poniedziałek, 24 października 2011

O wychowaniu zimnym i ciepłym.

Pan Małżonek w niedzielę rano, w przerwie miedzy kotłowaniem się z całą Bandą Czworga w małżeńskim łożu (tak, to on nalegał na kupno łóżka szerokości 160 cm., Królowa Matka twierdziła, że 140 cm. w zupełności wystarczy, no to teraz ma) - Zauważyłaś, że żadne z naszych dzieci nie drze się rano, gdy sie budzi? Byłem pewien, że one zawsze od samego rana wrzeszczą!


No, one istotnie nie wrzeszczą. Najładniej budził się Potomek Starszy - leżał obok Królowej Matki przypatrując się jej z uwagą, a gdy dostrzegał subtelne oznaki przebudzania, zaczynał łagodnie głaskać ją po twarzy. Potomek Młodszy sięgał po pierwszą zabawkę, jaką miał w zasięgu rączek i rozpoczynał zabawę domagając się współudziału Królowej Matki (gluglając, podając jej zabawkę względnie włażąc na nią całym swoim, od samego początku sporym, ciężarem). Pompon Starszy jest połączeniem Starszaków - wysuwa rączkę przez pręty łóżeczka i lekko klepie albo gładzi Królową Matkę (szczęśliwym zbiegiem okoliczności śpiącą z twarzą na wysokości jego buzi), a jeśli to nie przynosi efektów spokojnie zajmuje się Bałwankiem, obgryzając jego Pluszowy Marchewkowy Nos. Pompon Młodszy staje na nóżkach i domaga się wyjęcia z łóżeczka zdecydowanym "Gggg! Gggg! GGGG!!!". Ale żaden nie płacze.

Królowa Matka ma koncepcję, że jest to związane z obecnie propagowanym sposobem wychowywania dzieci, karmionych na żądanie, noszonych, gdy płaczą, przytulanych, gdy tego chcą. Jeden ze swoich porodów Królowa Matka już opisała, nie trzeba być znawcą psychologii, by się domyślić, że było to dla niej dobre wspomnienie, ale najlepsza w tym porodzie była zgodna i spokojna współpraca z dzieckiem. Niczego nie popędzano, niczego nie umedyczniano, nikt Królowej Matki nie kładł na siłę i nie trzymał przywiązanej do KTG, dziecko nadchodziło w swoim własnym tempie, Królowa Matka wsłuchiwała się w siebie i robiła to, co czuła, że powinna zrobić, a w efekcie urodziło się spokojne, ciche niemowlę, od pierwszej chwili w sposób widoczny zadowolone z życia. I owszem, Królowa Matka wie, że miała szczęście, ale przynajmniej MOGŁA je mieć w przeciwieństwie do własnej Matki rodzącej w Zupełnie Innych Czasach. W czasach, notabene, gdy w Naukowej Książce na temat Chowania Dzieci znaleźć można było na przykład takie zdanie: "Czasem jest więc dobrze, jeżeli niemowlę dla "utlenienia" płuc trochę pokrzyczy".

Ta właśnie książka (rok wydania 1967) jest jedną z ukochanych lektur Królowej Matki, która uwielbia wyszukiwać w niej przeróżne hardcorowe smaczki typu: "Trzeba pokarm odciągnąć z piersi, przegotować dla zabicia zarazków i podać dziecku", "Uczucie bólu później dochodzi do świadomości niemowlęcia niż u dorosłego", "Po 12 godzinach od porodu przystawiamy dziecko do piersi" (pierwszy raz, przyp. KM. Bowiem, jak wyjaśnia autor, niemowlę rodzi się z zapasem jedzenia, który sprawia, że na początku nie jest głodne) albo też rada dla pragnących odzwyczaić dziecko od ssania palców: "Zaleca się usztywnienie rączki w łokciu przez wkładki ze sztywnego kartonu przytrzymywane bandażem", i rzuca nieco światła na to, dlaczego dzisiejsze dzieci (no, dzieci Królowej Matki) nie płaczą rano, a rówieśnicy Królowej Matki (i ona sama zapewne też) płakali.

Oto, co w Dziele czytamy, tekst dotyczy karmienia piersią: "Zasadą jest, aby karmić dziecko o tych samych porach i aby przerwa miedzy posiłkami wynosiła trzy godziny. Jest to czas konieczny dla dokładnego strawienia pożywienia. Konieczne dla zdrowia matki i dziecka jest również zachowanie ośmiogodzinnej przerwy nocnej. Nieregularne, zbyt częste podawanie pokarmu może wywołać u niemowlęcia zaburzenia w trawieniu, brak apetytu, częste, wodne stolce, wymioty." (wszystkie wytłuszczenia za oryginalnym tekstem).

W związku z lekturą powyższego Królowa Matka spróbowała sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby zasadę trzygodzinnych przerw między posiłkami próbować zastosować do jej Najstarszego Potomka. Potomek z wzorową regularnością żądał karmienia co dwie godziny w dzień, a co dwie i pół godziny w nocy. Można byłoby, co prawda, spróbować przetrzymać go przez brakującą do ideału godzinę o, excusez le mot, suchym pysku, ale byłaby to przerwa, której doskonale byliby świadomi wszyscy mieszkańcy klatki schodowej od parteru aż po dach, Potomek bowiem miał doskonale "utlenione" płuca i nie trzeba go było dwa razy prosić, by zaprezentował ich siłę.

Natomiast wizję tego, co działoby się w nocy, gdyby Chłopczynę karmionego co dwie i pół godziny próbować skłonić do ośmiogodzinnej przerwy (podając mu, zgodnie z Obowiązującymi Trendami, nieco obojętnego płynu - broń Boże nie mleka!!! - dla zwilżenia warg) Królowa Matka odrzuca od siebie z przerażeniem w oczach i "Apage!" na ustach. A w ogóle tak bujną wyobraźnią nie dysponuje. Wie jedno - po kilku takich nocach bardzo, ale to baaaardzo daleka byłaby od tego zdrowia, które zapewniać by jej miało zachowanie przerwy nocnej w karmieniach.

Tymczasem Królowa Matka nie dość, że zachowała zdrowie, to jeszcze była wyspana, a wszystko z powodu nieprzestrzegania kolejnej zasady z roku 1967: "Należy kategorycznie walczyć z rozpowszechnionym jeszcze u nas zwyczajem spania dziecka razem z matką w jednym łóżku" (wytłuszczenia jak wyżej). Królowa Matka nie twierdzi, że spanie z Niemowlakiem jest rozwiązaniem dla wszystkich, ale dla niej było. Potomek Starszy brany był do łóżka tylko nad ranem (wskutek czego Królowa Matka potrafiła wstawać rano, to znaczy o 9.30, wyspana i zadowolona), Potomek Młodszy w ogóle odmawiał spania w łóżeczku do ósmego miesiąca życia, kiedy to przeniósł się do siebie dobrowolnie i bez cienia sprzeciwu, Pompon Starszy był brany do łóżka o piątej nad ranem, Pompon Młodszy - wcześniej, o trzeciej, po czym całą trójeczką wstawaliśmy o ósmej rano. Wyspani, kwitnący i gotowi na wyzwania nowego dnia. A nie bylibyśmy tacy ani wtedy, gdybyśmy usiłowali przestrzegać ośmiogodzinnej przerwy w karmieniach, ani wtedy, gdybyśmy karmili na żądanie, a potem grzecznie odkładali Dziateczki do łóżeczka.

A to zalecenie: "Matki powinny również pamiętać o tym, że brać dziecko na ręce trzeba wówczas, gdy leży ono spokojnie, a nie kiedy płacze, bo krzykiem będzie się domagać ciągłego noszenia" (wytłuszczenia, i tak dalej) przypomniało Królowej Matce jedną z jej Ciotek, która, gdy zjawiał się w jej progach gość spragniony obejrzenia nowonarodzonego Pacholątka, rzucała się w stronę łóżeczka i wyciągała dziecko, by je zaprezentować z "O, otwórz oczka, takie ma oczka, a takie włoski, słodki jest, prawda?" na ustach. Uchodziła za wariatkę, która powinna mieć lalki, nie dzieci, i nikomu nie przychodziło do głowy, że robi ona dokładnie to, co powinna robić Troskliwa... wróć! Dobra Matka, a mianowicie - 

brać dziecko na ręce wówczas, gdy leży ono spokojnie!!!!

Królowa Matka Dobrą Matką nie była nigdy, bowiem, gdy którekolwiek jej dziecko leżało spokojnie, starała się maksymalnie przedłużyć ten stan rzeczy, uszczęśliwiona, a czasem wręcz upojona sytuacją, wykorzystując ją na rzeczy tak Nielicujące z Dobrym Macierzyństwem jak czytanie książek, haft, albo (zgrozo! ZGROZO!) wysiadywanie na fejsie. No dobra, czasem też zmywała, gotowała i prasowała, ale tylko wtedy jak już naprawdę, naprawdę musiała.

Tak więc, wskutek karmienia na żądanie, spania z Potomkami w jednym łóżku, noszenia ich i przytulania, gdy płaczą, z punktu widzenia specjalistów z 1967 roku jest Królowa Matka Bardzo Złą Matką Szczęśliwych Dzieci :).


12 komentarzy:

  1. "Zasadą jest, aby karmić dziecko o tych samych porach i aby przerwa miedzy posiłkami wynosiła trzy godziny" - tę zasadę wyznaje Syn lat 8. Przerwa między posiłkami jeno jest skrócona do 2h.

    OdpowiedzUsuń
  2. !! nawiasem tego bólu, co to niemowlaki odczuwają go z opóźnieniem ( och, posypywałabym solą wszystkie dostępne zakamarki ciał szanpaństwa autorów ) to z wcześniakami poszli jeszcze dalej. wychodzili z założenia, że skoro wcześniaki ( nie przymierzając: ja i bratko) nie płaczą, to vougle nie odczuwają bólu. I dawaj nam kaniulacje żył łącznie z łebkowymi, intubacje i pomniejsze figle wykonywać bez znieczulenia! Cud że nas na dywanikach fakirskich nie trzymali, tylko jednakowoż w inkubatorach.
    Kiedy nagle wtem! doszli do wniosku, że jednakowoż nie płaczą, ale ból sygnalizują gwałtownym podkurczeniem palców, dla mojego progu bólowego była to już musztarda po obiedzie. Dziękuję pajstwu bardzo!
    Pozdrawia Ta, Która Umiera z Bólu Pokąsana Mrówką :D

    OdpowiedzUsuń
  3. P_l - Jestem mamą jednego wcześniaka, znam te chore koncepcje, dlatego to zdanie o nieodczuwaniu bólu mocno mnie rąbnęło. Z tym, że moj wczesniak urodził się w czasach, gdy nie pozwalano mi go głaskac, tylko delikatnie rece przykladać, bo glaskanie mogloby byc bolesne... Ale ja miałam w ogóle szczęście do opieki porodowej i neonatologicznej. I KOLOSALNE szczęście (a moje dzieci jeszcze większe) rodzenia (się) w dzisiejszych czasach :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Królowo Matko już Cię uwielbiam, a przeczytałam dopiero jeden post. Ciekawe co będzie dalej. Zmykam by się przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłej zabawy zyczę, oraz sie rumienię, gdyz nie umiem przyjmować komplementów :).

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja dla odmiany nijakiego komplementu nie zostawię, ale co.
    Tradycyjnie Dwór Wiejski męczę, tego kawałka z tomu II nie pamiętałam:D

    "Co do karmienia, powinnaś bardzo uważać, aby mamka długo dziecku spać nie dała z brodawką w ustach: takie trzymanie, przyzwyczaja dziecię do zostawania u piersi podczas snu, co poźniej karmicielki znużone długo bezsennością, do tego nęci, aby do łóżka dziecie brały, kładąc je obok siebie. Jest to nader szkodliwy zwyczaj, który tyle smutnych przypadków zrządził, że go sam kościół Sty, pod klątwą zakazał. Mamka (1) siedząc nisko na stołeczku, powinna karmić i zaraz kłaść dziecię, gdy tylko uśnie w ciepłe łóżeczko, nie nosząc i nie kołysząc go wcale. Niech je tylko od urodzenia tak wezwyczai, a spać będzie spokojnie"
    A przepis ' Chowanie dzieci' z tomu I - cacuszko!;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdybymż miala mamkę, ntychmiast bym zastosowała! ;D Ale istotnie, cacuszko, chyba sie z calością dzieła zapoznam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć Królowo MAtko :) za pośrednictwem koleżanki trafiłam na twój ślad..czytając owy felieton uśmiałam się do łez przy porannej kawie..gratuluję pomysłu na nazwę..na siebie..na całe otoczenie..będę śledzić :)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. No to poczytałam, poczytałam i ... zakochałam się w matce!:D ... leżę i kwiczę (tak po cichu, bo dzieć prywatny śpi kilka metrów dalej i trzeba uważać, żeby zbyt głośny kwik dziecia nie obudził).

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję, Dziewczyny :). Zapraszam, mam nadzieje, że sie nadal bedzie podobać :).
    Mamaeli@ bardzo smakowity blog! I niezwykle elegancki :). Mam nadzieje wiele skorzystac na lekturze :).

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda, że piersi nie kazali wyparzać. Dla zabicia zarazków. ;)
    [btw, podpisuję się obiema rękami pod postem! mój Pan Synek też budzi się i najpierw leży, ewentualnie gada, przez jakieś 15-30 min, a potem woła "mama!" i Mama się pojawia. zawsze. ewentualnie Tati albo Baba, ale w sumie też może być, nie?]

    OdpowiedzUsuń