piątek, 21 lutego 2014

Ku równowadze

Gdyby ktoś zastanawiał się, jaka gałąź filmu czy też teatru pozwoli Potomkowi Starszemu rozwinąć wszelkie jego możliwości niby pawi ogon...

Potomek Starszy (tradycyjnie, jak co dzień, i - też tradycyjnie - bez związku kompletnie z niczym) - Mamo, powiedz mi, że mnie kochasz!
Królowa Matka (zajęta czymś, co wymaga jakiegoś tam skupienia, w rodzaju obierania jabłka i krojenia go w ósemki, przygotowywania sobie dziennego przydziału leków albo smarowania wszystkich kropek Pompona Starszego Pudrodermem; nieuważnie) - Kocham cię, synu.
Potomek Starszy (krzepiąco) - Bardzo dobrze! A teraz to samo z uczuciem!

... Królowa Matka podpowiada, że to na sto procent reżyseria :)!

Tego samego dnia wieczorem:

Królowa Matka (znów zajęta, przebóg, co z nią, wciąż tylko zajęta i zajęta!; stoi przy zlewie i zmywa, wyciera, albo cośtam).
Pompon Młodszy (ciągnąc ją za nogawkę) - Mama...
Królowa Matka (znów nieuważnie, o, rany, co by tak na nią ci wszyscy spece od pisania podręczników o wychowaniu dzieci powiedzieli!) - Hmmm?...
Pompon Młodszy (z naciskiem) - Mama.
Królowa Matka (nie odrywając wzroku od tego, co robi) - No, co?
Pompon Młodszy (z większym naciskiem) - Mama!
Królowa Matka - No, co? Czego chcesz, synek?
Pompon Młodszy (czule) - Jesteś śłodka!

Gdyby ktoś chciał wiedzieć, czy to pomaga chociaż trochę nawet na samopoczucie takie jak to nie tylko czułym mamusiom, jakże trafnie i wdzięcznie portretowanych w reklamach i na zdjęciach w gazetkach o małych dzieciach, ale także wrednym, wyrodnym i oschłym emocjonalnie Wielodzietnym Patologiom w rodzaju Królowej Matki, donosi ona uprzejmie, że i owszem, pomaga.

O, i to jeszcze:



To też pomaga :).

Wszystkim Drogim Czytelnikom, dzięki którym blog Królowej Matki zaliczył tę niewyobrażalną dla niej liczbę wejść Królowa Matka bardzo dziękuje i poleca się na przyszłość (o ile jakaś będzie, że tak optymistycznie i bardzo w nastroju, w którym ostatnio się nurza, napomknie).



PS.

To nie powinien być PS, tylko początek tego wpisu, ale jakoś się temat Królowej Matce nie komponował z reżyserskimi zapędami Potomka Starszego...

I Królowa Matka wie, że to nie jest wiele.

Że można - a jak nie można, to i tak się powinno próbować - zrobić o wiele więcej.

Ale oprócz tego "o wiele więcej" można zrobić także to:

Друзі України! Ми з вами! Будьте Непереможний!

wtorek, 18 lutego 2014

Na krawędzi

Pierwsza krosta Pana Małżonka pojawiła się tu:


i nie robiła szczególnie niebezpiecznego wrażenia, ot, taki wyprysk, ktory może wcale nie jest tym, czym mógłby być.

Nazajutrz okazało się, że i owszem, jest tym właśnie, i to tym występującym w znacznej ilości podobnych krost, Pan Małżonek po zasięgnięciu porady lekarskiej i wysmarowaniu się na obliczu Pudrodermem, a na tułowiu - gencjaną zaczął przypominać wojownika plemienia Mursi w barwach plemiennych skrzyżowanego z Piktem

Źródło
Źródło
(z tym, że miał - i ciągle ma - na korpusie nie tak ładne wzorki), a Królowa Matka poczuła, że jeszcze moment, jeszcze chwilka, jeszcze jeden drobiazg, a coś w niej pęknie, i że właśnie znajduje się na tym etapie, gdy jednostki mniej stabilne emocjonalnie popełniają samobójstwo rozszerzone, albo chociaż zwykłe samobójstwo, zdarzyło jej się patrzeć na belki w suficie i zastanawiać się, czy wytrzymałyby ludzki ciężar, i jakby tu sznur przytwierdzić, żeby się nie urwał, i to wcale nie było śmieszne.

Potem się złapała na tym, że fantazjuje na temat pobytu w szpitalu, że tęsknie myśli, jak to było cudownie, tak sobie leżeć i robić tylko to, co człowiekowi każą (zaś od godziny 15 to już właściwie nic nie robić poza spożyciem posiłków), i że znów by tak chciała; i to też nie było śmieszne.

A jeszcze potem przypadkiem Królowa Matka trafiła na bloga, którego nie czytuje (ale chyba zacznie) i na notatkę zawierającą ten fragment (podkreślenia KM):

"Papież? Proszę Cię! On nie miał dzieci! Doda? Ona nie nosi majtek, więc ma mniej prania. RODZICE to są kurwa super bohaterowie, matki to nadludzie! Ojcom się należy order, że wracają po pracy do domu, zamiast wstąpić po bułki do małej piekarni w Bangladeszu! Absolutnie poważnie – rodzice kochani, rodzice większej ilości niż 1 bąbel, rodzice samotni, rodzice bliźniaków, rodzice dzieciaków, które są chore – JESTEŚCIE BOGAMI DLA MNIE I MÓJ MAŁY MÓŻDŻEK NIE POJMUJE OGROMU WASZEJ POTĘGI PSYCHOFIZYCZNEJ! Budda przy Was to było wielkie nic, bo jaką trzeba mieć siłę, żeby tego wszystkiego nie podpalić i nie uciec do piekła ciesząc się jak z wyprawy do solarium?!"


zaś na blogu, który czytuje przeczytała:

"najbardziej szokująca (...) jest konstatacja, że ten pierwszy rok łączenia bycia matką i pracy to w ogóle jakoś zleci. Na hormonach, z rozpędu, na rezerwie snu/siły sprzed dziecka.


Ale są jeszcze kolejne lata. Dość chyba w sumie sporo kolejnych lat.

I chociaż moje osobiste doświadczenie jest jednak mało miarodajne, bo gdyby Nowy Człowiek był jedynakiem, miałabym już pewnie za sobą moment ulgi i uff!, zmniejszałoby się już moje macierzyńskie zaangażowanie, to jednak uważam, że rozmowa o byciu matką i łączeniu tego z pozadomową pracą nie może się ograniczać do sytuacji matek na rocznym macierzyńskim.

Albowiem po rocznym macierzyńskim (a także wobec jego wcześniejszego ustawowego braku) jest padanie na pysk i czołem o blat, ale o tym ciii, bo naruszam zasadę decorum, pisząc, że jestem skonana.


Żeby było jasne.

Macierzyństwo jest najbardziej satysfakcjonującą pracą jaką znam.

Jestem też – tfu, odpukać w niemalowany control/delete+alt – najszczęśliwszą z wielomatek.

Ale niezmiennie zamierzam trwać przy moim zdaniu, że wiodącą narracją osoby, która od dziesięciu lat dzierga macierzyństwo i pozadomową pracę jest ojapierdolęjużniemogę"

i poczuła wyraźnie, że to jest to, włąśnie to, że jest na etapie "ojapierdolęjużniemogę-jużniemogę-jużniemogę-już-nie-mogę" oraz ma gdzieś fakt, że narusza zasadę decorum, ponieważ O-PIERDOLI-JUŻ-NIE-MOŻE.

W jej przypadku "juz-nie-mogę" objawiło się wpadnięciem w histerię na myśl o tym, jak będzie wyglądał cały nastepny tydzień, tydzień z trójką wciąż chorych dzieci, z jednym zdrowym, który powinien chodzić do szkoły, ale jak go do tej szkoły dostarczyć???, z chorym mężem, który zapadł był na chorobę dziecięcą grożącą dorosłemu licznymi i efektownymi powikłaniami oraz bojącym się, że szef go zwolni, bo po tygodniu urlopu wziął tydzień zwolnienia... W głowie Królowej Matki układały się skomplikowane plany, przed oczyma jej duszy wyświetlały się rozkłady jazdy PKS-ów i plany lekcji, nakładające się na siebie, logistyka poszła w ruch, te wszystkie "wstać-dojechać-kupić-odebrać-lekarz-poczta-rachunki-zakupy" i to, że Potomek Młodszy ma bal w czwartek, a Królowa Matka podjęła się ciasto na ten bal upiec, jak ona dostarczy ciasto (i Potomka) do szkoły, on musi iść na ten bal, to jest najważniejsze na świecie, Królowa Matka przestała jeść, a nocami sypiała po dwie godziny, bo jak się już obudziła, żeby ukoić płaczące z bólu Pompony i posmarować ich krostki lekarstwem już nie zasypiała, tylko leżała i kombinowała, jak ułożyć te wszystkie rodzinne puzzle, których kawałki nijak nie chciały do siebie pasować, a gdy o 6.30 oczy same się na niej zamykały ze zmęczenia dzwonił budzik i trzeba było zacząć nowy dzień.

A załamanie przyszło z idiotycznego (jak zwykle w wypadku tego typu załamań) powodu - wraz z odkryciem, że Potomek Młodszy, który jest przykładnym uczniem chorującym wyłącznie w ferie i dni wolne od zajęć szkolnych, w związku z tym mający stuprocentowa szkolną frekwencję, z czego był bardzo dumny, teraz nie pójdzie dwa dni do szkoły. Pan Małżonek, usiłując nie patrzeć na Królowa Matkę jak na wariatkę, próbował jej tłumaczyć, że nic się takiego nie stanie, jeśli pierwszoklasista opuści kilka dni do szkoły, rozsądek mówił Królowej Matce to samo, ale go nie słyszała, bo ogromna, gigantyczna bańka szaleństwa i "ojapierdolęjużniemogę" rozrosła się w jej głowie do takich rozmiarów, że przydusiła ten cichutko popiskujący rozsądek w jakims niedostępnym kąciku jej jestestwa, a sama rosła, rosła, a jej ścianki były coraz cieńsze, cieniutkie, jak ścianki bańki mydlanej, i takiego jak na bańkę mydlaną potrzeba było nacisku, by pękły.

Królowa Matka znała to uczucie, doświadczyła go już wcześniej raz, pewnego wieczoru po długim dniu samotnego macierzyństwa , gdy Potomki Starsze roznosiły w proch i pył piętro domu w ramach fantastycznej zabawy, a Królowa Matka, po prośbach, rozmowach, wyjaśnieniach, próbach przekupstwa, rozdzielenia Braciszków, itepe, itede stała w kuchni i trzymała się stołu, a stół ma solidny, na sześć osób, sosna, pełne drewno. Trzymała się go z całej siły, bo ten zepchnięty w ciemny kącik jej mózgu rozsądek popiskiwał, że jeśli go puści to poleci na górę i będzie bić, na oślep, tym, co jej w ręce wpadnie, i naprawdę nie wiadomo, czym by się to mogło skończyć. Królowa Matka przechowuje to wspomnienie w skarbczyku swych najcenniejszych doświadczeń jako przypomnienie, że zawsze, zawsze jest gdzieś tam pod nadmuchanym do ostatnich granic balonem gniewu, wściekłości i zmęczenia, za ścianą czerwonej mgły przed oczami i krwi szumiącej w uszach ten rozsadek, choćby najbardziej stłamszony, rozsądek, którego należy się trzymać, by nie zrobić czegoś nieodwracalnego.

I teraz się też go chwyciła i zaczęła spuszczać pary z balonu wypełniającego ją szaleństwa, ale wie, że to niewiele da, jeśli nie odpocznie. Bo jeśli nie odpocznie ten balon zacznie bardzo szybko napełniać się jej zmęczeniem, jej smutkiem, jej apatia i poczuciem całkowitej beznadziei. 

A nie odpocznie, bo za tydzień (tydzień wypełniony kombinowaniem, logistyką, homeschoolingiem, smarowaniem krostek i podawaniem lekarstw, oraz całą resztą, ta zwykłą i codzienną) wróci do pracy i znowu zaczną się dni, gdy cały dzienny zapas energii będzie wyczerpywać w godzinach 7-14, a potem wracać do domu i tępo patrzeć w ścianę (naprawdę tak robi, niestety nie jest to błysk poetyckiej metafory), zmuszając się do czynności absolutnie niezbędnych, które będą ja wyczerpywać ponad miarę, nie słuchając swoich dzieci (ile rzeczy przeoczyła przez te parę miesięcy? ile straciła? ilu nie usłyszała?...), nie rozmawiając ze swoim mężem, nie pisząc i nie czytając, robiąc wyłącznie to, czego nie lubi, i nie myśląc, nie mając siły myśleć nawet o tym, że marnuje swoje życie, które odzyskała, a teraz je... nie, nawet nie przepuszcza przez palce, bo to by sugerowało jakąś beztroskę; znosi, o, znosi to jest właściwe słowo, znosi dzień po dniu, nie czerpiąc z niego żadnej radości i zbyt zmęczona, by wpaść w rozpacz na myśl, że tak będzie już zawsze.

Zawsze "już-nie-mogę-ale-muszę".

Jak teraz.


sobota, 15 lutego 2014

Zapiski z Domu Zarazy

Czyli jak przedłużyć sobie ferie.

Na początku dopadło Potomka Młodszego. Dosłownie na początku, w weekend poprzedzający ferie. Wrócił ze szkoły pełen planów na nadchodzące wolne dni, po czym wieczorkiem plany się rypły, Dziecię zamiast u Mamusi Tatusia (która planów miała jeszcze więcej niż oba Potomki razem wzięte) wylądował u lekarza, a potem został uziemiony we własnym domu, w ciepełku, z zaleceniem nie przegrzewania się, nie wychładzania się, i z dużą ilością płynów pod ręką.

Królowa Matka zaś zostala uszczęśliwiona informacją, że na tym jednym to sie nie skończy, o, nie.

Dni mijały, ferie osiągnęły półmetek, Potomek Młodszy czuł się wyraźnie lepiej i gdy Królowa Matka już, już zaczynała się cieszyć, że jednak, wbrew apokaliptycznym wizjom lekarzy oraz wszystkich jej znajomych skończy się na tym jednym, Zaraza dopadla Potomka Starszego.

Ale jak!!!

O ile Potomek Młodszy został łaskawie potraktowany przez Zarazę, Potomek Starszy wyglądał po-twor-nie. Wyglądał tak, że właściwie Królowa Matka, unikająca, jak wiadomo, publikowania zdjęć swoich Potomków na blogu (a przynajmniej takich zdjęć, które umożliwialyby identyfikację) moglaby Potomka Starszego spokojnie okazać światu. Widać go pod objawami Zarazy i tak nie było.

Mając dwie zaatakowane jednostki Królowa Matka zaczęła oglądać uważniej niż zwykle Pompony i, tak! Doczekała się! Wczoraj padły Ostatnie Przyczółki Domu w Dziczy, przy czym Przyczółek zwany na potrzeby tego bloga Pomponem Starszym padł wyjątkowo spektakularnie, Najstarszy Braciszek mógłby mu, że tak Królowa Matka użyje błysku poetyckiej metafory, te zarażone buciki pucować, i zrbiło się ogólnie wesolutko i przyjemnie, a Królowa Matka caluśkie ferie zamiast tego

miała to


i nadal będzie tak miała.

Przynajmniej przez następny tydzień.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Przebudzenie w Domu w Dziczy

Blady świt. Królowa Matka ma ferie. Pan Małżonek ma urlop. Oboje mieli jeszcze wczoraj nadzieję odespać tę radosną okoliczność, naiwność ludzka bowiem nie ma granic.

A więc - blady świt. Przez gestą mgłę snów, opatulającą głowę Krolowej Matki jak kłąb waty, dobiega coś, co w kręgach teatralno-filmowych nazywa się "scenicznym szeptem".

Pompon Młodszy (scenicznym szeptem) - Bojis, ćpisz?
Pompon Starszy (też scenicznym szeptem) - Nie ćpiem. (do Królowej Matki) A ty, mama, ćpisz?
Pompon Młodszy - Mama jeście ćpi...
Pompon Starszy (zachęcająco) - Mama, nie ćpij! Juś mozieś nie ćpać, juś nie jeś ciemnio!
Królowa Matka (twardo udając, że nie słyszy, odwraca się w stronę Pana Małżonka i próbuje go przytulić).
Pompon Młodszy (z radosnym zdziwieniem) - Tata, o! Tata tu, nie pjacy? Tata, budź się, juś dzień jeś!
Pompon Starszy - Możem tu? (zapewne wskazuje na łoże Królowej Matki i Pana Małżonka, czego Królowa Matka, odwrócona plecami i twardo udająca głębokie uśpienie, nie widzi). - Mama! Możem tu juś?

Stęknięcie sprężyn oraz sapanie z plecami daje znać Królowej Matce, że Dziecię, nie doczekawszy się odpowiedzi, wzięło swój los we własne ręce.

Pompon Starszy (sapiąc, pufając przez nos i ile sił ciągnąc kołdrę) - Nie ma miejścia tu! (przełazi po głowie Królowej Matka, wbija się tyłeczkiem miedzy ciała Rodziców, moszcząc się za pomocą wiercenia pupką i rozpychania łokciami, z zadowoleniem ) - O, tu jeś mieście!

Zwabione odgłosami dochodzącymi z sypialni Rodziców nadciagają Potomki Starsze, odziane zaledwie częściowo (piżamki i skarpetki), i natychmiast dołączają do kotłującej się na łożu masy rodzicielsko-braterskiej, a Królowa Matka zaczyna się (jak zawsze przy takiej okazji) zastanawiać, co nie wytrzyma pierwsze - łóżko, załamując się spektakularnie, czy sufit, pękając bardziej spektakularnie tuż nad kuchnią?

Potomek Starszy (radośnie) Dzień dobry, mamusiu! O, tatuś! Nie w pracy dziś?
Potomek Młodszy (wbija się pod matczyną kołderkę od strony pleców Królowej Matki) - Mamusiu, zagrasz ze mną w zgadywanki?
Królowa Matka (wydaje z siebie opętańczy wrzask, bo okazuje się mimochodem, że skarpetki ma na sobie tylko Potomek Starszy, Potomek Młodszy zaś jest boso i właśnie lodowatą stopę umieścił w okolicach jej nerki).
Potomek Starszy (brutalnie) - Przesuń się, ty! Ja też chcę leżeć obok mamy!
Pompon Młodszy (który tymczasem zdążył był opuścić swe łóżeczko i zasiąść okrakiem na Królowej Matce) - Idź! To jest mum mama!!!
Potomek Młodszy - Mamusiu, zagrasz ze mną w zgadywanki?
Potomek Starszy (zgodnie z tradycją) - To jest NASZA mama, moja też!
Krolowa Matka (włącza opcję "zen") - Om.... Om...
Pompon Młodszy (ku ogólnemu, oczywiście, zaskoczeniu) - Nie! Mum! Mama, nie oddam ciem!
Pompon Starszy (zgarniając z nocnego stolika okulary Pana Małżonka i wrażając mu je na nos, odrobinę tylko zahaczając przy okazji o oko, doprawdy, nie było potrzeby tak wrzeszczeć od razu) - Toje, tata! Pjosie!
Pan Małżonek (jęczy i masuje sobie kącik oka).
Pompon Starszy (skruszony) - Pjasiam, tata! Pjaaasiam! Tata, nić? Nić, tata?
Królowa Matka - Ommmm... ommm...
Potomek Młodszy - Zaaagraj ze mna, mamusiu, proszę!
Królowa Matka - Co to jest, ma dużo nóg, dużo rąk i głośno brzęczy? I dusi mamusię o świcie?
Potomek Starszy - Nie jest świt. My się obudziliśmy, jak już jasno było, to chyba strasznie długo spaliśmy, co, mamo? Jak długo spaliśmy?
Pompon Starszy (po przyodzianiu Tatusia w okularki sięga po jego komórkę) - Jaś, tata? (unosi w górę palec wskazujący, by unaocznić, ile razy zamierza ponaciskać tu i ówdzie). Jenień jaś? Nie niściem!
Pan Małżonek (śpiewa głosem króla Juliana) - Won mi, won mi! Wynocha, precz! Won mi, won mi!
Pompon Młodszy (z nużącą powtarzalnością katarynki) - To moja mama jeś! Moja siama! Siama moja, siama moja, siama moja i SIAMA MOJA!
Pompon Starszy - Nie, nasia!
Pompon Młodszy - Moja, moja! Moja, moja siama!!!
Potomek Starszy -Nasza! Moja najdłużej.
Królowa Matka (ma deja vu, ale i tak) - Omm...
Potomek Młodszy - To chociaż poczytaj ze mną, mamusiu!
Pompon Młodszy (przerzuca nożęta nad Królową Matka, zamierzając wbić się w miejsce zwolnione przez Pompona Starszego).
Królowa Matka (wyrwana ze stanu zen za sprawą pojawiajacych sie w jej polu widzenia stóp, rozmiar 23,5) - Moja ty myszko mamusi, jakie ty masz stópelki, jak małpeczka!!! Takie długie paluszki, ty mamusi małpko, ty!!!
Pompon Młodszy (wściekle) - Nie jeśtem majpećka!
Królowa Matka - A myszka?
Pompon Młodszy - Nie!!! Myśka nie!!!
Królowa Matka (drąży temat) - A synuś mamusi?
Pompon Młodszy (dobitnie) - Nie, Nie jeśtem synuś, jeśtem Toś!!!
Potomek Starszy (radośnie i beztrosko zaczyna dusić Potomka Młodszego, który, chichocząc, próbuje go oddusić).
Pompon Starszy (usiłuje wepchnąć się na opuszczone nieopatrznie miejsce między rodzicami za pomocą wlezienia na głowę Pomponowi Młodszemu i wyparcia go siłom i przemocom osobistom).
Królowa Matka (dźwiga się z łóżka z westchnieniem, celnymi kopami zrzucając z siebie duszące się Potomki Starsze oraz Pompona Młodszego) - To ja już chyba wstanę i zrobię im mleko...

Zapowiada się dobry dzień.

Jaki miałby być po takim poranku :).

czwartek, 6 lutego 2014

Pompony nie tylko działają, ale także mówią

Żeby nie było, że nie. Mówią, z czego jeden bez przerwy...

Pompon Młodszy (usiłując wciągnąć Tatusia w pogawędkę) - Tato, ty mówiś?
Pan Małżonek - Chyba słyszysz, że nie?
Pompon Młodszy (upewniając się) - Nie mówiś?
Pan Małżonek - Nie.
Pompon Młodszy -  Tato, ty mów do mnie!
Pan Małżonek (bezwzględnie) - Nie chcę.
Pompon Młodszy (błagalnie) - Pjjjjosie!
Pan Małżonek (jeszcze usiłując się wymigać od Ojcowskiego Obowiązku) - Ale co ja mam właściwie mówić?
Pompon Młodszy - Mów, zie jedziem do domu!
Pan Małżonek (kapitulując, posłusznie) - Jedziemy do domu, synku.
Pompon Młodszy (ukontentowany) - No!

Pompon Młodszy (zawodowo zajmujący się udzielaniem Panu Małżonkowi porad w temacie prowadzenia samochodu, na widok zmieniajacego się na zielone światła) - Jedź, tato, jedź, tejaz jedź!
Pan Małżonek (ruszając z miejsca, flegmatycznie) - No przecież jadę.
Pompon Młodszy (niestrudzenie kontynuuje) - Tejaz jedź tam! Tam jedź tejaz, w pjawo!
Pan Małżonek (nieposłusznie) - Tam nie mogę (skręca w lewo).
Pompon Młodszy (usiłując zawrócić Tatusia na właściwa drogę) - Nie, nie w to pjawo! W to djugie pjawo!!!
Pan Małżonek (wbrew doświadczeniu usiłując przemycić nieco wiedzy do ślicznej główki) - Jest prawo i lewo. Tylko jedno prawo i tylko jedno lewo.
Pompon Młodszy (zgodnie z oczekiwaniami pozbawionej złudzeń Królowej Matki) - Niepjawda! Jest to pjawo i to pjawo, i ja ciem, ziebyś pojechał w to inne pjawo!!!

Królowa Matka (zachęcająco) - A może teraz na nocnik usiądziesz?
Pompon Starszy (tonem naukowca , do którego odgłosy świata zewnętrznego docierają jedynie w postaci męczącego brzęczenia) - Nie, nie, nie, nie, nie, mama, nie mam do tego gjowy!

Królowa Matka (donośnie, żeby usłyszały ją Potomki Starsze, oddające się budowaniu jakichś Super-Skomplikowanych-Stworów w swoim pokoju na piętrze) - Chłopaki!!! Obiad za parę minut gotowy, proszę posprzątać ze stołu!!!
Potomki Starsze (zero reakcji).
Pompon Starszy (staje u stóp schodów, z głębi serca) - Bobo! Pjątać!!!
Potomki Starsze (jak wyżej).
Pompon Młodszy (stając obok Pompona Starszego) - Nie słysią cię (ciekawe, czemu, dop. K.M.). Mozie mnie posłysią! (z głębi serca, trzewi i czego tam jeszcze) Bobo! Ooooobiad!

Teraz, i owszem, posłyszeli...

Dialog, do którego dochodzi w Domu w Dziczy dzień w dzień:

Pompon (zazwyczaj Młodszy, ale czasem i Starszy, a czasem oba, stojąc na kanapie i przymierzając się do skoku) - Mama! Paczyj! Kaczem!
Królowa Matka (zawsze tak samo, zawsze bez skutku) - To nie skacz!
Pompon (-y, po dokonaniu skoku puszczając się natychmiast w opętańczy galop, od którego w pokoju robi się wiater) - A bieżyć możem?
Królowa Matka (beznadziejnie, opatulając się sweterkiem) - Nie, lepiej także nie biegaj...
Pompon (-y, ugodowo, zwalniając na jakieś 10 sekund) - A chodzać?

I tak codziennie, co najwyżej z niewielkimi modyfikacjami...

Standardowa rozmowa przed południową drzemką:

Pompon Młodszy - Mama, jubiś mnie?
Królowa Matka - No pewnie, nawet cię kocham.
Pompon Młodszy (z uczuciem) - Ja teś kocham.
Krolowa Matka - A kto cie jeszcze kocha?
Pompon Młodszy (zaczyna wyliczać) - Mum Bojis...
Królowa Matka - Tak, i kto jeszcze?
Pompon Młodszy - Mum Bobo, i mum djugi Bobo...
Królowa Matka (przechodząc do porządku dziennego nad jakże różnicującym nazywaniem Potomków Starszych) - Aha... i jeszcze ktoś?
Pompon Młodszy - Tata. I baba Mjisia... i djuga baba Ewa... i dziadek. I mum kot Puma, i mum kot Kama...
Królowa Matka - O, rany, jak dużo osób cię kocha!
Pompon Młodszy (z zadowoleniem) - No. Jeśtem ścięciaś.

A to na pewno :).

środa, 5 lutego 2014

Pięćdziesiąt powodów, dla których harmonijna współpraca w Pomponami (czasem) napotyka trudności

Pięćdziesiąt rzeczy wybrała (jakie wybrała, gdzie wybrała! Na gorąco pisała! A Pompony działały w najbliższej okolicy i dostarczały) Królowa Matka tak więcej na czuja, metodą "napiszmy pierwsze (pięćdziesiąt), które nam do głowy wpadnie, bo jak z góry się nie ograniczymy, to posty o wybitnych powieściach pani KM to będzie mały pikuś i krótka notatka w porównaniu z TYM".

Zaczynając od początku dnia, chronologicznie, łagodna i pełna zrozumienia współpraca dowolnie wybranego Pompona z TAKĄ RODZINĄ jest czymś niemożliwym, ponieważ:

1. Królowa Matka założyła Dziecięciu niewłaściwe skarpetki. Te, które założyła to skarpetki Drugiego Pompona. Albo skarpetki do spania. Albo skarpetki, które się już znudziły. Albo są za małe. Albo za duże. Albo...
2. Braciszek na niego popatrzył.
3. Braciszek na niego nie popatrzył.
4. Braciszek mu odpowiedział.
5. Braciszek mu nie odpowiedział.
6. Królowa Matka włożyła mu nieodpowiednie rajstopki, nie te czerwone w groszki, w których on wyglada jak biedroneczka, czy ona nie wie, że on nie chce już wyglądać jak biedroneczka?! Czy ona nie wie, że wyglądanie jak biedroneczka jest passe i teraz rządzą rajstopki w ogniste paski?!
7. Nie chce sam schodzić po schodach, tylko życzy sobie być zniesionym na rękach, ponieważ jest malutkim dzidziusiem.
8. Nie życzy sobie być znoszonym na rękach po schodach, chce schodzić po schodach sam, ponieważ jest całkiem dużym chłopcem.
9. I tak na zmianę. Czasem w połowie schodów.
10. Wyraźnie mówi, że "ciem twiateko!", a wszyscy (na pewno złośliwie) udają (na pewno udają), że nie rozumieją, o co chodzi.
11. Natychmiast po przebudzeniu chce jechać do Babci.
12. Natychmiast chce wysiąść z samochodu, ponieważ nie życzy sobie jechać do Babci.
13. Chce sam: wsiadać do samochodu, wysiadać z samochodu, zapinać pasy, odpinać pasy, może być w podczas jazdy, otwierać okno, oraz blokować drzwi pojazdu od wewnątrz.
14. Mamusia go uszczypnęła (nie, nie powie kiedy, w jakich okolicznościach też nie powie), i to nie było fajne.
15. Nie wolno mu szczypać Braciszka, chociaż to jest fajne.
16. Królowa Matka upiera się nieracjonalnie, żeby siadał na nocnik, chociaż on, cytat, "jubi mieć mokjo piejuchie", koniec cytatu.
17. Tatuś skręcił nie w to prawo, w które powinien.
18. Nie będzie chodził na dwóch nogach, tylko na jednej, bo na tej drugiej nie ma skarpetki, którą gdzieś zgubił, zupełnie nie wiadomo gdzie i jakim sposobem.
19. Nie wolno mu włożyć szydełka w oko kotu.
20. Ani Braciszkowi.
21. Ani sobie.
22. W ogóle nie wolno mu brać do ręki mamusinego szydełka.
23. Natychmiast chce czerwoną kredkę, ale nie tę, którą dała mu Mamusia, tę inną czerwoną kredkę.
24. Jest głodny, ale nie umie powiedzieć "głodny".
25. Nie wolno mu wchodzić w górę i w dół, w górę i w dół, w górę i w dół... i tak dalej, samemu po schodach.
26. Kot nie życzy sobie być podnoszonym za pomocą chwytu za głowę.
27. Kot sobie poszedł.
28. Komórka Mamusi jest zablokowana.
29. Laptop Mamusi ma hasło.
30. Laptopa Tatusia w ogóle nie wolno dotykać (nawet Mamusi, co jest zrozumiałe, ale żeby Pomponom?!), a gdyby nawet się udało, on też ma hasło.
34. Nie wolno mu stać na krzesełku obok włączonego piecyka i patrzeć z bliska, jak Pan Małżonek przyrządza popcorn.
35. Tak pięknie skoczył z kanapy, a Królowa Matka nie patrzyła.
36. Tak pięknie skoczył z kanapy, a Królowa Matka patrzyła i nie wybuchnęła zachwytem.
37. Lubi jajecznicę, ale tej nie zje. Inną lubi.
38. Lubi naleśniki, ale jutro.
39. Królowa Matka wyszła do toalety, bez pytania porzucając dzieci.
40. Mleko siknęło mu z kubeczka prosto w oko, w związku z czym już nie nadaje się do picia.
41. Chce grać sam w Skylandery, pić Tatusia colę i oglądać filmy po bajeczce na dobranoc, ponieważ jest już duży i może.
42. Nie wyniesie talerzyka do zlewu, nie sprzątnie zabawek, nie schowa plasteliny do pudełka i nie spełni żadnego z nierozsądnych wymagań swoich Rodziców, ponieważ jest taki malutki.
43. Puzzle do góry nogami ,wciskane nawet na siłę, nie pasują.
44. Piłeczka, którą dostał (no dobra, pożyczył od kota) pięć miesięcy temu, zginęła.
45. Ten but nie pasuje na tę nogę (albo odwrotnie).
46. Łyżeczka jest zepsuta, bo jogurt ciągle z niej spada.
47. Mleko jest "za cimne", co w Pomponim języku oznacza "za gorące", i do wypicia nadaje się wyłacznie pod warunkiem wrzucenia doń kostki lodu, którego to poglądu Rodzice uparcie nie chcą podzielać.
48. W ogóle wszystko jest za gorące. Albo za twarde. Albo za surowe. Oprócz frytek. Oraz coli. Oraz chipsów. Oraz tych wszystkich przepysznych, zdrowych, w-sam-raz-ciepłych i w-sam-raz-miękkich rzeczy, które Rodzice zachowują dla siebie.
49. Mówienie do Rodziców "ciem to!" nie działa w zdecydowanie zbyt licznych przypadkach.
50. Piżamka jest zimna i nie pasuje, a jej rękaw jest za długi, dosięga kciuków i łaskocze w ręce, co dyskwalifikuje rzecz jako piżamkę oraz w ogóle jako odzież.
51. ...
52. ...
.
.
.
492. ...
.
.
.
.
.
.
2775. ...


A jeśli któremukolwiek z Szan.Czyt. wydaje się, że Królowa Matka wybrała sobie jednego Pompona i pisze właśnie o nim, względnie, że zebrała trochę z jednego Pompona, trochę z drugiego, i dlatego jej się ta pięćdziesiątka tak łatwo i przyjemnie zebrała oznacza to jedynie...

... że żaden z Szan. Czyt. nigdy nie miał na składzie trzyletnich bliźniąt!

Ściema

Pompon Młodszy (staje u kolan Królowej Matki z wzniesionymi oczętami i jedną skarpetką typu "kapeć" - czyli grubą, ocieplaną i antypoślizgową - w dłoni) - Mama, załóź mi skajpetkie!
Królowa Matka (z właściwą sobie bezwzględnością) - Sam sobie załóż.
Pompon Młodszy (ze zdumieniem? zgorszeniem? obydwoma? czymś jeszcze innym? w głosie) - Nio cio ty, mama, ja nie umiem. Jeśtem taki majutki!


Buahahaha, tyle państwu Królowa Matka powie o poranku!

niedziela, 2 lutego 2014

Rozwiewamy wątpliwości

Potomek Młodszy, pomimo ferii, doszedł do wniosku, że niedzielny poranek jest właściwym czasem, by poćwiczyć pisanie (bo to dziwne dziecko jest, jakże zuuuuupełnie inne, niż Potomek Starszy!).

Poćwiczył.

Przyniósł do oceny Królowej Matce.


Jeśli ktokolwiek do tej pory miał pod tym względem jakiekolwiek wątpliwości, uprasza się o porzucenie ich w trybie natychmiastowym :).

sobota, 1 lutego 2014

Przysłowia są mądrością narodu, dowód praktyczny

Poranek sobotni, Królowa Matka stoi przy zlewie kuchennym i coś tam robi, za nią kotłuje się znaczna część jej Potomków, przykrzykując się i odciagając nawzajem:

Pompon Młodszy (głosikiem jak świder) - Idź!!! To jeśt mum mama!!!
Pompon Starszy - Nie! Mum!!!
Potomek Starszy - A właśnie, że moja!
Pompon Młodszy (literacko) - Nie! Mama, mów, ty jesteś moją!
Potomek Starszy (nie bez racji) - Moja! Mama jest moja najdłużej!!!
Pompon Starszy (wbrew oczywistej prawdzie) - Mum! Mama mum jeśt naduziej!!!
Pompon Młodszy - Moja mama! Mama, mów im!!! Moja!!!
Pompon Starszy (używając brutalnej siły odciąga Braciszka za kaptur) - Idź! Mama tylko mum!
Potomek Starszy - Mama jest moja i DOŚĆ TEGO!!!


Potomek Młodszy (spacerowym krokiem omijając kłębiących się mu na drodze Braci i przytulając się do Królowej Matki, stoicko) - Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta...