Królowa Matka zauważyła ostatnio, że wokół niej wyrosła cała, całkiem liczna, grupa osób, dla których nie jest ona sobą.
Megalomania Królowej Matki nie sięga tak daleko, by twierdzić, że dla większości otaczających ją osób jest ona sobą. Przeciwnie, większość nie ma pojęcia, kim ona jest - w przeciwieństwie do własnej Matki, która posiada wrodzona łatwość w zawieraniu znajomości i wdawaniu się w pogawędki z absolutnie każdą napotkaną osobą, i po roku mieszkania w nowym miejscu jest już na "ty" z połową osiedla, w tym z większością sąsiadów, ekspedientkami w sklepach i paniami z kiosku, Królowa Matka po zamieszkaniu w Dziczy nadal nie poznaje z twarzy znakomitej większości swoich sąsiadów, i nie dlatego bynajmniej, że nie ma ich wielu. Królowa Matka jest po prostu patologicznie nieśmiała i nie patrzy na ludzi w niemądrym poczuciu, że jak ona na nich nie spojrzy to oni jej również nie zauważą - i potem bardzo się dziwi, że jednak czasami zauważają i zapamiętują nawet. Tym niemniej ludzi, którzy o istnieniu Królowej Matki nie mają najbledszego pojęcia jest pewnie około 6 miliardów 999 milionów 999 tysięcy.
Teraz zaś w pozostałym tysiączku osób, które Królową Matkę znają/ kiedyś znały/ mają w "Znajomych" na Facebooku, chociaż jej w życiu na oczy nie widziały/ i tak dalej / pojawiły się takie, dla których Królowa Matka nie jest przyjaciółką, siostrą, znajomą, autorką bloga, nickiem na forum, koleżanką z byłej klasy czy obecnej pracy, sąsiadką, byłą uczennicą, nauczycielką. Dla których nie jest atrakcyjna, wyjątkowo nieciekawa, zabawna, inteligentna, nudna, których nie wkurza i nie interesuje.
Dla których jest tylko i wyłącznie "mamą Potomka Starszego/ Młodszego".
Królowa Matka już jakiś czas temu zauważyła, że nie jest sobą dla swoich własnych dzieci (siedem lat jej to zabrało, brawa dla tej pani za refleks, polać jej!). W rozmowach z nimi zaczęły się pojawiać pytania "A gdzie byłem, jak mnie nie było?", "A ty mamo byłaś już, jak mnie nie było?", a potem zdziwienie i niezgoda, czy może raczej zupełnie nie przyjmowanie do wiadomości odpowiedzi, że owszem, Królowa Matka była. Wszystkie te lata, które Królowa Matka spędziła śmiejąc się i płacząc, zakochując i odkochując, zaprzyjaźniając się i ucząc, te wszystkie dni pełne radości, nieprzespane noce, wszystkie chandry, wielkie nadzieje, mniejsze i większe rozczarowania, wszystkie książki, które przeżywała, wszystkie filmy, przy których płakała, języki, których się uczyła i liczne fascynacje, którym się poddawała, cały królewskomatczyny wszechświat został lekceważąco zbyty machnięciem ręki jako nieistniejący - bo przecież nie istniały Potomki. Skoro zaś nie istniały Potomki, Królowej Matki również nie było.
A w dodatku teraz, gdy Królowa Matka odbierała z przedszkola Potomka Młodszego, usłyszała jego kolegów wołających: "Kacper! Twoja mama przyszła!!!" i zrozumiała, że stała się tym, czym i dla niej były Matki (o Ojcach nawet nie wspominając) wszystkich jej koleżanek. Mamą Kacpra. Mamą Mikołaja. Wkrótce już - mamą Pomponów.
Stała się tłem.
Z Matkami Przyjaciółek jest inaczej. Matki Przyjaciółek pojawiają się w pewnym momencie w rozmowach, we wspomnieniach, a w miarę rozwoju przyjaźni mogą pojawić się nawet w tym samym pokoju na maratonie filmowym, nad pizzą w ulubionej pizzerii, w kuchni na pogaduchach nad parującym kubkiem herbaty. Zna się ich imiona, spędza się z nimi czas, w jakiś sposób przyjmuje do tej rodziny, którą każdy sam sobie wybiera i układa.
Ale Matki Koleżanek... Matki Koleżanek nie mają imion. Nie wie się o nich nic. Stanowią - po okresie, gdy są tylko i wyłącznie przeszkodą, stawiającą idiotyczne wymagania co do powrotu z imprezy do domu albo zabraniającą przekłucia uszu - bezbarwny dodatek. Przewijają się w tle, nieme, właściwie niewidzialne, uśmiechnięte, odpowiadające na "Dzień dobry", czasem proponujące kanapkę czy herbatę. Są tylko "mamą Kasi/ Sylwii/ Tomka". Nikim więcej.
Czując wewnętrzny bunt przeciw staniu się tłem Królowa Matka pomyślała ze zdumieniem, że może Matki Koleżanek też taki bunt odczuwały. Może były jak Królowa Matka. Może były od niej sto razy bardziej interesujące. Może posiadały oryginalne hobby, może były wyjątkowo oczytane, może jak nikt na świecie znały się na kinie bułgarskim, może rzeźbiły w drewnie, może kochały muzykę wczesnego baroku wykonywaną na instrumentach z epoki. Może uczyły się sanskrytu, żeby przeczytać "Ramajanę" w oryginale. Żadna nie pisała bloga, ale może któraś pisała pamiętnik, przy którym teksty Królowej Matki to wydumane i żałosne wypociny. Może były osobami o błyskotliwej inteligencji i wyjątkowym poczuciu humoru. Sympatycznymi, otwartymi na innych, życzliwymi światu. Może miałyby do opowiedzenia o swoim życiu zapierające dech w piersiach, wzruszające i zabawne historie.
Królowa Matka już nigdy się tego nie dowie.
Prawdopodobieństwo, że Matki jej Koleżanek czytają te słowa jest nikłe, ale mimo to Królowa Matka napisze - jakże jej przykro, że nie będzie miała szansy na to, by je poznać!
Żeby się chociaż dowiedzieć, jak miały na imię.
Królowo Matko wiesz doskonale, że i u nas ostatnio Dziatwa trwała w ogromnym zadziwieniu faktem istanienia Matki i Ojca Przed Naszą Erą ;-)
OdpowiedzUsuńPodobnie, jak Ty, rozumiem tą nieświadomość. Będąc w ich wieku, a nawet później również podobnie myślałam o moich Rodzicach - są MOIMI rodzicami i tyle. Zmienia się to duuużo później.
Przyjdzie więc nam Królowo Matko wspólnie poczekać latek parę albo i więcej ;-)
Maciejka
No tak, bolesna prawda, z czasem człowieka się degraduje do jakiejś roli, ponieważ ja nie posiadam małżonka i dzieci zapewne dla otoczenia jestem starą panną z parteru ;)))
OdpowiedzUsuńJa jestem wielodzietną patologią :). Albo Kobietą, która WRESZCIE osiagnęła spelnienie :D. Starą panną bylam kopę lat, tylko nie z parteru.
OdpowiedzUsuńOraz witam :)). Tkwię na twoim blogu jak zaczarowana, chichrając :D.