poniedziałek, 20 lutego 2012

O mistrzach wagi ciężkiej.

Jeden Pompon bez zimowej odzieży waży 10,5 kilo.
Drugi Pompon bez zimowej odzieży waży 10 kilo.
Zimowa odzież Pomponów waży około 2,5 kilo.
Wózek bez szykan (zimowych okryć, spakowanej folii przeciwdeszczowej, z odczepionymi budami) waży 11 kilo.
Szykany wózkowe ważą 3 kilo.

Królowa Matka odziała jednego gnącego się jak podcięta lilija, wierzgającego i drącego się Pompona w jego zimową odzież, robiąc z 10,5 kilo jakieś 12, wepchnęła go do wózka przytrzymując (nieledwie dopychając, ale się jednak z trudem pohamowała) kolanem, zapięła z największym trudem szeleczki i przystąpiła do analogicznych czynności względem drugiego Pompona (robiąc z niego 11 kilo), który co prawda głośniej wrzeszczał, ale za to mniej wierzgał.

Następnie Królowa Matka zdjęła sweter zapinany, mętnie przy tym myśląc, że po pierwsze jest odwilż i w związku z tym pewnie jest cieplej, a po drugie - już jest zlana potem, a co dopiero będzie później! Zapakowała dwa toboły - jeden z odzieżą weekendową dla Pomponów, drugą z zakupami żywnościowymi, i trzeci - swoją własną torebkę, w której poza normalnymi śmieciami miała też wilgotne chusteczki higieniczne, kosmetyczkę z kosmetykami pielęgnacyjnymi maluchów, zapasowe pieluchy i inne, niezbędnie potrzebne (albo takie, które mogą okazać się niezbędnie potrzebne) rzeczy. Torby, ważące kolejne 11 kilo, ustawiła przy wyjściu, otworzyła drzwi i wypchnęła wózek z Pomponami na klatkę schodową, po czym zawróciła do wnętrza, by założyć kurtkę.

Kilkoro sąsiadów Matki Pana Małżonka (bo to w jej klatce schodowej rzecz się miała) śmignęło obok wózka przyspieszając nieznacznie kroku i  nie dostrzegając go taktycznie, bo jakby tak dostrzegli, to jeszcze by pomoc zaoferować wypadało, a kto by tam chciał się uchetać jak perszeron za pługiem przy niedzieli. Człowiek odziany elegancko, do mamusi albo innej teściowej na obiad bieży, albo i do kościoła, jeszcze by się ubrudził, niewyobrażalne, prawda? W związku z czym Królowa Matka musiała wózek z Pomponami przetransportować sama z pierwszego (na szczęście) piętra na parter metodą - Królowa Mata siada na schodku i, kurczowo trzymając uchwyty wózka, opuszcza go stopień niżej. Następnie zsuwa się sama stopień niżej i przesuwa wózek schodkiem w dół. I tak dalej. Próbowała robić to na stojąco, ale nie dała rady utrzymać pojazdu ważącego wraz z zawartością 37 kilo, zaś wizja jej dzieci spadających na łeb (dosłownie), na szyję ze schodów jakoś jej nie przypasowała. Ani też wizja ekipy tefałenu czy innego polsatu wytrząsającego się nad kolejną nieudolną matką, której dzieci upadły. Bo sobie nie poradziła. A powinna, prawda? Od tego jest matką.

Królowa Matka zatem, osiągnąwszy parter po dziesięciu minutach, zawróciła biegiem po pozostawione torby, obciążyła nimi wózek (który tym samym osiągnął wagę plus/minus 50 kilo) i ruszyła przez pośniegowe błoto w drogę do domu swojej Matki - czyli na mniej więcej trzykilometrowy spacerek.

Przy czym, Drogi Pamiętniku, powinieneś wiedzieć, że Królowa Matka waży sama 60 kilo. Konkretnie (dane z dzisiejszego ranka), 60,2.

Więc sześćdziesięciokilogramowa Królowa Matka brnęła przez rozchlapaną pulpę, kałuże i lekko tylko rozmiękłe śnieżne zaspy na zmianę, pchając przed sobą pięćdziesięciokilogramowy wózek i myślała sobie, że żadne wyczyny Mariusza Pudzianowskiego nie są w stanie jej zaimponować. Żadne nie robią na niej najmniejszego wrażenia. Może jedynie robi na niej wrażenie to, że w jego wyczyny tłumnie wpatrują się niezliczone rzesze fanów, podczas gdy to, co robi Królowa Matka dzień po dniu, nieskończoną, zadawałoby się, ilość dni jakiś kretyn (niewątpliwie rodzaju męskiego) nazwał był "siedzeniem w domu".

A gdy przechodziła przez przejście podziemne, płacząc ze zmęczenia pod współczującym spojrzeniem starszej pani o lasce, która z przyczyn oczywistych nie mogła jej pomóc, ostatkiem sił wpychając wózek pod górę po podjeździe, doskonale świadoma tego, że jeśli nie zgwałci swoich omdlewających rąk i nóg zmuszając je do jeszcze większego wysiłku, i nie zignoruje tętniącego jej w uszach serca, runie w dół razem ze swoimi dziećmi i kto wie, czy którekolwiek z całej trójki ma szansę wyjścia z tego cało, myślała też, że Mariusz Pudzianowski, nie robiąc niczego nadzwyczajnego, nie musi się przy tym martwić o swoje uposażenie. A Królowa Matka, która "nie pracuje, tylko siedzi w domu", osiągnie w związku ze swoim obijaniem się emeryturę imponującej wysokości 300 złotych polskich, jeśli będzie miała szczęście. I że to może dobrze, że jej nie dożyje.

A przy swoim stanie zdrowia, o które tak właśnie, jak to powyżej można przeczytać, Królowa Matka dba, nie dożyje jej z całą pewnością o czym, wyżymając z potu swoją koszulkę po dotarciu do mieszkania swej Matki, myślała doprawdy bez specjalnego żalu.


33 komentarze:

  1. o jesssu aż mnie przygniotło. Ty to masz krzepę kobieto. Ale z tym ściąganiem wózka po schodach to mnie rozwaliłaś. Miałabyś poważanie u wszystkich złomiarzy jakich kiedykolwiek widziałam :) Poniżej wrzuciłam Ci instrukcję jak wyłączyć obrazki w komentarzach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie mam. Muszę mieć, niestety. Po wczorajszym jeszcze do siebie nie doszlam, a że serce mi nie siadlo to jednak cud. No, niech onui mi w szpitalu powiedzą, że mi sie wydolność nie zwiekasza, każe powtórzyc mój manewr (nawet bez błota) i pogadamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Załamka, nie dożyjesz Królowo emerytury (nawet gdyby ktoś jeszcze chciał ją wypłacać) z pewnością :)
    Chociaż powiem Ci, że zawsze macierzyństwo tak wyglądało i ile razy rozmawiam z koleżankami (jeszcze żyjącymi mimo wszystko :)) i wspominamy, jak to targałyśmy wózki pełne zdobycznych zakupów, na np. 7 piętro bez windy (tzn winda była teoretycznie) albo jednym podrzutem z biodra wrzucałyśmy to to do autobusów (dawniej poziom podłogi autobusu względem chodnik to było jakiś metr) i wszystko to najczęściej na obcasach :D Często zastanawiamy się, rozmasowując obolałe, pokrzywione kręgosłupy, co nas skłoniło?! Po jaką cholerę byłyśmy takie dzielne?!
    Czuję, ze muszę się wytłumaczyć, z tych obcasów.
    W latach kiedy ja zostałam matką z wózkiem (rok 80), nie można było chodzić w butach sportowych, bo ich nie było lub dopiero się pojawiły i nie służyły do chodzenia. Kobietę w kurtce, z plecakiem i w obuwiu bez obcasów, można było spotkać w górach (a i to nie zawsze).
    Ślizgające mi się w rękach (z powodu kombinezonów) dzieci , ważące kilkanaście kilogramów, siaty, nie nawidzilam zimy szczerze
    Krzsia13

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja najlepsza przyjaciółka pochodzi z najbardziej wielodzietnej rodziny jaką wtedy znalam (sześcioro dzieci), we wczesnych latach osiemdziesiątych było ich czworo, i ja ostatnio jakoś często myśle o jej mamie. Która była surowa, nerwowa i apodyktyczna, czego jako dzieweczki nie rozumiałysmy. A ja teraz myślę, że to bohaterka, skoro sie dzieciobójstwa (albo chociaż samobójstwa) nie dopusciła w czasach pustych sklepów, kolejek, zepsutych wind i kaszek dla niemowląt, które trzeba bylo dziesięć minut gotować...
      A o nie dożyciu emerytury piszę, bo choruje na serce. Jak widać, wyłącznie teoretycznie :)).

      Usuń
    2. Wiem, ze chorujesz na serce, Królowo, bo cały blog, jednym dniem, przeczytałam od deski do deki, i wyłam ze śmiech. Co mi jest bardzo potrzebne, bo ostatni prawie nic mnie nie śmieszy, więc tym bardziej powinnam ci życzyć długiego życia, chociażby z egoizmu, pozostając w nadziei, że nie przestaniesz piać i widzieć świta, w sobie właściwy UROCZY, NIEPOWTARZALNY, WDZIĘCZNY, FINEZYJNY, ZABAWNY i CIEPLUTKI sposób.
      Krysia13

      Usuń
    3. LUBIĘ takich czytelników :DDDD. Od razu człowiekowi lepiej na duszy! W zaufaniu Ci napiszę, że szykuję wpis o wyczynach Pomponów podczas weekendowej wizyty u teściowej. Owszem, ten bedzie do smiechu :D.

      Usuń
    4. dawaj, śmiechu mi trzeba :D
      ja nic do śmiechu nie mogę napisać, bo jak ostatnio wylądowałam w szpitalu w Gliwicach i stwierdziłam, że to dobrze, że Gliwice, bo niedaleko do spalarni w Dąbrowie Górniczej, to ani lekarze, ani bliscy się jakoś nie uśmiali, tylko panie z pokoju pochichotały troszkę :)
      Krysia13

      Usuń
  4. Pod warunkiem, ze wraz z osiagnieciem przez Królową Matkę wieku emerytalnego, nie zostanie ona zlikwidowana całkowicie, bo po co komu (w sensie, ze emerytura, nie Królowa Matka rzecz jasna) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym mniej powinno mnie martwić, że nie dozyję ;D!

      Usuń
  5. PS.1
    I pomyśl Królowo Matko, jakie maiłaś niebywałe szczęście, że obok ciebie nie szły Potomki starsze. Już widzę jak wołasz: Starszy, idź koło mnie, nie popychaj brata, zostaw ten śnieg. Uważaj, będziesz cały mokry!!!! Młodszy, trzymaj się wózka! Nie, nie mogę cię ponieść! Idźcie spokojnie, już nie daleko!"
    Lub coś w tym stylu, i myślę, ze to jest wersja bardzo light :)
    PS.2
    Niestety, ani w moich ani we wspomnieniach koleżanek, nie zachował się obraz pomocnych mężczyzn, pomagających chociażby podołać temu wszystkiemu, nie mówiąc już o wyręczaniu udręczonej fizycznie i psychicznie matki chociażby czasem.
    PS3
    Mam koleżankę, mamę trojaczków, urodzonych po dwóch starszych synach :)
    Ona też mogłaby niejedno powiedzieć, ale nie ma tego cudnego, finezyjnego, poczucia humoru jak Królowa Matka i jej wspomnienia byłyby okraszone z całą pewnością solidna wiązanką wyrazów złożonych z górnych znaków klawiatury :)
    Oprócz tego ma silne wyparcie! Na pytanie o pierwsze trzy lata trojaczków (dwóch chłopców i dziewczynka), odpowiada NIE PAMIĘTAM...
    Może to i dobry sposób, żeby nie zwariować :)
    Krysia13

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad PS1 - Cały czas o tym myślałam. Calutki, z przerwa tylko na rozważania o Pudzianie ;D. Jedyne, co różni się od Twojej wizji to fakt, że Młodszego nie trzeba nosić. Odkąd skończył dwa lata (wtedy tylko wózek albo nogi, od trzeciego roku zycia tylko nogi). Kochane dziecko!

      Ad PS2 - Pan Małżonek jest z tych pomocnych, czasem dziwacznie i po męsku ;), ale jednak. W weekend jednakże nie mógl, bo był w Łodzi.

      Ad PS3. :)) Dziękuję, ale ja nie mam finezyjnego poczucia humoru, tylko rozpaczliwe :D. To taki ratunek, by nie oszaleć. I rozumiem swietnie to "nie pamiętam", ja nie pamiętam pierwszego roku życia Starszego, a jakbym pamiętała, w jakich warunkach wtedy mieszkaliśmy!!! Ale nie pamiętam. Jakbym pamiętała, to by z tego książka była, że hej :D.

      Usuń
  6. Kochana, jesteś lustrem, w którym przeglądam się co dzień. Jak już zrobię wszystkie powyższe czynności z moimi Rozbójnikami, jak już naklnę się na czym świat stoi, jak już porozczulam się nad moją lewą komorą, która jednak nie chce się kurczyć, jak powinna i dzieci przez nią dźwigać nie mogę ( w teorii, oczywiście), to wtedy przychodzę do Ciebie, przeczytam to i owo, pośmieję się ze wszystkich wielodzietnych patologii, i od razu mi lepiej:) Buziaki mój Ty Pudzianie w spódnicy:DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja lewa się nie chce skurczyc do wymaganych rozmiarow, a podobno cale szczęście, ze lewa - prawa to by była kaplica, doslownie. Taaa, nosic dzieci też nie mogę. I w ogóle się oszczedzać powinnam. Robic wszystko, ale w stosownym szacunku dla wlasnego ciała i wsłuchując sie, czy nie protestuje. Oraz lekarz, któremu powiedziałam, że nie miewam zadyszek (w normalnych warunkach oczywiscie) odpowiedział mi: "Bo nie wykonuje pani ciężkich prac fizycznych!". No fakt, zapomniałam :))).

      Usuń
  7. kobieto-siłaczko, królowo, jestes lekiem na całe zło...padam poprostu po przeczytaniu tego postu...i ja mysle sobie nieraz w chwilkach smutku i depresji że mam cięzko..och królowo , ty masz dopiero brzemie na swych wątłych ramionkach...ale z jakim wdziekiem niesiesz to brzemie w postaci 4 dorodnych synów, to już poprostu majstersztyk:-))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są w internecie i takie z pięciorgiem, sześciorgiem i więcej... co im tam taka czwóreczka! Ale dziękuję bardzo :D.

      Usuń
  8. Po pierwsze, to Ty się Królowo ciesz, że to tylko pierwsze piętro. A jakbyś tak mieszkała na piątym (boję się wyobrażać sobie wyższego..)? I windy by nie było? I w górę???... Więc pierwsze to pikuś. ;-)
    Po drugie: jakie nie dozyjesz??? Przecież ruch to zdrowie, a Ty się przy tych Twoich mężczyznach jeszcze nieźle nagimnastykujesz... ;-) I żyć musisz, żeby poprawiać humor nam wszystkim i wnosić trochę radości w taki nijaki poniedziałek, jak ten.
    A tak w ogóle to podziwiam! I za siłę w targaniu tylu kilogramów i za kunszt pisarski w przekazywaniu nam tego oto zdarzenia! :-)

    No to czekamy na notkę o weekendzie. :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mieszkam na parterze :). To znaczy w domku (który marzymy, by sprzedać, ale nikt nie marzy, by kupić, więc... :/), a weekend spędziłam u teściowej, to ona mieszka na pierwszym pietrze :).

      Usuń
  9. haha, dobre, a ja narzekałam, gdy musiałam moje jedno jedyne dziecko dźwigać. Przymykam się więc czym prędzej i nie odzywam na ten temat, nie chcąc wywołać spazmów tych bardziej dzietnych :)

    A propos emerytur taki oto dowcip wczoraj usłyszałam:
    Idzie wycieczka po sejmie, przechodzą obok gabinetu premiera i słyszą okrzyki:
    - sto lat! sto lat!
    - czy premier ma dzisiaj urodziny? - pyta przewodnika jeden z wycieczkowiczów
    - nie - odpowiada przewodnik - dzisiaj ustalają nowy wiek emerytalny

    I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej sytuacji mozna zalozyc, że większość nie dozyje. Faktycznie, optymistyczne, zwłaszcza dla rządu :D.
      I daj spokój, dźwiganie jednego tez dostarcza. Pchałabyś przed sobą nie pięćdziesiąt, ale trzydziesci kilo, dla drobnej kobiety to w sumie żadna różnica :).

      Usuń
  10. Toż to podchodzi pod pracę fizyczną, więc i emerytura powinna być adekwatna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I powinna byc szybciej, prawda? Jak u górników :).

      Oraz powinna W OGÓLE być...

      Usuń
  11. Trzymaj się! Post napisany z humorem, ale jednak trochę się zmartwiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)). Ale ja traktuje taki harcore jako środek prowadzacy do wyzdrowienia, bez wzgledu na to, co myślą o takiej terapii lekarze :D. I mięśnie mnie wczoraj bolały, owszem, ale serce nie, więc może to działa ;D?

      Usuń
  12. Ale mi się zaległości u ciebie Królowo narobiły ... . Zostawiam sobie ciebie zawsze na deserek, bo lubię mieć czas, gdy cię czytam. Sercem jestem z tobą :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam, że dawno cię nie bylo! Miłego nadrabiania zyczę :).

      Usuń
  13. Bo deserkami to Mamaelki lubi się delektować :).

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślami z Tobą, Królowo Matko

    OdpowiedzUsuń
  15. Zaś apropos emerytur - moja propozycja to po osiągnięciu wieku, niezależnie od tego, jaki zostanie ustalony, od razu do ziemi. Wtedy problem sam się rozwiąże, a zaoszczędzone pieniążki można będzie przeznaczyć na Ipady dla posłów sejmowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy identyczne pomysły :). Obawiam się, że przy okazji identyczne jak rząd...

      Usuń
  16. Ech az poczułam ten pot na plecach:) Super napisane, grunt to optymizm:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy wychodzac z przejscia podziemnego wyczerpana pchalas pod góre ten wóz, uchachany blotem - po wilgotnym podjezdzie, zlapalam za wózek i pchalam z Toba. Pchalam, pchalam, pchalam do ostatniego spoconego zdania i kiedy skonczylam, poczulam, ze wlasnie zdobylysmy najwyzczy miejski szczyt - Drugiego Konca Przejscia Pozdziemnego. Cala bylam w nerwach, kiedy toczylo sie w góre 50 kilo wozio, 62 - Ty i drugie 50 mojej wagi piórkowej - ja... na... za... dysz...ce... i teraz mnie tez bola rece i nogi. Ale wjechalim!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę sobie podkreślić, że nie 62, a 60,2. Co ujmuje sile pchającej dwa kilo i czyni nasz wyczyn jeszcze bardziej imponujacym :).

      Usuń
    2. A widzisz! To dlatego tak okrutnie ciezko szlo... te niecale dwa kilo na pewno by oszczedzilo wysilku ;-)

      Usuń