sobota, 4 lutego 2012

Rogaliki i syropowe postscriptum.

W związku z zaistniałą zimą, powodującym dołowanie nastroju ZBYT WYSOKIM dla Królowej Matki ciśnieniem i temperaturami, które sprawiły, ze Królowa Matka odrzuciła (pierwszą od lat nie pamięta już ilu) możliwość pójścia do kina, musiałaby bowiem wyjść z domu, postanowiła ona upiec rogaliki. Nigdy w życiu nie piekła rogalików, ale gdy zobaczyła te zdjęcia tak ją jakoś natchnienie naszło. Co prawda po wgłębieniu się w przepis duch w niej upadł, ponieważ ilość czasu, której ciasto i rogaliki wymagają do wyrośnięcia wydała jej się nadmierna, po wszystkim jednak okazało się, że była ona dokładnie taki, jaka jest Wielodzietnym Patologiom potrzebna dla spełnienia  roli Kuchennej Bogini i Wzorowej Matki równocześnie :).

A zatem Królowa Matka zakasała rękawy i natychmiast przystąpiła do modyfikowania przepisu, za co najmocniej przeprasza Adę i jej Mamę, bowiem wie doskonale, że modyfikowanie przepisów rodzinnych to jest coś w rodzaju świętokradztwa, ale zmodyfikować je jednak musiała z powodów, które zostaną wyłuszczone poniżej.

Pierwszym powodem było to, że nie miała odpowiedniej ilości składników w domu (dysponowała, na ten przykład, zaledwie trzema jajkami), a - jak już wspomniała - wychodzić na dwudziestostopniowy mróz nie zamierzała. Zwłaszcza, że mieszka na, excusez, zadupiu i do najbliższego sklepu ma półtora kilometra. Zdecydowała się zatem wyprodukować rogaliki z połowy produktów. Roztarła więc 5 dkg drożdży w dwóch łyżkach ciepłego mleka i czterech łyżkach cukru (to była druga modyfikacja, Ada podaje w przepisie-matce, że drożdże trzeba rozrobić w mleku z cukrem, ale nie podaje, ile dać cukru, więc Królowa Matka dodawała "na czuja"), dodała szklankę mąki i odstawiła zaczyn do wyrośnięcia na piecyk, a podczas, gdy wyrastał mogła zająć się karmieniem Pomponów kaszką z bananem oraz rozstawianiem po kątach Starszaków, którym na skutek przymusowego tkwienia w domu odbija już nie tylko palma, ale cała oaza.

Gdy zaczyn wyrósł Królowa Matka dodała trzy jajka (wrzuciła je szybciej niż przeczytała, że to powinny być żółtka, a potem było za późno), 2,5 łyżki śmietany, szczyptę soli, 1/2 kostki masła i resztę mąki (czyli 1/2 kg minus tę szklankę, w której rozrobiła zaczyn), bardzo, bardzo długo wyrabiała ciasto, aż zrobiło się gładkie i sprężyste, i znowu odstawiła do wyrośnięcia, na dwie-trzy godziny, w czasie których mogła na przykład koić ból Potomka Młodszego walniętego przez Starszego Braciszka w czasie zabawy głową prosto w żołądek, oraz udzielać Pierwszej Pomocy Potomkowi Starszemu, którego skutkiem tej samej zabawy Potomek Młodszy uderzył głową w podbródek, w związku z czym Potomek Starszy przegryzł sobie wargę i tryskał krwią oraz ogólną pretensją do świata ("Dlaczego mi nie powiedzieliście, że to się może TAK SKOŃCZYĆ!!!!").

Wyrośnięte ciasto Królowa Matka podzieliła na cztery części, każdą część rozwałkowała jak na pizzę (podsypując MĄKĄ KRUPCZATKĄ - bo już innej nie miała - tak! to chyba szczyt profanacji!!!), przecięła też jak pizzę, na osiem kawałków, i nałożyła na połowę kakao z cukrem (w wypadku Królowej Matki brązowym), a na druga połowę - sporządzoną tego lata własnymi białymi rączkami marmoladę z malin i jabłek. Ciasto zwinęła zaczynając od szerszego końca, uformowała rogaliki, ułożyła je na blasze przykrytej papierem do pieczenia i znów odstawiła do wyrośnięcia na pół godziny, po czym upiekła w piekarniku nagrzanym do 180 stopni, zaś po wystudzeniu posypała cukrem pudrem.

I, LUDZIE! Królowa Matka oficjalnie ogłasza, że to najlepsze rogaliki, jakie kiedykolwiek jadła (oraz piekła, ale to akurat nie sztuka, skoro te były pierwsze ;D), nawet z przeróbkami, po prostu strach pomyśleć, jakie mogą być te oryginalne!!! W każdym razie, jeśli będziecie chcieli je robić - RÓBCIE OD RAZU Z NORMALNEJ ILOŚCI PRODUKTÓW!!!

A teraz Postscriptum Syropowe.

Jako, że zrobione przez Królową Matkę syropy zostały już wyżarte i wypite przez tę szarańczę zwaną Rodziną (no dobra, przez Królową Matkę też. Troszkę :)), postanowiła ona zrobić kolejną porcję. Tym razem do syropu imbirowego dała trochę więcej imbiru (co nie wpłynęło jakoś znacząco na konsystencję), zaś zamiast piernikowego zrobiła cynamonowy, według stałego przepisu, tyle, że zamiast przypraw dała niedużą laskę cynamonu plus łyżeczkę cynamonu mielonego (dość kopiastą, bo Królowa Matka ma skazę cynamonową pod tytułem "cynamonu nie może być zbyt wiele!") i ten syrop zgęstniał jej po prostu w mgnieniu oka. O ile inne gotowała po dwadzieścia minut, tak ten "zsyropiał" po pięciu, Potomki wpatrując się w garnek pokrzykiwały radośnie "Galaretka!", a cedziło się go do ostygnięcia, bo z największym trudem przeciekał przez gazę. Królowej Matce co prawda taka gęstość bardzo odpowiada, ale gdyby komuś nie odpowiadała Królowa Matka radziłaby dać nie 200, ale na przykład 350 ml wody :).


12 komentarzy:

  1. :) Bosko się to czyta;) możesz się czuć winna;p powinnam się teraz uczyć na jutrzejszy egzamin;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepis na rogaliki bosko sie czyta ;)))? No co ty :D.

      Poczułabym się winna, jakbys oblala. A nie oblejesz :).

      Usuń
    2. 3 dostałam;p uznajmy, że możesz się nie czuć;) dostała bym 5 jak bym nie była negatywnie nastawiona do frajera po drugiej stronie biurka;) Ewentualnie gdybym dała się poniżyć i kupiła książkę jego autorstwa, a raczej przyniosła ją na egzamin w ząbkach z prośbą o autograf, ale to nie wchodziło w rachubę;)
      Nie jestem fanką słodyczy, bosko się czyta co można zrobić robiąc rogaliki;)

      Usuń
  2. Czytam i się śmieję :))
    Normalnie się śmieję :))))

    Strasznie się cieszę, że rogaliki Wam smakowały :))

    Pozdrawiam mocno

    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, to my pozdrawiamy dziękujac za przepis :DDD.

      Usuń
  3. Poza bliźniakami łączy nas jeszcze miłość do cynamonu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. no kurka , dzis robie obiad dla moich rodzicow, brata i tesciówki, a ty akurat dodajesz ten przepis..no nie straczy mi czasu zeby je upiec i jestem stasznie zawiedziona( a do tego zamiast kuc na egz to rozczytuje sie w blogu...i planuje jak upiec te rogaliki:-)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna osoba, która odciągam od nauki!!! Ale to rogaliki idealne dla uczacych się - zagniatasz, zostawiasz do wyrosniecia, idziesz się pouczyć... i tak trzy razy, plus czas na pieczenie :D.

      Usuń
  5. o matko, jak ja zjadlabym takie rogaliki. Poczestujesz? :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak apetycznie wyglądają te rogaliki, aż chce się chrupnąć :)
    Ja miałam zrobić wczoraj, z troszke innego przepisu, ale leń mnie dopadł pod wieczór i chęci przegonił :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ narobiłaś mi smaka!
    Szkoda, że taki antytalent jestem, bo pewnie bym spróbowała je zrobić. A może to i dobrze, że jestem antytalent do pieczenia... bo nie brak mi talentu do jedzenia i kłopot gotowy! ;-))

    OdpowiedzUsuń