I nie, nie w ten sposób, co sobie wszyscy od razu pomyśleli :D.
O tym, by wziąć drugiego kota Rodzina Królowej Matki myślała już od pewnego czasu, a konkretnie mniej więcej od końca października, gdzie truć na ten temat zaczął Potomek Starszy. Potomek Starszy bowiem jest mistrzem w truciu. On nie prosi, nie namawia, nie żebrze i nie negocjuje umów, on truje, nawija w dzień i w nocy, w środku rozmowy na inny temat, podczas każdej rozmowy znajdując lukę w którą może się z truciem wcisnąć, przez sen, podczas jedzenia i robienia lekcji, podróży samochodem i mycia zębów, truje maniacko i w końcu człowiek zgodziłby się na wszystko, na dinozaura w domu, na podróż na Galapagos, na przeprowadzkę na Grenlandię, na wszystko, co Potomkowi Starszemu przyszłoby do głowy, byle to męczące brzęczenie na chwilę uciszyć.
W sprawie kota jednakże nawet brzęczenie nie pomogło, zwłaszcza, że Potomek Starszy w listopadzie wykonał parę efektownych numerów w szkole oraz zaliczył pełnoobjawowy epizod buntu ośmiolatka (nieistotne, czy podobna rzecz występuje w piśmiennictwie fachowym, w Domu Królowej Matki zaistniała) i obdarzenie go kotem, żywym stworzeniem, które wymaga opieki, troski i stabilnego emocjonalnie opiekuna Rodzice Zbuntowanego Potomka uznali za pomysł więcej niż zły.
Ziarno zostało jednak zasiane.
Królowa Matka, która nieopatrznie przyznała się do kocich rozważań na Facebooku zaczęła byc umiejętnie (znacznie bardziej umiejętnie niż przez Potomka :)) urabiana przez Ukochane Koleżanki, z których niektóre są nawet Fachowcem w Temacie, podsyłano jej zdjęcia przeróżnych kocich sierotek, których nie mogła przygarnąć ze względu na zachowanie Potomka, oraz arystokratek, których nie mogła przygarnąć ze względu na cenę (i kompleksy, które wywoływał w niej fakt posiadania przez kota dłuższego i bardziej efektownego rodowodu niż ma ona sama ;D), szukano kotów o określonych cechach charakteru (kot w domu, w którym mieszka czworo dzieci, w tym jedno emocjonalnie wybujałe, a dwa dwuletnie nie może być, na przykład, niedotykalskim samcem Alfa) aż wreszcie pojawiła się Ona.
Sierotka i arystokratka w jednym.
Kotka, która została zwrócona przez poprzednich właścicieli, bo nie pasowała do wykwintnego wnętrza, wypasionych mebli i fikusa, który przypuszczalnie za bardzo ją interesował. Właściciele, jak domniemywuje Królowa Matka, pragnęłi posiadać efektownego kota, który mruczy spoczywając wdzięcznie przy kominku i robiąc wrażenie na gościach, po czym przeżyli wstrząs odkrywając, że efektowny kot potrzebuje kuwety, przychodzi do nich w nocy spać oraz - jak to każdy w miarę normalny kot - nie przychodzi do człowieka wtedy, gdy człowiek chce, a już na pewno nie siada grzecznie w kąciku, gdy człowiek się już nim pobawił, jest ciekawski, wszędobylski i potrafi łazić po meblach. Oraz fikusach.
Po dwóch tygodniach pobytu w ekskluzywnym świecie kotka została zwrócona światu nie-ekskluzywnemu, i już ją mogła rodzina Królowej Matki zaadoptować. A nawet musiała, została bowiem obdarowana przez wspomniane wyżej Ukochane Koleżanki wyprawką wykwintną i obfitą, i tak okazałą, jakiej na pewno nie miały przed narodzinami jej dzieci (oczywiście ilościowo rzecz biorąc. Bowiem zasadniczo dla Królowej Matki jasne jest to, że jej dzieci potrzebowały innych rzeczy niż kuweta albo klatka do przewożenia... zaraz... klatka... eee... zaraz, to może powróćmy jednak do tematu zasadniczego).
Wczoraj do Domu w Dziczy zjechała Królowa Babcia, by zająć się Drobnymi (i Mniej Drobnymi też) Dziatkami, a Królowa Matka i Pan Małżonek odbyli w śnieżycy i po oblodzonych drogach ośmiogodzinną (w sumie) podróż, by przywieźć do Domu nową Domowniczkę.
A zatem, Drogi Czytelniku, poznaj Kamczatkę.
Obiekt Miłości od Pierwszego Wejrzenia wszystkich Potomków oraz Pana Małżonka (a Królowa Matka zachowuje resztkę rozsądku tylko dlatego, że ktoś w rodzinie musi :)) i, oczywiście, podejrzliwej niechęci Kociej Starej Domowniczki, która przypatruje się Nowej podejrzliwie i pilnuje, żeby smarkata sobie za dużo nie pozwalała :).
Przytulny, żwawy i lubiący się bawić Kot, który nie pasuje do wykwintnych kanap i fikusa.
Co nic a nic nie szkodzi, albowiem ani wykwintnych kanap, ani fikusa w Domu w Dziczy nie ma :).
Przepiękna jest ♥
OdpowiedzUsuńTo prawda :).
UsuńPiękna! Też taką chciałam, ale dachowiec czarny nam się przypałętał do domu Babci nad Wisłą (prawdopodobnie ocalały od utopienia), więc nie miałam serca wybrzydzać ;)
OdpowiedzUsuńNam też :). Ta jest druga (i, jak zastrzegam, ostatnia), teraz próbujemy je ze soba oswoić.
Usuńpiekna kotka :-) - nam niestety adopcja drugiej kotki - pasujacej do nas charakterem , jak ulal ;-) nie powiodla sie:-( , po 2 tygodniach prob kotka poczula sie w domu tak pewnie, ze zdominowala przychylna jej choc ostrozna kotke nasza starsza , ktora do drugiego kota przyzwyczajona byla , bo nasza lola zyla do maja poprzedniego roku.suma sumarum nasza kotka nr 1 przestala jesc i pic , nie chodzila do kuwety, a w koncu polozyla sie w kaciku i patrzyla w sciane przez 24 godziny, a my zmuszeni bylismy przerwac eksperyment i odwiezc kotke nowa do poprzednich wlascicieli.tym samym kotka nr. 1 jest znow krolowa na wlosciach.
OdpowiedzUsuńwy jako mieszkancy domu w dziczy macie przewage - dziczy wlasnie nad mieszkaniem w miescie , gdzie koty na dwor wyjsc nie moga.
zycze wam sukcesow i przyjazni kociej, i radochy kocio- dzieciowej ;-)
Dzięki. Jak na razie idzie chyba nieźle, no, ale nasza domowa kotka nie jest z tych uległych (i nie umiem sobie wyobrazić, by przestala jeść ;D). Mam nadzieję, że uda się je "zaprzyjaźnić" :).
UsuńNiech się Kamczatka zdrowo chowa. Mam nadzieję, że koty jakoś się dogadają. Ja też bym chętnie wzięła drugiego, ale nie sądzę, by Puma zaakceptowała ko-t-kurencję...
OdpowiedzUsuńMy sie posiłkujemy poradami doświadczonych osób uczących, jak nauczyć koty żyć ze sobą. Na razie (odpukać) wygląda to nieźle :).
UsuńA jak na drugiego kota zareagowal ten "pierwyj"? ;-)
OdpowiedzUsuńNo, jak, normalnie, nowa próbowała ją pacnąć, więc stara dostala szalu i ją przegoniła po pokoju. Od tamtej chwili panuje pełne niechętnego szacunku zawieszenie broni (urozmaicone uważnym obserwowaniem przez starszą, jak młodsza wędruje po pokoju, oraz okazyjnym posykiwaniem).
UsuńCzy to Miaukun młodziutki? Bo tak mainecoonowato wygląda, tylko grzywę ma krótką. W razie konfliktów kocio - kocich cuda potrafi zdziałać feliway, ale o tym Ci już pewnie mądrzy kociarze powiedzieli.
OdpowiedzUsuńSyberyjka, ma 5,5 miesiąca. Feliway mamy włączony od (bodaj) dwóch dni, czekamy na efekty :).
UsuńAbsolutnie nie wyglada miaukunowato, coz za obelga :P jest slicznie syberyjska :D to pislalam ja, ciotka ;)
UsuńKasitza, to już wiesz, jak ciocia powiedziała :). Nie mainecoon, syberyjka. Klasyczna :))).
UsuńMe want ;)
OdpowiedzUsuńMe understand ;D.
UsuńAch, co za piękność!
OdpowiedzUsuńoooochhhh jest cudnaaa.... i tu się rozpłynęłam więc nic więcej już nie dodam :)
OdpowiedzUsuń:DDD
Usuńpiękna kocica :) moja Babcia ma stalową taką bardzo podobną :)
OdpowiedzUsuńi to fakt ... kot nie jest do pięknych wnętrz i fikusów :) ale za to jak mruczy :D
Zwłaszcza fikusów, to jest niezwykle kuszący kwiat dla kota :))).
Usuńśliczna kotka :) :)
OdpowiedzUsuńZacne imię, szlachetne spojrzenie. Dama! Poprzedni właściciele się na niej nie poznali. Hańba im!
OdpowiedzUsuńJa ich lubię, bez nich bysmy jej nie mieli (ani żadnego syberyjczyka, nie na nasza kieszeń to zwierzęta...:)).
UsuńNa przeprowadzke na Grenlandie W ZYCIU bym sie nie zgodzil! Nawet gdyby Potomek przestal jesc i patrzyl w sciane 24h... Ja jestem psiarz, wiec (wybaczcie) nie bede sie rozplywal. Chociaz Kamczatka mi sie podoba, jako animal :)
OdpowiedzUsuńJa jestem psiara, więc rozumiem :), a na psa nie jestem jeszcze (i pewnie dlugo nie bedę) gotowa, ciągle znajduję się na etapie żałoby.
UsuńCo do Potomka... ekhm... on jest jak chińska tortura, w pewnym momencie zrobilbys wszystko, żeby tylko przestał, wierz mi ;D.
Mialem jedna suczyce, miala na imie Forsa (Dragonella poznala ja osobiscie), i naprawde, dlugo trwalo, zanim sie z Nia pozegnalem... A nie bylo innego wyjscia... Teraz nie moge, z prostej przyczyny - jestem 12 godzin poza domem.
UsuńPodczytuje na dole o Twoim amoku, to Ci powiem, ze taki mialem jak po raz pierwszy zobaczylem shar-pei... ufffffffffff... a potem na wystawie ''Zosie'', szczeniaka tej rasy z jej 18 faldkami id czybka nosa do czubka ogona (pokliczome :)
A co do Twojej ''chinskiej tortury'', to chyba bede mial koszmary... Boshhhhhh... Jak moglas mi to zrobic? ;D
i ja to napisalem????? z tymi wszystkimi literowkami??? Booooosh... jaki wstyd!
UsuńŻadnych literówek nie widzę :).
UsuńForsa - piękne imię dla psa :). W każdym razie rozumiesz, czemu to nie pies jest nowym domownikiem.
Shar-pei są obezwładniające, co fakt, to fakt :D. Nigdy nie widziałam szczeniaka na żywo, to musi być widok!
Właśnie taka oglądałam ostatnio na wystawie (zachłystuje się zazdrością pozbawioną jednak elementów negatywnych)! Boże, jaka piękna! Jakby wam ewentualnie adopcja nie wyszła, to ja tego, hmm, mogę być gotowa na trzeciego kota:-)
OdpowiedzUsuńI dlatego nie chadzam na wystawy :). Ja jestem osobą raczej kocioobojętną, a jak pierwszy raz w zyciu zobaczylam syberyjczyka to wpadlam nieomal w amok, więc rozumiem. I oczywiście normalnie w zyciu nas nie byłoby stać na kota tej rasy, więc zakładalam, ze nigdy takiego mieć nie będę.
UsuńNiestety (dla ciebie :)), wszystko, co piszą o syberyjczykach wydaje się być prawdą, są rzeczywiscie bystre, cierpliwe, towarzyskie, idealne dla dzieci i łatwo się przystosowujące do innych zwierząt w domu, przytulne i lubiące sie bawić, a w dodatku nienachalne i nie natretne... więc na razie wychodzi na to, że adopcja się uda :).
A ja nadrabiam zaległości, zachwycam się Kaczatką (piękna dama i piękne imię) i dziwuję, kiedy to Pompony 2 lata skończyły... ;-)
OdpowiedzUsuń