czwartek, 22 stycznia 2015

Królowa Matka i reklamy, po dłuuuugiej przerwie

O reklamach nie było tak dawno, że Stali Czytelnicy zdążyli już zapomnieć, że Królowa Matka je kocha, a Nowi Czytelnicy w ogóle tego nie wiedzą. A więc specjalnie dla Nowych Czytelników informacja - Królowa Matka kocha reklamy z przyczyn nie do końca jasnych, może uwielbia ten dreszcz, gdy na widok jakiejś reklamy szlag ją trafia i ciśnienie rośnie (a ma zbyt niskie, bo jej leki nasercowe obniżają, więc odrobina środka pobudzającego jest nie do pogardzenia), a może z innych powodów, kompletnie irracjonalnych, w końcu miłość bywa irracjonalna z zasady, nieprawdaż.

Nie umie Królowa Matka powiedzieć, czemu o reklamach dawno nie było, na pewno nie z powodu braku podwyższających ciśnienie dzieł w naszej kochanej TV, ale jakoś się ta irytacja, w którą Królowa Matka popadała rozmywała w tak zwanym międzyczasie jaki upływał od popadnięcia w cholerę do okazji, by ją wypisać z siebie na blogu, aż wreszcie nadeszła przerwa świąteczna, więcej czasu wolnego, więcej bajeczek w TV, chłoniętych przez Potomki Królowej Matki (oraz powtórek "Chirurgów"), a co za tym idzie - więcej przerw reklamowych, których nagromadzenie sprawiło, że Królowej Matce się wreszcie ulało.

Ponieważ tak się składa, że poza sezonem świąteczno-feriowym mamy też sezon przeziębieniowo-grypowy jasnym jest, że reklamami, które atakują niewinnego człowieka rzucając się na niego bez opamiętania w przerwach miedzy kolejnymi odcinkami "Świnki Peppy" są reklamy leków.

Między innymi środka na gardło, który podaje się mamusi, bo kiedy ją boli gardło tatuś ma w domu prawdziwe urwanie głowy. Rozwala wyposażenie wnętrza podczas zabawy z dziećmi, podpala deskę do prasowania (i prasowaną na niej koszulę), dzieci mu łażą po meblach, zrzucają z półek garnki, kłócą się bez przerwy, wyświniają kosmetykami mamusi malując się nimi po całej twarzy i nie dają się położyć spać, a tatuś, biedny miś, nie potrafi sobie z nimi poradzić. Na szczęście jest Tantum Verde, podajemy go niewolnicy i natychmiast, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jest ona gotowa do oporządzenia chlewa, który zrobiła z mieszkania dwójka pacholątek i zajmujący się... o, pardon, "zajmujący się" nimi tatuś, który teraz może już wrócić do tego, co umie najlepiej, czyli, no nie wie Królowa Matka, do stania w kąciku w charakterze elementu ozdobnego, stojaka na kapelusze albo wieszaka na płaszcze, bo innego zastosowania tego konkretnego tatusia Królowa Matka nie widzi.

Gdy Królowa Matka sądziła, że nic jej już bardziej nie ogłuszy pojawiła się reklama, w której kobieta - ewidentnie chora, zakatarzona, z wypiekami od gorączki i podkrążonymi oczami - wchodzi do pokoju i mówi: "Alicjo, przepraszam cię bardzo, ale naprawdę nie dam rady, muszę wziąć jeden dzień zwolnienia, poradzisz sobie jakoś, prawda?", po czym kamera najeżdża na rzeczoną Alicję i okazuje się, że nie jest to szefowa nieszczęsnej ofiary grypy, tylko czteroletnia na oko dziewczynka, wpatrująca się w mamusię z otwarta buzią, podczas gdy my otrzymujemy radosny komentarz z offu: "Mamy nie biorą zwolnienia".

Och, nie. mamy nie biorą zwolnienia, mamy są w ogóle nieważne, potrzeby mam się nie liczą nic a nic, mamy chorują chyłkiem, jakby co to sobie chlapną "Vicks" albo inną musującą oranżadkę z paracetamolem i już mogą z uśmiechem igrać z pacholątkiem w parku, szczęśliwe jak prosięta w deszcz.

A potem mamy lądują w szpitalu z obustronnym zapaleniem płuc, jak jedna koleżanka Królowej Matki, która też się leczyła oranżadkami, no bo przecież trzeba dziecko odprowadzić do przedszkola i odebrać, drugie nakarmić kaszką, uśpić, przewinąć, poczytać wieczorem, z trzecim odrobić lekcje i nikomu Boże broń nie zawracać głowy swoim samopoczuciem, no ale ojtam, ojtam, w końcu ile statystycznie mam z zapaleniem płuc trafia do tego szpitala, jakiś nieznaczący procent zapewne, czyli oranżadki działają, i pranie mózgu robione mamom przez całe społeczeństwo też.

Nazwy następnego specyfiku Królowa Matka nie pamięta, zapewne dlatego, że jej się ciemno robiło przed oczami i szum krwi w uszach zagłuszał dźwięk z ekranu. Na ekranie uśmiechnięta pani sieka coś czy miesza, lub zawija w papierki, mniejsza, przestępując z nogi na nogę. "Problemy z nogami, Basiu? Może powinnaś coś z tym zrobić?" - troszczy się Tajemniczy Męski Głos (bo one zawsze są męskie, te Głosy), na co pani odpowiada z lekceważącym prychnięciem: "Ale ja nie mam czasu, żeby iść po receptę!" i natychmiast dowiaduje się, że nie szkodzi, no co ona, po receptę, wcale nie musi, może nabyć zupełnie bez recepty środek... ale jaki, Królowa Matka nie wie, bo już jej w uszach szumi na całego, zaś jej okrzyki zagłuszają treść reklamy.

Jesteśmy podobno jedynym krajem w Europie (w Unii?), w którym dozwolone są reklamy leków w TV i niby Królowa Matka przywykła już do tego, że bywają bloki reklamowe składające się wyłącznie z reklam specyfików farmaceutycznych. No i do tego, że Polacy leczą wszystko, od grypy poprzez marskość wątroby po zimne nogi, cellulit wodny i zakwaszenie organizmu za pomocą łyknięcia magicznej tabletki, ale tym razem po raz pierwszy objawiła się na ekranie osoba, która głośno i radośnie oznajmia, że nie chce jej się iść po receptę. Nie-Chce-Jej-Się-Iść-Po-Receptę. Czyli prawdopodobnie leczy się na coś, ale nie szkodzi, bo jej się nie chce. Po receptę ci się nie chce iść, głupia babo, tak? A dostać zakrzepowego zapalenia żył ci się chce? Albo zakrzepicy żył głębokich? A chce ci się zejść na zator płucny, którego się dorobisz, bo zamiast środka przypisanego przez lekarza łykniesz sobie tableteczkę bez recepty?

Bo może ci się, kur... na, chce, Królowej Matce nic do tego, ale niewykluczone, że innym się nie chce i lepiej byłoby nie pokazywać twojej lekceważąco uśmiechniętej gęby w charakterze pozytywnego przesłania głoszącego, że jak ktoś nie ma życzenia kontynuować leczenia to nie szkodzi, bo nasze apteki pełne są takich fajnych, kolorowych pigułek, o których natychmiast trzeba "powiedzieć Hance"!!!

(przerwa na oddychanie do woreczka)

Następna reklama, zrobiona w konwencji rysunkowej i bawi ją do łez, w związku z czym Królowa Matka delikatnie sugeruje Twórcom Telewizyjnym, żeby może zawsze puszczali ją w zestawie, zaraz po Basi i jej zakrzepicy, bo bardzo by to koiło krolewskomatczyne skołatane nerwy.

W reklamie podziwiać możemy Prawdziwego Mężczyznę i jego Idio..., znaczy, Kobietę, która siedzi na pniaku w pięknych okolicznościach przyrody i marznie. Mogłaby się co prawda przyodziać, ale wtedy zasłoniłaby swe niewątpliwe talenty, niewykluczone, że jedyne, jakimi dysponuje, więc dygocze na tym pniaku w miniszortach i koszulce na ramiączkach, podczas gdy jej Pan i Władca usiłuje rozpalić ognisko.

Ale my wiemy, że nie o żadne ognisko tu chodzi, nienienie, ta reklama to jest jeden wielki błysk poetyckiej metafory, Państwo rozumią, prawda, he, he, he? "Prawdziwy mężczyzna (a nie wątpimy przecież ani przez chwilę, że z takim właśnie mamy tu do czynienia) radzi sobie w każdej sytuacji - ogłasza Głos z Offu. - Wie, jakiej (tu Głos robi znaczącą przerwę, doprawdy, aż się czuje to porozumiewawcze mrugnięcie okiem, he, he, he) ROZPAŁKI użyć, kiedy (kolejne mrugnięcie, co to Państwo wią i rozumią, he, he, he) KONAR nie chce zapłonąć...", a potem już normalnym tonem podawane są informacje o tym, co to za cuda robi "Braveran" z, he, he, he, opornymi KONARAMI (o, bogowie, Królowej Matce się udzieliło) łącznie z tą, że specyfik "należy zażyć godzinę przed stosunkiem" oraz hasłem "Efekt po Braveranie masz na zawołanie", bo że "godzinę przed" równa się "na zawołanie" to oczywista oczywistość.

I może nawet by Królowa Matka darowała tej reklamie, gdyby nie jej nachalne powtarzanie, bywały bloki reklamowe, w których puszczano ją i po cztery razy, więc jednak się Królowa Matka weźmie i wypowie - Drogi Copywriterze, osoby, które potrzebują Braveranu (a wątpi Królowa Matka, by byli to odpowiednicy przerysowanego byczka z reklamówki) jakiś czas temu opuściły gimnazjum, w związku z czym prześmieszne nawiązania do płonących konarów nie wydają im się prawdopodobnie aż tak prześmieszne jak Tobie, który zapewne gimnazjum masz świeżo w pamięci. Więc jeśli już musimy wszyscy być katowani Twoją reklamą co minutę, niech obfituje ona w porównania choć odrobinę subtelniejsze, tylko o to Cię Królowa Matka prosi.

I, tradycyjnie, na koniec reklamowe samobójstwo, nad którym Królowa Matka poznęca się ze szczególnym upodobaniem.

Przyznaje ona bez bicia, że nie rozumie metody Banku ING, który reklamuje się za pomocą szeregu spotów z antypatycznymi i złośliwymi bohaterami w rolach głównych, którzy to bohaterowie czerpią szczególną przyjemność z robienia przykrości swoim mniej błyskotliwym znajomym, no, ale może w tym szaleństwie jest metoda, której Królowa Matka, jako osoba prosta umysłowo, nie ogarnia. Ale bardzo chciałaby wiedzieć, co przyświecało autorom spota, ekhm, świątecznego.

Mamy w tym spocie na pierwszym planie tatusia i synka, którzy wypakowują z pudła zabawki choinkowe, a na drugim planie - grupę osób na kanapie, między innymi starszą panią robiącą na drutach i miłego pana w obciachowym swetrze z reniferem, przytrzymującego starszej pani włóczkę.

- Tato - zagaja chłopczyk z pierwszego planu - a dlaczego wujek nosi ten sweter z reniferem, który dostał od babci?
- Bo - wyjaśnia tatuś ze złośliwym uśmieszkiem - babcia wzięła na siebie kurs pilotażu wujcia, więc wujcio wziął na siebie sweterek babci.
- A ty też taki dostałeś - drąży chłopczyk - i nie nosisz.

 Na co tatuś, z dumą, mrugnięciem okiem i tonem przepojonym satysfakcją:

- Bo nie muszę,

po czym pojawia się pan Marek Kondrat, by wyjaśnić nam, oszołomionym prostaczkom, że jak ktoś ma oszczędności to stać go na niezależność, w związku z tym powinniśmy niezwłocznie założyć sobie konto, i uracza nas kuriozalnym w obliczu całej kampanii ING Banku Śląskiego w ogólności, a tym spotem w szczególności, hasłem "Liczą się ludzie".

Ludzie się liczą. Mhm. No to popatrzmy może:

mamy chłopczyka, który od tatusia w dzień świąteczny dostaje komunikat, że jeśli coś się dla kogoś robi to wyłącznie dlatego, że ma się w tym interes. Nie dlatego, że wujek chce dla babci zrobić coś miłego, bo ją kocha, bo są święta, bo owszem, sweterek jest obciachowy, ale babcia włożyła dużo czasu w zrobienie go i dlatego ten jeden dzień w roku wujek się przemoże i będzie go nosić, by jej pokazać, że docenia te starania - ale dlatego, że siedzi u babci w kieszeni. I właśnie dlatego teraz zwija z babcią włóczkę, bo przecież nie dlatego, że lubią ze sobą spędzać czas (a taka opcja, że babcia powiedziała: "Słuchaj, synu, mam oszczędności na pogrzeb, ale z przyjemnością widzę, że są sympatyczniejsze wydatki, nie masz na ten wymarzony kurs pilotażu, więc ci pożyczę, oddasz jak będziesz mógł" oczywiście nie mogła zajść, no skąd, babcia specjalnie wujciowi forsę pożyczyła, żeby go moralnie gnoić i za pomocą presji psychicznej kazać mu zwijać te włóczki - i nic nie szkodzi, że ani wujek nie wygląda na udręczonego, ani babcia na heterę).

Oraz że tatuś nie musi babci tej przyjemności zrobić. Nie musi. Jeden raz w roku nie założy jakiegoś głupiego swetra, bo on jest pan i ma forsę, i stać go na niezależność. Nie ma interesu, nie musimy zdobywać się na najmniejszy życzliwy gest, elementarne!

Nie chciałaby Królowa Matka tutaj prorokować, ale jednak jej zdaniem tatuś nie powinien się szczególnie zdziwić, gdy za dwadzieścia jego syn w jakieś święta (albo w dzień zupełnie powszedni) nie odwiedzi go w szpitalu albo nie odwiezie do sanatorium, albo po prostu zostawi samego, nie siądzie przy nim i po prostu nie pogada, bo będzie finansowo niezależny, więc nic już nie będzie musiał.

Ludzie się liczą.

Królowa Matka woli w takim razie żyć w świecie, w którym się nie liczą - przynajmniej nie w rozumieniu twórców kampanii ING Banku Śląskiego.

Potomek Młodszy mijając telewizor w drodze do łazienki zatrzymał się kiedyś przed ekranem, na którym puszył się Niezależny Mężczyzna i jego syn, i gdy chłopiec zapytał: "Dlaczego wujek nosi ten sweterek od babci?" odpowiedział: "Bo może chce jej zrobić przyjemność?".

No proszę, ma siedem lat i rozumie.

W tym Nowym Roku z serca Ci, Drogi Copywriterze, Królowa Matka życzy, abyś i Ty zrozumiał.


45 komentarzy:

  1. Może w takim razie reklamy powinny przechodzić obowiązkowy Test Dziecka, żeby sprawdzić ich poziom empatii? Dobry byłby jeszcze Test Rozsądku, przydałby się zwłaszcza pani od zakrzepicy.
    A kiedyś w reklamie Pani Domu Paweł Wilczak pomykal w kwiecistym fartuchu i dawał radę i dom i dzieci i obiad ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle przez chwilę mignęła na ekranie seria reklam, w których panowie prali, gotowali i umieli zaplatać warkocze córkom :). Wiem, że bardzo sie te reklamy podobaly mamom i bardzo nie podobały osobom bezdzietnym i niezamężnym, co wprowadza zamęt w moich opiniach o targecie tychże, skoro tak szybko zniknęły ;).

      Usuń
  2. Zgadzam się z prawie wszystkim, Królowo. Ale reklama z Alicją mi się zwyczajnie podoba - bo mamy naprawdę nie biorą zwolnienia. Nawet, jak się kładą do łóżka z megainfekcją. Zresztą - pisałaś o tym kiedyś genialnie, jak chorowałaś po dwie godziny dziennie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, nie biorą, ale nie podoba mi się robienie w tym temacie spotu. Bo ja rzeczywiście chorowałam dwie godziny dziennie, ale wiem, że tak NIE POWINNO być. O tym, co myślę o załatwianiu choroby przy pomocy syropku musujacego nie wspomnę...

      Usuń
    2. Mnie też się ta reklama nie podoba - bo gdzie u licha są ojcowie, kiedy mamy są chore i nie dają rady zajmować się dzieckiem? Ta reklama sugeruje, że wychowaniem dziecka zajmuje się tylko kobieta. W ogóle mam wrażenie, że reklamy są pod tym wzgledem bardziej konserwatywne, niż społeczeństwo - wokół mam przykłady wzorowych tatusiów, ale w telewizji, o nie, ciągle nam wciskają, że dzieci to babska rzecz.

      Usuń
    3. No, wiesz, ojców z reklam lepiej do własnych dzieci nie dopuszczać, bo zatrują, podpalą, zrujnują chałupę...

      A juz sie wydawało, że pojawił się inny trend, z tatusiami, którzy wiedzą, jak działa dom i rodzina, ale zniknęły. i w dodatku czytałam o nich wiele złych opinii, niepojete.

      Usuń
  3. O, o, o, ze wszystkim się zgadzam. Mam natomiast nieodparte wrażenie, że reklama ING miała być w zamierzeniu ironiczna. Mój tok rozumowania idzie tu mniej więcej tak: swetry na Święta, takie zwłaszcza obciachowe, to klisza z brytyjskich filmów/literatury (bo i pan Darcy w "Pamiętniku..." taki ma, Weasleyowie takie dostają na Boże Narodzenie - a to przykłady pierwsze z brzegu), a jak coś jest brytyjskie, to sarkazm i delikatna złośliwa ironia pełną gębą. Więc tak sobie domniemywuję, że ktoś pomyślał w ten sposób, a nikt go inny z boku nie naprowadził na myśl, żeby zobaczył, jak to wygląda, kiedy już wspaniała pierwsza idea opadnie. Zresztą jak z większością tych reklam (nie mogę się oprzeć wrażeniu, że copywriterzy siedzą i się zadowoleni uśmiechają, że ach-jaki-pomysł mieli, a nie ma nikogo, kto by im powiedział chłopie/babo, weź się opamiętaj, jak to wygląda!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko brytyjskich, Amerykanie też noszą takie sweterki na tych wszystkich familijnych filmach, owszem, zauwazyłam skojarzenie :). Ale raczej obstawiam wpływ popkultury amerykańskiej właśnie, wszystkie mieszkania w polskich reklamach na święta upodabniają się do holliłódzkich, dlatego myślę, że posądzając copywriterów o subtelne nawiązania do kultury brytyjskiej nazbyt im pochlebiasz.

      Usuń
    2. Hm, nie pomyślałam o tym, ale po zastanowieniu muszę przyznać Ci rację, zwłaszcza, że te Święta w TV to faktycznie raczej kalki ze Stanów niż z Wysp (koron nie ma w końcu, ech ;)).

      Usuń
  4. Jest jeszcze reklama flegaminy, gdzie dziecko kaszle, przychodzi sąsiadka z flegaminą, a potem wraca z pracy tata, przynosi flegaminę, bo, uwaga, SZEF (wszystkich szefów) mu ją doradził, a on na pewno wie.
    Model matki: zagubiona, bezwładna, pozbawiona mózgu - wszyscy muszą za nią myśleć.
    Muah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mamy tu pozytywny (i chyba rzadki) obraz ojca, który tak się przejął chorobą dziecka, że aż w Pracy o tym opowiedział! Szefowi!! :P

      Usuń
    2. O rany, dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego moja Mum, gdy usłyszała o moim kaszlu, kazała mi KONIECZNIE kupić Flegaminę! Ale to KONIECZNIE! W telewizji była :)

      Usuń
    3. Ale flegamina działa, abstrahując od idiotycznych reklam, przynajmniej na mnie, działała i to w odległych czasach, zanim reklamy w ogole zaistniały w przestrzeni publicznej :). Może i na twoją Mamę kiedyś działała :)?

      Usuń
    4. Na ogół jednak w reklamach lansuje się obraz Matki Polki (patrz wyżej -ta co nie bierze zwolnienia), która dzielnie opiekuje się nie tylko potomstwem, ale i nieporadnym mężczyzną. Np. w tej reklamie o leku na "niespokojne nogi" (czy coś) - czemu do licha gość sobie go sam nie poszukał??

      Usuń
  5. No faktycznie, u mnie reklam leków w telewizji nie ma...Ale sobie czasami polskiego RMF słucham przez internet i słyszę te pięciominutowe bloki reklamowe z czego na 10 reklam 8 jest o lekach i suplementach diety, zgroza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bywa i 10 na 10, kiedys liczyłam, bo sama w to nie wierzyłam, a jednak!

      Usuń
  6. Taa, przekonanie o tym, że chorą matkę zamiast okryć kocem i zostawić w spokoju należy nafaszerować chemią, jest w narodzie bardzo silne.
    Korzystając z okazji, że nie jestem u siebie, oraz że pewien mąż przeczyta nie tylko powyższy post ale i komentarze (!) pozwolę sobie przytoczyć historię pewnego męża właśnie, który wróciwszy z pracy zastał żonę zalegającą w fotelu. Mąż akurat miał wieczorem zaplanowane wychodne (stopień ważności wyjscia: D, w skali A-E). Żona oznajmiła, że źle się czuje i żeby mąż może został w domu. Mąż sie zafrasował, coś tam sie po domu pokręcił, kogoś tam umył, komuś dał spyżę i...wyszedł. Chora żona obraziła się śmiertelnie, czemu mąż niepomiernie się dziwił, ponieważ - jak stwierdził - żona nie wyglądała na chorą! Gdyby była chora - dowodził - nie leżałaby w fotelu pod kocem ze smartfonem w ręku tylko pościeliłaby sobie łóżko, położyła się jak człowiek i przygotowałaby sobie jakiś napój rozgrzewający!

    Taka, powiadam ci, amatorszczyzna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy ten mąż nie zapytał żony, czy jej może herbatę zrobić albo łóżko pościelić O.o? Nie wziął pod uwagę, że rzeczona żona może nie ma siły stać w kuchni albo ścielić łóżka? To dopiero jest amatorszczyzna.

      Usuń
    2. A, Jarecko kochana, czy ten pewien, najzupelniej jak mniemam hipotetyczny mąż zaczyna natychmiast chorować tobie do towarzystwa? Bo mnie jest znany mąż, tez najzupelniej hipotetyczny, który, gdy jego żona się dusi kaszlem i omdlewa na skutek bólu glowy zaczyna łykać syropki i przykładać sobie znaczącym gestem dłon do czoła, a kiedyś, gdy jego żona leżała, z trudem łapiąc powietrze ustami, bo jej serce odmawialo posłuszeństwa, poklepał się po klatce piersiowej i z zadumą rzekł: "Wiesz, tak mnie dziś serce pobolewa...", wskutek czego ta też hipotetyczna i w ogóle mi nie znana żona dostała szału, zmartwychwstała z loża boleści i zrobiła mu awanturę z wyzwiskami :)...

      Usuń
    3. Oczywiście, dokładnie tak!
      Tego hipotetycznego męża zawsze bardziej, nawet jak żona ma bóle menstruacyjne. Nawet jak do porodu jechali, żona zapytana "czy bardzo boli?" odpowiedziała: "tak, ale ani w połowie tak jak ciebie", bo już się przyzwyczaiła, że tak być musi.

      Usuń
  7. Ja tam traktuje je z dużym przymróżeniem oka i przeważnie przewijam jak tylko mogę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja je kocham, są nieustannym źrodlem natchnienia :)!

      Usuń
  8. Aż żal, że nie ma rozbioru "codziennie niskich cenów" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Te reklamy w telewizji chyba coraz głupsze, bo jak normalnie je opisywałaś to się śmiałam na całe gardło, a teraz tylko jakiś taki niewesoły uśmiech mi wychodził...
    Drogą skojarzeń, jakoś 2 miesiące temu w internecie głośno było o spocie, który miał reklamować Polskę na Wyspach Brytyjskich, widziałaś go może? To dopiero reklama warta komentarza :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że nie widziałam? Chyba pójdę i wyguglam...

      Usuń
  10. A ja uwielbiam minę tej Alicji, która słyszy, że mama musi wziąć zwolnienie. Mina dziecka bezcenna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to reklama sprawnie zagrana. Co nie zmienia faktu, że idea mnie wkurza.

      Usuń
  11. Zasadniczo to traktuję reklamy jako przerywnik do zrobienia herbatki, lub oddalenia się do miejsca chwilowego odosobnienia ;-). Natomiast reklama ING zwróciła moją uwagę prostactwem i pokazywaniem dziecku, że pieniądze są najwyższą wartością i ich posiadanie stawia nas ponad wszystkim, nawet zwyczajna uprzejmość jest zbędna. Widać nie posiadam wystarczającego poczucia humoru by docenić ten rodzaj reklamy, ale nie dostrzegam w niej sarkastycznej angielskiej ironii, a tylko zwyczajne chamstwo niestety.
    Pozdrowienia ze stryszku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tylko dla jasności dodam, że widzę inspirację ową ironią z Wysp, bo sama reklama jest nieudana i przy tej ironii zdaje się, że nawet nie stała, a jeśli, to daleko i ktoś jej zasłaniał :).

      Usuń
    2. Już wyżej pisałam, ale powtórzę, że dla mnie to są wzory amerykańskiej popkultury raczej. Oczywiście z pozycji wyższości (jak wszystko w tej serii reklam) "Ach, jakie te swetry ohydne, buahahaha, a ten debil je nosi!".

      Cala seria jest chamska (bo juz jest coś nowego, a jakże).

      Usuń
  12. Chyba w tym kraju każdy ma już dość reklam "leków", a w zasadzie produktów leczniczych, bez recepty, bo tych na receptę reklamować jednak nawet u nas nie można. Dlatego, chyba bardziej niż, zaznaczanie "bez recepty" (jakby był na receptę, to by w telewizji pokazać nie byłoby można...) denerwuje mnie sformułowanie z jednej z reklam "prawdziwy lek, nie suplement diety"...
    Co do Braveranu, to faktycznie, nawet leki na potencję, takie na receptę - trzeba przyjmować godzinę przed - a jak przy obfitym posiłku jeszcze wcześniej. Nie to, że używam, ale pracuję w firmie farmaceutycznej. (na szczęście nie widziałam nigdy reklamy produktu firmy, dla której pracuję, bo w sumie nasza linia otc nie jest bardzo rozbudowana).
    Mnie osobiście irytują reklamy typu "magnez dla mężczyzn". Ostatnio szczególnie reklama Centrum dla niego z witaminami z grupy B i dla niej z kwasem foliowym. Z tego, co nawet mój humanistyczny umysł ogarnia:
    1) witaminy z grupy b są w wielu produktach, chociażby w kaszy, zbożu, ziarnach, nabiale, ziemniakach... i dość trudno mieć jakiś większy niedobór
    2) kwas foliowy... to inaczej witamina B9, faktycznie ważna dla kobiet i można ją dodatkowo stosować, ale nie zmienia to faktu, że zawiera się w suplemencie Centrum dla mężczyzn...

    Pozdrawiam jedząc migdały, zawierające dużo kwasu foliowego. Mniam.

    Pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wcale nie jestem pewna, czy wszyscy mają dość jeśli weźmie sie pod uwagę, że podobno "leczymy' się najchętniej po Amerykanach...

      Migdały. Mniam :).

      Usuń
  13. Z telewizyjnymi nie jestem na bieżąco (chwalić litościwe bogi), ale w pracy mam radio. I w busach. I szczególnie w tych ostatnich nie ma jak zwiać. I jak słyszę tego wściekle radosnego mutanta (bo dzieciak to nie jest, normalne dzieciaki wrzeszczą "Mama, daj różowe!"), co pyta, czy mamusia dzisiaj da mu tego pysznego syropku, to rozważam skakanie oknem. A jakiś czas temu był, i oby już nie wrócił, ten ogłaszający, że był niejadkiem, ale po czymś tam je obiadek, co jest wyznaniem, jakie nie przeszłoby przez gardło nawet szanującemu się mutantowi. A ostatnio ciemno w oczach mi się robi, gdy słyszę najnowsze osiągnięcie myśli reklamiarskiej, czyli coś o cudownych witaminkach, które wystarczy dawać dzieciom i i już nie będą chciały cukierków, które są przecież tak niezdrowe, nie to co witaminki. A odchodząc od specyfików dogębnych do, hm, przeciwnych, jeszcze jest dzieło absolutnie szczytowe, czyli to coś na "infekcje bakteryjne i grzybicze", czego nazwę w te i nazad przerzucają między sobą Pani Dochtór Przypuszczalnie Ginekolog oraz Tępawa Dziennikarunia. Co najmniej cztery razy (ale brzmi jak dziesięć) w całym pięciosekundowym "wywiadzie". Argh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejciu! (zachwyciła sie Królowa Matka> Witaminki zamiast cukierków! Nie widzialam tej reklamy, bo gdybym widziała na pewno znalazłaby się w zestawieniu...

      Usuń
    2. Nienie, bo ona radiowa jest! I teraz próbuję sobie przypomnieć, jak się nazywało to reklamowane... >_< (Ja jestem smętną porażką marketingowców, nigdy nie pamiętam, co właściwie reklamują.)

      *wraca z Googla* Uf, mam! "Limitki to owocowe pastylki do ssania, które poprzez działanie składników zmniejszają apetyt na słodycze u dzieci." A dalej znalazłam niniejsze rzadkiej urody twierdzenie: "atrakcyjna forma pastylek stanowi dodatkową atrakcję dla dzieci."

      Usuń
  14. Całe szczęście, nie oglądam tivi. Nie lubię zbyt wysokich ciśnień. A już szumu krwi w uszach jeszcze bardziej :)

    Tylko jedno sprostowanie. W sprawie sławetnego konara.
    Reklama celowała chyba do wybiórczego odbiorcy. Znając kult kulturystyczny coraz młodszych chłopczyków, jak również ich zamiłowanie do substancji wspomagających rozrost tkanki m... ięśniowej, wiem nazbyt dobrze, niestety, że skutkiem ubocznym owego kultu jest impotencja. Całe kilogramy młodzieży zalega w poradniach.
    Dlatego poziom mnie nie dziwi. Wiadomo nie od dziś, że zwykle nadmierny rozrost jednego narządu powoduje zanik innego. W tym przypadku dwóch nawet.

    I uwielbiam Twoje spoty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz? Możliwe, jakże wiele by to wyjaśniało :).

      Usuń
  15. :) a ja padam jak ogladam ta reklamę leku na przeziębienie dla mam..."Alicjo, przepraszam cię ale dzisiaj muszę wziąć wolne- mówi matka do córki."a na koniec:"mamy nigdy nie biorą wolnego".....no albo ta nowa z pieluchami rosmana: "a tata śpi jak zawsze" :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta Rossmana, owszem, sympatyczna, nie jest polska... Może to dlatego ;).

      Usuń
  16. No to się posmiałam czytając. Racje masz, oj masz.
    I napisze w sekrecie, ze reklamy uwielbiam i zawsze oryczę Pragmatyka, gdy próbuje, na nich, zmieniać kanał. Dziedzic miłość do reklam wyssał z moim mlekiem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wychodzi, że tatusie to takie niepełnosprytne coś są, męskie glosy zapewniają o skuteczności podpasek bądź środków na zapalenie kobiecych dróg moczowych, a konary się palą nawet w przerwie między bajkami.
    Widząc to i słysząc, sama wyglądam często jak ta ALicja....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Męskie glosy zapewniają o skuteczności WSZYSTKIEGO. Żeńskie sa kompletnie niefachowe, to podstawy reklamopisania ;)!

      Usuń