Obie te sympatyczne okoliczności, Lato i Wakacje, Potomki uczciły takim właśnie śniadankiem,
a Królowa Matka własnoręcznym przyrządzeniem wyboru letnich ciasteczek (i proszę nie pytać, czemu osoba nienawidząca upałów zdecydowała się na spędzenie połowy dnia w kuchni przy rozpalonym piecyku, bo osoba tego sama nie rozumie).
Jak lato to i róże, Królowa Matka ma w spiżarni własnoręcznie produkowany (metodą - dwa razy tyle cukru co płatków róży, bez białych końcówek, bo one dają goryczkę, oraz dwie łyżki soku z cytryny ucierane pracowicie w makutrze na miazgę) przecier z płatków róży, ma go już od dwóch lat i ciągle czekał on na właściwą chwilę, więc, zainspirowana lekturą, doszła do wniosku, że właściwa chwila oto nadeszła. Doszedłszy do wspomnianego wniosku, zakasała rękawy i przystąpiła do ucierania 100 g masła z trzema łyżkami przecieru różanego. Następnie dodała 180 g mąki, 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej oraz 1/3 szklanki żurawiny, drobno (jak najdrobniej) posiekanej. Gdy już zrobiła to wszystko (przy pomocy płonącego żądzą czynu Potomka Starszego), uformowała z ciasta wałek, który umieściła w worku foliowym, a następnie w lodówce na godzinę (a można i dłużej).
W tym czasie zrobiła muffinki z jagodami, po pierwsze po to, by jej się energia nie wypaliła, po drugie dlatego, żeby nie zmarnowało się pół słoika czarnych jagód, który miała w lodówce, ale przepisu na nie zamieszczać nie będzie, bo gdzieś tu ona na pewno jest :). Gdy zaś muffinki były już gotowe, wyjęła z lodówki wałek ciasta, pokroiła go na plasterki grubości pół centymetra i piekła 20 minut w temperaturze 165 stopni, a kolejne 10 minut - w temperaturze o dziesięć stopni niższej.
Ciasteczka zyskały powszechną aprobatę, a Królowa Matka, świętując przybycie Lata, dala się ponieść entuzjazmowi i na podstawie tego samego przepisu wykonała jeszcze ciasteczka lawendowe...
i ciasteczka rumiankowe...
do pierwszej części ciasta dodając roztartą w moździerzu łyżkę suszonych kwiatów lawendy (oraz, ponieważ lawenda ma smak nieco "mydlany", garść posiekanej skórki pomarańczowej dla przełamania kosmetycznego posmaku), a w drugim - dwie łyżki również utartych w moździerzu kwiatów rumianku (jeśli nie ma się dostępu do rumianku rosnącego na łąkach oddalonych od głównych arterii miejskich można, jak Królowa Matka niepewnie podejrzewa, użyć suszonego rumianku nabytego w sklepie zielarskim). Jej osobiście najbardziej smakowała wersja rumiankowa, zapewne dlatego, że nie jest admiratorką skórki pomarańczowej w żadnej postaci ;), ale przyznać musi, że zapach rozprzestrzeniające się po całym domu w czasie pieczenia były upojne - cały dom rzeczywiście pachniał najpierw różą, potem lawendą, i wreszcie rumiankiem.
Jak myślisz, Drogi Pamiętniku, czy da się upiec ciasteczka z lipą ;D?
Tak czy inaczej, lato uważa się za oficjalnie rozpoczęte. I to mimo faktu, że w chwili, gdy Królowa Matka pisze te słowa, grzmi aż miło, a z nieba leja się potoki wody.
mniam, mniam- smacznie te ciasteczka wyglądają :0)
OdpowiedzUsuńach, u mnie też grzmi i tylko potoki się nie leją, bo jakoś bokami burza chodzi, a tak by było miło po upalnym dniu:) Poza tym wprost przepadam za letnimi burzami - mam takie jakieś skrzywienie, lubię przemoknąć do suchej nitki właśnie w letniej burzy, a grzmoty i błyskawicę wyzwalają radość. może powinnam to leczyć;D?
OdpowiedzUsuńTo razem ze mną, bo ja tez lubię :).
UsuńMoje horyzonty poczuły się poszerzone: nie wiedziałam, że to wszystko jest jadalne - zwłaszcza lawenda:)
OdpowiedzUsuńLawenda wąskolistna jest, są tez gatunki wyłącznie ozdobne :). Lawendę waskolistna można piec, zaparzać jak herbate i pić (działa lagodnie uspokajajaco i ulatwia zasypianie). Nie jest polecana przy niskim ciśnieniu, bo je dodatkowo obniża, oraz spowalnia bicie serca. Dobrze wpływa na trawienie i pomaga przy nieżycie zołądka.
OdpowiedzUsuńTo wewnetrznie, bo zewnętrznie działa bakteriobójczo, aromatyzuje, uspokaja i podobno ma działanie afrodyzjaku (kobiety pachnące lawenda silniej działają na mężczyzn :))).