Pamiętasz, Drogi Czytelniku, prawie-tulipana z tego posta?
O, właśnie tego?
Królowa Matka, która utykała jesienią cebulki tulipanów w ramach eksperymentu pt. "Zobaczymy, co z tego wyjdzie", a potem, podczas tej straszliwej, długiej, mroźnej wiosny dzien po dniu traciła nadzieję, że będzie miała szansę ujrzeć na własne oczy wyniki eksperymentu pewnego dnia ze zdziwieniem ujrzała wychylajace z ziemi noski tuzinów takich prawie-tulipanów.
A potem z tych nosków zrobiły się nosy, z kiełków - kły, liście wyciągnęły się ku słońcu, spośród liści wyjrzały pąki, które puchły, puchły, nabierając na brzegach koloru (i przypominając w ten sposób Królowej Matce jaki kolor gdzie posadziła :)), a wreszcie, na samym początku Długiej Majówki, Królowa Matka ujrzała rano z okna to:
I już wie na pewno, że "prawie" czyni wielka różnicę :).
Nie, Królowa Matka nie ma w ogrodzie czegoś takiego:
Jeszcze nie teraz.
Może wkrótce.
Może za rok ;D.
Będąc dzisiaj w Ogrodzie Botanicznym widziałam idealne miejsce na takie "pole tulipanów", jak na ostatnim zdjęciu ;) Czego bardzo serdecznie Życzę.
OdpowiedzUsuńDziękuję :). Zrobię, co w mojej mocy (no, w mniejszej skali, bo takich hektarów nie mam :D).
Usuńpiękne!! uwielbiam tulipany, a już takie czerwone są prześliczne
OdpowiedzUsuńMój ulubiony kolor. Nie tylko kwiatów, ale przede wszystkim :).
Usuń