wtorek, 20 grudnia 2016

Orędzie przedświąteczne

Pan z długopisem, zwany przez ludzi doskonale wychowanych albo zmuszonych okolicznościami (np. zawodowymi) prezydentem Polski, przemówił. Oznajmił, że kwestia legalności głosowania ustawy budżetowej jest "dyskusyjna", a ponadto pochylił się ze zrozumieniem oraz wyraził ubolewanie. Następnie wieczorową, a właściwie nocną porą podpisał trzy dokumenty i umilkł.

Przemówi zapewne za cztery dni, gdy wygłaszać będzie świąteczne życzenia do narodu, pełne okrągłych słów i ckliwych tekstów o pomaganiu sobie i naszym wspólnym domu.

O uchodźcach i ofiarach wojny  nie powie. O korytarzu humanitarnym Polska-Syria, którego nie będzie oraz uchodźcach i ofiarach wojny wypowiedział się za to jeden z ministrów, który, uzurpując sobie prawo do mówienia w imieniu także Królowej Matki oznajmił, że "Polacy ich sobie nie życzą".

Co nikogo nie powinno dziwić.

Wszyscy wszak musimy zdawać sobie sprawę, że rządzenie to nie jest jakieś tam hop siup. Rząd jest bardzo, ale to bardzo zajęty na przykład wprowadzaniem "reformy" edukacji, wskutek której za dwa lata w szkołach średnich zabraknie miejsca dla 300 tysięcy dzieci (między innymi dla Potomka Starszego, którego niechęć do szkolnictwa jako takiego każe już dziś Królowej Matce oswajać go z myślą, że pójdzie do pierwszej szkoły, gdzie go zechcą, najpewniej jakiejś zawodowej), podporządkowywaniem prokuratury i sądownictwa Ministrowi Sprawiedliwości, łamaniem regulaminu Sejmu, przepychaniem... stój, przegłosowywaniem ustaw zezwalających na strzelanie do wszystkiego, co się rusza i wycinaniem wszystkiego, co zielone, ograniczaniem możliwości działania organizacjom pozarządowym, odbieraniem im pieniędzy, by je przekazać kościołowi katolickiemu, i nawet Królowa Matka nie doszła do połowy tego, czym rząd zajęty jest tak bardzo, że po prostu nie może  zająć się wojną w Syrii i pomocą uchodźcom, a w dodatku jeszcze teraz strzały w Berlinie, w Szwajcarii i w Turcji, i można powiedzieć z satysfakcją "a nie mówiliśmy" i dalej się nimi nie zajmować w kojącym sumienie przeświadczeniu, że robi się to, co należy.

I to wszystko sprawiło, że Królowej Matce eskalowało.

Za cztery dni święta.

Za cztery dni, drodzy rządzący,  siądziecie przy rodzinnych stołach, będziecie się łamać opłatkiem i śpiewać kolędy. I zamykać oczy, zamykać oczy, zamykać oczy na niewygodną prawdę.


Uczyniliście Tego, który mówił "Królestwo moje nie jest z tego świata" królem Polski, a przecież gdyby Jego Rodzice dziś szukali dla siebie miejsca nie tylko nie wpuścilibyście ich do domów, ale nawet do waszych garaży, szop na narzędzia czy innych strychów, zbyt wypasionych dla tych, co, jak mawia jeden z waszych posłów, "roznoszą choroby".


Stawiacie obłudnie puste nakrycie dla wędrowca na wigilijnym stole, a gdyby to dziś Święta Rodzina uciekała nocą z domu przed niebezpieczeństwem, zawrócilibyście ich z granicy, bez mrugnięcia okiem zawrócilibyście ich prosto w łapy siepaczy Heroda.


I wiecie co?

Wy ich zawracacie.


Codziennie.

Zawracacie z drogi Tego, który powiedział: "Cokolwiek uczyniliście temu najmniejszemu spośród was, mnieście uczynili", a za najważniejsze przykazanie uznał przykazanie o miłowaniu bliźniego, i nie miał na myśli "no, chyba, że jest innego wyznania, z innego kraju i ma inny kolor skóry, to wtedy nie". Każdego dnia odsyłacie Go z powrotem, pod kule, na tortury, na śmierć w ruinach i z głodu.

O.Gentileschi "Odpoczynek podczas ucieczki do Egiptu"

W każdym uchodźcy, którego nie wpuściliście, narażając go na dalszą poniewierkę, biedę i strach odrzuciliście swojego Boga.

Tak dziś wygląda Jego twarz, której nie rozpoznajecie.



To On. Spójrzcie na Niego. To On. Przerażony, bezdomny, ubogi i głodny. Cierpiący i błagający o pomoc. To On i Jego Matka, i Ojciec.




I jesteśmy jeszcze my.

Nieważne, czy świętujący za cztery dni pamiątkę Narodzenia Boga, Gody, Jul czy po prostu cieszący się z dodatkowych wolnych dni. Nieważne, czy pilnującym tradycji, czy podchodzący do niej więcej niż luźno.

My.

My, którzy nie możemy nic. Nie zakończymy żadnej wojny. Nie utworzymy korytarzy humanitarnych. Nie mamy władzy,  by legalnie osiedlić poza terenem wojny choćby jednego człowieka. Ci, którzy mogą o tym zdecydować nas nie słyszą. A jeśli nawet słyszą, to nie słuchają.  W ich oczach jesteśmy niegodnym uwagi pyłem,  którego głos nic nie znaczy, tak jak drobinkami,  których życie nic nie znaczy są mieszkańcy Syrii. Drobinkami, które złożą się na okrągłe liczby, które się przemnoży, podzieli, wyciągnie średnią i opublikuje w raportach, przerobione na procenty. Niczym więcej.

Drobinami, które mają tylko nas.

Czujemy się bezradni, wszystkie nasze działania jawią się niby kamyczki, którymi próbujemy zasypać bezmierny, nie do ogarnięcia ludzkim okiem ocean cierpienia. Każdy kamyczek ginie w oceanie, pochłonięty, nie pozostawiając nawet śladu na jego powierzchni.

Ale może, może kiedyś z tych kamyczków urośnie wyspa. Mierzeja. Grobla. Musimy w to wierzyć, żebyśmy się nie przestali przejmować.

Za cztery dni święta.

Kupmy jeden prezent mniej.

Wolna Syria

Unicef

White Helmets

PAH

Czerwony Krzyż

Pamiętajmy.

Nie wolno nam przestać się przejmować.


Nie przestawajmy się przejmować.

środa, 14 grudnia 2016

Remember

Święta idą.

Jakoś tak ostatnio zauważyła u siebie Królowa Matka przesyt. Nie, nie świętami. Całą tą otoczką. Tymi reklamami, atakującymi zza każdego węgła, tym wmawianiem, że musi jeszcze to, czy tamto, to kupić, tego pragnąć, to zrobić, bez tego czuć się nieszczęśliwą, tym dopełnić święta, bo inaczej będą nieudane i czegoś im będzie brakować. "Przecież - pomyślała pewnego dnia nie bez zdziwienia Królowa Matka - przecież ja niczego takiego nie potrzebuję". Mimochodem zaczęła w swoich skierowanych do rodziny wypowiedziach przemycać pogląd, że może by tak tym razem bez szału ciał i uprzęży, skromnie, jeden prezent na głowę i choinka ubrana w pierniczki, rękodzieło i kupowanie od rzemieślników zamiast chodzenia po wielkich sklepach i nakręcania się na "a właściwie to na choince wyglądałoby super!" oraz "nie muszę, ale chcę". Jej własne Potomki wpasowały się łagodnie w tę tendencję, odpowiadając na pytanie, co chciałyby dostać na święta: "Nic. My wszystko mamy, mamusiu" i Królowa Matka kątem zmęczonego mózgu pomyślała nawet, że przypadkiem udało jej się chyba wychować całkiem szczęśliwych ludzi.

Dziś w nocy, leżąc bezsennie (ból gardła, katar oraz nerwy), wsłuchując się w ciszę otaczającą Dom w Dziczy, z rzadka zakłócaną pokasływaniem Potomka Młodszego pomyślała też, że ona także właściwie ma wszystko. Ma ten cichy dom, i ciepłe łóżko, Pana Małżonka, śpiącego obok jak dziecię, i Potomki, kota wyciągniętego na fotelu, psa sapiącego przez sen, ma pracę, znajomych i przyjaciół, jakieś hobby ma, i ma największą pewność, jaką może mieć człowiek - że najprawdopodobniej jutro też będzie to wszystko miała.

I jakoś tak jej myśli podryfowały w kierunku tych, co nie mają nic. A najbardziej nie mają pewności, że jutro nadejdzie.

Aleppo zawsze było w oczach Królowej Matki miastem jak z baśni tysiąca i jednej nocy. Miasto Awicenny, miasto nigdy nie podbite przez krzyżowców, miasto, w którym zmarł generał Bem, miasto odwiedzane przez Lawrence'a z Arabii, miasto wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Miasto, które już zawsze pozostanie niespełnionym snem i baśniową nazwą, ponieważ umiera.





Razem z wszystkimi swymi mieszkańcami.

Są tacy, którzy mówią, że nic się nie da zrobić, że są całkiem bezsilni. Że nie będą patrzeć na umierające miasto, bo wiedzą, jak bardzo nic zrobić nie mogą. I mają swoją rację.

Są tacy, którzy racjonalizują, że przecież zawsze gdzieś na świecie umiera jakieś miasto, i zawsze umierało, tylko teraz możemy to oglądać live i w kolorze na ekranach telewizorów i komputerów, i że oszalelibyśmy, gdybyśmy się mieli każdym takim miastem przejmować. I oni też mają swoją rację.

Są i tacy, którzy decydują się na pomaganie tylko tym, którzy są najbliżej. Bo - jak mówią - i u nas, za ścianą, za miedzą, za miastem pełno jest biedy i głodu, i zaniedbania, a skoro i tak nie można pomóc wszystkim, to chociaż tym najbliższym. Tym najbliższym można nawet bardziej, bo ta pomoc generuje mniej kosztów dodatkowych, twierdzą. I im też nie sposób jakiejś racji odmówić.

Są tacy, którzy twierdzą, że wpłacając pieniądze, demonstrując przed ambasadami, podpisując petycje i szerując linki na Facebooku oszukujemy się, że możemy coś zrobić, aby uspokoić sumienie i po kliknięciu potwierdzenia przekazu pieniężnego oraz smutnej buźki na FB wrócić do naszego życia z fałszywym przeświadczeniem, że coś tam zrobiliśmy. I to też jest jakaś prawda.

I są tacy, którzy uczenie powiadają, że wpłacamy te pieniądze, podpisujemy petycje i chadzamy na demonstracje dla własnego samopoczucia. Aby poczuć się wielkodusznym i szlachetnym. Aby poczuć się dobrze. I to prawdą nie jest.

Przynajmniej nie w wypadku Królowej Matki, która wpłaca i podpisuje, i z każdym podpisem i każdą wpłaconą złotówką czuje się coraz bardziej rozpaczliwie bezradna. Coraz bardziej się wstydzi i coraz ciężej jej na duszy. Pokusa, by zamknąć oczy i nie widzieć jest coraz większa. W zeszłym tygodniu jej Matka trafiła nagle do szpitala, a pierwsze informacje były tragicznie złe i mówiły o bezpośrednim zagrożeniu życia. Dwuletnia córeczka jej dobrej Koleżanki z pracy zginęła w wypadku. Coraz głośniej domaga się uwagi ta myśl, żeby poświęcić swoją energię tylko temu. Bo co prawda to złe, co jest blisko boli bardziej, ale jednocześnie nie pozostawia nas aż tak bezradnymi. Królowa Matka może pomagać swojej Matce ile sił w jej drodze do zdrowia, może się nią opiekować, może trzymać za rękę Koleżankę, milcząc i towarzysząc w jej rozpaczy.

Ale co TAK NAPRAWDĘ może zrobić dla mężczyzny o smutnych oczach, który w pożegnalnym nagraniu mówi "Remember us"?

Odwrócić oczy i zająć się swoimi sprawami byłoby o tyle łatwiej.

I nie wie Królowa Matka, czemu się nie odwraca i nie zajmuje. Nie wie, co ją powstrzymuje. Może myśl o własnych dzieciach, które stara się wychować na dobrych ludzi, a którym na pytanie: "Co zrobiłaś?" musiałaby powiedzieć: "Nic. Miałam swoje sprawy". Może poczucie, że nie robienie niczego byłoby tysiąc razy gorsze niż robienie niewiele. Może wstyd. Może wyrzuty sumienia. Może rozpacz. Może wściekłość. Może bunt. Może niezgoda na bycie milczącą większością. Nie wie. Nie wie, dlaczego wciąż podpisuje petycje i przesyła pieniądze, mimo poczucia beznadziei i z pełną świadomością, że nie powstrzyma wojny w Syrii.

A przecież odwrócenie wzroku zaoszczędziłoby jej tak wiele wstydu, który czuje.

Odwrócenie wzroku byłoby takie komfortowe.


Odwrócenie wzroku byłoby zdradą.

Zdrada jest zbyt wysoką ceną za komfort.




Wy, którzy to czytacie, z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że macie wszystko. Macie wasze domy, partnerów i partnerki, mężów i żony, dzieci, koty, psy, macie wasze książki, hobby, waszych przyjaciół, znajomych, krewnych. Ciepłe łóżko, światło, wodę pitną, jedzenie. Wszystko.

Idą święta.

Macie wszystko. Nie potrzebujecie więcej.

http://www.wolnasyria.org/

https://www.unicef.pl/nmaction/form/746f0e7d97ea78b3dc5a9a553b9ec2b6?gclid=Cj0KEQiA1b7CBRDjmIPL4u-Zy6gBEiQAsJhTMK_UdW7L0-bK22zNsg_6wtQYyueDyuqp25NjpcpupmoaAuBL8P8HAQ

https://act.thesyriacampaign.org/sign/peoples-million?source=fb&referring_akid=.538727.ieFpLr

http://www.pah.org.pl/

*****




Remember them.

piątek, 9 grudnia 2016

Post w temacie żmij na łonie, odsłona tysiącpińćsetktóraśtam (i cały czas nie ostatnia)

Królowa Matka (nie mogąc powstrzymać zachwytów nad zdjęciem wielkiej księżnej Elżbiety Fiodorowny Romanowej rzuca perły przed... no, co najmniej całkiem spore świnki) - Boże, jakie to zdjęcie jest cudne! Jak wspaniale uchwycone, ten wdzięk, ten urok... piękne, po stokroć piękne!


Potomek Młodszy (grzecznie tkwi u boku Macierzy i podziwia, a przynajmniej usiłuje).

Królowa Matka (nadal strzępi język, gdyż dłuuuugie lata macierzyństwa niczego jej najwyraźniej nie nauczyły) - A ten haft na rękawach widzisz? Ręcznie robiony!!!Jak ja bym chciała raz dotknąć... co ja mówię, dotknąć, zobaczyć, raz zobaczyć taką suknię chociaż przez szybkę! Dotknąć to już za dużo, jeszcze by mi zaszkodziło... I to obszycie przy spódnicy i na gorsecie, a sam gorset... Jak one oddychały, swoją drogą? Ale co tam, nawet bym chwilę nie poodychała, żeby tylko takie zdjęcie mieć, no, dobra, zbliżone, bo do takiego to mi rasowego profilu tu i ówdzie brakuje... Artysta je robił, artysta*! Ten układ głowy, to światło, mogłabym patrzeć i patrzeć, i patrzeć...

Potomek Młodszy - Aha... (z zainteresowaniem) A ty wtedy żyłaś?

Nosz @$#$@**&^%&%$*(()*%$ i okolice.

Jasne, synuś, żyła wtedy mamunia, z wielką księżną na herbatkę się nie umawiała wyłącznie dlatego, że jej do Moskwy było nie po drodze, i może jeszcze dlatego, że jej w tiurniurach było siadać niewygodnie!!!!!!! A nie ma z tamtego okresu żadnych wspomnień z tego tylko powodu, że - podobnie jak wielu wiekowych ludzi - cierpi na sklerozę!!!!

Co rzekłszy, Królowa Matka oddala się z godnością do swych apartamętów, gdzie odda się zapominaniu ostatniej impertynencji swego syna.



*A artysta Hayman Selig Mendelssohn nazywał się, i nie, Królowa Matka nie znała go osobiście.