Telewizje wszelakie bombardują ostatnio swoich bezbronnych widzów różnorakimi reklamami mającymi zachęcić naród do spożywania potraw z indyka. Ponieważ, jak ogólnie wiadomo, potrawy z indyka to potrawy z mięsa, trafnie zgadujesz, Bystry Czytelniku, że Królowa Matka nie wpatruje się w nie z nabożną uwagą, ani nawet ze szczególnym zainteresowaniem. I rzeczywiście, przepuszcza je mimo uszu (i oczu), i jedyne, co do niedawna zauważyła to tylko nienormalne ich natężenie.
Mniej więcej kilka dni temu jednakże zaczęła w niej kiełkować i łaskotać w wewnętrzną stronę mózgu irytacyjka, - mająca szanse przerodzić się w całkiem dużą irytację - na widok reklamującego mięso z indyka siwobrodego i szacownego pana profesora brodzącego po pas w łanach zboża, które, jak wiedziała, przeznaczone było nie na chleb, nie na import do krajów dotkniętych klęską głodu, ale na paszę. Irytacyjka łaskotala i łaskotała, oraz podrastała do rozmiarów irytacji, ale Królowa Matka, zauważając ten wzrost, nigdy jednak nie dała jej (jak dotąd) wyrazu na głos .
I oto wczoraj, w przerwie między jednym a drugim odcinkiem ukochanych przez całą rodzinę - (czy Królowa Matka mówiła kiedykolwiek, że jest dobra matką? Nie mówiła, prawda? No więc właśnie.) - "Pingwinów z Madagaskaru" na reklamę natknął sie Potomek Starszy. Popatrzył, popatrzył i spytał:
- Mamo, czy całe to zboże zjedzą indyki?
Królowa Matka zastrzygła uchem, ale chwilowo powstrzymała sie od wyrażenia na głos opinii o tym, co myśli o indykach pochłaniajacych pszenicę godną ukraińskiego czarnoziemu, tylko potwierdziła, że owszem, tak się właśnie stanie.
- To znaczy - drążył Potomek Starszy, - że to zboże ktoś wyhodował, żeby je dać indykom, i żeby one je zjadły po to, żeby je potem zjeść?
Królowa Matka poczuła, że w głębi mózgu zaczyna łaskotać ją coś innego, coś zblizonego do wyrzutu endorfin, opanowała jednak emocje i znów przytaknęła.
- Przecież to jest glupie! - orzekł zdecydowanie Potomek Starszy. - Przecież to idzie na zmarnowanie! Przecież ludzie mogliby zjeść to zboże! I po co w ogóle karmić zwierzęta, żeby je zjeść? Krowa to przynajmniej mleko daje, i nikt jej nie zjada, prawda, mamo?
Królowa Matka jest Nie-Zwariowaną-Matką-Wegetarianką. Owszem, jej dzieci nie jedzą mięsa, ale nie są prowadzane do McDonalda, sadzane przy stoliczkach i indoktrynowane: "Patrz, kochanie, ten pan jest mordercą, gdyż pożera cialo zamordowanego zwierzęcia", nie są też stawiane przy mięsnych stoiskach w supermarketach z informacją, że oto cmentarzysko ciał zabitych zwierząt, a, o, ta pani, synku, ma ich krew na rękach, bo właśnie kupiła mięso mielone. Jej dzieci, jeśli zapytają (a nie jest to problem, który dręczy je przesadnie często, trzeba wyznać), dostają informację, że owszem, Rodzice mięsa nie jedzą, ale one same, gdy dorosną i uznają, że chciałyby podjąć inną decyzję będą mogły to zrobić. Dostają też uczciwe odpowiedzi na wszelkie okołozwierzęcokulinarne pytania, takie, jak powyższe.
- Ekhm - odrzekła więc Krolowa Matka. - No, niezupełnie. Owszem, krowa daje mleko, z którego robi się masło, jogurty, śmietanę... ale ludzie jedzą także krowie mięso.
Potomek Starszy zamilkł na chwilę, przetrawiajac tę informację, po czym zapytał:
- A kozy? Owce? A konie?
- Hm - zastanowiła sie uczciwie Krolowa Matka. - Nie wiem, jak jest z mięsem kóz... ale one też dają mleko i na pewno są hodowane na mleko. Owce dają wełnę, mleko też, ale poza tym, owszem, są jedzone. Są też kraje, w którym za smakołyk uchodzi mięso koni...
- No nie! - wybuchnął z oburzeniem Potomek Starszy. - To jest NIEUCZCIWE!!! Za całą tę pracę je się ZJADA???!!!
... i więcej powiedzieć nie zdążył, bo Królowa Matka rzucila się na niego i uściskała tak, że mu niemalże pogruchotała te wszystkie cieniutkie kosteczki.
- Synu, kocham cię! - wykrzyknęła z cała mocą. - I jestem z ciebie taka dumna, że nie wiem, po prostu nie umiem powiedzieć, jak bardzo!!! Powiedziałeś "praca" o tym, co robią zwierzęta! Większość ludzi na świecie nie tylko nie uznaje tego, co one robią za pracę, ale uważa to za coś, co się im po prostu należy! Większość ludzi nie sądzi, że traktując zwierzęta w ten sposób traktuje je nieuczciwie, tylko ich po prostu używa...
- Jak to, używa? - zdziwił się szczerze podduszony Potomek Starszy. - Przecież to machinerii się używa, nie żywych zwierząt...
... a Królowa Matka puściła go, bo zaistniało ryzyko, że jak w niej jeszcze mocniej uczucia wzbiorą, to go najnormalniej w świecie udusi.
I niech będzie, że jest matką ideologicznie upośledzoną, nawiedzoną wariatką i ekopsycholką, ale dla niej ta rozmowa była dowodem jej najwyższego pedagogicznego osiągnięcia.
PS. Co ma się nijak do faktu, że kwadrans później Potomkowi Starszemu odpaliło na całego i groziło mu uduszenie ze zgoła innych powodów ;D.
Rany, jakie to naprawdę fajne że on tak "SAM Z SIEBIE" gratulacje ze potrafiłaś spowodować, żeby tak pięknie używał mózgu!!! (co niestety wcale nie jest nagminne :/) :)
OdpowiedzUsuńNo! Właśnie dlatego jestem taka z niego dumna, że myśli samodzielnie, umie wysnuć własne wnioski, i - jak znam życie - będzie umiał je upowszechnić i trzymac się ich twardo :).
Usuńpięknie, pięknie:)
OdpowiedzUsuńPrawda? Mnie też sie podoba :).
Usuń