Wreszcie w ostatnią sobotę Królowa Matka, bezwzględnie wykorzystując fakt, że Pan Małżonek miał coś do załatwienia w OBI, czyli w miejscu, gdzie stosownych haczyków i kołeczków jest skolko ugodno, wymogła na nim nabycie tychże. Wczoraj zaś Pan Małżonek ujął swą męską dłonią wiertarkę (z posępnym "Nie chce mi się, ale to nie ma znaczenia, jutro też mi się nie będzie chciało" na ustach) i wykonał pracę, która zajęła mu całe półtorej minuty, ale dzięki której Królowa Matka wreszcie mogła wyciągnąć zza szafy na pietrze i powiesić na ścianie to
Co więcej, oko każdego gościa przekraczającego próg domu Królowej Matki padnie najpierw na to:
Jest to fragment jednego z Medalowej Trójki ukochanych obrazów Królowej Matki, a mianowicie "Wielkiej Fali".
"Wielka Fala" to obraz, patrzenie na który Królową Matkę z niewiadomych przyczyn uspokaja. Na obrazie unosi się groźna masa wody, w tle majaczy góra Fuji, rybacy na wąskich czółnach walczą o życie, a Królowa Matka znajduje w tym obrazie spokój i mogłaby na niego patrzeć i patrzeć, nieruchomo jak jogin, godzinami. Spokój i doskonałość, w każdej linii, a nieco tego spokoju spływało na nią, gdy haftowała. Dodatkowo jakże pokorną czyni ją świadomość, że Hokusai miał, tworząc dzieło, 70 lat. Pokorną, pełną podziwu... i trochę, trochę pozwalającą sobie mieć nadzieję :).
Zresztą, podobne zapatrzenie opanowuje ją w czasie kontemplowania każdego z dzieł Wielkiej Trójki. I każde zamierza sobie wyhaftować, także dlatego, że nie jest w stanie znaleźć zadawalającej ją reprodukcji, a nie stać jej na oryginały ;). Drugi jest już w fazie produkcji,
a przedstawia "Koronczarkę" Vermeera.
Dawno temu, lata świetlne przed vermeeromanią i "Dziewczyną z perłą" Królowa Matka, mając jakieś 10 lat, przeglądała stary podręcznik do historii sztuki. Wydany na fatalnym papierze, z biało-czarnymi, niewyraźnymi zdjęciami i z jedną kolorową, dwustronicową wkładką, na którą jednakże Vermeer się nie załapał. Nie, zdjęcie "Koronczarki" było biało-czarne, niewyraźne, zupełnie pozbawione subtelnych (a nawet tych mniej subtelnych) detali. Mimo to, gdy Królowa Matka do niego doszła, zamarła. Siedziała i patrzyła. Patrzyła, patrzyła, patrzyła i patrzyła. Zrobiła przerwę na złapanie oddechu, a potem znów patrzyła. Może i dobrze, że tak wyglądał pierwszy kontakt Królowej Matki z Vermeerem, bo skoro do tego stopnia ogłuszyło ją fatalne, źle wydrukowane zdjęcie, już tylko dobra reprodukcja mogłaby ją nieodwracalnie uszkodzić, a oryginał - wręcz zabić. Królowa Matka do dziś nie wie też, czy oszołomienie na tle "Koronczarki" to trwały obłęd czy prawo pierwszeństwa, w każdym razie żaden z obrazów Vermeera - mimo uwielbienia dla wielu - nigdy w jej oczach nie osiągnął tej nieskalanej niczym perfekcji, tego błysku geniuszu, tego czegoś, co wywołuje zupełnie pozbawioną zawiści świadomość, że nigdy, nigdy, za cenę życia, nigdy tak by się nie potrafiło. Nawiasem mówiąc, Królowa Matka zawsze, już jako dziecię dwunastoletnie, od pierwszego kopa odróżniała dzieła Vermeera od nędznych podróbek dokonywanych przez słynnego z podrabiania go fałszerza i pojąć nie umie, jak ktokolwiek mógł dać się nabrać,o
no litości, przecież nie tylko gołym okiem widać, które to oryginał, ale widać też, że fałszerz był zaledwie pozbawionym Daru rzemieślnikiem!
Trzecim obrazem z Wielkiej Trojki jest "Nowonarodzony" Georgesa De La Tour,
prace nad wyhaftowaniem którego są jednakże w fazie bardzo wstępnej :).
Kolejny obraz, na który Królowa Matka mogłaby patrzeć godzinami, analizując i podziwiając każdy detal, każdą linię, zupełnie bezbronna i nie potrafiąc opisać własnych uczuć wobec doskonałości. Nie wiadomo, czy ten obraz przedstawia narodziny Jezusa, Marię i świętą Annę, być może to zwykła scena rozgrywająca się w domu jakiegoś flamandzkiego kupca. Tak czy inaczej, w zalewie siedemnastowiecznych tłuściutkich, wyglądających na roczne niemowlęta Dzieciątek ten obraz, wyrastający znacznie ponad swoją epokę, ta młoda matka, jej pomocnica, ta cisza i spokój, to powitanie Nowego w środku nocy, i nade wszystko maleństwo, takie kruche, nieodmiennie Królową Matkę wzrusza. Z dziesięciorga dzieci malarza przeżyło go tylko troje - może dlatego zdawał on sobie sprawę, jak bardzo niepewne jest życie dzieci, że nie są one dawane na zawsze, i może dlatego to Nowe na jego obrazach jest tak bardzo bezbronne...
No, ale teraz, na razie, wraz z powrotem wiosny, Królowa Matka może powrócić do "Koronczarki", która haftuje wyłącznie przy naturalnym świetle. Może do niej powrócić także dlatego, że ukończyła zlecenie na haft (nie, nie tak jak "Koronczarka" okazały")... ale o zleceniu - po świętach :).
A ja... jestem pełna zachwytu nad tym, co robisz. I nie brakuje mi w tym zachwycie oddechu, wręcz przeciwnie. To... unosi, wysyła w kosmos.
OdpowiedzUsuńA czuła jestem na takie rzeczy, mam bowiem w domu tkaczkę. Moja młodsza tka od 11 roku życia. Wiem, ile to wymaga cierpliwości i... cierpliwości. I jeszcze wyobraźni. I skrupulatności, i obliczeń, i delikatności.
Miała 14 lat, gdy zdobyła III nagrodę w mazowieckim biennale, za gobelin, który tkała półtora roku - była tam chyba jedyną nagrodzona osobą przed sześćdziesiątką:)
Oczywiście, że jestem dumna.
Masz zdjęcie pracy? Bardzo chętnie bym obejrzała...
UsuńSzok!! Ale - jak pisała Chmielewska - szok pozytywny, z zachwytu! Muchisimas gracias, Anutek. Ależ Ty masz oczka i łapki pracowite, uzdolnione i bystre. Nowam tu. Drugi lub trzeci dzień czytam bloga (zależy, jak liczyć początek nocny) i wiem, że przysysam się do niego trwale! Brawo, Artystko.
OdpowiedzUsuńO kurczaki...nie tylko zaradna a także zdolna.Piękne!!!
OdpowiedzUsuńMam w domu haftowane obrazy, ale to co tu zobaczyłam zwaliło mnie z zachwytu z nóg. No a szczególnie te fale,mogłabym patrzeć, patrzeć, patrzeć....
OdpowiedzUsuńKrólowo, Pani to jest jednal PRAWDZIWĄ Królową!
OdpowiedzUsuńChylę czoła!!
Wasza, nadal nie mogąca wyjść z podziwu Zwykła Kobieta. ;-)
Ps. Jak Ty na to wszystko znajdujesz czas???
Nie wiem. Serio :))).
UsuńTu AATK :)
OdpowiedzUsuńmnie tylko zastanawia, w jaki sposób kupujesz te muliny, dobierasz kolory- a ściśle mówiąc, gdzie wtedy są dzieci??? przecież to musi potrwać, trzeba się skupić... Moje zakupy w pasmanterii wyglądają tak: parkuję niemal na oknie sklepu (więc sklep musi spełniać określone warunki-musi mieć wielkie okno wprost na miejsce parkingowe, które zajmę ja :))to mocno ogranicza ilość dostępnych mi lokali..) Następnie proszę, grożę, szantażuję, obiecuję lizaki- i sprint do sklepu (czwórka dzieci w samochodzie-dzień nie może być upalny). NO i w nerwach szybko, szybko, części zapomnę kupić, część przeoczę a na resztę machnę ręką oczywiście wciąż zerkając w okno... Może przez internet? Ale on przekłamuje kolory...
Cóż, tłumaczę sobie- masz jakąś dodatkową opcję, to pewnie dostaje się jako bonus do bliźniaków :)
Mam duże zapasy, bo częśc kupowałam, robiąc różności wedlug gotowych projektów, wtedy zamawiałam z internetu :). Reasztę kupuje w pasmanterii, ale nigdy nie biorę dziatwy, tylko ją z tatusiem zostawiam, niech się ojcostwem cieszy ;D!
UsuńOj, i mój się cieszy że ho,ho! niestety, o tej porze pasmanterie są zamknięte :(
OdpowiedzUsuńA propos pasmanterii ( a w tym temacie się ślinię)- jakże miło wspominam takowy sklep w Toruniu! W bliskim sąsiedztwie rynku. Nabyłam tam bambusowe druty (czyli właściwie kołki ;)) nr 12 i był to zakup cudnie brzemienny w skutki :) POzdrawiam z nostalgicznym westchnieniem
AATK
Znielubiłam ją, odkąd przestali sprzedawać włóczkę :(. Chociaz mają swoje zalety (igły do frywolitek, na przykład, albo mulinę jedwabną, za straszne pieniądze co prawda...)
UsuńNie dosc, ze piekna, to jeszcze utalentowana. Anutku, pokazuj te cuda czesciej! A.
OdpowiedzUsuńSkąd wiesz, że jestem piękna (:DDD) .
UsuńMam teraz fazę na kolczyki, które bedę na fejsie rozdawać - tu się też pojawią :).
Przeciez cie widzialam! No dobra, nie chcialo mi sie zalogowac :D
UsuńKolczyki, mowisz?
Tak myślalam, że to ty, ale jestem paranoiczka :DDD.
UsuńKolczyki. Szydełkowe. Z koralikami :).
Czekamy zatem na prezentacje :)
Usuń