Teraz Królowa Matka skrupulatnie, z wywalonym jęzorem, jak to początkująca, z napięciem w spanikowanym wzroku (bo a nuż zrobi coś źle!) punkt po punkcie, odhaczy to, co należy zrobić, a mianowicie:
1. Umieścić linka
do bloga osoby, od której otrzymało się nominację. (Klaudia, Klaudia to uczyniła, o!)
2. Wkleić logo na
swoim blogu.
(dobra, zrobione).
3. Napisać 7 cnót,
grzechów lub faktów o sobie.
I, Proszę Państwa, to wcale nie jest łatwe. Znaleźć AŻ SIEDEM cnót? No, Królowa Matka przeprasza, ale ona jest zakompleksiona (o, już mamy pierwszy fakt :)!) i znalezienie siedmiu cnót ją przerasta. O siedem grzechów byłoby łatwiej, ale Pan Małżonek podczytuje bloga, kiedyś może zajrzą do niego Potomki, o nienienie, żadnych grzechów! Oprócz jednego może (który tym samym stanie się drugim faktem).
A zatem, po pierwsze, Królowa Matka jest zakompleksiona. Uważa, że na niczym się nie zna, nie ma nic ciekawego do powiedzenia, niczego nie potrafi robić naprawdę dobrze, oraz głęboko wierzy, że jest niewidziana (od dziecięctwa aż do teraz dziwi ją, jeśli ktoś ją poznaje na ulicy. To znaczy, nie koleżanka z klasy, oczywiście. Ale np. sąsiedzi Matki Królowej Matki już i owszem), co nie stoi w nijakiej sprzeczności z tym, że cierpi męki, gdy musi przejść przez jakieś pomieszczenie z bolesnym przeświadczeniem, że wszyscy się na nią gapią. Ma mnóstwo marzeń (o, czego by to ona nie zrobiła!!), których nie zrealizuje, bo przecież jej się nie uda. No po prostu podstarzała zakompleksiona nastolatka z Królowej Matki jest, ot, co.
Po drugie, Królowa Matka jest leniwa. Potwornie leniwa, marzy o tym, by w następnym życiu być leniwcem, oglądała kiedyś program o zwierzątkach i przepełniał ja zachwyt, jakie cudowne życie one mają!
Gdyby Królowa Matka mogła, wisiałaby sobie na gałęzi jak one, przesypiając dwanaście godzin na dobę, a przez pozostałe dwanaście, leniwie podjadając, szydełkowałaby sobie, szyła z filcu, haftowała (to nie praca, to się nie liczy!) oraz czytała książki. I to jest cecha, która - jeśli już o niej Królowa Matka wspomina - wywołuje wybuch śmiechu u rozmówcy, bo, jak to, leniwa??? Ty??? Ty bez przerwy coś robisz, ciągle masz czymś zajęte ręce (czy Królowa Matka wspominała, że szycie z filcu się nie liczy?), nie mam w ogóle pojęcia, jakim cudem masz na to czas!!! I za nic nie przyjmuje taki rozmówca do wiadomości, że to wszystko dlatego właśnie, że Królowa Matka jest leniwa, jest tak leniwa, że musi być zorganizowana i wszystkie te obmierzłe czynności, które są pracą, wykonać jak najszybciej i móc się lenić po swojemu.
Królowa Matka jest "chirurgomaniaczką", z tajemniczych powodów, których nie potrafi wyjaśnić. Ma tu na myśli serial "Grey's Anatomy", że uściśli. Królowa Matka, która nie ogląda seriali i ma dość lekceważący stosunek do telewizji, w temacie "Chirurgów" może powiedzieć tylko, że oglądała rzecz codziennie w Polsacie (a potem, jak Polsat przestał wyświetlać miała syndrom odstawienia, wstydź się, Polsacie!), potem w Fox Life, też codziennie, ze wszystkimi powtórkami, co oznacza, że był w życiu Królowej Matki okres, gdy włączała Polsat o 10, potem przełączała na Fox Life o 12, potem spędzała puste, smutne dwie godziny, by o 15 włączyć powtórki. Wydawała wtedy też z siebie brutalne okrzyki typu: "CICHO TAM, WY!!! Mamusia ogląda swoja bajkę!!!" oraz do dziś Potomki, jak widzą na ekranie biały fartuch pytają "A to są "Chirurdzy", mamusiu?", wiedzą bowiem, że w wypadku odpowiedzi twierdzącej czeka je blokada na wszelkie czynności hałaśliwe i/lub absorbujące uwagę mamuni.
Jako fakt czwarty wystąpi uzależnienie Królowej Matki od cynamonu. Wszystko, wszystko jest w cynamonie piękne, wygląd, kolor, smak, ale zapach, Panie i Panowie, zapach rządzi!!! Gdyby to od Królowej Matki zależało, świat pachniałby cynamonem, wszystko, perfumy, mydło, płyny pod prysznic (i nie, Królowa Matka takich nie ma, bo wszystko, co ma na opakowaniu napis "O zapachu cynamonu" jej zdaniem wcale, ale to wcale cynamonem nie pachnie). Pan Małżonek do dziś wspomina, jak pewnego dnia, robiąc świąteczne zakupy nabył jakieś wykwintne kosmetyki i inne tusze do rzęs, a dla okrągłego rachunku kazał dorzucić sobie pudełeczko cynamonowej pomadki ochronnej do ust za parę złotych, i to był prezent, który wywołał zdecydowanie najdzikszy entuzjazm...
Świat Królowej Matki ponadto roiłby się od gwiazd. To znaczy, nie od celebrytów i nie od takich świecących punkcików na niebie (chociaż te ostatnie, owszem, Królowa Matka bardzo uważa), tylko od takich figur. Królowa Matka kocha gwiazdki. Tak jak dla niektórych ulubionym kształtem są serduszka, koła czy inne trapezy, dla Królowej Matki są to gwiazdy. Do tego stopnia, że ukochanego ręcznika w gwiazdki używała tak długo, aż się cała frota wytarła, a i wtedy nie dała go wyrzucić - Matka Królowej Matki uszyła ze smutnego wspomnienia ręcznika szmateczki do naczyń, których Królowa Matka nadal z uczuciem używa.
Zapachy, przyprawy, kolory, język, alfabet (kiedyś umiała czytać po arabsku, i jeszcze się nauczy, bo uczyć się kocha, a Potomki kiedyś urosną i zajmą się same sobą... prawda? PRAWDA?),
architekturę, ozdoby, niewiarygodną przy takim natłoku ozdób, kolorków i zawijasków elegancję (nie potrafi pojąć, JAK ONI TO ROBIĄ, podróbki czy zainspirowane arabską architekturą produkty europejskie są zawsze kiczowate i pozbawione wdzięku),
galabije, mozaiki, kuchnię (jeśli jest bezmięsna :))... No, po prostu wszystko. Na Dumnego Białego Człowieka głoszącego tezy o wyższości kultury europejskiej nad każdą inną, a już arabską to wogule patrzy z w najlepszym stopniu politowaniem świadoma faktu, że, na ten przykład, tysiąc lat temu istniała w Bagdadzie biblioteka licząca 12 000 woluminów, zaś uchodząca za wyjątkowo wykształconą kobietę swoich czasów, trzysta lat później urodzona królowa Jadwiga Andegaweńska posiadała na własność 14 (słownie: czternaście) książek...
Fakt ostatni: Królowa Matka nigdy, w całym swoim życiu nie zawarła z własnej inicjatywy żadnej znajomości. Nigdy. Ludzi poznawała a) w szkole, b) na studiach, c) w pracy i d) w domach znajomych, których poznała w szkole i w pracy (u tych ze studiów nie bywała). Tayna Y Demoralizuyąca Grupa Z Facebooka stanowi wyjątek o tyle, że Królowa Matka poznała ją w wirtualu. Całej w realu nie zna, a przed każdym spotkaniem z tą częścią, którą zna odczuwa kolosalną tremę...
I teraz pozostaje już tylko...
4. Nominować
kolejne osoby do zabawy,
czego Królowa Matka nie uczyni, wie bowiem, że nie wszyscy takie zabawy lubią. Owszem, byłaby ciekawa faktów i (zwłaszcza ;)) grzechów Teraz_asi, Myski, Eli czy Lilijki. Ale nie zamierza nalegać. Jeśli dziewczyny chcą, niech piszą, jeśli nie chcą, trudno. I tak, zgłębiając lekturę ich blogów, Królowa Matka wydedukuje sobie to i owo ;D...
no ładnie, teraz muszę iść szukać humusu w całym mieście!!!
OdpowiedzUsuńMozna samemu zrobic ;P...
Usuńi aż tyle o sobie napisała ta zakompleksiona bida?? no, no, no:DD
OdpowiedzUsuńPrzeciez nie napisala, że jest sliczna i cudnie haftuje oraz sieje wdziękiem osobistym :))). Jest po prostu zakompleksioną, gadatliwą bidą, ot co :D.
Usuńjako moja siostra bliźniaczka musisz być piękna i epatować wdziękiem! Nie masz wyjścia:DD
UsuńJako to, bliźniaczka, bo ja ostatnio durna jestem i przenośni ni kodów nie rozpoznam nawet, jak ugryzą mnie w tyłek?:))
Usuńtu p_l, tu p_l której się znowu zalogować nie chciało:D
p.s humusu też nie rozpoznam, zresztą. humus całe moje życie kojarzył mię się z tym czymś, w czym trzymają nieszczęsne dżdżownice kalifornijskie celem zbicia majątku. chociaż to coś z pewnością nazywa się jeszcze inaczej:D
Bello - no fakt, zapomniałam :)). Teraz już bedę wiedziec :D.
UsuńP_l - :DDD To dlatego, że bloga Belli pewnie nie czytasz - ja ją mianem bliźniaczki obdarzyłam, gdyz doszukałam się licznych cech nas łączących. Nic dziwnego, że aluzji nie zlapalaś :).
Oraz, owszem, hummus to zupełnie co innego niż dżdżownice. Zwlaszcza kalifornijskie :D.
Wiedziałam, że Królową Matkę warto nominować do tej zabawy, ale nie wyobrażam sobie Królowej Matki ani w postaci, ani w roli leniwca... Ale coś w tym musi być, bo ja też lubię leniuchować i faktycznie, jak mam jakieś obowiązki do wykonania, to robię je najszybciej, jak tylko to możliwe.
OdpowiedzUsuńUmiejętnie stwarzam fałszywe pozory :D...
UsuńMatko!
OdpowiedzUsuńBajeczne Siostry przygotowują post o wiośnie, jeżeli macie ochotę uczestniczyć w wiosennym projekcie to proszę o zapisanie odpowiedzi Dzieci na poniższe pytanie oraz przesłanie jej na adres peggykombinera@gmail.com :)
Jak/czym pachnie wiosna?
Na odpowiedź czekamy do końca dnia 18 marca (niedziela).
Karola
bajkopisarka
/www.bajecznafabryka.blogspot.com/
Okej, sory, ale o co chodzi z ta tayna y demoralizujaco grupo?
OdpowiedzUsuńMam taką, o: http://polaherbaciane.blogspot.com/2011/11/jak-siostra-krolowej-matki-egzamin.html
UsuńStanowi wyjatek, bo poznałam ja osobiscie, nie przez posły. Ale znam nie do końca, bo część wirtualnie, więc nie wiem, czy się liczy :).
Wspominam o niej też tu: http://polaherbaciane.blogspot.com/2012/01/konkursowo.html i tu: http://polaherbaciane.blogspot.com/2012/01/pokonkursowo.html
Ale niewiele o niej piszę. W końcu jest Tayna :D.
no wlasnie, pamietam, ze o niej czytalam, ale mi sie to nie sklejalo w jakas ladna historie (tylko w bezladna). pozdro!
UsuńAkpit drugi to o mnie? :D A wstydziła się na przykład matka przez większość życia kupić bilet? Ja tak :D, po pizzę do tej pory dzwoni tylko Tataelki :D
OdpowiedzUsuńI że niby ja o grzechach i cnotach :) ... się zobaczy ;).
Bilet też. Oraz wstydzilam się wchodzic do sklepu, gdzie byłam jedyną klientką, bo ekspedient/-ka jeszcze by spytał/-a, czym może sluzyc i musiałabym odpowiedzieć...
UsuńTeraz już umiem odpowiadać, ale nadal nie znoszę z calego serca :).
Cudnie się czytało! Jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńMiło mi to slyszeć... eee... czytać :).
UsuńA dziękować, dziękować. Spróbuję podołać ;)
OdpowiedzUsuńPod "po pierwsze" i "po ostatnie", które niejako łączy się u mnie z tym pierwszym, to podpisuję się wszystkimi kończynami... tylko zamiast fb za terapię służy mi blog ;)
I też nieraz zrezygnowałam z wejścia do sklepu w którym nie ma klientów :) Po pizze dzwoni mąż, a jak nie chce dzwonić to "zaraz, przecież mogę upiec sama" :)
Wiem, że nie przepadasz za grami (gdzies u ciebie czytałam:)), więc nie naciskam. Ale mam nadzieję, że coś skrobniesz jednak :D.
UsuńPrzyjmuję wyzwanie :)
OdpowiedzUsuńchociaż chwilę to pewnie potrwa, bo tak z biegu to nie podołam takiemu zadaniu :))
"Chirurgomaniakiem" to i ja jestem. Oglądam ten serial na bieżąco. I żadnej powtórki nie ominę :)
A cynamon... rulez :)
No, ja tez nie z biegu, trochę sie pozastanawiałam, bo z biegu to sie jednak za trudne okazało :). A jak już wymysliłam, to trzeba bylo zrobić przesiew, coby te gorszace nie trafiły na bloga, czytanego (potencjalnie ;)) też przez dzieci ;D.
UsuńCzekam na twój wpis niecierpliwie :).
:)) też się kiedyś bałam w sklepie odezwać;) nawet dzień dobry powiedzieć;) ale przeszło mi prawie zupełnie:)) zabiło mnie, że lubisz nawet słówko "arabski";) mamy w szpitalu ginekologa o takim nazwisku;) nie ma to jak dobry powód do profilaktyki;)
OdpowiedzUsuń:D Mielismy tez posła zdaje się czy innego ministra, co się Arabski nazywal, za każdym razem, jak o nim słyszalam to myslałam, jak lubie to slowo :D...
UsuńTeraz będę nerwowo rewidowac listę moich grzechów, czy znajdę siedem takich, które w ogóle nadają się do upublicznienia...Oj, Anutek, dziewczyno:-) Dzięki kochana, ale jeśli nie uda mi się znaleźć tych siedmiu grzechów pobocznych, stanie na faktach, bo z zaletami kruuucho (no co, nie tylko ty masz kompleksy:-))
OdpowiedzUsuńMogą być fakty (ja tam podałam głównie fakty ;)), chociaż grzechy są... no, takie obiecujące pasjonującą lekturę, rozumiesz ;DDD.
UsuńCzekałam na ten wpis od Gwiazdki...!
OdpowiedzUsuńDlaczego, dlaczego ???
UsuńDlatego, że wreszcie mam trop... ;)
OdpowiedzUsuń