Nadeszło lato.
Czas krótkich spodenek, powiewnych
sukienek, spódniczek mini, i tych maksi z maksymalnymi rozcięciami
też, bluzeczek z dekoltami, koszulek na ramiączkach. Czas bikini i
kostiumów jednoczęściowych, czasem, bywa, więcej odkrywających i
bardziej ekstrawaganckich niż nawet najbardziej skąpe bikini.
Czas odchudzania się
Nad odchudzaniem się pochyla się o
tej porze roku ze zrozumieniem cały świat, od koleżanek w pracy
począwszy, poprzez przyjaciół i rodzinę, po wielkie koncerny
produkujące tzw. zdrową żywność, specyfiki ułatwiające
spalanie tłuszczu lub też sprzęt do ćwiczeń. W gazetach,
czasopismach i na portalach internetowych festiwal diet, a im
dziwniejsza nazwa, tym lepiej. Dieta Dukana, dieta raw, dieta 5:2.
Dieta lemon detox, dieta koktajlowa, dieta owsiankowa. Dieta Igpro.
Dieta kopenhaska, winogronowa, owocowa, dieta dla osób z problemami
naczynkowymi, ze skłonnością do cellulitu, ze skłonnością do
rozstępów.
Ciekawostki – pomocne i te mniej
pomocne. Chcesz schudnąć, jedz jajka. Ananasy. Grapefruity.
Suplementy wspomagające odchudzanie. Albo, przeciwnie, nie ruszaj
suplementów nawet kijem, to tylko sprytny sposób naciągania
klientek na kasę. Lepiej spożywaj ser kozi, ser feta. Orzeszki
pinii popijaj zieloną herbatą.
I oczywiście programy ćwiczeń.
Treningi na siłowni, bieganie, joga. Medytacje pomagające w
schudnięciu. Trening aerobowy (przebóg, co to w ogóle jest?!).
Seks, uprawianie dużej ilości seksu. Pływanie. Jogging.
A najlepiej wszystko naraz.
Na te, które nie są częścią
oszalałego z chęci wbicia się w odzież o rozmiarze 36 tłumu nikt
nie zwraca uwagi.
Na te, które są chude. Szczęśliwe
zołzy. Napychające się smakołykami po gardło, biegające co
najwyżej do podjeżdżającego autobusu, owsianka budzi w nich
żywiołową niechęć i, cholera jasna, nie muszą jej połykać
przez ściśnięte z obrzydzenia gardło. Nigdy w życiu, nawet przez
kwadrans, nie musiały odchudzać. Nigdy nie musiały ćwiczyć. A
wszyscy wokół im wyłącznie zazdroszczą.
No bo też, rzeczywiście, jaki one
mogą mieć ze sobą problem?
Jakie problemy może mieć w ogóle
osoba chuda? Jakie kompleksy? Na pewno nie te, dotyczące jej figury.
Na pewno zbliżające się lato nie budzi w jej sercu skurczów
przerażenia, bo wszak w bikini nie tylko nie będzie musiała się
wbijać, ale normalnie w nie wejdzie.
I dlatego może być od początku życia
przez wszystkich - obcych, znajomych, przyjaciół i rodzinę,
dalekich wujków, bliskich kuzynów, koleżanki i kolegów ze szkoły
i studiów, kompletnie obcych pasażerów komunikacji miejskiej,
towarzyszy podróży przez pięć przystanków, oraz znanych od
dzieciństwa sąsiadów mamusi, przez osoby zarówno proste w
obejściu, jak i wysoce kulturalne i doskonale wychowane –
oglądana, oceniana i dowcipnie podsumowywana.
Można do niej żartobliwie powiedzieć
„Co taki szkieletor może mieć za problem”, „A co o diecie wie
taki patyczak”, „och, jak ktoś jest jak sztacheta w płocie...”
(czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie kulturalną osobę mówiącą
do prawie nieznajomej osoby pulchnej „taki wielorybek”, „taka
piłeczka plażowa” „taki tłuścioszek”?).
Można ją bezpośrednio i bez
skrępowania spytać, czy ma bulimię lub anoreksję (czy ktoś jest
w stanie wyobrazić sobie kulturalną osobę mówiącą: „Taka
gruba osoba jak pani zapewne cierpi na zespół Cushinga? a może
zespół policystyczny jajników?”).
Można ją pomacać, wydając przy tym radosne rechoty i okrzyki: "Ale żebra!". Można złapać za rękę bez pytania i bez chwili zastanowienia, czy ona sobie tego życzy, żeby pokazać, że jej nadgarstek mieści się między kciukiem i palcem wskazującym. Można ucapić i posadzić sobie na kolanach w autobusie z komentarzem, że nie ma miejsc siedzących, ale nie szkodzi, takie chuchro może na kolanie usiąść, nic, panie, nie poczujesz.
Można ją pomacać, wydając przy tym radosne rechoty i okrzyki: "Ale żebra!". Można złapać za rękę bez pytania i bez chwili zastanowienia, czy ona sobie tego życzy, żeby pokazać, że jej nadgarstek mieści się między kciukiem i palcem wskazującym. Można ucapić i posadzić sobie na kolanach w autobusie z komentarzem, że nie ma miejsc siedzących, ale nie szkodzi, takie chuchro może na kolanie usiąść, nic, panie, nie poczujesz.
Można uznawać jej problemy za
wydumane – co to za zmartwienie, być zbyt chudym? Kto normalny
uzna, ze kompleksy powodujące, że nosi się wyłącznie spodnie,
aby nie pokazywać zbyt chudych nóg to PRAWDZIWE? A nie takie tam
coś, kompletnie wydumane głupstwo, drobiazg?
Bo przecież tekst "kto by chciał się przytulać do worka kości" nie boli, wcale, ale to wcale nie.
Przecież powodem hodowanej latami
traumy, urazów i ciężkich kompleksów może być wyłącznie
wysłuchiwanie uwag o pucołowatej twarzy i krągłościach, zaś
słuchanie przez całe życie tekstów w stylu „nie można cię dotknąć, żeby się nie poobijać”, „jak chodzisz
słychać klekot” nie rani wcale, bo każdy (każdy, prawda?
Oczywiście, że tak!) wie, że to jest zaowalowana forma komplementu
i wyraz zazdrości,. I taka szczęśliwa chudzina też powinna to
wiedzieć i cieszyć się z każdego podobnego określenia jak
dziecko. I na pewno wie, gdzieś w głębi serca wie i topnieje z
zachwytu, i duma ją rozpiera, a jeśli twierdzi, że nie to jest to
zapewne udawanie, takie kokieteryjne machanie rzęsami i dopraszanie
się o jeszcze więcej.
A już najbardziej wydumanym, nie
istniejącym, wymyślonym nie wiadomo po co, chyba po to, żeby
zwrócić na siebie uwagę albo nie czuć się wykluczonym z rozmowy
w towarzystwie rozprawiającym o dietach jest problem „jak utyć”.
NO BO KTO NORMALNY NIE UMIE UTYĆ?!
I taka Królowa Matka, wychodząca ze szpitala
„sztacheta w płocie”, ważąca przy 175 cm wzrostu 52 kg,
niezdolna do utycia zyskuje, zamiast zrozumienia, zachwyt i wyrazy
zazdrości. Przyjaciele wyrażają go z zażenowaniem i
przepraszając. Znajomi i mniej znajomi – bez skrepowania. Boże,
jak masz cudownie. Tyle schudłaś. Możesz jeść wszystko i nie
tyjesz. Szczęściaro. Jakże ci zazdroszczę.
Ci zupełnie nieznajomi pozwalają
sobie na teksty o anoreksji całkiem otwarcie. Bo 52-kilogramowa Królowa Matka nie nosiła na czole naklejki "Mam NYHA IV, jeśli nie wiesz, co to, przechodniu, to sobie wyguglaj, jeszcze trzy tygodnie temu moja wątroba nie pracowała, a serce może stanąć w każdej chwili tak, że nie jestem pewna, czy dożyję końca dzisiejszego dnia". I można w związku z tym skomentować głośno wszystko, od wyglądu do stanu psychicznego. Otaksować wzrokiem
od stóp do głów, wskazać palcem. Te głupie baby. Zobacz, co z
siebie zrobiła. Idiotka, wygląda jak ofiara obozu koncentracyjnego,
czego te kretynki nie zrobią z powodu mody! Czy nie wiedzą, że
kobieta musi mieć czym odetchnąć i na czym usiąść?
Chudnąc patologicznie na skutek
silnego stresu zyskuje się to samo. Szczęściara. Ta szczęściara.
Ona to ma dobrze. Też bym tak chciała, a ta narzeka!
Ale nawet zdrowa i szczęśliwa jak
prosię w deszcz osoba (która chciałaby być wytwornie szczupła,
jak Ania z Zielonego Wzgórza, a wie, że jest nieromantycznie chuda)
patrzy czasem w lustro z niechęcią, skreśla z listy wymarzonych
zakupów jakąś rzecz, która za dużo odsłania, źle się czuje w
swojej skórze. Bo jest chuda. I tak samo wstydzi się wyjść na
plaże w bikini jak tysiące tych kobiet, które z myślą o lipcowym
urlopie katują się dietą i ćwiczeniami od marca.
Różnica polega na tym, że je świat
rozumie, a jeśli nawet nie rozumie, to udaje, że rozumie, oferując
szereg środków i sposobów, by wesprzeć je w walce z tym, co im
wadzi.
Problemów związanych ze zbyt niską
masą ciała ludzi chudych nie rozumie i nie oferuje im nic, a
kompleksy zbywa machnięciem ręki, jako wymyślone i nieprawdziwe.
Nadeszło lato. Czas odwinięcia się z
kilku warstw odzieży. Wystawienia na ludzkie spojrzenia wystających
kości obojczyka, łopatek, cieniutkich nadgarstków, kostek.
Kombinowania, jak się ubrać, żeby zakryć dekolt. Albo sterczące
kolana. Albo uda wyglądające jak kość udowa, tylko i wyłącznie.
Czas rozmów o dietach, z których jest
się wyłączonym, i nasilonych uwag o szkieletorach, które nie mają
problemów i nic nie rozumieją.
Nawet fakt, że można bezkarnie zjeść
pół blachy sernika z galaretką nie stanowi za to czasem
wystarczającej rekompensaty.