Matka Królowej Matki (łzawo) - Tak wczoraj siedziałam w domu i siedziałam, a ty nie zadzwoniłaś z życzeniami...
Królowa Matka (jak ją już odetkało) - A ty nie zadzwoniłaś do mnie!
Matka Królowej Matki - No wiesz!!! Jestem twoją matką!
Królowa Matka - A ja jestem twoją córką!!!! (poddając się napadowi słowotoku) Może ci uświadomię, jak wyglądał mój Sylwester i Nowy Rok - oto wstałam o tej samej porze, co zwykle, nieistotne, że w kalendarzu napisali, że mamy święto, a potem, zupełnie jak zawsze, przewijałam, karmiłam, robiłam kaszkę, znów karmiłam, przewijałam, usypiałam, piekłam ciastka, lukrowałam je za Starszymi, pomagałam w czytaniu Najstarszemu, przygotowałam obiad, pomyłam górę garów (dobra, to się nie liczy, bo lubię), znów karmiłam, przewijałam, lulałam, usypiałam, wdawałam się w pogawędki, kąpałam, ząbki myłam, pomagałam się przebrać w piżamkę, czytałam do snu, wdawałam się w pogawędki, znów przewijałam... a ty w tym czasie siedziałaś sobie sama w cichym, pustym mieszkaniu, oglądałaś w telewizji to, co chciałaś obejrzeć,i samobiczowałaś się myślą, że JA DO CIEBIE NIE ZADZWONIŁAM?!!!
Matka Królowej Matki (ugodowo) - No już dobrze, dobrze, no tak, właściwie masz rację... (po chwili milczenia). No to życzę ci wszystkiego najlepszego w nowym roku, w końcu zeszły był okropny...
Królowa Matka (robi oczka, o, takie:
... oraz dość podobną minę) - Okropny??? Żartujesz chyba, wszystko się ułożyło, dzieci się urodziły szczęśliwie...
Matka Królowej Matki - A potem zachorowałaś!
Królowa Matka - A potem się wzięłam za wyzdrawianie!!!
Matka Królowej Matki - Ale przedtem zachorowałaś!!!
Królowa Matka - Przecież to mógł być ostatni rok! Mogłam z tego nie wyjść WCALE!
Matka Królowej Matki - No właśnie!!!
No właśnie.
Nie będzie wielkim zaskoczeniem odkrycie, że w związku z powyższym ulubionym zajęciem Matki Królowej Matki jest martwienie się. Matka Królowej Matki martwiła się już o następujące rzeczy (kolejność przypadkowa) -
- o to, że Królowa Matka jest bardzo nieśmiała i będzie miała trudności w kontaktach z rówieśnikami, o to, że nie będzie miała żadnych przyjaciół, o to, że ma zbyt dobrych przyjaciół, do których przywiąże się nadmiernie i będzie cierpiała, kiedy przyjaźnie się pokończą, o to, że nigdy nie pozna żadnego faceta, że pozna niewłaściwego, że poznała niewłaściwego, że jest po dwudziestym piątym roku życia i nie ma żadnych widoków na ślub, że Pan Wtedy-Jeszcze-Nie Małżonek nie jest dobrym kandydatem na Pana Małżonka. Że Królowa Matka jest w ciąży, a dom w budowie, że nie ma w nim bieżącej wody, jak już była, to że nie ma schodów, tylko drabina, z której Królowa Matka na pewno spadnie. Jak były schody, że nie ma mebli, że nie ma gazu do ogrzewania budynku, że dziecko się urodziło za wcześnie, że Królowa Matka sobie nie poradzi, że nie może wracać do swojego domu z niemowlęciem, bo coś się na pewno stanie, że jak będzie deszcz to będzie się lało po ścianach, jak będzie mróz to w domu będzie zimno, że jak będzie wiało, to nam zerwie dach, że dziecko będzie chorować, że Pan Małżonek nie ma pracy, że ma nie taką pracę, jaką powinien, że zarabia za mało, że zarabia wystarczająco, ale spłacają z Królową Matką kredyt, że dwoje dzieci to za dużo, że Królowa Matka powinna zmienić pracę, że jeśli ją zmieni nie trafi tak dobrze, że nie da sobie rady z bliźniętami, że siedzi sama z dziećmi, jak Pan Małżonek jeździ na kendo, że Pan Małżonek jeździ na kendo w ogóle, dwa razy w tygodniu, na zgrupowania. Że Królowa Matka nie ma żadnego życia towarzyskiego, że za dużo siedzi na Facebooku, że mieszkamy za miastem, że nie trafiliśmy w totka, że jedziemy do domu samochodem i możemy się rozbić, że jedziemy na wakacje samochodem i możemy się rozbić, że nigdzie nie wyjeżdżamy na wakacje,
plus jeszcze dwie-trzy setki powodów, które jakoś nigdy nie wypłynęły w żadnej rozmowie, więc Królowa Matka o nich nie wie...
oraz, nade wszystko, przede wszystkim i ponad wszystko - że Królowa Matka nie je. Że nie je Potomek Starszy. Że nie jedzą Pompony. Że cały świat nie je tak, jak zdaniem Matki Królowej Matki jeść powinien.
I na tle zwyczajów jedzeniowych właśnie dochodzi między Królową Matką i jej Matką do najostrzejszych spięć.
Oto całkiem niedawno Królowa Matka, po pochłonięciu w całości sporego kawałka arbuza, usłyszała od swej Matki:
- Tak tu siedzę, i patrzę, i czekam, a ty nawet nie zaproponowałaś, że się podzielisz...
W przyrodzie nie istnieje nic, co ma oczka, jakie wygenerowała Królowa Matka, oczka jak trzeci pies z baśni Andersena "Krzesiwo", jak ten kotek,
tylko bardziej, no po prostu oczka jak spodki, bowiem, wystaw sobie, Drogi Czytelniku, była ona (Królowa Matka, znaczy) do tej pory pewną, że jej Matka arbuza nie tyka, nie lubi i nie jada. Gdy zaś podzieliła się tą opinią z Rodzicielką, usłyszała:
- No mówiłam tak, bo byłaś dzieckiem i chciałam, żebyś ty zjadła...
Czujesz, Drogi Czytelniku, ten cierpiętniczy ton? Wyczuwasz tę skłonność do umartwiania się, która każe ukrywać przed Progeniturą fakt, że coś się lubi przez ponad trzydzieści lat, a potem szlochać nad tejże Progenitury bezmyślnym konsumpcjonizmem, karygodną niedomyślnością i obojętnością na Głód w Oczach Matki?
Niedługo potem Królowa Matka dokonała podziału deseru po jakimś obiedzie na cztery części. Nieważne, co to był za deser, coś, co Królowa Matka naprawdę lubi, powiedzmy, że katarzynki, bo katarzynki rąbie ona jak maszyna, jak, by zacytować Potomka Młodszego, napięta, w każdym razie Potomki pochłonęły deser migusiem i ani się Królowa Matka obejrzała jak miała u swych kolan dwoje Pacholąt z błękitnymi oczętami wlepionymi miłośnie w jej oczy i z "Mama, poczęstujesz mnie?" na ustach.
Co było robić. Królowa Matka poczęstowała. Raz. Bo na kolejną prośbę, wyrażoną pół minuty później odpowiedziała już "nie", i w tym momencie wtrąciła się oczywiście Królowa Babcia:
- Daj im! - rzekła błagalnie, a Królowa Matka z miejsca utraciła cały wrodzony wdzięk, wyrobione dobre maniery, czułość uczuć i urok osobisty, za to popadla w słuszną cholerę, niby Najświętsza Panienka z "Potopu" na widok bezeceństw.
- O, nie! - wrzasnęła. - Moje dzieci doskonale wiedzą, że zjadły swoją część, a mamusi też się coś na ząb należy (i istotnie, Potomki przyjęły odmowę Królowej Matki z pełnym zrozumieniem i oddaliły się do zabawy nie wykazując cech traumy, przyp. KM)! Ja ich nie będę przez pół życia mamić opowieściami, że nie lubię lodów po to, by je za trzydzieści lat obarczać poczuciem winy na myśl o tym, jak się dla nich poświęcałam, oraz dziwić się, że tak je źle wychowałam, że mnie nie częstują czymś, o czym je przez pół życia przekonywałam, że tego nie lubię!!! I że w myślach nie czytają i same nie wpadają na pomysł, że ja przecież udawałam, żeby im dzieciństwo osłodzić!!!!
I nic Królowej Matki nie obchodzi, że będzie przez własną Matkę potraktowana jak taka jedna jej ciocia, która nie dała truskawki własnej córce, ponieważ nabyła owoce, by sobie zrobić odżywczą maseczkę, a jak już zrobiła, to tych rozgniecionych też nie dała, chociaż dziecko na nich głodnym wzrokiem wisiało, bo juz zużyte były (uprzedzając ewentualne wątpliwości, Krolowa Matka deklaruje, że NIGDY by tego nie zrobila, i to nie tylko dlatego, że nie stosuje maseczek z truskawek), otóż wisi jej to, cierpiętnicy kulinarnej z siebie robić nie pozwoli!!!
Inna rzecz, że ostatnio Matka Królowej Matki spuścila z tonu, bo do talerza Królowej Matki zaczynają ustawiać się w kolejce także Pompony, co każe Królowej Babci, jak się wydaje, powziąć podejrzenie, że jeśli Krolowa Matka nie będzie zdecydowanie i jasno stawiać granic "częstowania" może pewnego pięknego dnia nie zjeść zupełnie niczego...
Piękne! Moja skądinąd fajna Mama tytułuje co trzeci e- mail do mnie: " Znów do mnie nie piiiiszesz?" a ja zastanawiam sie : przecież "wczoraj" pisałam i odpisuję no, właśnie! Znów do mnie nie piszesz!!!
OdpowiedzUsuńAle i tak nic nie pobije Tesciow, ktorzy pare miesiecy cierpieli, ze sie nie odzywamy - im zdecydowanie łatwiej zadzwonic niz nam... Bo..... Nie dostali sms- a z lotniska, ze dolecielismy z powrotem... Eh, trudno to rozumiec czasem..... Pozdrawiam
A.
Śmieję się w głos! Genialnie to opisałaś!!! Moja rodzona też ma kilka wspaniale rozwiniętych wad, ale o tym może innym razem. ;-)
OdpowiedzUsuńPS Oj czuję, że będę tu stałą gościówą.
Ojciec wskazał mi drogę do Ciebie. :)
Moja Tesciowa ma podobnie :P Tylko ze zdecydowana przewaga zlosliwosci
OdpowiedzUsuń:) Jak ja to dobrze znam! :) Matka mysy pomimo wielu zalet, posiada dokładnie te same wady co Matka Królowej Matki!
OdpowiedzUsuńCo gorsza... sama mysa z rosnącym wiekiem zaczyna przejawiać również ku temu skłonności :-/
Kurczę Elka jeść woła - nie doczytałam ... doczytam.
OdpowiedzUsuń:D:D cudnie!! Na nieszczęście ja mam progenitury o 3 mniej bo bym już dawno osiągnęła wagę idealną :)) świetnie to opisałaś moja zamartwianie też ma we krwi :)
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam, że opisuje taki powszechny problem :).
OdpowiedzUsuńAsiamarysia @ Ja mam ochote mamie powiedzieć, że mojego stryja mi przypomina. Stryj miał sklep rybny, rozliczał podatki do, powiedzmy, 20 kwietnia, czekał do wieczora tego dnia, bo do żony żałobliwie powiedzieć "Widzisz, zapomniałaś zrobic rozliczenia, bedziemy kare placić", jakby przypomniec nie mógł! Twoi Tesciowie, widzę, ten sam model.
Moje zycie ze mną @ Dziękuję, cieszę się, że sie podoba i zapraszam serdecznie :))). Wskazanie przez Ojca to prawdziwy zaszczyt, tak to odbieram, niedawno zauwazyłam, że mnie zalinkował :).
Myska @ Wiesz, martwic sie to sie każdy martwi, trudno się nie martwić, że dziecko sie urodzila dwa miesiące za wczesnie, a jakbyscie nasz dom widziały, jak się wprowadzaliśmy, ze ja wtedy bloga nie pisałam!!! Tak więc rozumiem, no ale martwić się, że jest zima i dzieci zmarzną??? Jakoś na Twoim blogu nie widzę, żebyś miala ku temu sklonności :D.
Mamaeli @ Wróć później, wiem, co to znaczy, jak dziecko jeść woła, wtedy nie ma przebacz :D!
Kobieta z drugiej strony lustra @ Ja jestem za chuda i utyc nie mogę po chorobie, już wiesz, czemu :D
Melduję, że wróciłam, doczytałam i ... strasznie się cieszę, że Matkę, któregoś dnia w necie znalazłam. Teraz obowiązkowo lekturka u K. Matki i Ojca K. :).
OdpowiedzUsuńJa też już swoją Matkę (Królową) i Ojca (Karmiącego) w necie znalazłam. :)
OdpowiedzUsuńMoże nas adoptują :D?
OdpowiedzUsuńDziewczyny, lejecie miód na moje serce i dopieszczacie moje zazwyczaj cichutko zwinięte w kąciku ego :))).
OdpowiedzUsuńA w kwestii adopcji - jeden taki dzionek, jaki mi dziś Potomkowie zgotowali, i wypisywałybyscie sie z tej rodziny z krzykiem :D.
Królowo Matko, kiedy Ty masz jeszcze czas na wpisy przy tej Bandzie Czworga;). Podziwiam i od dziś będę Cię czytać! :)
OdpowiedzUsuńDoczytałam i doszłam do wniosku, że chyba musimy mieć wspólną matkę, bo podobieństw w zachowaniach za dużo :)))
OdpowiedzUsuńCudny wpis :D
Aragonte