Królowa Matka ma telefon komórkowy, jak prawie każdy.
Telefon nie służy Królowej Matce do prowadzenia rozmów, bowiem rozmawiać przez telefon nie umie i nie lubi. Służy jej on do wysyłania SMS-ów w ilości średnio trzy tygodniowo, odbierania SMS-ów w nieco większej ilości, i może jeszcze ze dwóch telefonów, wszyscy jej znajomi są poinstruowani, że do Królowej Matki się smsuje, wtedy jest szansa, że ona kiedyś wiadomość odbierze, lecz nie dzwoni, bowiem Królowa Matka zazwyczaj nie ma pojęcia, gdzie odłożyła komórkę (a sieje nią wszędzie, często w takich miejscach, z których nie słyszy dzwonka). Słowem, nabożeństwa do maszynerii nie ma żadnego, owszem, posiada i nawet usiłuje pamiętać, by mieć ją przy sobie, gdy wychodzi z domu (na wypadek zasłabnięcia czy omdlenia, Potomki Starsze przeszkolone są, dokąd w takim wypadku dzwonić), ale - zwłaszcza w połączeniu z jej iście gargantuicznym życiem towarzyskim - tak naprawdę dziwić się należy, że telefon Królowej Matki nie leży gdzieś, zapomniany i pokryty sporą warstwą kurzu.
Nic dziwnego, że gdy wczoraj tuż przed piętnastą odebrać musiała siódmy tego dnia telefon (wcześniej kilka razy dzwonił Pan Małżonek, dwa razy Koleżanka Królowej Matki oraz jej Siostra) rzuciła ona uwagą w rodzaju: "Czy ich wszystkich pokręciło dziś, już nie mają do kogo dzwonić!", lecz, ponieważ akurat przypadkiem wiedziała, gdzie jest telefon i nawet nie musiała do niego biec, by odebrać nim przestanie dzwonić, cóż, odebrała.
Dzwoniła Wychowawczyni Potomka Starszego, która głosem dygoczącym z paniki oznajmiła, że Potomek Starszy opuścił szkołę wraz z kolegą i nikt nie wie, gdzie w tej chwili jest.
Nie skończyła jeszcze mówić, gdy Królową Matkę poderwało na nogi. Odziewając się pospiesznie i rzucając własnej Matce urywane informacje słuchała Wychowawczyni, wyjaśniającej, że - gdy Potomek Starszy nie dotarł na WF - wuefistka poinformowała o tym Wychowawczynię, ta wypytała chłopców, którzy oznajmili, że Potomek Starszy i jeszcze jeden Kolega wyszli ze szkoły, Kolega legalnie, bowiem Mama zwolniła go z ostatniej lekcji, i w dodatku dotarł już do domu. Potomka Starszego zaś nie ma ani u Kolegi, ani nie wrócił do szkoły, ani, najwyraźniej, do domu Babci.
Babcia, w stanie histerii i sina na obliczu wyległa na balkon, Potomek Młodszy, mocno wystraszony, został obarczony zadaniem pilnowania Pomponów, a Królowa Matka leciała ulicą myśląc mętnie, że jak tylko zobaczy tego gówniarza, to go osobiście zabije na środku ulicy, za nic mając te wszystkie beznadziejnie głupie akcje typu "Kocham, nie biję", że o "Kocham, nie daje klapsów" nie wspomni. Jakąś resztką mózgu wygenerowała rozsądny pomysł, by zadzwonić do Wychowawczyni i spytać o adres Kolegi, bowiem tak się składa, że Matka Królowej Matki mieszka na samym niemal końcu największego miejskiego osiedla i Królowa Matka po dojściu do skrzyżowania ścieżek, którymi zazwyczaj chadza Potomek Starszy, stanęła bezradna i bez pomyslu, co robić dalej.
Uzyskawszy adres ustaliła kierunek marszruty i pobiegła w stronę wieżowca, w którym zamieszkiwał Kolega (jedno przejście przez jezdnię bez świateł, jedno ze światłami, przejście przez tory tramwajowe), wyglądając małej istoty we wściekle kolorowej czapce z czerwonym chwostem (co za szczęście, że zrobiła te czapki, świecą na głowach Potomków jak drogowskaz!!!).
Dobiegła. Potomka ani śladu. Obeszła całą ulicę (szczęśliwie krótką), obejrzała place zabaw, zawracała dziesiątki razy, wydawało jej się bowiem, że jej ten czerwony chwościk czapeczki mignął, kucała, żeby sprawdzić, czy spod domu Kolegi osoba o wzroście Potomka jest w stanie zauważyć jakieś punkty charakterystyczne osiedla, typu kościół czy budynek Spółdzielni, i twardo trzymała na wodzy rozszalałą wyobraźnię, by nie dopuścić do siebie wizji będących najstraszliwszym koszmarem wszystkich rodziców świata.
Około pół do czwartej zaczęła się jednak załamywać. Zmierzchało, nie było już widać ani czerwonych, ani żadnych innych chwostów na czapkach, na osiedlu nadal mieszkało 26 000 ludzi i ryzyko, że Potomek Starszy skręcił w jakąś nieznaną mu uliczkę i błąka się po wielkiej połaci między blokami, górkami, kępami drzew wystraszony i zagubiony rosło znaczaco, natomiast to, że Królowa Matka (która co prawda zna tutejsze uliczki, ale co z tego) błąka się w innej części tej połaci, wśród innych bloków, górek i kęp drzew, i też wystraszona, nic a nic nie przybliżało nikogo do rozwiązania problemu.
W związku z czym Królowa Matka podjęła decyzję, by udać się do szkoły (Potomek Starszy bowiem ubóstwia łazić po szkolnych zakamarkach i istniała nikła szansa, że nie widziała go co prawda żadna Nauczycielka, ale za to Woźne - tak) i jednak zadzwonić do Pana Małżonka, bo sytuacja zaczęła chyba dojrzewać do bardziej radykalnych rozwiązań, typu wykonanie telefonu na Policję.
Pod szkołę Królowa Matka dotarła równo z dzwonkiem na przerwę, podeszła do pierwszej Woźnej, którą zobaczyła, by spytać, czy wpadł jej gdzieś tam w szkolnych czeluściach w oko błąkający się Potomek Starszy, gdy nagle, kątem oka, zauważyła wściekle kolorową czapeczkę z czerwonym chwostem. Urwała pytanie w połowie i wytrzeszczyła oczy, a czapeczka tymczasem zniknęła w tłumie. Po chwili znów mignęła. Królowa Matka runęła w kierunku opuszczającej szkołę grupy chłopców, jednocześnie rycząc w słuchawkę telefonu do pana Małżonka (który już siedział w samochodzie, urwawszy się z pracy za pełną zgodą przejętego Kierownictwa) "JEST!!!" i wyszarpnęła zdziwionego Potomka Starszego spośród kolegów.
Potomka Starszego, który wyraził zdumienie, że ktoś się przejął, bo nic się przecież takiego nie stało, nie mógł znaleźć stroju do WF, więc poszedł sobie do Damiana, jego mama kazała mu wracać, więc wrócił i poszedł na lekcję, ale juz sie nie przebierał, bo było już niedużo czasu do dzwonka, i w ogóle gdyby Pani Wychowawczyni nie zadzwoniła to by się nikt nie dowiedział, jak to, Pani miałaby problemy, gdyby coś mu się stało??? Ojej, nie wiedział o tym, no, ale się nie stało, prawda? Oczywiście, że trafił bez problemu, bo z domu Damiana widać i kościół, i przedszkole Potomka Młodszego, i Babci dom, i szkołę ("Chociaż to!!!" pomyślala mgliście Królowa Matka), i czy może w takim razi iść do Damiana jutro, już legalnie (Królowa Matka, baaardzo łagodnie: "Synu, przez jakiś czas wstrzymałabym się na twoim miejscu z wystosowywaniem podobnej prośby...")???
O, bogowie...
Wnioski:
Po pierwsze - telefony komórkowe się jednak czasem przydają,
Po drugie - czapki dla dzieci bezwzględnie powinny być kolorowe i przyozdobione na czubkach rzucającymi się w oczy elementami dekoracyjnymi,
Po czwarte - skoro Królowa Matka jeszcze żyje to musi oznaczać, że jej serce jest w lepszym stanie niż zakłada podejrzliwa Medycyna
i
po czwarte
i najważniejsze
- co to za szczęście dla Potomka Starszego, że ma Rodziców, którzy uważają, że pranie tyłka na kwaśne jabłko to jest najgłupszy z możliwych sposób rozwiązywania problemów!!!
Bardzo "kochany " syniu ! Ciekawi mnie jaki rodzaj kary działa ( nie znam wieku) na tegoż osobnika? Gdyż posiadawszy 2 syniów, z czego jeden nadmiernie uzdolniony do nie mówienia gdzie idzie, czuję,że czas na zmiany w systemie kar . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPotomek ma osiem lat. Sam ustalił, ze za karę odda swoje ukochane zabawki na "jak długo zechcemy" (ferie za dwa tygodnie, chyba się zgodzimy na to samobiczowanie do tego czasu...).
UsuńHa ! Moje dziecko ( 8,5 lat) oddało CAŁE swoje zabawki już miesiąc temu i jak twierdzi klocki Lego już nie są mu potrzebne. Rozważam wszczepienie mi GPSa w ... ;)
Usuń:DDDD Moje najstarsze dziecko jak kocha coś, to obsesyjnie, myślę, ze oddanie ukochanych zabawek jest dla niego prawdziwym poświęceniem :). Ale zobaczymy.
UsuńMówiąc szczerze nie miałabym nic przeciwko temu, bo nic nie oddawał, byle tylko zapamiętal, że nigdy więcej nie wolno mu zrobic niczego podobnego.
Królowo droga Ty masz serce jak dzwon, ja bym już ze 3 razy po drodze wykitowała ze strachu :) W jakim wieku dzieciom się włącza myślenie przyczynowo-skutkowe?? Potomek ma farta niesamowitego....
OdpowiedzUsuńJak ja bym chciala to wiedzieć!!! Bo z Potomkiem na ten temat było tryliard rozmów do tej pory, no i co z tego...
UsuńBaobabko, myślę, że przyżeganie rozpalonym żelacem mogłoby odnieść skutek.
OdpowiedzUsuńKrólowo Matko, masz lepsze serducho ode mnie, ja bym ó-mar-ła! Żywcem.
Jadę na echo serca za miesiąc, niech mi powiedzą, że nadal mam "znaczaco uposledzoną czynność skurczowa lewej komory", no!!!
UsuńUff! Bo naprawdę zawału serca można dostać! Ja prawie od czytania dostałam! ;-)
OdpowiedzUsuńPrzypominam, że chcesz miec dzieci, doszkalaj się! To nie najgorsze, co potrafia wymylic ;)))...
Usuńo mamo! a po wszystkim i tak wychodzi na to, że za bardzo panikujemy ;)
OdpowiedzUsuńprzerabiałam temat dwa razy, w tym raz na własnym podwórku, gdzie dzieci wcześniej, nie wiem jakim cudem otworzyły komorę osadnika. nie muszę pisać jak czarne były moje wizje. też sobie myślałam, że uduszę jak znajdę. później, że nie uduszę byle znaleźć. a później, już po wszystkim, nie myślałam w ogóle, nie miałam sił :D
Dokładnie tak!!! "Jak go znajdę to zabiję, na środku ulicy go spiore, nic mnie nie obchodzi, ze ludzie będa policję wzywać, o Boże, żebym go tylko znalazła, o, Boże, jest...!!!) i puffff, cała energia ucieka, jak z przekłutego balona powietrze :)...
Usuńto moze metoda klina? :) Nastraszcie go kiedys w podobny sposob (w kontrolowany sposob, obserwujac z ukrysia :P ), to moze zrozumie, ze tak sie nie robi :)
OdpowiedzUsuńJa kiedys zrobilam tak z notorycznie uciekajacym trzylatkiem. Jak wyrwal kiedy weszlismy na ogrodzony plac zabaw, poszlam za nim chowajac sie za drzewami i co? Przez pol godz nawet sie nie obejrzal za mna, lecial gdzie oczy poniosa. Jak mu sie w koncu objawilam, to sie rozesmial i .... Zaczal mi uciekac :-/
UsuńChciałam właśnie napisać Kfiatuszkowi, że nie jest to metoda na ośmiolatka (działałaby na mojego pięciolatka, jeśli zdarza mu się przypadkiem stracić nas z oczu biega w panice z oczami jak spodki i trzęsącą sie brodą, ale serce by mi pekło, gdybym go na to świadomie naraziła), ale jak widze, na niektórych trzylatków tez nie...
UsuńO,to, to!
UsuńRaz tak zrobiliśmy, jak mówi kfiatushek- schowalismy się za regałem w sklepie. Jeden rzut oka na zmienioną przerażeniem twarz- i do dziś sobie nie mogę wybaczyć tej głupiej akcji...
Ja też robiłam takie numery. I to nagminnie. Jeśli to jest genetyczne, to mam pewnie jeszcze tylko jakieś 6 lat (Młody ma niespełna 2) spokojnego życia przed sobą... A zatem łączę się w bólu już na wyrost!
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie genetyczne, ale stanowi nieodłączny element rozwoju ;D...
UsuńŻeby tak bezceremonialnie strudzone chorobą serce Królowej Matki na próbę wystawiać!
OdpowiedzUsuńMuszę koniecznie Gutkowi skombinować nową czapkę :)
Nie, zebym ci zyczyla podobnych doświadczeń, ale wiesz, na wszelki wypadek skombinuj ;DDD...
UsuńNie chcę niczego sugerować ale wydaje mi się, że po takich atrakcjach dzieci należy wcześnie położyć spać, dodatkowo przykleić taśmą do łóżek i zacząć pić. ;)
OdpowiedzUsuńCzapki to świetny patent, jeździłam na narty w takiej koszmarze z uszami, kolor bił po oczach i cierpiała moja duma, ale rodzice bardzo sobie chwalili takie rozwiązanie. Teraz już wiemy dlaczego.
NIE MOGĘ PIĆ ALKOHOLU!!! Wchodzi w nieprzyjemne interakcje z lekami, które przyjmuję :(. Dlatego tez nie masz dla mnie pociechy, a twój pomysł jest taki fajny ;DDD!
UsuńPrzeżyłam. Kilka razy. To były chyba jedyne momenty w życiu, kiedy objawiłam nieopanowaną histerię. W sensie, znalazłszy potomka, wykonałam coś w rodzaju tańca swiętego Wita - stłumiony szloch, dziki uścisk, potrząśniecie, a apiat. Tylko nie krzyczałam, bo nie mogłam słów znaleźć...Też miałaś tak, że później człowiek ma totalnie miękkie nogi i nie może zrobić kroku?
OdpowiedzUsuńNie szlochałam, ale to dlatego, że jak go zobaczyłam z daleka to nim go dopadlam jakos się uspokoiłam. Potem trzymałam się cała droge do domu. A potem usiadłam na fotelu i dostalam w jednej chwili doslownie takiej migreny, że nie widzialam na oczy. I jeszcze myślalam cały czas o tym, że jakbym tak była chora na serce, jak mowią, to bym tego nie przeżyla...
UsuńTak sie przestraszylam (chociaz domyslalam sie, ze Potomek sie znalazl), ze nerwobole rozsadzaja mi nogi i glowe i rece. Powiedz synowi, ze Ciotka z Hameryki az sie zatrzesla z rozpaczy i ulgi i ze wiecej takich wpisow nie chcialaby tu zobaczyc, chociaz nie wie, czy to mozliwe, bo Pierworodny ma jawny pociag do beztroskiego wloczenia sie po osiedlu... Wszak to nie pierwszy raz jak sie zmaterializowal po wyczekiwaniach czy poszukiwaniach, prawda? Nie... musze sobie lyknac 200g ibuprofenu, albo od razu 400g, bo dlugi dzien przede mna, a ciagle mi slabo...
OdpowiedzUsuńPewnie, że sie znalazl, inaczej post byłby w innym tonie (a raczej - wcale by go nie było), tfu, tfu, odpukuję i spluwam przez ramię. Ale wyobraxnia jednak zaczyna działac natychmiast, prawda? I owszem, smarkaty wyraźnie ma tendencje do łażenia gdzie popadnie, ale mam nadzieję, że po wczorajszym (dotarlo chyba, ze przesadzil, przynajmniej się ludzę) przystopuje...
UsuńJesteś pewna, że po akcji "czerwona czapka Mikołaja" wszystko z twoim sercem ok? Jakby co, możemy pomknąć do B. na kolejną kontrolę;) i zakup jakiś - tradycyjnie poczynić:) Polecam się! S.
OdpowiedzUsuń5 lutego mam umowione echo serca, także, wiesz ;D...
UsuńHa! Ja wiedziałam, że jak komórka dzwoni za często to się będzie działo! Zawsze tak jest :D
OdpowiedzUsuńPrawda? Teraz nie lubię telefonów jeszcze bardziej (mimo uznania ich przydatności :)))...
UsuńAnutku, bardzo Ci współczuję...życzę, byś już nigdy nie musiała przeżywać podobnych sytuacji...a Potomek Starszy zaradny jest! :)
OdpowiedzUsuńEwa
Dzięki, już doszłam do siebie, chociaż jak popatrzyłam dzis na te wieżowce, wokół których latałam, to mi sie zrobiło bardzo niewyraźnie... I w dodatku obawiam się, że jak jeden wyrośnie (oby!!!) z głupich pomyslów, dorosna do nich kolejni... ;)
Usuń...dramatyzujesz;) ot fantazję mają i pomysły niebanalne! Tak, masz rację - mówię tak, bo dzieci nie mam:) Ciociunia pozdrawia! Fajnie było:))) I przepraszam za to, że Potomka Starszego w stan "głupawkowy" wprowadziłam, proponując dziecku rozrywki, które ciocia z Włoch-specjalista pedagog, uznałaby za wysoce niewychowawcze...
UsuńPS. na swoje usprawiedliwienie - kiedy weszłam (jeszcze pod Twoja nieobecność) komentując dramatyczne zajście, też podkreśliłam, że nie pochwalam takiej niefrasobliwości;)
PS2. Ciasto było pyszne! A co zrobisz z tymi, artystycznie uformowanymi, skórkami od mandarynek???
ale kolejne są już łatwiejsze...rzecze matka 10- i 6-latki...
Usuńgorzej jak obie zniknęły gdzieś na dworze podczas letniej burzy i strasznego deszczu, a komórki nie raczyły odebrać ani moje ani koleżankowe dzieci...i ten deszcz, co mnie tak zmoczył, jak biegałam jak matka wariatka to im do końca zapamiętam i kiedyś wnuczętom opowiem - a co! ;) Ewa
Much_ado @ Istotnie było :DDD. Potomek wprawia się w stan głupawkowy samoczynnie, także spoko :D. Artystycznie uformowane skórki mandarynek zamierzam przetworzyć na skórkę kandyzowaną, sama jestem ciekawa, czy mi się uda, bo do tej pory robilam tylko z pomarańczy i cytryn.
UsuńEwa @ Mówisz? Wolalabym się nie przekonywac, ale obawiam się, że mnie to nie ominie :D...
Zatem kolorowych snów całej bandzie życzę:-] i da wstrieczi zapewne 5 lutego, kiedy to pofatygujemy się do tego brzydszego miasta, nieopodal naszego - ładniejszego;-]
OdpowiedzUsuńPS. I przejrzę - wprawnym okiem fachowca;/ - repertuar kinowy w trójwymiarze. Pa!
Jeszcze jedno - pozdrowionka dla "pięknego chłopca", którego nie dane mi było dzisiaj zobaczyć. Się trzymajcie:-]
OdpowiedzUsuńniezła akcja... Mam nadzieję, że do Potomka dotarło i będzie jednak na przyszłość nieco bardziej dbał o sterane matczyne serce....
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, mówiac szczerze, na razie trzyma się wersji, że nic sie takiego nie stało, wystraszony się robi rzeczywiscie dopiero wtedy, gdy przypomina sobie o chorobie mamusi :).
UsuńA JA TAK CZYTAM.I stwierdzam ze to nie była syna wina chciał dobrze .Miałabym pretensje do nauczycielki ze nie poinformowała ze syn jest w szkole.A przecież powinna się tez interesować.
OdpowiedzUsuńNie, bez przesady, on ma osiem lat i co najmniej od roku jest szkolony w sprawie samodzielnego/ niesamodzielnego wyjścia ze szkoły. Doskonale wie 9a przynajmniej powinien wiedzieć), co mu w tej sprawie wolno, a co nie. nauczycielka się interesowala, bylyśmy w kontakcie telefonicznym, ale on wrócil do szkoły na zajęcia z zupełnie inna nauczycielką (która uprzednio poinformowała wychowawczynię, że smarkatka nie ma, wychowawczyni obiecala go poszukac, jak sie pojawił, wuefistka uznała, ze go po prostu znalazła, bo Mlody się nie pochwalil, gdzie był).
UsuńI, no przepraszam, ale co to znaczy "chciał dobrze"? Nie pomyślał, co może z tego wyniknąć, to na pewno. Z mężem orzekliśmy, że w sumie zaprezentowal myślenie typowe dla dziecko "nie wiedziałem, ale nic sie nie stało", ale chcieć dobrze to raczej nie...
No coś ty!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńO matko kochana jaka historia!! U nas w USA nie dostałabyś adresu kolegi od pani w szkole ;-)) Tak mi się nasunęło na myśl ;-) Ochrona danych bardzo bardzo przestrzegana. ALe napięcie to ty umiesz budować doskonale :-) Czytało się to jak kryminał jakiś i wyobrażałam ja sobie Ciebie tak biegającą po tym osiedlu z rozwianymi włosami ;-) choć może przecież masz krótkie .. tego nie wiem przecież .. lecę do przedszkola po mojego potomka i na autobus po kolejne dwa :-) Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńU nas też nie dostałam, tylko nazwe ulicy, by wiedziec, w którą stronę lecieć :). Ta ulica akurat jest dośc krótka, czysty przypadek, ale gdyby kolega mieszkał przy tej, gdzie mieszka moja mama to niewiele by mi dalo nawet co do kierunku, bo to ulica przecinajaca całe osiedle...
Usuń