Królowa Matka zdała sobie sprawę - w gruncie rzeczy zaczęła zdawać sobie tę sprawę jakiś czas temu, ale ostatnio dotarło to do niej z całą mocą, - że na skutek lektury jej bloga Czytelnicy wytwarzają sobie fałszywy (albo co najmniej nie o końca prawdziwy) obraz życia jej i Jej Familii. A więc radosny dom pełen pogodnych Dzieci, na które nikt nie krzyczy (o biciu to już w ogóle mowy nie ma), tylko z nimi rozmawia, rozmawia, rozmawia w duchu NVC, te - inteligentne i mniej inteligentne, ale i tak urocze i zabawne - rozmowy latają w powietrzu z lekkością serpentyn, pachnie ciasteczkami czekoladowymi albo szarlotką z cynamonem, lepi się z masy solnej, rysuje potwory, ogląda programy przyrodnicze, a potem najciekawsze rzeczy z tych programów googluje i sprawdza w internecie. Pan Małżonek zabiera Starszych na grzyby albo długie spacery do lasu, a po pracy z radością oddaje się swojemu hobby, czyli trenowaniu kendo, Królowa Matka karmi, utula, usypia, czyta do snu, swoje chorowanie ogranicza do pamiętania o łykaniu leków i nie myślenia patologicznie o tym, że zaraz umrze, przeciwnie, do myślenia, że na pewno będzie dobrze, a gdy robi się ciemno przed oczyma i kręci się w głowie tak, że nie sposób utrzymać się na nogach to trzeba usiąść na chwilę, wypić słodką herbatę albo zjeść coś, a potem spokojnie wrócić do karmienia, utulania, czytania, odpowiadania na dziesiątki pytań, a wieczorami, gdy utulone i nakarmione dzieci usną - do wyszywania, szydełkowania albo szycia filcowych zawieszek. Jest pięknie, słonecznie - choćby i padało, ciepło - nawet w środku zimy, a Dzieci Królowej Matki obrastają w poczucie bezpieczeństwa i w piękne wspomnienia z dzieciństwa.
Tymczasem bywa tak, jak dziś.
Potomek Starszy nie mógl wyjątkowo pójść do szkoły, w związku z tym Potomek Młodszy nie poszedł do przedszkola, a Królowa Matka cieszyła się na kolejny prawie-wakacyjny dzień, przebiegający leniwie, zgodnie z prawie-wakacyjnym rytmem (zaburzonym nieco odrabianiem lekcji przez Potomka Starszego, do którego Wychowawczyni Królowa Matka zadzwoniła z usprawiedliwieniem i prośbą o podanie materiału, który powinna przerobić z synusiem).
Obudziło ją rytmiczne walenie w ścianę czy też podłogę w pokoju obok - Potomki Starsze obudziły się wcześniej niż ona i, nie chcąc jej budzić, zajęły się budową zamku, a potem zabawą w oblężanie go i dzielną obronę. Obudzona odgłosami obrony starożytnych murów zamczyska Królowa Matka powlokła się do kuchni, gdzie przyrządziła posiłek dla Pomponów. Następnie, po podaniu śniadania Pomponom, wydusiła z będących w ciąglym ruchu i zmieniajacych co trzydzieści sekund zdanie Potomków Starszych informację, co właściwie chciałyby zjeść na śniadanie, przygotowała śniadania, dwa różne, umyła górę naczyń, przebrała w dresiki Pompony i za pomocą przymusu werbalnego skłoniła (dwie godziny od wstania) do przebrania się swoich starszych, przeziębionych, ale mimo to biegających na bosaka, synów. Po półgodzinie "Włóż chociaż skarpety...", (przerwa na zdjęcie Pomponów z krzeseł), "Jak to, gdzie są twoje spodnie od dresu, tam, gdzie je wczoraj odłożyłeś, rozbierając się!" (przerwa na uniemożliwienie Pomponowi Młodszemu wdrapania się na kominek), "Proszę, nie zostawiaj piżamy rzuconej na podłodze, złóż ją i odłóż w łazience..." (przerwa na oddzielenie Pompona Starszego, wgryzionego w Pompona Młodszego, od ryczącego wnieboglosy Pompona Młodszego, i ukojenie rozpaczy obydwu), "Proszę, załóż jeszcze skarpety!" (przerwa na zdjęcie Pomponów z krzeseł), "Proszę, przestań latać na bosaka!" (przerwa na zdjęcie Pomponów ze stołu, na który wlazły, bo Królowa Matka nie zdążyła zdjąć ich z krzeseł), "Oczywiście, że to nie jest twoja koszulka, przecież ci sięga do pępka, zdejmij ją i załóż swoją..." (przerwa na wyciągnięcie Pompona Starszego ze śmietnika) Potomki Starsze można było z grubsza uznać za ubrane, oraz okazało się, że jest jedenasta, a Królowa Matka nie miała jeszcze niczego, nawet własnych lekarstw, w ustach.
Po połknięciu lekarstw Królowa Matka całkowicie niepedagogicznie (oraz ma to gdzieś) uziemiła Potomki Starsze przy komputerze i zrobiła sobie śniadanie, które zjadła, zdejmując, zestawiając, odsuwając i odmawiając dostępu do niego obu Pomponom, które właziły na nią, wyły czołgając się u stóp, wieszały się na nogach, odpychając się nawzajem wkładały jej twarze w talerz, wszystko celem zostania poczęstowanym. W związku z tym Królowa Matka jadła śniadanie jak struś, łykając wielkie kawały bez gryzienia i nie czując smaku, po czym przygotowała drugie śniadanie dla Pomponów i, korzystając z tego, że jedzą, sprzatnęła zabawki wyrzucone z wielkiego pudła na środek pokoju, po czym uśpila maleństwa (tak, potrafi usypiać oba naraz) i zyskała jedyną, jak się okazało, chwilę spokoju w całym dniu.
Chwilę tę wykorzystała na naukę z Potomkiem Starszym, który, ku jej radosnemu zdziwieniu, nie tylko przeciw temu nie protestował (co zazwyczaj jest bolesną normą), ale oświadczył, że on bardzo chętnie będzie się tak uczył zawsze, i Królowa Matka ma powiedzieć pani Kasi, że on do szkoły nie wróci, tylko będzie wszystko w domu z mamunią robił.
Po wymęczeniu Potomka Starszego Mamunia zamierzała poczytać, ale obudził się Pompon Starszy i znów trzeba było go karmić (przeciw czemu nie protestował). Gdy zaś po obiadku oddalił się do swoich niszczycielskich zajęć (ponowne wywalenie zabawek na środek pokoju, ponowne kilkukrotne próby włażenia na stół po krzesłach, pierwsze tego dnia próby pomalowania kredkami świecowymi zarąbanymi Bratu z tornistra mebli) trzeba było karmić obudzonego łomotem wywalanych zabawek Pompona Młodszego, (który przeciw temu protestował ogniście, bowiem ostatnio ma fazę na niejedzenie obiadków, tylko picie mleka i pożeranie owoców, więc z obiadu spożył wyłącznie makaron).
A podczas, gdy on jadł makaron, a Pompon Starszy dewastował meble, Potomki Starsze dostały klasycznej głupawki ubarwionej równie klasycznymi Męskimi Zabawami w stylu "a teraz ja ci przyłożę w żołądek, a ty mnie skopniesz z tapczanu, a ja spadnę i cię złapię za nogę, a ty mnie zaczniesz dusić łydkami, a ja sprawdzę, czy ci się wyrwę, ale zaciskaj te łydki najsilniej, jak umiesz, dobra?", oraz potwornym, ale, Czytelniku, powiada ci Królowa Matka, niewyobrażalnie potwornym rykiem, który potrafi wydać z siebie Potomek Młodszy, i który wydaje zawsze gdy zabawa potoczy się w niepożądanym przezeń kierunku. Królowa Matka rozdzieliła Starszaki, pouczyła o stosownym dla Dziecięcia zachowaniu, możliwe, że trochę głośno, Starszego posadziła do rysowania, Młodszego wysłała do pokoju na górę, do jego klocków, odmawiając dania całuska, bo miała ochotę raczej gryźć, niż całować, albo, o, lanie sprawić (nie, nie sprawiła. Nie dała klapsa. Nikomu. Do końca tego dnia. Nie wyobrażasz sobie, Czytelniku, jaka była dzielna), a Pompony wraziła do kojca.
Królowa Matka wie, że kojec to jest narzędzie dręczenia dzieci, które się traktuje jak zwierzęta, nie pozwala na kontakt z prawdziwym światem i ogranicza ich wolność, odcinając przy tym od bliskiego i ciepłego kontaktu z matką, oraz ma tę wiedzę w wyjątkowo wręcz głębokiej obojętności, a także bardzo chciałaby zobaczyć tych wszystkich przemądrzałych teoretyków w starciu z jej Bliźniątkami, które eksplorują świat nie ograniczone szczeblami kojca podczas gdy teoretycy muszą przygotować obiad dla dwójki starszych dzieci (i, załóżmy optymistycznie, także dla siebie).
Bliźniątka zresztą opanowały sposób wyłażenia z kojca górą, co też uczyniły trzy razy w czasie przygotowywania przez Królową Matkę obiadu, i co zaskutkowało tym, że swój obiad Królowa Matka jadła na stojąco, prosto z garnka, nie mogła bowiem pozwolić sobie na spuszczenie z oka eksplorujących świat Dzieciątek, które nie reagują na żadne prośby, groźby i upomnienia.
W międzyczasie wpadł Pan Małżonek, porwał zbroję i pojechał na trening, bo to bardzo ważne, żeby mieć hobby i je pielęgnować, prawda? Bo nie można zapominać o swoich potrzebach i trzeba, a nawet należy mieć odskocznię od trudów zwykłego życia, prawda? I Królowa Matka to rozumie, jak najbardziej, zupełnie serio.
Tylko, że wskutek tego została sama w tym całym gułagu i nie miała nawet pół godziny, żeby sobie jakąś jogową asanę wykonać, tylko do końca dnia sprzątała zabawki, myła naczynia, przygotowała kolację (cztery kolacje), dosłownie co minutę ściągała z krzeseł Pompony, aż wreszcie w odruchu rozpaczy położyła krzesła na stole, a Pompony natychmiast zaczęły je ściągać prosto na swoje durne łełby, krzesła zaś ma Królowa Matka solidne, sosnowe, z pełnego drewna. Myła buzie i ręce, przewijała i przebierała, zachwycała się rysunkami, rozdzielała biorących się za łby Starszaków, odpowiadała na pytania, pomagała myć zęby, cały czas mając świadomość, że przecież mogło być gorzej, na przykład Potomek Starszy mógł był zareagować na każdą próbę robienia z nim zadania domowego wyciem "Aaaaalllle jaaaa niieee uuuuumiem!", albo oba Starsze Potomki mogłyby były odmówić spożycia obiadu bo a) lubią risotto, ale takie, jak w restauracji, a nie takie, jak robisz, mamusiu, b) lubią risotto, ale z keczupem, a keczupu nie ma, albo jest za mało, albo nie "piekątny", c) nie lubią risotto i miały być naleśniki z serem, d) cokolwiek.
Czytać książeczki wieczorem do snu już nie dała rady.
I miała jeszcze w planie zrobienie dżemu jabłkowego z czarnym bzem, ale też nie dala rady. Sama nie wie czemu, przecież nic nie robiła, nie pracowała, tylko siedziała w domu z dziećmi, prawda?
A gdy późnym wieczorem stanęła i spojrzała na ruinę tego, co było jej salonem, na te rozwalone po raz piętnasty zabawki, na obłupaną do gołych cegieł ścianę (Potomek Starszy buja się na krześle), na porysowane na pomarańczowo szuflady (kredka świecowa schodzi z mebli, ale Królowa Matka nie zawsze znajduje od razu plony twórczości Pomponów), na oderwane listwy podłogowe (ukochana rozrywka Pomponów, one odrywają, Królowa Matka przytwierdza, nazajutrz one odrywają, i tak w kółko), na te krzesła, poustawiane na meblach, na szuflady szafek poobwiązywane sznurkami, na lodówkę ze śladami lepkich rąk to poczuła tylko, że cieszy się, że jest ciemno i nie widać, jak brudne ma okna - te okna, których nie ma kiedy umyć. A potem ogarnęła ją rozpacz, bo Królowa Matka nie jest, nie była i nigdy nie będzie pedantką, ale lubi, gdy jej dom jej się podoba, a to, na co codziennie patrzy już teraz nie podoba jej się wcale, a co więcej z dnia na dzień podoba jej się mniej.
Zaś za rok - i było to spojrzenie w otchłań - będzie gorzej, bo do prac domowych Potomków Starszych i szaleju Pomponów (i nie, Królowa Matka nie wierzy, że one się zmienią, rok temu pocieszała się, że za chwilę będzie z nimi jakiś kontakt, pół roku temu się pocieszała tym samym, a tu nic, null, zero, nothing, żadnego kontaktu, żadnego porozumienia, teraz się już nie pociesza) dojdzie jej praca zawodowa (jak, JAK będzie się ona mogla przygotowywać do lekcji? oddać narastającej papierologii? sprawdzać sprawdziany? kiedy???), po powrocie z której będzie zostawała sama, bo przecież Pan Małżonek z kendo nie zrezygnuje, i Królowa Matka to naprawdę, bez sarkazmu, rozumie. Tylko tak się zabawnie składa, że sama nie ma nic, nic, przy czym mogłaby odpocząć, nikogo, z kim mogłaby się umówić i pogadać, nie ma już żadnych przyjaciół w pobliżu, a jedynymi osobami powyżej ósmego roku życia, z którymi rozmawia poza najbliższą rodziną są Nauczyciele jej dzieci, i nikt więcej.
Oraz że nie ma siły, by czytać. Coś obejrzeć. Coś uszyć. Że nie chce już robić kolacji dla siebie, bo nie ma siły nic jeść. Jedyne, na co ma siłę, to siąść i płakać.
I to właśnie zrobiła.
Skończyła dzień płacząc nad tymi 24 godzinami, które już nie wrócą. Które miały być radosnym, rodzinnym spędzaniem czasu, a na które nie starczyło jej siły. Może chęci. Które miały być kolejną cegiełką w gmachu szczęśliwych wspomnień budowanych przez jej dzieci, a zostały zmarnowane.
Nad tym, że nie nadaje się na bycie matką, a teraz jest już za późno, już marnuje życie swoim dzieciom.
Ze strachu przed jutrem, gdy zostaje sama z Pomponami, i gdy odbędzie się Powtórka Z Rozrywki.