Jest w komputerze Pana Małżonka folder zdjęć zatytułowany: "Ania!!! Nie zaglądaj!!!". Folder zawiera zdjęcia z pierwszych sześciu tygodni życia Potomka Starszego. Spędzonych na OIOM-ie, a potem na Oddziale Neonatologicznym szpitala.
Królowa Matka nienawidzi tego folderu.
Istnieje on wyłącznie dlatego, że Pan Małżonek się uparł. Bo Królowa Matka nie chciała żadnych zdjęć. Żadnych wspomnień, nic, wymazać te sześć tygodni, zapomnieć najszybciej jak się da, zacząć wspólne życie z czystą kartą i zresetowaną pamięcią tak szybko, jak to tylko będzie możliwe.
Ale pamięci nie da się zresetować, więc Królowa Matka po prostu nienawidzi folderu i omija go zazwyczaj szerokim łukiem.
Dziś do niego zajrzała.
Widzisz, Czytelniku?
To jest Potomek Starszy.
Późniejszy Autor tego,
i tego,
i tuzinów powiedzonek i przemyśleń cytowanych tutaj, jeden z Czterech Filarów Bloga.
Trzydziesty tydzień ciąży. 1042 gramy. 42 centymetry. 1 punkt Apgar. Zamartwica. Wylewy do mózgu III i IV stopnia. To coś, co ma na sobie to jest najmniejsza pielucha firmy Bella, zawinięta (czego na zdjęciu nie widać, ale Królowa Matka widzi to oczyma tej duszy, której wspomnień nie da się zresetować) do połowy, bo inaczej sięgałaby Potomkowi Starszemu do podbródka.
Tu ma trzy tygodnie.
Ma na sobie kaftanik niemowlęcy w najmniejszym rozmiarze, sięgający mu do kolan i z dwukrotnie podwiniętymi mankietami. Już go pozwalano wyjmować z inkubatora na dwie-trzy minuty i na te dwie-trzy minuty wyjmowano mu sondę. Ważył jakieś 1400 g. Już się zdarzało, że lekarze mówili coś, co przy dobrej woli dało się zinterpretować jako dawanie nadziei, że on w ogóle przeżyje.
Miał mnóstwo, MNÓSTWO szczęścia. Miał niezłomną wolę życia, nadspodziewanie silny organizm, dobre geny, świetną opiekę lekarską i pielęgniarską, zgodną z najnowszymi światowymi trendami.
I miał inkubator. Najlepszy w szpitalu. Ba, wtedy - najlepszy model na świecie. Świeżynka. Przybył do szpitala zaledwie kilka dni wcześniej. Zaopatrzony w różne cuda, na których się Królowa Matka nie znała, bo przecież - jak sądziła - nigdy się nie będzie musiała znać. Infant Flow, ekrany wyświetlające temperaturę. Radykalnie zmniejszający ryzyko retinopatii wcześniaczej. Urodzona kilka tygodni wcześniej i w podobnym stanie córeczka koleżanki Królowej Matki nie miała tyle szczęścia, by do niego trafić, i dziś nie widzi.
I jeszcze na monitorach za inkubatorem. Na respiratorze. Na całej ścianie maszyn, które robiły "ping' i zastępowały Królową Matkę w tym, z czym jej organizm sobie nie poradził.
Królowa Matka zna wszystkie argumenty przeciwników Orkiestry. Że hałaśliwa, że irytująca. Że Owsiak to Pierwszy Święty Trzeciej Rzeczpospolitej, i że mu w związku z tym palma odbija. Że tym, czym się zajmuje Orkiestra powinno się zajmować NFZ, że sprzęt Orkiestry zdejmuje z NFZ odpowiedzialność i stanowi listek figowy dla jego braku działania. Że nie po to płacimy podatki, żebyśmy jeszcze musieli płacić na coś, co przecież z tych podatków należy nam się jak psu micha. Że nie wiadomo, na co idą te pieniądze, co nie idą na sprzęt.
I, ostatecznie, sama nie wie, ile zawdzięcza jej Syn swoim genom, woli życia, opiece lekarskiej, troskliwości własnych rodziców, a ile tej wysoce wyspecjalizowanej aparaturze. Może Potomek Starszy przeżyłby i byłby całkiem zdrowy leżąc w czymś mniej nowoczesnym. Może tak.
A może nie.
Oraz wie, że nie jest - bo nie może być - obiektywna. Że dla niej to serduszko nie oznacza tylko tej hałaśliwej i czasem irytującej (bo nie lubi hałasu, błyskania światłami, histerii, tłumu) akcji. Że jest ono ciągłym przypomnieniem, że - być może. Niewykluczone. Całkiem prawdopodobnie - Potomka Starszego nie byłoby z nią dzisiaj.
Ale NA PEWNO wie też, że ten sprzęt istnieje. Istnieje i ratuje życie. Że poza tą hałaśliwą i zbyt młodzieżową jak na stetryczałe gusta Królowej Matki, medialną niedzielą jest jeszcze 364 pozostałych dni w roku, gdy Orkiestra nadal gra, po cichu, a jej granie oznacza setki, może tysiące ludzi.
Żywych.
Zdrowych.
Najstarsi z uratowanych dzięki sprzętowi Orkiestry mogą już mieć własne dzieci :). Takie Wnuki Orkiestry. Drugie pokolenie.
Trochę, troszeczkę jest też to drugie pokolenie Królowej Matki, która co roku wrzuca do zdobnej w serduszka puszki te parę groszy, na które ją akurat stać (a czasem także wtedy, gdy jej nie stać).
Tak jak trochę, troszeczkę Tobie, Czytelniku, zawdzięcza swoje życie Potomek Starszy, jeśli i Ty wrzuciłeś (choćby tylko raz) do zdobnej w serduszka puszki te parę groszy, na które było Cię akurat stać.
Dziękuję.
Królowa Matka nienawidzi tego folderu.
Istnieje on wyłącznie dlatego, że Pan Małżonek się uparł. Bo Królowa Matka nie chciała żadnych zdjęć. Żadnych wspomnień, nic, wymazać te sześć tygodni, zapomnieć najszybciej jak się da, zacząć wspólne życie z czystą kartą i zresetowaną pamięcią tak szybko, jak to tylko będzie możliwe.
Ale pamięci nie da się zresetować, więc Królowa Matka po prostu nienawidzi folderu i omija go zazwyczaj szerokim łukiem.
Dziś do niego zajrzała.
Widzisz, Czytelniku?
To jest Potomek Starszy.
Późniejszy Autor tego,
i tego,
i tuzinów powiedzonek i przemyśleń cytowanych tutaj, jeden z Czterech Filarów Bloga.
Trzydziesty tydzień ciąży. 1042 gramy. 42 centymetry. 1 punkt Apgar. Zamartwica. Wylewy do mózgu III i IV stopnia. To coś, co ma na sobie to jest najmniejsza pielucha firmy Bella, zawinięta (czego na zdjęciu nie widać, ale Królowa Matka widzi to oczyma tej duszy, której wspomnień nie da się zresetować) do połowy, bo inaczej sięgałaby Potomkowi Starszemu do podbródka.
Tu ma trzy tygodnie.
Ma na sobie kaftanik niemowlęcy w najmniejszym rozmiarze, sięgający mu do kolan i z dwukrotnie podwiniętymi mankietami. Już go pozwalano wyjmować z inkubatora na dwie-trzy minuty i na te dwie-trzy minuty wyjmowano mu sondę. Ważył jakieś 1400 g. Już się zdarzało, że lekarze mówili coś, co przy dobrej woli dało się zinterpretować jako dawanie nadziei, że on w ogóle przeżyje.
Miał mnóstwo, MNÓSTWO szczęścia. Miał niezłomną wolę życia, nadspodziewanie silny organizm, dobre geny, świetną opiekę lekarską i pielęgniarską, zgodną z najnowszymi światowymi trendami.
I miał inkubator. Najlepszy w szpitalu. Ba, wtedy - najlepszy model na świecie. Świeżynka. Przybył do szpitala zaledwie kilka dni wcześniej. Zaopatrzony w różne cuda, na których się Królowa Matka nie znała, bo przecież - jak sądziła - nigdy się nie będzie musiała znać. Infant Flow, ekrany wyświetlające temperaturę. Radykalnie zmniejszający ryzyko retinopatii wcześniaczej. Urodzona kilka tygodni wcześniej i w podobnym stanie córeczka koleżanki Królowej Matki nie miała tyle szczęścia, by do niego trafić, i dziś nie widzi.
A na inkubatorze było to:
I jeszcze na monitorach za inkubatorem. Na respiratorze. Na całej ścianie maszyn, które robiły "ping' i zastępowały Królową Matkę w tym, z czym jej organizm sobie nie poradził.
Królowa Matka zna wszystkie argumenty przeciwników Orkiestry. Że hałaśliwa, że irytująca. Że Owsiak to Pierwszy Święty Trzeciej Rzeczpospolitej, i że mu w związku z tym palma odbija. Że tym, czym się zajmuje Orkiestra powinno się zajmować NFZ, że sprzęt Orkiestry zdejmuje z NFZ odpowiedzialność i stanowi listek figowy dla jego braku działania. Że nie po to płacimy podatki, żebyśmy jeszcze musieli płacić na coś, co przecież z tych podatków należy nam się jak psu micha. Że nie wiadomo, na co idą te pieniądze, co nie idą na sprzęt.
I, ostatecznie, sama nie wie, ile zawdzięcza jej Syn swoim genom, woli życia, opiece lekarskiej, troskliwości własnych rodziców, a ile tej wysoce wyspecjalizowanej aparaturze. Może Potomek Starszy przeżyłby i byłby całkiem zdrowy leżąc w czymś mniej nowoczesnym. Może tak.
A może nie.
Oraz wie, że nie jest - bo nie może być - obiektywna. Że dla niej to serduszko nie oznacza tylko tej hałaśliwej i czasem irytującej (bo nie lubi hałasu, błyskania światłami, histerii, tłumu) akcji. Że jest ono ciągłym przypomnieniem, że - być może. Niewykluczone. Całkiem prawdopodobnie - Potomka Starszego nie byłoby z nią dzisiaj.
Ale NA PEWNO wie też, że ten sprzęt istnieje. Istnieje i ratuje życie. Że poza tą hałaśliwą i zbyt młodzieżową jak na stetryczałe gusta Królowej Matki, medialną niedzielą jest jeszcze 364 pozostałych dni w roku, gdy Orkiestra nadal gra, po cichu, a jej granie oznacza setki, może tysiące ludzi.
Żywych.
Zdrowych.
Najstarsi z uratowanych dzięki sprzętowi Orkiestry mogą już mieć własne dzieci :). Takie Wnuki Orkiestry. Drugie pokolenie.
Trochę, troszeczkę jest też to drugie pokolenie Królowej Matki, która co roku wrzuca do zdobnej w serduszka puszki te parę groszy, na które ją akurat stać (a czasem także wtedy, gdy jej nie stać).
Tak jak trochę, troszeczkę Tobie, Czytelniku, zawdzięcza swoje życie Potomek Starszy, jeśli i Ty wrzuciłeś (choćby tylko raz) do zdobnej w serduszka puszki te parę groszy, na które było Cię akurat stać.
Dziękuję.
ja niestety nie mam zdjęć swojego syna, ale ważył 1040 gram, mierzył 37 cm urodzony w 26 tyg ciąży i dostał punktów 8
OdpowiedzUsuńżyję ma się dobrze
DLATEGO WARTO WRZUCIĆ nawet symboliczną 1 zł
Właśnie tak :).
UsuńDzięki za ten wpis, za przeciwwagę dla corocznego festiwalu plucia na Orkiestrę.
OdpowiedzUsuńByła wolontariuszka - ding_yun.
Nie mógł być inny :).
UsuńChciałabym zeby pod postem byl taki oklepany przycisk Lubie to, bo to by bylo tysiac razy latwiejsze niz napisac mądry komentarz... Bo to wzruszające i takie radosne :) I uwielbiamy Orkiestre :D
OdpowiedzUsuńTeż mi czasem brakuje przycisku "Lubię to" :))). Uznam, ze go nacisnęłas, chociaż go nie ma :D!
UsuńWOSP pierwszy raz zagrała w 1993 roku i moja córka która , która teraz ma już 20 lat i pół, jako pierwsze dziecię na oddziale niewielkiego szpitala korzystała ze świeżutkiego inkubatora ze znaczkiem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. A mój synek, parę lat później, miał specjalne badanie słuchu wykonane aparatem zakupionym przez Orkiestrę. Na szczęście oboje zdrowi. Popieram całym sercem.
OdpowiedzUsuńTroszkę ponad 9 lat temu przeżywałam podobne chwile. Moja córka również leżała w inkubatorze z logo WOŚP, dlatego co roku wspieram akcję i gorąco namawiam wszystkich do tego samego.
OdpowiedzUsuńPodobna historia dotyczy moich braci bliźniaków - im też życie ratował sprzęt WOŚP-u.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że i w Waszym przypadku wszystko skończyło się szczęśliwie :)
Jest nas wielu :)!
UsuńPamiętam jak zobaczyłam Potomka Starszego pierwszy raz. Był taki malutki i kruchutki, że bałam się wziąć go na ręce (zresztą Ty tez się bałaś, że mogłabym wziąć go na ręce, ja - słynąca z nieobycia z dziećmi, wtedy...;-]) A teraz gram z nim w angry birda (albo udaję, że gram, bo niezbyt potrafię;-]), mam w swojej komórce numer jego komórki, przy biurku dzieła popełnione jego plastycznie utalentowanymi łapkami i a w pamięci słowa "no ja nie wiem ciocia jak to się dzieje, że ty rysować nie potrafisz?":-] I dlatego do końca życia wrzucać będę WOŚP pieniądze do puszki... oraz z paru innych powodów, takich między innymi -> http://wyborcza.pl/1,75478,15256868,Pawlowicz_do_wolontariuszy_WOSP___Nie_budujcie_sobie.html
OdpowiedzUsuńSzlag mnie bowiem trafia, jak kolejne refleksje Pawłowicz... Sorry poniosło mnie
A kto się nie bal wziąć go na ręce, własna babcia się bała :D! Z zaskoczenia ja musiałam brać!
UsuńJa panią Pawlowicz wyniosle omijam. I tak wiem (mniej więcej, bo moja wyobraźnia ma swoje granice) co powie. Jaka musi być biedna, taka przepelniona nienawiścią istota...
Moi trzej synowie mieli przesiewowe badanie słuchu dzięki Orkiestrze. Niby to takie nic, a jakoś tak serce rośnie jak widzi się namacalnie to co robi Orkiestra i Owsiak :-) Gram z nimi jutro i ja :-)
OdpowiedzUsuńTa moje też miały a wciąż wątpię że dobrze słyszą ��
UsuńChoćby psioczyli, marudzili i opluwali, to warto. Zawsze warto, jesli istnieje choć cień szansy, że uda się pomóc tym najmniejszym i najsłabszym. A matki wiedzą o tym najlepiej. Mnie do matki baaardzo daleko, ale mam za to duże zasoby empatii :).
OdpowiedzUsuńNiewykluczone, że to wystarczy ;).
UsuńWarto, warto i trzeba :) zawsze gram, od pierwszego finału :) cokolwiek złego by nie powiedzieli o WOŚP i Owsiaku, są namacalne dowody, że warto!
OdpowiedzUsuńA na marginesie - dawno nic nie było o Pomponach. Uniżenie się domagam i wnoszę o zmianę tego stanu rzeczy :)
Mialo być właśnie wczoraj, ale z racji Orkiestry poszlo co innego. Pompony PRAWDOPODOBNIE (bo ostatnio niczego nie jestem pewna) będą za tydzień :).
UsuńNo popatrz, a ja uwielbiam te nasze wcześniacze zdjęcia! Jedno wisi w ramce. "Przeszliśmy przez to, uff."- myślę sobie patrząc na nie. Ilu rzeczy bym nie wiedziała, gdyby nie to doświadczenie. Jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, mam wrażenie, że dopiero po tamtej traumie zaczęłam się cieszyć macierzyństwem, dziećmi, życiem.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego, ze już miałas dzieci i wiedziałas, że może byc inaczej... a to było moje pierwsze, i naprawdę długo myślalam, ze ostatnie dziecko, moje pierwsze macierzyńskie doświadczenie. Ja nauczyłam sie cieszyć macierzynstwem i dziecmi w dniu narodzin Potomka Młodszego.
UsuńWzruszyłam się.... Bardzo.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że wrzucam.... To idzie na takie konto, jak piszesz i na.... moje konto ( takie w sercu, wiesz...)
Wiem :). I dziękuję, także w imieniu mojego syna :).
UsuńTakie posty tylko mnie utwierdzają, że warto. Zawsze coś wrzucam, czy mam czy nie mam. Bywało, że sama szukałam wolontariuszy, żeby wrzucić im coś do puszki. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO, to zupelnie, jak ja! I wrzucam, jak nie mam, i szukam wolontariuszy :))).
UsuńI mnie takie historie jak ta Potomka Starszego utwierdzają w przekonaniu, że warto... Bo nawet jeśli tylko część pieniędzy z akcji faktycznie ma iść na ratowanie życia, to przecież każde jedno z tych żyć jest warte wrzucenia paru złotych do puszki.
OdpowiedzUsuńPrzez pierwsze tygodnie życia mój Syn był otoczony przez serduszka: wypasiony inkubator, pompy, monitory, nowiutki CPAP. Boję się zastanawiać, czy byłby z nami gdyby zaraz po urodzeniu nie czekały na niego te urządzenia. Pomimo paskudnej dzisiejszej pogody Ojciec i Córka w imieniu najmłodszego potomka ruszyli na poszukiwanie wolontariuszy, bo WARTO.
OdpowiedzUsuńP.S.uwielbiam Pani bloga
(
Dziękuję, bardzo mi miło :). I na przyszlość (mam nadzieję, że to nie ostatni komentarz!), "pani" to ja jestem dla dzieci w szkole. I jeszcze gdzieniegdzie w oficjalnych sytuacjach. Tu nie :).
UsuńNo, nareszcie czytam coś z przeciwnego bieguna niż to, co czytałam ostatnio u kilku moich znajomych. Twoja historia i podejście jest zdecydowanie bliższe mojemu sercu. Orkiestrę popieram od pierwszego fianłu, w tym roku po raz pierwszy nie udało mi się nic wrzucić z przeróżnych względów, a jednym z nich jest niestety moje miejsce zamieszkania. Wierzę jednak, że cała moja rodzina wrzuciła parę złotych do puszek, a wiem, że brat brał udział w jednym z pokazów podczas jaworznickiego Finału.
OdpowiedzUsuńOrkiestrę popieram i popierać będę, sama zresztą pamiętam ile sprzętu w naszym szpitalu jest oklejonych serduszkami. A poza tym nie rozumiem dlaczego ktoś mi mówi na co mam przekazać moje pieniądze, a na co nie. Wiem za to, że Orkiestra pomaga wszystkim, bez względu na poglądy i wyznanie...
A historia Twoja i Twojego syna tylko utwierdza mnie w tym, że warto wspierać WOŚP
Fajny wpis. Historia brzmi dość znajomo, też przerobiliśmy sporo "przygód" i też wszędzie towarzyszył nam sprzęt kupiony przez fundację POLSAT i WOŚP. Z tym sprzętem i wiedzą lekarzy, jest podobnie jak z fotografem i ze zdjęciami. Jak ma dobry sprzęt to łatwiej i przyjemniej się te zdjęcia robi.
OdpowiedzUsuńTak :). Bardzo trafne porównanie :))).
UsuńCieszę się, że są takie wpisy jak Twój! Mimo iż nie jestem wielka fanką WOŚP to wrzucam do puszki cokolwiek jak mam bo wiem, że z tego jest realna pomoc.
OdpowiedzUsuń:)
"Lubię to" ( wciskam po 1000kroć ):)
OdpowiedzUsuńBo wiem, że są tacy rodzice, którzy orkiestrze zawdzięczają życie swoich dzieci.Nie tylko zdrowie, ale i życie...
A taka głupsza niż ustawa przewiduje Pawłowicz...szkoda na nią klikania w klawi...
:)
OdpowiedzUsuńcieszę się i wrzucam
:)
UsuńNasz kochany kraj oryginalnym jest. Gdy byłam na podobych akcjach tu i tam, poza jego granicami (choć i tak nie ma porównania, bo Owsiak jest jeden i kocham Go miłością żywą już od czasu gdy uwalniał słonia), organizatorów podobnych akcji traktuje się z należytym szacunkiem i podziwem.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście w czasach PRL mało ważne było uwolnić ludzi od despotycznej władzy, najważniejsze było "uwolnić słonia"...
Usuń"Lubię to" ;) Piękny i potrzebny wpis, w grudniu przyszła na świat Mała Baba, w szpitalu napatrzyłam się na różne rzeczy. Na rozmaite maszyny robiące "ping!" opatrzone serduszkowym znakiem takoż. Dziękuję i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGriet
Pozdrów Małą Babę od nieznanej cioci :).
UsuńTak to napisałaś, że mi się gały zmoczyły.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy przeciwnicy Orkiestry byliby wciąż jej przeciwnikami, gdyby mieli na koncie taką historię jak Twoja.
No pewnie, sama znam takich. Że owszem, jakies tam inkubatory, pompy i inne, no, ale to nam się nalezy, a poza tym powinny być w szpitalu i tak, a jakby nie była WOŚP-owych to byłyby inne, i że to wyłącznie zasluga lekarzy/ modlitwy/ lekarzy i modlitwy.
UsuńJa na przyklad bardzo jestem lekarzom i pielegniarkom wdzięczna, bo widziałam, jak bardzo walczyli i jak ciężko pracowali, ale moja wdzięcznośc obejmuje też Jurka Owsiaka i jego WOŚP.
Ale sa tacy, których wdzięczność akurat WOŚP nie obejmuje...
Kochane Mamy! Ja już jestem babcią. Nie potrzebowałam pomocy. Ale....mam wyobraźnię. I dlatego zawsze wrzucam. Będę wrzucać nawet, gdy będzie to wyrzeczeniem.
OdpowiedzUsuńNigdy nie musiałem korzystać ze sprzętu zakupionego ze zbiórek WOŚP. Miałem widać trochę szczęścia. Widziałem jednak i wiem, jak wielu pomógł czy wręcz uratował życie. To wystarczy, by wiedzieć, co myśleć. I by wspierać WOŚP. Co czynię. Co do opluwaczy... no cóż, nienawiść to ciężka choroba. I chyba nieuleczalna.
OdpowiedzUsuńMoja Jula pojechała dzisiaj na ferie obklejona serduszkami 😉 Jak co roku zresztą znaleźliśmy puszkę. Oby grali jak najdłużej, bo naszym szpitalom jeszcze sporo brakuje 😘
OdpowiedzUsuń