środa, 24 kwietnia 2013

Królowa Matka znowu szarga (Katarzyna Michalak, "Rok w Poziomce")


Pod jednym z licznych postów o opóźniającej się wiośnie Czytelniczka napisała: "Królowo Matko, to nie tak, że ja Cię nienawidzę, czy coś, ale może chciałabyś nam napisać nierecenzję którejś książki Katarzyny Michalak? *uśmiecha się smutno, gdyż wie, jak takie smutne uśmiechy potrafią zdziałać cuda" i tak tym rozśmieszyła Królową Matkę, że ta postanowiła i owszem, popełnić może nie zaraz nierecenzję (bo nierecenzja musi spełniać określone kryteria, na przykład dotyczyć książki, która skłania do tylu refleksji, że nie da się ich, tych refleksji, uporządkować i płyną one jak żwawy strumień podczas gwałtownych roztopów), ale recenzję... a z drugiej strony... czy to wiadomo, jakie Emocje wstrząsną Królową Matką? Może z tego i nierecenzja wyjdzie?

Pomimo sugerującego uprzedzenie początku Królowa Matka przystąpiła do czytania pierwszej książki Katarzyny Michalak, jaką udało się jej zdobyć - był to "Rok w Poziomce" akurat - nie oczekując niczego specjalnego, ani uniesień, ani rozczarowań, ani materiału do rozdzierania na strzępy, chciała raczej zobaczyć, co to za rodzaj pisania jest.

Czytała - bez specjalnej przyjemności, ale też bez szczególnej przykrości - do strony mniej więcej 29, bo w okolicach strony 29 zaczęło robić się dziwnie.

Zaś na stronie 49 zdarzyło się to:

"Poczekajka” – głosił tytuł. Ale śmieszna nazwa (rzeczywiście, prześmieszna, no, boki zrywać, przyp. KM) I ładna! Katarzyna Michalak. To zapewne autorka. Ewa przeniosła wzrok na nieznajomą.
Kobieta, nieco od nich obojga starsza, odziana była od stóp do głów na czarno. Czerń długiej spódnicy, bluzki i żakietu rozjaśniała karminowa apaszka. I ogniste włosy autorki. I jeszcze jej zielone oczy, teraz uśmiechnięte.
Ewa zamrugała. Po raz drugi w ciągu tygodnia przyglądała się z zazdrością jakiejś kobiecie. Co się z nią dzieje?!


Królowa Matka też zamrugała, bowiem w głowie zrobiło jej "klik!" i jej godna słonia pamięć zadziałała.

Katarzyna Michalak! "Poczekajka"! Czy nie jest to aby ta pani, która poczyniła - excusez le mot - rozpierduchę na forum "Książki", pojawiając się na nim pod kilkoma nickami, nachalnie reklamując swoje dzieło, obrażając tych, którym nie przypadło ono o gustu, by wreszcie, zdemaskowana, zażądać usunięcia wątków o "Poczekajce"? A rozpierducha musiała być przednia, skoro Królowa Matka, bywająca na forum "Książki" bardzo sporadycznie i przelotem ją zapamiętała... zapamiętała od... od... chwila na konsultację z kolegą Guglem (która to konsultacja potwierdziła, że i owszem, tak, rozpierducha miała miejsce)... od 2008 roku.

No tak. Mając pewną jasność co do temperamentu autorki Królowa Matka czytała dalej, aż dotarła do niewątpliwego manifestu:

– Patrz, patrz, co oni wypisują! To dobra książka. Urocza, ciepła, o miłości i marzeniach. A oni robią z niej harlequina dla kucharek. Już mniejsza, że obrażają kucharki... (rzeczywiście, Królowa Matka ma ten przykład o wiele wyższe mniemanie w kwestii wyrobienia literackiego kucharek, tak na marginesie) (...) Patrz, co z mojej ukochanej „Jagódki” pożal się Boże recenzenci robią!
– A czego się spodziewałaś po grafomanach? – Andrzej uniósł brwi w udawanym zdumieniu.
– Grafomanach?

– A jak myślisz, kto pisze recenzje? Czy pisarz, prawdziwy, wydawany pisarz, ma czas i chęci obrzucać błotem innego pisarza? Odpowiadam: nie ma. Bo pisze następny bestseller albo ma spotkanie z czytelnikami w Empiku, albo akurat skończył pracę nad książką i ledwo zipie. I nie może patrzeć na Worda. Grafoman natomiast ma czas na wszystko. Na pseudoliteracki bełkot, który rozumie tylko on sam, i na wylewanie pomyj na tych, którym się udało (...) mam kumpelkę, która jest literatką, rozumiesz, przez duże L. Niespełnioną literatką na dodatek. Do niedawna nie było miesiąca, w którym nie przysłałaby mi jakiegoś swojego „dzieła”, z nadzieją, że je wydam. A wysyłała nie tylko do mnie. Do każdego wydawnictwa na naszym globie próbowała pukać z tym, co spłodziła, ale nikt nie reflektował na arcydzieła koleżanki literatki. (...) Któregoś dnia poddała się. Wiesz, co oznajmiła wszem wobec? Że kończy z pisaniem i zajmie się krytyką literacką. Stąd właśnie biorą się twoi prześladowcy. To niedoszli pisarze, którzy nienawidzą książek i ich autorów, szczególnie tych, którym się udało. Ludzka zawiść jest jak wszechświat. Nieskończona. 


A teraz, Czytelniku, Królowa Matka poczyni wyznanie natury osobistej.

Oto nade wszystko Królowa Matka nienawidzi osób o osobowości Ałtoreczek. A aby być Ałtoreczką nie trzeba, wbrew społecznemu przekonaniu, mieć trzynastu lat i pisać w internecie powieści, które "kochają wszystkie moje koleżanki i mówią, że powinnam je wydać". Ale tylko te trzynaście lat usprawiedliwiają przekonanie, że świat musi, po prostu musi kochać nasze dzieła, a jeśli ktoś ich nie kocha to wyłącznie z zawiści i/lub niedostatku inteligencji, wykłócanie się o to na forach oraz bezwzględne cięcie (czasem po zjadliwym skomentowaniu, żeby ten tępy zawistnik sobie nie myślał!!!) wszelkich nie odpowiadających nam komentarzy na blogach, własnych stronach czy profilach na Facebooku.

Podobne zachowanie u pań, których książki się wydaje, które z pisania się utrzymują, których utwory stoją na półkach księgarń i bibliotek (oraz domów prywatnych) budzą, po prostu, niesmak. I są obraźliwe dla czytelników, traktowanych z wyższością, jak prosta tłuszcza, która jest zbyt głupia/ za mało wrażliwa/ nie dość subtelna, aby docenić dzieła pań tak, jak powinna. No i zawistna, zawistna też jest, bo sama chciałaby tak pisać, a nie umie, więc jest też pozbawiona talentu. I wyrobienia literackiego. I dobrego wychowania, gdy daje swemu dyzgustowi wyraz. I w ogóle, jest be, be, że hej.

Królowa Matka, naprawdę, doskonale rozumie euforię związaną z wydaniem książki, traktowanie jej jak ukochanego dziecka i ból, jaki sprawia to, że nie wszyscy to ukochane dziecko traktują jak najpiękniejszy dar. Rozumie bieganie po forach i reklamowanie się wszędzie, gdzie się tylko da.

Ale założenia, że każdy, kto naszej euforii nie podziela czyni tak, bo jest zawistny, głupi i chciałby tak, jak my, ale nie potrafi, a już zwłaszcza założenia, że taki ktoś się NA PEWNO MYLI, tego Królowa Matka nie rozumie.

Za to podobna postawa stanowi - och, jak bardzo stanowi!!! - sympatyczne usprawiedliwienie dla jej wszystkich złych cech ujawniających się w wypadku, gdyby chciała się ona na Ałtoreczce wyżyć (przy czym wyżywania się na trzynastolatkach unika z definicji, pamięta, jak to jest mieć te naście lat, to straszne doświadczenie, po co jeszcze dziewczynom traumy dokładać? :)).

Za to dorosłe Ałtoreczki... mrrrr... (i tu Królowa Matka oblizuje się jak kot na widok spodeczka tłustej śmietanki, a ta konkretna śmietanka jest, uwierz, Czytelniku, wyjątkowo wręcz tłusta).

To dobra książka, tak? Pięknie napisana (i w ogóle nie ma w niej zdań w rodzaju: "Nie zauważyła, kiedy zmieniła się w zmęczoną życiem posługaczkę. Podnóżek męża, który nie stronił od picia i bicia", a to, że Królowa Matka nieodmiennie chichocze nad wizją bijącego podnóżka to tylko dlatego, że jest z natury zawistna i płytka). Ciepła i o uczuciach, tak? A źli krytycy robią z niej harlequina dla kucharek, tak? No to przyjrzyjmy się tej dobrej książce uważniej (a jakby ktoś chciał zgłębić Utwór osobiście to Królowa Matka uprzedza lojalnie, że powinien teraz przerwać lekturę, gdyż będzie tu spojler na spojlerze oraz streszczenie, nie recenzja, także, tego. Czuj się uprzedzony, Luby Czytelniku).

Mamy oto główną Heroinę, młodą kobietę, szarą myszkę po przejściach (co jest obowiązkowym zabiegiem w Powieściach Dla Mało Wymagających Kucharek) o mentalności niezrównoważonej nastolatki, która miota się nerwowo na każdej stronie oraz wrzeszczy, w sensie, że krzyczy, by wyrazić szarpiące nią emocje (Królowa Matka sobie zapisywała skrupulatnie, Heroina na pierwszych dwudziestu stronach krzyczała kolejno do ojczyma, koleżanek i kolegów, pośrednika handlu nieruchomościami - do tego ostatniego po godzinie dwudziestej drugiej, zakłócając mu w ten sposób mir domowy, pracownika banku, oraz do siebie samej w myślach).

Poza krzyczeniem do ludzi szara myszka oddaje się marzeniu. Marzeniem szarej myszki jest mieć dom. Własny, mały, biały domek. Znajduje taki i tu zaczynają się schody, bowiem szara myszka nie jest w najmniejszym stopniu milionerką i na mały biały domek jej nie stać.

Bank żąda 10% ceny jako wkładu własnego, Heroina zaczyna biegać od znajomego do znajomego, by wybłagać u nich pożyczkę, wszyscy jej odmawiają, może dlatego, że - podobnie jak Królowa Matka - nie lubią, jak się do nich wrzeszczy, wreszcie zdesperowana (i, miejmy nadzieję, zachrypnięta) Heroina udaje się żebrać do najlepszego przyjaciela.

Przyjaciel jest - o czym warto wspomnieć, bo bez tego nikt by się nie domyślił - bogaty jak Krezus, przystojny jak młody bóg, błyskotliwy i inteligentny, pociągajacy, boski i wogule, i tłucze forsę zarabiając na giełdzie, które to zarobki lokuje w swoich fanaberiach. Wymyśla on, że Ewa (czyli nasza Heroina) w zamian za pożyczkę poprowadzi wydawnictwo, które właśnie miał fantazję założyć, i w ciągu trzech miesięcy znajdzie mu, wyda i wypromuje bestseller.

Heroina z zapałem przystępuje do poszukiwań, niestety, zasypana zostaje tworami trzynastoletnich ałtoreczek oraz grafomanów, niewątpliwie murowanych kandydatów na krytyków literackich, na szczęście nim duch w niej upadnie dostaje mailem pierwszy rozdział zachwycającej powieści o utykającej dziewczynie, zaklinaczce koni, podesłany przez przyjaciółkę autorki, niejaką K.Michalak.

Heroina, zmoczywszy łzami klawiaturę na skutek silnych emocji podczas czytania już tylko fragmentu utworu pożąda całości, umawia się z autorką, którą to autorką okazuje się przecudnej urody dziewoja, wyglądająca jak Królowa Elfów, całość powieści jest jeszcze lepsza niż pierwszy rozdział, a żeby było jeszcze lepiej, za autorką, Karoliną, nadciąga jej przyjaciółka, Katarzyna Michalak, kolejna zachwycająca, silna kobieta, która, siejąc mistycyzmem, obdarowuje Heroinę swoją własną powieścią oraz radą, by ją przeczytała, znajdzie tam bowiem światło, które ją poprowadzi przez zawiłe labirynty życia.

 – Otworzyła „Poczekajkę” na przygodnej stronie i... „Wiesz, Kochany, gdy o zmierzchu – to moja ulubiona pora – siadam na schodkach i wsłuchuję się w tę łagodną ciszę, gdy razem z całym otaczającym mnie światem pozwalam opaść powiekom... czuję wtedy, że jestem tam, gdzie być powinnam. Że zawsze marzyłam o tym miejscu i o tej ciszy, że kocham Chatkę, kocham tę ciszę, kocham usypiający las i będę tu trwała. Aż do końca. Ależ ja egzaltowana jestem...”.
Ewa, której oczy zaszły łzami wzruszenia, wybuchnęła śmiechem, czytając ostatnie zdanie. Jeżeli cała książka była tak nieobliczalna jak ten fragment...


Nieobliczalna, tak? Nieobliczalna? No to prosiem, prosiem bardzo:

Wiesz, Najdroższy, gdy o świcie - a wiesz, jak drogi jest mi świt - wymykam się na werandę, cicho, na palcach, żeby nie spłoszyć snów całujących twoje powieki, sama jeszcze owinięta snem jak szyfonową chustą, gdy siadam na schodkach i słucham, jak rośnie trawa - czy wiesz, że w kwietniu, nad ranem, można to usłyszeć? można usłyszeć drobne listeczki, dzielnie rozrywające pokrywę ziemi i wyciągające zwycięsko swoje zielone palce ku światłu? - to wiem, że to jest moje tu i teraz, że tu i teraz chcę być, z tobą, do końca... Och, musisz myśleć, że ten sposób mówienia jest już nazbyt naiwny!...

Królowa Matka mogłaby nieobliczalnie jeszcze tak długo, ale i tak wie, że jej się wpis rozrośnie do monstrualnych rozmiarów, więc stawia tamę własnej wymowności i zapyta tylko -  Drodzy Czytelnicy, któremu oko zaszło łzą wzruszenia?

Żadnemu? No paczciepaństwo. A pani redaktor, która powinna patrzeć na rzeczy, które chce wydać chłodnym okiem (zwłaszcza, że od tego, czy trafi czy nie trafi na bestseller zależy jej być albo nie być) zaszło. I spędziła pani redaktor dwa dni nad lekturą, zaniedbując obowiązki zawodowe, za to nurzając się w Emocji i roniąc oczyszczające duszę Łzy.

Królowa Matka poczuła, że też nurza się w Emocji, aczkolwiek innego rodzaju, w głowie jej się nie mieściło to, co zaczęło w niej kiełkować, udała się zatem na kolejną konsultację do kolegi Gugla (co się chłopak nakonsultował w tej konkretnej tematyce to głowa mała, należy mu się za to wyjście na piwo!), i musiała uznać, że - bez względu na opór jej umysłu - faktem jest, iż w powieści występuje:

a) Katarzyna Michalak jako postać, pisarka
b) bohaterka jej jednej książki jako postać, pisarka
c) bohaterka jej drugiej książki jako postać, przyjaciółka bohaterki b, muza
i
d) główna bohaterka jako wydawca, który te trzy pozostałe bohaterki podziwia i im zazdrości, i roni łzy nad ich książkami

Podobnie nachalnej, matrioszkowej autoreklamy Królowa Matka nie widziała nigdzie i nigdy w życiu.

Oraz "50 twarzy Grey'a" razem ze swoja Wewnętrzną Boginią i Podświadomością może iść się schować, względnie Katarzynie Michalak (tej prawdziwej, że dokona Królowa Matka koniecznego w tej sytuacji doprecyzowania, nie powieściowej) buty czyścić.

Uniesiona Emocją Heroina postanawia odmienić swe życie i zaczyna od zakupów, popełnionych w typowy dla niej, psychopatyczny sposób - wykupuje połowę domu handlowego, opróżniając sklepowe półki według klucza "o, to jest śliczne, i to mi się podoba, i tamto, i to też" i kończy w efekcie przy kasie z odzieżą nie pasującą do niczego, we wszystkich kolorach tęczy i bardzo zdziwiona, że ojej, to tyle kosztowało??? (a pamiętamy wszyscy,że mamy do czynienia z osobą niebogatą i obarczoną kredytem za spełnione marzenie, prawda?), po czym farbuje włosy na dziwaczny kolor i obcina je własnoręcznie nożyczkami do paznokci.

Czyni to wszystko, aby przypodobać się Ukochanemu Mężczyźnie, czyli Andrzejowi, czyli Pięknemu i Bogatemu Przyjacielowi, w którym podobno kocha się od lat i to mimo faktu, ze na stronie 23 Dzieua stoi jak byk: "Andrzej, czy raczej związek z nim nie postał jej w myślach nawet przez sekundę", koniec cytatu.

Niestety, Andrzej został trafiony Strzałą Tró Loff na widok Karoliny, co stwierdziwszy Heroina idzie utopić smutki w wódce, co z kolei skutkuje urwaniem filmu, pobudką w nieznajomym łóżku w nieznajomym hotelu oraz - odpowiedni czas później - odkryciem, że zostanie mamusią.

Jak się jest mamusią, to należałoby znaleźć jakiegoś tatusia, Bohater Jednej Nocy się nie nadał, bowiem okazuje się Szują, Wytartą Szmatą i Szczeżują (o kawale Matrymonialnego Zbója nie wspominając), ale od czego mamy Dobrą Wróżkę, Katarzynę Michalak. Pojawia się ona, płynąc na eterycznym obłoczku magii i mocy, i radzi Heroinie, by ta nabyła pojazd dwuśladowy, dowolnej marki i fasonu, byle jeździł.

Pojazd zostaje nabyty, ponieważ Heroina jest kretynką udaje się w podróż z pustym bakiem i auto zwane pieszczotliwie Guciem odmawia dalszej pracy w szczerym polu, ale, ha, ha, ha, to nic, tak miało być, tak działa magia, bo oto na drodze pojawia się ON, z kanistrem benzyny oraz dobrym sercem na dłoni.

Ponieważ mamy do czynienia z Literaturą Dla Kucharek, a nie Zwykłą Literaturą Kobiecą, ON jest dobry z kościami. Szlachetny wdowiec, dochowujący pamięci zmarłej małżonce, wierny przyjaciel, wzorowy syn, który od maleńkości praktycznie opiekował się matką i siostrą, gdy tatuś ich odumarł (odpowiednio, bohaterowie źli w Literaturze Dla Kucharek też są źli po całości, i na ten przykład ojczym Heroiny jest zapijaczonym łajdakiem dręczącym żonę, skąpiącym jej wszystkiego w zupełnym przeciwieństwie do obrzucanych hojnie darami kumpli od kielicha i brata-pijusa, i pozostaje tajemnicą autorki, jakim cudem przy tym wszystkim ma prężnie działającą firmę przynosząca dochody pozwalające na udzielenie pasierbicy pożyczki w wysokości 15 tys. zł od ręki, no, chyba ze ma tę firmę specjalnie po to, by tej pożyczki NIE udzielić, bydlak jeden).

Nie myśl jednak, Czytelniku, że oto zbliżamy się do szczęśliwego finału, o nienienienie, przed Tobą jeszcze creme de la creme opowieści - otóż okazuje się, że Karolina ma raka. Białaczkę. Uratować ją może tylko przeszczep, wszyscy znajomi i przyjaciele zgłaszają chęć oddania szpiku, rozkręcają wielką akcję medialną, czekają na dawcę, z Karoliną jest coraz gorzej, gdy wtem, niemal w ostatniej chwili, dawca się znajduje.

A właściwie dawczyni. 

Nasza bohaterska Heroina.

A jeśli myślisz, Czytelniku, że uczynienie dawczyni z kobiety w ciąży jest absurdem, to musisz wiedzieć, że czeka Cię jeszcze znaczne zaskoczenie w kwestii ilości absurdów, jakie przypadają na jeden centymetr kwadratowy tej powieści.

Oto Heroina ma sen. We śnie przychodzi do niej Katarzyna Michalak (a Królowa Matka czuje, że w gardle zaczyna narastać jej warkot, głośniejszy z każdym kolejnym pojawieniem się Magicznej Kasi, we śnie czy na jawie) i pokazuje, jak cierpi osoba umierająca na białaczkę. Poruszona snem do głębi Heroina budzi się w środku nocy zlana zimnym potem, do rana czuwa, a nazajutrz idzie do kliniki oznajmić, że już, zaraz, natychmiast trzeba jej pobrać szpik do przeszczepu.

W tym momencie twarz Królowej Matki spuchnięta była od facepalmów, stół w jadalni obity od tłuczenia w niego głową, a kolega Gugiel z krzykiem odmówił współpracy. Ubłagany, zgodził się pomóc raz jeszcze i już za pierwszym podejściem wyrzucił z siebie następującą informację:

Link pierwszy
Oddawanie szpiku wykluczają:
(...)
- okres ciąży, przebyta ciąża i czas karmienia piersią (na ok. 1,5 roku),

ciąża - ciąża i laktacja czasowo uniemożliwiają oddanie szpiku

ciąża – ciąża i laktacja bezwzględnie dyskwalifikuje dawcę (czasowo)

To pierwsze trzy linki, które wyświetliły się po wpisaniu w wyszukiwarkę: "oddawanie szpiku przeciwwskazania", dalszych się Królowej Matce - podejrzewającej, że treścią nie będą odbiegać od podanych powyżej -  sprawdzać nie chciało.

I ona się nie zna, może rzeczywiście w bardzo określonych sytuacjach istnieje możliwość pobrania szpiku od kobiety w ciąży, wątpliwe jednakże jest, by sytuacją tą był dramatyczny sen, który nawiedził ciężarną.

Po powyższym salcie umysłowym nie zdziwiło Królowej Matki już nic, ani mamusia Heroiny, gnojona przez podłego męża przez lat dwadzieścia, która po tym czasie okazuje się być - nadal! - doskonałą tłumaczką z języka angielskiego i równie doskonałą redaktorką, sensacyjne odnalezienie tatusia Heroiny, który nie okazał się być wiarołomnym uwodzicielem, tylko subtelnym intelektualistą, i któremu szlachetność i głębia uczuć sikały nawet uszami, ani kwitnące wydawnictwo, które wydało jeden przebój, ale rządzi na rynku, wsparte na trzech filarach - beztroskiej Heroinie, która "nosi dziecinę pod sercem", więc nic nie robi w pracy poza snuciem się z nieobecnym wzrokiem, a wszyscy patrzą na to przez palce z łagodnymi uśmiechami, mamusi - tłumaczce i babci - korektorce, a już finał pełen zakochanych par siejących potomkami na prawo i lewo oraz fakt pozostania przez Heroinę kolejną wzięta pisarką to już zupełnie, zupełnie nie.

Ufff.

Ponieważ Ukochane Przyjaciółki Królowej Matki, uświadomione, jakiej lekturze się oddaje, hojnie ją obdarzyły innymi płodami umysłu pani K. Michalak (Królowa Matka nie będzie palcem pokazywać, kto zaczął, ale, tak jest, Dzidu, wstań, gdy o tobie mowa!) miała ona szczery zamiar zrecenzowania jeszcze dwóch jej powieści.

Jednego romansu (zrobione).

Jednej powieści fantasy.

I jednego thrillera erotycznego.

Ale teraz wątpi.

Teraz wydaje jej się, że jest to plan na lata.

Do którego być może powróci, gdy jej umysł okrzepnie na tyle, by się móc ponownie zmierzyć z logiką a la Michalak.

A ponieważ ma on teraz, na skutek brutalnego zderzenia z wyż. wzmiankowaną logiką, postać rozgotowanego kalafiora przejechanego przez czołg, proces krzepnięcia zapowiada się długi i bolesny.

Królowa Matka oddala się, by wspomóc go lekturą "Zimistrza" :). 


PS. Jedna z Ukochanych Przyjaciółek pożaliła się Królowej Matce, że mylą jej się postaci. Królowa Matka, nie dziwiąc się temu wcale, bo przytomnym umysłem ogarnąć natłoku i rodzaju bohaterów mylących się z autorami oraz autorów będących bohaterami innych powieści ogarnąć nie sposób, dla ułatwienia (taką przynajmniej ma nadzieję) popełniła ściągę rysunkową:




Przy czym, oczywiście, "Lato w Jagódce" i "Poczekajka" to są wcześniejsze książki pani Michalak, Gabrysia jest rzeczywiście bohaterką jednej z nich, a w "Roku w Poziomce" występuje jeszcze niejaka Marta, niewykluczone, że także bohaterka poprzednich powieści, ale tego Królowa Matka już nie sprawdzała, bo jej się Gugiel zepsuł i przestał reagować na hasło "Michalak", a ona sama się Guglowi wcale nie dziwiła.

112 komentarzy:

  1. Pierwszaaaa!

    Napisałabym, że przeczytałaś, więc ja już nie muszę, ale korci mnie, by poznać tę logikę osobiście... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oko zołzą mi zaszło.
    Już w miejscu, gdy zastanawiałam się, co opadło najpierw: cały świat czy powieka heroiny.
    A tak w ogóle, to powinnaś wydać swoje recenzje.
    I nie, czytelnicy wcale nie muszą czytać recenzowanych książek, a może właśnie nawet nie powinni.
    I jeszcze Ci powiem, że ja sama chętnie Twój zbiór recenzji zredaguję, poddam korekcie oraz wydam, w ciągu trzech miesięcy robiąc z niej bestseller (nie oczekując przy tym pożyczki na biały domek).
    Jesteś genialna.
    Całus :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :DDDD

      Wydać je, mówisz? I świadomie od razu ustawić się na pozycji grafomana, co innym zazdrości, bo tak ładnie potrafia, a on nie :D? Kuszące :D...

      Usuń
    2. tylko w ciążę nie zajdź z jakimś przydrożnym Szują, bo może wydawanie bestsellerów skutkuje takową przypadłością? ;P

      Usuń
    3. Aniu M. Powinnaś zebrać te recenzje, jestem "za". (Mamy na myśli Anutkowe recenzje dzieł, które nie powinny się ukazać drukiem, tak?) I ja ten zbiorek kupię.

      Usuń
    4. Edytek @ Nie ma obaw. Ani co do ciąży, ani co do Szui, ani co do bestsellera, niestety :D.

      Sylaba @ Dostaniesz. Znaczy, dostałabyś :D. Mojej najstarszej psiapsiapsiółce bym sprzedawała, też :)!

      Usuń
  3. Idź na Ferrin, idź! Jak nie ty, to kto? To jest takie złe, że aż znowu złe. Boli, bo kilka dobrych pomysłów by się tam znalazło. Ale nie ma tego złego: wyleczyło mnie skutecznie z nadużywania tego przeklętego znaku "..." w moich opkach.

    Jestem ciekawa twoich wrażeń :)

    PeeS: czy zły bohater ma na imię Artur?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś. Za jakiś czas. Dłuższy. baaaardzo dłuższy :))).

      PeeS. Nie, Daniel.

      Usuń
    2. DANIEL? Toż to gwałt na kanonie, tak się nie godzi!

      Miłuj ludzi o osobowości ałtoreczek, MY zasługujemy na litość i duuuużo wyrozumiałości. Znaczy...dopóki nie bluzgamy.

      Usuń
    3. Ale za to Daniel de Veer, moim zdaniem kanon zostal ocalony :D.

      Usuń
  4. Uhm... Ale... Ja nie chciałam? Przepraszam szczerze, chociaż co się naśmiałam, to moje. I dziękuję.

    "jak szyfonową chustą" - tu, przyznam, zgrzyta, jest jakoś tak twardawo w porównaniu z resztą cudnej urody parafrazy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie była parafraza! To był mój autorski fragment :DDD!

      Usuń
    2. Ale szczerze powiedziawszy, to czekam teraz na odpowiedź AłtorKasi o podłych hejterach, co to próbują plagiatować Dzieua, i straszenie wujkiem prawnikiem. <3

      Usuń
    3. Nie strasz mnie, bo skasuję nierecenzję!

      Serio, ta pani tez ma wujka-prawnika? Względnie bliskiego prawnika wśród przyjaciół? Zaczynam domniemywać, że jest to obowiązkowe wyposażenie wśród pisarek przekonanych o swojej moralnej, warsztatowej i w-ogole-każdej przewadze :).

      Usuń
    4. nic kasować nie musisz, nawet jak Cię prawnikiem straszyć będą, masz prawo do niepochlebnych komentarzy, gdyż jest to Twój blog. I jeśli tylko nie skłamałaś pisząc jak kiepska jest ta książka (a nie popełniłaś takiej strasznej rzeczy :) to mogą się wypchać i wujkiem, a nawet dziadkiem prawnikiem :D

      Usuń
    5. Tak niesmiało podejrzewałam :)). A w ogole uważam, ze pani powinna mnie z wyższością zignorować, jako tę zawistnice, co się nie zna, bo większość recenzji jakie widziałam były pozytywne, więc... :D

      Usuń
  5. Znaczy Terry Pratchet wciąż RULEZ ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko kochana! Ależ musiałaś się zmęczyć...
    Taaaa, obcinanie włosów nożyczkami do paznokci zajęłoby mi chyba ze trzy dni...
    No i nadawanie imion samochodom... a ja myślałam, że takie rzeczy to tylko w bajkach. Ja rozumiem - nazwać psa lub kota, ale samochód???
    I pomyśleć, że ktoś to wydał, i ktoś to kupuje - chyba 14-latki tylko.
    I tylko czekać jak autorka, heroina, czy jak tam, bo się już na początku zgubiłam, wystosuje do Królowej list, w którym będzie żądała przeprosin i odwołania wszystkiego co tu napisała, bo jak nie to się obrazi do końca życia ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś to zniosę :). Ale sadzę raczej, że mnie zignoruje, jako niegodnego uwagi zazdrosnika :D.

      Usuń
    2. Siostra moja nazwała laptopa Tosią (po Toshibie), zmywarka cioci do końca [zmywarkowego] życia zwana była Anastazją. Moje życie nie przypomina bajki, prędzej kino moralnego niepokoju.

      Usuń
    3. Czternastoletnie czytelniczka oburzyła się na takie koszmarne insynuacje! Nigdy w życiu takiego czegoś bym nie kupiła! A recenzja-nierecenzja boska :D
      Inka

      Usuń
    4. Serio, mam (miewam?) czternastolenią czytelniczkę ??? (wzruszyla się Królowa Matka, która jest starszą pania po przejściach i co tam może wiośniane dziewczę w jej blogu zainteresować...)

      Usuń
    5. Masz również od niedawna szesnastoletnią, zafascynowaną niebanalnym stylem pisma, a przede wszystkim treścią ;)
      Ida

      Usuń
    6. Serio??? Aż mi trudno uwierzyć! :)

      Usuń
    7. Muszę się wypowiedzieć w temacie nadawania imion samochodom - w tym akurat nie widzę nic zdrożnego. To jak członek rodziny - dbasz, to się odwdzięcza i wozi ci tyłek, tam, gdzie piechotą nie dotrzesz ;)

      A recenzyja - boska! Sama mam w domu dzieUo tej pani - to coś fantasy i nie mogę się zmusić, a tak się pragnęłam na własne oczy przekonać. Tym bardziej podziwiam za wytrwałość!

      Usuń
  7. Anutku!!! W drodze do pracy przeczytałam, że wrzuciłaś, i leciałam jak wariatka, byle prędzej kompa odpalić!!! Mało staruszki w wózeczku nie potrąciłam na pasach!
    *pędzi do letury*


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przebóg , mialabym niewinne zycie na sumieniu, i to przez co? Przez recenzję "Poziomki", nie warto, naprawdę!

      Usuń
  8. Padłam :)
    Szczególnie czytając "nieobliczalny" fragment... pomyśleć, że zawsze, siadając przed moją Chatką i wzniecając się spokojem i ciszą, myślałam raczej jaka to jestem nudna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie przyśnila ci się Katarzyna Michalak, ta wspaniała, niezwykła kobieta, i nie doznalas skutkiem tego oświecenia :D.

      Usuń
  9. Ja teraz poproszę o (nie)recenzję thrillera erotycznego. Może być w wykonaniu Kury bądź Dzidu.

    A co do szpiku, to ubawiłam się setnie, zwłaszcza, że ostatnio zostałam poinformowana, że jest pewne prawdopodobieństwo mojej zgodności genetycznej z kimśtam potrzebującym i od razu padło pytanie CZY NA PEWNO NIE JESTEM W CIĄŻY ALBO W OKRESIE KARMIENIA PIERSIĄ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dla, ekhm, dobra powieści została zamordowana szlachetna idea, która mogłaby stanowić jedyny powód, dla którego tę książkę warto promować...

      Recaenzja thrillera kiedyś na pewno będzie, bo to jest takie złe, ale, naprawdę, TAKIE złe, że az sie prosi... ale może Dzidu lub Kura pierwsze spróbują. Bo ja muszę odpocząć :).

      Usuń
    2. Własnie jego, jego samego!

      Usuń
  10. Potwierdzam w kwestii szpiku. Jestem zarejestrowana jako dawca a w związku z przytoczonymi przez Ciebie linkami zgadnij, czy moi genetyczni bliźniacy mają ze mnie pożytek?
    ;)
    A gdyby mi przyszło kiedyś do głowy napisać powieść dla "kucharek" przeczytam tę recenzję i dam sobie spokój :) koniecznie trzeba to dostarczyć Katarzynie M!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie trzeba, po co zarzucać ją wytworami zawistnych krytykanów, którzy są grafomanami i po prostu nie potrafią???

      Usuń
    2. Nie dostarczać, lepiej nie dostarczać. Z autorką miałam wątpliwą przyjemność zetknąć się w prawdziwym życiu. Osoby, które jej podpadły z przyczyn wszelakich, potem lądowały jako niegodziwcy w kolejnych "dziełach", co najmniej z nicka, a może i nazwiska - nie zgłębiłam jej wszelkich literackich tworów, to nie wiem. O przykrościach prywatnych wspominać nawet nie będę. I przepraszam, że się z imienia i nazwiska nie przedstawiam, ale szpony Kasi M. sięgają daleko.

      Usuń
  11. Królowo jesteś wielka! Obśmiałam się jak norka, czytałam coraz wolniej żeby dłużej się delektować. Miodzio! Będę czekać aż Ci się ten rozjechany kalafior na powrót skrzepnie, jeśli to ma być warunek popełnienia przez Ciebie kolejnego takiego tekstu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że to potrwa :). Krzepnięcie kalafiora, znaczy :D.

      Usuń
  12. widziałam osobiscie autorkę, parę lat temu. pięęęękna. chyba że to była tylko dziewczyna z okładki?
    to znaczy - na okładce pierwszej książki panny Michalak była przesliczna dziewczyna, którą potem zobaczyłam w Pałacu Kultury na targach książek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie widziałam, nie wiem, jak wygląda, możliwe, że jest rzeczywiście śliczna :).

      Usuń
  13. Ałtoreczka niewątpliwie osiągnęła mistrzostwo w megalomanii. Tylko, podobnie jak po przeczytaniu jednej książki o sparklących wampirach, nadziwić się nie mogę, że ktoś to wydaje, ktoś czyta i nawet taki tfur bestsellerem może zostać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka strzela książkami jak pociskami z cekaemu, a tłumy, tłumy to czytają... więc możliwe, że ja sie po prostu kompletnie nie znam :).

      Usuń
    2. W takim razie nie jesteś sama w tym nieznaniu się, bo ja też tego fenomenu nie ogarniam :)
      I jak się tak zastanowić, to rzeczywiście poziom tego czegoś przypomina książki dla kucharek i pokojówek, o których czasem z pewnym lekceważeniem (bodajże u Agathy Christie) bohaterowie wspominają.

      Usuń
  14. Toż to kilka "powieści" w jednej. Nawet tfurczość i opisy niczym z Ani ze Wzgórza się znalazła :D (nie żebym miała coś przeciwko Ani, ale to już nie te czasy i nie ten język). Fragment "nieobliczalny" - LOWE bardzo mocno. I fantastyczny bohater - wdowiec, cudowny syn i brat, hehehe, bo tamten pierwszy był zbyt boski i za bogaty dla szarej myszki, która sama nie wiedziała, że się w nim kocha :D ja poproszę więcej takich recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, pani autorka twierdzi, że napisała nową Anię naszych czasow, więc twoje porównanie jest bardzo trafione :D.

      Usuń
  15. Przyznaję się, że książka ta była na mojej liście "do przeczytania", ale po Twojej recenzji pewnie sobie podaruję. Nie chcę zafundować sobie kalafiora ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź jednak pod uwagę, że może ja sie kompletnie nie znam. Może się czepiam, bo rzeczywiście jestem zawistna i tez bym chciała być jak pani M. Może jestem prymitywną hejterką. Jak będziesz miała trochę wolnego (albo nic innego do czytania) sprawdź sama :).

      Usuń
  16. usmiałam się jak norka :DD
    dzięki, Królowo, dzięki, Sileano :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Z uszanowaniem wynurzam się z czeluści.
    Skoro była już mowa o Pratchetcie, to nie mogę się oprzeć pewnemu skojarzeniu. AłtorKasia w swych technikach autoreklamowych przypomina mi G.S.P. Dibblera wplatającego do filmu ordynarne reklamy żeberek (w tym pięciominutowy przekaz podprogowy) w "Ruchomych obrazkach".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w moich skromnych progach :).

      Pani Michalak jest w autopromocji niezwykle sprawna, a i pomysłów ma mnóstwo, w tym niektóre oryginalne. Rzeczywiście jak Gardlo Sobie Podrzynam Dibbler, chociaz wydaje mi sie świętokradztwem choćby tylko porównywanie jej z jakakolwiek postacią ze świata Dysku :). Ma też przeświadczenie (chyba tez jak Dibbler :)), że to, co sprzedaje jest warte kupienia.

      Słowem - menagerem jest naprawdę niezłym. Może powinna zostać nim na pełen etat :).

      Usuń
    2. Managerem niesamowitym, wystarczy zajrzeć na jej konto na YT i "trailery" do książek.

      Usuń
    3. Prawda? I pomysły ma naprawdę oryginalne.

      Ale przyznam, ze zastanawia mnie, czy umialaby tak sprawnie i z taka pomyslowością promować KOGOŚ INNEGO.

      Usuń
  18. Nie wiem od czego zacząć.... czy od wyrazów współczucia iż taką torturę przejść musiałaś czy też od wyrazów podziwu iż udało Ci się dobrnąć do końca nie popełniwszy zamachu na życie swoje tudzież autorki tegoż ARCY - dzieła ;-)))
    Trafiłam do Ciebie po raz pierwszy i... uśmiałam się do łez...Królowo Matko... bardzo podoba mi się Twoja subtelna ironia oraz poczucie humoru, które i mnie obce nie jest...
    Wracać będę więc regularnie
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  19. Ania M.!! Jak będziesz wydawać, to na pewno będziesz potrzebować składacza-łamacza, czyli specjalisty od DTP. To ja już się zgłaszam, zanim mnie ktoś wyprzedzi.

    A dzieuo musi być fantastyczne, aż żal mi serce ściska, że z tfórczością pani Michalak nie dane było mi się jeszcze spotkać. Toż to sama przyjemności czytać takie ciekawe książki, z których można się tyle dowiedzieć - m.in. tego, że lekarze nie wiedzą o czym mówią, jeśli chodzi o oddawanie szpiku kostnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, ile dobrego czeka cię jeszcze w przyszłości :D!

      Usuń
  20. Dżizas...jako Zwykła Kucharka nie tknę tego dzieła nawet kijem a od ałtorki będę z krzykiem uciekać:-). Do tej pory wydawało mi się, że potrafię czytać ze zrozumieniem ale po Twoim streszczeniu przestałam tak mniemać.Chylę czoła przed Twoim samozaparciem i wolą zrozumienia, powikłanych losów Heroiny, bo ja po paru stronach tego hmm dzieła,oddałabym je do utylizacji jako substancję żrącą i odpad toksyczny w jednym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podkreślam z naciskiem, że ja sie może nie znam... no i że autorka miala więcej miejsca niz ja do przedstawienia tych wszystkich watków, w książce moga sie wydawac mniej skomplikowane (ale istotnie jest ich tyle, ze książka jest "nieopowiadalna").

      Usuń
  21. Ha! A ja ałtorkę widziałam, a nawet z nia konwersacje uskuteczniałam, bo Poczekajkę czytałam w ramach obowiązków zawodowych.
    I tu was zdziwię - Poczekajka wcale nie wydała mi się taka zła. Wprawdzie ja ją czytałam pod specyficznym kątem, czyli ewentualnej realizacji filmowej, ale miała w sobie pewien urok babskiej, słodkiej bajeczki, i nawet się zaśmiałam raz czy dwa (z tym, że mnie łatwo rozśmieszyć). Niestety, później przeczytałam dwie kolejne książki ałtorki (w tym tak pięknie przez ciebie zrecenzowaną) i, hmm, podupadłam na duchu i ciele. Pierwszy raz zdarzyło mi się zobaczyć tak dramatyczny zjazd z i tak przecież niewysokiego poziomu, więc efekt okazał się dość bolesny, dyplomatycznie rzecz ujmując. A dyskusję na forum książki też pamiętam:-)Niezła jatka była!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo co za dużo to niezdrowo, a autorka potrafi wydać osiem książek rocznie. No, sorry, Winnetou, ale to im na dobre wyjść nie może.

      Jatka była przednia, pozostawiła mnie osłupiałą na dlugo...

      Usuń
    2. Powinno być takie prawo, że Autor nie może wydać więcej niż jedną nową książkę rocznie. Żeby miał czas na dopracowanie, przeczytanie swojego dzieła etc.

      Czytałam tylko Poczekajkę, którą ktoś mi reklamował jako nową Anię z Zielonego Wzgórza. Powiem tyle, co przystoi wiktoriańskiej nastolatce niekoniecznie sprawdza się u współczesnej dorosłej.

      Usuń
  22. Brak mi slow.Jestes jednorazowa!!Czytanie Twoich tekstow sprawia mi baaaaaaaaaaaardzo duzo przyjemnosci!
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że to dobrze, że jestem jednorazowa? Bo brzmi, jakbym była jednorazowego uzytku, a to, hum, nie jest dobrze dla blogerki :).

      Pozdrawiam równiez :))).

      Usuń
  23. Ale nie ma się co dziwić, że ludzie to kupują i nawet czytają... Ja też kupiłam Poczekajkę swego czasu, szukałam prezentu dla mamy i jakoś ta książka wpadła mi w oko. Niestety, na okładce nie było nierecenzji, tylko coś wprost przeciwnego, więc skąd niby miałam wiedzieć, że nie warto:) Niczego więcej tej ałtorki nie nabyłam, żal mi moich zębów - tyle zgrzytania;) A jestem z tych, co nie pogardzą Szwają czy Grocholą;)
    Eeeeee... a o co chodzi z tą jednorazowością???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie wiem, wygląda to na komplement... może że się na jeden raz czyta, a takie długie :)???

      Ja Grocholi nie znam, ale Szwaję czasem poczytuję nie bez przyjemności, nawet w dziale "literatura łatwa lekka i przyjemna" to nie jest ta liga.

      I nie dziwię się, że ludzie kupują - okladki są śliczne, streszczenia z tyłu książek - zachęcające. Dziwię się tym, którzy kupują więcej niz raz :).

      Usuń
    2. Jednorazowa = wyjątkowa ;) W tym kontekście ;)

      Usuń
  24. Do Poczekajki jakos mnie nie ciagnie, natomiast mialam to szczescie ostatnio ze w moje rece wpadl Grey. I szybko z nich wylecial :D A teraz w ramach terapii odwykowej zabralam sie za Sherlocka Holmesa na zmiane z Dracula Brama Stokera. Niebo a ziemia :D

    A i rozbawilas mnie do lez postem :D smiechu oczywiscie. Dzieki wielkie Krolowo :*

    OdpowiedzUsuń
  25. Recenzję przeczytałam kilka dni temu dzięki zwierzowi, chciałabym tylko pogratulować cierpliwości przy czytaniu tego grafomaństwa :)
    Z drugiej strony bardzo się przeraziłam poziomem redagowania wydawanych książek w obecnych czasach (a mam coś z tą dziedziną wspólnego) - jaki redaktor to puścił to raz? Dwa, bez względu na poziom tolerancji dla grafomaństwa, jak redaktor mógł puścić ten wątek o kobiecie w ciąży, która oddaje szpik - gdy tylko o tym przeczytałam, juz zapaliła mi się czerwona lampka, więc super, że w dalszej części wpisu potwierdziłaś me domysły :)
    Pozdrawiam, Milennn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieodmiennie pozostaję wdzięczna Zwierzowi, wiele jej zawdzięczm :).
      Nie wiem, jak wygląda redakcja książek pani Michalak, moze, jako gwieździe wydawnictwa, jej to nie dotyczy (jest, zdaje się, autorka, ktora ma to zaznaczone w kontrakcie)...

      Usuń
  26. I się potem dziwić że ludzie wolą czytać czyjeś blogi...

    OdpowiedzUsuń
  27. Ania!!! Dziekuje Ci za te rewelacyjne chwile tutaj:) Czytalam te ksiazki, nie wiem czy trzy czy cztery nawet, bo czytam wszystko co polskie (10 lat poza Polska, to dlatego;) ) ale one mi sie w jedna calosc zlaly, to ostatnia "nadzieja"powalila mnie ostatecznie na kolana I najszerzej ze zdumienia otworzyla oczy!Zaryzykowalabym stwierdzenie, ze jest "najlepsza";);););)pisze jednym palcem, z telefonu, ale musialam swoje trzy grosze;) Jestes the best:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Przyznaję, że trafiłem tutaj dzięki zwierzowi. Dodałem już Twój blog do RSS! Świetna recenzja. Ubawiłem się po pachy. :) A perełki stylu autorki mnie powaliły, sny całujące powieki i szyfonowa chusta... Brak słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo jestem Zwierzowi wdzięczna, niewymownie :). Juz pomijam, ze to zaszczyt, zostać przez niego zalinkowaną, to trafilo tu tyle osob, które by do mnie nigdy nie trafiły (nic dziwnego, blogi mamus wielodzietnych niekoniecznie pozostaja w sferze ich zainteresowan :D)... Powinnam Zwierzowi podziękować za genialną reklamę - dziękuję, Zwierzu!!!

      Usuń
  29. Też trafiłam tu z bloga zwierza.
    Zakupu "Poczekajki" dokonałam głównie ze względu na przyjemny opis z tyłu oraz fakt, że autorka jest koleżanką po fachu (do tej pory mi wstyd, moim zdaniem szarga nasz szanowny zawód, mam szczerą nadzieję, że lepiej leczy niż pisze).
    Podczas czytania książki miałam wrażenie że jestem w puchatym umyśle egzaltowanej (bardziej niż przewiduje norma) nastolatki. Grubą krechą odrysowane postaci, wcale nieśmieszne perypetie, oraz płaskie na wskroś rozwinięcie fabuły. Moje poczucie estetyki łkało, a inteligencja została wielokrotnie obrażona. Porzuciłam dzieło literackie nie bez wstrętu, książkę zakopałam o północy, przywaliłam kamieniem (nie, dałam koleżance po filologii polskiej sasasa).
    Dość zniesmaczona poszukałam w internetach recenzji dotyczących tego przedziwnego tworu i uspokoiłam się, że nie tylko ja mam niestrawność po przeczytaniu tejże.

    Dokopałam się natomiast w gąszczu recenzji do przepięknego teledysku obrazującego tą, jakże dobrą książkę, obejrzyjcie, myślę że warto - dzięki niemu stracicie nieco mniej czasu niż na książce, a przynajmniej złapiecie główną ideę :)

    http://www.youtube.com/watch?v=d1vPiNwatvg

    Ostrzegam, od samego teledysku szkliwo pęka w zębach. No i można dostać niestrawności. Ostrzegam lojalnie - występują tu roznegliżowani mężczyźni na galopujących koniach, gruba forsa i na wskroś ŹLI ludzie. No i palące się wiatraki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przygotowuję analizę "Poczekajki", w dwóch cząściach... analizę, bo na recenzję to wymagaloby za dużej ilości spoilerów, a w dwóch częściach, bo moje poczucie estetyki wyło tak często, że jedna część wyszłaby na jakieś dziesięć tysięcy znaków, zdecydowanie, zdecydowanie za dużo...

      Teledysk już mi podesłaly ukochane Przyjaciółki, bohatersko odmawiam obejrzenia :D.

      Ale recenzji POZYTYWNYCH w internecie naczytałam się tyle, że samej mi się nie chce w to wierzyc i czuję sie jakimś odmieńcem.

      Usuń
  30. No tak. I Znak ją wydaje i Literackie, a teraz czyta Kasia Tusk. Pora umierać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że Kasia Tusk czyta to nie koniec świata, w koncu kazdemu wolno czytac co chce (że się fotografuje to gorzej, bo w wypadku kasi tusk jest to forma reklamy). To, ze wydał ja Znak jest dla mnie oznaką końca Znaku jako firmy z tradycjami i znakiem (nomen omen) jakości. Jacek Woźniakowski się w grobie przewraca...

      Usuń
  31. Rety! Dzięki, nie jestem sama, a to, że Znak wydał jej ostatnią książkę uważam za rzecz nad wyraz smutną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, powyżej o tym pisałam. Są granice tego, co można zrobic dla pieniędzy (moim zdaniem). No, ale co ja tam wiem, jestem prostą hejterką, która chciałaby tak, jak pani Kasia, ale nie umie ;D.

      Usuń
  32. Witam:)

    Czytałam. UWAGA! Wszystkie książki Michalak, powiem tak poziomka i powrót mnie zmaltretowały psychicznie, wszędzie odczuwałam obecność autorki. brr jeżeli jest w rzeczywistości TAKA jak Ewka to Pani Boże uchowaj przed nią..
    Seria z kokardką, jest trzy tomy, tylko jeden zjadliwy, ostatni powalił mnie na łopatki nie wiem do tej pory o co tam chodzi.
    A co się tyczy krytyki, wystarczy napisać,że nie jest się pewnym jakiejś książki, by wpisać się na czarną listę niegodziwców plujących na dywan :D ale, ale.. potem jesteśmy "sławni" w kilku kolejnych postach, bo ałtorka lubi demonstrować swoją dezaprobatę względem tych nikczemników, hejterów :D na temat wydawców się nie wypowiadam, zastanawia mnie fakt, jak to się stało,że sława przyszła tak nagle??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JAK? Jak ci sie udalo przeczytać WSZYSTKO??? Ja przeczytałam dwie i pół, na trzeciej utknęłam i ani rusz dalej nie mogę!!!

      Usuń
    2. Oj do odważnych świat należy, to było dawno, chociaż nie chcę wyjść na chorągiewkę, "Nadzieja" była w porządku:) jeden ze sklepików Adela też, resztę traktowałam jak bajeczki do relaksu,
      Ale Lidka wraz z Mistrzem są po prostu straszne.

      Usuń
  33. Ha ja jestem po lekturze Ferrinu. Uwierz mi, to gorsze niż "Rok w poziomce". Bohaterka, Anaelcia jest podobno alter ego autorki, więc widac jej prawdziwy charakter. Czekam na Twoją recenzję Ferrinu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy dam radę. Taki miałam plan - "Poziomka", "Ferrin" i "Mistrz", w miedzyczasie wpadlam na "Poczekajkę" i juz przez nią brnęłam, na "Mistrzu" utknęłam nieodwołalnie, "Ferrinu" się boję choćby dotknąć...

      Usuń
  34. Nie mogę wyjść z podziwu, że ktoś zdołał wycisnąć z tego gówienka tak znakomitą recenzję! Życzę szybkiego powrotu do zdrowia po przeczytaniu tego, jakże wątpliwej jakości "dziełka".
    Mam nadzieję że, tego rodzaju TFUrczość będzie drukowana jedynie na tych dłuuugich kawałkach papieru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, dziękuję, dziękuję. Powiem dodatkowo, że przebrnęłam tez przez "Poczekajkę", więc wygląda na to, że mój mózg jakoś doszedl do siebie :D.

      Usuń
  35. Trafiłam na tego bloga w drodze afery, jaka się rozpętała z powodu radosnego i beztroskiego wykorzystywania przez Panią Michalak grafik, znalezionych na Deviancie. Dzieła mające swoich twórców i niewątpliwie prawa autorskie zostały wykorzystane przy projektowaniu okładek tych wątpliwej jakości książek.

    A co do samej autorki Michalak - powiem tak: swojego czasu niejaki Wojciech Cejrowski wyszedł z inicjatywą (która została z powodzeniem zrealizowana) produkcji papieru toaletowego z wykorzystaniem dzieł byłego ministra edukacji - Wiatra. Te grafomańskie wypociny, które w pocie czoła (bo inaczej sobie tego nie wyobrażam) zostały zrecenzowane przez Królowę Matkę, nawet na bumagę się nie nadają. Dlaczego? Bo Wiatr pisał pod jedynie słuszną ideologię, która się zdezaktualizowała i historia oceniła ją jako do de. Zaś książki typu "coś-tam-w-poziomkach" powstały jedynie z czystej megalomanii. Megalomanii, która moim zdaniem kwalifikuje się do leczenia (a może jeszcze kilka innych przypadłości by się znalazło) - kto normalny czyni z samego siebie kilka postaci w jednej książce i to napisanej - werbelki - przez samego siebie. Papier toaletowy z tego byłby nobilitacją; podobnie nakarmienie tym szczurów, czy innej żywiny trawiącej i przerabiającej celulozę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To druga grupa Czytelników, która do mnie trafiła, po Czytelnikach Zwierza (i wcale sie nie dziwię, bo w sumie co ich mogło skłonić do czytania blogów wielodzietnych mamuś :))? Słyszalam o okładkach, a jakże. Cóż, pewnie pani KM traktuje internet jako coś, co jest jej i jako miejsce, w którym należą jej się specjalne względy (bo żąda przeciez także usuwania niepochlebnych dla niej watków na różnych forach)...

      Usuń
    2. Co nie zmienia faktu, że w Pani blogu się zaczytałam. Cóż, że wielodzietna matka - mądrość życiowa i bystry umysł dzieci nie odliczają, albo się je ma, albo nie. Czytać będę z przyjemnością!

      Usuń
    3. Druga grupa z blogu Kiciputka :)

      Usuń
    4. Tak, zauwazyłam :DDD. Na tę konkretna chwile Blogger pokazuje mi 27 wejść, w tym jedno z wyszukiwarki Googla, a reszta - od Kiciputka :D.

      Usuń
  36. Świetna recenzja :) Mniej więcej co trzecie zdanie wykrzykiwałam (w myśli): "No właśnie!", jako, że lekturę "Roku w Poziomce" mam za sobą. Dorosła kobieta, zachowująca się jak trzynastolatka (są w życiu takie chwile, ok, ale żeby bez przerwy?!), szanowna autorka w Trójcy Jedyna (chyba, że już nie pamiętam i tych jej wcieleń było tam jeszcze więcej), różne inne kwiatki...Osłupiała, przeczytałam jeszcze trzy książki p.Michalak, żeby sprawdzić, czy wszystkie trzymają tak wysoki poziom...Ano, tak. Zainteresowałam się osobą samej autorki, i zrobiło się jeszcze dziwniej...
    A recenzja, powtarzam, super. W ogóle witam się i kłaniam, Królowo, bo niedawno odkryłam Twojego bloga, i z przyjemnością zagłębiam się w rozważania życiowe (Potomki!...:)) Ja oczekuję w grudniu pierwszego:)) oraz literackie, a także zielenieję z zawiści z powodu Twych talentów manualnych i kulinarnych. Pozdrawiam serdecznie.
    Griet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odklaniam sie i odpozdrawiam :))).

      Bardzo jestem ciekawa, mówiąc szczerze, jakim cudem te powiesci utrzymują się w czołówkach sprzedazy (a utrzymuja się, nieprawdaż), ja się bardzo często spotykam ze zdaniem podobnym do mojego. Mam chyba rozumiec przez to, ze znam połowe Polski, te druga :).

      Wyznam, ze zrobiłam podejscie do drugiej części "Poziomki", ale zachowanie bohaterki doprowadzilo mnie do szalu absolutnego, ona powazna matrona była w pierwszej części w porówaniu z drugą, porównanie jej do histerycznej trzynastolatki to byłby policzek dla trzynastolatek - i postanowilam, ze juz nigdy więcej. Mam za sobą dwie i pół książek pani eM, i wystarczy!

      Usuń
  37. Się nie dziwię, też już od książek AutorKasi uciekam z krzykiem. I prawda to, że spotyka się dużo bardziej zrównoważone i dojrzałe emocjonalnie nastolatki, niż jej trzydziestoletnie bohaterki. I, zresztą, tyle lepszych i ciekawszych książek czeka w kolejce :)
    Griet

    OdpowiedzUsuń
  38. Recenzja jak najbardziej udana, czytałam już wiele o AutorKasi, ale nie myślałam, że czymś mnie jeszcze zaskoczy, a tu proszę... Cóż, przykro jest patrzeć jak ałłtoreczce ego eksploduje, ja kiedyś (wstyd się przyznać) cierpiałam na to, że ktoś śmiał mnie skrytykować i moje dzieUo, ale szczęście w nieszczęściu byłam młoda i durna, teraz krytyka to najcenniejsze, co mogę dostać:)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!:)

    OdpowiedzUsuń
  39. Witaj Królowo Matko! Już drugi raz przeczytałam tą nie-recenzje. Już drugi raz zawitał uśmiech na mojej twarzy.
    Czy zaszczycisz nas koleją nie-recenzją np. Miszcza? Przyznaję się, sięgnęłam po tę książkę po przeczytaniu paru negatywnych recenzji. Chciałam zobaczyć, czy to jest faktycznie AŻ TAK złe. No cóż. Przez te 60 stron, które wytrzymałam, na przemian śmiałam się fabuły, zachowania bohaterów i świata przedstawionego. Przy tzw "scenach erotycznych" cofała mi się kanapka. Pozwolę sobie zacytować Q z Piwnicy: "mokry sen trzynastolatki o przystojnych i niebezpiecznych mężczyznach".
    Mam wrażenie, że sama pani Michalak ma mentalność trzynastolatki...

    OdpowiedzUsuń
  40. Strasznie jestem ciekawa, czy to ten sam egzemplarz "Gry o Ferrin", który lata temu sprezentowałam z okazji zjazdu analizatorni (nie pamiętam, czy to czasy, kiedy był to jeszcze SuS, czy już NAKWA) i tak potem krążył z rąk do rąk, powodując mindfuck u kolejnych osób :D
    Ale to dzieło brzmi jeszcze gorzej...

    OdpowiedzUsuń
  41. Jak rany, chyba to dzielo przeczytam- przeciez te knigi pani Michalak to taka fantastyka, ze Pratchett przy niej wysiada! Juz jakis fragment na innym blogu czytalam, tylko nie wiem, ktore to z dzielek bylo, w kazdym razie opis leczenia w klinice psychiatrycznej- chetnie bym sie dowiedziala, gdzie tak slicznie opisana klinika istnieje (bo podobno autorka zna sie na tym, co pisze), gdyz z racji zawodu temat mi znany i przy opisie traktowania bohaterki-pacjentki dorobilam sie kolejnej zmarszczki na twarzy- trudno rzec, czy od smiechu nad tym stekiem bzdur. Dzieki Twej nierecenzji nabralam checi do przebrniecia przez chocby jedna cala knige pani Michalak.
    I oczywiscie, ze Ty sie nie znasz; do tego potrzeba bialej chatki, przed ktora mozna usiasc i Olsnienia dostac- bez tego (i pewnie bez Dobrej Wrozki Kasi tez) ani rusz! No coz, pozostaje nam, nieolsnionym, tylko ta zawisc....
    Przeczytam, przeczytam, tylko pozyczyc od kogos musze, bo jako ta zawistna nie bede sponsorowac autorki, kupujac.
    PS. Przepraszam za brak polskich znakow- klawiatura mi zastrajkowala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, to pewnie... najnowsze, chcialam napisac, ale zwazywszy nadnaturalna plodnośc pani KM pewnie dzieło jest juz dziesiąte od konca ;D. Pewnie "Bezdomna".

      Nie wiem, czy chęc sięgnięcia po całośc to byo to, co chciałam osiągnąć, ale nie możesz powiedziec, że nie ostrzegałam :D.

      (Ja tez czytałam pożyczane, jakbym kupiła to sobie tego do końca życia chyba nie darowała :)).

      Usuń
  42. Proszę o recenzję "Gry o Ferrin" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie odwazyłam się jeszcze w ogole otworzyć :)...

      Usuń
  43. Leże i kwiczę :D O to była jedna z ostatnich książek AutorKasi, jaką czytałam - bo mój mózg jest silny i zmierzył się też z jej kontynuacją - nie tykaj! Chyba, że po konsultacji z lekarzem! Zapomniałaś dodać paru zdań o wewnętrznym rozdarciu Heroiny - ten mnie kocha, a ja kocham tamtego, a on z kolei woli tamtą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sięgnę, nie ma obaw :D. Usiłowałam przeczytać "Mistrza" żeby popełnić także recenzję, ekhm, erotyku, ale utknęlam w połowie z nudów, a po "Poczekajce" obiecałam sobie, że NIGDY WIĘCEJ (no, moze zrobię wyjątek dla książki o Powstaniu Warszawskim :)), podziwiam twoj mózg, mój odmawia pracy :)!

      Usuń
  44. Odgrzebuję stary (ale jary :) ) wpis. Znalazłam coś w rodzaju wywiadów z panią K. Michalak, w których opowiada o swojej drodze "tfurczej", straszy powieścią o powstaniu warszawskim, a poza tym radośnie przyznaje się, że ona specjalnie, ot, w ramach zabawy z czytelniczkami, zostawia w swoich książkach pewne kiksy i nielogiczności ;)
    Link tu, są tego w sumie trzy strony:
    http://nakanapie.pl/forum/autorzy/1070/katarzyna-michalak-polscy-autorzy-dla-nakanapie-pl?p=1
    Czy jest szansa na antyrecenzję Ferrinu? Którejkolwiek części - WL właśnie wydało trzecią, jak słyszałam, a ja walczę ze sobą, czy jednak tego nie przeczytać, żeby wiedzieć, jakich błędów nie popełniać we we własnej tfffurczości.

    Aragonte

    OdpowiedzUsuń
  45. Oj, na pewno powinnam unikać dublowania typu "we we" ;)
    A niby czytałam ten wpis przed wysłaniem... hmmm...
    Pozdrawiam :)

    Aragonte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam pani Michalak posłać kosz owoców albo bukiet kwiecia tyle dobrego zawdzięczam opisywaniu (bo recenzja waham się to nazwać) jej książek :).

      Co do Ferrinu to, naprawdę, chyab nie mam odwagi. Przeczytanie dwoch książek Katarzyny Michalak upewniło mnie, ze jej dzieła potwornie mnie nudzą. Sa identyczne pod tak wieloma wzgledami, że jak ktos czytał dwa, czytał wszystkie, chyba nawet Harlequiny sa bardziej różnorodne.

      No i napisanie analizy "Poczekajki" zabrało mi mase czasu, a z tego co slyszałam o Ferrinie "Poczekajka" mu do pięt nie sięga. Wiec pewnie nie, bo czego jak czego, ale czasu to ja ostatnio nie mam...

      Natomiast jeśli pani Michalak jednak wyda książkę o powstaniu, poświęce sie i przeczytam. I opowiem o wrażeniach. dawno to sobie obiecalam.

      Usuń
  46. Podobno - jak wyczytałam na forum Niezatapialnej Armady - niedokończona książka o powstaniu została "odłożona na półkę" i jest ryzyko (szansa?), że pani Michalak jej nie napisze.
    W sumie to podpuszczam w sprawie antyrecenzji Ferrinu, a sama nie miałam odwagi po niego sięgnąć (ale fragmenty analiz, dość obszerne, czytałam, a jakże). Ale może przeczytam chociaż pierwszy tom, żeby sprawdzić, czy mam rację, myśląc, że autorka inspirowała się "Katarzyną" Benzoni. Kupiłam niedawno całe sześć tomiszczy tego w nadziei na przyjemną babską lekturę, przeczytałam dwa tomy (coraz bardziej zniecierpliwiona i wkurzona na postać tytułową) i straciłam ochotę na resztę. Pewne elementy tej książki, choćby sposób rysowania związku miłosnego kojarzyły mi się z tym, co wyczytałam o Ferrinie właśnie.
    Ech, jeśli będę chciała poczytać sobie o ludzkich dramatach i się tym powzruszać, to prędzej sięgnę po ukończoną właśnie "Pacjentkę z sali numer 7" (którą BTW serdecznie polecam).

    Pozdrawiam :)

    Aragonte

    OdpowiedzUsuń
  47. Jak żyję czegoś takiego nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
  48. Królowo Matko, nieco mi wstyd wyciągać post sprzed kilku lat, przeglądam sobie jednak (po raz kolejny) tag "Królowa Matka czyta", dotarłam do tej perełki - i tak sobie myślę, że to jest dużo głębszy problem niż skopana mentalność, przerost ego albo narcyzm ałtorkasi. Ona po prostu żyje w swoim własnym, specyficznym uniwersum, do którego rzeczywistość nie ma dostępu. Czy Królowa Matka widziała nowy post na ałtorkasiowym blogu, traktujący o szeroko zakrojonej, hejterskiej akcji zaszczuwania, wymierzonej oczywiście przeciwko samej ałtorkasi i jej książkom o wielkim "znaczeniu społecznym", a która to akcja zmusiła ałtorkasię do salwowania się ucieczką na atypody w celu ochrony życia i zdrowia? Cytacik: "Tymczasem okazuje się, że zleceniodawcom, kimkolwiek oni są, płacenie za pozytywne recenzje mojej konkurencji nie wystarczało. Zaczęli opłacać zawodowych hejterów. (...) Zawodowy hejter nie nazywa siebie oczywiście hejterem, tylko blogerem lub recenzentem.(...)Dostaje zlecenie na konkretną osobę. Wszelkie chwyty dozwolone. Łamanie prawa cywilnego, czy karnego również, przy czym w razie gdyby osoba hejtowana wystąpiła do prokuratury czy z powództwem cywilnym, zleceniodawca - oczywiście anonimowo - zapewnia wsparcie dobrych prawników. Comiesięczna pensja płatna gotówką, pieniądze z ręki do ręki. Za szczególnie efektowny "chwyt" - premia. Działalność hejtera polega na zakładaniu dziesiątek - jeśli trzeba to setek - kont pocztowych, by na ich bazie logować się dziesiątkami - setkami - na fejsbuki, portale książkowe, księgarnie internetowe i oczywiście fora. (Pomińmy milczeniem ten nieistotny szczególik, że ałtorkasia znana jest wszak z zakładania fałszywych kont na forach i pisania recenzji własnych książek - przypisek komentującej). Wszędzie tam zawodowy hejter po pierwsze zaniża oceny książki, po drugie pisze negatywne recenzje. Przy czym nie mogą być to wpisy typu "to jest głupie", ma to być "rzetelna ocena powieści" podpisana przez np. filologa jęz. polskiego. Ma być wiarygodnie. Profesjonalnie. (...)".

    A pamięta Królowa Matka autorkę recenzji "Bezdomnej", która na spotkaniu autorskim skrytykowała podejście do osób z chorobą dwubiegunową we wspomnianym dziele? W tymże poście ta kobieta zostaje nazwana niebezpieczną psychopatką, oskarżona o groźby karalne i dybanie na życie ałtorkasi. Krótko mówiąc, ałtorkasi wilgotnieją oczy przy pisaniu ckliwych kawałków o nieczułych draniach, uprzedzonych do ludzi chorych psychicznie, ale na tym kończy się jej empatia i otwartość, w rzeczywistości bowiem na "dzień dobry, nazywam się Anna Kowalska i tak jak bohaterka pani książki cierpię na chorobę dwubiegunową, chciałabym porozmawiać o..." reaguje całkowicie empatycznym, pozbawionym uprzedzeń i świadczącym o otwartości "hurr durr, mordercza wariatka na wolności, pewnie czyha na moje życie, ochroooona!".
    Królewskomatczynej uwadze polecam całość: http://katarzynamichalak.blogspot.com/2017/05/zawodowy-hejter-niszczy-tanio-i.html
    Brakuje mi słów, żeby opisać to kuriozum. Pozostawię więc tylko mały peesik, żeby zakończyć nutą mniej posępną: https://www.facebook.com/kwiatkizmichalak/posts/533116866892302

    Królowej Matce i jej uroczej Bandzie ślę serdeczności i uściski.

    Ewelina

    OdpowiedzUsuń