czwartek, 31 sierpnia 2017

Pompon Starszy at his normal

Pompon Starszy jest dzieckiem innym niż jego bracia. Kompletnie innym.

Poza, oczywiście, drobiazgami takimi jak zachwycająca otoczenie umiejętność wpadania w cholerę a la byczek Fernando, połączona z zianiem ogniem z paszczy i puszczaniem kłębów pary nosem oraz bycie (no, dobra, bywanie) Walerkiem...

(OT - Walerek, świeć Panie nad jego duszą, był to młodszy braciszek prababci Pompona Starszego, a babci Królowej Matki. Braciszek ten zasadniczo uważał, że świat, a kto wie, może także wszechświat powstał, aby ścielić się mu, Walerkowi, pod stopy, a już na pewno po to istnieją otaczający go ludzie, których zdania nie brał był pod uwagę w realizacji własnych przyjemności życiowych ani pod żadnym innym. I tak na ten przykład rodzina Walerka szła spać, gdy on szedł spać. Wstawała, gdy Walerek wstawał. Jadała posiłki, gdy Walerek zgłodniał, zaś gdy pod strzechy polskich miast i wsi zawitała technologia, rodzina Walerka oglądała telewizję oraz słuchała radia w ramach przez Walerka wyznaczanych, ponieważ - zmęczony lub znudzony, lub uznawszy, że ma dość na dziś - Walerek wstawał z fotela i wyłączał odbiornik radiowy/telewizyjny w połowie programu/filmu/słuchowiska i udawał się na spoczynek, a rodzina Walerka, wyłącznie dlatego, że jeszcze wtedy nie było w niej Królowej Matki, potulnie udawała się za nim.

Tę ostatnią cechę najwyraźniej odziedziczył po wujku Walerku Pompon Starszy, który potrafi ni stąd ni zowąd przełączyć TV, albowiem pragnie obejrzeć bajeczki Maszy względnie znudził go maraton Gumballa, a to, że nie odnosi sukcesu złożyć należy na karb tego, że rodzina Pompona Starszego różni się od rodziny wujka Walerka dość radykalnie.

Gwoli kronikarskiej ścisłości dodać jednak należy, że Walerek był mimo wszelkich wad człowiekiem obdarzonym nadnaturalnym wdziękiem, który to i owo wyjaśnia, nieopanowaną ciekawością świata i wstrząsającymi talentami pozwalającymi mu, na ten przykład, wykonać własnemi ręcami komplecik składający się z kredensu, stołu i pięciu krzeseł na podstawie jednego krzesła, wygrzebanego przezeń na targu staroci, które ujęło go przepięknym oparciem rzeźbionym misternie w liście winorośli. Plus grona. Winne. Krzesło oryginalne było od mebli wykonanych wujkawalerkową ręką nie do odróżnienia, co Królowa Matka zaświadcza, dopiero bowiem gdy była dorosła uświadomiono ją, że te meble to nie jest spadek po przodkach, tylko rękodzieło.

Miejmy zatem nadzieję, że jeśli Pompon Starszy ma już być Walerkiem, to po całości, koniec OT).

... a zatem poza tym Pompon Starszy pozostaje najporządniejszym dzieckiem Królowej Matki*, takim, które układa po sobie pieczołowicie pościel po rannym wstaniu, zadaje pytania w rodzaju: "Mamusiu, czy te spodnie pasują do tej koszulki?", mimo ukończenia lat sześciu nadal nie wyrósł z fascynacji pomaganiem mamusi w pieczeniu ciast oraz myciu wanny, jego najukochańszym hobby jest zamiatanie werandy po piętnaście razy na dobę, a najsurowszą karą jest zakazanie mu odkurzania. Ponadto Pompon Starszy dokładnie i precyzyjnie koloruje obrazki, rysuje własne ilustracje do książek, kopiuje dzieła Elżbiety Wasiuczyńskiej, lepi z plasteliny misterne stworki, którym dolepia miniaturowe stoliczki, krzesełka, łóżeczka i lodóweczki zapełnione jeszcze bardziej miniaturowymi buteleczkami mleka, owocami, warzywami i minisereczkiem w plastereczkach. Zadaje tez masę bardzo szczegółowych pytań dotyczących otaczającego go świata i twierdzi, że będzie miał same szóstki, nie to co jego bracia, koniec cytatu. Pytania te zadaje używając "dorosłego" języka, co czasem daje komiczny efekt, ale jest dość trudne do oddania w cytatach, niestety.

Poza tym sepleni najbardziej z całej czwórki.

W efekcie kumulacji wyżej wspomnianych cech zdarza mu się wygłaszać rzeczy jak poniższa:

Pompon Starszy (woła braciszków na film) - Chłopcy! Chodźcie, jest "Magaskaj", trzecia część!
Królowa Matka - Madagaskar.
Pompon Starszy - Madaskaj.
Królowa Matka - Ma-da-ga-skar.
Pompon Starszy - Ma-ga-da-skaj.
Królowa Matka - MADAGASKAR.
Pompon Starszy - Chłopcy! Chodźcie, jest "Cośtam-cośtam-skaj", część trzecia!

Oraz - regularnie - porządkować wszechświat.

Pompon Młodszy (entuzjastycznie) - Bojis, idziemy do kina! Tata powiedział, że idziemy w sobotę do kina! Już pojutro!!!
Pompon Starszy (z precyzją skalpela) - Mówi się "przedjutro"!!!

Pompon Starszy (podsumowując poranek) - Spałem, mamo, bardzo długo i mogłem się pod moim kocykiem spocić. Na szczęście ja się nigdy nie spacam.

Pompon Starszy (o krok od wpadnięcia we wspomnianą na wstępie cholerę) - Jestem NAPRAWDĘ wkurzony na tę aktualizację! Nie dość, że długo się ściągała, to dostaliśmy tylko jeden zombie-kwiatek... (nabierając tchu w płuca)... i w dodatku zgorszyli nam pandę!!!

Pompon Starszy (do mamusi, z satysfakcją) - Naostrzyłem sobie ołówek. Teraz wreszcie będę mógł rysować. Nie to, co przedtem.
Królowa Matka (z taką dozą zainteresowania, jakiej można spodziewać się po matce wielodzietnej w tym porywającym temacie) - A jak ci się rysowało przedtem?
Pompon Starszy (z uczuciem) - Strasznie! Nie wyobrażasz sobie. Naprawdę byś nie chciała tego doświadczyć!

No bo kto by chciał, nieprawdaż.

Królowa Matka (kiwając głową) - Oj, synu, synu, synu.
Pompon Starszy (identycznym tonem)  - Oj, mamo, mamo, mamo.

I to by było na tyle.


*Bardzo Aktualne Zdjęcia Poglądowe.

Zdjęcie A:


Piżamka Pompona Młodszego o rześkim, sobotnim poranku.

Zdjęcie B:


Piżamka Pompona Starszego o rześkim, sobotnim poranku.

I to by było na tyle tym bardziej.

środa, 30 sierpnia 2017

Pompon Młodszy at his best

Pompon Młodszy (je śniadanko odrobinkę dłużej, niż ogólnie przyjęte zasady przewidują, na przykład dwie i pół godziny).
Królowa Matka (balansując na cieniutkiej granicy, za którą tylko ruiny, zgliszcza, zianie ogniem z paszczy i uwiąd życia rodzinnego) - Dziecko, ja cię błagam, jedz szybciej...
Pompon Młodszy (życzliwie) - Bo chcesz nam szybciej dać deser?

Pompon Młodszy (zaglądając do własnego kubka, z pretensją) - Tu przed chwilą był sok!!! Kto wypił mój sok?!
Królowa Matka (z rezygnacją osoby przyzwyczajonej do przeprowadzania podobnych pogadanek przeciętnie pięć razy dziennie) - Synuś, Potomek Starszy nie mógł ci wypić, bo siedzi na kanapie i się stamtąd nie ruszył od kwadransa. Potomek Młodszy nie mógł ci wypić, bo jest na górze i rysuje ilustracje do własnej powieści. Pompon Starszy, ja sam zapewne widzisz, siedzi na werandzie. Co oznaczać może tylko jedno, a mianowicie...
Pompon Młodszy (kończąc płynnie myśl Mamusi) - ... że to ty!

Pompon Młodszy, w krótkiej przerwie między nieustannymi posiłkami, z których składają się jego dni (sprawdzić czy nie pizza) - Mamo, mamo, zobacz! Założyłem okulary tatusia! W ŻYCIU nie będę okularów nosił, NIGDY, wyglądam w nich jak młody naukowiec... (zsuwa się z krzesła i zataczając się silnie robi kilka niepewnych kroków) I w dodatku widzę jak młody naukowiec!

Pompon Młodszy (przerywa sobie na chwilę rysowanie komiksu, aby popaść w zadumę, a następnie wyartykułować będące skutkiem tego głębokiego namysłu pytanie) - Mamusiu, czy zasady są po to, żeby je łamać?

Dziecko na dzisiejsze czasy, tyle tylko Królowa Matka Państwu Szanownemu powie.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Każdemu to, co lubi

Królowa Matka, Pan Małżonek i cała Banda Czworga wracają sobie przez główny deptak miasta ze spaceru, który od jakiegoś czasu przedsiębiorą wieczorami dla zdrowotności krokiem "ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą".

Wieczór jest rzeczywiście piękny, tłumy spacerowiczów wokół, nocne życie miasta wre, a elementem tego wrzenia jest klub, którego okna są ściśle zasłonięte purpurowymi, ciężkimi kotarami, do którego na pozór zamkniętych na głucho, ciężkich wrót wiedzie czerwony dywan, z obu stron ograniczony pozłacanymi słupkami połączonymi złotymi sznurami z frędzlą oraz ozdobnymi chwostami.

Pompon Młodszy (z zachwytem) - O, mamusiu! Jakie to śliczne! Chodźmy tam, możemy, mamusiu?

Królowa Matka - Nie.

Pompon Młodszy (głosem nabrzmiałym rozczarowaniem) - Dlaczego nie?!

Królowa Matka (ze stoickim spokojem) - Bo to nocny klub i sex shop.

Potomek Młodszy (w popłochu zagarniając Młodszego Braciszka, już popylającego po czerwonym dywanie) - Oj, to chyba faktycznie nie...

Cała Rodzina, wraz z nieco nabzdyczonym Pomponem Młodszym mija Manufakturę Cukierków, przypadkowo sąsiadującą ze wspomnianym wyżej przybytkiem niemalże ściana w ścianę, na rzęsiście oświetlonej wystawie której mienią się wszystkimi kolorami tęczy (oraz jeszcze kilkoma dodatkowymi) cukierki i lizaki, w słojach, kubkach, koszyczkach, malowniczo rozrzucone luzem, ślące w nocne przestrzenie upojne wonie.



Potomek Starszy (niemal w ekstazie) - O, i to jest mój sex shop!

I tak trzymać, syneczku!



środa, 19 lipca 2017

Jak skłonić młodszego* nastolatka do zrobienia niemal wszystkiego

*starszy nastolatek, jako uodporniony, i tak będzie miał wszystko w miejscu archaicznie zwanym rzycią

Wieczorek, słońce zachodzi za ohydny bunkier, który Królowej Matce buduje tuz za płotem jakiś pozbawiony gustu milioner, skłaniając ją do coraz częstszych myśli, by porzucić Dzicz i przenieść się gdzieś, gdzie nie ma żadnych milionerów, cykady cykają, mgły się snują nad polami, a w Domu w Dziczy Potomek Starszy wystawia na próbę cierpliwość swoich rodziców, gdyż siedzi. I gra. Na komórce.

Królowa Matka (po dwóch tysiącach rzuconych w głucho milczącą przestrzeń zdań typu: "Synu, czas spać. "Jutro też jest dzień". "Proszę, udaj się w kierunku łazienki, umyj się, a potem lulu". "Synu, naprawdę chcielibyśmy się już pozbyć waszego lubego widoku". "Czy ty mnie w ogóle słyszysz?", odrobinę eskalując poziom decybeli) - Ja cię bardzo uprzejmie proszę, skończ wreszcie to granie, myć się i spadziara stąd w podskokach na górę, ale już!!!

Potomek Starszy (nieuważnie) - Mhm... Zaraz... zaraz... tylko tu dokończę taki poziom...

Królowa Matka (słodko) - Poziom, mówisz. No, dobrze. Nie chcesz po dobroci, użyjemy środków przymusu pośredniego.

Potomek Starszy (nie odrywając wzroku od komórki) - Aha?

Pan Małżonek (pouczająco) - Nasze wieloletnie doświadczenie jako rodziców i byłych nastolatków mówi mi i twojej mamusi, że są sposoby, by skłonić młodzieńca w twoim wieku do opuszczenia dowolnego pomieszczenia, i to raczej szybko.

Królowa Matka - Są bowiem rzeczy, których żaden nastolatek znieść nie jest w stanie.

Pan Małżonek (tonem niezbędnego uzupełnienia) - Dwie.

Królowa Matka - Tak jest, dwie. Pierwsza to rodzice młodzieńca, tonący w czułym objęciu i podający sobie ust korale...

Potomek Starszy (tonem niewyobrażalnie hojnego właściciela niewolników) - Podawajcie sobie na zdrowie. Mnie to w ogóle nie przeszkadza.

Królowa Matka - Toteż właśnie. W twoim wypadku musimy zastosować tę drugą rzecz.

Potomek Starszy (wali w ekranik komórki, unicestwiając całe nacje, albo, przeciwnie, wycinając im wygodną drogę przez puszcze i trzęsawiska, Królowa Matka nie wnika, i nie reagując na słowa Rodzicieli w żaden sposób, no, chyba, że uznamy, że brak reakcji to też jakaś reakcja).

Pan Małżonek (łagodnie) - Z tobą, synu, będziemy rozmawiać o seksie.

Potomek Starszy (wykazując słabe oznaki niepokoju) - O seksie? Dlaczego o seksie?

Królowa Matka (tonem niezbędnego wyjaśnienia) - Bo nie ma nic straszniejszego, niż rodzice wyjaśniający nastolatkowi tajemnice życia seksualnego, najlepiej posiłkując się licznymi przenośniami i porównaniami do kwiatków, motylków, pszczółek i kropli rosy na kwieciu. Oraz graficznymi wykresami, o, graficzne wykresy też bardzo na propsie. A już naj-naj-lepiej, jak to czynią w obecności kolegów nastolatka, ale to już trudno, jakoś sobie bez tego poradzimy...

Pan Małżonek (kontynuując wykład Małżonki) - Jesteś już, synu, w odpowiednim wieku, jeździsz na szkolne wycieczki z nocowaniem, naprawdę byśmy nie chcieli, żebyś po jakiejś kolejnej stanął nam w progu z koleżanką i informacją, że ona się do nas wprowadza, bo uczyniliście nas dziadkami...

Potomek Starszy (nerwowo) - No ale co ty, tato, ty wiesz, ile ja mam lat?! Trzynaście! Nawet nie trzynaście, dwanaście i pół mam!!!

Pan Małżonek (nie dając się zepchnąć z obranego kursu) - ... zwłaszcza, że na tych wycieczkach jakieś przytulanie na dobranoc odchodzi, jak słyszałem, jakieś gry w butelkę...

Potomek Starszy (bardziej nerwowo) - Tylko się przytulamy! Wszyscy się przytulamy! Chłopaki też, tak na pożegnanie, nic więcej!!!

Pan Małżonek (nieustępliwie) - ... a od takiej gry w butelką tylko kroczek...

Królowa Matka (wchodząc płynnie w słowo swojej Lepszej Połówce) - ... od uczynienia którego uchronić cię może jedynie niezłomny kręgosłup moralny. Ponieważ jednak wiemy ze wspomnianego wyżej doświadczenia, że jak rodzice zaczynają mówić o kręgosłupie moralnym nastolatek dostaje szklanego wzroku i tym aktywniej wpatruje się w komórkę, co najwyżej powtarzając nieobecnym tonem "Aha, aha..." powrócimy do jego kształtowania w bardziej sprzyjających okolicznościach, a teraz przekażemy ci parę informacji technicznych.

Pan Małżonek (tonem wykładowcy uniwersyteckiego) - Na przykład, synu, taka prezerwatywa.

Królowa Matka - Prezerwatywa to jest, drogi chłopcze, konieczność. I nie ma to, tamto, że niewygodna czy coś. Albo, że nakładać nie umiem, więc nie użyję. Nie umiesz, to się naucz...

Pan Małżonek - ... możesz, na przykład, poćwiczyć w domowym zaciszu na jakimś poręcznym warzywku...

Królowa Matka - Tylko czarnej nie kupuj! Czarny wyszczupla!!!**

Pan Małżonek (tonem życzliwej porady) - ... i nigdy nie kupuj rozmiaru XXL w nadziei, że wydasz się bardziej hojnie wyposażony przez naturę, bo taki sprzęt może się zsunąć i wtedy...

Potomek Starszy (w popłochu zrywając się z kanapy i rzucając komórkę na stół) - Idę! Już idę się myć, już!!! Wy nie jesteście normalni!!! ŻADNYCH HAMULCÓW nie macie!!!!!

Mwahahahaha.

ZAWSZE działa :).


** z dedykacją dla Kochanej Teściowej, która takiej właśnie porady udzieliła Panu Małżonkowi, gdy ten w nastolęcych latach pobierał nauki na przedmiocie zwanym Wychowaniem do Życia w Rodzinie.

poniedziałek, 17 lipca 2017

Post zniechęcający do jedzenia owoców

Pompon Młodszy (w czasie czynienia z Mamunią zakupów żywieniowych dla dużej, głodnej rodziny) - Popatrz, mamusiu, te morelki wyglądają jak pupki!

Królowa Matka (bezbłędnie wyławiając w wypowiedzi Dzieciątka to, co najistotniejsze; machinalnie) - To są brzoskwinie, synku...

Pompon Młodszy (poprawiając się posłusznie) - Brzoskwinki. Te brzoskwinki, mamusiu, wyglądają jak pupki.

Królowa Matka (wrzucając do koszyka sklepowego bułki, chleb oraz pieczywo tostowe, nieco nieuważnie) - Mhm, rzeczywiście, trochę tak wyglądają...

Pompon Młodszy (kontynuuje w natchnieniu) - ... takie tu mają pęknięcia przez środeczek, a po obu stronach pęknięcia takie połóweczki...

Królowa Matka - Istotnie.

Pompon Młodszy (kończąc z satysfakcją) - Jeszcze tylko brakuje takiego zawijaska pośrodku, i by wyglądało, jakby robiły kupkę.

Kto jak kto, ale Królowa Matka nie spożyje żadnej brzoskwinki przez czas jakiś...

wtorek, 27 czerwca 2017

Potomek Starszy służy wiedzą

Matka Królowej Matki (w zadumie wpatrzona w swoją krzyżówkę, w przerwie między gryzieniem końcówki ołówka a wpisywaniem haseł, rzuca w przestrzeń) - Pies myśliwski... pies myśliwski jak półwysep w Ameryce Północnej...

Potomek Starszy (zdecydowanie i rzeczowo) - Takiego wielkiego psa nie ma.

Ha! Szach mat, Układacze Krzyżówek!!!

środa, 21 czerwca 2017

Nothing But the (Sad) Truth

Sielskie popołudnie.

Dziatwa beztrosko igra swymi komórkami i spinnerami, a takoż puszcza bańki, przerywając swe igrce jedynie dla wykrzyknięcia: "Mamoooo, a oooon ukłuł mnie/ nie daje mi grać/ nie daje mi grać w to, co chcę/ mnie bije/ mnie łaskocze/ powiedział, że jestem mały/ powiedział, że mam się wypchać/ powiedział "czytam bestiariusz", i co to znaczy/ obiecał się pobawić w...., a teraz mówi, że nie/ mówi, że go nudzę (niepotrzebne skreślić)....!" i to zaledwie raz na minutę.

Pan Małżonek, przeżywający w pracy pełnie napięcia chwile tkwi w posępnym milczeniu przed komputerem i strzela z łuku do nerwowo biegających po ekranie postaci, odcięty od lubych dźwięków przy pomocy słuchawek, które gwarantują, że nie przejdzie on do strzelania w realu (a łuk w Domu w Dziczy się jak najbardziej znajduje, ma 18 kilogramów naciągu i niesie, że ho, ho).

Królowa Matka dzierga, jednym okiem rzucając na odcinek "Frasiera", który właśnie uległ był przerwaniu, zaś na ekranie pojawiły się reklamy, te, nieprawdaż, dźwignie handlu.

"Każdego dnia odczuwasz wdzięczność za swoich najbliższych - zapewnia w TV pani aksamitnym, macierzyńskim głosem - i każdego dnia chcesz ich kropnąć...".

Królowa Matka zastyga z szydełkiem w dłoniach. W jej mózgu przekonanie, że całkiem sporo rzeczy dałoby się sprzedać (przynajmniej jej) za pomocą tego chwytliwego hasła walczy z wrażeniem, że żadnej z nich nie reklamowano by w  porze najwyższej oglądalności. Nauczona doświadczeniem spokojnie oczekuje na powtórkę reklamy, tym razem planując wysłuchać jej z napiętą uwagą.

Niestety, z jakiegoś powodu (a nawet z czterech powodów) uwaga jej zostaje rozproszona i w chwili, gdy pani zaczyna przemawiać aksamitnym głosem do uszu Królowej Matki dochodzi niezmiennie: "Każdego dnia odczuwasz wdzięczność za swoich najbliższych, i każdego dnia chcesz ich kropnąć".

Hm.

Szydełko idzie na bok, drzwi balkonowe zostają zamknięte, odcinając Królową Matkę od czterech źródeł natężonego dźwięku dobiegających z ogródka przynajmniej na chwilę, Królowa Matka przykleja się do telewizora i już w czasie kolejnej przerwy na reklamy jej cierpliwość zostaje nagrodzona.

"Każdego dnia odczuwasz wdzięczność za swoich najbliższych - szemrze pani - i każdego dnia chcesz ich chronić".

Królowa Matka nie wie, czy określenie "freudowska pomyłka" dotyczy też przesłyszeń, ale i tak pozdrawia Zygmunta Freuda machaniem, gdziekolwiek ten się teraz znajduje.


niedziela, 28 maja 2017

Post Ostatecznie i Nieodwołalnie Kompromitujący

Królowa Matka, Pan Małżonek oraz część ich Progenitury udali się byli do Cywilizacji, by odetchnąć atmosferą Wielkiego Świata, jakże inną od atmosfery siermiężnych pól i lasów, którymi oddychają na co dzień, wypić kawę i zjeść lody.

Pan Małżonek zamówił kawę, Królowa Matka zagarnęła Potomki i ustawiła się w kolejce do stoiska jednej z wiodących cukierni w kraju, której nazwy tu nie poda, bo nie jest winą cukierni, że ma takich klientów. Stała, stała i nic nie myślała, stara się bowiem oddawać niemyśleniu w każdej chwili całym po prostu sercem, a wzrok jej błądził po tych wszystkich tartletkach z owocami, fikuśnych tortach zdobnych w fale kremu i cukrowe kwiecie, babeczkach z kajmakiem i rogalikach z różą oraz inszych inszościach, aż wzrok jej zatrzymał się.

Na białych, cukrowych penisikach, osadzonych na podstawie z błękitnych stokroci.

Królowa Matka w zasadzie nadal nic nie myślała, penisiki jak penisiki, bywało się w różnych, mrocznych częściach internetu, na przykład w tych, w których potencjalnej klienteli wieczorów panieńskich przedstawia się torty, ciasteczka i inne smakołyki zdobne w ornamenty z cukrowych męskich przyrodzeń dowolnych fasonów, rozmiarów i kolorów, najwyraźniej umysł Królowej Matki nie wyparł tych wizyt tak dokładnie, jak jej się wydawało. Teraz wzrok jej utkwiony był w penisikach z doskonałą obojętnością, zaś w umyśle ospale formowała się niemrawa myśl, że trochę to dziwne, a nawet odważne, tak umieszczać w wystawowej gablocie męskie części bądź co bądź intymne, dokładnie na wysokości oczu dziatwy wieszającej się na rodzicach w oczekiwaniu na lody i ciastka z czekoladą.

Kolejka przesunęła sie o krok.

Królowa Matka też sie przesunęła.

O krok bliżej do penisików.

Które z bliska okazały się nie być penisikami.

Tylko figurkami chłopczyków w albach, z pobożnie złaczonymi rączętami, przeznaczonymi na pierwszokomunijne torty. Co by wyjaśniało ich umajenie błekitnymi stokrociami.

Stanu umysłu Królowej Matki natomiast nic wyjaśnić nie jest w stanie. No, poza chronicznym niewyspaniem, zmęczeniem, poczuciem beznadziei, ciężką chorobą, kłopotami rodzinnymi, reformą szkolnictwa, posiadaniem najstarszego dziecka w wieku nastoletnim, a najmłodszego- z permanentnym buntem dwu-, trzy-, cztero- (i tak dalej) - latka, i jeszcze innymi czymsiami, co to jak Królowa Matka wymyśli to dopisze.

Tego się Królowa Matka będzie trzymać.

Li i jedynie.

środa, 17 maja 2017

Do zrujnowania rodzimego przemysłu krok pierwszy

Królowa Matka jest dziś (i jutro, i pojutrze, i popojutrze) nie Królową Matką od Bandy Czworga, tylko Królową Matką od Bandy Trojga, jako, że Potomek Starszy okazał się już Bardzo Starszy, wziął się i pojechał na wycieczkę.

Nie jakąś tam byle jaką, dla malutkich dzieci, jedno- albo i półdniową.

Na poważną wycieczkę dla klas szóstych, które będą nocować (bo przecież nie spać, spanie jest dla mięczaków) poza domem, używać życia i szastać forsą oraz pić Colę w ilościach w Domu w Dziczy zakazanych.

Czy w związku z tym wiekopomnym wydarzeniem matczyne oko zasnuło się łzą?

Czy wezbrały w macierzyńskim łonie wspomnienia o maleńkim chłopczyku, który obejmując ją chudziutkimi ramionkami zapewniał, że jej nigdy nie opuści, zawsze przy niej będzie, bo bycie z nią jest najfajniejszą z fajnych rzeczy na świecie?

Czy Rodzice, tłumiąc wzruszenie, odprowadzili Potomka Starszego na szkolny dziedziniec, a potem, jadąc do swych zakładów pracy nie ukrywali już przepełniającego ich po brzegi wzruszenia?

Czy nie mogli się skupić na swej pracy, sprawdzając co dwie minuty telefon, by nie przeoczyć SMS-a od Ukochanego Syna (którego zresztą ten wysłał dopiero po oberwaniu przez łeb od Wychowawczyni, która przypomniała Pacholęciu, że musi skontaktować się z domem ze względu na swoją chorą babcię, której nie wolno się denerwować, a która do denerwowania się jest więcej niż skłonna)?

Nie.

Nic podobnego się nie zdarzyło.

Nie oznacza to jednak, że Potomek Starszy pojechał w Siną Dal pozbawiony moralnego wsparcia i nie otulony niby kokonem dobrymi radami, których bogaci doświadczeniem Rodziciele nie szczędzili, rzucając go - maleńkiego i bezbronnego - w ten dziki i bezlitosny świat..

Rano otóż, na chwilę przed wyjściem z domu, gdy plecak był już spakowany, kanapki zrobione, portfel z oszczędnościami ukryty w bezpiecznym miejscu, zaś Potomek po raz tysiącpińćsetny upewnił się, ze zapakował ładowarkę od telefonu, Królowa Matka, stojąc w kuchni, odezwała się w te słowa:

- Synu (tu obrzuciła swego Pierworodnego spojrzeniem pełnym macierzyńskiej czułości), wiedz, że jeśli wrócisz do domu z zameczkiem z muszelek, podpisanym "Pamiątka z Gdyni", to cię zabijemy.

- Jeżeli - płynnie włączył się do dialogu Pan Małżonek - przywieziesz ze sobą foczkę zrobioną z morskich kamyczków, to cię zabijemy.

- Jeżeli - kontynuowała Królowa Matka z łagodnością, którą wszyscy tak w niej cenią - kupisz miniaturkę latarni morskiej made in China z napisem "We love Trójmiasto", to cię zabijemy. Jeśli przywieziesz kulę, w której po potrząśnięciu będzie wirował morski piasek, zabijemy cię. Jeśli wrócisz tu z modelem żaglówki udekorowanej okruszkami bursztynu, to cię zabijemy. Jeśli ujrzę w twych rękach kubek wart 2,50, nabyty za 20 zł i umajony podpisem "Gdynia forever", to cię zabijemy.

- Jeżeli nabędziesz za ostatni - a nawet przedostatni - grosz - dodał Pan Małżonek - muszlę z ręcznym napisem "Gdynia 2017" to cię zabijemy. Jeśli przywieziesz toporny magnes na lodówkę z Neptunem, to cię zabijemy. Jeżeli...

- To co wolno mi przywieźć?! - zakrzyknął z rozpaczą Potomek Starszy, do tej chwili w milczeniu wodzący wzrokiem od jednego Rodzica do drugiego.

- Nic - uświadomiła mu Królowa Matka (czule, rzecz jasna, lecz stanowczo). - Jesteśmy w Gdyni co najmniej raz w roku, najczęściej dwa. Nie ma potrzeby, byś sobie stamtąd przywoził cokolwiek akurat teraz.

- Pocztówkę - rzekł niemal w tej samej chwili Pan Małżonek - Pocztówkę możesz sobie przywieźć. Ozdobioną nadmorskim piaseczkiem.

- W Oceanarium są takie magnetyczne kule... - podjął desperacką próbę Potomek Starszy.

- Żadnej kuli - ucięli Rodzice z tą godną podziwu zgodnością, która jest przywilejem starych, dobrych i wypróbowanych w licznych burzach małżeństw, a o którą apelują psycholodzy w każdym artykule na temat zalecanej w kontaktach z Potomstwem jednomyślności.

- Lizaki wszystkim kupię - rzekł Potomek Starszy tonem zrezygnowanym i pojechał.

Jeśli pojawi się jeszcze na łamach tego bloga oznaczać to będzie, że wrócił bez kuli.

sobota, 29 kwietnia 2017

O wyższości Melchiora i Baltazara

Dwa dni temu Królowa Matka odebrała telefon. W pracy akurat była, ale przypadkiem trwała właśnie przerwa, Królowa Matka (też przypadkiem) nie miała dyżuru i była dyspozycyjna.

- Czy rozmawiam z mamą Kacpra? - spytał grzecznie damski głos w słuchawce, a Królowa Matka potwierdziła, że i owszem, w króciutkim ułamku sekundy zastanawiając się, co takiego wymalował Potomek Młodszy w szkole (do myśli, że może zleciał skądś na ten głupi łeb, albo sobie coś złamał nie zdążyła dojść, co oczywiście daje pewne pojęcie o głębi jej macierzyńskich uczuć, a mianowicie, że ta głębia jest więcej niż dyskusyjna).

- Proszę pani - powiedział głos uprzejmie, ale wyrobione ucho Królowej Matki wyczuło ukryte profesjonalnie pod tą uprzejmością furię i takie rzeczy, których się nie werbalizuje z obawy przed pozwem o zniesławienie. - Termin opłaty za wycieczkę minął dwa tygodnie temu, a wyjeżdżamy na początku maja!

- O - zdziwiła się Królowa Matka. - Wydawało mi się, że wszystko już zapłaciłam...

- Nie, proszę pani - powiedział głos tonem, który nieomylnie zasugerował Królowej Matce, że zbliżamy się do momentu silnie krytycznego. - Kacper nie zapłacił jeszcze za wycieczkę...

- Może coś przeoczyłam - zgodziła się grzecznie Królowa Matka, która istotnie płaciła na ostatniej wywiadówce takie ilości kasy na przeróżne cele (rada rodziców, druga część ćwiczeń do polskiego, ta nieobowiązkowa, wyjazd do teatru, dobrowolna składka ustalona na początku września, wycieczka, chociaż wyglądało na to, że tego akurat nie), że to i owo mogło jej umknąć, - chociaż byłam pewna, że zapłaciłam już miesiąc temu. A, przepraszam, ile?

- Informacja o tym była na dzienniku elektronicznym! - w głosie rozmówczyni Królowa Matka wyczuła powoli acz nieuchronnie dojrzewające postanowienie, by porzucić wszelkie uprzejmości.

- Do dziennika zaglądamy regularnie - powiedziała Królowa Matka łagodnym tonem, bo robi w tym biznesie od lat i nie nowina jej kontakty z rodzicami ukochanych kurczątek "ach-no-co-pani-powie-oczywiscie-że-on-jedzie-jak-to-termin-wycieczki-minął-dlaczego-nikt-mnie-nie-informował-że-to-już-maj!!!", o tym, co się czuje w czasie podobnych kontaktów nie wspominając - ale najwyraźniej przegapiliśmy notatkę. Bardzo przepraszam. Bardzo. Oczywiście, do jutra wszystko zapłacimy. Tylko, przepraszam, ile?

- Dwadzieścia pięć złotych - warknęła słuchawka i się rozłączyła w trakcie kolejnych przeprosin Królowej Matki i ryczącego dzwonka na lekcje w tle.

No, nic. Królowa Matka wróciła do domu, w rozmowie z Panem Małżonkiem wyraziła zdziwienie w temacie zalegania z opłatami, wysuplała z własnych, skąpych zasobów dwadzieścia pięć zeta i wręczyła je Potomkowi Młodszemu z poleceniem, by natychmiast rano, jeszcze przed lekcjami, dostarczył je pani, gnąc się w ukłonach i z przeprosinami na ustach. Może przy tym zwalać odpowiedzialność na beztroskich rodziców, czemu nie.

Nazajutrz było nazajutrz, Królowa Matka udała się do pracy, po czym w trakcie lekcji z klasą V B jej telefon rozdzwonił się, a na jego ekranie wyświetlił się nieznajomy numer.

Królowa Matka z zasady nie odbiera nieznajomych numerów, czyni wyjątki wyłącznie rano w pracy, powodowana licznymi wizjami jej Potomków doznających w szkołach i przedszkolach urazów/wypadków/złamań/gorączki 40-stopniowej i wysypki na całym ciele /i innych takich, lub też wizją swej własnej Matki popadającej w omdlenie gdzieś na środku ulicy. V B jest klasą inteligentną i współpracującą, a w dodatku ma nauczyciela wspomagającego, więc Królowa Matka zdecydowała się zlamać szkolny regulamin, wymknęła się na korytarz i odebrała.

- Dzień dobry - powiedział kobiecy głos po drugiej stronie tego czegoś, po czym leci sygnał - tu mówi (nazwisko, które padło, nic Królowej Matce nie powiedziało). Czy rozmawiam z panią (i tu kolejne nazwisko).

- Nie - powiedziała zgodnie z prawdą Królowa Matka, której podane miano nie powiedziało kompletnie nic, co jest pewną sztuką zważywszy, że pracuje w szkole i z przeróżnymi nazwiskami w dużych stężeniach styka się od lat.

- Niemożliwe - nie zgodził się głos - mamy ten telefon jako kontakt do pani...

- Nie - powtórzyła Królowa Matka z łagodnym uporem - to znaczy, możliwe, że państwo mają, ale ja nie jestem pani X. To pomyłka.

- Jak to pomyłka? - spytał bezradnie głos. - Przecież ja wczoraj z panią rozmawiałam!

- Nie - powiedziała po raz trzeci Królowa Matka, której jeszcze nic nie zaczęło świtać.

- Ależ tak! - uparł się głos, w którym zaczynały pobrzmiewać nutki histerii. - Wczoraj rozmawiałyśmy w sprawie wycieczki! Pytałam, czy to pani, i pani powiedziała, że tak!

- Chwileczkę... chwileczkę... - powiedziała Królowa Matka, której świtać wreszcie zaczęło. - Wczoraj rozmawiałam w sprawie wycieczki. Ale wczoraj spytała pani, czy jestem mama Kacpra...

- Tak... - powiedział głos po chwili milczenia. - Tak... rzeczywiście... spytałam, czy rozmawiam z mamą Kacpra...

-... a ja, widzi pani - kontynuowała Królowa Matka - mam syna Kacpra.

- Ma pani syna Kacpra... - powtórzył głos słabiutko.

- Tak, i widzi pani - kontynuowała Królowa Matka radośnie - on jedzie na wycieczkę klasowa w maju.

Głos nic nie powiedział, gdyż jego właścicielkę najwyraźniej zatkało.

- I pewnie nie będzie to dla pani pociechą - ciągnęła Królowa Matka wpadłszy w ciąg, - ale on się dziś pojawił w swojej szkole z pieniędzmi...

- A nasz Kacper - zwierzył się Królowej Matce głos - przyszedł bez pieniędzy i spóźniony czterdzieści pięć minut...

- Bardzo mi przykro - wyraziła szczere współczucie Królowa Matka - ale obawiam się, że nic na to nie będę mogła poradzić.

- Nie, pewnie, że nie - powiedział głos. - Przepraszam panią najmocniej, co za nieporozumienie! Mieliśmy ten kontakt podany przez mamę Kacpra jako jej telefon...

- Pewnie się pomyliła - rzekła Królowa Matka, usiłując mieć więcej wiary w dobrą wolę nieznanej mamy niż podpowiadał jej to zdrowy rozsądek oraz wrodzony sceptycyzm. - Tym niemniej, niech panie wykreślą ten numer z rejestrów, bo on jest z cała pewnością i od wielu lat mój. I życzę powodzenia!

Tak więc, Kochani Czytelnicy. Melchior. Baltazar. Ludwik, jeśli pragniemy pozostać w klimatach królewskich. Albert, jeśli chcemy pozostac w klimatach mędrców.

NIE Kacper.