wtorek, 29 kwietnia 2014

Ostatnie życzenie

Potomek Starszy (entuzjastycznie) - Mamusiu, dziękuję, że mi kupiłaś takiego wypasionego pączusia*!!!

Królowa Matka (zdecydowanym szarpnięciem przestawiając Potomka na inne tory i oszczędzając mu w ten sposób baaardzo bliskiego spotkania z pojazdem dwuśladowym) - Ale jeśli pragniesz się nim nacieszyć, drogi synu, raczej rozglądaj się, zanim wparujesz na parking prosto pod takie przepiękne volvo, jakie twoja mamusia tak bardzo chciałaby posiadać...

Potomek Starszy - Ach. No tak. W takim wypadku włóż mi wypasionego pączusia do trumienki.

KURTYNA.



* Jakby ktoś nie wiedział (a chciał wiedzieć), wypasiony pączuś wygląda tak:




niedziela, 20 kwietnia 2014

Wesołych Świąt wszystkim

Nie, żeby w Domu w Dziczy nie było w tym roku świąt.

Były (a nawet nadal są).

I to nawet tradycyjne, z babą wielkanocną (pięknie wyrośniętą, pachnącą i nawet jadalną w dodatku),


pisankami, produkowanymi przez Potomków, jak to:

pierwszą w życiu pisanką Pompona Starszego,



pierwszą w życiu pisanką Pompona Młodszego,


pisanką Potomka Młodszego, nie pierwszą w zasadzie (chociaż pierwszą malowaną palcami),


oraz pisankami stworzonymi przez Matkę Rodu, może nieco mało klasycznymi, ale za to bardzo trafiającymi w gust Potomków,


które to pisanki w charakterze Ochroniarzy pełniły wartę obok jedynego pięknego i prawdziwie rękodzielniczego dzieła sztuki, jakie w tym roku gościło pod dachem Królowej Matki (i nie, nie Królowa Matka je robiła, podejrzewa, że by nie zrobiła, nawet gdyby umiała, a nie umie),


oraz z Mistrzowskim Mazurkiem Królowej Matki, Który Wszyscy Podżerają Po Kryjomu Już Przed Świętami (A Niektórzy Objadają Się Nim Tak, Że Się Pochorowują).



Plany były jednakże o wiele ambitniejsze...

Królowa Matka ma nadzieję, że plany jej Czytelników były takie, jak trzeba, i że ich realizacja dała tyle, ile trzeba satysfakcji.

Wesołych Świąt wszystkim!


Królowa Matka życzy czasu, sił i możliwości dla realizacji planów.

Zawsze.

piątek, 18 kwietnia 2014

O bezpośrednim związku między rocznicą wstapienia Polski do Unii Europejskiej a ciastem pomarańczowym

Oraz z zeschniętymi biszkoptami, ale to już byłoby zdecydowanie za dużo na tytuł.

Zeschnięte biszkopty występują w Domu w Dziczy w znacznych ilościach za przyczyną Matki Pana Małżonka, ktora przynosi je Potomkom ( w wersji jeszcze nie zeschniętej, oczywiście :)) przy okazji każdej swej wizyty. Potomki je zjadają, jeśli mają taki nastrój, albo nie zjadają, jeśli nastroju nie mają, ostatnio zjadać przestały lekceważąc stały przypływ pożywienia i oto pewnego dnia Królowa Matka ujrzała się w posiadaniu licznych opakowań biszkoptów, z którymi nie wiadomo bylo, co zrobić.

Jak nie wiadomo, co zrobić, to zrobić ciasto. Królowej Matce majaczyła się widywana w internecie wielka ilość przepisów zawierających pokruszone biszkopty, sprawdziła, rzeczywiście znalazła wielką ich ilość, tyle tylko, że wszystkie (albo ta większość, na którą się Królowa Matka natykała) to były ciasta bez pieczenia, a za takimi Królowa Matka nie przepada, robiąc wyjątek wyłącznie dla ciasta Rafaello.

No, dobrze, nie ma przepisów, to nie, Królowej Matce poszukiwania wyleciały z głowy, ponieważ Potomek Młodszy powrócił ze szkoły z zadaniem domowym. Zadanie domowe polegało na przyniesieniu na lekcję wyciętych z czasopism zdjęć europejskich stolic przedstawiających charakterystyczne dla tych stolic budowle, czyli na ten przykład Pałace Kultury i Nauki, Wieże Eiffla i inne Big Beny, celem sporządzenia ilustracji na okoliczność okrągłej rocznicy przyjęcia Polski do Unii Europejskiej. Szczęśliwie nie poinformował o tym Królowej Matki, jak to się nader często zdarza, wieczorem w przeddzień planowanego poczyniania ilustracji, chociaż właściwie nie miałoby to większego znaczenia poza tym, że skróciłoby okres nerwowego przerzucania posiadanych przez Królową Matkę czasopism do i tak zbędnego minimum.

Pech bowiem polega na tym, że jedynym czasopismem dostępnym w domu Królowej Matki w dowolnych ilościach i wielu rocznikach jest "Polityka", a - zadziwiajace! - nie uwierzylbyś, Mily Czytelniku, jak niewiele zdjęć Big Bena można w niej znaleźć ("Polityko"! Popraw się!), i to nawet w artykułach reklamowych, zachęcających do wojaży po świecie. Królowa Matka, zrozpaczona daremnym przerzuceniem ton papieru udała się do domu swojej Matki, gdzie znalazła kilka kolejnych roczników "Polityki" i parę zabytkowych okolicznościowych czasopism kulinarnych, które w desperacji również przejrzała.

W efekcie jej katorżniczej pracy (oraz błędnych decyzji programowych wiodącego na polskim rynku tygodnika opinii) Potomek Młodszy udał się do szkoły zaopatrzony w kilka zdjęć Palacu Kultury, jedną reklamę perfum z Wieżą Eiffla w tle oraz tymi pocztówkami z kolekcji Królowej Matki, z którymi najmniej żal było jej się rozstać.

Za to Królowa Matka znalazła swój przepis na ciasto z pokruszonych biszkoptow.

Przyrządziła je tego samego wieczora, po spławieniu Pomponów do łóżeczek, korzystając z nieobecności Pana Małżonka, tradycyjnie jak co piątek trenującego kendo, oraz Potomka Młodszego, którego od kolegi odebrać miał Pan Małżonek późnym wieczorem, wracając z treningu.

Produkcję zaczęła od utarcia w gigantycznym moździerzu (ma taką pamiątkę po likwidowanym laboratorium, w którym kiedyś, dawno pracował Pan Małżonek) 10 dkg biszkoptów na proszek. Oddzieliła sześć żółtek od sześciu białek, utarła żółtka z 10 dkg cukru oraz torebką cukru waniliowego, dodała do masy żółtkowej startą skórkę i sok z dwóch dużych pomarańczy, po czym odkryła, że w przepisie oprócz mąki i startych biszkoptów występują też zmielone orzechy włoskie.

Orzechów włoskich Królowa Matka ma skolko ugodno, czemu nie, wiszą sobie w płóciennym woreczku pod schodami. W skorupkach. Wizja łuskania i mielenia na chwilę przyćmiła jej wzrok, po której to chwili Królowa Matka zgrzytnęła zębami, szarpnęła szufladą zawierającą bakalie i różnorakie posypki do ciast, tak jest, orzechy laskowe były obecne, lekce sobie zatem ważąc przepis zmieliła 280 orzechów laskowych zamiast wymaganych włoskich i donosi, że ciasto w wersji laskowej jak najbardziej daje radę.

Jak już Królowa Matka miała pomielone orzechy, ubiła białka z 10 dkg cukru i połączyła je z masą żółtkową, po czym do całości dosypała sproszkowane 10 dkg biszkoptów, 28 dkg zmielonych orzechó i 3 dkg mąki, delikatnie wszystko wymieszała, wlała do foremki, natluszczonej i wysypanej tartą bułką, po czym piekła 45 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.


Gotowe ciasto pozostało ukryte w piekarniku do rana, gdy to Królowa Matka oblała je lukrem i udekorowała połówkami orzechów i skórką pomarańczową,



a Pan Małżonek zasugerował dorzucenie do dekoracji reszteczki rodzynek w czekoladzie, które sie jakimś cudem uchowały, co okazało się bardzo dobrym pomysłem.


Po czym jedyne, co pozostało, to ciasto pokroić.


I pochłonąć.

Królowa Matka przyznaje, że - pomijając jajka - wszystko, co jest potrzebne do upieczenia tego ciasta miała w domu w charakterze resztek, nawet pomarańcze, które wturlały się za miskę stojącą na oknie i wszyscy o nich zapomnieli, w normalnym domu do zrobienia go potrzeba pewnych przygotowań, ale zapewnia, że warto. Ciasto okazało się bardzo wilgotne, puszyste i pyszne, utrzymało tę wilgotnośc (no - pozostałe resztki utrzymały ;)) także nazajutrz, i choć Królowej Matce, gdy czytała przepis wydawało się bardzo gwiazdkowe, po upieczeniu okazało się dziwnie wielkanocne, pasujące do budzącej się wiosny i do świątecznego stołu.



Niech to będzie królewskomatczyny wkład w Kulinarne Obchody Wielkanocy, i -

Wesołych Świąt, Drodzy Czytelnicy! Na wypadek, gdybyśmy się przed świętami mieli już nie zobaczyć :).

wtorek, 15 kwietnia 2014

Potomki. Przegląd

Poranek. A własciwie blady świt. Półprzytomna Królowa Matka wysadza na nocnik półprzytomnego Pompona Starszego. Półprzytomny Pan Małżonek, zalegając w łożu, przeprowadza poranną rozmowę z Pomponem Młodszym.

Pompon Młodszy (prosząco) - Tata, daś mi twojom komójkiem?
Pan Małżonek (jak na tę porę dnia calkiem zdecydowanie) - Nie, synek, nie dam ci mojej komórki.
Pompon Młodszy (robiąc Bambi eyes i wiater rzęsami, błagalnie) - Pjjjoooosiem!
Pan Małżonek (z właściwą sobie w tym temacie bezwzględnością) - Nie.
Pompon Młodszy (zrezygnowanym tonem) - No i znów nie bende cie kochać...

I jak teraz nauczyć się z tym żyć ;)?

Potomek Młodszy (relacjonując z wielkim przejęciem proces odrabiania lekcji pod okiem Matki Pana Małżonka) - ... i jak zrobiłem jeden błąd, tatusiu, jeden jedyny malutki, maluteńki błądzik, to babcia natychmiast zaczęła do mnie mówić TAKIM TONEM JAK DO CIEBIE!!!

Oto cała prawda o relacjach Pana Małżonka z Królewską Teściową ;D!

Potomek Starszy zadanie domowe miał. Dostal oto wers "kurczaczek wyskoczył z kurnika" z zadaniem obudowania wersu poezją własnej produkcji oraz dodaniem do poezji obrazu. Obudowany poezją wers wyglądał tak:

"Puszysty kurczaczek wyskoczył z kurnika.
Zobaczył swoją mamusię i radośnie bryka",

zaś stosowny obraz - tak:


Zwróć uwagę, o Czytelniku, jak bardzo wyskakuje ten kurczaczek, jakie emocje malują się zarówno na jego, jak i jego mamy... eee... obliczu, i jaki ten obraz dopasowany do zbliżających się świąt i ciesz się nim, bo całkiem możliwe, że podziwiasz oto jedyny świąteczny akcent, jaki w tym roku pojawi się na blogu (Królowa Matka nie straszy, lecz po przyjacielsku i smutno ostrzega).

I tylko Pompon Starszy niespecjalnie się udziela w rodzinnych dialogach, nie rysuje, nie rymuje, nie odrabia lekcji, tylko sobie rośnie, rumiany, płowowłosy, z oczętami jak niezabudki i cieniem dołeczków w policzkach, gdy się uśmiecha, brojąc od niechcenia i obserwując świat w (znaczącym, bez wątpienia) milczeniu.

Przebóg, cóż to będzie, gdy wreszcie przemówi!

wtorek, 8 kwietnia 2014

O tym, że Pompony mają trudne dzieciństwo

Wieczór w Domu w Dziczy, Królowa Matka pomaga przebrać się do snu Pomponowi Starszemu, Pan Małżonek pomaga przebrać się do snu Pomponowi Młodszemu i odpytuje go przy okazji z całego długiego dnia. Pompona Młodszego do mówienia zachęcać nie trzeba, nawija Dzieciątko jak w gorączce, nawija, opowiada co jadł, jak spał, w co grał na swojej (zabawkowej) komórce, jakie budowle ustawiał z klocków, jakie puzzle układał, co narysował i jak kocha babcię, aż w pewnej chwili...

Pompon Młodszy (smutno) - ... a mama biła dja naś dziś niemija...

Królowa Matka (podskakując jak rażona prądem, bo ostatnio myśl o dzieciobójstwie odbiega ją raczej rzadko, zwłaszcza w odniesieniu do kochanych Pomponików, które rozwijają się nader prawidłowo, a ich energii niczego zarzucić nie sposób, ale nie, wstrzymała się, nie zabiła, nie udusiła, nie nakrzyczała, nie uszkodziła, nie zakopała w ogródku, nie wyprowadziła do lasu jak tatuś Jasia i Małgosi, nie utopiła wykorzystując obecność licznych zbiorników wodnych w okolicy, wielu rzeczy nie zrobiła, a ten jej tu kalumnie takie!!! niemiła!!! widział to kto!!!) - Jak to - niemiła? Kiedy to ja byłam dla was niemiła, doprecyzuj może, mój synu?

Pompon Młodszy (żałobliwie) - Wtedy, jak skakałiśmi na śchodach...


A, wtedy.

No fakt, wtedy rzeczywiście mogła Królowa Matka być trochę niemiła...