czwartek, 29 września 2011

Królowa Matka w melancholii...

Królowa Matka jest smutna. Smutna. I jeszcze smutna. I baaardzo zmęczona. I przemyśliwuje nad likwidacją bloga, póki ma on imponująca ilość postów (trzynaście, opublikowanych jedenaście), bo może (jako Człowiek Z Natury Piszący) przywiąże się do tej formy wypowiedzi (do której chwilowo stara się przyzwyczaić, i idzie jej, co musi wyznać, tak więcej średnio) ta ilość wzrośnie, a Królowa Matka zabrnie dalej w oszustwo pt. "Jestem wesoła, kwitnę w rodzinnym szczęściu, mam do powiedzenia tyle interesujących rzeczy", bo bywa bardzo mało wesoła, czasem rozważa dzieciobójstwo jako sposób na nowe życie i oblicza, po ilu latach w celi wreszcie by odespała siedem lat macierzyństwa, a to, co ma do powiedzenia jest nudne jak noworoczne orędzie premiera dowolnego państwa, i tak samo mało odkrywcze. A poza tym skupia się na powstrzymywaniu paranoi polegającej na tym, że zaczyna pisać testament jak ją tylko coś zakłuje w lewym boku, a w porównaniu z tą paranoją i jej powodem to, co może napisać jest takie nieistotne, takie żałośnie błahe...


Więc Królowa Matka pójdzie zagłębiać się dalej w świecie "Trzech muszkieterów" (chociaż w chwili, gdy dotarło do niej, że Atos miał trzydzieści lat uznała, że jej świat nigdy już nie będzie taki sam). Albo pójdzie spać. I odeśpi ten smutek. Może on jutro minie. A jeśli nie - może minie chociaż odrobina zmęczenia...


środa, 28 września 2011

Starszego Potomka droga do szkoły

Królowa Matka to zrobiła. Łamała się, łamała, codziennie łamała się coraz bardziej i wreszcie, doszczętnie złamana, zrobiła rzecz niegodną Dobrej, Czułej i Żyjącej Wyłącznie Dla Potomków Matki, (do bycia którą Królowa Matka nigdy nie czuła się predysponowaną, co prawda, więc...), a mianowicie - nagrała swojego Starszego Potomka, bluzgającego Złym Słowem w drodze do szkoły. Nagrała i zaraz ten bluzg udostępni. Jak się staczać w odmęty wyrodności, to na całego!

Starszy Potomek w drodze do szkoły wygląda tak:



A brzmi mniej więcej tak:

Potomek Starszy - Nie!! Nie idę! NIE IDĘ!!! Nie!!! Jeszcze Babcię muszę pocałować!!! (każdy pretekst do odroczenia egzekucji jest bowiem dobry, przyp. K.M.) Ten głupi bachor (Młodszy Braciszek, znaczy, K.M.) to ma dobrze!!! Jest teraz w domu, ogląda bajki, siedzi sobie z babcią, a ja muszę cały dzień spędzić w tej gównianej szkole!!!!
Królowa Matka - Synu!!! Tak się nie mówi!
Potomek Starszy - Będę tak mówił, i koniec, i kropka! Ta szkoła to jest najgorsze miejsce na świecie w jakim byłem!!! Tak jakbym w więzieniu był!!! Nie można chodzić, nie można się bawić, nie można niczego!
Królowa Matka (nieśmiało) - Ale przecież twój brat zaraz idzie do przedszkola...
Potomek Starszy - A co to mnie obchodzi! On się tam tylko dużo bawi i dużo je! A ja muszę pracować, pracować, pracować!!! I jeszcze książki od babci nie zabrałem (ryk)!!!!! Możesz sobie gadać co chcesz, a ja cały dzień będę niegrzeczny!!!
Królowa Matka (bardzo cichutko) - Cały???
Potomek Starszy - Cały!!! I w ogóle okłamałem was! Nic nie będę w szkole robił, NIC! Cały czas będę tylko siedział i nic nie robił!
Królowa Matka (sentencjonalnie) - Czekają cię bardzo nudne cztery godziny...
Potomek Starszy - Cztery godziny, cztery godziny! Nawet tylko cztery godziny mnie wkurzają, ja to bym wolał mieć jedną godzinę! Nie będę słuchał, co tam sobie gadasz!!! Nie mów do mnie!!! Nie będę ci odpowiadał!!! Ty jesteś tak samo wcale niefajna jak ta moja szkoła!!! Ona jest GŁUPIA!!!
Królowa Matka (pragnąc się upewnić co do meritum) - Aha... Znaczy, ja też jestem głupia?
Potomek Starszy (na chwilę tracąc rozpęd) - Nie... ale ciągle mi gadasz: "Idź do tej szkoły, idź do tej szkoły"! Bo inne dzieci chodzą! To niech chodzą! Bo lubią!!! Moja cała klasa lubi, to chodzi! A ja nie chcę chodzić do takiej głupiej szkoły jak ta! Do żadnej nie chcę! A ty jesteś taka WKURZAJĄCA!!! Będę miał wszystko gdzieś, co ty do mnie mówisz, skoro ty teraz masz wszystko gdzieś, co ja mówię!
Królowa Matka (w myślach, bo nijak się przez słowotok Potomka przedrzeć nie zdołała) - I tak przez większość czasu masz gdzieś, co mówię...
Potomek Starszy - Szkoły to są najgorsze miejsca na świecie, tylko praca, praca, praca i praca, a przerwy mają tylko dwie albo trzy minuty, a jak są długie to bardzo rzadko, dopiero się zaczął dzień, dopiero przyjechaliśmy do babci, a ty: "Idź do szkoły, ble, ble ble"! Naprawdę powinnaś być miła dla mnie, a ty każesz mi iść do najgorszego miejsca na świecie! A teraz to ty w ogóle mnie słuchasz?! Taka zła to ty wcale nie jesteś, ale jeśli chodzi o tę szkołę to jesteś obrzydliwa! Tak, jak teraz! "Trzeba chodzić do szkoły, trzeba chodzić do szkoły", gdzieś mam te głupie przepisy!!! Czemu ja w ogóle musiałem z wakacji przyjechać! Jak teraz pojedziemy na Mazury to będę udawał, że chory jestem, i będziemy dosyć długo tam, bo ja nie chce ciągle jechać na trzy dni drogą, na której się jedzie trzy godziny... cztery godziny! A w ogóle to ty przestać teraz...

Tu urwał, lecz dech w piersiach na okoliczność dalszej pyskówki trzymał, w popłochu poszukując czegoś, czego mógłby się w postępowaniu kamiennie milczącej i drepczącej pokornie trzy kroczki za nim Królowej Matki przyczepić, aż wreszcie zdecydował się porzucić troskę o wierność realiom na rzecz zachowania płynności wypowiedzi:

Potomek Starszy - ... bez przerwy do mnie gadać! Ja cię wcale nie słucham!!! O, jest, moja gówniana szkoła, moja gówniana pani...
Królowa Matka - Dziecko!!! Ani mi się waż w ten sposób mówić o twojej pani!
Potomek Starszy - Będę tak mówił, szkoła jest okropna, a ta moja pani jest jeszcze gorsza niż ta szkoła...
Królowa Matka - Wczoraj twierdziłeś, że ją lubisz.
Potomek Starszy - Lubisz, lubisz...! Kłamałem! Ja nie chcę nikomu mówić, że w szkole mi się podoba, w szkole mi się BARDZO nie podoba!!! Nic mi się nie podoba! I wszędzie chodzę z tą głupią klasą, i z tą zwariowaną panią, ja tak nie chcę! Nie chcę z nimi nigdzie jeździć, ja chcę jeździć z wami. Was to kocham, was to lubię, a nie tę klasę i obcą panią!
Królowa Matka (zdezorientowana do imentu)  - Jeszcze przed chwilą mówiłeś, że jestem wstrętna, to jak możesz mnie kochać?
Potomek Starszy (mięknąc nieoczekiwanie) - Przepraszam...

Nasze życie składa się z małych zwycięstw :D.



poniedziałek, 26 września 2011

Po ostatniej wizycie, ciąg dalszy

CD:

... rzekł:
- Mamy taki program dla przyszłych kandydatów do przeszczepu serca (Królowa Matka poczuła, jak kanapeczka stanęła jej w gardle jak, nie przemierzając, kawał plasteliny), potencjalnych, oczywiście, kiedyś tam, w przyszłości, no i niekoniecznie! - dodał pośpiesznie (bo wszyscy Lekarze Kliniki zdołali już nieco poznać Królową Matkę i wiedzieli, że w niektórych sytuacjach może ona odrobineczkę nerwowo zareagować i nawet uroda Personelu wtedy nie pomaga). - Program trwa rok, potrzebne nam są do niego osoby młode i chore i, gdyby się pani zgodziła, zakwalifikowalibyśmy panią. Z tym, że - zerknął na trzymane w ręku wyniki badań Królowej Matki - pani się bardzo poprawiła klinicznie i nie wiem, czy się pani nada, ale to się okaże po ergospirometrii...

Po czym opuścił Królową Matkę nieco oszołomioną i niepewną, czy ergospirometria powinna wyjść dobrze, czy też źle, by się do programu nadała (bo że wyniki cewnikowania były dobre powiedział Królowej Matce już wcześniej robiący je lekarz, który przez całe badanie dogłębne analizy stanu naszej kadry narodowej w piłce nożnej oraz skrajnej niefachowości, jaką wykazała ona w meczu z Niemcami przeplatał jękami "Boli panią, przepraszam, nikogo tak dziś nie bolało, pani mnie w ogóle lubić nie będzie!!!" i podał wstępne wyniki badania w ramach przeprosin za bolesność tegoż).

Tym razem ergospirometria odbyła się bez przeszkód, może dlatego, że Królowa Matka miała już jaką taką wizję, jak ma ona wyglądać. Przełaziła więc badanie na tej okropnej bieżni, z każdym krokiem coraz bardziej wściekając się na durny sprzęt, do którego musiała się dostosowywać  i upewniając się ostatecznie, że siłownia nie jest miejscem dla niej. Wyniki od razu obejrzał Ulubiony Doktor Nr 1, który, taktownie acz nieumiejętnie kryjąc lekki smuteczek w głosie rzekł:

- Trzeba to jeszcze przeanalizować, ale dla chyba do tego programu jest pani za zdrowa...

Smuteczek nie był typowym zjawiskiem na obliczu i w głosie Ulubionego Doktora Nr 1, który wiadomość o amputacji nogi prawdopodobnie przekazałby jakoś tak: "Musieliśmy pani amputować nogę, ale jaka to oszczędność na obuwiu! A te wózki, co je teraz robią szałowe są, zobaczy pani, jak się na nich fantastycznie jeździ!" (informację o zdiagnozowanej u Królowej Matki zatorowości płucnej przekazał tymi słowy "Tak, jednak ma pani zatorowość... (rozpromieniając się), ale to dobrze! Teraz będziemy wiedzieli, jak panią leczyć! A ten zator, phi, co to jest (lekceważące machnięcie ręką), te dziewięć milimetrów, rozpuszczenie tego to drobiazg! W ogóle jeśli pacjent przeżył, to doskonale rokuje, bo najczęściej zatorowość płucną rozpoznajemy podczas sekcji!!!"). Do myślenia jednakże dał Królowej Matce dopiero Ulubiony Doktor Nr 2, który wpadł do jej pokoju i oznajmił:

- Tak jak myślalem, jest dla nas pani za zdrowa.
-To chyba dobrze? - spytała z wahaniem Królowa Matka niepewna, jak się zachować w obliczu tak niezwykłego w ustach Ulubionego Doktora Nr 2 zdania i jeszcze bardziej niezwykłego u lekarza, który zawracał ją ile sił z drogi na tamten świat, żalu.
- Tak, tak - zmitygował się Ulubiony Doktor Nr 2 usuwając ze swego głosu ostatnie nuty rozżalenia. - To dobrze.

I właśnie wtedy Królowa Matka postanowiła nieodwołalnie, że wyzdrowieje. Spodobała się jej ta konsternacja, która pojawiała się na twarzach większości lekarzy, gdy czytali stare wypisy Królowej Matki i porównywali je z wynikami ostatnich badań. Dobrze jej na samopoczucie robiły okrzyki, wznoszone przez Ulubionego Lekarza Nr 1 za każdym razem, gdy się spotykali: "Pani chodzi! Pani biega! A jeszcze parę miesięcy temu...!".

Królowej Matce często przytrafiało się, że należała do grupy wyjątków "Tylko 3% kobiet... Tylko 1% osób po trzydziestce... Tylko 7% matek..." - niestety, nigdy nie była to grupa w rodzaju "Tylko 2% osób kupujących kupon totolotka wyłącznie wtedy, gdy kumulacja dochodzi do 10 milionów złotych trafia szóstkę".

No więc teraz Królowa Matka postanowiła, że własnie do takiej grupy będzie należeć.

Trafi swoją szóstkę. Choćby nie wiem co. Li i jedynie.

niedziela, 25 września 2011

Po ostatniej wizycie w Sąsiednim Mieście...

Królowa Matka postanowiła wyzdrowieć.

Co prawda Królowa Matka nigdy nie przyjęła określenia "choroba nieuleczalna" w odniesieniu do własnej przypadłości do wiadomości, uparcie używając wyrażenia "choroba przewlekła" (zresztą, jaka ona nieuleczalna, jaka, skoro całe 5% chorych zdrowieje całkowicie? Królowa Matka nie widzi powodów, by się w tej grupie nie znaleźć zwłaszcza, że predysponuje ją do tego stosunkowo młody wiek), ale jednak powoli, powolutku zaczęła do niej docierać myśl, że nic nigdy nie będzie tak, jak przedtem. I to mimo, że wyniki przy każdej kolejnej wizycie w szpitalu okazywały się coraz lepsze. Aż do ostatniej wizyty, gdy...

Królowa Matka zameldowała się na oddziale, gdzie miano jej wykonać cewnikowanie serca (zabieg, którego nazwa, jak się okazało, jest dużo gorsza niż sam zabieg) i od razu wpadła w objęcia jednego ze swych Ulubionych Lekarzy, który jej radośnie oznajmił, że zabieg odbędzie się "późnym wieczorem, ale niech pani nie je obiadu, bo może się jakiś wcześniejszy termin zwolni". Super. A zatem Królowa Matka, będąc od rana na czczo, zaliczyła cały szpitalny maraton badań i pomiarów, te wszystkie testy marszowe, EKG, echa serca, i wyłożyła się dopiero na ergospirometrii, która się nie odbyła. Przyjemna lekarka mająca przeprowadzić badanie najpierw baaaardzo długo wpatrywała się w monitorek, a potem spytała z troską:

- Czy pani się czymś zdenerwowała?

Ha! Ależ skądże! Najpierw owinięto Królową Matkę paroma kilometrami bieżącymi jakichś przewodów, podłączono ją do skomplikowanej (i groźnej! i groźnej!) aparatury, postawiono na bieżni, na którym to sprzęcie Królowa Matka postawiła swą stopę po raz pierwszy w życiu, na twarz wrażono jej maskę z rurą, przez którą kazano normalnie (!!!) oddychać, no, to są warunki do pełnego relaksu!!! Z tym, że gdybysmy mieli czekać, aż się Królowa Matka zrelaksuje najprawdopodobniej  tkwilibyśmy tam wszyscy po dziś dzień, o czym Królowa Matka poinformowała w dyplomatyczny sposób Personel Medyczny, wskutek czego Personel Medyczny przełożył badanie na nazajutrz.

Nazajutrz, gdy Królowa Matka spożywała śniadanie, bardzo szczęśliwa, że już nie musi być na czczo, nawiedził ją jej kolejny Ulubiony Lekarz (gwoli kronikarskiej ścisłości dodać należy, że wszyscy lekarze w tej placówce są Ulubionym Lekarzami Królowej Matki). Królowej Matce zdarzało (i zdarza) się obejrzeć jakiś odcinek "Na dobre i na złe" czy innego "Grey's Anatomy" i zawsze zaprzątało ją zagadnienie, gdzie znajdują się medyczne oddziały, na których pracuje tak niebywale atrakcyjny personel? Płci obojga? Po pobycie na oddziale kardiologii w swym Rodzinnym Mieście oraz w Klinice w Mieście Sąsiednim ten problem Królowa Matka ma już rozwiązany, w związku z czym zaczęła zastanawiać się (a miała na to sporo czasu, gdy na początku swej drogi ku wyleczeniu mogła tylko leżeć i myśleć, unieruchomiona zarówno przez słabość członków, jak i przez wykwintne a skomplikowane urządzenia, do których była przypięta, a w które pany i panie dochtory wpatrywali się w niemym podziwie)...



 ... czy kandydatów na kardiologów dobiera się także pod względem urody? Po dojrzałym namyśle Królowa Matka doszła do wniosku, że jest to świadoma polityka Akademii Medycznych, której celem jest zmniejszenie u pacjentów stresu (jak wiadomo zabójczego dla serca) poprzez kojenie ich nerwów za pomocą podsuwania im przed oczy urodziwych ludzi do kontemplowania.

Ulubiony Doktor Nr 2 stanowił wręcz kliniczny przykład Materiału Ku Kojeniu Nerwów, co było o tyle istotne, że badanie w jego wykonaniu wyglądało zazwyczaj następująco:

- O! - mówił, jeżdżąc po Królowej Matce głowicą od Maszyny, Co Robi "Ping" - Jak się ten płyn ładnie wchłonął! Budowa zastawek prawidłowa... Fala zwrotna się zwiększyła... No, kłuć to już na pewno nie będziemy!

Po czym, zwijając kabelki po skończonym badaniu, mówił ze smutkiem coś w rodzaju:

- To serce to się łatwo nie wyleczy, dłuuugo to potrwa, ono jest bardzo zużyte!,

co sprawiało, że wcześniej odczuwany przez Królową Matkę optymizm brał w łeb i popadała ona w gigantyczny dół.

Teraz zaś Ulubiony Doktor Nr 2 wszedł z promiennym uśmiechem trzepocząc połami fartucha i rzekł...

CDN.

Pieczemy, pieczemy...

Królowa Matka, jako (nieprawda) Bogini Domowego Ogniska sporządziła ciasto - łatwiutkie, ucierane - i, ucierając, nostalgicznie wspominała zdanie-przebój, które przy okazji sprzątania Potomków po robieniu ciasta poprzednim razem (czytaj - wylizywaniu naczyń) wypowiedział Pan Małżonek do Potomka Młodszego.

- Kacper - rzekł mianowicie Pan Małżonek, - jak nie przestaniesz łobuzować, tatuś nie pozwoli ci wylizać pałki!

Jak to jednak dobrze, że Królowa Matka wraz z Rodziną nie mieszka w jednym z krajów skandynawskich, gdzie za upowszechnienie podobnego zdania groziłaby wizyta pracowników pomocy społecznej i zabranie Potomków do Rodzin, które lepiej zadbałyby o ich moralny i intelektualny poziom!

(A teraz Królowa Matka idzie się gdzieś ukryć, bo jak Pan Małżonek odkryje, że jest kompromitowany na blogach, nawet ciasto, o...



... jako ofiara przebłagalna może nie pomóc...)

sobota, 24 września 2011

Gwiazdka idzie :).

Królowa Matka poczyniła pierwsze zakupy związane ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia.

Tak, Królowa Matka wie, że w tej chwili mamy wrzesień. Nie, Królowa Matka nie jest osobą, która się nie zna na kalendarzu i nie potrafi policzyć, że do Gwiazdki jeszcze całe 91 dni. Oraz nie jest aż tak zaabsorbowana Swymi Najdroższymi Skarbami (chociaż powiła bliźniątka i ma w związku z tym prawo do podwójnego rzutu Pieluszkowego Zapalenia Mózgu) by nie zauważyć, że panuje nam miłościwie Polska Złota Jesień, a nie Luta Zima. Królowa Matka jest jednakże osobą ociupinkę zajętą i żywi uzasadnione obawy, że gdyby zajęła się produkcją dodatków do prezentów na przykład na początku grudnia (dla Kobiety Normalnej oznaczałoby to, że czasu jest aż nadto, dla Wielodzietnej Patologii - nie) mogłoby się to skończyć podobnymi prezentami, jakie wszyscy otrzymali od Królowej Matki w roku ubiegłym (czytaj - żadnymi prezentami, ale rok temu Królowa Matka znajdowała się w szpitalu zajęta powijaniem dziatek i nikt nie miał do niej o brak prezentów pretensji).

Nie posiadająca w tym roku żadnego usprawiedliwienia (oraz, co trzeba szczerze przyznać, dławiona i goniona natchnieniem) Królowa Matka udała się była wczoraj do Centrum Rodzinnego Miasta, gdzie drogą kupna nabyła nieco filcu...


... nieco koralików...



... dodała nieco filcu i nieco koralików do swoich zapasów ...


... a teraz siedzi, patrzy na to wszystko i się zastanawia, jak połączyć świerzbienie w palcach i wyjący w tyle głowy przymus "Łap igłę!!! Szyj!!!" z realizowaniem się jako Czuła Matka Bandy Czworga (usypianie dziatwy eterem jest chyba nielegalne w tym kraju?).

Oraz pociesza się myślą, że pierwszy krok (zakupy!!!) został jednak zrobiony.

Młodszego Potomka powrót z przedszkola

Młodszy Potomek (wchodząc do szatni) - Światło! Światło! Mama, wiesz, Alan też tak woła, i... eeee... eee... Alan... Mama, pomożesz mi?
Królowa Matka - I Aleks?
Potomek Młodszy - Tak, Aleks, Aleks tak zawsze robi, a Alan czasem. Mama, wiesz, ja cię kocham!
Królowa Matka - Ja cię bardziej kocham.
Potomek Młodszy - Nie, to ja cię kocham, jak cię kocham jak spędzioł.
Królowa Matka (w osłupieniu) - Jak spędzioł?
Potomek Młodszy - Tak, to znaczy, że się tak kręcisz tylko. A wiesz, mama, mieliśmy pełno gości, i się bawiliśmy w muzykantów. O, same chłopce zostały, tylko chłopce! Drzwi takie jak od windy... Aleks też pcha drzwi, bo widziałem, jak szliśmy na spacerek. Ale dziś nie byliśmy na spacerku, bo padał deszcz...
Królowa Matka (z powątpiewaniem) - Padał deszcz?
Potomek Młodszy - ...i była brzydka pogoda, ale już nie pada i wyschnął. Nie, nie, ja chyba zwariuję, myślałem, że Mikołaj czeka tutaj na nas. Mama, no przecież cię prosiłem, żeby odbierałaś najpierw Mikołaja!



Królowa Matka (usiłując na próżno się usprawiedliwić) - Mikołaja nie mogę odbierać wcześniej, bo ma lekcje...
Potomek Młodszy - Ja też mam lekcje w przedszkolu, a odbierałaś mnie wcześniej, o, parking rowerowy! O, grzyby! Niejadalne! Pierwszy raz znalazłem! Sam! O znowu! O, znowu! Mama, jak to się nazywało?
Królowa Matka - Dzika ró...
Potomek Młodszy - A! Dzika róża. Można z tego zrobić herbatę. Tylko mam nadzieję, że nie trującą. O, zobacz, zepsute tu jest, pomylił się pan... tak myślę. O, już wiem, czemu tu są inne kolory, bo pany i pani... i pany malują sobie na kolory jakie chcą. Ławki są zielone, i czerwone, i żółte, bo też malują jak chcą. To wszystko mam rację, o, zobacz, ławka zielona i żółta, i jeszcze takie są śmietniki czerwone...i niebieskie, i czarne.
Królowa Matka - I zielone...
Potomek Młodszy - Właśnie. I o tym właśnie mówię, to jest prawda. I bramy są na kolor jaki pomalują, i tata pomalował naszą bramę na taki jaki chciał, tak, mama? No, to tata zrobił, i ubrania też się koloruje jak się chce. Ja ci wszystko mówię, że wszystko jest prawda. A można pomalować ubranie na inny kolor? Ja kiedyś tak zrobiłem i zmieniło się na niebieskie, a ty mi pozwoliłaś pomagać, tak, mama? Żeby tobie pomagałem pozwoliłaś mi, to ja właśnie tobie pomagałem. O, widziałem takie "Kubusie" w reklamie!
Królowa Matka (z najwyższym trudem wciskając sie w minimalną przerwę w słowotoku) - Nawet miałeś...
Potomek Młodszy - No. Ale już nie mam. Babcia Ewa obiecała mi kupić jutro. Mama, a jutro jest dzisiaj? Mama, wiesz, a ja mam bardzo dużo wierszyków w przedszkolu nowym.
Królowa Matka - A umiesz jakiś powiedzieć?
Potomek Młodszy - Tak, wszystkie umiem!
Królowa Matka (zachęcająco) - To powiedz.
Potomek Młodszy - Ja nie umiem sam. Potrzebowałem by kolegi. Może ty ze mną powiesz? Ja ci powiem jaki jest. Można się uczyć, jaki jest dzień i jakie są wtedy numerki, czy poniedziałek czy sobota, wiesz, mama? No to powiemy, ty i ja.
Królowa Matka (z rozpaczą) - Ale ja go nie znam. Jak się zaczyna?
Potomek Młodszy - Od poniedziałka. No to mów.  Przecież ci wszystko powiedziałem o tym wierszyku! Mama, a można tu siadać?
Królowa Matka - Można, ale jest niewygodnie w pupę.
Potomek Młodszy - Mi jest wygodnie.
Królowa Matka (z rezygnacją) - Dobrze, ale nie opieraj się rączkami, bo to jest bardzo brudne.
Potomek Młodszy - Trudno, umyję łapy w domu, przecież wiesz, że to pomaga. Mama, ty masz tutaj krewę! Ale nie ruszaj ręką... To krew.
Królowa Matka - Nie, to zadrapanie.
Potomek Młodszy - Zadrapanie? (jednym tchem) O, biedroneczka! Jaka słooodka! Mama, a czy dinozaurom można dawać soczek?

I oto jak ciężar konwersacji jest zdejmowany w królewskomatczynych barków dwa razy dziennie pięć razy w tygodniu...

piątek, 23 września 2011

Dzień jak co dzień

Typowy dzień Królowej Matki wygląda następująco:
Pobudka miedzy szóstą a pół do siódmej, Królowa Matka półprzytomna czołga się do kuchni, by przygotować śniadanko dla Pomponów, potem karmienie Pomponów, ubieranie, budzenie starszych i jazda z Dziczy do Rodzinnego Miasta.
Starszy Potomek do szkoły.
Powrót do domu, by nakarmić i przewinąć Pompony.
Młodszy Potomek do przedszkola.
Powrót do domu, by nakarmić (i - opcjonalnie - przewinąć) Pompony.
Do szkoły po Starszego Potomka i do domu, by nakarmić... stop! - by uśpić Pompony.
Do przedszkola po Młodszego Potomka i do domu nakarmić całą czwórkę oraz siebie.
Pan Małżonek powraca z pracy, spożywa posiłek i jazda z Rodzinnego Miasta z powrotem w Dzicz.



(Przy okazji tego powrotu Królowa Matka, brnąca przez parking do samochodu za Panem Małżonkiem targającym dwa nosidełka zawierające po dorodnym, dziewięciokilowym niemowlęciu każde, objuczona zakupami i Starszymi Potomkami uwieszonymi po jednym u każdej ręki, powzięła ostatnio myśl, że oprócz miejsc postojowych dla niepełnosprawnych, która to idea jest dla Królowej Matki zrozumiała i godna poparcia, powinny być też wydzielone miejsca parkingowe dla Rodzin Wielodzietnych, przynależność do których też jest przecież formą inwalidztwa).
Dopilnowanie, by Potomek Starszy wykonał pracę domową, która, (zdaniem Nieobiektywnych Rodziców), dziecku o jego bystrości, inteligencji, bogatym zasobie słów i talencie plastycznym powinna zająć góra dziesięć minut, a zajmuje do półtorej godziny, gęsto ubarwionej dowodami wspomnianego bogactwa w zasobie słów.
Dziatwa się bawi, ogląda bajeczkę czy też rysuje (względnie raczkuje po dywanie śliniąc się przy tym obficie), a Królowa Matka ćwiczy jogę. Przez dwadzieścia minut. Potem zaś zmywa, sprząta i przygotowuje kolację, co czas jakiś odczepiając Pompony od przewodów, zwisających kabelków, pokręteł od szuflad i przenosząc je na dywan w złudnej nadziei, że pozostaną tam choćby tylko na czas potrzebny dla opłukania talerzyka albo pokrojenia pomidora.
Banda Czworga je kolację, myje grzecznie ząbki (i dziąsła) i starsza część Bandy idzie do łóżka, a młodsza - zostaje na głowie Pana Małżonka, podczas gdy Królowa Matka wciela w życie idee akcji "Cała Polska czyta dzieciom". No, chyba, że Pompony są wyjątkowo wredne, wtedy niestety Królowa Matka stawia krzyżyk na duchowym rozwoju Starszych, godząc się w duszy na hodowanie pod swym dachem Patologii i Wypaczeń.

I potem, po ułożeniu Pomponów w ich łóżeczkach, Królowa Matka ma czas dla siebie. Może popisać!! Pobuszować po internecie! Podziergać! Obejrzeć pół jakiegoś filmu, bo na cały nie udaje jej się już załapać!
Poczytać w łóżku (skutkiem czytania w łóżku Królowa Matka od dwóch tygodni tkwi na stronie 22 "Trzech muszkieterów", gdyż pada twarzą w druk po jakichś trzech zdaniach)! Pogadać ze znajomymi na Facebooku (to bardziej efektywne niż czytanie, bo trudniej jest zasnąć na siedząco)! Albo z Panem Małżonkiem w realu! A najprawdopodobniej zrobić co najmniej trzy rzeczy równocześnie, co Królowej Matce przychodzi bez trudu, jako, że zostając Królową Matką została też Specjalistką od Zarządzania Czasem.

By chorować w tych warunkach trzeba mieć końskie zdrowie, a że Królowa Matka nie ma końskiego zdrowia nie może zatem chorować, czy może istnieć bardziej  logiczny wniosek?

Bo idzie jesień...

Królowej Matce wreszcie udało się skończyć jesienną sukienkę (i jak pięknie się wpasowała w datę, nieprawda!), którą usiłowała skończyć od, uwaga, roku (to informacja dla tych, którzy się dziwują, skąd Królowa Matka bierze na wszystko czas. Jak ma się taki napęd...). Na swoje usprawiedliwienie może dodać tylko to, że rok temu, gdy Królowa Matka zabierała się za dzierganie listków, miała całkiem już spory brzuch pełen wiercących się Pomponów i raczej nikłą szansę, że się w odzienie wbije, nie miała zatem właściwej motywacji. Teraz, zmotywowana, zwarta i gotowa, zasiadła do robótek z mocnym postanowieniem ukończenia wszystkich porzuconych "tylko na chwilę, ekhm" prac - a to jest pierwsza z nich.



środa, 21 września 2011

Szydełko.

Przez ostatni miesiąc na Królową Matkę "rzucało się" szydełko, nie druty, nie frywolitki, nie haft, nie filc, ale szydełko, szydełko, szydełko! I to nie jakieś tam serweteczki, drobiażdżki, zabaweczki, ale duża forma, płaszczyk, sukienka, sweter... Coś, czego do tej pory Królowa Matka nigdy nie robiła skupiając się na tych właśnie drobiażdżkach, które ją teraz silnie zniechęcały. Cóż było robić, w końcu, po przejrzeniu tryliona stron rosyjskojęzycznych (zdaniem Królowej Matki zdecydowanie najlepszych jesli chodzi o rękodzieło każdego rodzaju) i wydrukowania sobie trzech tuzinów wzorów Królowa Matka poddała się wewnętrznemu przymusowi i zaczęła produkować to:



...co w zamyśle ma być rozpinanym sweterkiem. Królowa Matka ma nadzieję, ze uda jej się go skończyć w jakiejś przewidywalnej przyszłości (czyli przed osiągnięciem pełnoletności przez Pompony) i może nawet (ach, jakaż to śmiała koncepcja!) kilka razy zużytkować...

Kto jest kim w Bandzie Czworga

UWAGA TECHNICZNA:

Post powstał w roku 2011, co części Gości, zwłaszcza tych goszczących tu po raz pierwszy, może umknąć, więc tak tylko gwoli kronikarskiej ścisłości Królowa Matka nadmienia, że to i owo mogło się od czasu napisania Postu Założycielskiego zmienić, na ten przykład Potomek Starszy porzucił Dinozaury na rzecz Potworów, Potomek Młodszy już nie jest przedszkolakiem, a Pompony nie liczą dziewięciu miesięcy, tylko odpowiednio więcej, i mają więcej zębów niż cztery na głowę :).

I tylko Królowa Matka i Pan Małżonek są nadal tak samo młodzi, piękni (a wręcz piękniejsi) i interesujący ( a wręcz bardziej interesujący) jak w dniu, gdy blog ten powstawał :).

Potomek Starszy, liczący lat (prawie) siedem, uczęszczający nader niechętnie do klasy pierwszej. Malutki, chudziutki i ruchliwy jak pchełka, w tej chwili maniacko zainteresowany dinozaurami (które powoli odchodzą w niebyt podobnie jak przed nimi odeszły samochody, ryby, ptaki, płazy, znowu ryby, insekty - na horyzoncie zaczynają ponownie majaczyć płazy jako Najnowsza Wielka Fascynacja). Wielka Fascynacja u Potomka Starszego objawia się tym, że mówi on wyłącznie na jeden temat, ogląda programy na jeden temat, szuka obrazów w Internecie na jeden temat, wymyśla zabawy na jeden temat i jest ogólnie nie do wytrzymania. Wielkie Fascynacje zamieniające się w Obsesje związane są z tym, że Potomek Starszy jest organicznie niezdolny do odczuwania uczuć innych niż te pisane Wielką Literą. On nie "lubi" tylko "uwielbia", nie "nie lubi", tylko "nie znosi", rodzice nie są "okropni" tylko "wstrętni, wstręęętni, najwstrętniejsi w świecie, wrrrr!!!!". Miotające nim Wielkie Uczucia sprawiają, że nudzić się z nim nie sposób, ale odpocząć też nie.


Potomek Młodszy, obecnie (prawie) czteroletni przedszkolak. Od urodzenia charakteryzujący się zmysłem technicznym (gdy zaczął - wcześnie! - raczkować Królowa Matka ze zdumieniem odkryła, że nie wystarczy wydać okrzyku "Nie wolno!!!" by powstrzymać dziecię od niepożądanej aktywności tak, jak to wystarczało w przypadku Potomka Starszego, ale że należy usunąć wszystko, co ma dziurki, pokrętła, przewody, wystające elementy tak mniej więcej do wysokości półtora metra, jako że oficjalnie mierzące 90 cm pacholę ma w środku element rozciągliwy, który pozwala mu bez trudu sięgnąć tam, gdzie oficjalnie powinien móc sięgnąć jako pierwszoklasista), iście buddyjskim spokojem ducha oraz niezłomnym przekonaniem, że jest przeuroczy i jeśli ktoś tego nie widzi to jest strata tego kogoś. Fantastycznie potrafi robić "Bambi eyes" (na które odporni są tylko Wyrodni Rodzice) oraz lać krokodyle łzy na zawołanie - tej drugiej czynności ostatnio nadużywa, w związku z czym zaczynają być poirytowane nawet babcie.

Z jakiegoś powodu, którego Królowa Matka obecnie nie pamięta (wyparcie) zapragnęła ona powić trzeciego potomka ("Bo to ostatnia chwila, jak nie teraz to już nigdy, jestem taaaka staaaraaa!!!"). Jako że hojność Losu jest niezmierzona okazało się, że Królowa Matka załapała się na promocję, "dwa w cenie jednego", i po upływie stosownego czasu przyszły na świat Pompony (obecnie hucznie wkraczające w dziewiąty miesiąc życia), a Królowa Matka, która wcześniej była tylko Matką, została Królową oraz Wielodzietną Patologią.

Pompon Starszy po skopaniu Królowej Matce wszystkich organów wewnętrznych, uświadomieniu jej, gdzie się znajduje wątroba, uniemożliwieniu przesypiania spokojnych nocy, zmuszeniu jej, by te niespokojne przesypiała na lewym boku (podduszając przy okazji nieruchliwego Pompona Młodszego) i nadłamaniu żeber - po drugiej stronie brzucha okazał się Siłą Spokoju, pacholątkiem potrafiącym po porannym przebudzeniu spędzić mnóstwo czasu na oglądaniu w maksymalnym skupieniu własnych dłoni, z uwagą wpatrującym się w pochylających się nad nim ludzi, wywołującym każdym, nader rzadkim, płaczem wybuch paniki "On płacze, musi być chory, coś mu na pewno jest!!!!" oraz wyglądającym jak pogodny, mały Budda z fałdkami wszędzie tam, gdzie niemowlę posiadać je powinno.


Pompon Młodszy od urodzenia aż do teraz zajmuje się byciem uroczym, w czym powoli osiąga mistrzostwo świata. Błyskawicznie zorientował się, że wystarczy, by uczynił ekspozycję stomatologiczną, ukazując w szerokim uśmiechu swoje wszystkie dwa zęby, a nawet najbardziej wkurzona osoba (no, może czasem oprócz mamuni, ale ona jest wyrodna) samoczynnie owija się wokół jego małego paluszka. Krótko mówiąc, robi za rodzinną ślicznotę o proporcjach twarzy lalki, z ogromnymi oczętami i taaakimi rzęsami,  mniejszą, ruchliwszą i bardziej wszędobylską od swojego statecznego starszego brata i raczej wydającą oburzone okrzyki, gdy nie jest obsługiwana w wymaganym przez nią tempie niż płaczącą.


Rodzicielka tego kołchozu, Królowa Matka, jest osobą czytającą, a potem to opisującą, szydełkującą, dziergającą, haftującą i szyjącą z filcu (i też o tym piszącą, bo czemu nie w końcu), udzielającą się na ulubionych forach, oraz, jak łatwo się domyślić, karmiącą, przewijającą, pomagającą w odrabianiu lekcji, bawiącą się, rozmawiającą, odprowadzającą i przyprowadzającą ze szkół i przedszkoli swoje liczne potomstwo, (a, i chorującą na serce, Oficjalna Medycyna twierdzi, że nieuleczalnie, ale Królowa Matka opinii Oficjalnej Medycyny ani przez chwilę nie przyjęła do wiadomości, więc to się nie liczy) i... och, na szczęście jako Matce Wyrodnej udaje jej się poświęcić choć chwilę dziennie czynnościom z pierwszej grupy na rzecz ograniczenia czynności z drugiej grupy. A jest to możliwe, ponieważ...

... ponieważ Pan Małżonek Królowej Matki, ojciec Bandy Czworga jako Prawdziwy Mężczyzna nie miga się od czynności, od których mężczyźni mniej prawdziwi migają się konsekwentnie. Pan Małżonek poza swoją rodziną namiętnie kocha też kendo (Królowa Matka twierdzi, że bardziej, a czasem znacznie bardziej niż własną rodzinę; Pan Małżonek zawsze reaguje na takie stwierdzenia oburzeniem, ale  Królowa Matka już wie swoje). Przeżywa też głęboki smutek z powodu nieuwiecznienia go w tytule bloga pozostając głuchym na argument, że tytuł "Królowa Matka, Pan Małżonek i Banda Czworga" brzmiałoby nadmiernie już barokowo.

Czytelniku, czuj się zaproszony :)!