Taką piękną datę (13 piątek, przyp. aut.) musowo jest wykorzystać, chociaż Królowa Matka z zasady nie jest przesądna, bo to przynosi pecha (nie jest to tekst Królowej Matki, tylko skądś bezczelnie ukradziony dla jego urody, i wykorzystywany bez umiaru). A ponieważ dawno już się w tym oto miejscu nie znęcano nad reklamami, czas nadrobić zaległości i troszeńkę się poznęcać.
I w dodatku dziś będzie pod nazwiskami, bo jakby nawet nie było, to i tak każdy (no, prawie każdy) zgadłby, o kogo chodzi, więc co się będzie Królowa Matka wić w niedopowiedzeniach.
I pod nazwami produktu będzie, tu już bez powodu :).
Zaczniemy łagodnie, od pani, co założyła firmę. I teraz, nieprawda, uwaga, ona tę firmę założyła, by mieć więcej czasu dla rodziny. Ojej. Ojejuś, no. A Mądrość Ludowa, przekazywana przez Dowcipy, twierdzi, że tylko blondynki tak mają. No, nic, Królowa Matka ma w kwestii zakładania i prowadzenia firm doświadczenie, bądźmy brutalnie szczerzy, żadne, może pani z reklamy chce w firmie zatrudnić caluśką swoją rodzinę i rzeczywiście, wtedy będzie spędzać z nią czas dwadzieścia cztery godziny na dobę, prawda? Zaakceptowawszy ten fakt Królowa Matka spokojnie oddała się dalszemu kontemplowaniu reklamy, wielce zainteresowana, cóż takiego Pani Nie Blondynka Od Rodziny może reklamować. Fundusze europejskie? Jakieś szkolenia dla biznesmenów? A otóż nie! Okazało się bowiem, że pani ma kłopoty z założeniem firmy, bo boli ją głowa! I tu, na szczęście, w sukurs przyszedł Ibuprom, który to środek nabywszy Pani przezwyciężyła wszelkie trudności, założyła firmę i już mogła poświęcać swój czas Rodzinie. Jakie to, nieprawdaż, krzepiące, pomyślała Królowa Matka uspokojona co do dalszych losów Pani (i jej Rodziny), aż tu - jak w dobrym thrillerze normalnie, dosłownie suspens taki - ciąg dalszy nastąpił, i Pani zwierzyła się, że własna firma nauczyła ją oszczędności, w związku z tym kupuje ona teraz większe opakowanie Ibupromu. Do tej pory szastała forsą w nieopanowany sposób kupując Ibuprom w małych pudełeczkach, a może nawet - zgrozo! - w opakowaniu po dwie sztuki, a teraz koniec z tym, nabywa od razu wielką butlę wypełnioną tabletkami i może radośnie, oszczędnie i fachowo prowadzić firmę oddając się życiu rodzinnemu!
Królowa Matka chciałaby zagłębić się w meandry rozumowania osoby, która tę reklamę stworzyła, choć przyznaje, że z drugiej strony błądzenie w tych meandrach mogłoby się okazać nazbyt przerażające...
Tuż przed świętami Królową Matkę oraz tę część Społeczeństwa, która nie oddala się od telewizora w celu, na przykład, przeczytania w całości trzeciego tomu "Sagi rodu Forsythe'ów" podczas przerwy na reklamy zaczął atakować pan, pytając mrocznym barytonem: "Czy wiesz, co zrobić, aby obniżyć do zera twoje rachunki w Plusie?". Z dalszego ciągu wynikało, że w tym celu należy założyć sobie konto, wpłacić na nie określoną sumę, potem wypłacać, wpłacać, dzwonić i w ogóle robić mnóstwo skomplikowanych rzeczy, skutkiem których będzie obniżenie rachunków. Nawet do zera. Niezwykle kuszące, ale jednak idea zakladania konta po to, by obniżać na nim rachunki (do zera) przerasta skromną umysłowość Królowej Matki, dlatego też cieszy się ona, że, jak błyskotliwie zauważył Pan Małżonek usłyszawszy reklamę po raz pierwszy "przecież ja mam zerowe rachunki w Plusie!" - gdyż, dziwuj się, Narodzie, nie ma ona konta w Plusie, i tak też zapewne pozostanie.
Powróciła ukochana reklama Królowej Matki z tatusiem-idiotą, (który podpala się we własnej kuchni, wygłaszając przy tym teksty o mężczyznach, którzy są najlepszymi kucharzami) w roli głównej. Przedtem tatuś zachowuje się, jakby własną kuchnię widział pierwszy raz w życiu, nie potrafi założyć fartuszka, nie wie, gdzie w jego domu trzyma się ketchup, zrzuca sobie wyposażenie szafki na głowę, a w końcu podpala się, stojąc za blisko zapalonego gazu, cały czas z tekstem sztuce gotowania, doprawianiu, które jest najtrudniejsze (więc on się, rzecz oczywista, temu osobiście poświęci) i mężczyznach będących po prostu urodzonymi Miszczami Kuchni na ustach. Wokół niego kręci się mniej więcej tak samo rozgarnięty synuś, również prezentujący gejzery intelektu i poszukujący ketchupu w szafce (gdzie, jak wiadomo z prasy, telewizji i literatury, trzyma go 99 procent społeczeństwa), a całości przyglądają się z łagodnymi, pobłażliwymi uśmiechami mamunia i córuś, które zdążyły już zrobić zapiekanki, upiec je, wyjąć z piekarnika, ułożyć na talerzu i podać, oraz najwyraźniej posprzątać kuchnię, ale wszystko chyłkiem, żeby nie zranić uczuć Głowy Domu, teraz zaś podają Głowie (nic to, że będącej najwyraźniej w najlepszym razie ćwierćinteligentem) wyjęty z lodówki ketchupik, żeby chłopak wylał go na zapiekanki i poczuł się jak Szef Kuchni, Bijący Się O Złotą Patelnię co najmniej, ten nasz słodki misiaczek, który nie wie, gdzie co w kuchni stoi, plawda, jakie to słodkie, jakie śmieśne, zie naś malusi niuniuś jeśt taki niepoladny, cio by bez nas zlobił, tju, tju, tju?
I tak się Królowa Matka zastanawia, czy mężczyznom nie przeszkadza przedstawianie ich w reklamach albo jako tryglodytów... eee, znaczy, prawdziwych mężczyzn, macho, co to tylko trzydniowy zarost i szorstka męska przyjaźń nad kuflem piwa, albo jako absolutnych idiotów, niezdolnych do wykonania naprawdę prostych czynności typu nastawienie prania czy odkurzenie mieszkania, takich, co to jak wejdą do kuchni, to się obowiązkowo podpalą, jak będą próbować myć wannę, to się utopią, a gdyby nie kobiety, pobłażliwie i ze zrozumieniem dla ich niedostatków umysłowych gotujące im obiadki jedliby wyłącznie pizzę i frytki nie dlatego, że je lubią, ale dlatego, że można je jeść bez użycia sztućców, a przecież taki biedny misio nie wie, którą stroną widelca się je? Bo Królowa Matka musi wyznać, że ją do szału doprowadza wizerunek kobiety albo jako seksbomby, która powiła swoje nastoletnie już dzieci najwyraźniej tak około dwunastego roku życia, jest szczupła, z ponętnym biustem, wydętymi usteczkami oraz nogami do szyi, albo jako steranej życiem Matki Polki zmuszonej odbudować zrujnowaną równowagę wewnętrzną i system wartości, które runęły w gruzy w związku z odkryciem, że jej stary odplamiacz nie działa, a pralka cieknie skutkiem nie używania Calgonu. I jeszcze czasem jako beznadziejnie durnej lali, która nie potrafi wsypać chrupków do jogurtu, cha, cha, cha, jakie to niezwykle zabawne.
Najwyraźniej jednakże są mężczyźni, których przedstawianie jako palantów zupełnie, ale to zupełnie nie rusza, ba, nawet pozwalają zrobić z siebie konkursowych idiotów, nic to, że za duże zapewne pieniądze. Kiedy Królowa Matka pierwszy raz ujrzała Krzysztofa Ibisza, walącego się w, nieprawda, gołą, ekhm, klatę i dźwięki a la goryl wydającego, że to jestem taki, wicie, rozumicie, Król Dżungli, prawdziwe zwierzę i niepohamowana bomba testosteronu, zastygła ona w stuporze. Otrząsnęła się, by za drugim obejrzeniem popaść weń ponownie. Potem za trzecim. Za czwartym. I tak Królowa Matka popada w stupor za każdym razem, gdy reklama atakuje jej oczy, i nijak przywyknąć nie umie do widoku starszego od niej faceta, i nie rok, nie dwa, ale naprawdę kilka ładnych lat starszego, który udaje dwudziestolatka, który uśmiecha się "a la maska", i wyraźnie widać, że jest to wypracowany przed lustrem uśmiech mający zminimalizować ryzyko rozejścia się szwów, któremu tych szwów nijak się ukryć nie udaje, który podskakuje, tłucze się po wspomnianej klacie, macha głową i wykonuje ruchy, z którymi się źle czuje, gra je, ale one go uwierają i to dokładnie widać, a przy tym są żałosne... otóż w widok ten Królowa Matka najnormalniej w świecie nie wierzy.
I zastanawia się głęboko, kto jest targetem tej reklamy? Jeśli mężczyźni, których nieszczęśliwy, nienaturalnie uśmiechnięty i równie nienaturalnie robiący małpę Krzysztof Ibisz ma zachęcić do nabycia drogą kupna szamponu, to Królowa Matka pozwoli sobie wyrazić pogląd, że inwestowanie w tę reklamę przyniesie producentowi produktu spore straty. A jeśli założył on, że szampon swoim mężczyznom kupują kobiety, i to kobiety ma wyprasowana twarz Celebryty o ledwo przypudrowanych szwach do zakupu zachęcić, to musi on myśleć o kobietach jeszcze gorzej niż ci, co robią z nich Piętnastoletnie Matki dwunastolatków o wybitnym biuście oraz Kury Domowe szlochające nad trudną do wywabienia plamą razem wzięci, które to myślenie również może nie przynieść oczekiwanych profitów.
I jedyne, co może sprawić, że ta kampania reklamowa zakończy się sukcesem, to natychmiastowe zdjęcie reklam z wizji, ku ogólnemu zadowoleniu Społeczeństwa.
Na przeciwległej pozycji stoi ojciec dzieciom, nastawiający pralkę z wdziękiem Michaela Jordana (chciała Trus napisać o Szakilu Onilu, ale ortografia ją przerosła), jednak ogólnie posucha w reklamach na fajnych facetów. Jeśli zaś chodzi o kobiety - podobała mi się reklama (tylko czego???), gdzie kobieta założyła kawiarnię "Magiel" w miejscu nieczynnego od lat magla. O tak, to był wyjątkowo sympatyczny i krzepiący spot - bystra babeczka, która umiała dostrzec potencjał i przekuć go na udane przedsięwzięcie :)
OdpowiedzUsuńOgólnie zaś zgadzam się z Tobą, Anutku, bo nie sposób się nie zgodzić.
Tak, chciałam nawet wspomniec o tym tatusiu, który ładuje pralkę, a dziecię sie dziwuje "bo mama przeciez potrafi to lepiej", ale zostawie to sobie chyba na następną porcję znęcania :).
OdpowiedzUsuńReklama z "Maglem" reklamowala Orange dla firm, a nie np. kawy czy podpasek, więc w sumie utrzymywała się w tonie "człowiek z pomysłem dowolnej płci da radę jak ma pomysł".
ach... uwielbiam Twoje posty o reklamach :DDD
OdpowiedzUsuń:DDDD A reklamodawcy dbaja o to, by nie zabraklo mi natchnienia, więc i tobie lektury w tym temacie na pewno nie zabraknie ;D!
OdpowiedzUsuńJest pewna firma, której produkty dotąd kupowałam, ale już nie będę... I nie dlatego, że zatrułam się czy mi nie posmakowały. Uważam, że jeśli firmie żal 3 minut i wydać 50 zł, to znaczy, że jest niechlujna, niestaranna i ma w odwłoku konsumentów.
OdpowiedzUsuńWypuściła ona reklamę swojej pizzy i W NAZWIE tej pizzy jest błąd ortograficzny! a powiedziałabym nawet nie ortograficzny, a foniczny! Nie ma szans wymawiać po włosku tak, jak oni wymawiają, jeśli napisali tak, jak napisali. Gdyby to czytał Włoch czy ktokolwiek mający o włoskim pojęcie śladowe, przeczytałby [guzeppe], co zresztą nic nie znaczy, a w reklamie twardo wypowiadają [dżuzeppe], czyli zeżarli w pisowni literę 'i'. Skandal wielki!
To tak jakby ktoś nazwał produkt "ZUA" i wymawiał [zupa]. Nie ma sensu, wsadź pan palec do kredensu. Tego produktu pizzopodobnego nie tknę nigdy ja ani z całą pewnością nikt, kto zna język włoski - w czystym proteście.
I tak spełnia się Twoje proroctwo, Anutku - choć tu nawet natychmiastowe zdjęcie reklamy nic nie pomoże. Mleko się wylało, a stosunek firmy do konsumenta wyszedł na jaw.
A wystarczyło przed podpisaniem produktu zadzwonić na 3 minutki do jakiegokolwiek italianisty/-stki i poprosić: Zapłacimy pani/panu 50 zł za konsultację - jak się po włosku pisze [dżuzeppe].
Oprotestowuję produkt i całą firmę. Jak dla mnie wtopa roku.
No proszę! Nie zauważylam, bo raz - nie znam włoskiego, a dwa - ja zazwyczaj słucham reklam, nie oglądam (ciekawe czemu), no i tych sklepowych nie kupuję. Ale reklamodawcy raczej nie szanują odbiorców, więc tak naprawde niczemu, co wytworzą, sie nie dziwię.
UsuńPrzykre... Nieszanowanie własnego klienta. No niby można pracować i go nie szanować, ale to takie... smutne. To muszą być ludzie o smutnym życiu.
Usuń