Albowiem pierwszy raz w życiu wrócił on do domu (do domu Babci co prawda, nie własnego w Dziczy, ale to też się liczy!) całkiem sam!
Potomek Starszy jako uczeń klasy pierwszej mógłby wracać do domu całkiem sam codziennie, i to już od września. Królowa Matka we wrześniu przyniosła ze spotkania z Wychowawczynią do wypełnienia mały formularzyk z pytaniami o dietę, alergie, choroby, przyjmowane leki i inne etcetery, między innymi także o to, czy wyraża zgodę na samodzielny powrót dziecka do domu. Królowa Matka, skłonna na to pozwolić, zapytała Potomka, co on o tym myśli.
- O nie! - odrzekł Potomek Starszy bardzo stanowczo. - Masz po mnie przychodzić! Sam nie będę wracał NA PEWNO!
Potomek Starszy jest bowiem Dzieckiem Ostrożnym. Jest, nie istniejącym w literaturze fachowej przypadkiem, który nie zaliczył buntu dwulatka, i przy którym Rodzice nie musieli zmieniać wystroju mieszkania i stawiać na niedostępnych (teoretycznie) wysokościach wszystkich łatwo się tłukących/ zawierających drobne elementy/ (potencjalnie) ostrych i niebezpiecznych przedmiotów, zakładać zaślepek na gniazdka elektryczne i budować barykad wokół kuchenki gazowej. Potomkowi wystarczyło jedno "nie wolno!", by czegoś nie zrobił (tu Królowa Matka roni łzę - gdzież są, ach, gdzie te lube czasy? I czemu wtedy wydawały się czymś tak oczywistym???). Nieufnie i z dużą ostrożnością podchodził też do wchodzenia i schodzenia po schodach, włażenia na drabinki i zjeżdżania na zjeżdżalni. Jak już wlazł, zjechał, zszedł po schodach natychmiast tracił wszelki umiar ("umiar" jest słowem, które w słowniku Słodkiego Dziecięcia nie występuje), ale duszy ryzykanta nie przejawiał od urodzenia. W żadnej kwestii.
Niestety, oto nadeszła chwila, gdy Życie postawiło go wobec Próby, a nawet Konieczności wzięcia się z nim za bary. Królowa Matka oto miała dziś umówioną (od dwóch miesięcy) wizytę kontrolną w Sąsiednim Mieście i z góry wiadomo było, że o ile odprowadzić Potomki do Placówek Edukacyjnych da radę, to już odebrać Starszego na pewno nie.
Wskutek powyższego przedstawiono Potomkowi następujące opcje:
- siedzi w szkolnej świetlicy aż do powrotu Królowej Matki z Sąsiedniego Miasta ("Ale ja się boję tam siedzieć, mamo, tam są same obce dzieci!", surprise, surprise),
- wrócić do domu wraz z koleżanką mieszkającą po sąsiedzku i jej babcią, o ile uda się Królowej Matce dopaść babci i poprosić ją o przysługę,
- wrócić samodzielnie.
Opcji czwartej, najbardziej wytęsknionej (Potomek nie idzie do szkoły wcale) nie przedstawiono.
Po dojrzałym namyśle Potomek Starszy zdecydował się na samodzielny powrót i w dniu wczorajszym odbyła się Próba Generalna. Potomek wracał sam, a Królowa Matka skradała się za nim, kryjąc się po krzach, klatkach schodowych oraz nierównościach terenu (o czym Potomek oczywiście dobrze wiedział i bawiło go to nieprzytomnie). Następnie odbyła się zwięzła pogadanka na temat "Zawsze, ale to zawsze wracamy do domu tą samą drogą" oraz Kurs Obsługiwania Domofonu ("Trójkę w szkole przerabialiście, ósemka wygląda jak bałwanek, a potem naciskamy gwiazdkę. A jak nie dasz rady sam dosięgnąć poproś jakąś dorosłą osobę, żeby ci wklepała numer").
Jako, że Potomek posiada Babcię - która, niepomna własnych spacerów przez zamarzniętą Wisłę w wieku lat czterech, niepomna wyprawy po choinkę do parku miejskiego wraz z najlepszą kumpelą, obie w wieku lat siedmiu, niepomna tego, że jej własna Córunia, niuniowata do obłędu, wracała ze szkoły dzień w dzień samiutka, zaliczając dwa przejścia dla pieszych, oba bez świateł ("Bo to inne czasy były!!! Samochodów nie było!!!", a fakt, Królowa Matka zapomniała, ino dorożki!) - wpadła w panikę na myśl o Najdroższym Wnusiu samotnie pokonującym Złowrogie Ulice wraz z panującym na nich Bezprawiem i Pedofilią, i zorganizowała pomoc sąsiadki, która zaoferowała się zaopiekować Pomponami przez kwadransik, wszystkie powyższe przygotowania nie wydawały się potrzebne.
A jednak.
Królowa Matka przebywała na badaniach, sąsiadka przybyła właśnie do domu Matki Królowej Matki celem oswojenia ze sobą Pomponów - czy też, by uściślić, Pompona Młodszego, prezentującego szeroki wachlarz zachowań świadczących o przeżywaniu przezeń Lęku Separacyjnego (który to lęk jest czymś zgoła niedostępnym Pomponowi Starszemu, zawsze przypatrującemu się z uwagą Obcej Osobie zanim obdarzy ją skąpym uśmiechem, ale na pewno nie ryzykującym, że przez jakieś głupie wrzaski Obca Osoba przestanie się wdzięczyć i wydawać zachwycone okrzyki, a on sam straci na Byciu Takim Rozkosznym Bobaskiem oraz na urodzie), Babcia Potomka odziewała się w pośpiechu, gdy nagle zadźwięczał domofon.
- Proszę pani - rzekł obcy, męski głos. - Jakieś dziecko prosi, żeby je pani wpuściła.
Babcia Potomka z rozwianym włosem i wizją Pedofila, Co Wykorzystuje (każdy przecież wie, że taki Pedofil potem domofonem dzwoni!!!) runęła na schody, zatrzymała się, runęła ku windzie, zatrzymała się, znów rzuciła się ku schodom i znów się zatrzymała porażona przerażającym przypuszczeniem, że Potomek wejdzie po schodach, jak ona zjedzie windą, albo wjedzie windą, jak ona będzie pędzić po schodach (no bo to oczywiste, że jak sam całą drogę ze szkoły przeszedł to jego możliwości intelektualne się wyczerpały i drogi na całe drugie piętro sam nie będzie w stanie obczaić). Szczęśliwie mogła przestać miotać się w straszliwej niepewności, bo Potomek właśnie objawił się na schodach, bardzo z siebie dumny.
Okazało się, że skończył lekcje godzinę wcześniej (ciekawe, swoją drogą, dlaczego prawie czterdzieści minut zajęło mu przebycie tych głupich 500 metrów, zastanowiła się przelotnie Królowa Matka???) i mając do wyboru Przeraźliwą Możliwość Siedzenia Godzinę W Świetlicy i Przeraźliwą Możliwość Pójścia Samemu Do Domu zdecydowal się na to drugie. Skrupulatnie przy tym przestrzegając wszystkich wskazówek mamuni.
Po czym wpadł we wspomniany brak umiaru i oznajmił, że od tej pory sam będzie chodził także DO szkoły :).
Na co Królowa Matka nie przystała w najmniejszym stopniu, pamiętna wypowiedzi Potomka, cytuję: "Jakbym ja sam do szkoły chodził, to bym tam wcale nie szedł, tylko ciągle do domu wracał. Wy byście mnie wysyłali, a ja bym wracał...", koniec cytatu :).
O mój borze zielony. Jak Ci się udało opisać moją córkę?
OdpowiedzUsuńTeraz, przy Prezesie przezywam 217 wywaleń szafek, wybranych losowo, 113 guzów, siniaków i zadrapań, 17 mgnień lampki ściąganej za kabel dziennie... A mnie się zdawało, że bycie matką jest takie lajtowe i bezwysiłkowe :>
Plus - moja też się boi pójść sama, choć do zerówki ma metrów 40. No, niech będzie, że 50 :)
toz to juz rzeczywiscie dorosly mezczyzna ;)
OdpowiedzUsuńHihi, a ja zaczynam rozumiec, dlaczego niektorzy uwazaja macierzynstwo za lajtowe i bezwysilkowe ;))
OdpowiedzUsuńA. od poczatku holdowala zasadzie, ze trzeba sprawdzic czy te zabronione czynnosci naprawde sa takie fajne. Chociaz trzeba przyznac, ze dysponuje rowniez duza doza instykntu samozachowawczego (przynajmniej w stosunku do przedmiotow martwych), wobec czego urazow szczesliwe unikala. Ale 5kg proszku do prania rozsypanego w lazience (mama, mam snieg!), poobcinane dookola futerka na krzesla (one wystawaly!), wycinanki na ubraniach, pomalowane sciany i tysiac innych zabronionych czynnosci - wzdech. Takie dziecko niewatpliwie ma tez zalety - jest samodzielna (nieco zanadto), ale niech mnie kule bija jesli ja 18-tki tego poprzeczniaka dozyje. 10 lat, tylko 10 lat jeszcze.
Dobrze, ze Laronek zapowiada sie niuniowato, grzecznie i mamincyckowato ;)))
I oczywiscie gratulacje dla Potomka Starszego, samodzielna droga do domu, to niewaska rzecz!
OdpowiedzUsuńTrus@ Wielokrotnie wszak dawalam wyraz opinii, że Potomek Starszy i Miss Sajgon to jest jedno dziecię w dwóch cialach, po prostu bliźnięta :). Nawet tu gdzies o tym pisalam :D.
OdpowiedzUsuńGosia@ Nie chce cię martwić, ale Potomek Starszy tez się zapowiadal niuniowato, i pomimo zachowanej do teraz w niektorych sytuacjach niuniowatości nie spelnil on pokladanych w nim nadziei ;).
Wyrazy uznania Potomkowi przekazałam, wbijając go w Jeszcze Większą Dumę ;D.