Pan Małżonek (kategorycznie) - Tort jest mój!
Potomek Starszy - No to chociaż sobie pogramy!
Pan Małżonek - To są moje urodziny, tylko ja będę grał, cały czas, w co tylko chcę!
Potomek Młodszy (poirytowanym tonem) - No, nie, grać będziesz ty przez wszystkie godziny, cały tort twój...Potomek Starszy (podpowiada usłużnie) - ... i laurki...
Potomek Młodszy -O, i jeszcze laurki! Nie masz ty za dobrze w te urodziny?!



Masę Królowa Matka podzieliła na dwie części i, przełożywszy jedną do natłuszczonej i wysypanej bułką tarta tortownicy o średnicy 23 cm (powinna do mniejszej, na przykład o średnicy 20 cm, ale takiej nie posiada i regularnie zapomina kupić), tortownicę włożyła do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 25-30 minut i przystąpiła do przygotowywania masy czekoladowej, podczas gdy druga połowa ciasta spokojnie sobie czekała na swoją kolej do pieczenia.
Aby przygotować masę, Królowa Matka rozpuściła w kąpieli wodnej (prawie) dwie tabliczki gorzkiej czekolady (po 100 g tabliczka) i 3/4 kostki masła. Do miski przesiała (po to, by uniknąć grudek) 300 g cukru pudru (co daje jakieś dwie szklanki), dodała pół szklanki kwaśnej śmietany i łyżeczkę esencji waniliowej, oraz łyżkę miodu (zamiast podanego w przepisie syropu) i - po wystudzeniu - rozpuszczoną czekoladę. Mieszała całość starannie podczas, gdy druga połowa ciasta piekła się spokojnie, zaś pierwsza - stygła na kratce (i nie popękała, chociaż autorka przepisu uprzedzała, że ciasto podczas pieczenia może popękać, czym nie należy się wszakże przejmować, gdyż masa czekoladowa pokryje wszelkie niedoskonałości).
Po upieczeniu i wystudzeniu obu krążków ciasta Królowa Matka, podążając ślepo za instrukcją, posmarowała jeden krążek 1/3 masy, położyła na to drugi krążek, który tez posmarowała 1/3 masy, a pozostałą 1/3 masy posmarowała brzegi ciasta. Po czym udekorowała całość, hojnie używając posypek różnego rodzaju, i schłodziła całość w lodówce (gdyż ciasto musiało poczekać na skonsumowanie przez Solenizanta cały jeden dzień), nie jest to jednak obowiązkowe, ponieważ ciasto nie schłodzone też jest apetyczne, wilgotne i bardzo, bardzo smaczne.
Ale.
Jest jedno "ale" - jest bardzo, bardzo, BARDZO słodkie. Uzależniające (po jednym kawałku człowiek myśli, że nie da rady więcej, absolutnie nie, ani okruszka, zaś po kwadransie sięga po drugi kawałek :)), ale bardzo słodkie, a jak Rodzina Królowej Matki twierdzi, że coś jest za słodkie, to bez próbowania można przyjąć na wiarę, że jest. W związku z tym Królowa Matka w przyszłości (bo na pewno upiecze to ciasto jeszcze nie raz) nie zamierza dodawać do ciasta podanej w przepisie ilości cukru - ograniczy go o połowę. Albo i więcej niż o połowę. Co wszystkim radzi.
Smacznego mimo to, i proszę się nastawić psychicznie na muffinkowy wpis jutro :D.
wszystkiego najlepsiejszego dla Pana Małżonka :)
OdpowiedzUsuńOooo mój Małżonek też urodzinowy w tym tyg, wczoraj dokładnie :)
OdpowiedzUsuńI też będę torta robić, ale na ndz, bo się Mama Pana Małżonka zapowiedziała...
Już mam koncepcje, teraz zostało wykonanie, a to już troche trudniejsze ;/
Wszystkiego dobrego dla Mężona życzę :)
oooooochhhh czekolada :P już czuję jak przybywa mi co najmniej 1 cm w talii ;)) od samego czytania :)) Was jest przynajmniej dużo, to się kalorie jakoś rozłożą - nie zamierzam zatem piec tego ciasta w ramach "niedzielnej słodyczy" :) wygląda bosko :)
OdpowiedzUsuńa i of kors wszelkiego dobra dla małżonka ;)
UsuńSto lat Szanownemu Jubilatowi! Jestem psychicznie nastawiona :)
OdpowiedzUsuńPrzekażę zyczenia (byłemu już) Solenizantowi, dziekuję zbiorczo wszystkim :DDD.
OdpowiedzUsuńO matko! Nienawidzę cię za ten wpis:-) Starannie unikam wchodzenia na blogi kulinarne, przy sklepowej półce z czekoladą zamykam oczy, a tu - w zupełnie niewinnym miejscu czai się ZŁO. Zło w czystej postaci. Zaśliniłam laptopa i zaraz wejdę w ciąg. Anutek, jesteś potworem!
OdpowiedzUsuńNo (ze skruchą). W dodatku nie skończyłam, jestem bowiem w kulinarnym ciągu...
Usuń