sobota, 9 marca 2013

Uzasadniona konieczność

WSTĘP

Dawno, dawno... no, dobra - jakiś czas temu Siostra Królowej Matki, wówczas studentka pedagogiki specjalnej (specjalizacja - terapia przez sztukę) wyjechała do Włoch, a działo się to przed erą Erasmusów i innych Socratesów, które z wymiany studentów uczyniły rzecz powszechną, lekką, łatwą i przyjemną. W tym wypadku nie była to zresztą wymiana sensu stricto, współpracujący z uniwersytetem w Rzymie promotor Siostrzanej Pracy Magisterskiej organizował po prostu wyjazdy, podczas których jego studenci wyjeżdżali do Włoch i dostawali pracę w zawodzie. Pracowali pół roku lub rok, nabywając cenne umiejętności i szkoląc się zarówno w języku obcym, jak i w pracy, którą mieli kiedyś w życiu wykonywać, po czym wracali na łono uniwersytetu macierzystego, pisali prace, bronili magisterki i wypływali na szerokie wody Samodzielności.

Siostra Królowej Matki do programu się naturalnie zgłosiła, ukończyła kurs włoskiego dla początkujących, wzięła dziekankę, pozamykała wszystkie uczelniane sprawy i wyjechała w szeroki i pełen niewiadomych obietnic świat.

Przed wyjazdem dała Królowej Matce swój Notes.

Siostra Królowej Matki należy bowiem do ludzi, którzy posiadają Notesy, a w Notesach zapisują umówione spotkania, ważne daty, czasem rysują śmieszne rysuneczki, czasem wklejają sentymentalnie kinowe bilety, z którymi łączą wspomnienia, czasem zapisują, co szczególnego danego dnia się wydarzyło, ale głównie Notesy służą im do porządkowania rzeczywistości. Królowa Matka, która obdarzona przez Siostrę nie Notesem, a Notatniczkiem lat temu kilka ma ten Notatniczek do dziś, ledwie napoczęty (to dlatego, że te dwa towarzyskie spotkania w miesiącu jest w stanie zapamiętać bez wspomagaczy) z lekka się zdziwiła.

- Daję ci go - rzekła przez łzy Siostra Królowej Matki - żebyś mi tam od czasu do czasu coś zapisała. Tak, żebym wiedziała, co się tu u was działo, gdy mnie nie było.

Wyjechała 27 II.

A 28 II w Notesie pojawił się pierwszy wpis.

Królowa Matka postanowiła bowiem pisać codziennie aż do powrotu Siostry, który to powrót miał nastąpić (i nastąpił) 23 XII.

I postanowienia tego dotrzymała.

ROZWINIĘCIE

Szczelnie wypełniony (nie tylko zapiskami, ale także rysunkami, bowiem właśnie przy okazji zapisywania Notesu urodziły się rysuneczki Królowej Matki, zwane pieszczotliwie Gryzmołkami) Notes otrzymała Siostra Królowej Matki w prezencie świątecznym. Czytała go wytrwale i - podobno - z upodobaniem, trzymała w swojej szafce z cennymi rzeczami, aż wreszcie, gdy ona przeprowadzała sie do Włoch, tym razem na stałe, a Matka Królowej Matki - do apartamentu, który zajmuje po dziś dzień, zostawiła Notes w swojej Osobistej Szufladzie, w której przeleżał on ładnych parę lat.

Po czym został odnaleziony przez Królową Matkę w piątek.

Wywabiona z kuchni nieopanowanymi wybuchami  śmiechu Matka Królowej Matki została zmuszona do wysłuchania wyimków z niektórych wpisów, wskutek którego wkrótce do wybuchów śmiechu dołączyła. Królowa Matka z upodobaniem oddała się też oglądaniu rysunków, na których występuje narysowana nieco inaczej niż tu, na blogu


... (ten konterfekt obrazuje osamotnienie Królowej Matki po porzuceniu jej przez Przyjaciółkę biorącą aktywny udział w festiwalu Camerimage), aczkolwiek wypada nadmienić, że bujne sploty to niestety jest li tylko licencia poetica, zobrazowanie gorącego pragnienia Królowej Matki, na spełnienie którego jednakże liczyć w tym wcieleniu nie ma co.

Włosy jednakże miała wówczas długie, to fakt.

Królowa Matka pożyczyła sobie Notes na weekend i przeczytała go od deski do deski, bawiąc się podczas lektury wyjątkowo wręcz (zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jej ostatnie samopoczucie) dobrze...

***

"Czy wiesz, że zakończyła się wojna peloponeska? Dla przypomnienia, trwała ona w latach 413-403 p.n.e., ale jak dotąd nie podpisano traktatu pokojowego. Burmistrze Aten i Sparty pospieszyli (?) zatem naprawić to niedopatrzenie. Co ta Epoka Wodnika robi z ludzi! Obecnie oczekuję niecierpliwie zakończenia wojen punickich".

*

"Jedynym moim osiągnięciem w dniu dzisiejszym było zmuszenie rodziców do obejrzenia "Awakenings", wskutek czego wszyscy bardzo płakali".


*
"Dziś pierwszy dzień wiosny. Powinnaś słyszeć teraz mój homerycki śmiech. Wiosna! W nocy obudził mnie huk - to pękał lód na Wiśle. I wreszcie mamy przerębel, w który można wrazić Marzannę".

*

"Oglądałam "Józefa", Biblii część trzecią. Stefano Dionisi grał faraona (Stefano Dionisi to Farinelli, że przypomnę). Zawsze mi się raczej podobał, ale teraz uznałam, ze jest wręcz piękny. Jeśli nie zaszkodziła mu moda egipska, nic nie jest w stanie tego uczynić".

*

"Dziś pokazywali w TV Oscary. Początkowo nie wiedziałam, po co je robią, skoro Tom Hanks nie ma nominacji i nie bedzie miał okazji do płaczu. Martwiłam się przedwcześnie, Tom Hanks zawsze ma okazję do płaczu, bo on jest bardzo wrażliwy".

*

"Powinien istnieć zawód "płacz(-ka) filmowa", odniosłabym w nim zawrotny sukces. Skoro umiałam płakać (nie "na' co prawda, ale "po") komedii Kennetha Branagha, w dodatku śmiesznej, to co tu mówić o innych filmach. Sadzano by mnie w pierwszym rzędzie, w stosownym momencie wybuchałabym płaczem zarażając tym sąsiadów, a płacono by mi po projekcji. Od ilości osób, które zadeklarowałyby pójście na ten film drugi raz.

Niestety, marnuję dziś swe talenta, płacząc samotnie na "Cyrano de Bergerac".

*

"Dlaczego słoń ma czerwone oczy? Aby mógł się ukryć w jarzębinie. Zapewniam cię, że dziś bez trudu mogłabym schować się w jarzębinie. Obudziłam się rano, spojrzałam do lustra, i gdy kwadrans później mama wróciła z psem zastała mnie rzewnie płaczącą nad "Lekarskim przewodnikiem domowym", w którym właśnie doszłam do hasła "Jaskra".

*

"Obejrzałam film o panu, któremu Baranek Boży powiedział, że wszystkie kobiety na świecie są jego (pana, nie Baranka). Nie sądzę, by Baranek dodał, że wszystkie oprócz mnie".

*

"W. wróciła. Nie widziałyśmy się miesiąc. Była to sucha zaprawa przed niedalekimi już zaprawdę czasami, gdy ona będzie robić karierę, oddawać się życiu światowemu i bywać na festiwalach filmowych, a ja kisić się w sosie własnym w mojej prowincjonalnej pracy, z piętnastą z kolei współpracowniczką".


*
"Moja dyrekcja nie ustaje w próbach umilenia mi nużącej egzystencji. Teraz wymyśliła, że niezwłocznie trzeba przenieść mnie do Centrali i dać mi stanowisko inspektora terenowego..."

"Jestem najsławniejszą osobą w Centrali, jeszcze chwila, chwilunia, a będę mogła rozdawać autografy. Awszystko dzięki ukochanemu dyrektorowi, który oznajmił już wszystkim - nie muszę chyba dodawać, że oprócz mnie - że od pierwszego listopada (zwróć, proszę, uwagę na dzisiejszą datę [tekst pisany 7 listopada]) przybędzie do Centrali nowa pani inspektor. To znaczy ja, w własnej osobie. Były już telefony z Brodnicy, gdzie byłam zapowiedziana na kontrolę, na której - i tu zdziwienie stulecia - się nie zjawiłam..."

"... zaczyna mi brakować pomysłów na wykańczanie dyrekcji na rysunkach..."




 

*
"Dzwonił do mnie Marek F., wprawiając w ekstazę naszą mamusię, gdyż, jak wiesz, ona go uwielbia. Widział się on był z Marcinem, który dowiedział się od Gosi T., która dowiedziała się od Agaty, która dowiedziała się od Bludzi, która nie pytaj mnie, jakim sposobem i od kogo się dowiedziała, skoro siedzi we Wrocławiu, że planowana jest impreza klasowa, i chciał spytać, czy ja coś o tym wiem. Wiedziałam, co miałam nie wiedzieć, i wiedzą tą podzieliłam się bez oporów.
Podejrzewam, że gdyby bylo 15 kontynentów, a na każdym by żyły 2 osoby z naszej klasy, i tak wszyscy by o wszystkim wszystko wiedzieli".

*

"Nasza matka, wpadłszy w słuszną cholerę na skutek niemożności doproszenia się naszego ojca o remont łazienki uznała, że kobieta potęgą jest i basta, nabyła farbę i pędzel, i sama dokonała wyż. wym. Gdybyś widziała, co się teraz dzieje! Tata się nie odzywa. Ostentacyjnie ignoruje nasze istnienie. Mama chichocze diabolicznie za każdym razem, gdy tata czymś trzaśnie, oczywiście najzupełniej przypadkowo. A ja tak sobie obserwuję tę sielankę. Dziwna rzecz, jak mi się w naszym domu wzmaga przeświadczenie, że staropanieństwo nie jest końcem świata".


*
"To, co trzymam w dłoni to nie jest piwo nalane prosto z czajnika, tylko herbata zaparzona z płynem do naczyń "Dosia". Płynu do naczyń "Dosia" dolała nam do czajnika dowcipna męska młodzież z Ośrodka Kuratorskiego, którą w klubie naprzeciwko resocjalizują twoi koledzy po fachu, jak widać całkowicie bezskutecznie".


*
"Przyszedł dziś do biblioteki przerażający osobnik. Giął się jak lelija, mówił jak stereotypowy gej z prześmiesznych amerykańskich komedii klasy W, w tenże sposób się zachowywał i miał mniej więcej 15 lat. Wdzięcząc się spytał, czy może przejrzeć czasopisma i zalał mnie serią pytań typu: "Co to jest czarna msza? życie na gigancie? agonia?", a także - jak długo otwarta jest biblioteka, czy jest tu telefon i czy jest duży ruch. Analizując dane doszłam do wniosku, że albo jest to wariat (na co by wskazywała seria pytań nr 1), albo członek gangu młodzieżowego robiący rekonesans (seria pytań nr 2)"...

"... Przyszedł i dziś, a jakże. Tym razem zapytał, co to znaczy "wirować przed oczami" (to wszystko wyjątki z artykułów). Uwierz mi, że odjęło mi na chwilę mowę, no bo co to właściwie znaczy?!".

"Uznałam,  że to nieszkodliwy szaleniec, który, niestety, najwyraźniej bardzo mnie polubił. Przeciwnego zdania jest nasza matka, której nieopatrznie opowiedziałam o jego wizytach. Sądzi ona, że jest to członek gangu poszukiwany listem gończym w co najmniej dwunastu krajach Europy i błaga mnie, bym w poniedziałek poprosila W. o towarzystwo".

***

Królowa Matka poczytała. Pośmiała się. A potem popadła w zamyślenie. Bo nagle czarno na białym (no, by być precyzyjnym jak cięcie skalpela - kolorowo na białym) pokazała... sama sobie, że nie pamięta większości opisanych w siostrzanym Notesie rzeczy.

Pal licho słonia w jarzębinie czy film o panu przeprowadzającym osobiste rozmowy z Barankiem Bożym. Ale tego użerania się z dyrekcją, szalonego członka gangu i remontu wykonanego przez mamusię (o zakończeniu wojny peloponeskiej nie wspominając) też nie pamiętała...

Notatki, które przez prawie rok robiła dla swojej Siostry były znacznie bardziej osobiste niż blog, który pisze teraz. Oprócz śmichów-chichów były też notki smutne, pełne żalu i poczucia pustki, i beznadziei, i złych myśli o sobie samej... znacznie, znacznie więcej niż tu. A znacznie, znacznie, ZNACZNIE mniej niż w dzienniku, który Królowa Matka równocześnie pisała tylko dla siebie, i który był, oczywiście, osobisty aż do bólu, bywał istną wiwisekcją własnej duszy.

Tylko, szczególna rzecz. Po latach Królowa Matka prześlizguje się wzrokiem po opisach swoich depresji i dołów psychicznych, nie dlatego, że je lekceważy, ale dlatego, że... no cóż, na ile sposobów da sie opisać beznadziejnie głeboki dół?

A zatrzymuje się na opisach drobnostek, o których już zapomniała, rzeczy, które lata temu ją wzruszyły, albo skłoniły do zadumy, a zwłaszcza - które ją rozbawiły. Choćby było to jedno zdanie.

Jedno, jedyne zdanie umie sprawić, że uśpione i zapomniane zdałoby się dni wyświetlają się pod powiekami jak kolorowy, pełen zapachów i dźwięków, pobudzajacy kolejne wspomnienia, film.

Jak dobrze, że zostało zapisane.

Jak dobrze, że zaistniała szansa na przeczytanie go ponownie.

ZAKOŃCZENIE

I właśnie dlatego, dla "jednych zdań", najnormalniej w świecie i po prostu, tego bloga trzeba pisać.

Tak.


45 komentarzy:

  1. jak ty cudnie rysujesz!!!!
    a gdyby tak blog-komiks?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż bez przerwy na to nalega :). Ale na komiks trzeba mieć pomysł, którego mi brakuje, tak więc pewnie pozostanę przy blogu ilustrowanym :).

      Usuń
    2. Suto ilustrowanym, proszę! :)

      Usuń
    3. Zobaczę, co się da zrobić :D.

      Usuń
    4. Rysunki genialne i prześmieszne :) Komentarze z zamierzchłej przeszłości też :) I znowu mi się to jakoś z Borejkami (wczesnymi, uspokajam) skojarzyło...
      Cieszę się, że puenta była tu taka :)
      Pisz, pisz koniecznie!

      A ten mój komentarz jest poniekąd testowy, bo ostatnio mam problem z wysyłaniem komentarzy, nie wiem, czy nie zamotałam coś z profilem, bo inny adres mailowy mi się podłączył ;/ Dwa razy usiłowałam wysłać komentarz na Twego bloga (plus na jeszcze jakiś inny) i nie wyszło, buu :(

      Usuń
  2. Płakałam na Hanksie. Kto przebije? ;)

    Moja siostra też wybyła na jakiś czas, pisałam do niej długie i namiętne listy, które następnie wysyłałam za szafę. Nie mam pojęcia dlaczego, chyba nie ze skąpstwa? Mogłam przecież wrzucić je do wspólnej koperty? Do siostry wtedy napisałam/usiłowałam napisać pierwszego w życiu maila-pamiętam, że chyba z pół godziny poświęciłam na wybieranie koloru czcionki. Na treść zabrakło już czasu.
    Lepszą siostrą chyba byłaś a przynajmniej bardziej piśmienną, ale dałabym wiele, żeby przeczytać tamte stare listy zza szafy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli na filmie z Hanksem, to moi rodzice tez płakali.

      Jeśli na Oscarach, na których odbierał nagrodę, to zapewne nikt ;D.

      Wcale nie lepszą siostrą, wcale, po prostu nie musiałam tego nigdzie wysyłać, leżało sobie i czekało na powrót właścicielki.

      Że nie dodam, że maila w tamtych czasach nie wysłałabym za cenę życia, na widok komputera bowiem uciekałam z krzykiem, żegnając się znakiem krzyża :DDD.

      Usuń
  3. Jesteś cudowna. Dawno już to podejrzewałam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to śmiała koncepcja, z którą tak niezupełnie się zgadzam :D.

      Usuń
    2. Należy wysuwać śmiałe koncepcje.
      Gdyby nie to, świat stałby w miejscu:)

      Usuń
  4. Ja ostatnio znalazlam swoje pamietniki sprzed 10 lat i sie z deka zalamalam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepowtarzalne przeżycie, prawda :)? Jakże dobrze to znam.

      Usuń
    2. Przezycie jak przezycie, tylko jak sobie przypomne o jakich problemach wieku nastoletniego w tedy pisalam to mam ochote zakopac sie pod ziemie :D

      Usuń
    3. Kto nie ma, że tak filozoficznie westchnę :).

      Usuń
  5. Tak - oczywiscie , ze TRZEBA pisac :-))) - placzaca rodzina (wraz z psem) i sposoby wykonczenia dyrekcji , a takze wijacy sie mlodzieniec od agonii to moje "debesciaki" - ja ostatnio rowniez znalazlam moj zeszyt z "bzdurkami" i strasznie przezywalam :-) pozdrowienia wiosenne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dzięki.

      Mam nadzieję, że za parę lat czytając tego bloga będę miała mniejsza chęć zapaść się pod ziemię, niż mam, gdy czytam własne pamiętniki :D.

      Usuń
  6. Tom Hanks jest taki wrazliwy, no;) I ten slon;) A Cibie trzeba sie bac Pani Inspektor;p
    Super tekst, chyba wydrukuje i powiesze na lodowce:) to bedzie moja mantra:) Szczegolnie zdanie ostatnie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bać? No co ty. Jestem łagodna, urocza i pełna czułości dla świata. Serio, serio :D.

      Usuń
  7. Ostatnio przywiozłam z rodzinnego domu kilka zeszytów- pamiętników i parę "opowiadań"(od 12-latki po studentkę)
    Obciach!!!!
    Niestety sezon grillowo- ogniskowy dawno się skończył i leżą jeszcze w domu.
    I mówisz że co, nie wyrzucać???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, co ja ci będę radzić, jak najobciachowszą część wyrzuciłam :D. To, że cos jeszcze mam zawdzięczam wyłacznie własnej nieopanowanej płodności tworczej w młodości :D.

      Usuń
  8. Cudo!! Ja też chcę mieć jakiś talent, buuuu....

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja matka ma mi za miesiąc przywieźc moje listy z czasów, gdy miałam pomiedzy 17 a 21 lat :) Już sobie wyobrażam to poczucie obciachu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie będę oryginalna, bo takie stwierdzenia wyżej już padały - pamiętniki dawniej, a teraz blogi, to nieocenione źródło wiedzy tak o autorze zapisków, jak i o świecie. Dlatego pisać, pisać i jeszcze raz pisać. A jak ktoś umie rysować, to i rysować.

    ...bo ja niestety nie umiem... :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Dwa razy do tej samej rzeki wejść nie można. Ale można wrócić do urywków z przeszłości, co żem niniejszym uczyniła, pomna i na pustki w pamięci...

    OdpowiedzUsuń
  12. Zupełnie niedawno szukałam tego zeszytu u siebie. Nie wiem, czy pamietasz, ale ja pisalam i rysowalam równoległy zeszyt we Włoszech, ale smutny był i ciężkawy, więc z premedytacją zostawiłam go u Mamy. A Twój myślałam, że wzięłam. No, to w sumie dobrze, że nie wzięłam: najwyrazniej miał spełnić swoją nową rolę i, przyłączając się do nas wszystkich, przekonać Cię,że bloga kontynuować trzeba. Dobra robota,Zeszyt! A do szuflady Mamy wróci? Mam zamiar unieść go, ocalć wszędzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że chyba nie wiedziałam? O tym twoim zeszycie.

      Ten wróci oczywiście do twojej szuflady u mamy, juz jutro :).

      Usuń
  13. Jesteś cudowna.
    Uśmiałam się jak norka (jak zresztą często, czytając Twojego bloga).
    Pisz bloga, pisz. I mam nadzieję, że drukujesz, co napisałaś. Bo nie ma to jak papier. Te cyfry często zawodzą po paru latach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie drukuję, ale ostatnio postanowilam kopiować i pieczołowicie wklejam do kapowniczka ;D. Bo tez pomyślałam, ze wszystko kiedys może szlag trafić, albo mi odbije i jednak skasuję, albo inny armageddon się trafi...

      Usuń
  14. Anutku - patrz, jaką piękną puentą zakończyłaś! Opisy tak strasznie dla nas ważnych chwil dołujących -nie są po latach ważne (dodam: opisałaś, więc wyrzuciłaś z siebie, spełniły swoją rolę terapeutyczną, mogą odejść). Opisy zaś drobnych, może i tematycznie nie aż tak ważnych punktów rzeczywistości, które wzruszają, radują, rozśmieszają, skłaniają do refleksji - zostają po latach jak skarb!
    I tego się trzym! I nieniejszym zakończ tegoroczne gramolenie się w dołka - jużeś jest na powierzchni :)))
    Wyrazki szacunku dla Szanownej Siostry! a także Rodziców Królowej.
    (NB: numer z podwójnymi zeszytami wymienianymi po rozstaniu wykonałam i ja niegdy, przed laty... a także numer z własnoręcznym wymalowaniem kuchni, bom się nie mogła doprosić. Jak to niektóre wydarzenia krążą po świecie, po ludziach, po różnych zakątkach świata)

    OdpowiedzUsuń
  15. Trzeba, tak :)

    A poza tym... Ty już wiesz, co :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem :).

      Trzymaj się. Ja tez będę trzymac, co trzeba :).

      Usuń
    2. No, trzymaj ;)
      Się również trzymaj :)

      Usuń
  16. Jesoo, ja zapomniałam, że coś takiego popełniłaś! Jak dobrze, że Asia tego nie zabrała ze sobą. Historia! Zdaje się, że nawet w jakiejś "stałej" grupie śledziłyśmy progressss tego dzieła...? A tak baj de łej: czy to ten Camerimage, przez który nie obejrzałam pierwszej polskiej emisji "Peter's Friends"? Tego, jakże kultowego, filmu! Tego filmu, co to chyba nikt nie wie, prócz nas, że grał tam Dr House! Dla nas zawsze - Hugh Laurie lub Roger (idąc tropem filmowych imion)
    Kończę, bo mnie sentymentalnie rozkłada...Buziaros:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy to ten Camerimage to, przyznam, nie pamiętam :).

      Progres śledziłyśmy, a jakże, raz w tygodniu odbywało się zbiorowe oglądanie rysunków :D...

      Zauwazyłas, jak trafnie odgadłam marki odzieżowe na wiadomym rysunku, prawda?... a już w stosunku do własnej odzieży na pewno :D.

      Usuń
  17. Rysunki jak kończysz z dyrektorem są mistrzowskie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) Nie wiem, czy on byłby tego samego zdania ;P...

      Usuń
  18. Trzeba! Tak! Ana niesamowite te opisy dla siostry! A sposoby wykanczania dyrekcji to moze sie nawet komus przydadza ;) moze poradnik napiszesz kiedys? ;) super sie czytalo :) a teraz lece bo czekam na lekarza w poczekalni I chyba juz tu zmierza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że taki poradnik mógłby byc karalny :))). I pomysły nie moje, ludzkość już je przećwiczyła, ja tylko zebrałam w jednym miejscu ;D...

      Usuń
  19. Szczerze się nasmialam:-) takie to jest mile,a osobiscie jak jest talent pisania,a takie rysuneczki, takie warkoczyki mialas piekne:-D
    Pozdrowienia z Wilna;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, tylko na ilustracjach, w realu to te warkoczyki takie... niezupełnie :).

      Ale ciesze się, że się podobalo :).

      I pozdrawiam Wilno :)!

      Usuń