... czyli dlaczego Królowa Matka zrywa znajomość z Marininą.
Nele Neuhaus, Åke Edwardson, Håkan Nesser (razy dwa), Martha Grimes (razy dwa), Arnaldur Indriðason (razy dwa), Aleksandra Marinina, Daria Doncowa (razy dwa), Tatiana Polakowa, Tatiana Ustinowa (od jednego do trzech razy, na ile los pozwoli, czytane w oryginale), Henning Mankell, Denise Mina, duet Hjorth/Rosenfeld (razy dwa, bo na część trzecią chwilowo kasy brak), Camilla Lackberg, Marcin Wroński (razy dwa) oraz Gianrico Carofiglio - tak właśnie wyglądal Czytelniczy Plan Królowej Matki Na Lato, a dlaczego stał się on Czytelniczym Planem Królowej Matki Na Jesień (z dużymi szansami, by stać się Czytelniczym Planem Na Zimę) każdy średniozaawansowany Czytelnik tego bloga zrozumie bez dodatkowych podpowiedzi.
No, ale dzięki tym niepodpowiedziom (w liczbie czterech) Królowa Matka przynajmniej nie musi kraść "Polityce" tytułu na post :).
W każdym razie Królowa Matka spędziła lato na przyjemnej lekturze pełnej krwi, namiętności i mrocznych ludzkich sekretów oraz przeróżnych perwersji i po pewnym czasie dopadła ją Refleksja.
Nadmienić należy, że Królowa Matka fachowczynią od kryminałów jest żadną. Pierwszy (jeśli pominąć powieści Joanny Chmielewskiej, w których trup słał się co prawda nieraz wręcz nader gęsto, których jednakże Królowa Matka uparcie nie uznawała za kryminały) przeczytała po dwudziestce i był to, o ile pamięta, jakiś klasyk Agathy Christie (a, nie, przedtem przeczytała całego Sherlocka Holmesa, ale jego też za kryminal nie uznawała, był on bowiem Klasyką :)), potem, przypuszczalnie na jakichś wakacjach w sytuacji typu "o mój Boże, przeczytałam już wszystko, co tu przywiozłam, co by tu, o, coś stoi na półce, nieistotne co, lepszy rydz niż czytanie przed snem etykietek na butelkach szamponu!!!", kilka kryminałów rodem z PRL-u, takich, w których dzielny milicjant, nie dając się nic a nic sprowadzać z drogi cnoty i praworządności z najwyższym obrzydzeniem zagłębia się w świat cinkciarzy i bananowej młodzieży, aby wyrywać co bardziej pleniące się i szkodzące porządnemu społeczeństwu, zainfekowane zachodnim stylem życia chwasty. Zasadniczo jednak zgadzała się z przeczytaną niegdyś opinią, że kryminały to taka literatura bardzo średnich lotów, odpowiednik literatury dla kucharek, ale dla panów (i tych pań, które literatury dla kucharek nie lubią), książki z serii "przeczytać i zapomnieć", pisane zazwyczaj według jednej sztancy i ogólnie mało odkrywcze. Porzuciła je więc na rzecz zgłębiania klasyki rosyjskiej i Rougon-Macquartów, których powagę przełamywała "Anią z Zielonego Wzgórza" i baśniami.
Wróciła do kryminałów w chwili, gdy zaczęły one wchodzić na salony, a - dziwnym zbiegiem okoliczności - zbiegło się to z zostaniem przez nią mamusią. Oczywiście kwestią przypadku było, że odczuła potrzebę przeczytania "czegoś lekkiego, ale żeby było dużo rosyjskich imion" (Królowa Matka miewa okresowe napady pt. "muszę przeczytać coś, czego bohaterem będzie jakiś Iwan Wasiliewicz Pomorin, albo ktoś o podobnym nazwisku!!!") ORAZ czegoś, w czym trup będzie słał się gęsto, najlepiej na co drugiej stronie, akurat w chwili, gdy WAB zaczął wydawać powieści Aleksandry Marininy (i akurat w chwili, gdy powinna czytać poradniki o prawidłowym żywieniu niemowląt i miłośnie wypełniać zdjęciami i notatkami "Album maluszka", ale o to mniejsza), w każdym razie spełnienie tej potrzeby okazało się być strzałem w dziesiątkę. Od tamtej chwili, w miarę przybywania kolejnych dzieci, ich wzrastania, kwitnięcia i tak dalej, za każdym razem, gdy Królowa Matka czuła, że jeszcze chwileczka, dosłownie momencik i coś albo jej w mózgu strzeli, albo zostanie nie czytelniczką, ale bohaterką kryminału szła ona do księgarni/ biblioteki/ koleżanki i kupowała/ wypożyczała, po czym czytała i para podczas lektury z niej uchodziła, i ani się obejrzała, jak nadrobiła sporo braków, chociaż nie wszystkie.
Popadnięcie w Refleksję było w tej sytuacji kwestią czasu.
Dopadła ją ta Refleksja między pierwszym tomem Åke Edwardsona a ostatnim cyklu z Wallanderem Mankella. W pewnym momencie Królowa Matka zamknęła książkę i pomyślała, że rację mają ci krytycy literaccy, którzy podkreslają, że powieści kryminalne już jakiś czas temu przestały być prostymi historiami w stylu "zabili go i uciekli, a potem ich złapali", a zaczęły mówić o tym, co społeczeństwo boli i uwiera. I faktycznie, wygląda na to, że co innego uwiera spoleczeństwa krajów skandynawskich, co innego - krajow postkomunistycznych, co innego - społeczeństwo francuskie, a jeśli pisarz jest dobry w tym, co robi (a duża część tych skandynawskich na przykład jest, o ile może o tym wyrokowac osoba o ubogim doświadczeniu kryminalnym :)) czytelnik rozumie to uwieranie i to pomimo faktu, że często jest ono wyrażane nie dosłownie, nie otwartym tekstem, ale półsłowkami i aluzjami,czy wręcz tylko przy pomocy trafnie sportretowanej atmosfery.
I tak się - pomiędzy Åke Edwardsonem a Mankellem - Królowej Matce wydało, że społeczeństwa skandynawskie osiągnęły stopień rozwoju nastolatka, któremu rodzice zostawiali pełną wolność. I on właśnie doszedł do etapu, w którym okazalo się, że to nie wystarczy. Że on sobie nie radzi, że chciałby mieć rodziców, a nie kumpli mówiących "ach, rób jak uważasz za stosowne, szanuję twoją wolność", kogoś, kto mu powie, że granicą wolności jest wolność innego człowieka, oprócz pełnej akceptacji dla eksperymentowania narzuci - i będzie egzekwować - zakazy, zasady, których należy przestrzegać i, owszem, także kary. Ponieważ ta pełna wolność okazuje się pułapką prowadzącą do kompletnego zagubienia, gdy nagle okazuje się, że wolno właściwie wszystko i w pewnym momencie doszło się do etapu, gdy to "wszystko" to jest "za dużo", i mieszczą się w tym rzeczy niewyobrażalne. A już nie bardzo można zrozumieć, że jednak nie, jednak są rzeczy, których nie wolno. A nade wszystko - dlaczego pewnych rzeczy robić nie wolno.
Takie właśnie, dość mętnie opisane wrażenie odnosi Królowa Matka przy czytaniu kryminałów skandynawskich, których bohaterowie negatywni dopuszczają się rzeczy potwornych (zbrodnie w kryminałach skandynawskich są właściwie prawie bez wyjątku wyjątkowo psychopatyczne i okrutne, i często noszą właśnie znamiona zabawy w sprawdzanie "do czego jeszcze możemy się posunąć), a bohaterowie pozytywni odkrywają, że oto, po latach pracy, nie potrafią zrozumieć motywów postępowania przestępcy, bo to są zupelnie inne motywy niż te "do ogarnięcia", a państwo, pochylające się przede wszystkim nad swobodami i wolnością swoich obywateli nie dostarcza wystarczających narzędzi w momencie, gdy wolność tę należy ograniczyć (a już zwłaszcza, jeśli przestępca pochodzi z klasy średniej i wyższej - wtedy bywa bezkarny bardzo długo, póki nie przegnie na całego, albo nie trafi na policjanta upartego jak osioł i mającego sporo wolnego czasu).
Do których to wniosków doszedłszy, Królowa Matka poszła sprawdzać, co o rosyjskim społeczeństwie powiedzą jej kryminały rosyjskie.
Najpierw powiedziały jej, że walutą płatniczą w, jak mówi klasyk "bratnim kraju naszych najlepszych pszyjaciół" jest dolar - i od razu Królowa Matka przyzna, że ją to niewymownie denerwuje. Najpierw dziwiło, a od mniej więcej trzeciego rosyjskiego kryminału zaczęło coraz bardziej wkurzać.
Co więcej, walutą płatniczą w całym absolutnie świecie jest dolar, także w państwach Unii Europejskiej - nieistotne, gdzie przebywa ofiara/ biorca łapówki/ skorumpowana jednostka, co sprzedaje nielegalnie wyniki tajnych badań, czy to Niemcy, Austria, Holandia czy inna Belgia, nie ma dolarów - nie ma interesu.
I tak jest ze wszystkim. W dolarach podawane są ceny dżinsów, dań w eleganckich restauracjach, pensje i łapówki. Chyba wyłącznie komunikacją miejską można przejechać się za ruble, i może jeszcze bułkę kupić w samie. Cała reszta - za dolary!
Rosyjscy przestępcy popełniają przestępstwa dla pieniędzy. I nie, nie chodzi o pieniądze, jakie nosi w torebce rosyjska emerytka (zwłaszcza, że nie są to dolary), ale o niewyobrażalną górę forsy. Dla tej góry forsy przestępcy ci budują skomplikowane machiny mające w okreslony sposób wpływać na ludzkie zachowania, by potem sprzedać je jeszcze większym przestępcom, albo szukają cudownego leku, który potem sprzeda się za całą masę dolarów. W drodze do machiny/ leku przestępcy-naukowcy bez mrugnięcia okiem i zbędnych skrupułów robią badania na ludziach i usuwają z drogi niesprzyjające czynniki, w tym także ludzkie, jak to - niepokornych milicjantów, natrętne i przejawiające niezdrową ciekawość rodziny testerów nowych leków, wścibskich dziennikarzy albo przypadkowych świadków. Oczywiście podobne myślenie nosi znamiona psychopatii (ta obojętność wobec ofiar!), ale jednak daleko rosyjskim mordercom do psychopatów skandynawskich, którzy, zabijając, robią to nader często dla własnej przyjemności.
Ponieważ jednak osoby pragnące nabyć maszyny zmieniające ludzką świadomość lub lek wpływający na psychikę geniuszy tak, że ci robią się jeszcze bardziej genialni są raczej zamożne i wysoko postawione, dopaść ich w zasadzie nie sposób. Nabiega się taki dochodzeniowiec, nagłowi, narozwiązuje za marną pensję (w rublach), po czym d..., i tak nic nie można zrobić poza schwytaniem paru płotek, bo gruba ryba siedzi tak wysoko, i jest taka gruba, że wręcz nietykalna.
Królowa Matka podejrzewa, że swoją słabość do kryminałów skandynawskich zawdzięcza temu, że kiedyś, po kryminale rosyjskim zakończonym zgodnie z przewidywaniami przeczytała jakiś kryminał szwedzki, w którym GRUBA RYBA BEKNĘŁA ZA SWOJE!!! Nieistotne, że była gruba! Wredna! Pewna swojej nietykalności! Beknęła, bo śledczy znaleźli dość dowodów jej występków oraz dziennikarze tu i ówdzie pomogli, i gruba ryba natychmiast schudła! Boże, jaka to ulga była przeczytać o czymś podobnym, to uczucie wdzięczności na pewno rzutuje do dziś na królewskomatczyny odbiór skandynawskiej kryminalistyki (i pewnie dlatego nie lubi Królowa Matka bohatera "Milennium", któremu odstępstwa od szwedzkiego wzorca nie może darować, co jednak jest tematem na inną notkę. Ewentualnie).
Wracając do rosyjskiego świata przestępczego, oczywiście wszyscy tam wiedzą, że im wyżej, tym brudniej i tym trudniej dojść sprawiedliwości, tak naprawdę zawsze odławia się płoteczki, a bez łapówek i dyskretnego przymykania oka na różne niedociagnięcia za daleko się nie ujdzie w tym (ani w żadnym innym) fachu. To wszystko opisywane jest w książkach niejako jawnie - podobnie jak jawnie podkreślane jest rozczarowanie tym "co się stało z tym krajem" w kryminałach szwedzkich.
Ciekawsze jest to, co wychodzi niechcący (bo chyba to jednak jest niechcacy...).
(
I w tym momencie musi Królowa Matka stałym Czytelnikom przypomnieć, a tym, którym do tej pory udawało się uniknąć jej słowotoku i teraz zabładzili tu po raz pierwszy - uświadomić, że w dalszej części tekstu na pewno pojawią się spoilery. Jeśli więc ktoś ma życzenie zapoznać się z jakąś kryminalną rosyjską pozycją nie wiedząc z góry, kto zabił, uczyni lepiej przerywając lekturę tego posta w chwili, gdy pojawi się w niej pierwszy tytuł).
Oto niechcący, spod potoczystego strumienia słów, spod wydarzeń, spod zbrodni i występków, z plątaniny bohaterów głównych, mniej głównych i zupełnie pobocznych wyłazi obrzydliwe i obraźliwe dla połowy ludzkości przekonanie - kobieta nadaje się tylko do jednego.
Tylko w jeden sposób może zrobić karierę. I wszystko jedno, jaka to będzie kariera. Bez względu na to, czy chce wyjść dobrze za mąż, czy zrobić karierę w showbiznezie, czy zostać kierowniczką laboratorium chemicznego mającego patent na produkcję jakiegoś leku, czy otworzyć biuro tłumaczeń, może to osiągnąć wyłącznie w jeden sposób.
Przespać się z kims.
Często z więcej niż z jednym facetem.
Są i takie, które robią biznesplan, precyzyjny, a w nim uwzględniona ilość łóżek, przez które należy przejść, by dostać się tam, gdzie mają życzenie.
A gdy już dostaną się tam, gdzie mają życzenie to nadal biorą pod uwagę sypianie z facetami tylko i wyłącznie w celu "załatwienia czegoś", zapłaty za coś, zaciągnięcia (przez pana) długu wdzięczności.
Słowem - wszystkie kobiety to dziwki.
To zarazem egzotyczne (dla Królowej Matki), jak i obraźliwe przeświadczenie już wcześniej Królową Matkę irytowało, chyba od pierwszego przeczytanego rosyjskiego kryminału, ale apogeum osiągnęło podczas lektury "Za wszystko trzeba płacić" Aleksandry Marininy.
W tej oto pozycji carycy rosyjskiego kryminału mamy, dla przykładu:
- wziętą tłumaczkę z języka niemieckiego, zajmującą się tłumaczeniami symultanicznymi, specjalizującą się w języku medycznym oraz znającą łacinę, a więc cennego fachowca. Fachowiec ten jest ceniony także dlatego, że nie robi ceregieli, tylko zainteresowanym kontrahentom od razu wyjaśnia, że "dodatkowe profesjonalne usługi" (tak w oryginale!) są płatne ekstra i jeśli ktoś pragnie spędzić z nią czas po pracy, stawka wynosi tyle i tyle (oczywiście dolarów). W dodatku nie ma też oporów przed świadczeniem tych nie ujętych w kontrakcie zadań, doskonale wie, że praca w agencji tłumaczeń obejmuje również usługi seksualne, nie to co niektóre jej koleżanki, które stroją fochy i udają, że nie wiedzą, o co chodzi panom lekarzom, których wypowiedzi tłumaczyły na przeróżnych sympozjach i innych konferencjach, i potem trzeba panów przepraszać za zaistniałe nieporozumienie i wprawienie w zakłopotanie albo co,
- doktor nauk medycznych, specjalizacja - psychiatria, wybitnie utalentowaną i błyskotliwą, która postanawia zdobyć konkretnego mężczyznę za męża i ona to właśnie sporządza biznesplan, obejmujący także zaliczanie dowolnej ilości łóżek - seksem płaci za tłumaczenia z chińskiego, za przemycenie z zachodu materiałów z konferencji niedostępnych w ówczesnym ZSRR, za wszelkie usługi pozwalające zbliżyć się do celu, po ślubie również używa seksu jako środka płatniczego/ metody załatwiania spraw, ale wypowiada się pogardliwie o kolejnej bohaterce, "głupiej gęsi, której wykształcenie to dwie klasy na krzyż i cudze łóżka", zupełnie, jakby to, co ona robi czymkolwiek się od postępowania "głupiej gęsi" różniło,
- pielęgniarkę fizykoterapeutkę, która wychodzi za mąż za trzykrotnie starszego profesora i szybko wdowieje, wchodząc przy okazji w posiadanie cennych dokumentów medycznych. Męża zdobywa jedyną znaną metodą, bo inne w świecie tych kobiet najwyraźniej nie istnieją,
- niejaką Lilianę, kochankę szefa mafii pewnego Miasta, zawodową prostytutkę, która, po kilku latach świadczenia capo di tutti capi usług na wyłączność zostaje wydana za mąż za austriackiego biznesmena w ramach masywnej opłaty za wieloletnią pracę,
- niejaką Katię, kochankę pomniejszego mafioza/lekarza uwikłanego w przeróżne machloje, która musząc pracować na liczną rodzinę jako jedyny sposób na zarobienie na nią wymyśla zostanie utrzymanką - za jej usługi pan opłaca jej mieszkanie, utrzymanie i płaci pensję rodzinie (w - tu chwila przerwy dla stopniowania napięcia - tak!!! dolarach!!!),
- właścicielkę agencji tłumaczy, zatrudniającą głównie tłumaczki do pracy w "systemie zadaniowym", co oznacza obsługiwanie klientów również w łóżku - i jest z tego powszechnie i w zasadzie całkiem jawnie znana, a pośród swoich pracownic ma także tłumaczki, które, zanim zostały przez nią zatrudnione, dorabiały prostytucją (jak Królowa Matka podejrzewa, w trakcie studiów lingwistycznych, bo to było rzeczywiście biuro zatrudniające naprawdę fachowe tłumaczki, a nie przykrywka dla domu publicznego),
- mamusię jednego z męskich bohaterów, która w latach jego nastolęctwa sypiała z kolegą z
pracy "dla higieny" (bo mąż trzy miesiące pracował poza domem), a żeby
synek jej nie przeszkadzał stręczyła mu pięć lat starszą siostrę
kochanka, której zadaniem było odciągnąć gówniarza od domu i zawrócić mu
w głowie tak, by się nie zorientował, co mamusię z "wujkiem" naprawdę
łączy,
- niejaką Iroczkę, jedyną kobietę, która z nikim nie sypia dla załatwienia swoich doraźnych interesów. Za to, wyemigrowawszy do Stanów Zjednoczonych wraz z mężem, zmusza psychicznym dręczeniem i budzeniem poczucia winy swego brata do podjęcia się zabójstwa za pieniądze, ponieważ zaszła w ciążę, dzidziuś się urodzi, a tymczasem ona z mężem nie mają stałej pracy i domu, więc oczekują, aż braciszek, uwaga - PRZYŚLE IM DOLARY (bo oczywistym jest że zarabia się je w Rosji i wysyła do USA, prawda?).
Wszystkie powyżej wymienione panie potrafią także świetnie gotować, ponieważ, o czym Królowa Matka zapomniała wspomnieć, umiejętność gotowania jest dla rosyjskiej kobiety równie niezbędna, jak umiejętność dogadzania mężczyźnie w łóżku (oraz pewna obojętność pozwalająca bez szczególnych refleksji te łóżka zmieniać zgodnie z aktualnym zapotrzebowaniem).
I WSZYSTKIE TE KOBIECE TYPY W JEDNEJ POWIEŚCI, a w zasadzie nie wszystkie, bo tych mniej istotne, wspomnianych jednym czy dwoma zdaniami Królowa Matka nie liczyła, a na luźno rzucane tu i ówdzie uwagi i rozważania o sypiających ze wszystkimi studentkach oraz wyższości rosyjskiej żony nad wietnamską nie zwracała uwagi.
Oraz nie mówimy wyłącznie o kobietach, które są śliczne i tylko na tym budują swoją pozycję świadome, że jeśli się nie "ustawią" nim ich uroda przeminie czeka je wiek dojrzały w niedostatku, bo są słabo wykształcone i niezbyt bystre - bo takie kobiety występują w literaturze dowolnej narodowości.
Ale po prostu wszystkie kobiety, biedne, bogate, z klasy średniej, niższej, wyższej, inteligentki, robotnice, a już na pewno te, które mają ambicję, by się wybić, w tym także te inteligentniejsze od swoich partnerów, doskonale wykształcone, będące specjalistkami wąskich specjalizacji - one wszystkie uznają fakt, że droga do dobrej pracy, kariery, osiągnięć wiedzie przez łóżko za coś całkowicie naturalnego. Bez zdziwienia, bez protestu, bez buntu, o jakimś objawie moralnego dyskomfortu nawet nie wspominając - a opisywane jest to z całkowitą obojętnością, jako coś oczywistego. Równie obojętnie opisywane są korki na ulicach albo błoto przy przedwiośniu. Ot, fakty. Nie ma się co obrażać na fakty, nie ma się co im sprzeciwiać. Fakty się po prostu relacjonuje. Błoto nie wyschnie od oburzania się, że istnieje, a kobieta nie osiągnie np. katedry psychiatrii na uniwersytecie choćby dysponowała umysłem klasy noblowskiej bez zaliczenia w łóżku połowy wydziału, każdy to wie.
Królowa Matka dzieckiem nie jest i wie, że takie rzeczy się zdarzają.
Wie też, że podobne myślenie nawet nie "jest", ale bywa, BYWA typowe dla
młodzieńców w wieku pokwitania, których spotkał pierwszy zawód miłosny,
i z którego to myślenia po dojściu do męskich lat i rozumu wyrosną.
Ale co trzeba mieć w głowie, by coś podobnego
traktować jako regułę? W jakim świecie trzeba żyć, skoro to najwyraźniej
jest rzecz tak normalna, że się po prostu, niechcący wymyka, pisze się o
niej jak o czymś tak oczywistym, że nie wymagającym
komentarza, czymś, co nie budzi ani zdziwienia, ani refleksji, że może
nie jest to tak do końca normalne?
To znaczy, nie, oczywiście, nie wszystkie kobiety takie są. Bo przecież na dowód, że nie wszystkie, mamy Anastazję Kamieńską. Jedyną kobietę, która sypia
wyłącznie ze swoim mężem, pracuje używając swoich umiejętności i
wykształcenia, mogłaby być piękna, ale jej się nie chce postarać oraz nie umie gotować (to znaczy umie, ale też jej się nie chce).
Przy czym fakt, że Anastazja zarabia głowa i nie przespała się z nikim, by dojść do pozycji, którą osiągnęła nie przeszkadza jej oceniać innych kobiet z góry jako takich, które podobnych umiejętności/ szczęścia/ charakteru nie miały. Ile razy z ust Anastazji pada oceniające: "no dobrze, skończyła studia, bo się przespała z profesorem/ uwiodła go i w ten sposób wkręciła się do projektu/ jest jego kochanką, więc..." podawane jako robocze założenie nie chce się Królowej Matce nawet liczyć.
I w zasadzie to (wreszcie) wystarczyłoby, by Królową Matkę do Anastazji Kamieńskiej ostatecznie zniechęcić, ale kroplą przelewającą czarę okazało się co innego.
W dużym skrócie - intryga "Za wszystko trzeba płacić" nabiera tempa w chwili, gdy na bocznej drodze do Wiednia zostają zastrzelone dwie kobiety i dziecko. Po straszliwie skomplikowanym dochodzeniu przypominającym rozplątywanie na amen splątanych co najmniej pięciu kłębków włóczki Genialna Anastazja dochodzi do wniosku, że zabójstwa dokonał niejaki Saprin, zabić miał tylko jedną kobietę, ponieważ nieoczekiwanie pojawiła się ona na umówionym miejscu w towarzystwie, towarzystwo (składające się z kobiety z pięcioletnim chłopczykiem) zostało usunięte w ramach pozbywania się niewygodnych świadków.
- No dobrze - mówi zatroskany Przełożony Gwiazdy Pietrowki. - Ale gdzie ten Saprin teraz jest?
na co Gwiazda Pietrowki odpowiada obojętnie:
- A, to mnie już nie obchodzi,
po czym wyjaśnia, że jej nie interesuje kto ani jak złapie morderców. W zasadzie jej w ogóle nie interesuje, czy oni zostaną złapani, a los ofiar jej nie wzrusza, ją interesuje wyłącznie zagadka, bo tak ma ukształtowany mózg, że rozwiązywanie układanek stanowi dla niego miłą rozgrzewkę, bez której źle się czuje, a praca operacyjna to jest nie jej działka, więc niech sobie tam Szef znajdzie do tej roboty kogo innego, bo ona już zrobiła, co robić umie i lubi, zagadkę rozwiązała, teraz poprosi o następną.
Telepnęło to Królową Matką, że hej.
Noż cholera jasna psiakrew, darując sobie wspominanie o Kurcie Wallanderze, Gunnarze Barbarottim, czy Guido Guerrierim, bo to sympatyczni i troszczący się o innych (czasem nieporadnie, ale chęci mają dobre) ludzie, to nawet Eric Winter, konsekwentnie opisywany jako dandys bawiący się światem i obserwujący go ze wzniosłego dystansu, nawet Sebastian Bergman, egotyk na granicy psychopatii i chyba najbardziej antypatyczny bohater kryminałów, z jakim się dotąd Królowa Matka zetknęła, nawet oni potrafili odnieść się do ludzi (a już do ofiar szczególnie) ze współczuciem. Zdarzało się, że próbowali to współczucie odciąć, bo zaciemniało im pole widzenia i tłumiło jasność myśli, i najnormalniej w świecie przeszkadzało w pracy - ale je czuli.
A tu mamy panienkę, która obojętnie oznajmia, że nie wzrusza jej los zastrzelonej kobiety, bo przecież rozwiązała już zagadkę, a tylko to ją bawiło.
O dziecku nawet nie wspomina.
Pozytywną bohaterkę. Filar cyklu o błyskotliwej pani oficer, która ach, jak wspaniale sama do wszystkiego doszła i ach, jak jest szanowana w każdym środowisku, przestepczym i dochodzeniowym zarówno.
Szanuj ją i podziwiaj i ty, czytelniku!
No jakoś Królowa Matka nie może.
I nie chodzi o to, że lubi ona czytać książki tylko o milutkich bohaterach uśmiechających się od rana do wieczora do świata i ludzi wokoło (vide - przeczytany z upodobaniem cykl z Sebastianem Bergmanem, budzącym od pierwszych stron chęć odstrzelenia, po wcześniejszym zgnojeniu słowem i czynem).
Ale pozostawia sobie wolność do porzucenia bohatera (-ki), który staje się dla niej moralnie nie do przyjęcia.
Więc porzuca Anastazję Kamieńską bez żalu.
W końcu tylu jest innych detektywów na świecie, i to takich, którzy pokażą, co boli społeczeństwa Francji czy Wielkiej Brytanii, czy Niemiec, na przykład :).
PS. Królowa Matka wie, że powyższa domorosła analiza jest bardzo domorosła i prosi, by powstrzymać się przed nazbyt brutalnym zwracaniem jej uwagi na skandynawskich przestępców mordujących wyłącznie dla pieniędzy, i rosyjskich psychopatów. Sama wie, że tacy są, chociaż jej zdaniem stanowią wyjątki potwierdzające regułę.
PSS. Powyższą domorosłą analizę Królowa Matka pisze od ostatnich dni sierpnia, przedzierając się przez szkoły Potomków, szarpaninę z pracą swoją i Pana Małżonka, zaziębienia, jelitówkę, masowo atakującą wszystkich naraz Potomków i inne niedogodności, więc prosi Czytelników o bycie wyrozumiałymi :).