Ulubiona postać kobieca
Niestety, odpowiedź na powyższe zagadnienie nie zajęła Królowej Matce, tak jak w wypadku pytania o bohatera męskiego, ułamka sekundy i nie brzmiała ona "Ulubionapostaćkobiecośtamcośtamcośtam" (w miejsce "cośtam" wstawiamy imię jakiejś literackiej heroiny).
Nie.
Ona brzmiała: "Eeeeee....".
I na tym mniej więcej poziomie pozostała.
Królowa Matka szukała bardzo starannie, bo naprawdę starannie się do wszystkich trzydziestu zadań Wyzwania przygotowuje.
Najpierw, niejako a priori, odrzuciła bez specjalnego przygladania się jej całą literaturę dziewiętnastowieczną pisaną przez mężczyzn, bowiem wieloletnie doświadczenie mówiło jej, że wśród tworzonych przez nich kobiecych bohaterek Królowa Matka znaleźć mogłaby co najwyżej kandydatki do Wyzwania typu: "Trzydzieści Najbardziej Wkurzających Bohaterek Wszech Czasów W Dziedzinach - Gnąca się mameja, Wamiprella Energetyczna, Pokazowa Histeryczka, Mistrzyni w w poświęcaniu się dla rodziny/ Ojczyzny/ uczucia i zatruwająca tym poświęcaniem się ziemię wokól niby fala uderzeniowa bomby atomowej, i tak dalej, i tym podobnie" i miałaby doprawdy duży problem, by z tego tłocznego stadka wybrać tylko trzydzieści literackich kreacji.
Następnie, z tych samych powodów, chociaż trochę mniej, odrzuciła znaczną część literatury pisanej przez mężczyzn w pierwszej połowie wieku dwudziestego.
Następnie przyjrzała się temu, co zostało i uznala, że literatura dziewiętnastowieczna pisana przez kobiety również dostarcza jej raczej heroin do odstrzału niż do uwielbiania czy choćby tylko lubienia, chociaz bardzo jest wdzięczna Bogom Pióra za Jane Austen.
Następnie powiedziała sobie, że nie powinna szukać żeńskiego odpowiednika Sama Vimesa, bo niepodobnym jest mieć podobnego szmergla w temacie dwóch różnych postaci literackich, odmiennych płci specjalnie na potrzeby przeróżnych Wyzwań, więc jakby tak znaleźć jakąś panią, co to ją Królowa Matka ubóstwia jak Vimesa, ale mniej, to też by wystarczyło.
Następnie ze smutkiem odkryła, że takiej pani też nie ma.
Następnie skupiła się na Świecie Dysku, bo jeśli nie tam, to gdzie, zwerbalizowała sobie własne uczucia odnośnie większości pojawiających się tam (w więcej niż jednym tomie) dam i odkryła w sobie masę pozytywnych, negatywnych i ambiwalentnych uczuć, ale nie takich, którymi obdarza się ulubioną postać, płci dowolnej.
Następnie odkryła, że ewentualnie mogłaby pomyśleć o ulubionej postaci dziewczęcej, bo to i Ania Shirley, nim została panią doktorową Blythe, i Hermiona Granger (jest taka uroczo kujonowata i przemądrzała, zwłaszcza w pierwszych tomach!!!), i Tiffany Obolała, która była najbliższa zostaniu ulubioną kobiecą postacią, ale co Królowa Matka zaczynała o niej tak myśleć, Autor przypominał, że ma ona trzynaście lat i powietrze z Królowej Matki uchodziło, gdyż, niestety, nawet wieku lat jedenastu, gdy czytała "Jadwigę i Jagienkę" nie umiała myśleć o dwunastoletniej królowej Jadwidze Andegaweńskiej jako o "bohaterce kobiecej", chociaż była prawie jej rówieśniczką, a co dopiero teraz.
Następnie Królowa Matka zrobiła przegląd dzieł tych pisarzy, którzy jej zdaniem najlepiej i najprawdziwiej pisali o kobietach by odkryć, że i owszem, lista pisarzy pozostaje niezmienna, ale ulubionych bohaterek od tego nie przybywa.
Następnie powróciła myślą do dziewiętnastowiecznych pisarzy płci męskiej w nadziei, ze może coś jej umknęło i pomówiła nieszczęsnych, ale nie. Niestety, nie.
Ryła w pamięci jak wściekly kret, świadoma przy tym, że oddaje się bezsensownej czynności, bo przecież gdyby miała ulubioną kobiecą postać to by wiedziała jaką, prawda?
"Wiedźmin", "Świat Dysku", wszystko, co napisał Perez-Reverte, kryminały, opowieści dla dzieci, z rozpaczy nawet lektury, baśnie - i nic.
Królowa Matka ze smutkiem musi donieść, że nie posiada najwyraźniej ulubionej postaci kobiecej.
To nie oznacza, że nie posiada takich, które LUBI. Posiada, owszem, cale stada, właściwie w większości książek natrafia na jakąś interesującą osóbkę płci żeńskiej, którą obdarza sympatią, ale...
No właśnie.
Królowa Matka po prostu obawia się, że ma naturę nazbyt monogamiczną i jej patologiczne, tak, nie bójmy się tego słowa, patologiczne uwielbienie dla Samuela Vimesa nie pozostawia w niej miejsca na żadne inne (literackie) uczucia.
To na pewno o to właśnie chodzi.
Li i jedynie :).
Nie.
Ona brzmiała: "Eeeeee....".
I na tym mniej więcej poziomie pozostała.
Królowa Matka szukała bardzo starannie, bo naprawdę starannie się do wszystkich trzydziestu zadań Wyzwania przygotowuje.
Najpierw, niejako a priori, odrzuciła bez specjalnego przygladania się jej całą literaturę dziewiętnastowieczną pisaną przez mężczyzn, bowiem wieloletnie doświadczenie mówiło jej, że wśród tworzonych przez nich kobiecych bohaterek Królowa Matka znaleźć mogłaby co najwyżej kandydatki do Wyzwania typu: "Trzydzieści Najbardziej Wkurzających Bohaterek Wszech Czasów W Dziedzinach - Gnąca się mameja, Wamiprella Energetyczna, Pokazowa Histeryczka, Mistrzyni w w poświęcaniu się dla rodziny/ Ojczyzny/ uczucia i zatruwająca tym poświęcaniem się ziemię wokól niby fala uderzeniowa bomby atomowej, i tak dalej, i tym podobnie" i miałaby doprawdy duży problem, by z tego tłocznego stadka wybrać tylko trzydzieści literackich kreacji.
Następnie, z tych samych powodów, chociaż trochę mniej, odrzuciła znaczną część literatury pisanej przez mężczyzn w pierwszej połowie wieku dwudziestego.
Następnie przyjrzała się temu, co zostało i uznala, że literatura dziewiętnastowieczna pisana przez kobiety również dostarcza jej raczej heroin do odstrzału niż do uwielbiania czy choćby tylko lubienia, chociaz bardzo jest wdzięczna Bogom Pióra za Jane Austen.
Następnie powiedziała sobie, że nie powinna szukać żeńskiego odpowiednika Sama Vimesa, bo niepodobnym jest mieć podobnego szmergla w temacie dwóch różnych postaci literackich, odmiennych płci specjalnie na potrzeby przeróżnych Wyzwań, więc jakby tak znaleźć jakąś panią, co to ją Królowa Matka ubóstwia jak Vimesa, ale mniej, to też by wystarczyło.
Następnie ze smutkiem odkryła, że takiej pani też nie ma.
Następnie skupiła się na Świecie Dysku, bo jeśli nie tam, to gdzie, zwerbalizowała sobie własne uczucia odnośnie większości pojawiających się tam (w więcej niż jednym tomie) dam i odkryła w sobie masę pozytywnych, negatywnych i ambiwalentnych uczuć, ale nie takich, którymi obdarza się ulubioną postać, płci dowolnej.
Następnie odkryła, że ewentualnie mogłaby pomyśleć o ulubionej postaci dziewczęcej, bo to i Ania Shirley, nim została panią doktorową Blythe, i Hermiona Granger (jest taka uroczo kujonowata i przemądrzała, zwłaszcza w pierwszych tomach!!!), i Tiffany Obolała, która była najbliższa zostaniu ulubioną kobiecą postacią, ale co Królowa Matka zaczynała o niej tak myśleć, Autor przypominał, że ma ona trzynaście lat i powietrze z Królowej Matki uchodziło, gdyż, niestety, nawet wieku lat jedenastu, gdy czytała "Jadwigę i Jagienkę" nie umiała myśleć o dwunastoletniej królowej Jadwidze Andegaweńskiej jako o "bohaterce kobiecej", chociaż była prawie jej rówieśniczką, a co dopiero teraz.
Następnie Królowa Matka zrobiła przegląd dzieł tych pisarzy, którzy jej zdaniem najlepiej i najprawdziwiej pisali o kobietach by odkryć, że i owszem, lista pisarzy pozostaje niezmienna, ale ulubionych bohaterek od tego nie przybywa.
Następnie powróciła myślą do dziewiętnastowiecznych pisarzy płci męskiej w nadziei, ze może coś jej umknęło i pomówiła nieszczęsnych, ale nie. Niestety, nie.
Ryła w pamięci jak wściekly kret, świadoma przy tym, że oddaje się bezsensownej czynności, bo przecież gdyby miała ulubioną kobiecą postać to by wiedziała jaką, prawda?
"Wiedźmin", "Świat Dysku", wszystko, co napisał Perez-Reverte, kryminały, opowieści dla dzieci, z rozpaczy nawet lektury, baśnie - i nic.
Królowa Matka ze smutkiem musi donieść, że nie posiada najwyraźniej ulubionej postaci kobiecej.
To nie oznacza, że nie posiada takich, które LUBI. Posiada, owszem, cale stada, właściwie w większości książek natrafia na jakąś interesującą osóbkę płci żeńskiej, którą obdarza sympatią, ale...
No właśnie.
Królowa Matka po prostu obawia się, że ma naturę nazbyt monogamiczną i jej patologiczne, tak, nie bójmy się tego słowa, patologiczne uwielbienie dla Samuela Vimesa nie pozostawia w niej miejsca na żadne inne (literackie) uczucia.
To na pewno o to właśnie chodzi.
Li i jedynie :).