Plan Pompona Starszego na wieczór - bycie noszonym w czułych, macierzyńskich ramionach przez Królową Matkę, która dodatkowo będzie przy tej czynności słodko gruchać do małego uszka, a może i podrzuci raz czy dwa (błysk w oku sugeruje, że byłoby to pożądane urozmaicenie noszenia).
Plan Młodszego Pompona na wieczór - dotarcie wreszcie do kociej miski i dogłębne zanalizowanie jej zawartości po uprzednim przemierzeniu całego salonu i spożyciu po drodze każdego, nawet tak małego, że praktycznie nie widzialnego gołym okiem paproszka jak jakiś miniaturowy i oślo uparty cholerny odkurzaczyk.
Plan Młodszego Potomka na wieczór - wybudowanie Gigantycznego Super-Miasteczka na środku salonu, w czym obecność łażącego na czworakach Młodszego Pompona przeszkadza w znacznym stopniu, w związku z którym to faktem Młodszy usiłuje usunąć Pompona z dywanu lub też, rycząc baranim głosem, kładzie się na elementach przyszłego miasteczka, broniąc dostępu do nich własnym ciałem.
I w związku z tym
planem Królowej Matki na wieczór jest zamordowanie Pana Małżonka, który zostawił ją samą z całym tym pegeerem i pojechał na kendo (które rzekomo kocha mniej niż swoją rodzinę).
A co gorsza będzie ją zostawiał co tydzień, a nawet dwa razy w tygodniu, a Królowa Matka powinna się cieszyć, że jej Mężczyzna ma takie rozwijające i oryginalne hobby, bo przecież zamiast tego mógłby tkwić przed komputerem z słuchawkami na uszach, albo przed telewizorem z puszką piwa na coraz większym i większym brzuchu , albo i dzieci bijać!
Na szczęście na pociechę Królowej Matce pozostał Najstarszy Potomek, który i bez tego był bohaterem dnia dzisiejszego (jako Pierwszoklasista, uroczyście pasowany na Prawdziwego Ucznia),
i który w Godzinie Próby zachowywał się odpowiednio do swego nowego Statusu. Królowa Matka, obserwując podczas ślubowania, jak jej Dziecko robi do niej małpie miny, macha rączką, kiwa głową tak, by, zezując, oglądać dyndający mu przed nosem chwost biretu, rozgląda się w poszukiwaniu tatusia uwieczniającego Historyczny Moment na fotografiach zastanawiała się, czy aby na pewno odnoszą się do niego (Dziecka, nie Tatusia) podniosłe słowa o osiągnięciu dojrzałości szkolnej, byciu dumą rodziców oraz stanowieniu chluby dla kształcących go nauczycieli wygłaszane przez Panią Dyrektor.
A oto Starszy Potomek był dla Królowej Matki jak łagodzący plasterek w ten pełen napięcia, łapania Pomponów, noszenia Pomponów i ustawiania Młodszego do pionu wieczór. Pomagał łapać Pompony, sprzątał to, co roznosił po domu Potomek Młodszy, rysował przepiękne rafy koralowe i stepy, na których gonią się stada dinozaurów, wyrzucał pieluszki, podawał smoczki i rozmawiał, rozmawiał, rozmawiał, w taki inteligentny, rozczulająco dorosły sposób.
One tak mają. Tylko dlatego unikają śmierci z rąk doprowadzonych do ostateczności Rodziców albo porzucenia w ciemnym lesie przez tychże. Tylko dlatego, że po szeregu dni wypełnionych krzykami, tłuczeniem brata po głowie, gryzieniem po nogach, zażartym bitwom o zabawkę, obrzucaniem Rodziców pilnujących wykonania prac domowych szeregiem słów uznawanych powszechnie za obelżywe, marudzeniem nad kolacją i odmową spożywania obiadu, a tym samym doprowadzania Rodziców do białej gorączki, gonieniem się, duszeniem brata i czołganiem się po podłogach w miejscach publicznych, co sprawia, ze Rodzice mają ochotę się zapaść pod ziemię ze wstydu (a wszystko to, i o wiele więcej, wykonał Starszy Potomek w ubiegłym tygodniu) nadchodzą chwile, gdy Potomki mówią człowiekowi: "Jesteś najnajkochańszą mamusią na całej kuli ziemskiej!", gdy, nie proszone, zrywają się od stołu, na którym rysują: "Nie, nie, mamo, ja to zrobię!", gdy są czułe, empatyczne, inteligentne, gdy ich inteligencja emocjonalna zadziwia, rozumowanie zachwyca, a zadawane pytania odsłaniają głębię intelektu, która napawa podziwem i dumą.
A potem, gdy Królowa Matka przysłuchuje się rozmowom Potomków idących do swojej sypialni (i wyraźnie odzyskujących krótko zachwianą równowagę -"No brawo, zapamiętam to sobie!!!", "Jak to jeszcze raz zrobisz, Mikołaj, to nigdy ci nie wybaczę i będę lubił tylko mamę!!!") wie ona, że musi taki moment zachwytu i wdzięczności dla Losu za obdarzenie jej tak udanym Potomstwem zachować w pamięci, musi go utrwalić jak motyla zastygniętego w bursztynie, by móc go wyjmować, oglądać i podziwiać, i by móc czerpać z niego siłę do tego, by nie zamordować w przypływie szału, nie porzucić w głębi lasu, nie obić nahajką po białych plecach, kiedy już Potomki powrócą do wierzgania z furią na myśl o wyjściu do szkoły, będą kopać ukradkiem Braciszka, który Zupełnie Niechcący uderzył Rodzeństwo w głowę, odmówią spożycia posiłku, jesli nie będzie się ich karmić łyżeczką, i osiągną swoją "normalną normę".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz