Odkrycie, że lepiej rozumie podstępną Milady niż szlachetnego Atosa było dla Królowej Matki wstrząsem porównywalnym z tym, którego doznała po pochopnym obejrzeniu najnowszej ekranizacji "Quo vadis" z Lindą Bogusławem w roli Petroniusza (w którym się Królowa też swego czasu kochała, w Petroniuszu, że Królowa Matka uściśli, nie w Lindzie)). I okazało się, że od tej pory nie może uwolnić się od wizji Petroniusza mówiącego nosowo: "Narodzisz się, panie, dla nieśmiertelności, k...." .
Zdegustowana Królowa Matka, która chciała poczynić notkę zupełnie inną, bardziej w tonie "Ukochani bohaterowie naszych lektur", porzuciła łagodność na rzecz wylewania z siebie żółci, co przecież każdemu jest od czasu do czasu potrzebne dla równowagi wewnętrznej, a już zwłaszcza wielodzietnym patologiom, które mąż porzucił był dla kendo. Więc Królowa Matka wyleje ją, miażdżąc, dręcząc, wyśmiewając i znęcając się nad Dziesięcioma Najbardziej Znienawidzonymi Bohaterami Literackimi, przedstawianymi w kolejności takiej trochę przypadkowej (bo poziom żywionej do nich nienawiści jest mniej więcej podobny, no, pomijając Niczym Nie Zagrożone Miejsce Pierwsze).
Zaczynając od pozycji dziesiątej - Królowa Matka nie lubi (łagodnie rzecz ujmując) doktora Judyma, którego uważa za zakłamanego do granic możliwości, lubującego się swą domniemaną szlachetnością oszusta, gardzącego tymi, którymi pomaga, ale się do tego nie przyznającego w trosce o swój imidż. A że przy okazji rujnuje życie podobno kochanej kobiety, no to już cel uświęca środki przecież. Miało się swego czasu problemy w szkole, jak się na ten temat z poznaną już polonistką na noże było ;-))... "Ludzie bezdomni" to jest jedyna lektura, której Królowa Matka nie przeczytała, bo niechęć do głównego bohatera trysnęła z niej jak ropa z teksańskiej gleby od pierwszych stron powieści, powieści, którą mimo to znała ona nader dobrze, bo szukając cytatów dla potwierdzenia tej niechęci wertowała ją wzdłuż i wszerz na każdej lekcji celem pokłócenia się z wychowawczynią :).
Na pozycji dziewiątej Bohater Zbiorowy, czyli Pozytywni Młodzi Bohaterowie "Nędzników". "Nędznicy" to jest jedna z ukochanych książek Królowej Matki, którą przeczytała ona jednym cięgiem w trzy dni, bez przerw na jedzenie, naukę oraz takie banalne czynności jak odrabianie lekcji, oraz z minimalnymi przerwami na spanie, czytając nawet w drodze do i ze szkoły, podczas gdy uczynna koleżanka prowadziła ją pod rękę. Tylko szczęśliwemu zbiegowi okoliczności zawdzięczamy, że koniec powieści Królowa Matka pochłonęła o trzeciej w nocy we własnym domu i własnym łóżku, a nie na przykład na chemii, bo spazmatyczny szloch mógłby zostać przyjęty przez Kadrę Pedagogiczną z mniejszym zrozumieniem niż należałoby oczekiwać. Mimo to bohaterów pozytywnych by krzyżowała i dekorowała nimi drogę do dowolnego miasta, jak powstańcami Spartakusa. Znaczy, młodymi pozytywnymi. Zwłaszcza, na przykład, Mariuszem. Albo zwłaszcza rewolucjonistami, a już zwłaszcza niejakim Enjolras. Rany, co za gnąca się, omdlewająca, sikająca szlachetnością z uszu jednostka!!!! Co za wzniosły, tępy, ograniczony jełop!!!! Szczęśliwie nie dożywa końca powieści.
W zupełnym przeciwieństwie niestety do następnego w kolejności wspomnianego powyżej Mariusza, zarozumiałego, niewdzięcznego, ograniczonego palanta, tak nadętego przekonaniem o własnej doskonałości, że dziw bierze, że nie lata jak ciocia Marge Harry'ego Pottera. Jakim cudem toto jest bohaterem pozytywnym? No, Królowa Matka by go na plecach przez podziemia Paryża nie niosła, to pewne! Niewdzięczny szczeniak, pozbawiony umiejetności kojarzenia faktów (dodatkowo obrzydzony przez wszystkich grających go aktorów, Królowa Matka widziała ze cztery ekranizacje, nie podobała jej się żadna, a Mariusz szczególnie, w każdej efektownie skopany).
Podobnież jak Miejsce Siódme, tfu, tfu, Kozetka, rozkoszne dziewczątko nieskażone myślą, której jedyną zasługą jest posiadanie długich rzęs, niezdolna do samodzielnego działania istota, laleczka w jedwabiach, rozkapryszona, służąca li tylko do tego, by leżeć i pachnieć. Niewdzięczne do głębi, podobnie jak małżonek niezdolne do kojarzenia faktów, ale nade wszystko niewdzięczne stworzenie - jak się Królowa Matka wysili (albo jak lektura przypadnie na jej łagodniejszy dla Wszystkich Dupków Świata, acz występujący tylko trochę częściej niż ptak dodo, nastrój) to może ona zrozumieć, że Mariusz mógł nie ufać Jeanowi Valjean, ale ta, excusez, krowa, która mu wszystko zawdzięczała, a pozwoliła, by jej przybrany ojciec umierał w samotności, bo małżonek ją od wizyty odwodził, a ona zrobi przecież wszystko, co Mariuszek każe!!!!
Od Kozety Królowa Matka przejdzie płynnie do bohaterek Dickensa, a jest wielbicielką autora i wiele mu wybacza. Ale Dory i Agnieszki z "Davida Copperfielda" nie może, jej Bohu, nie może. No wie, wie, XIX wiek, inne obowiązujące wzorce kobiecości (to znaczy raczej wizje kobiecości śnione przez mężczyzn, jakimś cudem bohaterki Austen i sióstr Bronte bardzo się od kreowanych przez mężczyzn bohaterek różnią), ale jakieś granice należało zachować. Kozeta i bohaterki Dickensa to po prostu siostry bliźniaczki, irytujące, mdłe, dziumdziające, gnące się w talii jak złamane lelije kretynki (ale za to, jakże by inaczej, śliczne kretynki). Królowa Matka miała w pewnym momencie życia pęd na literaturę dziewiętnastowieczną, a mimo to szemrzące niunie opisane jako wzór kobiecości jej przeszkadzały, choć była wtedy młoda, naiwna i pełna dobrych chęci, niby ten pierwiosnek na przymrozku. Te rozkoszne kwiatuszki, których jedynym obowiązkiem jest być "odpoczynkiem wojownika", niezdolne do samodzielnej myśli i nie pragnące takich myśli posiadać, brrr... Królowa Matka cieszyła się jak dziecko, jak która zeszła, a nie jest z natury aż tak złą kobietą.
Kolejna kobieta na pozycji szóstej (i tak jest ich mało, jeśli zważyć, że większość tzw. literatury klasycznej tworzyli mężczyźni, a większość stworzonych przez nich bohaterek doprowadzała Królowa Matkę do białej gorączki i piany na ustach), czyli Anna Karenina. Czytając "Annę Kareninę" po raz pierwszy jakieś sto lat temu Królowa Matka znała z filmów zakończenie powieści, ale że żadnego z filmów nigdy nie widziała w całości odnosiła wrażenie, że wredny Wroński dał nieszczęsnej heroinie jakieś powody dla podjęcia tak nieodwracalnych kroków. Tymczasem samobójstwo Anny okazało się raczej kaprysem zachłannej, spragnionej wyłączności i rozpieszczonej kobiety, która postanawia, że "jeszcze mu pokaże" i dokonuje czynu ostatecznego w akcie histerii (a czego jak czego, ale histerii Królowa Matka organicznie nie cierpi), wywołanej wybrykami chorej wyobraźni. I zostawia biednego Wrońskiego, który wkrótce potem jedzie dać się zabić w wojnie krymskiej. To przestawienie z "biednej Anny i cynicznego Wrońskiego" na "biednego Wrońskiego i rozkapryszoną Annę" wstrząsnęło Królową Matką niemal tak, jak zamiana rolami Atosa i Milady, i tylko dlatego Najbardziej Wkurzającą Postacią Powieści nie został niejaki Lewin (miejsce piąte, i przy okazji alter ego autora), który dał narzeczonej swoje dzienniczki przed ślubem, w dzienniczkach zaś szczegółowy opis życia intymnego był, wszystkie te chłopki, które zaliczył (a imię ich legion), oraz te, z którymi miał dzieci, fantazje na ich temat i tym podobne, a wszystko dlatego, że nagle uznał, że swojej 18-letniej narzeczonej oszukiwać nie może. Autor w, że tak to Królowa Matka ujmie, realu wykonał ten sam numer i mało się to zerwaniem zaręczyn nie skończyło, bo szczegóły narzeczoną trochę ogłuszyły, ale jednak nie skończyło... a szkoda, bo Tołstoj był prywatnie koszmarnym człowiekiem, i mocny kop w d... by mu specjalnie nie zaszkodził. IMHO. Oczywiście.
Na pozycji czwartej króluje Nana, czyli kawał tłustego kloca o ptasim móżdżku, samicy, mięsa, o którym z uznaniem mówi się "co za piękna wołowina!" i obmacuje, żeby sprawdzić, czy nie ma kości. I tyle samo, co taka właśnie wołowina ma Nana wdzięku, charakteru i osobowości, a w ogóle Królowa Matka uważa, że za życia wołowina biła ją pod względem osobowości na głowę. Przez całą książkę Królowa Matka łudziła się, że Zola wprowadzi do powieści choć jednego mężczyznę, który patrząc na szkody, które czyniła jak wielka kłoda, pędząca przed siebie siłą rozpędu i miażdżąca wszystko na swej drodze, i na facetów, bankrutujących, poniżających się, żebrzących i dających się gnoić z jej powodu pomyśli to, co każdy zdrowy na umyśle człowiek powinien pomyśleć, odwróci się na pięcie i wyjdzie. Ale gdzie tam...
Dochodzimy oto do Podium, na którym Miejsce Trzecie okupuje Heathcliff. No dobra, Ralph Fiennes trochę zaburzył Królowej Matce odbiór tej postaci, do czasu ujrzenia wyż. wym. w wyż. wym. roli darzonej bezinteresowną nienawiścią, żrącą do głębi trzewi. Następnie Królowa Matka została ogłuszona tą mrocznością, tajemniczością, tą urodą, tym jarzeniem się oczu, panie (i niektórzy panowie) rozumieją, prawda? A jeszcze talent do tego doszedł, wskutek użycia którego postać nabyła więcej niż jednego wymiaru, no, paru lat było potrzeba, by ochłonąć, ale jak się już ochłonęło, nienawiść wróciła, prawie w formie czystej. Wbrew opinii autora wstępu do "Wichrowych Wzgórz" (tak, Królowa Matka czyta wstępy, posłowia, notki od autora oraz te wszystkie "Janice, za jej cierpliwość i oddanie, Benowi, który jest najlepszym agentem, jakiego można sobie życzyć, oraz Alice, która była pierwszą czytelniczką i pierwszym krytykiem tej powieści", proszę nie pytać, czemu to robi) nie ujrzała ona Heathcliffa jako osoby, "której działanie ma znamiona społecznie uzasadnionej zemsty człowieka z ludu na wyższej warstwie, dotąd go uciskającej". Ujrzała go jako chama, który nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności dorobił się pieniędzy, bez których byłby całkowicie nieszkodliwy, co najwyżej można byłoby się obawiać, że pobije cię do nieprzytomności w jakimś ciemnym zaułku, i którego jedynymi przeciwnikami były dzieci, niedołęgi i kobiety (szczycenie się podobnymi zwycięstwami zaś to najlepszy dowód na to, że był tylko prymitywnym chłopem, który dorwał się do władzy), w tym jego żona, regularnie bijana za to, że za niego wyszła, a on jej przecież nie kochał. No co za podła kobieta, słusznie jej się należało!
Gdyby Królowa Matka nie wiedziała już wcześniej, że jest feministką, zaczęłaby to podejrzewać po sporządzeniu tego wykazu, bowiem na miejscu drugim znajduje się kolejny "prawdziwy znawca kobiet", który dochodzi swych praw metodami wyjątkowo subtelnymi, czyli niejaki Petruchio. Wszyscy oczywiście wiedzą, kto to, ale Królowa Matka mimo to przypomni - jest to bohater "Poskromienia złośnicy" Szekspira, facet, który podjął się uczynienia łagodnego jagniątka ze znanej z temperamentu i niewyparzonego języka damy, którą pojął za żonę, skutkiem zakładu zresztą i dla pieniędzy. Dokonuje tego głodząc swoją żonę w wyrafinowany sposób (stawiając przed nią jedzenie i zabierając je, jak tylko biedna po nie sięga), niszcząc jej ubrania, uniemożliwiając jej spanie (czyli de facto stosując tortury) oraz bijąc ją, jeśli jest nieposłuszna. Gdyż, jak z dumą stwierdza:
Umiem być panem tego, co jest moje,
A żona moja, to własność jest moja,
Mój dom, me meble, spichlerz mój, me pole,
Koń mój i wół mój, mój osioł, me wszystko,
(tłum. Leon Ulrich)
a zachwyceni przyjaciele biją brawo, wykrzykując o cudach, co się na ich oczach dzieją, gdy upokorzona, głodzona i dręczona, nie mogąca się od nikogo spodziewać pomocy kobieta zgadza się potulnie ze swym oprawcą, że na niebie świeci księżyc w środku dnia, powtarza za nim wszystko, a w finale wygłasza płomienną mowę, jakim szczęściem jest dla kobiety służyć mężowi, panu i zbawcy, mądremu i łaskawemu, który przecież tylko bija czasami. A mógł przecież zabić!
I Królowa Matka się wcale nie dziwi tej przemowie - kto wie, co ona by mówiła, gdyby wiedziała, że po powrocie do domu nie dostanie jeść i zostanie pobita.
Ale Królowa Matka jako Królowa Matka już by mu pokazała "mojego osła, me wszystko", jakby go w swoje ręce dostała!!!! Oto, co by mu zrobiła:
... czyli w zasadzie dokładnie to, co on zrobił swojej żonie, a jakby pomarzł w lochu w tych skąpych pluderkach, jakby mu się jedzonko podstawiało, w odpowiedniej jednak odległości, żeby mógł obejrzeć i powąchać, ale nie dosięgał inaczej niż wzrokiem, jakby nad jego spokojem wewnętrznym czuwał pan z bykowcem, z lubością wybijający mu humory z głowy oraz budzący w nocy co kwadrans... coś tak Królowa Matka czuje, że bardzo szybko zacząłby twierdzić, że świeci słońce, choćby stała na niebie pełnia jak to złoto.
Ponadto bardzo chciałaby Królowa Matka poznać autora stwierdzenia, z którym się kiedyś zetknęła, że mianowicie "Poskromienie złośnicy" jest sztuką seksistowską i antykobiecą. Dziwne, zaprawdę, Królowej Matce wydaje się raczej sztuką antyludzką. I w najmniejszym nawet stopniu nie wydaje się być komedią.
... czyli w zasadzie dokładnie to, co on zrobił swojej żonie, a jakby pomarzł w lochu w tych skąpych pluderkach, jakby mu się jedzonko podstawiało, w odpowiedniej jednak odległości, żeby mógł obejrzeć i powąchać, ale nie dosięgał inaczej niż wzrokiem, jakby nad jego spokojem wewnętrznym czuwał pan z bykowcem, z lubością wybijający mu humory z głowy oraz budzący w nocy co kwadrans... coś tak Królowa Matka czuje, że bardzo szybko zacząłby twierdzić, że świeci słońce, choćby stała na niebie pełnia jak to złoto.
Ponadto bardzo chciałaby Królowa Matka poznać autora stwierdzenia, z którym się kiedyś zetknęła, że mianowicie "Poskromienie złośnicy" jest sztuką seksistowską i antykobiecą. Dziwne, zaprawdę, Królowej Matce wydaje się raczej sztuką antyludzką. I w najmniejszym nawet stopniu nie wydaje się być komedią.
And, finally, Ladies and Gentelmen, the winner is...
Hamlet!!!! No Królowa Matka naprawdę, naprawdę nienawidzi faceta! Nie może pojąć, dlaczego (podobno) każdy aktor marzy o zagraniu tej rozdygotanej galarety bez, excusez, jaj. Hamlet jest dla niej też przykładem "męskiej logiki" - najpierw cztery i pół aktu miotania się "tatusia mi ubili, hej!", snucia przemyślnych planów zemsty, udawania wariata i doprowadzania do śmierci połowy bohaterów sztuki, w tym niektórych pozytywnych. Przez cztery akty akcja się wlecze, zbolały synuś włóczy się po scenie, snuje szczwane plany, wygłasza monologi i bez przerwy wspomina o zemście. Po czym w akcie piątym spędza się bohaterów do jednej komnaty i pięć minut później wszyscy nie żyją, a sprawę załatwia się przy pomocy jednego zatrutego kielicha i dwóch zatrutych rapierów (albo odwrotnie), zaś nasz genialny bohater, który wie, że stryj zamordował mu ojca, który wie, że stryj wie, że on wie, i dybie na jego życie (na co ma dowody) godzi się na pojedynek mimo ostrzeżeń Horacego i złych przeczuć, bo, cytuję "Czymś takim tylko kobieta mogłaby się przejąć". Nasz chłopiec nie przejmuje się zatem, udowadniając przy tym, że jest prawdziwym, kierującym się niezłomnie logiką mężczyzną,. Brawo. Ale czemuż, ach, czemuż, męczono nas nim przez pięć aktów?!!!!"Romeo i Julia" bardzo się Królowej Matce podoba, "Makbeta" wręcz uwielbia, wie, że jest tam sporo irytujących rzeczy i osób, ale kupuje to z dobrodziejstwem inwentarza, a "Hamleta" - nie. I nawet nie wini Szekspira, tylko tych wszystkich aktorów, aktorki i reżyserów, którzy, pytani o najwybitniejszy dramat świata, zachłystują się "Hamletem" i sprawiają, że nawet jak człowiek ma ugruntowany pogląd na wyż. wym. to się (do pewnego momentu) odezwać nie śmie, coby nie ujawnić własnej płytkości, głupoty i Nieumiejętności-Dostrzegania-Tego-Co-Naprawdę-Wielkie. Serio, na dwudziestu aktorów wykrzykujących namiętnie, że pragną zagrać Hamleta i ukoronować swoją artystyczną drogę przypada może jeden, który mówi to samo o Makbecie (a nawet jeśli, to z o wiele mniejszym przekonaniem). Czego Królowa Matka zupełnie nie rozumie.
Co pociesza Królowa Matkę w sposób znaczący to fakt, że w ankiecie (artykule?) w "The Guardian" pt. "The Most Irritating Character" Hamlet (("...pages of some of the world's greatest books are strewn with annoying idiots (...) The man himself has given generations of bedroom-dwelling, navel-gazing and parent-hating teenagers the excuse that they are 'poetically tortured souls'. They're not. They're just irritating teenagers, and so is he. ") zajął również zaszczytne, pierwsze miejsce. A skoro mogą Anglicy, Królowa Matka tez sobie pozwoli, a co :)!
I tym oto Twoim postem zakończę na dziś czytanie blogów, co by nie popsuć sobie smaczku, jaki mi pozostawiłaś:) A do lektur muszę wrócić koniecznie i koniecznie z Twoimi uwagami na marginesach:)
OdpowiedzUsuńUbawiłam się po pachy! Dzięki Królowo!!
Nie, nie, bez moich notatek!!! Nie dawaj się zasugerowac mojej nienawiści ;DDD.
UsuńA taka idiotka Zosia z Pana Tadzia? :D musiałabym przejrzeć listę lektur, żeby dodać trochę do tej Twojej listy, ale TAK Królowo, mimo żem polonistka w stanie spoczynku - podzielam Twoje zdanie!! Szczególnie na temat tego egoistycznego szczyla na końcu :D
OdpowiedzUsuńO, jak zaczęłam pisać notke to się okazalo, że taką selekcję muszę zrobić, jak chyba nigdy w zyciu jeszcze :)). W zasadzie wszyscy, co ich kochac i podziwiac trzeba, albo współczuć, wczuwac się, rozumiec (Kordian! Raskolnikow! Król Lear!!! 3/4 żenskich bohaterek literackich! itd, itd..., na polskim miałam do głębi przechlapane :D. Ale Zosieńce bym wybaczyła, bo młoda i płocha... ;), może z wiekiem zmądrzeje :)).
UsuńJeremi Wisniowiecki. Skrzetuski. Linton z "Wichrowych Wzgórz". Dziadek Małej Nell z "Magazynu Osobliwości". Cholerna Wróżka o Błękitnych Włosach z "Pinokia". Kubus Puchatek i Prosiaczek. W zasadzie wszyscy bohaterowie "Dziejów grzechu". Rany, zaczęli mi sie ci wszyscy nielubiani przed oczami przesuwać!
UsuńZa to bardzo lubilam księcia Boguslawa Radziwiłła :). Chyba temat na inną notkę, o tych, co ich powinno się nienawidzić, a otóż nie wychodzi, sie mi wykluwa :))).
hahaha :D nie ma wyjścia, autorom trzeba wybaczyć "bo to były inne czasy" ale skoro teraz wolność mamy - możne nienawidzić do wypęku :D Niestety musiałam prowadzić lekcje podczas praktyk... Ciężko było w niezgodzie z samą sobą, ale czy mogłam pozwolić by dzieciątka przeze mnie maturę oblały? :D Dziwi mnie tylko ten ciągle powielany schemat w szkołach. Nie pozwala się młodym ludziom myśleć, pakując im do głów utarte opinie. Taka Siłaczka np. ona nie była szlachetna, ona była głupia! Pozytywizm w szkole to męka! A Pan Tadzio to moja osobista przypadłość ;) Jakby mnie ktoś przycisnął nie znalazłabym tam ani jednego pozytywnego bohatera howgh ;) Napisz posta napisz. A! i mam dla Ciebie fajną reklamę - Ibufen z króliczkiem :D Biedna matka powiła zwierzątko...
UsuńNa wpis reklamowy to mi się zbiera od jakiegos czasu, ostatnio silnie sie wzmaga, bo bez przerwy widze reklamę Gripexu, która mnie doprowadza do zgrzytu zębów, więc pewnie nie wytrzymam i popełnię :).
UsuńKochana, jak zwykle jesteś niezawodna :)
OdpowiedzUsuńMoja polonistka była zupełnie innego zdania :)). I sama znam wielbicielki Heathcliffa, z którymi sie o niego kłócilam :D. Ale dziękuję bardzo :D.
UsuńWielka racja, Anutek! Jak można wielbić Heathcliffa???!?! Z powodu masochistycznych pragnień w sobie?! Niechby dręczył, męczył, poniewierał etc., byleby tylko był mroczny, tajemniczy i ukrywał co się da?!
UsuńTak się pewnie objawia nieszczęsny pęd niektórych kobiet do ciemnych typków.
Se taka potem rujnuje życie z pijakiem, bijaczem czy inną patologią, "bo on był taki mroczny, rzucał mięsem i tak romantycznie lekceważył rodzinę". Brrrr
Kochana, dawno się tak nie uśmiałam, a moje opinie o Kareninie, Petrucciu i Hamlecie są doskonale zbieżne z twoimi. Ta notka mi się szalenie podoba-uważam że tak fantastycznego pomysłu nie godzi się zmarnować. Ponieważ naśladownictwo jest najwyższa formą uznania, pozwolę sobie go skopiować, sporządzić własną a potem rozpowszechnić ideę: było już wiele zabaw blogowych polegających na odpowiadaniu na te same pytania. Uważam, że należy dać jak największej liczbie blogerów szansę na opublikowanie swojej listy, choć pewnie niewielu zrobi to z takim wdziękiem i pasją.
OdpowiedzUsuńRozpowszechniaj na zdrowie :)), a czy da sie to tak zrobic, żeby mozna było później przeczytać odpowiedzi (zapytała Absolutnie Początkująca Blogowiczka Oraz Głąb Totalny W Kwestiach Internetowych) ?
UsuńPoza tym pomysły zaczęły mi się mnożyc jak króliki na wiosnę - najbardziej znienawidzony bohater filmowy, najukochańszy głupi film, najukochańszy czarny charakter... czujcie sie ostrzeżeni :D.
uchachałam sie jak norka - jak zwykle po Twoich notkach. Z częścią opinii co do bohaterów się zgadzam, pozostałych zwyczajnie nie pamiętam, co u mnie jest jednoznacznym sygnałem, ze dzieło mi sie nie podobało w całości i wyarłam je ze śwadomości, żęby mi sie koszmary nie śniły.
OdpowiedzUsuńA za Judyma w swoim czasie tez mialam przechlapane, jak powiedziałam, ze to byłegoistyczny dupek. Niestety, polonistka to usłyszała...
Ja całych "Ludzi bezdomnych" streściłam kolezance, która ni czytała, przed maturą, oczywiscie wraz z własnymi opiniami na temat głównego bohatera. Oczywiście trafila pytanie o nich na ustnym i ku mojemu przerażeniu zacytowała płynnie całą moją wypowiedź (szczęśliwie nie podając autora ;)). Na szczęście mimo to zdała :), może dlatego, że w komisji była nie tylko nasza wychowawczyni :D.
UsuńBrawo! Precz z Hamletem i Judymem! Klaudia też ich nie lubi, ze szczególnym naciskiem na Hamleta. Mogłaby dodać też większość bohaterów nieszczęsnej Granicy, którą to zachwycały się wszystkie koleżanki. Ech... nieczuła ja!
OdpowiedzUsuńMiałaś kolezanki, które zachwycaly się "Granicą"???? Naprawdę, mam oczka jak spodki i szukam szczęki, co mi ze zdumienia opadla! Oprocz nas dwóch nieczułych cala moja klasa nieczula była...
UsuńWspaniała notka! :-D
OdpowiedzUsuńKilku z tych bohaterów ja już zupełnie nie pamiętam ale w kilku zgadzam się zupełnie i popieram!!! Swoimi komentarzami powaliłaś mnie na kolana!
Do kitu z tym Hamletem!!! ;-)
Może nie wszystko (to znaczy, nie wszystkie wyżej wymienione książki) czytałaś, ale jakoś tak mi miło, że sporo osób popiera moje zdanie względem Hamleta, bo dotąd sie wyobcowana czulam :D.
UsuńPetruchio. Nienawidzę, nienawidzę gnojka. Aach, muszę odkopać notkę, co ją kiedyś tam byłam wysmażyłam o "Poskromieniu złośnicy"! Tylko gdzie ja ją mam...?
OdpowiedzUsuńZa dużo piszesz po prostu :)). Ja tylko tu i na forumu, toteż cokolwiek napisalam wiem, że jest własnie tam :))).
UsuńNie znalazłam. Najwyżej napiszę jeszcze raz, poglądy mi się nie zmieniły :)
UsuńDaj znać, gdzie go umiescisz :D...
UsuńZapraszam!
Usuńhttp://kura.pinger.pl/m/10895976/poskromienie-zlosnicy-czyli-wszystko-przez-anutka
Aha, Petruchio jednak nie bił Kasi. "Tylko" klął, wrzeszczał i odmawiał jej wszystkiego.
Mowisz? jawił mi się jakiś typ z bykowcem, który Kasi pilnował, ale może nadinterpretuję, a od sprawdzania mnie odrzuca. O, albo majaczy mi sie jakas nadinterpretująca ekranizacja :D.
UsuńA wpis czytałam, a jakże. Masz o wiele optymistyczniejsze spojrzenie na zakonczenie tej historii, co Ci zreszta w komentarzu napisalam :D.
Anutek, pacz co znalazłam, pacz!
UsuńCzytam sobie wątek o mężu - przemocowcu i znalazłam tam taki post Verdany:
To nie ejst przypadek pijanego faceta, lejącego zonę, bo zupa byla za słona. To przypadek uroczego zawzwyczaj faceta, któremu udało się wmówić zonie, ze bez niego nie jest nic warta i ze przesolenie zupy to nie przypadek, a bezmyslne marnowanie ciężko zarobionych pieniedzy. Po awanturze (bez przemocy fizycznej) o za słoną zupę taka kobieta jest przekonana, ze maż naprawde ma rację, a pieklo robi z troski o rodzinę - a ona, jak zwykle, nawaliła, głupia taka.
Często trzeba lat, albo czegoś przelomowego, aby kobieta w ogóle mogla zorientować sie,z ę jest ofiara przemocy, a nie troskliwości.
Dokładnie to robił Petruchio - on nie dlatego odmawiał Kasi jedzenia, że nie będziesz jeść i już - tylko dlatego że to za zimne, tamto za gorące, a to ciężkostrawne, a przecież on tak się troszczy i dba, żeby jadła zdrowo!
Tak, ale on to robił NA POKAZ DLA INNYCH. Ona dobrze wiedziała, że jest glodzona, zaniedbywana i torturowana (no dobra, tego nie, uniemożliwianie snu mogła za tortury wtedy nie uchodzić). Ci inni, naokoło, to mogli, excusez, po ogach z zachwytu lać, jaki on czuły, troskliwy, jak o nią dba! Ona wiedziała, jak jest naprawdę, ale co z tym mogla wtedy, biedna, zrobić (poza tym, co zasugerowalaś u siebie ;))?
UsuńStraszliwy, wredny, obrzydliwy typ... (Petruchio, rzecz jasna, nie ona :)).
No i wymowa dzieła p. niejakiego Szekspira - nawoływanie do przemocy psychicznej wobec kobiet.
UsuńOj, tam, oj, tam - dręczenie psychiczne, poniżanie publiczne, głodzenie i wyzyskiwanie swojej władzy (taka epoka) nad wykorzystywaną drugą połową społeczeństwa.... Drobiażdżek. Ciekawe, ilu w Anglii i poza nią wzięło przykład z chama, cwaniaka i sadysty wylansowanego przez niejakiego pana Sz... Zgroza!
Anutku! Złożona chorobą czytam po raz n-ty "Nędzników", lekturę najukochańszą z najukochańszych, po raz n-ty myślę sobie, jak nie znoszę tego bubka Mariusza i kretynki Kozety, gdy wtem! w gorączce przypominam sobie, że kiedyś, czytając bloga wzruszyłam się wielce, że ktoś ma tak samo. Niniejszym przybywam ponownie, by za tę wspólnotę podziękować. : )
OdpowiedzUsuńEch, a Jan mógł wyjechać z Kozetą do Londynu, tak mało brakowało.
Zawsze mnie cieszy, jak odkrywam, że ktoś myśli tak jak ja, bowiem (w szkole na przykład) czułam się wyobcowana :))). Oraz oczywiscie myślałam, ze coś jest ze mną nie tak, skoro przeszkadza mi coś, co innym nie przeszkadza. I może jest, ale przynajmniej jestem w dobrym towarzystwie, o :D!
UsuńCosette... chciałabym ją określić za pomocą wielu słów, których dawni psychiatrzy używali na określenie stanów chorobowych. Na samą myśl o niej budzą się we mnie demony, a odczucia pogarsza świadomość, że to bezmózgie coś uważane jest przez autora i jemu współczesnych za słodkie i niewinne. Niestety, tam gdzie autor widzi niewinność i słodycz, ja widzę umysł meduzy i przykłady tragicznej w skutkach bezmyślności. W pewnym momencie staje się jasnym przykładem na rozbieżność postępowania postaci z autorskim komentarzem. Jest miła i dobra nawet kiedy popełnia świństwo, za które osoba żyjąca lub fikcyjna zostałaby natychmiast potępiona, ugh. Nie cierpię jej!
OdpowiedzUsuńTak. Tak bardzo TAK!
UsuńMam tak z Ireną z sagi o Forsythach. Nie znoszę Ireny. Uważam, że była LO-DO-WA-TA, wcale nie wierzę w głębię jej uczuć. Taka zimna, omdlewajaca mameja, co zajmuje sie głównie rzucaniem powłóczystych spojrzeń i hodowaniu w sobie przeświadczenia, że jest biedna, mała, nalezy jej się oraz niech ktoś to za nia załatwi. Od pierwszych linijek opisu poczułam do niej głęboką antypatię (autor zbyt nachalnie zachwycał się Ireną), a potem jej zachowanie...
OdpowiedzUsuńBogowie, TAK. Mam z Ireną to samo, dokładniusio!
Usuńanutek115 napisała:
OdpowiedzUsuń> Podobnie jak zalozyciel wątku, nie lubię (łagodnie rzecz ujmując) doktora
> Judyma, którego uważam za zakłamanego do granic możliwosci, ubujacego się swą
> domniemaną szlachetnoscia oszusta. Miało sie swego czasu problemy w szkole, jak
> się na ten temat z polonistką na noże było ;-))...
Nie cierpię "Ludzi bezdomnych" (może poza rozdziałem "Przyjdź", który uwielbiam), a zwłaszcza Judyma, który nienawidził ludzi tak naprawdę (te opisy jego pacjentów i to powracające słowo motłoch, motłoch!). Szczęście, miałam taką polonistkę, która obok rzetelnego przygotowania nas do matury, chciała nas zarazić miłością do literatury (no i mnie zaraziła, choć wcześniejsze czynniki też wskazywały, że będę molem książkowym, ale dzięki niej sięgam teraz niemal wyłącznie po literaturę z wyższej półki), nie interpretowała z nami "Ludzi bezdomnych" na sposób szkolny, tylko wykazała, że heroiczna postawa Judyma tak naprawdę jest jakąś formą maski... I jeszcze ten pamiętnik Joasi... ech...
TAK. To o tej nienawisci do ludzi. I gardzil nimi jeszcze, brzydzil sie nimi, ale sie poswiecil, bijciemu wszyscy brawo! Brrr.
UsuńNo moja polonistka byla bardzo "odtąd-dotąd", zgodnie z zasadami, ale jednak w starciu z moja pyskatą klasą zmuszona byla w koncy ciut odpuscic :).