czwartek, 22 grudnia 2011

Przedświątecznie...

Drogi Pamiętniku, co robią dzieci w pierwszy dzień wolny od szkolnych i przedszkolnych zajęć, w dzień, który miał być spędzony leniwie i radośnie przed spodziewaną gorączką dnia jutrzejszego, w dzień, gdy Pan Małżonek miał się upajać początkiem dłuuugiego urlopu, a Królowa Matka zbierać siły do produkcji swojej Popisowej Strucli Z Orzechami?

Otóż, Drogi Pamiętniku, dzieci wtedy chorują.

I, jakżeby inaczej, chorują stadami.

Żeby chociaż chorowały jednolicie! To nie. Każde choruje po swojemu (chociaż, medycznie rzecz biorąc, na to samo).

Pompony traktują sprawę lajtowo, wielkie mi rzeczy, czy jakiś głupi katarek może nas powstrzymać od działania teraz, gdy tak pięknie opanowaliśmy stawanie bez podpórki? A w życiu. Z takiej stojącej (bez, ale i z podpórką) pozycji to, o ho, ho, ile można osiągnąć! Z niższych stolików da się już ściągnąć absolutnie wszystko, można otworzyć dwie szuflady wyżej niż dotąd i eksplorować ich zawartość metodą wywalania wszystkiego na podłogę, coraz sprawniej przekraczać przeszkody w drzwiach wykonane przez nudnych w swym uporze Rodziców usiłujących maksymalnie utrudnić Potomstwu wędrówki po mieszkaniu, i inne takie. No dobra, jak jest mus pokaszleć w nocy (wyłącznie w nocy, w dzień na kaszel nie mamy czasu, a w nocy czasu jest multum, nawet się nie budzimy, kaszląc, a że budzimy Królowa Matkę? Niech nie przesadza, spanie jest przereklamowane!), to kaszlemy, przewracamy się na drugi bok i słodko śpimy do rana, gdy budzimy się uśmiechnięci, głodni i entuzjastycznie nastawieni do kolejnego dnia wypełnionego przegryzaniem przewodów elektrycznych, wyciąganiem podpałki kominkowej, spożywaniem węgla drzewnego, rzucaniem się na główkę przez zapory w drzwiach i innymi, licznymi rozrywkami tego typu.

Królowa Matka jest świadoma, że takie chorowanie to etap przejściowy i cieszy się chwilą, jednocześnie zmagając się ze sposobem, w jaki chorują starsi.

Potomek Młodszy choruje klasycznie. Jest smutny i marudny, bardzo dużo śpi, robi się jeszcze bardziej przytulny niż zwykle. Oczywiście oznacza to masę płaczliwym głosem wygłaszanych poleceń typu: "Mamo, pić!", "Mamo, ja nie chciałem soczku, ja chciałem herbatkę!", "Mamo, ja nie chciałem takiej herbatki, ja chciałem taką z rumianku!", "Mamo, ja by chciałem jajecznicę!", "Mamo, podasz mi książeczkę/ czekoladkę/ pokarmisz mnie/ posiedzisz ze mną/ włączysz mi film na dividzie?", ale przynajmniej grzecznie i bez cienia sprzeciwu bierze lekarstwa, kładzie się do łóżeczka, gdy się go o to poprosi i dokładnie odpowiada na pytania, dzięki czemu wiadomo, jak się czuje, gdzie go boli, gdzie go nie boli i czy mu lepiej.

W zupełnym przeciwieństwie do Potomka Starszego. Potomek Starszy, poczuwszy pierwsze oznaki zbliżającej się słabości rzuca się w nią z głową i zaczyna widowiskowo cierpieć za miljony. Zaczyna od tego, że przestaje mówić. To znaczy, mówi jak najbardziej, ale nie udziela żadnych informacji. W środku nocy, na przykład, rozlega się z jego pokoju rozdzierający płacz (taki, do którego wrażliwi sąsiedzi policję wzywają, bo "paniewładzozaścianądzieckodreczą!", co za szczęście, że do najbliższego sąsiada Królowa Matka ma z pół kilometra!), nierzadko połączony z waleniem w pościel pięściami lub głośnym tupaniem. Gdy przerażeni, na wpół śpiący, obijający się o siebie nawzajem, ściany i meble Rodzice wreszcie dotrą do jego łoża boleści na wszelkie pytania usłyszą jako jedyną odpowiedź rozpaczliwe oraz jękliwe "Mama!", względnie "Tata!". Dialog wygląda mniej więcej tak:

Rodziciele (spanikowani) - Co się stało? Boli cię coś?
Potomek Starszy - Mama!!!
Rodziciele - Mama tu jest, tata też, powiedz, co sie stało?
Potomek Starszy - Mama!!!
Rodziciele - Co cię boli? Mdli cię?
Potomek Starszy - Mama!!!
Rodziciele - To może pokaż, gdzie cię boli?
Potomek Starszy - Mama!!!

I tak dalej, i tak dalej. O, chciałaby Królowa Matka zobaczyć Jespera Juula i jego łagodne metody wychowawcze przy jednoczesnym poszanowaniu osobowości dziecka w starciu z Potomkiem, Który Cierpi ;)!

Gdy już po dłuuugim czasie uda się wydusić z niego, co mu dolega (podpierając się przy tym rodzicielską obserwacją - tym razem Potomek głos miał niczym Jan Himilsbach, oraz jedno oko zaczerwienione, łzawiące i z opuchniętą powieką), doprowadzić do lekarza, uzyskać poradę specjalisty i nabyć drogą kupna przypisane medykamenty, Potomek Starszy odmawia ich zażywania. Zażywa wyłącznie te, które mu smakują (wapno w syropku, nie w tabletce, bo musuje, witaminki tylko do ssania, nie do przełykania, a nie daj bogowie do gryzienia, itede, itepe.). Nos zapchany po sam mózg, ale Potomek go nie wydmucha, bo nie umie, nie pozwoli oczyścić, bo uszy bolą, nie pozwoli zakroplić, bo nie. Oko łzawi i widać przez nie jak przez mgłę, ale Potomek nie pozwoli go zakroplić, a jak już pozwoli, kładzie się z silnie zaciśniętymi powiekami. Gdy drogą żmudnych negocjacji uda się go skłonić do rozchylenia powiek nie daje dotknąć ani powiek, ani okolic oka, po zakropleniu zaś leży i klnie. Bo "szczypie, cholera jasna, mówiłem, że tak będzie, co za diabeł to jest, szczypie coraz mocniej!!!!". Tabletki nie połknie absolutnie żadnej, bez względu na rozmiar, co zmusza Rodziców do kruszenia specyfików przy pomocy moździerza. A jak już Rodzice pokruszą je przy pomocy moździerza, muszą oni kombinować, jak skłonić krnąbrne Dziecię do pochłonięcia proszku, lada moment dojdzie do zawijania tabletek w kiełbaskę (sojową) i wpychaniu Pacholątku do gardła, jak, nie przemierzając, kotu (i, obawia się Królowa Matka, z podobnym jak u kota efektem, czytaj - pobiciem rekordu świata w Pluciu Kiełbaską Na Odległość). Mierzenie temperatury to droga przez mękę, nader rzadko uwieńczona powodzeniem. Leżenia w łóżku w piżamce i z szaliczkiem wokół chorego gardziołka (szaliczkiem!!! cha, cha, cha! przecież to gryzie! swędzi! dusi!!!) jak Królowa Matka w dziecięctwie, oraz wszyscy bohaterowie rysunków w książeczkach przez Królowa Matkę w dziecięctwie pochłanianych, Królowa Matka w ogóle wyobrazić sobie nie potrafi, mimo bycia osobą o bujnej wyobraźni. Jedyną pociechą jest, że chory Potomek Starszy dużo śpi...

Co za szczęście, że dziś Potomki już wychodzą na prostą! Co za szczęście, że w związku ze zbliżającymi się świętami bardzo się starają, by na tę prostą wyjść :).


7 komentarzy:

  1. Potomek Starszy wydaje się być zadziwiająco podobny do mego Pierworodnego bynajmniej pod tym względem.
    Tylko, że mój jest wersją trochę złagodzoną, gdyż punt "łykanie tabletek" przebiega bez problemów, nawet tabletek DUŻYCH.
    Zdrowych i wesołych! :D

    Maciejka

    OdpowiedzUsuń
  2. no po prostu Potomek Starszy przemienia sie powoli w prawdziwego faceta. A jak wiadomo u nich kazde przeziebienie czy grypa ociera sie o granice zycia i smierci :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Kfiatuszek@ On sie nie przemienia powoli. On zawsze był prawdziwym mężczyzną, od samego poczatku, jest najbardziej męski z moich synów. I faktycznie, czemu ja się dziwię ;)...

    Maciejka@ Zazdroszczę umiejętności łykania przez Adasia. Serio :))).
    I dla was - najlepszych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam Twojego bloga na blogu u Kfiatushka i - rany, naprawdę nie mogłam sobie sprawić wspanialszego prezentu świątecznego niż to znalezienie :)) Przeczytałam "od deski do deski" w momentach snu mojej małej Rozrabiary, w międzyczasie pilnując placków w piekarniku - to cud że się nie spaliły ;) Będę tu na pewno wracać! Wesołych świąt Królewięta :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, czy moze byc wspanialszy prezent niż takie miłe słowa :)). Dziękuję, zapraszam częściej i rownież - Wesołych Świąt :D!

    OdpowiedzUsuń
  6. Królowo ... przybyłam do twojego królestwa (boleści chwilowej) oddać ci należną cześć i złożyć życzenia. Bądź łaskawa je przyjąć ;)! Wesołych!!!!!!!!!!!!! (i zdrowych)

    OdpowiedzUsuń
  7. I nawzajem :)). Tutaj zmiany w konfoguracjach - Najstarszy prawie zdrowy, Najmłodszy najbardziej chory. Oraz kazałam im do jutra wyzdrowiec :D.

    OdpowiedzUsuń