Ponieważ nadchodzi weekend,a każdy wie, że w weekend Wzorowa Pani Domu piecze coś dobrego, by osłodzić rzeczywistość Mężowi i Dziatkom, Królowa Matka - nie pretendująca bynajmniej do powyższego tytułu, ale za to lubiąca piec - zdecydowała się na ciasteczka Nigelli. Owszem, do bycia Nigellą brakuje Królowej Matce tego, nieprawda, ognistego wdzięku, sex-appealu, nieskazitelnego, brytyjskiego akcentu i wyposażenia kuchni, ale nie pozwoliła ona ograniczać się tak drobnym niedogodnościom i upiekła ciasteczka czekoladowe czerpiąc satysfakcję chociaż z tego, że, piekąc, nie musi jednocześnie uśmiechać się do kamery, czego jej wrodzona nieśmiałość mogłaby nie znieść.
Ciasteczka są najłatwiejsze w świecie (Królowa Matka nie może wyjść z podziwu, jak wiele istnieje przepisów banalnie prostych, a jednocześnie tak efektownych, że ukrywających tę prostotę pod pozorami iście królewskiego czasem przepychu i wykwintności), a ich produkcja polega na tym, że uciera się 250 g masła ze 150 g cukru, następnie dodaje się 4 dkg kakao i pół łyżki (albo, a co tam! raz się żyje! całą!) łyżkę kawy rozpuszczalnej, i miesza z uczuciem (w wypadku bycia Nigellą uśmiechając sie zalotnie do kamery). Po czym dorzuca się jeszcze 300 g mąki, pół łyżeczki sody oraz łyżeczkę proszku do pieczenia, całość ugniata, aż powstanie gładkie ciasto, z powstałego ciasta odrywa się po kawałku, formuje kulki wielkości orzechów włoskich, spłaszcza dłonią i układa na blasze w racjonalnych odległościach, gdyż rosną w trakcie pieczenia, a blachę wkłada się do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 15 minut.
Królowa Matka wykonała wszystkie powyższe czynności by, po dziesięciu minutach przebywania ciasteczek w piekarniku, zacząć popadać w nerwowość, pomna uwag Kuchennej Bogini: "Jeśli upieką się za bardzo, będą twarde!" i niezwykle przejrzystych wskazówek typu: "Powinny być upieczone po bokach, ale miękkie w środku, uginać się pod palcem, ale nie być surowe". Znerwicowana i przerażona wizją kamiennych ciastek, o które jej Rodzina zmuszona będzie łamać sobie zęby robiąc dobra minę do złej gry, Królowa Matka praktycznie trzymała głowę w piekarniku przez ostatnie 10 minut, macając ciasteczka tak intensywnie, że zakrawa na cud znalezienie do zdjęcia dwóch bez odcisku palca pośrodku. Z sukcesem jednakże - udało jej się wyciągnąć blachy na czas, by zamiast kamieni w kolorze czekoladowym zyskać aromatyczne, pyszne, kruche czekoladowe rarytasy.
PS. Jeśli do wypieku użyje się margaryny, ciasteczka te są wegańskie, co Królowa Matka odkryła nie bez zdziwienia, bo z czym jak z czym, ale z weganizmem Nigella jej się nie kojarzy.
PSS. Tak, Królowa Matka pamięta doskonale o zeznaniu na temat weekendu z Bliźniątkami, które obiecała popełnić. Pisała je CAŁY wczorajszy dzień, korzystając z każdej najmniejszej wolnej chwili, by pod koniec, dosłownie w trakcie tworzenia ostatniego zdania, nacisnąć jakiś cholerny, nie-wiadomo-jaki guziczek i skasować sobie całość (oprócz ostatniej litery, że ponuro doda). Jak jej minie związany z tym szlag, napisze rzecz po raz kolejny.
10 minut z głową w piekarniku musiało sprawić, że Królowa miała piękne rumieńce, które zapewne upodobniły ją do Nigelli. Nigella jednak w żadnej swej książce tudzież programie nie osiągnęła takiego wyrafinowania dowcipu i intelektu, które mogłoby ja upodobnić do Królowej Matki...
OdpowiedzUsuńRaczej do Rozalki, siostry Antka (ale nie chciałam tego pisać z szacunku dla ofiary medycyny ludowej).
UsuńA poza tym - ty, pochlebczyni, ty ;DDD!
Jako, że K.M. często wspomina o swej wrodzonej nieśmiałości, pochlebstwa być muszą, co by nie wpadła na pomysł zarzucenia swej blogowej działalności literackiej, która cieszy i bawi mnie niezmiernie:)
UsuńNareszcie wynoszę z tej niesmialości jakąś korzyść :D!
UsuńKrólowo! Jak się przypadkowo skasuje, to można spróbować Ctrl+Z. Wtedy czasem wraca...
OdpowiedzUsuńNajpierw ja próbowałam, a potem ja ryczałam, a próbował Pan Małżonek i, nieprawdaż, g..., to jest, nic. Więc od dzis piszę w wordzie i wklejam, o.
UsuńKrolowo Matko!
OdpowiedzUsuńTy wez sie zlituj! Ja do twego dobrego serca apeluje! Przestan wstawiac takie smakowite a kaloryczne przepisy. Albo wstawiaj takie, ktore czlowiek mialby ochote zrobic, ale potrzebowalby dwoch dojrzalych mango, maki z amarantusa i kandyzowanej skorki z limonki kalifornijskiej, wiec nie zrobi.
Ciasteczka sa upiornie dobre, rozsypujace sie w ustach, kaloryczne jak stado wielorybow.
Takich nie mogę z tym amarantusem, bo, cholera, jestem biedna. I to naprawdę, jestesmy niezamożni, a ostatnie dwa miesiące nam bardzo dołożyły finansowo. Więc jak się w przepisie pojawia juz nie amarantus, ale choćby pistacje, to ja taki przepis omijam wieeelkim łukiem :). Ja tylko trywialne produkty - słonecznik, płatki owsiane... jak w tych ukochanych ciasteczkach, co je zaraz opiszę...
UsuńNie jestes jedyna ktorej nie stac na pistacje,pociesz sie :) Zwlaszcza ze w przepisach wystepuja w ilosciach hurtowych, minimum 100g. Tak samo jak pekany :)
UsuńŁotóż to :))). Teraz piszę o trywialnych ciasteczkach dla ubogich. Takie też bywają dobre (zwlaszcza, jak się nie lubi pistacji, a ja nie lubię :D).
UsuńJa lubie, ale pocieszam sie ze pewnie bym ja przypalila, i szlag by mnie trafil. Jutro za to bede robic karmelel z solonego masla, moze teraz mi wyjdzie :)
UsuńCiasteczka krolewkie Nigelli zostaly wytypowane do sprawdzenia czy nowy piekarnik przeklamuje temperature. To jedyne ktore wiem ile sie maja piec i jaki doklanie ma byc efekt :)
UsuńRatunku, chciałam zrobić te właśnie ciasteczka... Czy one nie mają w sobie jajek, czy też zapomniałaś wpisać?! Leży mi całość, jeszcze niezmieszana, i błaga o poradę.
OdpowiedzUsuńNie mają. Są wegańskie (gdyby nie używać masła, tylko tłuszczu roślinnego :)).
UsuńTrzymałam się przepisu, nie dodałam jajek - wyszły przeprzeprzepyszne!!!! Dziękuję.
OdpowiedzUsuńNigelli podziękuj, ma kobieta dryg do przepisów dla zajętych mamuś, ja się cieszę, że przepis się przydał :D. I rzeczywiście ciasteczka sa super!
Usuń