piątek, 25 maja 2012

Jak Królowa Matka prawie trafiła do tefałenu.

Dziś. Potomek Starszy w szkole. Potomek Młodszy - przygotowuje się do występu na dzisiejszym festynie w przedszkolu ("Mamo, pospieszmy się, bo się spóźnimy i nie zostanę GWIAZDĄ MUZYKI!!!"). Matka Królowej Matki - sprząta na balkonie ślady działalności Pomponów. Królowa Matka - usiłuje spacyfikować Pompona Starszego, w najbliższej perspektywie mając przewinięcie go i ułożenie do drzemki, acz w tyle mózgownicy zaczyna jej kiełkować wrażenie, że nie wie, gdzie jest Pompon Młodszy, nie słyszy go, a skoro go nie słyszy i nie widzi niewątpliwie oznacza to, że Dzieciątko oddaje się jakiejś niezupełnie pochwalanej przez Wrednych Dorosłych rozrywce (typu - wyciąganie ze śmietnika papierków po jogurtach i wylizywanie ich z namaszczeniem lub wdrapywanie się na taboret, by wyjrzeć sobie przez okienko). Nim myśl zdołała wykiełkować do końca, Macierzyńskie Doświadczenie poderwało Królową Matkę na nogi. Nim poczyniła ona jednakże pierwszy krok w kierunku kuchni uszu jej dobiegł odgłos zbliżających się kroków, odgłosy "Yhy!!! Aaaa!!! Ehe!!!", wyrażające głębokie ukontentowanie, i w progu pojawił się Pompon Młodszy dzierżący triumfalnie w prawicy gigantyczny (i bardzo ostry) tasak...


dobyty niewiadomym sposobem z szufladki, do której Pacholątko (teoretycznie) nie miało szans ani dosięgnąć, ani jej otworzyć.

A jakby tak nim miotnął, wszyscy Wielbiciele Bloga Królowej Matki mieliby szanse ją ujrzeć, nic to, że z tym paseczkiem na oczach, który ma podobno uniemożliwiać identyfikację, sprzed jej domu roztrzęsieni i dogłębnie przejęci reporterzy nadawaliby na żywo relację, w której wypowiadaliby się nie mniej roztrzęsieni sąsiedzi, twierdząc, że "taka to była normalna na oko rodzina, dobrze wychowana, żadnych awantur, dzieci grzeczne...", a twarz Królowej Matki zagościłaby na okładkach brukowców na te pięć minut sławy, których podobno ma szanse doświadczyć każdy mieszkaniec naszej planety...

Tak blisko, o jeden cios toporkiem (no, tasakiem) od zostania celebrytą!!!

PS. Nie spóźniliśmy się na festyn, co oznacza, że pierwszy krok na drodze do zostania przez Potomka Młodszego Gwiazdą Muzyki został uczyniony, i nadzieja, że ktoś w Rodzinie jednak będzie celebrytą nie umarła do końca.

16 komentarzy:

  1. Dzielny, dzielny Pomponik! Kochany, z tasaczkiem sobie szedł!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, niuniuś mamuni! A jak radosne okrzyki wznosil, idąc! Jak to malym kosztem rozrywkę niewinna zapewnic sobie umiał! Skarb prawdziwy, nie dziecko!

      Usuń
  2. Królowo Matko, widać mój Pompon (już trzyletni) jest bardzo podobny do Twojego!! Nas też kiedyś zatkało, jak berbeć wyszedł z kuchni, taszcząc wycelowany do przodu największy nóż z kuchni!!! Do dziś nie wiem, jak znalazł się w jego dłoniach, ale mój Mały szybciej zaczął chodzić i wspinać się, niż siadać, więc nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Ostatnio stwierdziliśmy z mężem, ze musimy wieszać rzeczy na lampie, by nie mial do nich dostępu... już jak miał rok, wystarczyło, że coś mu zabraliśmy, a on myc-myc - pcha taboret i probuje na niego wleźć w celu ściągnięcia skonfiskowanej rzeczy... łobuz z niego nieziemski!! Pozdr. i dużo cierpliwości życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takich DWÓCH!!! (bezradny szloch wyrywa się z mych trzewi). O, ten numer z taboretem już obaj wykonują, a chodzą, hultaje, odkad skończyli jedenaście miesięcy, i blagam, NIE MÓW MI, ŻE Z TEGO NIE WYROSNĄ (z lobuzowania, nie z chodzenia), bo tylko tą nadzieja żyję... :)

      Usuń
    2. Mój Łobuz ma trzy latka, krzesło zamiast taboretu i posługuje się nim sprawnie od dwóch lat. Był już wszędzie. Łącznie z lampą!

      Usuń
  3. Może Pompon pozazdrościł bratu rozkwitającej Kariery Muzycznej i również ma w planach zostac celebrytą? Powiedzmy, że znalazł sowją niszę i właśnie ujawnił zdolności aktorskie? Z posta wynika że wypadł przekonująco i teraz tylko czekać na angaż do jakiegoś amerykańskiego horroru:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma to jak dzieci :) moja mala podopieczna, ktora sie opiekuje juz jakis czas wpada na tak szalone pomysly, ze rodzicow zwala z nog. Mnie to juz przestalo dziwic, aczkolwiek jesli chodzi o lobuzowanie [ma 2 latka i 8 miesiecy] to jeszcze nie jest najgorzej :)) widzialam gorsze przypadki :D Ale krzeslo przesuwa wszedzie, drzwi sama do mieszkania otworzy, lacznie z wejsciowymi przez domofon. Nie mozna jej samej w kuchni zostawic, bo wlazi na krzeslo i stol - robiac sobie z nich scene estradowa do spiewania i tanczenia. A jak sie jej ktos zapita, malutka co robisz to odpowiedz: Ja broim :D I wez tu sie czlowieku nie smiej :D Trzeba bylo pozmieniac miejsce polozenia wszystkich slodyczy, bo skubana brala krzeslo i i je wyciagala z szafki - kiedys malo do niej nie weszla bylo tylko slychac: Ciocia, popatrz grzebim w szafce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *zapyta mialo byc nie zapita, przepraszam lewa noga dzisiaj wstalam :D

      Usuń
  5. Hahaha..no db wiem że do śmiechu Ci nie było..ja czułam się podobnie jak mój Bombel leciał z tłuczkiem do mięsa do szafy z lustrami..oj miałam ciepło..czasem zastanawiam się co jeszcze wymyśli..i boję się myśleć..Anutek..też wierzę że wyrośnie..wierzę głeboko...bo nadziei nie mam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tasak mówisz. Znam takiego, który znosi do podziwiania obmazaną wiadomo czym szczotkę do mycia muszli klozetowej. „Mamusiu, zrobiłem kupe. Deska jes ciśta.” A jak nie myje malczik sedesu to zapycha go najpierw papierem toaletowym i potem odtyka. A jak nie sedes to wannę. A gdy w przypływie olśnienia drzwi do łazienki na łańcuch zamknę (tak, mam takie „ustrojstwa” na wielu drzwiach – wysoko zamontowane, że i na taborecie broiga do nich nie dosięgnie), to atak następuje z innej strony. Najmniej spodziewanej. „Mamusiu, pac, co znalazłem”. I macha jakąś częścią składową... odkurzacza, co go sobie rozkręcił.
    Miałam w samochodzie działający odtwarzacz CD. Już nie mam. Wepchnął syn doń trzy płytki naraz oraz drobne, które leżały luzem na półeczce niżej. Miałam drogie kremy i balsamy do pielęgnacji skóry. W jedno popołudnie „wypielęgnował” nimi lustro, zlew oraz szczoteczki do zębów. A także siebie. Miałam ci ja piękny stół drewniany i nie ostał mi się nawet obrus. Stołu nie obalił, ale mebel nigdy nie odkryje już swego oblicza przed światem: „ktoś” wydrążył w blacie dziury, wyrył rowy – nieprzewidziany skutek uboczny drążenia dziur i rycia rowów w ceracie. Miałam ci ja akrylowe farby... pilot od telewizora... książki bez kredkowej cenzury... leki w opakowaniach, które dziecko nie może otworzyć... przyprawy... ( i lekarstwa i przyprawy pochowane w górnych szafkach kuchennych). Pożegnałam się z kilkoma budzikami, ulubionymi ciuchami, lampkami, płytkami DVD, prezentami... Zanudzam już tą listą, więc kończę. I Tobie życzę ciszy i chwili dla siebie. Ale nie takiej, po której następuje przykre odkrycie, że w czasie, kiedy ja odważyłam się na relaks, „młodzież” dokonała kolejnej demolki... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porządne dziecko masz, myje deskę ;D!!!

      Bloga pisz, poza tym! Albo książkę! Wiem, że ci to nie pierwszyzna, pierwsze koty za ploty słowem, szanse na drugą masz na pewno większe, a temat, jak widzę, dosłownie przed oczami :D.

      Usuń
    2. I na te zachęty nie mam właściwie porządnej riposty. Powiem tak: jakbym miała czwórkę, to bym się na pewno za pisanie zabrała. A tak tylko ustnie pomstuję, jak mi dziecko poszerza zakres szkód. Albo zagryzam zęby i – żeby się odstresować – wskakuję na Twój blog. ;-)

      Usuń
  7. No nieźle! ;-) Jak widać posiadanie dzieci może być naprawdę niebezpieczne!
    ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest, moja droga, sport ekstremalny! Jeszcze sama zobaczysz (i to nie groźba, to ostrzezenie ;D).

      Usuń