sobota, 26 kwietnia 2025

"Nasza część nocy" Mariana Enriquez

Argentyna. Na ulicach uzbrojeni po zęby żołnierze, wszelkie drogi w kraju strzeżone, mysz się nie prześlizgnie, a w powietrzu unosi się nieustannie wyczuwalna groza, ogarniająca cały świat ponurym, mrocznym oparem. Jest końcówka lat 70-tych, w kraju rządzi krwawa junta, jesteśmy w środku "brudnej wojny" -  brutalnego przewrotu wojskowego, który na kilka lat rozpętał w Argentynie piekło i spowodował śmierć tysięcy ludzi. Juan, młody ojciec, ucieka. Ma ze sobą synka, sześcioletniego Gaspara, którego matka zginęła w tajemniczych okolicznościach. Juan z synem zamierzają przedostać się z Buenos Aires do północnej granicy kraju z Brazylią, a my czytamy o tym ze ściśniętym sercem, bo jak można uciec przed juntą w kraju, w którym ta sprawuje władzę absolutną?

Tymczasem dosyć szybko okazuje się, że to nie przed juntą ucieka Juan, i nie przed nią chce ukryć swojego synka.

Kojarzycie te (co będziemy ściemniać, raczej schematyczne) liczne horrory, w których Przedstawiciela Tajemnego Kultu, Najlepiej Szatana spotykają się w Mrocznych Kazamatach, aby, spowici w Powłóczyste Szaty (lub też Nadzy, zwłaszcza, jeśli są Młodzi i Powabni, a już zupełnie zwłaszcza, jeśli są Młodymi Kobietami) wznosić Posępne Modły, by ostatecznie popaść w Orgiastyczny Szał, a wszystko to pod przywództwem Arcykapłana, składającego Krwawe Ofiary i zawodzącego Hymny do Sił Ciemności?

A wszystko to na pełnym luzie i bez szczególnego uszczerbku na zdrowiu, można by rzec lekko, łatwo i przyjemnie, nie płacąc za to, nie ponosząc kary i bez żadnych znamion emocjonalnego czy też duchowego wyczerpania?

Oto w "Naszej Części Nocy" mamy szansę poznać temat od drugiej strony, od strony właśnie tego kapłana (i jego rodziny).

I odkryć (nie, żeby ze szczególnym zdumieniem, jak mniemam), że nic tu nie będzie łatwe, lekkie i przyjemne.

Przedstawicielami Tajemnego Kultu, spowitymi w Powłóczyste Peleryny (a czasem Zupełnie Pozbawieni Odzieży) są tu członkowie zamożnych argentyńskich rodów plantatorów yerba mate, przy czym słowo "zamożne" jest tu skandalicznym niedomówieniem. Oni są bogaci, obrzydliwie, niewyobrażalnie bogaci, mają wszystko, co da się kupić za pieniądze, i apetyt na więcej. No bo skoro są tacy bogaci, skoro mają wszystko, to czemuż mieliby się tym wszystkim cieszyć jakieś śmieszne, powiedzmy osiemdziesiąt lat? "Osiemset" brzmi o wiele lepiej! A "wiecznie" jest w ogóle mega. No bo czemu nie? Są prawymi obywatelami, posiadaczami ziemskimi, powszechnie szanowanymi, i cóż, że w  przerwach od rodzinnych spotkań i bratania się z panującą w kraju dyktaturą będącymi członkami tajnego stowarzyszenia, które przy pomocy zakazanych i niebezpiecznych rytuałów kontaktuje się z Ciemnością? Co kogo może obchodzić, że co jakiś czas z całą rodziną (i przyjaciółmi) biorą udział w mrocznych ceremoniach, podczas których wybrane medium łączy się z Zaświatami, przyjmuje w siebie demoniczną obecność i obdarza zebranych różnymi “darami", z których  wieczne życie jest tym najbardziej pożądanym? A by zyskać nieśmiertelność, członkowie Zakonu, rządzonego przez krewnych matki Gaspara, nie cofną się przed niczym. Ich starania sięgają setki lat wstecz, odkąd wieść o Ciemności przewędrowała z Afryki, przez Anglię, do Argentyny.

Oczywiście kontakt z zaświatami jest jednak przywilejem tylko dla bardzo nielicznych, szczególnie uprzywilejowanych jednostek, i, niestety, niestety, wymaga "wspomagaczy". Stowarzyszenie od dziesięcioleci pracuje nad znalezieniem najlepszego wspomagacza, prowadząc eksperymenty na ludziach, porywając dzieci, by czerpać z nich energię (a że wiele z nich - o ile nie wszystkie - umrą w straszliwy sposób? Jest to poświęcenie, na które członkowie Tajnego Zgormadzenia są gotowi), aż wreszcie - wykorzystując niezwykle rzadko rodzące się osoby, będące naturalnym medium. Chcąc prowadzić swoje magiczne eksperymenty Zgromadzenie musi za wszelką cenę dopilnować, by medium było wciąż do dyspozycji. Oczywiście - żeby to było jasne - mimo chwilowej władzy nad zebranymi, mimo demonicznych, magicznych mocy tak naprawdę medium jest tylko narzędziem, które nie ma prawa protestować czy wypowiadać się w swoim imieniu, o odmowie świadczenia usług nie wspominając, i to narzędziem eksploatowanym do granic możliwości i ludzkich sił, bowiem każdy seans skrajnie je wyczerpuje i zagraża jego życiu.

Juan jest takim medium. Jednym z potężniejszych - o ile nie najpotężniejszym - jakie się naszej uroczej rodzinie plantatorów udało znaleźć (a poszukiwania uskuteczniali na naprawdę potężną skalę).

Każde medium jednakowoż w końcu umiera. W wypadku Juana każdy kolejny seans to jak chodzenie na nici pajęczej - jest on bowiem nieuleczalnie, bardzo ciężko chory na serce.

No, ale w sumie nie szkodzi, wiadomo, zużyte narzędzie trzeba wymienić na nowe, a Juan, o, Juan przecież ma syna!

Czyż nie jest prawdopodobne, że przekazał swe moce Gasparowi, i gdy podczas którejś z ceremonii jego chore serce wreszcie odmówi pracy Zgromadzenie będzie miało pod ręką następcę, który będzie mógł przejąć służbę po ojcu?

Dlatego Juan ucieka.

Bo on, jego żona i Gaspar chcieli być po prostu zwykłą argentyńską rodziną. Chcieli wieść jak najnormalniejsze życie, jak najdalej od mrocznego kultu, którego są częścią, jak najdalej od bezwzględnej rodziny.

A teraz chce uchronić syna przed swoim własnym losem i podejmuje wszelkie starania - w tym też takie, które wydają się złe, brutalne, które są - zwłaszcza dla Gaspara, dziecka, potem nastolatka - kompletnie niezrozumiałe -, by chłopiec “zniknął” z radarów kultu, żeby uznany został za zwykłego, pozbawionego metafizycznych umiejętności człowieka, żeby go "uniewidzialnić", obudować murem, otulić mgłą, uczynić nieznajdywalnym dla zdolnych do wszystkiego, bezwzględnych i dysponujących nieograniczonymi środkami członkami Zgromadzenia.

Przed Mrokiem nie da się jednak uciekać bez końca, i Gaspar zostaje w końcu odnaleziony i sprowadzony na rodzinną plantację.

Czy zastąpi ojca i zostanie Przewodnikiem podczas kolejnego misterium? Czy okaże się medium równie potężnym jak Juan, i pomoże bardzo już starym - z zatem mocno zdeterminowanym - członkom Zgromadzenia odnaleźć tajemnicę wiecznego życia? Czy krzywdy wyrządzone jego rodzinie i przyjaciołom zostaną pomszczone?

 
 

"Nasza część nocy"to książka, o której naprawdę trudno powiedzieć... coś rzeczowego. Mówiąc szczerze jest tak jakby kilkoma książkami w jednej - a każda z nich dobra. Już po ukończeniu lektury odkryłam ze zdumieniem, że klasyfikuje się ją jako horror, tymczasem dla mnie była to powieść (no, dobra, niech będzie że dramat) obyczajowa z elementami realizmu magicznego (z tym, że na sterydach).

Autorka w sposób absolutnie doskonały panuje nad opowiadaną historią - czytając, odnosi się wrażenie, że powieść tak naprawdę składa się z wielu różnych historii, które z początku wcale nie wydają się powiązane, więcej, niektóre wyglądają na dodane bez sensu, niektóre wzięte nie wiadomo skąd, niektóre zbędne, część przegadana. Wchodzimy w opowiadaną historię i w życie postaci nagle, bez żadnego wprowadzenia, poznajemy je na wyrywki, oglądamy z różnych perspektyw, skaczemy bez ładu i składu po różnych latach i miejscach, i w sumie, trochę (a czasem bardzo) pogubieni nie wiemy, dokąd nas ta podróż prowadzi.

By pod koniec odkryć, że nic w opowiadanej historii nie było przypadkowe, nic nie było "po nic", że każda cząstka opowieści, każda postać, nawet najbardziej, zdawałoby się, marginalna, każdy wątek był po coś, miał swoją przyczynę, swój sens i swój powód, by zaistnieć, że coś uzupełnia, dopowiada, że każdy jest jak puzzel, niezbędny, by ujrzeć cały obraz.

To jest powieść dość mroczna, jest w niej smutek, utrata, jest brutalność  i okrucieństwo, niesprawiedliwość i bezsilność. A gdyby skupić się na głównym wątku, to jest to chyba przede wszystkim historia niezwykle trudnej relacji Juana i jego syna, człowieka złamanego nagłą, tragiczną śmiercią żony i żyjącego ze świadomością, że jest przekleństwem dla własnego dziecka, które już w chwili narodzin skazał na podążanie tą samą ścieżką co on. Wszystko zaś w cieniu okrutnych czasów, w których przyszło żyć naszym bohaterom, i historii, która niby walec przetaczała się po losach argentyńskich rodzin.

Więc, tak, „Nasza część nocy” to jest powieść mroczna i trudna. Ale pozostawia po sobie uczucie literackiego spełnienia - a to nie tak częste, jak można by oczekiwać, za to po prostu bezcenne doznanie. To historia, która wymyka się sztywnym ramom gatunku, w ogóle przypisanie tej powieści do tylko jednego gatunku to jak odebranie jej części tożsamości, bo jej po prostu wpasować się nigdzie nie da. To nie jest tylko horror - uważam wręcz, że zaklasyfikowanie jej jako horroru to w pewnym sensie degradacja - , ale też trochę horrorem jest. To nie jest tylko powieść obyczajowa. To nie jest tylko dramat. To nie jest tylko realizm magiczny (na sterydach). To opowieść magnetyczna, różnorodna i pewnie (NA PEWNO) nie dla każdego. Wspaniale napisana i równie świetnie przetłumaczona przez Katarzynę Okrasko i Martę Jordan, momentami wręcz poetycka, choć jednocześnie przecież i mroczna, i brudna, i bardzo brutalna.

Plus - zakończenie!!! Jakże często wadą horrorów albo thrillerów (lub też książek, które są za horrory uważane) jest byle jakie, rozmywające napięcie, niedopracowane, wydumane lub kompletnie niewiarygodne, rozczarowujące zakończenie. Jest rzeczą niebywale satysfakcjonującą przeczytać horror (vel opowieść obyczajową z elementami realizmu magicznego), którego zakończenie jest spójne, wiarygodne i logicznie umocowane w treści.

Zupełnie nie rozumiem, czemu piszę o "Naszej części nocy" dopiero teraz.

Chyba dlatego, że lepiej późno niż wcale.