodocianą patologię...
Pan Małżonek (z bezrozumną uciechą) - I podpisany nawet!
Potomek Starszy (zadzierając głowę, zaczyna odcyfrowywać) - K... u...
Pan Małżonek (wykazując się imponującym refleksem i godną najwyższego uznania chęcią, by ochronić Potomstwo przed tym brutalnym światem, który chciał je jakże podstępnie zaatakować) - "Kaktus", synu. To jest narysowany i podpisany kaktus.
Potomek Starszy (całkowicie błędnie interpretując spazmy, w których wiją się Rodziciele) - Ach, kaktus! To bardzo śmieszne, że ktoś narysował w windzie kaktusa!

W ten oto sposób niewinność Maluczkich pozostała nietknięta :D.