Okna umyte - bardzo pobieżnie, ale zawsze. Burdel, pieszczotliwie zwany bałaganem, a na potrzeby pijarowe - zwykłym, domowym nieładem ogarnięty. Też pobieżnie, bo przy Potomkach inaczej się nie da i albo sobie człowiek wyrobi w temacie, ekhm, domowego nieładu postawę "zen", albo będzie dogłębnie i bez przerwy nieszczęśliwy. Królowa Matka wybrała "zen", nawet trochę, jak by to ująć, wyniosłe zen, bo niby czemu nie. Życie Pompona Młodszego, które skutkiem żałobliwego jędzenia ("Ale gdzie jest ten witlazyk do pomalowania, mamusiu? Mamo, ale ja chcę juz malować! Ale mówiłaś, że będę malować, ja chcę juz! Gdzie on jest, ten witlaz? Malować chceeeeem! Ale mówiłaś mi, ze będę malować, dlacego mi nie das tego witlazyka, mamoooo! daj mi witlazyk!!! Daj mi falby!!!! Mamo, bo ja chcę malować, mamoooo!!! mamo, gdzie pędzelki? Ale cemu ty mi nie das pędzelków? Ale mamoooo, daj mi witlażyyyk! Aleeee maaaamoooo", i tak przez godzinę bez przerwy i bez marginesu dla negocjacji) wczoraj wisiało na włosku - zostało (cudem, Królowa Matka to Państwu mówi!) ocalone. Żonkile kupione i sieją urodą, jak to żonkile mają w zwyczaju, hiacynty kwitną, ceramiczne zające, przywiezione lata temu z Włoch przez Siostrę Królowej Matki - wyciągnięte z szafki i postawione na parapecie, jak co roku.
Legendarne Mazurki Królowej Matki, te Mazurki, przez które jakiś czas temu Teściowa Królowej Matki przechorowała Lany Poniedziałek, ponieważ w niedzielę siadła i wrąbała caluśką blachę mazurka, sama jedna, te, których lat temu kilka prawie zabrakło na Wielkanoc, gdyż rodzona Matka Królowej Matki, co weszła do pokoju, gdzie ciasta "odpoczywały" częstowała się kawalątkiem, no, naprawdę, malusieńkim, jednym gryzkiem normalnie, no, jak to, że nie ma, przecież to niemożliwe, tak, te, o których wspomniana Teściowa, chora na cukrzycę, mawia z łakomym błyskiem w oku: "A, co mi tam, najwyżej sobie strzelę podwójną insulinkę!", otóż te właśnie mazurki zostały już upieczone
i udekorowane (a dekoruje Królowa Matka zawsze późnym wieczorem łamanym przez wczesną noc i poranna galopada na dół, aby obejrzeć, jakie psychopatyczne wizje wyprodukowała jej otępiała od przemęczenia po całym dniu stania przy garach oraz pobieżnego ogarniania domowego nieładu - podziwiajcie mój pijar, Kochani Czytelnicy! - wyobraźnia jest w Domu w Dziczy tradycją porównywalną z poszukiwaniem koszyczka od Zajączka w poranek wielkanocny albo ubieraniem choinki w wigilijne przedpołudnie).
Słowem, oto nastąpiła najulubieńsza chwila Królowej Matki.
Chwila, gdy jest jeszcze przed świętami, ale już nic nie trzeba.
Chwila, gdy Królowa Matka może sobie siedzieć i pachnieć.
Więc siedzi sobie. I pachnie (bardzo ładnie, bo właśnie testuje perfumy, których dostanie w prezencie od Pana Małżonka rozważa). I produkuje jajka w szydełkowych ubrankach, które na tę Wielkanoc już nie zdążą, ale może przydadzą się na następną. A czasem poczyta trochę. Wymyśli misie z polaru, które zrobi, jak już skończy robić jajka.
I napisze życzenia.
Nie jest dobra w składaniu życzeń, więc te będą nieporadne.
Bez względu na to, w co wierzycie, i czy w ogóle wierzycie, czy te święta to dla Was po prostu dodatkowy wolny dzień czy głebokie duchowe przeżycie, wszystkiego najlepszego, Kochani Czytelnicy.
Zdrowia. Dużo zdrowia.
I spokoju. Dużo, dużo spokoju.
I niech Wam się szczęści we wszystkim.
Dziękuję, że chce Wam się tu zaglądać.
Legendarne Mazurki Królowej Matki, te Mazurki, przez które jakiś czas temu Teściowa Królowej Matki przechorowała Lany Poniedziałek, ponieważ w niedzielę siadła i wrąbała caluśką blachę mazurka, sama jedna, te, których lat temu kilka prawie zabrakło na Wielkanoc, gdyż rodzona Matka Królowej Matki, co weszła do pokoju, gdzie ciasta "odpoczywały" częstowała się kawalątkiem, no, naprawdę, malusieńkim, jednym gryzkiem normalnie, no, jak to, że nie ma, przecież to niemożliwe, tak, te, o których wspomniana Teściowa, chora na cukrzycę, mawia z łakomym błyskiem w oku: "A, co mi tam, najwyżej sobie strzelę podwójną insulinkę!", otóż te właśnie mazurki zostały już upieczone
i udekorowane (a dekoruje Królowa Matka zawsze późnym wieczorem łamanym przez wczesną noc i poranna galopada na dół, aby obejrzeć, jakie psychopatyczne wizje wyprodukowała jej otępiała od przemęczenia po całym dniu stania przy garach oraz pobieżnego ogarniania domowego nieładu - podziwiajcie mój pijar, Kochani Czytelnicy! - wyobraźnia jest w Domu w Dziczy tradycją porównywalną z poszukiwaniem koszyczka od Zajączka w poranek wielkanocny albo ubieraniem choinki w wigilijne przedpołudnie).
Słowem, oto nastąpiła najulubieńsza chwila Królowej Matki.
Chwila, gdy jest jeszcze przed świętami, ale już nic nie trzeba.
Chwila, gdy Królowa Matka może sobie siedzieć i pachnieć.
Więc siedzi sobie. I pachnie (bardzo ładnie, bo właśnie testuje perfumy, których dostanie w prezencie od Pana Małżonka rozważa). I produkuje jajka w szydełkowych ubrankach, które na tę Wielkanoc już nie zdążą, ale może przydadzą się na następną. A czasem poczyta trochę. Wymyśli misie z polaru, które zrobi, jak już skończy robić jajka.
I napisze życzenia.
Nie jest dobra w składaniu życzeń, więc te będą nieporadne.
Bez względu na to, w co wierzycie, i czy w ogóle wierzycie, czy te święta to dla Was po prostu dodatkowy wolny dzień czy głebokie duchowe przeżycie, wszystkiego najlepszego, Kochani Czytelnicy.
Zdrowia. Dużo zdrowia.
I spokoju. Dużo, dużo spokoju.
I niech Wam się szczęści we wszystkim.
Dziękuję, że chce Wam się tu zaglądać.
W tej pięknej chwili, kiedy już nic nie trzeba, a można na chwilę przysiąść i nawet Młodszy Pompon, jak sądzę zajęty malowaniem witlarza nie jojczy- życzę Królowej Matce i jej królewskiej rodzince spokojnych i radosnych Świąt. Piękne te twoje mazurki i nie dziwota, że obie panie Matki nie mogą się im oprzeć. W tym roku spróbowałam mazurka po raz pierwszy w życiu i zastanawiam się, jak mogłam żyć nie znając smaku tego ciasta. Pyszota, więc na twoje rzuciłabym się jeszcze przez Mamami.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt, Królowo.
OdpowiedzUsuńDziękuję że jesteś, choć polecenie Locke'a Lamory przed świętami to muszę Ci powiedzieć cios poniżej pasa jest. I w związku z czym nie mam mazurka...
Ale, jako że Cię wielbię od długiego czasu, czytuję namiętnie (nie zamykaj już drzwi, dobrze?)cios ten przyjmuję z godnościom. Osobistom.
Wszystkiego dobrego dla Ciebie, Pana Małżonka i całej Bandy Czworga.
A ja upiekłam ciasto i ono już zniknięte jest, choć święta dopiero jutro. Teoretycznie powinnam być zadowolona, bo znaczy się, smaczne było.
OdpowiedzUsuńStraszliwie mnie ucieszyło określenie, że "to" w sprawie porządku to jest zen. Brzmi ładniej niż to z czterema literami, co mi zawsze najpierw przychodzi na myśl. W takim razie ja mam w tym roku ZEN wielkimi literami, i oby mi tak zostało.
Wiosennej Wielkanocy życzę Ci, o Królowo, i Mężu Twemu, i Dzieciom!
Dzięki za życzenia i wszystkie notki. Bez Ciebie Królowo smutno w internecie. Najlepsze życzenia dla całej królewskiej rodzinki🐣🐇
OdpowiedzUsuńWesolego Alleluja! Basia
OdpowiedzUsuńKrólowo to raczej Tobie trzeba podziękować, że piszesz - czytanie to sama przyjemność. Najlepsze życzenia dla Ciebie i bliskich.
OdpowiedzUsuńWszystkim mieszkańcom Domu w Dziczy spokojnych i słonecznych Świąt.
OdpowiedzUsuńDziękujemy,że piszesz i inspirujesz...
...jajka piękne są,przepiękne.Pozazdrościłam i teraz i ja będę sobie(i na prezenty) jajka robić,choć zaczynam od xxl rozmiaru,bo takie tylko "strusie" były sklepie najbliższym,od razu wzięłam cztery, ale na tym się pewnie nie skończy,bo to fajna sprawa jest, nawet jeśli szydełkowanie mnie "ogranicza",bo nie mogę ani czytać ani oglądać seriali z napisami ;-) (na drutach potrafię na "ślepo" robić). I choinkę z gałęzi też będę robić(na początek mam szyszki,które z czeskiego lasu przywiozłam)
...czytam "Kłamstwa..."(udało mi się w mojej fili od razu dwa tomy wypożyczyć,panie bibliotekarki mi szukały,bo się okazało,że błędną sygnaturą były oznaczone ),początek szedł mi opornie ale może też dlatego,że w tygodniu to wieczorami padam na twarz już ok.21,za to teraz już ciężko mi odkładać
...a przepis na mazurka to Królowa zdradzi?Bardzo proszę,bo ja to kupne do tej pory...
Uboga Staruszka
Wielce przyjemnego okresu poświątecznego :D
OdpowiedzUsuńOch! dziękuję Ci, o Królowo. Byłam poza siecią przez tydzień, a tu takie wzruszenie na mnie czekało. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńI niezmiennie od kilku lat życzę Ci dobrze, lepiej i najlepiej - niezależnie od pory roku, dnia, bieżących świąt!
Całuski,
Noemi
Zapytam ciekawie (jako perfumoholiczka): jakie perfumy? ;)
OdpowiedzUsuń☺ Perles de Lalique. Wiem, że to perfumy, które dla wielu osób pachną nieprzyjemnie, wręcz śmierdzą, ale na mnie pachną różą o poranku, nie nachalna, ale subtelną różową róża, taka, w którą trzeba wbić nos, żeby ją poczuć. W związku z czym urodzin jeszcze nie mam,ale perfumy i owszem, i z trudem się powstrzymuje, żeby się w nich nie kąpać 😊.
UsuńPerles Lalique! No to mnie Królowa Matka trochę zaskoczyła, jakoś spodziewałam się (nie wiem czemu, może przez dom w Głuszy) czegoś, hmm, zielonego? ;)
OdpowiedzUsuń*wyciąga z zagraconej szuflady flakon z mrożonego szkła, ciesząc się z pretekstu do testów, po czym obwąchuje nadgarstek*
Wiem, niektórzy oskarżają Perles o to, że pachną kamforą (paczula różnie potrafi się układać, bywa, że i piwnicznie), ale ja nie z tych :) Sama mam Perles, chociaż noszę je dość rzadko, częściej już innego "lalika", czyli Amethyst. Ozdobne flakony Lalique to istne cudeńka.
Z zapachów różanych częściej jednak noszę sezonowe Stelle, Rose Splendide Annick Goutal albo Etrę (przypominającą mi mgliście nieodżałowany Le Feu Miyake.
I na koniec tego offtopu dorzucę offtopiczne pytanie z zupełnie innej beczki: czy KM słyszała o serialu "The Durrells"? Ja zdecydowanie muszę to obejrzeć :))
https://www.youtube.com/watch?v=wHFPoTkLpTM
Perles w mózg mi coś takiego zrobiło, że pierwszy raz w życiu rozwazalam napisanie recenzji na Fragrantice (przedtem nie śmiałam, bo nie czuje się kompetentna 😀). Co do samego zapachu to podejrzewam,że paczula mnie lubi, wnioskuję to chociazby po słynnym Angelu który na mnie pachnie cudownie,korzennie i anielsko, a na mojej siostrze po prostu, cóż, śmierdzi. W Perles kamfory nie czuje wcale, a w dodatku Pan Malzonek wyraża zachwyt za każdym razem jak je poczuje (przy Angelu tez to ma, może "dziwne" perfumy dobrze na mnie wychodza☺). Same zalety, słowem 😁. Zielonych perfum chyba żadnych nie mam w kolekcji, ale to się może zmienić, bo mój gust zapachowy jest wysoce ekscentryczny ☺.
UsuńO "Durrelach" słyszałam i ostrze sobie zęby!
Ja się też nie czuję kompetentna, więc recenzji perfum nie piszę, za to z przyjemnością czytam cudze, jeśli napisane są barwnie i ze smakiem. Ciekawa jestem więc twej recenzji na temat Perles i chętnie przeczytam :)
UsuńA moja perfumowa kolekcja jest od Sasa do Lasa, tak więc są w niej i kadzidła typu Black Cashmere, Jailsalmer czy Zagorsk, i kwiatuchy (w tym sporo zapachów różanych), i zielska typu Herba Fresca czy Jardin sur le Nile, i zapachy drzewne, i korzenne słodkości, a nawet parę szyprów w odlewkach (ale mało kiedy czuję się na tyle elegancka, żeby nosić szypry ;) ). Mam też parę wodnych świeżuchów i lekkich "kompocików", jak ja to nazywam, które przydają się, kiedy wstaję z bolącą głową i wszystko inne wydaje mi się zbyt inwazyjne. Bo wychodzić w ogóle bez perfum prawie mi się nie zdarza - cóż, takie dziwactwo ;) Angel mnie kiedyś odstraszał, ale zrobiłam do niego parę podejść i w końcu przestał zamieniać się w demoniszcze, ale noszę go głównie zimą.
Jakby co, to mogę wysłać ci parę próbek czegoś ciekawego i mniej znanego, tylko samplery musiałabym kupić.
I już kończę ten offtop, bo jeszcze cię zanudzę.
Jak twój nastrój ostatnio? Mam nadzieję, że lepszy?